Piłka nożna
Rafał Górak: „Byliśmy drużyną po prostu lepszą”
Przedstawiamy zapis z pomeczowej konferencji po zwycięstwie 4:0 nad Zagłębiem Sosnowiec. Udział w niej wzięli trenerzy obu drużyn – Rafał Górak i Aleksandr Chackiewicz.
Rafał Górak: Wiadomo, że okres świąteczny, to jeżeli taką dobrą nowinę zawozi się do domu, to jest zawsze ogromna, ogromna radość. Jestem przekonany, że dzisiaj Katowice i wszystkie rodziny bardzo, bardzo, bardzo będą się radowały w ten dzień. Rzeczywiście, staraliśmy się bardzo dobrze przygotować do tego meczu, jak do kolejnego, ale wiedzieliśmy, że Zagłębie przez to, co się dzieje, będzie próbowało dzisiaj przy bardzo dużej publice zrobić coś trochę innego. Zaskoczyć nas może personalnie, albo nawet przetasować ustawienie. Przyszykowaliśmy się do tego bardzo solidnie i z tego mam ogromną satysfakcję, że byliśmy bardzo dobrze przygotowani do tego spotkania. Wydaje mi się, że całe spotkanie, może nie tyle kontrolowaliśmy, bo ja nie lubię w takich sprawach stawiać insynuacji, ale wydaje mi się, że cały czas byliśmy drużyną po prostu lepszą. Ważne, aby potem udokumentować przewagę jednego zawodnika i podwyższyć prowadzenie, bo to było istotne i to jest dla nas najważniejsza, najważniejsza sprawa. Bardzo chciałem przede wszystkim pogratulować drużynie, która te zadania, które narzucaliśmy i zaproponowaliśmy w tym świątecznym tygodniu, tak bardzo mocno skoncentrowani po prostu przyjmowali i dzisiaj wyglądali na boisku w taki, a nie inny sposób. Za to im bardzo mocno gratuluję.
Pytanie: Gratulacje trenerze wysokiego zwycięstwa, piąta z rzędu wygrana, szósta w tym roku. Czy po takich zwycięstwach, jak z Podbeskidziem 5:0, dzisiaj 4:0, pan myśli sobie czasami, że coś może nie wyszło, coś można zrobić lepiej?
Górak: Oczywiście, chociaż niekiedy jest to troszeczkę mówione pod publikę, ale nie, były dzisiaj momenty takie, które mogliśmy wykonywać lepiej i parę rzeczy było, można to powiedzieć, troszeczkę niepotrzebnych z naszej strony. Ale ciężko tutaj w jakiś sposób zarzucać coś na gorąco, bo tak, jak powiedziałem, cały plan i cała koncentracja w stosunku do tego spotkania i wytrzymanie tego tak zwanego ciśnienia meczowego były na najwyższym poziomie, także ciężko byłoby zarzucać coś na gorąco. Rzeczywiście, po analizie, zespołowej i indywidualnej, zawodnicy tradycyjnie te wskazówki, co można zrobić lepiej, na pewno otrzymają.
Pytanie: Jeśli chodzi o tę bramkę, która nie została uznana, Grzegorza Rogali, z doliczonego czasu gry w pierwszej połowie, to jak pan to z ławki rezerwowych widział? Wydaje nam się, że jakiś faul był odgwizdany, ale jak pan to widział?
Górak: Sytuacja, rzut rożny, kontynuacja rzutu rożnego, uderzenie, to jest bardzo dynamiczna sprawa. Tutaj pewne rzeczy, nie jesteśmy w stanie ich ocenić, natomiast w przerwie już wiedziałem, o co chodziło zespołowi sędziowskiemu i tutaj, w zasadzie na drodze piłki, w świetle dalszego słupka stanął zawodnik i sędziowie uznali, że on utrudnia w jakiś sposób interwencję bramkarzowi. Ja muszę się jak najbardziej z tym zgodzić i uszanować decyzję grupy sędziów.
Pytanie: Chcąc nie chcąc, GKS dzisiaj wskoczył na 3. miejsce w tabeli, czyli siłą rzeczy, wyraził taki wyraźny znak na to, że walczy dzisiaj o ten awans, wykorzystał potknięcie Wisły Kraków. Za tydzień myśli pan, że to będzie taki decydujący mecz z Lechią Gdańsk?
Górak: Nic bardziej mylnego, to nie będzie absolutnie żaden decydujący mecz. Rzeczywiście, musimy się bardzo dobrze przygotować do spotkania, Lechia jest bardzo mocnym zespołem i jest bardzo mocno rozpędzona, musimy być bardzo dobrze przygotowani na to spotkanie i wiem, że będziemy. Natomiast to na pewno nie będzie mecz decydujący o czymkolwiek.
***
Trener Chackiewicz korzystał z pomocy tłumacza.
Aleksandr Chackiewicz: Co bym dzisiaj nie powiedział, będzie to wyglądać jak wymówka. Po spotkaniu z Lechią rozmawiałem z zespołem, że to nie tylko ja, jako trener, odpowiadam za wynik. Dzisiaj przed meczem był wstępnie omówiony skład i piłkarze sami wyznaczyli sobie strategię na grę. Uczciwie nie wiem, jaki był u nich plan, wszystko to wymyślił zespół, ja byłem za zamkniętymi drzwiami. U nas nie ma żadnej anarchii i piłkarze muszą wiedzieć, że też odpowiadają za wynik meczu. Już wszyscy piłkarze zagrali w tych meczach. Ktoś z piłkarzy może, ale nie chce, a są tacy, którzy chcą, a nie mogą. Powiedziałem im, że nie jestem matematykiem, ale powiedziałem, że jestem, jak ktoś chce, to może nie wychodzić na boisko. Tu mamy piękniejsze możliwości dla zespołu. Przepiękni kibice. Ja dziś spytałem zespół: „Gdzie jeszcze macie takie warunki jak tu?”. Nie każdy zespół ma coś podobnego. Chcę zapytać, kto jest główny w zespole, czy może mi ktoś odpowiedzieć, jakie jest wasze zdanie? Nie postawię nikomu dwójki, nikogo z tego pokoju nie wyrzucę (śmiech). Też kibicujecie swojemu zespołowi.
Pytanie: Czy my jesteśmy w jakimś kabarecie?
Chackiewicz: Ja zadałem jedno pytanie.
Może było źle przetłumaczone, nie zrozumiałem tłumaczenia tego pytania.
Ja nie w kabarecie, a mam pytanie, kto jest głównym.
Kapitan jest głównym.
Przyjmuję taką odpowiedź.
Pytanie: Trener mówi, że nie ustalał strategii, drużyna sama sobie ustalała strategię, to kto ponosi w takim razie odpowiedzialność, bo tu w okresie zimowego okna transferowego pan podpisywał się pod transferami, decydował pan o jakichś nowych zawodnikach, a dzisiaj pan unika odpowiedzialności. Dlaczego?
Chackiewicz: Za ten mecz dzisiejszy odpowiedzialność ponoszą piłkarze, za jeden tylko. Dzisiaj już mamy myśleć, co będzie dalej.
Pytanie: Jakie są relacje trenera z zawodnikami? Jesteście na wojennej ścieżce, czy relacje są okej?
Chackiewicz: Mamy wymagania bardzo ostre, wymagania po przyjacielsku. To pytanie łatwiej zadać piłkarzom, u nas z nimi nie ma żadnych problemów. Za każdy transfer, co mamy, nie płaciliśmy żadnego grosza. Żadnych prowizji agencje piłkarzy nie otrzymują. U każdego piłkarza mamy wyznaczony bonus, co ma go motywować za końcowy wynik. Na dzień dzisiejszy zostają tylko dwaj piłkarze w zespole, nie może być tak, by każdego roku formować zespół na nowo.
Pytanie: Oprócz strategii piłkarze musieli też sobie wybrać skład?
Chackiewicz: Skład wyznaczył trener, ale to był pierwszy i ostatni raz, gdy piłkarze wyznaczali taktykę.
Pytanie: To może niech dziennikarze wyznaczają strategię? Trenerowi się nie udało, piłkarzom się nie udało, to może dziennikarzom się uda?
Zostawię państwu swojego maila, wysyłajcie swoje wrażenia. Jesteśmy otwarci.
Felietony Piłka nożna
Komu nie zależało, by zagrać?
Gdy wyjrzałem dziś za okno z pokoju hotelowego, zobaczyłem szron na pobliskich dachach. I tyle. Śniegu nie było ani grama, jedyne, co mogło nas przyprawiać o lekkie dreszcze to przymrozek i konieczność spędzenia tego meczu w tak niskiej temperaturze. Wiadomo jednak, że podczas dobrego widowiska można się porządnie rozgrzać i emocje sportowe niwelują jakiekolwiek atmosferyczne niedogodności. Głowiłem się, jak to jest, że w różnych rejonach Polski mamy atak zimy, a przecież okolice bieguna zimna, które teoretycznie najbardziej są narażone na popularny biały puch, tym razem są wolne od tego.
Gdy jechałem autobusem na mecz i zaczęło lekko prószyć – a było to o godz. 10.30 ani przez myśl nie przeszło mi, jak to się wszystko skończy. Po prostu – śnieg zaczął sobie padać, nie był to jakiś armagedon, a i same opady śniegu, choć były wyraźne, nie przypominały tych, które znamy z przeszłości.
Po wejściu na stadion zobaczyłem taką właśnie oprószoną murawę – niezasypaną. Białawo-zieloną lub zielonkawo-białą. Typowy widok, gdy mamy pierwsze opady śniegu w roku lub też szron po mroźnej nocy. Białe gunwo (że tak zejdziemy z romantycznej wersji o puchu) ciągle jednak z białostockiego nieba spadało. I w pewnym momencie rzeczywiście murawa stała się dość biała. Nie przeszkodziło to jednak obu drużynom oraz sędziom rozgrzewać się. Kibice wypełniali stadion, zwłaszcza ci z Jagiellonii jeszcze przed meczem głośno dopingując swój zespół. Sympatycy GieKSy powoli zaczęli wchodzić na sektor gości i też dali znać o sobie. Przyznam, że nie myślałem w ogóle o tym, że mecz może się nie odbyć. Nie miałem takiego konceptu w głowie.
Za łopaty wzięło się… kilka osób. Zaczęli odśnieżać pola karne. Wyglądało to tak, że na jednym skrzydle stało trzech chłopa i sami nie wiedzieli, jak się za to zabrać. „Gdzie kucharek sześć…” – powiedziałem Miśkowi. A na drugim skrzydle szesnastki jeden jegomość odśnieżył na kilka metrów szerokość pola karnego, pokazując, że „da się”. A tamci deliberowali. Do tej pory odśnieżone były tylko linie i wspomniany kawałek. Na drugim polu karnym natomiast jakiś artysta „odśnieżał” w taki sposób, że zagarniał, wręcz zdrapywał śnieg, zamiast go nabierać na łopatę. Nie trzeba być śnieżnym omnibusem, żeby wiedzieć, że średnio efektywna jest to metoda. Po niedługim czasie wszyscy położyli na to lachę i sobie poszli czy tam przestali działać.
Dopiero kilka minut przed meczem zorientowałem się, że sędzia się dziwnie zachowuje, wychodzi i sprawdza. Załączyłem Canal+, by nasłuchiwać wieści i tam było jasne, że arbiter Wojciech Myć sugerował, iż szanse na rozegranie tego spotkania są dość marne. Potem wyszedł na boisko jeszcze raz, ze swoimi asystentami i patrzyli, jak zachowuje się piłka. W moim odczuciu ta rzucana i turlana przez nich futbolówka reagowała normalnie, z odpowiednim odbiciem czy brakiem większego oporu przy toczeniu się po ziemi. Do końca miałem nadzieję, że mecz się odbędzie.
Sędzia jednak zadecydował inaczej. W wywiadzie dla Canal+ powiedział, że ze względu na zdrowie zawodników, a także ograniczoną widoczność – podejmuje decyzję o odwołaniu meczu. Podał też argument, że do pomarańczowej piłki przykleja się śnieg i tak jej nie widać. A linie, które zostały odśnieżone i tak za chwilę zostałyby zasypane.
Mecz się nie odbył.
Odniosę się więc najpierw do słów sędziego, bo już one są dla mnie kuriozalne. Odśnieżone linie po 40 minutach (także już po odwołaniu meczu) nadal były widoczne. I nie zanosiło się specjalnie na to, że mają zostać momentalnie zasypane. Nawet jeśli – to chwila przerwy w meczu lub po prostu w przerwie między dwiema połowami – pospolite ruszenie do łopat i gotowe. A argument o piłce to już kuriozum do kwadratu. Na Boga – przecież śnieg to nie jest jakiś klej czy oleista substancja. I nawet jeśli w statycznej sytuacji klei się do piłki, to jest ona cały czas KOPANA. Dla informacji pana Mycia – to powoduje drgania w futbolówce, a to (plus odbijanie się od ziemi) z piłki przyklejony kawałek śniegu strząsa. Więc naprawdę nie mówmy takich głodnych kawałków na głos, bo tylko wzmacniamy opinię o sędziach taką, a nie inną.
Trener Siemieniec już po decyzji mówił dla Canal Plus, że z punktu widzenia logistyki w rundzie jesiennej, nie na rękę jest im nie grać, w domyśle, że ten mecz trzeba będzie jeszcze gdzieś wcisnąć. Tylko przecież WIADOMO, że tego spotkania nie da się rozegrać jesienią, bo przecież po ostatnim meczu ligowym Jaga gra dwa razy w Lidze Europy plus jeszcze w środku grudnia zaległy mecz z Motorem. Więc z GKS musieliby zagrać tuż przed świętami, a przecież nikt przy zdrowych zmysłach nie przedłuży rundy GieKSie o dwa tygodnie z powodu zaległego meczu. Niech więc trener Adrian nie robi ludziom wody z mózgu. Poza tym trener powiedział, że ze względu na stan boiska, była to jedyna i słuszna decyzja i trudno nie było odnieść wrażenia, że z powodu napiętego terminarza właśnie TERAZ, dłuższy oddech dla Jagiellonii to najlepsze, co może ich spotkać…
A Rafał Górak? Bardzo dyplomatycznie mówił, że rozumie decyzję sędziów, ale chyba trzy razy podczas wywiadu dał do zrozumienia, jakie miał zdanie… Panowie za zamkniętymi drzwiami rozmawiali, każdy dał swoje argumenty. Trener zwrócił uwagę, że ze względu na szczelnie wypełniony sektor gości mogło to wyglądać inaczej. Że białe linie widać i przy dobrej woli organizatora, boisko można byłoby doprowadzić do stanu używalności. Że taki wyjazd bez meczu to dodatkowe koszty dla klubu. Jakbym więc miał typować, to pewnie wyglądało to tak „ej Rafał, wiesz, jak jest, jaką mamy sytuację, wiem, że nie jest to wam na rękę, ale zgódź się na przełożenie meczu, odwdzięczymy się dobrym winkiem”… Być może więc ze względu na solidarność kolegów po fachu i gentelmen’s agreement, szkoleniowiec, mimo że wolałby zagrać – nie oponował.
No i właśnie. To jest pytanie – czy komuś zależało, żeby wykorzystać opady i meczu nie rozegrać? Powiem wprost – reakcja organizatora meczu na tę „zimę” jest mocno zastanawiająca i nie wiem, czy Jagiellonia nie powinna z tego tytułu ponieść konsekwencji. Powtórzę – klub nie zrobił absolutnie nic, żeby ten mecz rozegrać. Począwszy od prognoz – przecież atak zimy w Polsce był już wczoraj, więc nie można było nie zakładać, że podobna sytuacja powtórzy się w Białymstoku. A jeśli tak, to przygotowuje się zastępy ludzi – choćby na wszelki wypadek – do tego, żeby boisko odśnieżyć. Pamiętacie, co było w zeszłym sezonie w meczu Radomiaka z Zagłębiem? Momentalnie, w ciągu kilku minut płyta po nawałnicy zrobiła się biała. Tam też było ryzyko przerwania i odwołania meczu. Ale ludzie robili, co w swojej mocy, odśnieżali, jak tylko się da i spotkanie zostało dokończone. Wczoraj w Rzeszowie kompletnie zasypany stadion został odśnieżony i mecz również się odbył. A w Białymstoku? Nie było chętnych czy nie miało ich być? Mogli nawet tych żołnierzy wziąć, co to zawsze są na trybunach. Cokolwiek. A tutaj kilku ludzi z łopatą zaczęło nieskładnie machać, ale chyba ktoś im powiedział, że to bez sensu – no i przestali.
Nie będę wnikał, czy na takim boisku można grać czy nie. Jak bardzo wpływa to na zdrowie zawodników. Wiem, że w przeszłości takie mecze się odbywały i nikt nie płakał i nie zasłaniał się ani zdrowiem, ani terminarzem. GieKSa taki mecz rozgrywała z Arką Gdynia – pamiętny z niewykorzystanym karnym Adamczyka – i jakoś się dało. Nie jest to może najbardziej estetyczne widowisko, ale mecz jest rozegrany i jest z głowy.
Natomiast tu nie chodzi o to, czy na zaśnieżonym boisku można grać. Chodzi o to, że nikt nie zajął się odśnieżaniem. Dlatego cała ta sytuacja ostatecznie wydaje mi się po prostu skandaliczna. Dosłownie godzinkę śnieg poprószył – bez jakiejś większej nawałnicy – i odwołujemy mecz.
I tak – piłkarze pojechali sobie na drugi koniec polski, by pobiegać na murawie stadionu Jagiellonii. Klub zapłacił za hotel, wyżywienie, przejazd. Teraz będzie to musiał zrobić drugi raz – najpewniej na wiosnę. Kibice zrywali się o drugiej w nocy, niektórzy pewnie nawet nie poszli spać, by stawić się na zbiórkę w ciemnych Katowicach. Jechali w tak wielkiej liczbie przez cały kraj – też przecież zapłacili za bilety i przejazd. I dostali w bambuko, bo paru osobom nie chciało się wyjść i doprowadzić boisko do jako takiego stanu.
Uważam, że PZPN czy Ekstraklasa, czy kto tam zarządza tym całym grajdołkiem, nie powinien przyzwalać na taką fuszerkę. To jest kupa kasy i czas wielu ludzi, którzy zdecydowali się do Białegostoku przyjechać. To po prostu jest nie fair.
Nieraz bywały jakieś sytuacje czy to z pogodą, czy wybrykami kibiców i kapitanowie lub trenerzy obu drużyn zgodnie mówili – gramy/nie gramy. Była ta wyraźna jednogłośność. A czasem spór. Grano nawet po zapaści Christiana Eriksena – choć tam akurat uważam, że ta decyzja była fatalna (choć z drugiej strony to Euro, więc logistyka dużo trudniejsza). Tutaj zabrakło determinacji, żeby mecz rozegrać. Rozumiem trenera Góraka, że podszedł dyplomatycznie do sprawy. Ja tego protokołu dyplomatycznego trzymać nie muszę i wysuwam hipotezę, że komuś na rękę był ten niezbyt wielki opad śniegu.
Dotychczas wielokrotnie pisałem i mówiłem, że cenię Jagiellonię i Adriana Siemieńca za to, jak łączą ligę i puchary. Byłem pod wrażeniem, że rok temu Jaga nie przełożyła spotkania z GKS na jesień, gdy sama była pomiędzy meczami z Ajaxem – trener gospodarzy dzisiejszego niedoszłego pojedynku mówił, że poważna drużyna musi umieć grać co trzy dni. Tym razem jednak w obliczu meczu z KuPS i końcówki ligi, takie zdanie przestało już zobowiązywać.
Nam nie pozostaje nic innego, jak przygotować się do sobotniego spotkania z Pogonią. Oby piłkarze GKS również wykorzystali fakt, że nie będą mieli Jagi w nogach i jak najlepiej mentalnie i fizycznie przygotowali się do spotkania z Portowcami. A z Jagiellonią i tak się już niedługo zmierzymy, bo za jedenaście dni w Pucharze Polski.
Kups!
Piłka nożna
Mecz z Jagiellonią odwołany!
W związku z atakiem zimy w Białymstoku i niezdatnymi według sędziego warunkami do gry mecz Jagiellonia Białystok – GKS Katowice został odwołany.
Kibice Klub Piłka nożna
Puchar Polski dla wyjazdowiczów
Wczoraj klub GKS Katowice ogłosił, że wszyscy wyjazdowicze (a było ich aż 1022!), którzy pojechali na mecz do Białegostoku, mają w systemie biletowym przypisany voucher, który można wymienić na darmowy bilet na pucharowe spotkanie z Jagiellonią.
Jak informuje na swojej stronie internetowej klub (tutaj): Wyjazdowicze na swoich profilach w Systemie Biletowym GieKSy otrzymali voucher rabatujący cenę biletu na mecz pucharowy do 0 zł. Z prezentu można skorzystać już teraz! Voucher nie obejmuje biletów parkingowych oraz VIP. Co ważne, jeśli któryś z wyjazdowiczów nabył już wcześniej bilet na mecz pucharowy, to wówczas może wykorzystać voucher przy zakupie biletu na mecz innej sekcji GKS-u w 2025 r.
To kolejny miły gest ze strony klubu w kierunku najwierniejszych kibiców GieKSy. Już w niedzielę, zaraz po decyzji o niegraniu, piłkarze GieKSy podeszli pod sektor gości, a część z nich się na nim znalazła. Tam podziękowali fanatykom za tak liczną obecność, wspomnieli, że zawsze grają w „12” i dziś też chcieli dla nas wygrać. Oprócz tego rozdali swoje koszulki najmłodszym kibicom GKS Katowice, którzy wybrali się do Białegostoku. O tej sytuacji piszą więcej sami kibice na Facebooku (tutaj).
Przypomnijmy, że mecz z Jagiellonią zostanie rozegrany w czwartek 4 grudnia o 17:00 na Arenie Katowice. Na ten mecz NIE obowiązują karnety – wszyscy kibice muszą zakupić bilety (lub wykorzystać wspomniany wcześniej voucher). Bilety dostępne są w internetowym systemie (tutaj).



Najnowsze komentarze