Dołącz do nas

Piłka nożna

GieKSa przegrywa w Tychach jak dzieci we mgle

Avatar photo

Opublikowany

dnia

28.10.2017 Tychy
GKS Tychy – GKS Katowice 1:0
Bramki: Ćwielong (23-k)
Tychy: Dobroliński – Biernat, Mańka, Matusiak, Grzeszczyk (84. Gancarczyk), Ćwielong, Błanik, Zapolnik (90. Szumilas), Tanżyna, Abramowicz, Bugusławski (74. Radzewicz)
GKS: Nowak – Frańczak, Midzierski, Klemenz, Mączyński – Mandrysz (71. Skrzecz), Sulek, Pleva (46. Foszmańczyk), Plizga (64. Zejdler), Cerimagić, Kędziora 
Ż.kartki: Zapolnik, Mańka, Matusiak – Mączyński
Cz.kartki: Mańka (85 – druga żółta)
Sędzia: Łukasz Bednarek (Koszaliński ZPN)

Portal GieKSa.pl tworzony jest od kibiców, dla kibiców, dlatego zwracamy się do Ciebie z prośbą o wsparcie poprzez:

a/ przelew na konto bankowe:

SK 1964
87 1090 1186 0000 0001 2146 9533

b/ wpłatę na PayPal:

E-mail: [email protected]

c/ rejestrację w Superbet z naszych banerów.

Dziękujemy!


6 komentarzy
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

6 komentarzy

  1. Avatar photo

    19Scorpion64

    28 października 2017 at 19:10

    MOWCIE CO chcecie nie da sie tego ogladac przegrywaja 0 akcji 0 wyprowadzenia pilki 0 pogrania z klepki nic graja tak jakby bylo 0-0..i dowioza ten remis…..tylko ze oni wdupiaja!!

  2. Avatar photo

    kejta

    28 października 2017 at 19:20

    Patologia

  3. Avatar photo

    banik12

    28 października 2017 at 20:09

    Mandrysz WYPIERDALAJ!!!!!!!! i to z całym twoim pierdolonym stadem swoich nieudolnych klaunów i pierdolonych sprzedawczyków,kolejny szpil i zaś brudnym śmierdzącym butem w twarz

  4. Avatar photo

    tomassi

    28 października 2017 at 23:35

    tragedia
    brak słów
    wywalić wszystkich…wszystkich!

  5. Avatar photo

    Uk

    29 października 2017 at 00:02

    Nie ma nikogo kto by wpierdolił tym jebanym cwelom?8

  6. Avatar photo

    MARCIN

    29 października 2017 at 10:23

    Poprostu robią z nas pośmiewisko nie tylko na Śląsku ale całym kraju..

Odpowiedz

Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Felietony Piłka nożna

Łódzka lekcja futbolu

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Ciężko się zabrać za pisanie tego felietonu, bo im więcej czasu mija od zakończenia meczu z Widzewem, tym bardziej stwierdzam, że wczoraj na boisku w Łodzi nie mieliśmy czego szukać. Może nawet i dobrze, że mecz zakończył się porażką 0:3, a nie 0:1, bo przy jednobramkowej prawdopodobnie słyszelibyśmy narrację, że było bardzo blisko i gdyby nieco więcej opanowania pod bramką, to moglibyśmy wywieźć punkt lub punkty i w ogóle byliśmy lepsi (!) od Widzewa.

Nie, nie byliśmy. Byliśmy w każdym aspekcie od Widzewa gorsi. I należy to sobie jasno powiedzieć, bo jeżeli będziemy mydlić oczy tym, że więcej mieliśmy piłkę (57%) czy oddaliśmy niemal tyle samo celnych strzałów (trzy przy czterech Widzewa), to nie wyciągniemy mitycznych wniosków, tylko będziemy się pławić w samozadowoleniu.

Niektórzy kibice mówią, że Widzew był słaby i każda inna drużyna by ten mecz z łodzianami wygrała. No niech będzie, że Widzew słaby i każdy by z nimi wygrał. Tylko zwróćmy uwagę na to, że są jeszcze kwestie taktyczne, gra się tak, jak przeciwnik pozwala itd. I mając przeciw sobie bezzębnego rywala, gospodarze mogli sobie pozwolić na taką, a nie inną grę, niby się przyczajając, a gdy mieli już piłkę przy nodze, to zagrożenie pod naszą bramką wzrastało wielokrotnie.

Z jednej strony może i fajnie, że GKS miał tak dużo piłkę, sporo przebywał na połowie rywala i rozgrywał atak pozycyjny. Problem w tym, że nie stworzyliśmy absolutnie żadnego zagrożenia pod bramką przeciwnika. Zero. Kikolski był bezrobotny. Wydawało się, że najgroźniejsza akcja GKS to była ta, gdy Wasielewski podawał do Rosołka, a ten fatalnie nie trafił dobrze w piłkę, choć wydaje się, że w tej sytuacji i tak rysowaliby linie i prawdopodobnie byłby spalony. Bo jakie inne? Jak Gruszkowski uderzał z woleja, mając przed sobą trzech Widzewiaków? Serio, to jedyne sytuacje, które przychodzą do głowy. Poza tym nic. Przy 57% posiadania, GKS stworzył sobie xG na poziomie 0,76.

Nie mamy na ten moment ofensywy. Nowi zawodnicy nie dają kompletnie nic (jedynie Wędrychowski robi trochę wiatru, ale w Łodzi nic z tego nie wynikało). A „starzy”? Obniżyli loty w porównaniu do poprzedniego sezonu. Optycznie może to nawet nie wyglądało najgorzej, rozgrywanie w środku boiska, transport piłki na skrzydła. Ale tacy zawodnicy jak Galan, Wasyl, Kowal czy Bartosz Nowak nie dają tego, co w poprzednim sezonie, czyli realnych, wymiernych korzyści – nie mówię tu nawet o golach, tylko o wykreowanych groźnych sytuacjach. Jak już Galan miał dobrą sytuację w polu karnym, to pakował się zwodem w trzech rywali, a jak Wasyl stał dwadzieścia sekund niepilnowany w polu karnym, to wszyscy byli odwróceni do niego plecami i nie widzieli, że należy zagrać mu piłkę. W tej sytuacji wyglądało to tak, że choć wiara kibica była taka, żeby siłą woli wepchnąć tę piłkę do siatki, to po prostu z obrazu gry absolutnie się na to nie zanosiło. Nawet na jednego gola, który byłby raczej łutem szczęścia niż czymś co wynika z przebiegu meczu.

A gdy Widzew już postanowił przyatakować, to można się było modlić, żeby zaraz nie wyciągać drugi raz piłki z siatki. Szalał Akere, którego nie potrafili upilnować nasi obrońcy, przeciętnego na razie Fornalczyka też łapał Kowalczyk i na szczęście dla niego nie dostał żółtej kartki. Przede wszystkim jednak dwie wybitne interwencje zanotował niezawodny Dawid Kudła i to choćby wystarczy, żeby powiedzieć, że to był cud, że do 87. minuty nie przegrywaliśmy dwiema bramkami. Nie mówiąc o absurdalnej decyzji Bartosza Frankowskiego o nieuznaniu gola dla Widzewa w drugiej minucie drugiej połowy. My się oczywiście cieszyliśmy, ale tak naprawdę to była radość z błędu VAR-u, bo jak oni się tam dopatrzyli ręki, to naprawdę ciężko zrozumieć.

Niestety nasi obrońcy też nie za bardzo pomogli. Te odbijanki, dziwne straty, które dobrze znamy, znów dały o sobie znać. Już nie mówię o samobóju Kowala, bo to akurat może się każdemu zdarzyć i jest to pech. Ale naprawdę trudno zrozumieć ustawiczne stawianie na Lukasa Klemenza, który nie za dobrze sobie radzi na tym poziomie rozgrywkowym i trzymanie Martena Kuuska na ławce. Nie mówię, że Estończyk będzie zbawieniem, bo też swoje miał za uszami, ale Lukas to jest tykająca bomba zegarowa, w większości meczów ma jakieś kuriozalne zagrania i często jedyne, co mu dobrze wychodzi, to w ostatecznej sytuacji jakieś rzucenie się ciałem i zablokowanie piłki czy nawet wybicie z linii bramkowej. Jednak błędy, które popełnia przeważają nad korzyściami i na dłuższą metę z tym zawodnikiem będziemy raczej tracić bramki niż zapobiegać ich utracie. Alan Czerwiński tym razem zagrał dużo słabiej i też przepuścił dziwną piłkę do Alvareza na 3:0, a wcześniej nie był pewny. Jednak patrząc nawet na źródła groźnych sytuacji Widzewa, to nie może być tak, że w straszny sposób Bartosz Nowak traci piłkę i z tego padał niedoszły gol na 2:0. Podobną stratę miał Wędrychowski z Lubinem i tam też było bardzo groźnie.

I teraz sam już się trochę gubię, bo z jednej strony nie chcę, żebyśmy byli jeźdźcami bez głowy, a z drugiej jednak naprawdę ukłuło mnie, gdy mieliśmy przewagę, przycisnęliśmy ten Widzew na początku meczu, mieliśmy serię stałych fragmentów gry i nagle… trener wycofał Klemenza i Jędrycha do obrony. Tak jakby dał sygnał „hej, za bardzo atakujecie, opanujcie się”. Nie wiem, czy nie zadziałało to na podświadomość naszych zawodników, bo tak naprawdę po chwili straciliśmy gola po PIERWSZEJ akcji Widzewa w tym meczu. No i właśnie, rozumiem tę chłodną głowę, ale nie chciałbym, żebyśmy jednak stracili to ofensywne DNA z poprzedniego sezonu na rzecz nadmiernej asekuracji czy wręcz asekuranctwa, bo w historii mojego zainteresowania piłką, takie rzeczy zazwyczaj kończyło się wtopami. Mam na myśli wiele meczów, w których drużyna w końcówce rozpaczliwie cofała się robiła obronę Częstochowy. Czasem to wyszło, częściej nie. Czy ultradefensywa Franka Smudy w meczu z Czechami na Euro 2012. Czy wcześniejsza ultradefensywa Janusza Wójcika na Wembley, co Scholes nam strzelił trzy bramki (jedną notabene ręką, nie jak Shehu).

Tu oczywiście sytuacja to pojedynczy niuans meczowy i zupełnie inna sytuacja. Bo potem niby GKS znów chodził do przodu. Ale tak się to zgrało z tą utratą bramki, że trudno przejść obojętnie.

Trener mówi, że zespół jest po przebudowie. Trochę tak, trochę nie. Tak, bo straciliśmy trzon zespołu, czyli przede wszystkim Oskara Repkę, no i napastnika – jak się okazuje niezłego – Sebastiana Bergiera. Tylko to zaledwie częściowo tłumaczy tę naszą słabą postawę na początku sezonu. Bo Repka Repką, ale nikt nie broni właśnie Galanowi, Wasylowi, Kowalowi czy Nowakowi być co najmniej tak efektywnymi jak w poprzednim sezonie. Ci zawodnicy obniżyli loty i to przede wszystkim na tym trzeba się skupić, żeby wrócili do swojej gry. Wasyl w Łodzi jeszcze nie grał najgorzej, ale w poprzednim sezonie był lepszy. Bo na razie okazuje się, że na wzmocnienia nie mamy co liczyć, jeśli nowi piłkarze nie zaczną funkcjonować tak, jak każdy nowy zawodnik powinien, czyli na motywacji i maksymalnym zaangażowaniu. Na czele z napastnikami, bo całe trzy mecze, w których prezentowali się Maciej Rosołek i Aleksander Buksa to póki co jakieś nieporozumienie. Chłopaki obudźcie się.

Widzew nas pokonał jakością piłkarską. Wiedzieli, co zrobić z piłką, wiedzieli jak wykorzystać nasze słabe punkty. To mocna drużyna. Choć nie jest powiedziane, że inni nie znajdą na nią sposobu, ale dali nam solidną lekcję gry w piłkę. Piłkę, która nie polega na prostym kopaniu i posiadaniu jej, tylko wiedzy i umiejętności, co z nią zrobić, gdy ma się ją przy nodze.

GieKSa jest w niełatwym położeniu, bo okazuje się, że większość ligi na początku sezonu gra dobrze i już nam odjeżdżają w tabeli. Z kimkolwiek wygrać będzie bardzo trudno. A punkty trzeba gromadzić od początku i to co jakiś czas trzy. Żeby nie obudzić się w sytuacji Śląska Wrocław, który po jesieni miał dziesięć oczek i mimo że wiosną grał dobrze – do utrzymania zabrakło.

A terminarz nam nie sprzyja. Bo teraz Legia w Warszawie.

Niech więc każdy robi swoje – trenerzy i piłkarze pracujcie, my relacjonujmy, a kibice dopingują.

I cokolwiek by się nie działo – wierzymy w zwycięstwo przy Łazienkowskiej!

Kontynuuj czytanie

Felietony Piłka nożna

Z czarnymi okularami do Warszawy

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Zapraszamy Was do kolejnego felietonu GieKSiarza (poprzedni tutaj), który opisał swoje wrażenia po meczu w Łodzi. Jego tekst to efekt ciągłego szukania przez nas osób, który byłyby chętne do pisania na naszej stronie. Taki nieustający nabór do redakcji. Jeśli chciałbyś/chciałabyś, aby Twój tekst pojawił się na GieKSa.pl lub chciałbyś/chciałabyś zaangażować się w życie redakcji (naprawdę – czasem wystarczy 30 minut tygodniowo), to zapraszamy do kontaktu na mailu gieksainfo[at]gmail.com. Ale nie przedłużając – zapraszamy do lektury.

Od powrotu Widzewa na poziom centralny GieKSie nie udało się wygrać w Łodzi. Polegliśmy po raz kolejny – i to boleśnie, bo 0:3. To druga porażka w sezonie, więc trudno o optymizm.

Na pierwszy wyjazd w tym sezonie ruszyło 853 GieKSiarzy, w tym 11 osób z Baníka Ostrava i 6 z JKS Jarosław. Pociąg specjalny dowiózł nas na stację Niciarniana około 14:50, a bramy otwarto punktualnie o 16:00. Wejście na sektor przebiegło sprawnie i jeszcze przed pierwszym gwizdkiem wszyscy znaleźliśmy w klatce. Doping był konkretny, pomimo tego, co działo się na boisku. Po ostatnim gwizdku musieliśmy swoje odsiedzieć na stadionie. Powrót przebiegał spokojnie, choć w smutnych nastrojach.

Naprawdę trudno z tego meczu wyciągnąć cokolwiek pozytywnego. Jeśli na siłę szukać plusów, to może był nim Dawid Kudła. Gdyby nie kilka jego interwencji, to mogłoby się skończyć pięcioma bramkami w plecy. Drugi promyk nadziei to Marcel Wędrychowski – trochę powalczył, coś tam próbował, a do momentu pierwszego gola Widzewa robił wiatr. Było to jednak zdecydowanie za mało, by realnie wpłynąć na wynik.

Niestety dużo więcej mamy zmartwień. Gruszkowski to nie jest wahadłowy, tylko typowy prawy obrońca do gry w czwórce. W tym ustawieniu się męczy. Rosołek był mało widoczny, ale brakuje mu wsparcia. Dla porównania – Bergier w Widzewie ma zespół grający pod niego – dostaje piłki i przestrzeń. U nas Rosołek zaliczył… 10 podań w całym meczu, z czego 9 celnych.

Problem leży głębiej – w środku pola. Dopóki nie załatamy dziury po Oskarze Repce, nie mamy co liczyć na płynność gry. To właśnie była nasza siła w zeszłym sezonie: kontrola, przewaga w środku i kreacja. Obecnie środek praktycznie nie istnieje. Kowal wygląda na zagubionego – jakby ktoś wyrwał mu skrzydła i kazał latać. Ma bardziej defensywne zadania, ale to nie jego profil. To ósemka, nie szóstka. Potrzebujemy klasycznej „szóstki” z krwi i kości. To powinien być priorytet.

Dziś przeżywamy jeden z trudniejszych momentów w ostatnich miesiącach. Przegraliśmy kolejny mecz, nie jesteśmy w formie, brakuje nam konkretów i wizji. Na horyzoncie: wyjazd do Warszawy i terminarz, który przyprawia o dreszcze. Nie mamy już różowych okularów, tylko patrzymy w przyszłość przez ciemne szkła. Może lepiej je po prostu zdjąć i… zamknąć oczy?

Do następnego!

GieKSiarz

Kontynuuj czytanie

Felietony Piłka nożna

Alarm? Chyba jeszcze nie

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Czy to właściwy moment, by bić na alarm? Czy to ta chwila, w której powinniśmy się bardzo niepokoić? Zdania są podzielone. Trenerzy powiedzą, że panują nad sytuacją, kibic stwierdzi, że czeka nas potwornie ciężka walka utrzymanie. Gdzie jest prawda? Pewnie jak zwykle po środku. Faktem jest, że nie tak wyobrażaliśmy sobie ten początek sezonu. O ile porażka z Rakowem była jeszcze w jakimś sensie wkalkulowana, to jeden punkt w dwóch meczach u siebie, w tym z jednak – słabiakami z Zagłębia Lubin, to nie jest zdobycz zadowalająca.

Oczywiście mogło być dużo, dużo gorzej. Mogliśmy ten mecz spektakularnie wtopić. Pierwsza połowa była bowiem koszmarna, daliśmy się zdominować rywalowi, który w pełni zasłużenie prowadził dwiema bramkami. Oprócz goli mieli jeszcze swoje klarowne sytuacje. A GieKSa? Biła głową w mur i to bez większego przekonania. Ileś rzutów rożnych nie przynosiło praktycznie żadnego zagrożenia. Te słabiaki z Zagłębia, wcale nie okazały się takie słabe. Albo to my byliśmy tak beznadziejnie słabi, że przybysze z Lubina robili na boisku, co chcieli.

Nie no… Zagłębie będzie się bronić przed spadkiem. To nie jest ekipa, która zawojuje tę ligę i jeśli katowiczanie sami nie chcą drżeć o utrzymanie, to muszą z takimi zespołami wygrywać. Z całym szacunkiem, ale jeśli trener mówi, że Zagłębie ma podobny potencjał personalny, to albo tak nisko ceni naszą drużynę (nie sądzę), albo wyolbrzymia siłę Miedziowych.

Ktoś powie, że w głowie mi się poprzewracało od ekstraklasy, ale nie no – jeśli chcemy na poważnie w niej grać, to w drugim sezonie musimy już powoli uznawać się za lepszych, przynajmniej na swoim boisku, od kilku ekip. Przynajmniej od trzech. I jedną z takich jest Zagłębie. Szacun dla trenera Ojrzyńskiego za świetną robotę, ale takich efektownych meczów, jak wczorajsza pierwsza połowa, Zagłębie zbyt wielu nie rozegra.

Odszczekam, jeśli Zagłębie na koniec sezonu zajmie wyżej niż 13. miejsce. Napiszę specjalny felieton pochwalny dla Zagłębia Lubin.

Nie możemy się sytuować tak nisko, nawet… jeśli dość nisko jesteśmy.

Porażka byłaby katastrofą i na nią się zanosiło. Tym bardziej, że od początku drugiej połowy nie było dużo lepiej. Nie potrafiliśmy skonstruować groźnej sytuacji, takiej soczystej. Z pomocą przyszedł stały fragment. Trzeba bić w światło bramki – no, trzeba. Tak też uczynił niemrawy do tej pory Bartosz Nowak i do siatki trafił. GieKSa na jakiś czas dalej ruszyła z animuszem, ale potem gra się znów nieco wyrównała. Znów wiatru wniósł Marcel Wędrychowski i był bliski zarówno strzelenia gola, jak i sprokurowania jego straty, po swojej fatalnej stracie właśnie. Natomiast znów błysnął Nowak i w jednej akcji zrobił efektowny zwód najpierw przy rozegraniu, a potem już przygotowując sobie piłkę do strzału. Mieliśmy jeszcze trochę czasu.

Niestety, GieKSa nie ruszyła z huraganowymi atakami. Trener mówi, że nie chcieli zwariować i dać się ponieść emocjom. I okej, mówi też, że z taką wyważoną grą też byłaby szansa na zwycięstwo. Kwestia proporcji. Ostatecznie wygląda na to, że bardzo mocno postawili na asekurację i pilnowanie wyniku, choć i to mogło się nie udać, bo Zagłębie widząc to – samo ruszyło do szturmu na koniec. Z jednej strony rozumiem sztab szkoleniowy, który po tak wypracowanym remisie nie chce go utracić, z drugiej – serce kibica mówi „nie godzi się z takim Zagłębiem u siebie modlić się o końcowy gwizdek”.

Trzeba pochwalić drużynę za doprowadzenie do tego remisu, bo to jednak zawsze sztuka odrobić dwubramkową stratę, a już w ekstraklasie, to wielki wyczyn. Przesunęli grę i strzelili te bramki. Ale jednocześnie nagana za pierwszą połowę się należy. Bo to nie były bramki z przypadku, tylko z dobrej, ofensywnej gry Zagłębia i bardzo słabej naszej. To oni narzucili nam swoje warunki już od początku i w tym zakresie trener Ojrzyński przechytrzył nasz zespół.

Gdybyśmy mieli zero punktów po tych dwóch meczach byłoby naprawdę fatalnie. Tym bardziej w obliczu zbliżających się wyjazdów do Łodzi i Warszawy, o czym pisałem w przedmeczowym felietonie. Teraz jest tylko umiarkowanie źle. Jednak z pewnym promykiem w postaci tego doprowadzenia do wyrównania. Choć wszystko mogło pójść jak krew w piach, bo goście mieli przecież w doliczonym czasie gry setkę.

Ciekaw jestem czy i jakie zmiany wprowadzi trener przed meczem z Widzewem. Wydają się one bowiem nieodzowne, bo póki co, niektórzy zawodnicy bardzo zawodzą. Kacper Łukasiak na ten moment niewiele wniósł dobrego, Maciej Rosołek jest niewidzialny. Aleksander Buksa stara się, ale ze swoimi warunkami mógłby jednak wygrywać więcej pojedynków. Tak naprawdę na ten moment jedynie Marcel Wędrychowski jest minimalnym wzmocnieniem. Czekamy na resztę. Podobnie jak podniesienie poziomu gry przez „starych”, bo póki co wygląda to słabiutko.

Nie będzie zbyt wiele czasu na rozpatrywanie, bo za chwilę piekielnie ciężki mecz z Widzewem. Jeszcze podrażnionym porażką w Białymstoku w takich okolicznościach. Może być tak, że Widzew ruszy na nas podobnie jak Zagłębie, tylko z bardziej jakościowymi zawodnikami i z większą siłą. Więc taktycznie naprawdę trzeba to rozegrać wybitnie, żeby nie dać się stłamsić i wbić sobie dwóch goli na początku spotkania.

GieKSa nie jest bez szans. Na szczęście w poprzednim sezonie mimo że zdarzyło nam się przegrać z drużynami z dolnych rejonów tabeli, to potrafiliśmy też wygrywać z czołówką. Jeśli odpowiednio do tego podejdziemy, to przecież nasi zawodnicy nie zapomnieli jak się gra w piłkę. Trzeba tylko przywrócić kurs z poprzedniego sezonu i uodpornić się na niepowodzenia.

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga