Piłka nożna Prasówka
GKS Katowice rozpędza się. Piękny rajd dał wygraną z Odrą Opole. Media o meczu Odra-GKS
Zapraszamy do przeczytania fragmentów doniesień mediów na temat wczorajszej, wyjazdowej, wygranej GieKSy w meczu z Odrą Opole 2:1 (1:1). Wybraliśmy dla Was najciekawsze:
sportslaski.pl – Beniaminek bez szans. Takiej „GieKSy” chcą kibice!
Uparcie, przez całą drugą połowę katowicki GKS gniótł rywala by wywieźć z Opola komplet punktów. Udało się po solowej akcji bohatera meczu, Adriana Błąda. Podopieczni trenera Jacka Paszulewicza zasłużenie wygrali z rewelacyjnie spisującym się jesienią beniaminkiem i wlewają w serca swoich kibiców naprawdę mocną dawkę uzasadnionego optymizmu.
Pierwsze 30 minut meczu w Opolu rozczarowywało. Co prawda od mocnego akcentu grę zaczął Adrian Błąd, który rozgrzał stojącego w bramce Odry Tobiasza Weinzettela, ale później długimi fragmentami oglądaliśmy tzw. typowy mecz walki, w którym więcej do powiedzenia od początku mieli przyjezdni.
Pobudka nastąpiła po dość przypadkowym golu dla gospodarzy. Zaczęło się od niepotrzebnego faulu Mateusza Kamińskiego. Piłka dośrodkowana z rzutu rożnego została wybita przez obrońców GKS-u, ale trafiła pod nogi Rafała Brusiło, który z powrotem wstrzelił ją w „szesnastkę” katowiczan. Futbolówka po głowie Vaclava Cverny trafiłą w poprzeczkę bramki Mateusza Abramowicza, z dobitką zdążył jednak Jakub Habusta pakując piłkę do pustej bramki.
Stracona bramka na zespół Jacka Paszulewicza podziałała jak płachta na byka.
[…] W 39. minucie piłka wylądowała już w bramce opolan po tym, jak dośrodkowanie Błąda z rzutu rożnego na gola zamienił Kamiński. Katowiczanie mogli pójść za ciosem, ale najpierw w sytuacji sam na sam prosto w bramkarza Odry trafił Andreja Prokić, a później golkiper gospodarzy poradził sobie z niesygnalizowanym uderzeniem Słomki.
Na drugą część gry podopieczni trenera Jacka Paszulewicza wyszli tak, jakby – ujmując to w słowa Kazimierza Węgrzyna – w szatni pożarli wiaderko witamin. Prowadzenie mogli objąć po kolejnym rzucie rożnym.
[…] Tobiasz Weinzettel ani na moment nie mógł tracić koncentracji, bo katowiczanie mieli ogromną ochotę na sięgnięcie po komplet punktów.
[…] „GieKSa” wygrała z Odrą zupełnie zasłużenie. Gospodarze w drugiej odsłonie długo mieli problemy z wyprowadzeniem piłki z własnej połowy, a gdy już pojedynczym, prostopadłym podaniem udało im się uruchomić groźną kontrę, kończyło się na złych wyborach podejmowanych przez ofensywnych graczy z Opola.
nto.pl – Odra Opole przegrała z GKS-em Katowice
[…] Trzeci mecz drużyny z Opola w rundzie jesiennej nie rozpoczął się po jej myśli. W pierwszym kwadransie lepiej wyglądali bowiem zawodnicy GKS-u, jednak z ich przewagi wynikało faktycznie stosunkowo niewiele.
[…] W końcówce pierwszej połowy katowiczanie mieli dwie dobre okazje do wyjścia na prowadzenia, ale po strzałach Łukasza Zejdlera i Wojciecha Słomki świetnie spisał się bramkarz Odry Tobiasz Weinzettel. Był to jednak zwiastun tego, co miało dziać się po przerwie. W drugiej odsłonie przewaga zespołu z Katowic była już bowiem przygniatająca. Kolejny sygnał ostrzegawczy opolanie otrzymali już w 47. minucie, kiedy to piłka po główce Lukasa Klemenza trafiła w poprzeczkę.
[…] Niedługo później obronę Odry łatwo oszukał Wojciech Słomka, ale jego próbę instynktownie, nogą obronił Weinzettel. Równie groźnie pod bramką miejscowych było w 71. minucie, kiedy Wojciech Kędziora trafił w słupek. Napór gości w końcu przyniósł jednak efekt. Zwycięstwo zapewnił przyjezdnym Adrian Błąd, zaskakując mocnym strzałem Weinzettela po samotnym przebiegnięciu połowy boiska. Konieczność odrabiania strat nie sprawiła, że gracze Odry poprawili jakość swoich poczynań ofensywnych. Nie stworzyli sobie żadnej dobrej okazji do zdobycia gola i zanotowali drugą porażkę u siebie w tym sezonie.
sportowefakty.wp.pl – GKS Katowice rozpędza się. Piękny rajd dał wygraną z Odrą Opole
Drugie zwycięstwo w drugim meczu w rundzie wiosennej Nice I ligi odniósł GKS Katowice. Wygraną 2:1 z Odrą Opole zapewnił autor gola i asysty, Adrian Błąd.
[…] W zespole z Katowic wyróżniał się Adrian Błąd. Były skrzydłowy KGHM Zagłębia Lubin czy Arki Gdynia robił zamieszanie na połowie przeciwnika, a także interweniował blisko własnej bramki. Przez Tobiasza Weinzettela pomocnik nie zdobył gola w pierwszej połowie. Musiał zadowolić się asystą. W 39. minucie po dośrodkowaniu Adriana Błąda główkował celnie Mateusz Kamiński. Do przerwy było 1:1.
[…] Po przerwie nadal aktywniejsza i groźniejsza drużyna z Katowic. W 48. minucie Lukas Klemenz główkował w poprzeczkę po wrzutce Łukasza Zejdlera. Centymetrów zabrakło obrońcy, żeby umieścić piłkę w bramce na stadionie, na którym stawiał pierwsze kroki w seniorskim futbolu.
Podopieczni Jacka Paszulewicza atakowali, chcieli pójść za ciosem po zwycięstwie z Rakowem Częstochowa, jednak brakowało im skuteczności. Trener był spokojny i nie dokonywał zmian. Cierpliwość została nagrodzona w 77. minucie. Ponownie dał o sobie znać Błąd, który przeprowadził piękny rajd przed pół boiska i doprowadził do wyniku 2:1 strzałem zza pola karnego.
futbolfejs.pl – To się nazywa mocne wejście! GieKSa Paszulewicza dała po nosie jesiennym rewelacjom
To się nazywa mocny wist! GieKSa Jacka Paszulewicza po zwycięstwie na otwarcie roku 2018 nad Rakowem Częstochowa 2:1, takim samym wynikiem zakończyła mecz z drugim z rewelacyjnych beniaminków Nice 1. Ligi – Odrą w Opolu. Niby to tylko dwa mecze, ale już spokojnie możemy ogłosić – tak grający katowiczanie dają wyraźny sygnał rywalom: jesteśmy piekielnie mocni!
Niby o tej mocy Katowic wiedzieliśmy od dawna. I w poprzednim sezonie, i jeszcze w poprzednim. I minionej jesieni. Ale w każdym przypadku ta moc jakaś taka uśpiona była. Dyżurny faworyt, który chyba sam nie wierzył w to, że jest faworytem. Taki, o którym nie wypada powiedzieć, że nie jest silny, ale każdy czuje, że to tylko kurtuazja.
Po jesieni GieKSa była siódma z przeciętnym bilansem (8-4-7), ale zmiana Piotra Mandrysza na Jacka Paszulewicza zimą nieco zaskoczyła. Bo Mandrysz kończył jesień niezłą serią – 10 punktów w czterech meczach. Można było mniemać, że właśnie znalazł pomysł na tę drużynę i ją ocucił. A jednak – gdy tylko okazało się, że Paszulewicz jest wolny, w Katowicach nie wahano się.
Dziś, po meczu z Odrą Opole (2:1), wątpliwe, by Mandrysza w Katowicach ktokolwiek żałował (swoją drogą od początku nie zaskarbił sobie serc fanów). Paszulewicz natomiast chyba już – tymi dwoma meczami z beniaminkami – „kupił” sobie trybuny Bukowej. Nie samymi wynikami – te, powtórzmy, Mandrysz na koniec też miał bardzo dobre – a czymś, czego w GKS Mandrysza trudno się było dopatrzeć: stylem i grą.
Paszulewicz wszedł do GieKSy jak rasowy szeryf do saloonu – gwiazda na piersi, naładowany rewolwer w kaburze, siła i przekonanie o wartości drużyny. I tak też wyglądają jego piłkarze wychodząc na mecz.
To Odra oddała pierwszą salwę – w poprzeczkę, a odbitą od niej piłkę dobił do siatki Jakub Habusta. Piłkarze Paszulewicza zareagowali bez cienia nerwów. Grali swoje – bardzo wysoki, nieustanny pressing, zero przestrzeni dla rywali, nieustanne szukanie luk w ich defensywie. Odra, pod wodzą Mirosława Smyły mistrzowie gry ekonomicznej i maksymalnie efektywnej, kompletnie się w tym pogubiła.
– Liczę, że uda się osiągnąć duży sukces, a tym jest gra klubu tam, gdzie wszyscy tego oczekują, czyli w ekstraklasie. Wiem, że oczekiwania i aspiracje są duże, ale akurat takie stawianie sprawy nie jest mi obce – mówił Paszulewicz w styczniu po objęciu GieKSy. Po meczach z Rakowem i Odrą już widać, że nie żartował ani trochę. Jego obsesja pracy nad taktyką i przygotowaniem fizycznym na Bukowej była wyjątkowo pożądana i, jak widać, już daje efekty.
Strzeżcie się zatem GieKSy! Ma w tym momencie dwa mecze zaległe – z Puszczą i piekielnie ważny z Chojniczanką, a za tydzień czeka jakże prestiżowa konfrontacja z Zagłębiem Sosnowiec.
polsatsport.pl – GKS Katowice wygrał w Opolu
W spotkaniu 23. kolejki Nice 1 Ligi Odra Opole przegrała z GKS Katowice 1:2. Goście zdecydowanie przeważali, odnieśli zasłużone zwycięstwo i zbliżyli się do czołówki tabeli.
Od początku meczu inicjatywa należała do piłkarzy GKS Katowice. Już w 3. minucie przed szansą stanął Adrian Błąd, na posterunku był jednak Tobiasz Weinzettel. W kolejnych minutach katowiczanie stworzyli jeszcze kilka klarownych sytuacji, mimo to pierwszy celny cios wyprowadzili w tym meczu gospodarze.
[…] Strata gola jeszcze bardziej podrażniła przyjezdnych. Katowiczanie z animuszem ruszyli do ataku.
[…] Goście dominowali do gwizdka sędziego kończącego pierwszą połowę, wyraźnie przeważali również po przerwie. Piłkarze Odry długo mieli szczęście i dobrze dysponowanego Weinzettela w bramce.
sportdziennik.pl – Błąd wsiadł na motor i zepsuł Odrze święto
Katowiczanie w Opolu wygrali skromnie, ale zaprezentowali się znacznie lepiej niż wyżej sklasyfikowani rywale.
Adrian Błąd ani z Rakowem, ani z Odrą nie grał wielkiego meczu. Przed dwoma tygodniami zanotował jednak asystę, a wczoraj zapisał na swoim koncie w klasyfikacji kanadyjskiej nawet dwa punkty. Na niespełna kwadrans przed końcem strzelił zwycięskiego gola dla GKS-u. I to w jakim stylu! Skrzydłowy mknął z piłką przez kilkadziesiąt metrów, bez cienia zawahania wykorzystał bierność rywali i uderzeniem ze „szpica” pokonał Tobiasza Weinzettela.
[…] „GieKSa” na tle Odry prezentowała się niczym juniorzy starsi w konfrontacji z juniorami młodszymi. Szybsi, agresywniejsi, dojrzalsi – i po prostu lepsi piłkarsko. Podopieczni Jacka Paszulewicza raz za razem wygrywali pojedynki fizyczne z opolanami, którzy niejednokrotnie zwijali się potem z bólu na murawie. Gdyby do Katowic nie pojechała pełna pula, przy Bukowej mogliby sobie pluć w brody. A tak, mogli jedynie żałować, że ten dobry występ – zdecydowanie uprawniający do snucia marzeń o ekstraklasie – ominął pewnie wielu kibiców „GieKSy”, rozdartych wczoraj pośród mecze sekcji piłkarskiej, siatkarskiej i hokejowej.
[…] Gdyby nie dobra forma Tobiasza Weinzettela, zastępującego w bramce powołanego do kadry młodzieżowej Mateusza Kuchtę, porażka mogłaby być wyższa, bo 22-latek obronił 9 celnych strzałów. Sprzyjało mu też szczęście – w II połowie, przy stanie 1:1, Lukas Klemenz główkował w poprzeczkę, a Wojciech Kędziora „ostemplował” słupek, kończąc tym samym imponującą serię (6 goli w 5 meczach).
Hokej
Kompromitacja w Tychach
W 20. kolejce THL nasza drużyna wyruszyła do Tychów żeby zmierzyć się z miejscowym GKS-em.
Pierwszą tercję rozpoczęliśmy od szarpanej gry w tercji neutralnej. Dopiero w 4. minucie strzał na bramkę Fucika zdołał oddać Wronka, ale jego uderzenie nie sprawiło problemów bramkarzowi gospodarzy. W 7. minucie miejscowi wyszli na prowadzenie. W drugiej połowie pierwszej odsłony nasza drużyna stanęła przed szansą wyrównania wyniku za sprawą liczebnej przewagi. Pomimo oddania kilku groźnych strzałów, to żaden z naszych zawodników nie zdołał pokonać Fucika. W 19. minucie fantastyczną interwencją popisał się Eliasson ratując nas przed utratą drugiej bramki. Chwilę przed syreną kończącą pierwszą tercję Eliasson ponownie zachował czujność i pewnie obronił kolejne strzały gospodarzy.
Drugą tercję rozpoczęliśmy od zdecydowanego ataku na bramkę Fucika, blisko zdobycia bramki był Wronka i Varttinen. W 24. minucie gospodarze zdobyli drugą bramkę, wykorzystując liczebną przewagę. Kilkanaście sekund później gospodarze ponownie podwyższyli. W 25. minucie nastąpiła zmiana bramkarza w naszej drużynie. W 28. minucie czwartą bramkę dla drużyny gospodarzy zdobył Drabik, wykorzystując bierną postawę naszych obrońców. W 33. minucie w sytuacji sam na sam z Fucikiem znalazł się Dupuy, ale jego strzał był za lekki, by pokonać bramkarza gospodarzy. Na sam koniec drugiej odsłony gospodarze po raz piąty wbili krążek do naszej bramki.
Trzecią odsłonę rozpoczęliśmy od kilku strzałów na bramkę Fucika. Jednak to gospodarze ponownie znaleźli drogę do naszej bramki, zdobywając szóstą bramkę w tym meczu. Minutę później po raz siódmy do bramki trafił Viinikainen. Na sam koniec meczu bramkę honorową dla naszej drużyny zdobył Jonasz Hofman.
GKS Tychy – GKS Katowice 7:1 (1:0, 4:0, 2:1)
1:0 Filip Komorski (Valtteri Kakkonen, Rafał Drabik) 06:16
2:0 Alan Łyszczarczyk (Rasmus Hejlanko, Valtteri Kakkonen) 23:23, 5/4
3:0 Mark Viitianen (Dominik Paś) 24:18
4:0 Rafał Drabik (Szymon Kucharski, Mateusz Bryk) 27:48
5:0 Mateusz Gościński (Hannu Kuru, Olli Kaskinen) 38:56
6:0 Hannu Kuru (Juuso Walli, Bartłomiej Pociecha) 45:23
7:0 Olli-Petteri Viinikainen (Alan Łyszczarczyk, Rasmus Hejlanko) 47:54
7:1 Jonasz Hofman
GKS Tychy: Fucik, Lewartowski – Viinikainen, Bryk, Łyszczarczyk, Komorski, Knuutinen – Kaskinen, Kakkonen, Jeziorski, Kuru, Heljanko- Walli, Pociecha, Karkkanen, Paś, Viitanen – Bizacki, Ubowski, Drabik, Kucharski, Gościński.
GKS Katowice: Eliasson, Kieler – Maciaś, Hoffman, Wronka, Pasiut, Fraszko – Varttinen, Verveda, Anderson, Monto, Dupuy – Runesson, Lundegard, Michalski, McNulty, Hofman Jo. – Chodor, Dawid, Hofman Ja.
Galeria Piłka nożna
Kurczaki odleciały z trzema punktami
Felietony Piłka nożna
Plagi gliwickie
No i po raz kolejny potwierdziło się, jak dziwna bywa piłka. Przynajmniej jeśli przekładamy matematykę na boisko. I punkty oraz miejsca w tabeli. Matematycznie Piast nie miał prawa z nami wygrać, statystycznie niby też, choć patrząc na rachunek prawdopodobieństwa, kiedyś musieli to drugie zwycięstwo osiągnąć. Stało się i nikt w Katowicach nie jest z tego powodu zadowolony. Faktem jest, że Piast na to zwycięstwo zasłużył, choćby dlatego, że był bardziej zdeterminowany. Jednak czy był lepszy na tyle, aby dokonać takiej deklasacji?
Śmiem twierdzić, że jakby taki mecz powtórzyć, to wcale nie byłoby oczywiste, że goście znów by wygrali. Zwycięstwo odnieśli zasłużone, jednak splot różnego rodzaju okoliczności – tak nieszczęśliwych dla GKS, a fortunnych dla gliwiczan spowodował, że wykorzystując sposobność z zimną krwią, zainkasowali trzy punkty. Ale tę sposobność najpierw musieli mieć.
Zaczęło się od kontuzji Mateusza Kowalczyka. Zawodnik jeszcze próbował po obiciu okolic nerki pozostać na boisku, ale sam po chwili poprosił o zmianę. Kontuzja niepiłkarska, więc w tej chwili najważniejsze jest po prostu jego zdrowie i miejmy nadzieję, że ostatecznie nie będzie to nic poważnego. Potem w kilka minut katowiczanie stracili dwie bramki. Najpierw fatalnie zachowali się w obronie, bo Drapiński był kompletnie niepilnowany i wystarczyło mu tylko dołożyć stopę do piłki, aby pokonać Rafała Strączka. No a potem Lukas Klemenz też jakoś intuicyjnie chciał wybić piłkę, ale pokonał własnego bramkarza. Mieliśmy nadzieję na ten rzut karny, ale po analizie VAR sędzia Raczkowski podyktowaną jedenastkę anulował – słusznie, bo faulu nie było. I tak mieliśmy jeszcze szczęście, bo tych plag mogło być więcej – w początkowej fazie meczu na boisku opatrywany był Bartosz Nowak, interwencja medyczna była też przez chwilę potrzebna Wasylowi. Mimo wszystko za dużo tych nieszczęść, jak na jeden mecz.
Problem jest taki, że po pierwszej połowie, gdy GKS przegrywał 0:2 i nie miał nic do stracenia, myśleliśmy, że nasz zespół rzuci się na przeciwnika i wybije im z głowy myśl o punktach. Miało być tak, że goście będą żałowali, że te dwa gole strzelili. Nic takiego nie miało miejsca. Druga połowa była równie zła jak pierwsza albo nawet gorsza. GieKSa biła głową w mur, kompletnie nie potrafiąc zagrozić bramce Placha. Piast wyprowadzał kontry, z czego jedną wykorzystał i gliwicki Di Maria zamknął spotkanie. A mogło być jeszcze wyżej, bo nasz zespół tak się odkrył, że rekordowa porażka na Nowej Bukowej stawała się coraz bardziej realna. Bramka Lukasa Klemenza na koniec tylko dała drobną korektę na wyniku. Osobliwe jest to, że Lukas strzelił w tym meczu do właściwej i niewłaściwej siatki, jeszcze bardziej osobliwe, że powtórzył tego typu wyczyn Arkadiusza Jędrycha sprzed… dwóch meczów.
Trzeba przyznać, że Piast zagrał kapitalnie w defensywie. Zneutralizował nasz zespół kompletnie, dodatkowo nie bronił się jakoś bardzo głęboko, GKS skutecznie był wypychany, a wszelkie próby licznych prostopadłych podań ze strony piłkarzy Góraka kończyły się „sukcesem” Piasta. No i właśnie to mam na myśli, pisząc, że mecz mógł się potoczyć inaczej. Bo trzeba przyznać, że pomysł na mecz z podaniami za plecy – czy to długimi w powietrzu, czy bardziej po ziemi, wyglądał na całkiem niezły i nawet próby nie były najgorsze. Czujność obrońców Piasta była jednak na wysokim poziomie. Gdy już taka piłka przeszła, to albo Adam Zrelak został wzięty w kleszcze (sytuacja z odwołanym karnym), albo Ilja Szkurin był na spalonym po podaniu Wędrychowskiego (ale i tak Białorusin trafił w Placha).
Problem widzę inny. GieKSa chyba za bardzo postawił na tę kwestię czysto piłkarską. Chcieliśmy ten mecz wygrać umiejętnościami i kunsztem, a zabrakło walki wręcz. Piast tę „grę w piłkę” od początku meczu próbował nam wybić z głowy i zrobił to skutecznie. Nie mieliśmy więc – tak jak na wiosnę – łupanki, którą trudno było nazwać meczem piłkarskim. Mieliśmy GieKSę, która w piłkę chciała grać i Piasta, który był jednak dużo bardziej zdeterminowany do walki. Nie odbieram oczywiście Piastowi tego, że w kluczowych momentach też pokazał umiejętności, bo to jest oczywiste. Poziom agresji jednak zdecydowanie był po stronie zawodników Myśliwca i teraz to oni okazali się „zakapiorami”. Trochę to wyglądało tak, jak na szkolnym korytarzu, kiedy z klasowym łobuzem kujon chce rozmawiać na argumenty. I ma je sensowne, logiczne, tylko co z tego, skoro łobuz wyprowadził szybki cios i kujonowi tylko spadły okulary z nosa…
Ogólnie nie chcę jakoś specjalnie krytykować tego sposobu naszej gry, natomiast wygląda na to, że sztab trenerski się przeliczył, a przez to, że do przerwy było już 0:2, trudno było to skorygować. Osobiście chciałbym, żeby GKS dążył do gry w piłkę i generalnie nie będę o to miał pretensji. Czasem jednak być może trzeba postawić na proste i bardziej… prymitywne środki. To tak jak z tym rozgrywaniem od tyłu, kiedy różne drużyny nieraz tak bardzo chcą ten schemat utrzymywać, że czasem, zamiast po prostu wywalić piłkę w oczywistej sytuacji, klepią ją sobie trzy metry od bramki i za chwilę dostają gonga.
A już nie bawiąc się w porównania, metafory i piękne słowa. Piast po prostu od początku meczu zaczął dosłownie spuszczać wpierdol naszym piłkarzom, a ci nie potrafili odpowiedzieć tym samym. I też dlatego przegraliśmy. Z Koroną GieKSa potrafiła pójść na noże. W meczu derbowym – zupełnie nie.
Wracając do tematu bramek samobójczych – to niesłychane, że GKS ma ich w tym sezonie już pięć. I solidarni są ze sobą środkowi obrońcy, bo już każdy z nich ma po jednym takim trafieniu. Piątego samobója zaliczył Kowal w Łodzi. Wiadomo, że jest to często pech, ale skoro sytuacja się powtarza – to jest jakiś defekt, nad którym pewnie trzeba popracować. Jest to jakaś niefrasobliwość naszych zawodników, może czasami wręcz lekka niechlujność.
Nie ma co płakać. Już nie będę się rozpisywał na temat opinii niektórych kibiców, bo poświęciłem na to poprzednie felietony i… straciłem sporo nerwów. Teraz nawet nie czytałem (jeszcze) wielu komentarzy, ale jeśli natknąłem się po tej porażce znów na zdanie jednego ancymona, że mamy fatalnego trenera, fatalnych piłkarzy i zespół na co najwyżej pierwszą ligę, to wiem po prostu, że mam do czynienia z osobą niezbyt lotną. Tyle.
Sam nie wierzyłem, że możemy ten mecz przegrać. Nie sądziłem natomiast, że zwycięstwo będzie formalnością. A już na pewno nie spodziewałem się, że Piast nas tak rozjedzie. Ten mecz ostatecznie był fatalny. Nie wychodziło nam nic. Piastowi wyszło wszystko. Powtórzę – wykorzystali wszystkie swoje sposobności otwierające im drogę do zwycięstwa. To oni byli wyrachowani. Ale matrycą była agresja.
Październikowo-listopadowy piękny sen z serią czterech zwycięstw się skończył, przyszła szara jesienna rzeczywistość. Jednak dziś jest kolejny dzień, a wkrótce następne. GieKSa to nie jest drużyna perfekcyjna i jeszcze nie jest na tyle dobra, żeby takie mecze jak z Piastem zdecydowanie wygrywać. Absolutnie jednak nie jesteśmy tak słabi, żeby znów mówić, że zlecimy z hukiem z ekstraklasy. Mogliśmy stworzyć sobie ultra-komfortową sytuację przed końcem rundy jesiennej. Nie udało się. Nadal musimy punktować, żeby zadomowić się mocniej w środku tabeli.
Przed nami przerwa reprezentacyjna, a po niej piekielnie ciężkie spotkania. Tak jak pisałem, o punkty będzie niebywale trudno, ale musimy grać swoje. Może z większą różnorodnością środków, w zależności od rywala. Skoro jednak Piast wygrał z GKS, to dlaczego GieKSa ma nie móc wygrać z Jagiellonią? W tej lidze wszystko jest możliwe. I katowiczan stać na punktowanie nawet z Jagą, Pogonią i Rakowem.
Także GieKSiarze nie ma co się załamywać i wchodzić w jakieś smuty. Zostawmy to ludziom, dla których frustracja jest życiowym paliwem. Niech dla nas paliwem będzie nieustający optymizm – oparty na faktach i doświadczeniu. Doświadczeniu takim, że GieKSa jeszcze dopiero co potrafiła bardzo dobrze grać w piłkę, być lepsza od przeciwników i wygrywać mecz za meczem.




Najnowsze komentarze