Dołącz do nas

SK 1964

Czy aby na pewno „Gala”? – relacja z Rialta

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Wczoraj z kinoteatrze Rialto odbył się finał kolejnej edycji Złotych Buków. Statuetki wręczono w pięciu kategoriach: Mecz Roku, Odkrycie Roku, Bramka Roku, Wydarzenie Roku i Piłkarz Roku.

Od godziny 16.00 do Rialta zaczęli schodzić się goście: znane osobistości, piłkarze i trenerzy GKS Katowice oraz kibice, którzy zajmowali miejsca na balkonie.

Na sali można było zobaczyć takie osoby jak wiceprezydent Katowic Krystyna Siejna, były marszałek Województwa Ślaskiego Adam Matusiewicz, kilku radnych z Katowic, a także byli zawodnicy i działacze GieKSy, jak choćby Mirosław Dreszer, Dariusz Grzesik, Bronisław Lisiecki.

Początek imprezy był nietypowy – zamiast tradycyjnych oficjalnych powitań na ekranie puszczono wspomnienie naszego zmarłego Kolegi i jednego z redaktorów GieKSa.pl – Jacka Walczaka.

Zaraz potem wypowiedziała się Krystyna Siejna, która w swoim dość długim wywodzie zawarła wiele pięknych słów, mówiąc m.in.: „Cieszę się ta sala jest pełna ludzi, którzy kochają GieKSę, którzy tworzą dla GieKSy. Klaszcze się jedenastu, a na pracę dla klubu składa się praca niezliczonej rzeszy ludzi. Życzę aby za rok ten klub poszczycił się taką stabilizacją, której wszyscy będą nam zazdrościć”.

Potem jak ekspres prowadzący przeszli do nominacji. W kategorii Mecz Roku wygrało spotkanie z Cracovią. Mecz tak naprawdę średni w wykonaniu katowiczan, ale zadecydowała dramaturgia w końcówce meczu i wyrównanie. Nagrodę odebrał trener Rafał Górak: „Kibice ściągnęli na ten mecz nawet Rejtana. To oni popchnęli nas do przodu, to dzięki nim udało się osiągnąć korzystny wynik. Życzyłbym sobie, aby za rok wszystkie nominowane w tej kategorii mecze były zwycięskie” – powiedział. Co ciekawe już drugi raz z rzędu wygrał mecz, w którym GieKSa nie zdobyła trzech punktów (rok temu spotkanie z Zawiszą).

Po chwili przyszedł czas na odkrycie roku. Tutaj zdecydowanym faworytem był Arkadiusz Kowalczyk. On też wygrał tę kategorię. „Chciałbym podziękować mojej mamie, która przyprowadziła mnie na pierwszy trening oraz kolegom z drużyny, którzy bardzo mnie wspierają” – powiedział Kowalczyk. Piłkarz ma potencjał i na pewno może być jeszcze lepszy, w co mocno wierzymy.

Po tej kategorii miała miejsce dziwna uroczystość. Prowadzący galę Rafał Kędzior i Olga Rybicka poinformowali, że dwudzieste urodziny obchodzi Alan Czerwiński. Dlaczego dziwna? Alan został zaproszony na scenę, cichaczem złożono mu życzenia i wrócił na swoje miejsce. Równie dobrze można było podejść do niego siedzącego na krześle i zrobić to samo. Oczywiście Alanowi życzymy dużo zdrowia i jak najwięcej udanych występów w GieKSie!

Wkrótce wypowiedziała się Monika Bajka z Domu Aniołów Stróżów, na który zostanie przeznaczony zysk z biletów. Pani Monika wypowiadała się długo opisując historię DAS, przeszłe oraz obecne problemy, a także związki z GieKSą. Jak zauważyła: „Na tej sali jest wielu ludzi, bez których tego domu by nie było. Rocznie z naszego domu korzysta ok. 100 dzieci. To dla nich taki dom zastępczy”.

Potem mogliśmy obejrzeć gole nominowane w kategorii „Bramka Roku”. Mimo czterech nominacji dla Przemysława Pitrego, wygrał Grzegorz Fonfara, co nie okazało się zaskoczeniem, gdyż jego gol w meczu z Niecieczą rzeczywiście chyba był najpiękniejszy. Prowadzący zwrócili uwagę, że był to gol w przegranym meczu. Grzegorz odpowiedział – „niestety”.

Następnie wyświetlono film o Filipie Kubackim, chorym onkologicznie chłopcu, który również jest wspierany przez GieKSę. Zaraz potem na mównicę weszli rodzice Filipa – ojciec z trudem wyduszając słowa powiedział, że Filipa nie może być z nami, gdyż właśnie jest w trakcie ostatniego dnia cyklu chemioterapii, natomiast podziękował przede wszystkim Bartoszowi Sobotce, który „ich odnalazł”. Był to naprawdę wzruszający moment.

Wydarzeniem roku zostały „Przedsezonowe działania kibiców mające na celu ratowanie klubu GKS Katowice”. Nagrodę z rąk Krystyny Siejnej odebrał prezes SK1964 Piotr Koszecki. „Ten Złoty Buk ma nas zmobilizować, bo to co zrobiliśmy na pewno było czymś wielkim, ale nasze działania jeszcze się nie skończyły i mam nadzieję, że w ciągu kilku miesięcy cała sprawa będzie zamknięta” – powiedział popularny Kosa. Każdy z kibiców na pewno domyśla się o co chodzi i miejmy nadzieję, że życzenie Kosy, aby za rok to Siejna odbierała nagrodę – świadczyło o tym, że na dobre uwolniliśmy się od największego szkodnika w historii GKS Katowice – wiadomo o kogo chodzi.

Potem odbyły się licytacje: kompletu koszulki meczowej oraz łączonego szalika GKS i Bordeaux (udostępnił Piotr Piekarczyk), a także koszulki hokejowej z sezonu 2004/05, czyli tego, w którym katowicki klub spadł z ekstraligi. Obie licytacje zakończyły się na sumie 700 zł.

W końcu przyszedł czas na Piłkarza Roku. Tutaj bezapelacyjnym faworytem był Przemysław Pitry i to oczywiście on zgarnął Złotego Buka. Jego bramki i asysty w 2012 zapewniły GieKSie mnóstwo punktów i aż strach pomyśleć, co by było gdyby zawodnik nie przedłużył kontraktu z GieKSą. „Złotego buka dedykuję córeczkom i żonie. Mam nadzieję, że runda wiosenna będzie bardziej owocna w bramki i punkty. Dziękuję wszystkim kibicom, którzy na mnie głosowali” – powiedział Piłkarz Roku.

Na koniec wszyscy laureaci zostali zaproszeni na scenę do pamiątkowego zdjęcia, a Olga Rybicka powiedziała: „Dziękujemy Państwu za spędzenie tych 90 minut z nami”. Następnie odbyła się część nieoficjalna.

Na koniec musimy napisać kilka krytycznych słów. Oczywiście, że w sytuacji klubu nie można na tego typu imprezie oczekiwać fajerwerków, ale przydałaby się jakaś namiastka święta. Tutaj takiej namiastki nie było. Ustrzeżono się co prawda gaf i wpadek, które bywały w poprzednich latach, natomiast cała gala sama w sobie była po prostu słaba. No właśnie, czy słowo „gala” jest odpowiednie? Duża niestety w tym „zasługa” prowadzących, którzy prowadzili przecież tę imprezę rok temu, więc powinni mieć doświadczenie. To oni powinni nadawać tempo wydarzeniom. Tymczasem słowa Olgi Rybickiej o „90 minutach” świadczą, że według scenariusza tyle to miało trwać. Trwało jednak dokładnie 60 minut, niemal co do sekundy. Naprawdę dużą sztuką jest „ukraść” pół godziny w tak krótkim czasie. A dodajmy, że gdyby nie rozgadała się Krystyna Siejna i Monika Bajka, trwałoby to jeszcze z 10 minut krócej. Za mało było przerywników, zabrakło może krótkiego przerywnika artystycznego (jak rok temu akordeonista), za szybko były rozstrzygnięcia w dwóch kategoriach, już po 19 minutach od rozpoczęcia uroczystości mieliśmy 40% kategorii za sobą. Laureaci wypowiadali się krótko, a niestety prowadzący nie pomagali w tym, aby stali dłużej na mównicy – zadając im kilka pytań – raczej było to jedno pytanie i na miejsce. Zwłaszcza Przemysława Pitrego jako piłkarza roku można było dłużej przepytać. W końcu to właśnie na gali powinno być wręczenie (a przynajmniej ogłoszenie zwycięzcy) nagrody w konkursie SMS-owym.

Swoje dołożyli też kibice, którzy w marnej liczbie pojawili się na balkonie, nie było żywych reakcji, był cisza i spokój i ogólnie jakaś taka przeciętność.

Wszystko to sprawiło, że zamiast słowa „gala” bardziej pasowało do wczorajszego wydarzenia określenie „rozdanie nagród”. Z galą nie miało to wiele wspólnego, nie było pierwiastka święta klubu GKS Katowice.

Miejmy nadzieję, że za rok będzie lepiej, a wszystkim laureatom serdecznie gratulujemy!

Portal GieKSa.pl tworzony jest od kibiców, dla kibiców, dlatego zwracamy się do Ciebie z prośbą o wsparcie poprzez:

a/ przelew na konto bankowe:

SK 1964
87 1090 1186 0000 0001 2146 9533

b/ wpłatę na PayPal:

E-mail: [email protected]

c/ rejestrację w Superbet z naszych banerów.

Dziękujemy!

3 komentarze
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

3 komentarze

  1. Avatar photo

    Olo

    3 lutego 2013 at 13:42

    Gala jak gala, ale dla mnie było ok. Faktycznie zabrakło jakiegoś elementu artystycznego, ale wole taką skróconą formę, niż 2 godziny gadania o niczym.
    Zabrakło większego włączenia się kibiców np. przy urodzinach Alana, albo na koniec gali jakiś śpiew by się przydał.

  2. Avatar photo

    GzG

    3 lutego 2013 at 23:36

    nie bedzie grubasa beda kibice !!!

  3. Avatar photo

    biała siła

    5 lutego 2013 at 09:49

    czarnuch na pewno mioł stoisko z badziewiem ten to na wszystkim zarobi

Odpowiedz

Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Piłka nożna

Popłynęli w Szczecinie

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

W niedzielne popołudnie piłkarze GKS-u Katowice pojechali na wyjazdowe spotkanie do Szczecina w ramach 27. kolejki PKO BP Ekstraklasy. W wyjściowej jedenastce doszło do czterech zmian i od pierwszej minuty zagrali Szymczak, Kuusk, Drachal i Gruszkowski.

Pierwszą połowę zaczęli zawodnicy GieKSy, ale nie stworzyli realnego zagrożenia. W trzeciej minucie Filip Szymczak wyszedł sam na sam z bramkarzem i mimo tego, że i tak był na spalonym, to nie zdołał pokonać Cojocaru. Chwilę później Alan Czerwiński ruszył prawą stroną boiska aż do linii końcowej i wrzucił piłkę w pole karne. Obrońca gospodarzy strącił futbolówkę wprost pod nogi Oskara Repki, który pokusił się o strzał zza pola karnego, ale został on zablokowany. Pierwszy kwadrans spotkania nie porwał piłkarsko, ale GieKSa częściej zapędzała się pod bramkę Pogoni i dłużej utrzymywała się przy piłce. W 15. minucie Kudła źle wybił piłkę i zrobiło się groźnie pod bramką GieKSy, na szczęście nasz bramkarz zdołał się zrehabilitować i wybronił strzał Kolourisa. Chwilę później znów Pogoń była bliska zdobycia bramki, ale zawodnik gospodarzy uderzył niecelnie. W 19. minucie zrobiło się sporo zamieszania w polu karnym Cojocaru, gdy Mateusz Kowalczyk delikatnie trącił piłkę głowa, zmieniając jej tor lotu, ale nic z tego nie wyszło. W kolejnych minutach gra przeniosła się głównie w środkową strefę boiska i żadna drużyna nie była w stanie skonstruować składnej akcji. W 33. minucie Koutris przeniósł piłkę nad bramką Kudły, uderzając lewą nogą. Chwilę później Drachal był bliski zdobycia bramki, ale w ostatnim momencie piłka mu odskoczyła. W 42. minucie Loncar uderzył głową z bliskiej odległości, ale Kudła zdołał ją wybić końcówkami palców. Po wznowieniu z rzutu rożnego Dawid Drachal chciał oddalić zagrożenie i w momenciem gdy wybijał piłkę, to podbiegł Kurzawa, który dostał prosto w skroń i potrzebował pomocy medycznej. W doliczonym czasie pierwszej połowy Gruszkowski rzucił się, aby zablokować strzał Koutrisa i piłka niefortunnie odbiła mu się od ręki. Po długiej przerwie i analizie VAR sędzia wskazał na jedenastkę, którą  pewnie wykorzystał Koulouris. Po tej bramce arbiter zakończył pierwszą połowę.

Na drugą połowę GieKSa wyszła w takim samym składzie, natomiast w drużynie Pogoni doszło do jednej zmiany. Po czterech minutach drugiej połowy Koulouris znów wpisał się na listę strzelców – tym razem pokonał Kudłę z bardzo bliskiej odległości, a piłkę wrzucił Kamil Grosicki, który przepchał i objechał bezradnego Alana Czerwińskiego. W kolejnych minutach GieKSa, chcąc odrabiać straty, odsłoniła się jeszcze bardziej, co próbował wykorzystać Wahlqvist, ale uderzył bardzo niecelnie. Po upływie godziny gry trener Rafał Górak pokusił się o potrójną zmianę. Na boisko weszli Błąd, Bergier i Galan. Chwilę późnej Arkadiusz Jędrych wpuścił swojego bramkarza na minę. Źle obliczył odległość do Kudły i zagrał zbyt lekko i niedokładnie do tyłu. Kudła musiał opuścić bramkę, aby ratować sytuację i po serii niefortunnych podań piłka trafiła pod nogi Grosickiego, jednak jego strzał został zablokowany przez naszego bramkarza. W 68. minucie Sebastian Bergier wyszedł sam na sam z bramkarzem, ale nie trafił w światło bramki, była to idealna okazja na złapanie kontaktu. Chwilę później Loncar został sfaulowany przez Kuuska, ale sędzia puścił akcję i do piłki dobiegł Sebastian Bergier, który zaliczył… soczysty upadek. W kolejnych minutach gra zrobiła się bardzo rwana i było dużo niedokładności w obu zespołach. W 82. minucie Kacper Łukasiak pokonał Dawida Kudłę strzałem na dalszy słupek. Warto zaznaczyć, że ten zawodnik wszedł na boisko… minutę wcześniej. Pięć minut później Koulouris trzeci raz wpisał się na listę strzelców, pokonując Kudłę strzałem na długi róg. Chwilę później sędzia zakończył spotkanie.

6.04.2025, Szczecin
Pogoń Szczecin – GKS Katowice 4:0 (1:0)
Bramki: Koulouris (45-k, 49, 87), Łukasiak (82).
Pogoń Szczecin: Cojocaru – Wahlqvist, Loncar, Borges, Koutris (86. Lis), Gamboa, Ulvestad, Kurzawa (80. Smoliński), Przyborek (46. Wędrychowski), Grosicki (81. Łukasiak), Kolouris (88. Paryzek).
GKS Katowice: Kudła – Gruszkowski (62. Galan), Czerwiński, Jędrych, Kuusk (80. Komor), Wasielewski – Drachal (62. Błąd), Kowalczyk, Repka, Nowak (88. Marzec) – Szymczak (62. Bergier).
Żółte kartki: Kowalczyk.
Sędzia: Paweł Raczkowski (Warszawa).
Widzów: 19 938.

Kontynuuj czytanie

Piłka nożna

Nie schodźcie z obranej drogi

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Co GKS Katowice wraca na swój stadion po nieudanym wyjeździe to wygrywa. Podobnie było tym razem. Po wysokiej porażce w Szczecinie (choć zbyt wysokiej patrząc na samą grę), katowiczanie mieli zmierzyć się z walczącą o życie Puszczą Niepołomice.

W końcówce sezonu takie mecze zawsze są trudniejsze niż – po pierwsze wcześniej, a po drugie – niż wskazywałaby na to tabela. Zazwyczaj drużyny z dołu się po prostu budzą – wcześniej czy później. Nie zawsze i nie wszystkie – te które pobudki nie zrobią lub nie zrobią jej odpowiednio wcześnie – spadają z ligi. Mamy w tym sezonie aż nadto przykładów. Obudziła się Korona – na samym początku rundy wiosennej – i dziś jest praktycznie pewna utrzymania. Niedawno na wysokie obroty wskoczył Radomiak – i choć przegrał ostatnio dwa mecze – również ma niezłą pozycję w tabeli, a przecież startowali od 0:5 do przerwy w Białymstoku. Skazywane na pożarcie Zagłębie Lubin wygrało dwa mecze i znacząco poprawiło swoją sytuację. A Śląsk Wrocław? Ci to dopiero zaczęli grać. Zagrzebani na ostatnim miejscu, pod wodzą Alana Simundzy zaczęli punktować aż miło i po wielu, wielu kolejkach w końcu osiemnaste miejsce opuścili i są na styku jeśli chodzi o bezpieczną strefę!

Zamieszana w walkę o utrzymanie Puszcza również czeka na to przebudzenie. Był jeden moment, w którym wydawało się, że podopieczni Tomasza Tułacza wskoczyli na właściwe tory. Mowa o wygranej w Gdańsku 2:0. Ta wygrana z zespołem z dołu tabeli, ale też dobrze wówczas grającą Lechią, była pewna i wydawało się, że Puszcza może stać się takim Radomiakiem czy Koroną. Nic z tych rzeczy. Co prawda potem zdarzyło się jeszcze zwycięstwo z Piastem, ale poza tym było słabiutko. Sytuację mógł też trochę uratować Puchar Polski, gdzie niepołomiczanie wygrali na Konwiktorskiej, ale potem Pogoń zmiotła ich w półfinale. Tym motywacyjnym drygiem mógł być też uratowany w doliczonym czasie gry z Rakowem remis. Nie wyszło. Puszcza przegrała w Katowicach i choć jest minimalnie nad kreską, czeka ich niebywała i ciężka batalia o pozostanie w lidze. Za tydzień grają z niezłym Radomiakiem, potem mają Pogoń i Lecha, będą też bezpośrednie potyczki ze Stalą i Śląskiem. Oj, nie będzie u Żubrów nudno.

To jednak problemy naszych ligowych rywali. GieKSa z tą walczącą o życie drużyną sobie poradziła i to przegrywając do przerwy. Nawet trener Tułacz – zasadniczo nieszczędzący swoim podopiecznym słów krytyki – dziwił się, że nie było aż takiej determinacji. Za to w Lidze Plus eksperci mówili, że z Puszczą narzucającą swój styl gry, przejąć tę rolę jest trudno – a GieKSie się to udało. Nie da się ukryć, katowiczanie zdominowali rywali i w tym kontekście był to jeden z najlepszych meczów w tym sezonie – no, powiedzmy druga połowa, bo do pierwszej można się przyczepić.

To był pierwszy mecz w obecnych rozgrywkach, w którym GieKSa przegrywała i przechyliła szalę zwycięstwa na swoją korzyść. W 28. kolejce. Dla porównania powiedzmy, że w ostatnich pięciu meczach poprzedniego sezonu, taka sytuacja miała miejsce… trzy razy (z Polonią, Tychami i Wisłą). Dlatego nawet jeśli taka sytuacja zdarza się raz na jakiś czas, to jednak tyle meczów bez odwrócenia ich losów to sporo. W drugą stronę mieliśmy to trzy razy – z Legią, Koroną i Motorem. A jedynymi drużynami, które pozostają bez przechylenia szali na swoją korzyść są Piast, Puszcza, Śląsk, Lechia.

Żeby dołożyć łyżeczkę dziegciu co do wczorajszego spotkania, to trzeba przyznać, że do pewnego momentu aspirowało ono do jednego z najbardziej frustrujących w tym sezonie. Mam tu na myśli taką niemoc, pewnego rodzaju bezsilność, która – wydawało się – może mieć miejsce. Bo jak przegrywaliśmy wysoko, to GieKSa była ewidentnie słabsza. Jak przegrywaliśmy mecze, których nie powinniśmy przegrać, bo graliśmy dobrze, była irytacja i złość. Ale wczoraj to było jeszcze coś innego. GieKSa niby atakowała, niby stwarzała sytuacje, ale ostatecznie wszystko szło w ręce Komara, ewentualnie było niecelne, tak jak strzał Dawida Drachala z początku meczu. Dodatkowo było widać dużą determinację i dynamikę. To nie był chodzony mecz. Z jednej strony można było myśleć, że taka gra daje szansę na pozytywny rezultat, z drugiej te wykończenia były dość mizerne. No i przede wszystkim Puszcza prowadziła po naszym dość dużym błędzie. Więc trzeba było zdobyć nie jedną, a dwie bramki. Niewiadomą było, jak się to wszystko potoczy.

Ta łyżka dziegciu się zdematerializowała, bo ostatecznie GKS w drugiej połowie grał podobnie jak w pierwszej, a dodatkowo wzmocnił ten sposób gry i w końcu zaczęło wychodzić. Czyli wchodzić. Trzy bramki zdobyte po przerwie mają swoją wymowę. Najpierw Alan Czerwiński dosłownie wypatrzył Sebastiana Bergiera, który po prostu nie mógł tego zmarnować. Potem swoje firmowe zagranie zaliczył Bartosz Nowak i Bergi a la „Franek – łowca bramek” (skoro jesteśmy już przy wiślackich porównaniach trenera) podcinką trafił do siatki. Mało się mówi o trzecim golu, a to co zrobił Marcin Wasielewski przecież było bardzo klasowe. Minął rywala delikatnym podbiciem piłki, a potem to podbicie powtórzył nad bramkarzem, wystawiając piłkę do pustej bramki. To było doprawdy doskonałe i jeśli mówimy o Tsubasie Dawida Drachala w jego kapitalnej akcji w pierwszej połowie, to nie można tego japońskiego bohatera kreskówek nie przyrównać do Wasyla, przy czym Wasyl zrobił to błyskawicznie, a nie jak Tsubasa biegł z piłką przez boisko przez pół odcinka okrążając niemal całą kulę ziemską 😉

Swój sposób gry – to było coś, co trener powtarzał w rundzie jesiennej. Można powiedzieć, że jesienią to wychodziło w bardziej spektakularny sposób, choć nadal musimy pamiętać, że dawało to mniej punktów niż obecnie. Ale pod względem wizualnym, spotkanie z Puszczą rzeczywiście pokazało bardzo dużą dominację nad rywalem.

GieKSa jest w środku tabeli dlatego, że… nie zawsze nam wychodzi. Bartosz Nowak ma potencjał na to, by dawać jeszcze więcej. I ostatecznie coś mu w tych meczach zawsze wyjdzie – jakieś idealne podanie i asysta – bo to po prostu bardzo jakościowy zawodnik. Ale tu może być jeszcze lepiej. Sebastian Bergier nastrzelał już trochę tych bramek, ale ich też może być jeszcze więcej. Coraz lepiej prezentuje się Dawid Drachal i jakby tylko udało się wyciągnąć go z Rakowa, byłoby doskonale, bo ten zawodnik to bardzo duży talent. Naprawdę w tej drużynie drzemie spory potencjał. Na ten moment jest bardzo dobrze. A może być jeszcze lepiej. Tylko prośba do trenera – nie schodźcie z obranej drogi. Wychodźcie z założenia, że rozwój jak najbardziej, ale lepsze czasem jest wrogiem dobrego. Można i trzeba ulepszać i poprawiać, ale nie na siłę. Naprawdę jest dobrze.

Osiągnęliśmy magiczną granicę 38 punktów. Można już mieć absolutnie spokojną głowę. GieKSa w przyszłym sezonie będzie grać w ekstraklasie i dalej sławić Katowice w ligowej piłce. Nie mogliśmy sobie wymarzyć na początku sezonu – a już zwłaszcza po pierwszej kolejce z Radomiakiem – w jakim miejscu będziemy na sześć kolejek przed końcem. Pięknie.

A Dawid Abramowicz, ani żaden inny Craciun czy Atanasov nie okazali się Kojiro 😉

Kontynuuj czytanie

Galeria Piłka nożna

Budujemy nową twierdzę

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

W dzisiejszym spotkaniu nasza drużyna pokonała 3:1 Puszczę Niepołomice. Zapraszamy na drugą galerię z tego meczu, którą przygotował dla Was Kazik.

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga