Dołącz do nas

Felietony

Eliminacja mankamentów, pielęgnacja potencjału – refleksje po Zniczu

Avatar photo

Opublikowany

dnia

No i po zawodach, można by rzec. Długie oczekiwanie na pierwszy mecz ligowy i skończyło się w sposób dla nas bardzo znany, czyli porażką u siebie na inaugurację. Trzeba by naprawdę ze świecą poszukać drugiej drużyny na świecie, która nie dość, że startuje tyle razy z rzędu u siebie (w sumie sześć), to jeszcze cztery ostatnie razy kończy porażką w tym pierwszym meczu. Można więc powiedzieć, że historycznie trzeba było być na to przygotowanym. Część kibiców była też przygotowana z tytułu życiowego czarnowidztwa. Ale była też spora ilość osób, które wierzyły, że tym razem będzie inaczej, przełamiemy kompleks inauguracji i w ogóle meczów na własnym boisku.

GieKSa zaczyna nowe życie. Już nie w lidze szuwarowo-bagiennej, a w lidze paździerzowej (cytat z jednego z kibiców). Stosując pewną gradację, można powiedzieć, że polskie drużyny w europejskich pucharach dostają po tyłku, ale w ekstraklasie wiodą prym (ogólnie, a nie w tym sezonie). Ci którzy są za słabi na ekstraklasę, grają w pierwszej lidze. A ci, którzy są za słabi na pierwszą, trafiają do drugiej. To taka luźna refleksja dotycząca poziomu sportowego, jakiego możemy w tej drugiej lidze oczekiwać. Niestety poziomu, który będzie tworzony także przez nasz zespół i bardzo ważnym zadaniem będzie po prostu od tego poziomu ligi nie odstawać.

Często jest tak, że spadkowicze mają problem na początku kolejnego sezonu w lidze niższej. Każda liga ma bowiem swoją specyfikę i jeśli ktoś uważa, że ligę niżej będzie grało się łatwiej, a „nasza” ekipa jest faworytem, to jest w dużym błędzie. Co potwierdza rzeczywistość raz za razem.

GieKSa ze Zniczem rozegrała jeden z najbardziej dziwnych meczów, które widziałem. Pierwsze skojarzenie, które mi przychodzi do głowy to spotkanie Austria – Polska na Euro 2008, kiedy to Austriacy cisnęli nas niesamowicie, mieli setki, dwusetki, ale cuda wyczyniał Artur Boruc, wszystko w pierwszej połowie wybronił, a Polska nagle wyskoczyła jak Filip z konopi i strzeliła gola. Dzisiaj aż takiej dysproporcji nie było, ale coś podobnego już tak. Różnica polega na tym, że my dwustuprocentowych sytuacji nie mieliśmy, ale oddawaliśmy dużo strzałów, graliśmy kombinacyjnie, z pierwszej piłki, strzelaliśmy z pola karnego i spoza jego obrębu. Oddawaliśmy celne strzały (co w ostatnich latach nie jest regułą). Znicz był zepchnięty do defensywy i dla laika było oczywistym, że GieKSa ten mecz wygra. Natomiast kibic GieKSy oczywiście obawiał się, że zaraz oddamy pole i nas wypunktują. I to już nie było wspomniane „życiowe czarnowidztwo” tylko zwykłe, rzetelne doświadczenie stałych bywalców z Bukowej. Oczywiście była nadzieja, że „tym razem będzie inaczej”, ale nie było. Dodatkowo Znicz wzmógł to, co znamy i nie strzelił nam dwóch goli (co zdarzało się zdecydowanie najczęściej), a trzy. I to do przerwy. Nokaut, z którego ciężko się było podnieść.

W drugiej połowie już nic dziwnego nie było – mieliśmy normalną kolej rzeczy. Rywal grał spokojnie, GieKSa biła głową w mur i wymęczyła tylko jednego gola.

Patrząc na opinie kibiców, zdania są mocno podzielone. Jedni uważają, że dramat, żenada i generalnie wszystkie standardowe słowa, które znamy doskonale z poprzednich sezonów. Inni widzą jakieś plusy, pamiętają o tym dobrym początku meczu, widzieli walkę. Dowodem była reakcja kibiców po końcowym gwizdku i wsparcie dla zespołu.

Ja osobiście uważam, że ten mecz pokazał kilka rzeczy. Po pierwsze, że jest potencjał ofensywny w tej drużynie. Jeśli tak mało zgrana ze sobą ekipa potrafi stworzyć kilka akcji tak jak na początku meczu, dojść do sytuacji strzeleckich i te strzały oddać, to jest to powód do optymizmu. Dodatkowo nie uczestniczyło w tej grze dwóch zawodników, tylko naprawdę kilku. Był Błąd, Wroński, Stefanowicz, Rumin, Kiebzak czy Rogala. Nie oznacza to, że wszyscy grali super, ale byli nabuzowani i każdy z nich miał jakiś udział w tym początkowym szturmie. Trzeba tę ofensywę pielęgnować, wiedzieć, że jest zalążek i nie zmarnować tego, tak jak rok temu zostało zmarnowane po kilku kolejkach, co było jednym z grzechów głównych Jacka Paszulewicza.

Na tym plusy się kończą, a zaczynają problemy. Tak jak to, że sytuacje nie zostały wykorzystane i cały czas mieliśmy zero po stronie zysków. Przypomniał się koszmar Daniela Rumina z poprzedniego sezonu. Co prawda takiej sytuacji jak w meczu w Nowym Sączu wówczas nie miał, ale dzisiaj powinien był strzelić co najmniej jednego, jeśli nie dwa gole. Upodobał sobie jednak trafianie w bramkarza.

O ile jednak nieskuteczność to coś, co daje nadzieję na poprawę (najważniejsze, że sytuacje są), to niepokój można mieć o defensywę i grę defensywną całego zespołu. I tu zdania wśród kibiców są podzielone, na ile winę za utratę bramek ponoszą obrońcy, a na ile również pomocnicy, którzy dopuścili do tego, że w ogóle jakiekolwiek zagrożenie pod naszą bramką mogło powstać. No niestety – dużym minusem jest to, że z tak dużej przewagi w początkowej fazie meczu, rywal wyszedł bez szwanku, a dodatkowo bez większego problemu przeniósł ciężar gry pod naszą i również bez większego problemu strzelił trzy gole. Przyznam, że jeśli chodzi o początek bramkowych akcji, poczekam do obejrzenia obszerniejszego skrótu niż ten z TVP, ale widząc same gole, to niestety trzeba powiedzieć, że bardzo zawiedli ci, którzy przecież tę drużynę powinni trzymać w ryzach – doświadczeni Jędrych i Dejmek. Przy pierwszym golu zakręcili się niczym na karuzeli, przy drugim Dejmek staranował (?) rywala (czy to było na karnego?), przy trzecim również Dejmek w łatwy sposób dał się ograć rywalowi z szybką nogą – kryjąc na radar. Dodatkowo trzeba by przyjrzeć się wielu innym akcjom Znicza, po których musiał interweniować Mrozek. Wygląda na to, że problem z defensywą nie jest rozwiązany i na tym będzie musiał skupić największą uwagę Rafał Górak. Pół biedy bowiem, gdybyśmy jeszcze te swoje sytuacje wykorzystali. Strzelając jednak w meczu zero bramek, będzie wystarczył tylko jeden błąd, by przegrać mecz. A my tych błędów nie robimy jeden, tylko wiele.

Ogólnie nie ma co popadać w jakiś wielki pesymizm, bo mimo wszystko ten wynik nie oddaje do końca przebiegu meczu. Dobrze, że przynajmniej Jędrych to skorygował swoim trafieniem. Znicz za wyrachowanie, chłodną głowę i wypunktowanie jak najbardziej zasłużył na zwycięstwo, ale raczej trudno przewidywać, że wszyscy przeciwnicy będą tak wyrachowani, a my będziemy ciągle płacić frycowe.

Tak jak powiedział trener Górak, zabrakło doświadczenia i umiejętności. Niestety po początkowym zrywie mało dali boczni obrońcy, jak również pomocnicy. Walki zespołowi odmówić nie można było, ale widoczne było zmęczenie. Szkoda, że rezerwowi nie podnieśli poziomu drużyny, a takie sytuację, jak w samej końcówce miał Urynowicz, trzeba rozwiązywać bardziej rozważnie, z większą starannością, bo jednak dobitka z 20 metrów po ziemi w gąszcz przeciwników nie jest zbyt dobrym pomysłem.

Nie ma tragedii, ale do zachwytów również daleko. Przede wszystkim trzeba poprawić grę obronną, bo taka postawa, jak w meczu ze Zniczem może spowodować kuriozalną sytuację, że będziemy w danym meczu naprawdę dużo lepsi, ale rywal zrobi dwie akcje i strzeli dwa gole. Pamiętajmy jednak również o pracy z ofensywą i nad skutecznością.

Niech trener pracuje z zespołem i poprawia to, co zostało uwidocznione jako mankament i niech wzmacnia to, co pokazało się jako potencjał. Za tydzień katowiczanie grają z Gryfem Wejherowo, co będzie zupełnie innym spotkaniem. W sobotę będziemy mieli okazję sprawdzić, jak postępuje rozwój tej drużyny.

Portal GieKSa.pl tworzony jest od kibiców, dla kibiców, dlatego zwracamy się do Ciebie z prośbą o wsparcie poprzez:

a/ przelew na konto bankowe:

SK 1964
87 1090 1186 0000 0001 2146 9533

b/ wpłatę na PayPal:

E-mail: [email protected]

c/ rejestrację w Superbet z naszych banerów.

Dziękujemy!

9 komentarzy
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

9 komentarzy

  1. Avatar photo

    Nerwus

    28 lipca 2019 at 19:57

    Żydki wygrały tam na farcie, będzie ciężko, remis będzie naszym sukcesem

  2. Avatar photo

    Piki

    28 lipca 2019 at 20:26

    Cytując po części klasyka … „to , że jesteśmy w dupie to wiemy , problem w tym , że NIE umiemy zacząć się w niej urządzać”

  3. Avatar photo

    Roh

    28 lipca 2019 at 21:07

    Ja tam nie widze dużo pozytywów. Prawda jest taka, ze niektorzy nasi zawodnicy nie nadaja sie nawet na ten poziom. A to co wyprawiaja w obronie Jendrych i Dejmek to piłkarski kryminał.

  4. Avatar photo

    Mleczak

    28 lipca 2019 at 23:03

    Nadzieja była, jest i będzie. Również bez większych oczekiwań szedłem na mecz, ale wybaczcie z kolejną wyprawą poczekam aż się w końcu zgrają, stworzą monolit, zbiorą doświadczenie etc. Szkoda mojego czasu, a może po prostu przynoszę im pecha…Poczekam aż się przełamią, albo może zrobią nawet jakąś serię. Oprócz miłości do barw mam jeszcze poczucie dobrego smaku…

  5. Avatar photo

    KaTe

    29 lipca 2019 at 00:50

    Wiosną najlepiej w obronie grali Remisz z Jędrychem. Ale ktoś uznał, że lepszy będzie powolny grubasek Dejmek…
    A jeśli chodzi o atak, to zadziwia mnie nieustająca wiara w Rumina. Facet dużo biega, ale snajperem nie jest i chyba nie będzie. Może lepiej go ustawić na skrzydle – słabszy od tego boroka Kiebzaka nie będzie

  6. Avatar photo

    Irishman

    30 lipca 2019 at 11:07

    @Mleczak, a nie będzie Ci później szkoda, że nie byłeś przy tym jak właśnie rodziła się drużyna, która za chwile będzie nam przynosić mnóstwo radości?
    Bo ja im więcej czasu mija od meczu im więcej oglądam jego skrótów, im bardziej chłodno o nim myślę tym bardziej rośnie we mnie wiara, że coś z tego będzie! Bo ja naprawdę nie spodziewałem się aż tak dobrej gry w ofensywie! Oczywiście „dla równowagi” gra obronna „koncertowo” zawiodła. Napewno więc trzeba to zbalansować, dokonać kilku odważnych zmian personalnych (w końcu selekcja tak naprawdę ciągle trwa) czy w ustawieniu, poćwiczyć wzajemną asekurację i myślę, że będzie tylko lepiej!

  7. Avatar photo

    pablo eskobar

    30 lipca 2019 at 14:17

    Przy trzeciej bramce poprostu jakas masakra gosc tylem do bramki przyjmuje pilke obraca sie i strzela gola przy biernosci dwoch naszych kopaczy tak sie w B klasie niegra

  8. Avatar photo

    funclub

    31 lipca 2019 at 04:54

    „Tak jak powiedział trener Górak, zabrakło doświadczenia i umiejętności.”
    Pytanie zasadnicze, kto odpowiada za taki dobór zespołu?
    Może taniej, szybciej i lepiej pozbierać uczniów po osiedlowych boiskach szkolnych?
    Niech sobie chłopaki pokopią na prawdziwym stadionie trochę i pojeżdżą po Polsce.

  9. Avatar photo

    Ab

    31 lipca 2019 at 09:32

    Doświadczenie będą zbierać z kolejnymi batami natomiast ich umiejętności były, są i będą na tym samym niskim poziomie. Jeśli piłkarsko byliby lepsi to już dawno nie graliby tam skąd przyszli. Duet G-G kieruje się jednak innymi kryteriami niż umiejętności piłkarskie, wystarczy biegać tam i z powrotem i ćwiczyć na siłowni. No a piłka może trochę przeszkadza no ale co zrobić musi być.

Odpowiedz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Piłka nożna

Popłynęli w Szczecinie

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

W niedzielne popołudnie piłkarze GKS-u Katowice pojechali na wyjazdowe spotkanie do Szczecina w ramach 27. kolejki PKO BP Ekstraklasy. W wyjściowej jedenastce doszło do czterech zmian i od pierwszej minuty zagrali Szymczak, Kuusk, Drachal i Gruszkowski.

Pierwszą połowę zaczęli zawodnicy GieKSy, ale nie stworzyli realnego zagrożenia. W trzeciej minucie Filip Szymczak wyszedł sam na sam z bramkarzem i mimo tego, że i tak był na spalonym, to nie zdołał pokonać Cojocaru. Chwilę później Alan Czerwiński ruszył prawą stroną boiska aż do linii końcowej i wrzucił piłkę w pole karne. Obrońca gospodarzy strącił futbolówkę wprost pod nogi Oskara Repki, który pokusił się o strzał zza pola karnego, ale został on zablokowany. Pierwszy kwadrans spotkania nie porwał piłkarsko, ale GieKSa częściej zapędzała się pod bramkę Pogoni i dłużej utrzymywała się przy piłce. W 15. minucie Kudła źle wybił piłkę i zrobiło się groźnie pod bramką GieKSy, na szczęście nasz bramkarz zdołał się zrehabilitować i wybronił strzał Kolourisa. Chwilę później znów Pogoń była bliska zdobycia bramki, ale zawodnik gospodarzy uderzył niecelnie. W 19. minucie zrobiło się sporo zamieszania w polu karnym Cojocaru, gdy Mateusz Kowalczyk delikatnie trącił piłkę głowa, zmieniając jej tor lotu, ale nic z tego nie wyszło. W kolejnych minutach gra przeniosła się głównie w środkową strefę boiska i żadna drużyna nie była w stanie skonstruować składnej akcji. W 33. minucie Koutris przeniósł piłkę nad bramką Kudły, uderzając lewą nogą. Chwilę później Drachal był bliski zdobycia bramki, ale w ostatnim momencie piłka mu odskoczyła. W 42. minucie Loncar uderzył głową z bliskiej odległości, ale Kudła zdołał ją wybić końcówkami palców. Po wznowieniu z rzutu rożnego Dawid Drachal chciał oddalić zagrożenie i w momenciem gdy wybijał piłkę, to podbiegł Kurzawa, który dostał prosto w skroń i potrzebował pomocy medycznej. W doliczonym czasie pierwszej połowy Gruszkowski rzucił się, aby zablokować strzał Koutrisa i piłka niefortunnie odbiła mu się od ręki. Po długiej przerwie i analizie VAR sędzia wskazał na jedenastkę, którą  pewnie wykorzystał Koulouris. Po tej bramce arbiter zakończył pierwszą połowę.

Na drugą połowę GieKSa wyszła w takim samym składzie, natomiast w drużynie Pogoni doszło do jednej zmiany. Po czterech minutach drugiej połowy Koulouris znów wpisał się na listę strzelców – tym razem pokonał Kudłę z bardzo bliskiej odległości, a piłkę wrzucił Kamil Grosicki, który przepchał i objechał bezradnego Alana Czerwińskiego. W kolejnych minutach GieKSa, chcąc odrabiać straty, odsłoniła się jeszcze bardziej, co próbował wykorzystać Wahlqvist, ale uderzył bardzo niecelnie. Po upływie godziny gry trener Rafał Górak pokusił się o potrójną zmianę. Na boisko weszli Błąd, Bergier i Galan. Chwilę późnej Arkadiusz Jędrych wpuścił swojego bramkarza na minę. Źle obliczył odległość do Kudły i zagrał zbyt lekko i niedokładnie do tyłu. Kudła musiał opuścić bramkę, aby ratować sytuację i po serii niefortunnych podań piłka trafiła pod nogi Grosickiego, jednak jego strzał został zablokowany przez naszego bramkarza. W 68. minucie Sebastian Bergier wyszedł sam na sam z bramkarzem, ale nie trafił w światło bramki, była to idealna okazja na złapanie kontaktu. Chwilę później Loncar został sfaulowany przez Kuuska, ale sędzia puścił akcję i do piłki dobiegł Sebastian Bergier, który zaliczył… soczysty upadek. W kolejnych minutach gra zrobiła się bardzo rwana i było dużo niedokładności w obu zespołach. W 82. minucie Kacper Łukasiak pokonał Dawida Kudłę strzałem na dalszy słupek. Warto zaznaczyć, że ten zawodnik wszedł na boisko… minutę wcześniej. Pięć minut później Koulouris trzeci raz wpisał się na listę strzelców, pokonując Kudłę strzałem na długi róg. Chwilę później sędzia zakończył spotkanie.

6.04.2025, Szczecin
Pogoń Szczecin – GKS Katowice 4:0 (1:0)
Bramki: Koulouris (45-k, 49, 87), Łukasiak (82).
Pogoń Szczecin: Cojocaru – Wahlqvist, Loncar, Borges, Koutris (86. Lis), Gamboa, Ulvestad, Kurzawa (80. Smoliński), Przyborek (46. Wędrychowski), Grosicki (81. Łukasiak), Kolouris (88. Paryzek).
GKS Katowice: Kudła – Gruszkowski (62. Galan), Czerwiński, Jędrych, Kuusk (80. Komor), Wasielewski – Drachal (62. Błąd), Kowalczyk, Repka, Nowak (88. Marzec) – Szymczak (62. Bergier).
Żółte kartki: Kowalczyk.
Sędzia: Paweł Raczkowski (Warszawa).
Widzów: 19 938.

Kontynuuj czytanie

Piłka nożna

Nie schodźcie z obranej drogi

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Co GKS Katowice wraca na swój stadion po nieudanym wyjeździe to wygrywa. Podobnie było tym razem. Po wysokiej porażce w Szczecinie (choć zbyt wysokiej patrząc na samą grę), katowiczanie mieli zmierzyć się z walczącą o życie Puszczą Niepołomice.

W końcówce sezonu takie mecze zawsze są trudniejsze niż – po pierwsze wcześniej, a po drugie – niż wskazywałaby na to tabela. Zazwyczaj drużyny z dołu się po prostu budzą – wcześniej czy później. Nie zawsze i nie wszystkie – te które pobudki nie zrobią lub nie zrobią jej odpowiednio wcześnie – spadają z ligi. Mamy w tym sezonie aż nadto przykładów. Obudziła się Korona – na samym początku rundy wiosennej – i dziś jest praktycznie pewna utrzymania. Niedawno na wysokie obroty wskoczył Radomiak – i choć przegrał ostatnio dwa mecze – również ma niezłą pozycję w tabeli, a przecież startowali od 0:5 do przerwy w Białymstoku. Skazywane na pożarcie Zagłębie Lubin wygrało dwa mecze i znacząco poprawiło swoją sytuację. A Śląsk Wrocław? Ci to dopiero zaczęli grać. Zagrzebani na ostatnim miejscu, pod wodzą Alana Simundzy zaczęli punktować aż miło i po wielu, wielu kolejkach w końcu osiemnaste miejsce opuścili i są na styku jeśli chodzi o bezpieczną strefę!

Zamieszana w walkę o utrzymanie Puszcza również czeka na to przebudzenie. Był jeden moment, w którym wydawało się, że podopieczni Tomasza Tułacza wskoczyli na właściwe tory. Mowa o wygranej w Gdańsku 2:0. Ta wygrana z zespołem z dołu tabeli, ale też dobrze wówczas grającą Lechią, była pewna i wydawało się, że Puszcza może stać się takim Radomiakiem czy Koroną. Nic z tych rzeczy. Co prawda potem zdarzyło się jeszcze zwycięstwo z Piastem, ale poza tym było słabiutko. Sytuację mógł też trochę uratować Puchar Polski, gdzie niepołomiczanie wygrali na Konwiktorskiej, ale potem Pogoń zmiotła ich w półfinale. Tym motywacyjnym drygiem mógł być też uratowany w doliczonym czasie gry z Rakowem remis. Nie wyszło. Puszcza przegrała w Katowicach i choć jest minimalnie nad kreską, czeka ich niebywała i ciężka batalia o pozostanie w lidze. Za tydzień grają z niezłym Radomiakiem, potem mają Pogoń i Lecha, będą też bezpośrednie potyczki ze Stalą i Śląskiem. Oj, nie będzie u Żubrów nudno.

To jednak problemy naszych ligowych rywali. GieKSa z tą walczącą o życie drużyną sobie poradziła i to przegrywając do przerwy. Nawet trener Tułacz – zasadniczo nieszczędzący swoim podopiecznym słów krytyki – dziwił się, że nie było aż takiej determinacji. Za to w Lidze Plus eksperci mówili, że z Puszczą narzucającą swój styl gry, przejąć tę rolę jest trudno – a GieKSie się to udało. Nie da się ukryć, katowiczanie zdominowali rywali i w tym kontekście był to jeden z najlepszych meczów w tym sezonie – no, powiedzmy druga połowa, bo do pierwszej można się przyczepić.

To był pierwszy mecz w obecnych rozgrywkach, w którym GieKSa przegrywała i przechyliła szalę zwycięstwa na swoją korzyść. W 28. kolejce. Dla porównania powiedzmy, że w ostatnich pięciu meczach poprzedniego sezonu, taka sytuacja miała miejsce… trzy razy (z Polonią, Tychami i Wisłą). Dlatego nawet jeśli taka sytuacja zdarza się raz na jakiś czas, to jednak tyle meczów bez odwrócenia ich losów to sporo. W drugą stronę mieliśmy to trzy razy – z Legią, Koroną i Motorem. A jedynymi drużynami, które pozostają bez przechylenia szali na swoją korzyść są Piast, Puszcza, Śląsk, Lechia.

Żeby dołożyć łyżeczkę dziegciu co do wczorajszego spotkania, to trzeba przyznać, że do pewnego momentu aspirowało ono do jednego z najbardziej frustrujących w tym sezonie. Mam tu na myśli taką niemoc, pewnego rodzaju bezsilność, która – wydawało się – może mieć miejsce. Bo jak przegrywaliśmy wysoko, to GieKSa była ewidentnie słabsza. Jak przegrywaliśmy mecze, których nie powinniśmy przegrać, bo graliśmy dobrze, była irytacja i złość. Ale wczoraj to było jeszcze coś innego. GieKSa niby atakowała, niby stwarzała sytuacje, ale ostatecznie wszystko szło w ręce Komara, ewentualnie było niecelne, tak jak strzał Dawida Drachala z początku meczu. Dodatkowo było widać dużą determinację i dynamikę. To nie był chodzony mecz. Z jednej strony można było myśleć, że taka gra daje szansę na pozytywny rezultat, z drugiej te wykończenia były dość mizerne. No i przede wszystkim Puszcza prowadziła po naszym dość dużym błędzie. Więc trzeba było zdobyć nie jedną, a dwie bramki. Niewiadomą było, jak się to wszystko potoczy.

Ta łyżka dziegciu się zdematerializowała, bo ostatecznie GKS w drugiej połowie grał podobnie jak w pierwszej, a dodatkowo wzmocnił ten sposób gry i w końcu zaczęło wychodzić. Czyli wchodzić. Trzy bramki zdobyte po przerwie mają swoją wymowę. Najpierw Alan Czerwiński dosłownie wypatrzył Sebastiana Bergiera, który po prostu nie mógł tego zmarnować. Potem swoje firmowe zagranie zaliczył Bartosz Nowak i Bergi a la „Franek – łowca bramek” (skoro jesteśmy już przy wiślackich porównaniach trenera) podcinką trafił do siatki. Mało się mówi o trzecim golu, a to co zrobił Marcin Wasielewski przecież było bardzo klasowe. Minął rywala delikatnym podbiciem piłki, a potem to podbicie powtórzył nad bramkarzem, wystawiając piłkę do pustej bramki. To było doprawdy doskonałe i jeśli mówimy o Tsubasie Dawida Drachala w jego kapitalnej akcji w pierwszej połowie, to nie można tego japońskiego bohatera kreskówek nie przyrównać do Wasyla, przy czym Wasyl zrobił to błyskawicznie, a nie jak Tsubasa biegł z piłką przez boisko przez pół odcinka okrążając niemal całą kulę ziemską 😉

Swój sposób gry – to było coś, co trener powtarzał w rundzie jesiennej. Można powiedzieć, że jesienią to wychodziło w bardziej spektakularny sposób, choć nadal musimy pamiętać, że dawało to mniej punktów niż obecnie. Ale pod względem wizualnym, spotkanie z Puszczą rzeczywiście pokazało bardzo dużą dominację nad rywalem.

GieKSa jest w środku tabeli dlatego, że… nie zawsze nam wychodzi. Bartosz Nowak ma potencjał na to, by dawać jeszcze więcej. I ostatecznie coś mu w tych meczach zawsze wyjdzie – jakieś idealne podanie i asysta – bo to po prostu bardzo jakościowy zawodnik. Ale tu może być jeszcze lepiej. Sebastian Bergier nastrzelał już trochę tych bramek, ale ich też może być jeszcze więcej. Coraz lepiej prezentuje się Dawid Drachal i jakby tylko udało się wyciągnąć go z Rakowa, byłoby doskonale, bo ten zawodnik to bardzo duży talent. Naprawdę w tej drużynie drzemie spory potencjał. Na ten moment jest bardzo dobrze. A może być jeszcze lepiej. Tylko prośba do trenera – nie schodźcie z obranej drogi. Wychodźcie z założenia, że rozwój jak najbardziej, ale lepsze czasem jest wrogiem dobrego. Można i trzeba ulepszać i poprawiać, ale nie na siłę. Naprawdę jest dobrze.

Osiągnęliśmy magiczną granicę 38 punktów. Można już mieć absolutnie spokojną głowę. GieKSa w przyszłym sezonie będzie grać w ekstraklasie i dalej sławić Katowice w ligowej piłce. Nie mogliśmy sobie wymarzyć na początku sezonu – a już zwłaszcza po pierwszej kolejce z Radomiakiem – w jakim miejscu będziemy na sześć kolejek przed końcem. Pięknie.

A Dawid Abramowicz, ani żaden inny Craciun czy Atanasov nie okazali się Kojiro 😉

Kontynuuj czytanie

Galeria Piłka nożna

Budujemy nową twierdzę

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

W dzisiejszym spotkaniu nasza drużyna pokonała 3:1 Puszczę Niepołomice. Zapraszamy na drugą galerię z tego meczu, którą przygotował dla Was Kazik.

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga