Dołącz do nas

Felietony

GKS „Mindfuck” Katowice

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Szczerze mówiąc nie mogę wyjść z pewnego szoku. Po tym, co zobaczyłem w Opolu. GKS Katowice i trener Dudek robią nam coś, co w ostatnim czasie w internecie określa się słowem „mindfuck”. I ja taki „mindfuck” mam, bo jak wierzyłem przed rundą, potem ta wiara po meczach z Wigrami i Rakowem spadła niemal do zera, to teraz po spotkaniu z Odrą znów pojawiły się merytoryczne przesłanki, że jednak to utrzymanie będzie możliwe. Merytoryczne przesłanki, których wcześniej nie było, a nie było ich nawet po Jastrzębiu.

Wystarczy bowiem, że przypomnę, co pisałem o meczu z Jastrzębiem, czyli, że na dziesięć takich meczów, wygralibyśmy ze trzy. To po Odrze mogę powiedzieć, że na dziesięć takich meczów, wygralibyśmy dziewięć. To chyba mówi samo za siebie.

W Opolu wszystko było inne niż w Jastrzębiu. GieKSa kontrolowała ten mecz od początku do końca. Nienawidzę określenia „kontrola” w piłce, bo to jest w 99 procentach bzdura. „Kontrolowaliśmy mecz, ale straciliśmy gola w 90. minucie”. I tyle z kontroli. Ale tym razem rzeczywiście ta wygrana nie była zagrożona, nawet – oczywiście z pewną dozą humoru – przy stanie 0:0. Tyle, że w przeciwieństwie do wielu meczów, tutaj umiarkowanie dobry początek miał swoje odzwierciedlenie w bramkach. Praktycznie ten mecz został zamknięty w kilkanaście sekund, gdy padły dwa pierwsze gole. Bramka Puchacza tylko wbiła gwóźdź do trumny opolskiego zespołu.

Naprawdę te kilka minut było balsamem na nasze skołatane od kilku lat serce. Ja osobiście nie nadążałem z opisywaniem goli. Po prostu masakra. Od wznowienia gry przez Odrę po utracie pierwszego gola, do następnej bramki minęło 12 sekund. To jest niepojęte, a jednak w końcu stało się naszym udziałem.

GieKSa zagrała najlepszy mecz w tym sezonie. Nawet mimo tego, że w drugiej połowie oddała kompletnie pole rywalowi. Ale… Oddała dlatego, że grała w dziesiątkę. Dodatkowo gospodarze sobie pykali na naszej połowie i nic nie potrafili zrobić. Dodatkowo i tak GKS strzelił czwartego gola i zamknął mecz. Więc tu po prostu nie można mieć absolutnie zastrzeżeń. Taktyka.

O Jakubie Habuście w tym artykule nie będę pisał, żeby nie psuć wydźwięku. Kto chce, niech przeczyta opinię w newsie o notach. Jedynie mam nadzieję, że go w tym sezonie już nie zobaczę na boisku.

Ale właśnie nawet grając w dziesiątkę gra GieKSy nie straciła nic ze swojej jakości, oczywiście poza tym, że akcenty musiały zostać przeniesione bardziej do szeroko rozumianej gry defensywnej. Z pomocnikami, obrońcami i także Mariuszem Pawełkiem, który zagrał bardzo dobrze. Kurde, naprawdę poza Habustą, nie było w tym spotkaniu ani jednego słabego punktu. Perfekt! – jak krzyczał Jerzy Engel na temat pierwszych 15 minut meczu Polski z Koreą Południową w 2002 roku.

Panowie piłkarze – z taką grą, jak w Jastrzębiu się nie utrzymamy. Z taką grą, jak w Opolu – to utrzymanie jest pewne. Bo to nawet nie chodzi o sam wynik, ale o postawę. A postawa przecież generuje wynik.

Rezultaty z innych stadionów ułożyły się idealnie pod nas. Po raz pierwszy od chyba kilku lat zdarzyło się tak, że GKS wygrywa swój mecz, a wszyscy rywale tracą punkty. Nie chcę już naprawdę wspominać pięciokrotnej „próby” wskoczenia na pozycję lidera przez naszego pożal się Boże selekcjonera… Ale i w poprzednim sezonie za kata Paszulewicza była kilkukrotnie możliwość zrobienia sobie pole position. I za każdym razem było partaczone. Teraz dalej gonimy, ale znaleźliśmy się w sytuacji, która po meczu z Rakowem była trudna do wymarzenia sobie.

Przyjrzyjmy się, jak to wygląda. GKS Katowice ma cztery punkty straty do bezpiecznego miejsca. Warto jednak odnotować, że nie gonimy teraz jednej drużyny, tylko te cztery punkty straty mają aż trzy ekipy. A to oznacza, że jest większe prawdopodobieństwo zbliżenia się do jednej (albo więcej) z nich. Mowa o Stomilu, Warcie i Bytovii. Dodatkowo jest jeszcze Chrobry, do którego GKS ma pięć punktów straty. Z każdą z tych ekip grać jeszcze będziemy, więc powoli wszystko zaczyna być w naszych nogach i jest szansa, że nie będziemy aż tak uzależnieni od wyników innych drużyn, tak jak jednak jeszcze jesteśmy teraz. Co jeszcze dwa tygodnie temu wydawało się trudne do osiągnięcia.

Ciągle nie zmienia to oczywiście tego pułapu, który powinniśmy osiągnąć, aby się utrzymać, czyli wspominane nieraz minimum 36 punktów, które jednak tej gwarancji nadal nie da. Bawiąc się w symulację czysto matematyczną, czyli zakładając, że każda z ekip (oprócz naszej hehe) utrzyma swoja średnią punktową do końca sezonu, to Chrobry będzie miał 39 punktów, Stomil i Warta 36-37 punktów, Bytovia 38. Nie bierzemy pod uwagę oczywiście w tym momencie formy danego zespołu. Czysta matematyka mówi jednak, że mniej niż 36 punktów to będzie praktycznie pewny spadek.

Ale żeby nie było tak „nieróżowo”, to powiedzmy sobie, że w środę gramy zaległy mecz. Mecz kolejki, w której Stomil i Warta już grały. I wygrana z Chojniczanką dałaby nam zaledwie JEDEN punkt straty do obu tych ekip. Coś, co wydawało się nieprawdopodobne, naprawdę może stać się faktem. A jeden punkt straty da nam już zupełnie fantastyczną pozycję wyjściową przed kolejnymi meczami, w tym właśnie bezpośrednimi z tymi rywalami. Wygrane w Jastrzębiu, ale zwłaszcza w Opolu powodują, że to utrzymanie naprawdę staje się możliwe!

No ale właśnie. Znamy to z tysiąca i jednej piłkarskiej nocy, że jeden czy dwa mecze często nie miały odzwierciedlenia w kolejnych i ostatecznie był płacz i zgrzytanie zębów. Więc przywołując wspomniany „mindfucK” nie mam zamiaru się nastawiać, że „o teraz, to już będzie super, rozjedziemy Chojniczankę i Chrobrego” i mam nadzieję, że piłkarze również się tak nie nastawiają, bo to prosta droga do drugiej ligi. Natomiast chodzi o to, żeby złapać zdrową pewność siebie i grać swoją piłkę, taką która będzie konsekwentna i spokojna. Ale z walką. Wiele razy mieliśmy sytuację, że w niezrozumiałych okolicznościach po super meczu przychodził paździerz. Teraz mamy odwrotnie – po paździerzach przyszedł super mecz. Nie ma gwarancji na cokolwiek. Ani że to pójdzie w dobrą stronę, ani w złą. Więc pozostaje nam tylko czekać do środy.

No to co? Czekamy. Z nadzieją.

A za wczorajszy mecz – wielkie brawa dla całej drużyny i trenera!

Portal GieKSa.pl tworzony jest od kibiców, dla kibiców, dlatego zwracamy się do Ciebie z prośbą o wsparcie poprzez:

a/ przelew na konto bankowe:

SK 1964
87 1090 1186 0000 0001 2146 9533

b/ wpłatę na PayPal:

E-mail: [email protected]

c/ rejestrację w Superbet z naszych banerów.

Dziękujemy!

5 komentarzy
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

5 komentarzy

  1. Avatar photo

    Kibol

    31 marca 2019 at 10:24

    No jestem w szoku ale 1 jaskółka nie czyni WIOSNY

  2. Avatar photo

    Tom

    31 marca 2019 at 10:49

    Właśnie tak macie grać, nie zachowawaczo, kontrolować i utrzymywać wynik.
    Tylko iść za ciosem, jak zbrodniarz zadaje cios nożem, ukłucie za ukłuciem a nie cofanie się.
    Przeciwnik przecież nie spodziewa się straty brami po 12 sek :))

  3. Avatar photo

    Irishman

    31 marca 2019 at 11:31

    I oby tylko w najbliższym tygodniu, w Katowicach nie czekał nas kolejny mindfuck po coraz lepszej grze w Jastrzębiu i przede wszystkim w Opolu!

    Dlatego teraz najważniejsze jest, aby schłodzić głowy, po tym niewątpliwym sukcesie! Bo szybko może on odejść w zapomnienie po kolejnych meczach, tak jak zwycięstwa z Wigrami na jesieni. A będzie to trudne, co widzę po sobie, kiedy micha mi się śmieje od wczorajszego wieczora! 🙂

  4. Avatar photo

    KaTe

    31 marca 2019 at 13:06

    Super wynik!
    Ale nie podniecajmy się, Odra wcale nie podjęła walki. Z Chojną, a już na pewno z Chrobrym będzie inaczej. Przypomnijmy sobie jak nasza Gieksa gra na Bukowej: JEDNO ZWYCIĘSTWO!!! Drugą, podobnie daremną u siebie drużyną jest Bytovia. Choć właściwie porównanie może dotyczyć tylko liczby zwycięstw. Bo przegrali u siebie tylko dwa razy. A my SZEŚĆ!!! Mistrzostwo zdobywa się na wyjazdach, a utrzymanie meczami u siebie – nic nowego…
    A swoją drogą, także zaskakujące jest to, że grając w obronie z Lisowskim i Wawrzyniakiem nie straciliśmy nawet jednej bramki. Ale lepiej nie osiadać na laurach. Lisowski niech potrenuje wrzutki z prawej strony. Wszystkie (chyba aż dwie) w meczu z Odrą były fatalne.

  5. Avatar photo

    Solski

    31 marca 2019 at 19:46

    Super.
    Szkoda, że ten weekend się skończył. Po raz pierwszy od niepamiętnych czasów był on udany ze względu na wynik meczu i co ważniejsze zaangażowanie i ambitna grę. Widać było, że im się chciało, walczyli.
    Mam nadzieje, że nie był to przypadek (jak bramka Pietrzaka w meczu Wisły z Legią). Jeżeli tak będzie w pozostałych meczach to można liczyć na utrzymanie.
    Obyśmy w środowy wieczór mieli równie dobre humory, a nie kaca, że znowu nas zrobili w ….

Odpowiedz

Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Piłka nożna

Popłynęli w Szczecinie

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

W niedzielne popołudnie piłkarze GKS-u Katowice pojechali na wyjazdowe spotkanie do Szczecina w ramach 27. kolejki PKO BP Ekstraklasy. W wyjściowej jedenastce doszło do czterech zmian i od pierwszej minuty zagrali Szymczak, Kuusk, Drachal i Gruszkowski.

Pierwszą połowę zaczęli zawodnicy GieKSy, ale nie stworzyli realnego zagrożenia. W trzeciej minucie Filip Szymczak wyszedł sam na sam z bramkarzem i mimo tego, że i tak był na spalonym, to nie zdołał pokonać Cojocaru. Chwilę później Alan Czerwiński ruszył prawą stroną boiska aż do linii końcowej i wrzucił piłkę w pole karne. Obrońca gospodarzy strącił futbolówkę wprost pod nogi Oskara Repki, który pokusił się o strzał zza pola karnego, ale został on zablokowany. Pierwszy kwadrans spotkania nie porwał piłkarsko, ale GieKSa częściej zapędzała się pod bramkę Pogoni i dłużej utrzymywała się przy piłce. W 15. minucie Kudła źle wybił piłkę i zrobiło się groźnie pod bramką GieKSy, na szczęście nasz bramkarz zdołał się zrehabilitować i wybronił strzał Kolourisa. Chwilę później znów Pogoń była bliska zdobycia bramki, ale zawodnik gospodarzy uderzył niecelnie. W 19. minucie zrobiło się sporo zamieszania w polu karnym Cojocaru, gdy Mateusz Kowalczyk delikatnie trącił piłkę głowa, zmieniając jej tor lotu, ale nic z tego nie wyszło. W kolejnych minutach gra przeniosła się głównie w środkową strefę boiska i żadna drużyna nie była w stanie skonstruować składnej akcji. W 33. minucie Koutris przeniósł piłkę nad bramką Kudły, uderzając lewą nogą. Chwilę później Drachal był bliski zdobycia bramki, ale w ostatnim momencie piłka mu odskoczyła. W 42. minucie Loncar uderzył głową z bliskiej odległości, ale Kudła zdołał ją wybić końcówkami palców. Po wznowieniu z rzutu rożnego Dawid Drachal chciał oddalić zagrożenie i w momenciem gdy wybijał piłkę, to podbiegł Kurzawa, który dostał prosto w skroń i potrzebował pomocy medycznej. W doliczonym czasie pierwszej połowy Gruszkowski rzucił się, aby zablokować strzał Koutrisa i piłka niefortunnie odbiła mu się od ręki. Po długiej przerwie i analizie VAR sędzia wskazał na jedenastkę, którą  pewnie wykorzystał Koulouris. Po tej bramce arbiter zakończył pierwszą połowę.

Na drugą połowę GieKSa wyszła w takim samym składzie, natomiast w drużynie Pogoni doszło do jednej zmiany. Po czterech minutach drugiej połowy Koulouris znów wpisał się na listę strzelców – tym razem pokonał Kudłę z bardzo bliskiej odległości, a piłkę wrzucił Kamil Grosicki, który przepchał i objechał bezradnego Alana Czerwińskiego. W kolejnych minutach GieKSa, chcąc odrabiać straty, odsłoniła się jeszcze bardziej, co próbował wykorzystać Wahlqvist, ale uderzył bardzo niecelnie. Po upływie godziny gry trener Rafał Górak pokusił się o potrójną zmianę. Na boisko weszli Błąd, Bergier i Galan. Chwilę późnej Arkadiusz Jędrych wpuścił swojego bramkarza na minę. Źle obliczył odległość do Kudły i zagrał zbyt lekko i niedokładnie do tyłu. Kudła musiał opuścić bramkę, aby ratować sytuację i po serii niefortunnych podań piłka trafiła pod nogi Grosickiego, jednak jego strzał został zablokowany przez naszego bramkarza. W 68. minucie Sebastian Bergier wyszedł sam na sam z bramkarzem, ale nie trafił w światło bramki, była to idealna okazja na złapanie kontaktu. Chwilę później Loncar został sfaulowany przez Kuuska, ale sędzia puścił akcję i do piłki dobiegł Sebastian Bergier, który zaliczył… soczysty upadek. W kolejnych minutach gra zrobiła się bardzo rwana i było dużo niedokładności w obu zespołach. W 82. minucie Kacper Łukasiak pokonał Dawida Kudłę strzałem na dalszy słupek. Warto zaznaczyć, że ten zawodnik wszedł na boisko… minutę wcześniej. Pięć minut później Koulouris trzeci raz wpisał się na listę strzelców, pokonując Kudłę strzałem na długi róg. Chwilę później sędzia zakończył spotkanie.

6.04.2025, Szczecin
Pogoń Szczecin – GKS Katowice 4:0 (1:0)
Bramki: Koulouris (45-k, 49, 87), Łukasiak (82).
Pogoń Szczecin: Cojocaru – Wahlqvist, Loncar, Borges, Koutris (86. Lis), Gamboa, Ulvestad, Kurzawa (80. Smoliński), Przyborek (46. Wędrychowski), Grosicki (81. Łukasiak), Kolouris (88. Paryzek).
GKS Katowice: Kudła – Gruszkowski (62. Galan), Czerwiński, Jędrych, Kuusk (80. Komor), Wasielewski – Drachal (62. Błąd), Kowalczyk, Repka, Nowak (88. Marzec) – Szymczak (62. Bergier).
Żółte kartki: Kowalczyk.
Sędzia: Paweł Raczkowski (Warszawa).
Widzów: 19 938.

Kontynuuj czytanie

Piłka nożna

Nie schodźcie z obranej drogi

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Co GKS Katowice wraca na swój stadion po nieudanym wyjeździe to wygrywa. Podobnie było tym razem. Po wysokiej porażce w Szczecinie (choć zbyt wysokiej patrząc na samą grę), katowiczanie mieli zmierzyć się z walczącą o życie Puszczą Niepołomice.

W końcówce sezonu takie mecze zawsze są trudniejsze niż – po pierwsze wcześniej, a po drugie – niż wskazywałaby na to tabela. Zazwyczaj drużyny z dołu się po prostu budzą – wcześniej czy później. Nie zawsze i nie wszystkie – te które pobudki nie zrobią lub nie zrobią jej odpowiednio wcześnie – spadają z ligi. Mamy w tym sezonie aż nadto przykładów. Obudziła się Korona – na samym początku rundy wiosennej – i dziś jest praktycznie pewna utrzymania. Niedawno na wysokie obroty wskoczył Radomiak – i choć przegrał ostatnio dwa mecze – również ma niezłą pozycję w tabeli, a przecież startowali od 0:5 do przerwy w Białymstoku. Skazywane na pożarcie Zagłębie Lubin wygrało dwa mecze i znacząco poprawiło swoją sytuację. A Śląsk Wrocław? Ci to dopiero zaczęli grać. Zagrzebani na ostatnim miejscu, pod wodzą Alana Simundzy zaczęli punktować aż miło i po wielu, wielu kolejkach w końcu osiemnaste miejsce opuścili i są na styku jeśli chodzi o bezpieczną strefę!

Zamieszana w walkę o utrzymanie Puszcza również czeka na to przebudzenie. Był jeden moment, w którym wydawało się, że podopieczni Tomasza Tułacza wskoczyli na właściwe tory. Mowa o wygranej w Gdańsku 2:0. Ta wygrana z zespołem z dołu tabeli, ale też dobrze wówczas grającą Lechią, była pewna i wydawało się, że Puszcza może stać się takim Radomiakiem czy Koroną. Nic z tych rzeczy. Co prawda potem zdarzyło się jeszcze zwycięstwo z Piastem, ale poza tym było słabiutko. Sytuację mógł też trochę uratować Puchar Polski, gdzie niepołomiczanie wygrali na Konwiktorskiej, ale potem Pogoń zmiotła ich w półfinale. Tym motywacyjnym drygiem mógł być też uratowany w doliczonym czasie gry z Rakowem remis. Nie wyszło. Puszcza przegrała w Katowicach i choć jest minimalnie nad kreską, czeka ich niebywała i ciężka batalia o pozostanie w lidze. Za tydzień grają z niezłym Radomiakiem, potem mają Pogoń i Lecha, będą też bezpośrednie potyczki ze Stalą i Śląskiem. Oj, nie będzie u Żubrów nudno.

To jednak problemy naszych ligowych rywali. GieKSa z tą walczącą o życie drużyną sobie poradziła i to przegrywając do przerwy. Nawet trener Tułacz – zasadniczo nieszczędzący swoim podopiecznym słów krytyki – dziwił się, że nie było aż takiej determinacji. Za to w Lidze Plus eksperci mówili, że z Puszczą narzucającą swój styl gry, przejąć tę rolę jest trudno – a GieKSie się to udało. Nie da się ukryć, katowiczanie zdominowali rywali i w tym kontekście był to jeden z najlepszych meczów w tym sezonie – no, powiedzmy druga połowa, bo do pierwszej można się przyczepić.

To był pierwszy mecz w obecnych rozgrywkach, w którym GieKSa przegrywała i przechyliła szalę zwycięstwa na swoją korzyść. W 28. kolejce. Dla porównania powiedzmy, że w ostatnich pięciu meczach poprzedniego sezonu, taka sytuacja miała miejsce… trzy razy (z Polonią, Tychami i Wisłą). Dlatego nawet jeśli taka sytuacja zdarza się raz na jakiś czas, to jednak tyle meczów bez odwrócenia ich losów to sporo. W drugą stronę mieliśmy to trzy razy – z Legią, Koroną i Motorem. A jedynymi drużynami, które pozostają bez przechylenia szali na swoją korzyść są Piast, Puszcza, Śląsk, Lechia.

Żeby dołożyć łyżeczkę dziegciu co do wczorajszego spotkania, to trzeba przyznać, że do pewnego momentu aspirowało ono do jednego z najbardziej frustrujących w tym sezonie. Mam tu na myśli taką niemoc, pewnego rodzaju bezsilność, która – wydawało się – może mieć miejsce. Bo jak przegrywaliśmy wysoko, to GieKSa była ewidentnie słabsza. Jak przegrywaliśmy mecze, których nie powinniśmy przegrać, bo graliśmy dobrze, była irytacja i złość. Ale wczoraj to było jeszcze coś innego. GieKSa niby atakowała, niby stwarzała sytuacje, ale ostatecznie wszystko szło w ręce Komara, ewentualnie było niecelne, tak jak strzał Dawida Drachala z początku meczu. Dodatkowo było widać dużą determinację i dynamikę. To nie był chodzony mecz. Z jednej strony można było myśleć, że taka gra daje szansę na pozytywny rezultat, z drugiej te wykończenia były dość mizerne. No i przede wszystkim Puszcza prowadziła po naszym dość dużym błędzie. Więc trzeba było zdobyć nie jedną, a dwie bramki. Niewiadomą było, jak się to wszystko potoczy.

Ta łyżka dziegciu się zdematerializowała, bo ostatecznie GKS w drugiej połowie grał podobnie jak w pierwszej, a dodatkowo wzmocnił ten sposób gry i w końcu zaczęło wychodzić. Czyli wchodzić. Trzy bramki zdobyte po przerwie mają swoją wymowę. Najpierw Alan Czerwiński dosłownie wypatrzył Sebastiana Bergiera, który po prostu nie mógł tego zmarnować. Potem swoje firmowe zagranie zaliczył Bartosz Nowak i Bergi a la „Franek – łowca bramek” (skoro jesteśmy już przy wiślackich porównaniach trenera) podcinką trafił do siatki. Mało się mówi o trzecim golu, a to co zrobił Marcin Wasielewski przecież było bardzo klasowe. Minął rywala delikatnym podbiciem piłki, a potem to podbicie powtórzył nad bramkarzem, wystawiając piłkę do pustej bramki. To było doprawdy doskonałe i jeśli mówimy o Tsubasie Dawida Drachala w jego kapitalnej akcji w pierwszej połowie, to nie można tego japońskiego bohatera kreskówek nie przyrównać do Wasyla, przy czym Wasyl zrobił to błyskawicznie, a nie jak Tsubasa biegł z piłką przez boisko przez pół odcinka okrążając niemal całą kulę ziemską 😉

Swój sposób gry – to było coś, co trener powtarzał w rundzie jesiennej. Można powiedzieć, że jesienią to wychodziło w bardziej spektakularny sposób, choć nadal musimy pamiętać, że dawało to mniej punktów niż obecnie. Ale pod względem wizualnym, spotkanie z Puszczą rzeczywiście pokazało bardzo dużą dominację nad rywalem.

GieKSa jest w środku tabeli dlatego, że… nie zawsze nam wychodzi. Bartosz Nowak ma potencjał na to, by dawać jeszcze więcej. I ostatecznie coś mu w tych meczach zawsze wyjdzie – jakieś idealne podanie i asysta – bo to po prostu bardzo jakościowy zawodnik. Ale tu może być jeszcze lepiej. Sebastian Bergier nastrzelał już trochę tych bramek, ale ich też może być jeszcze więcej. Coraz lepiej prezentuje się Dawid Drachal i jakby tylko udało się wyciągnąć go z Rakowa, byłoby doskonale, bo ten zawodnik to bardzo duży talent. Naprawdę w tej drużynie drzemie spory potencjał. Na ten moment jest bardzo dobrze. A może być jeszcze lepiej. Tylko prośba do trenera – nie schodźcie z obranej drogi. Wychodźcie z założenia, że rozwój jak najbardziej, ale lepsze czasem jest wrogiem dobrego. Można i trzeba ulepszać i poprawiać, ale nie na siłę. Naprawdę jest dobrze.

Osiągnęliśmy magiczną granicę 38 punktów. Można już mieć absolutnie spokojną głowę. GieKSa w przyszłym sezonie będzie grać w ekstraklasie i dalej sławić Katowice w ligowej piłce. Nie mogliśmy sobie wymarzyć na początku sezonu – a już zwłaszcza po pierwszej kolejce z Radomiakiem – w jakim miejscu będziemy na sześć kolejek przed końcem. Pięknie.

A Dawid Abramowicz, ani żaden inny Craciun czy Atanasov nie okazali się Kojiro 😉

Kontynuuj czytanie

Galeria Piłka nożna

Budujemy nową twierdzę

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

W dzisiejszym spotkaniu nasza drużyna pokonała 3:1 Puszczę Niepołomice. Zapraszamy na drugą galerię z tego meczu, którą przygotował dla Was Kazik.

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga