Hokej Piłka nożna Piłka nożna kobiet Prasówka Siatkówka
Hokeiści GieKSy szykują się na Puchar Kontynentalny. Mistrzowie Polski zagrają we Włoszech
Zapraszamy do przeczytania doniesień mass mediów z ostatniego tygodnia, które dotyczą sekcji piłki nożnej, siatkówki oraz hokeja GieKSy. Prezentujemy, naszym zdaniem, najciekawsze z nich.
Drużyna żeńska w środę rozegrała spotkanie w ramach rozgrywek Pucharu Polski w którym pokonała Ślęzę Wrocław 4:1 (0:2). W 1/16 finału nasz zespół zmierzy się z Pogonią w Szczecinie. Mecz zostanie rozegrany w ostatni weekend listopada. W niedzielnym spotkaniu ligowym rozegranym na wyjeździe, ze Śląskiem Wrocław drużyna zremisowała 2:2 przegrywając do przerwy 1:2. Najbliższe spotkanie ligowe zespół rozegra w sobotę 18 listopada, z TME/UKS SMS Łódź. Mecz rozpocznie się o godzinie 15:15 i będzie transmitowane na kanale TVP Sport. Również w niedzielę piłkarze pokonali w ramach rozgrywek I ligi, GKS Tychy 1:0 (0:0). Prasówkę po tym spotkaniu możecie przeczytać TUTAJ. Kolejne spotkanie męska drużyna rozegra 25 listopada, na wyjeździe z Wisłą Kraków.
Siatkarze przegrali kolejne spotkanie tym razem z Jastrzębskim Węglem, 1:3. W rozpoczętym tygodniu zespół rozegra dwa spotkania: dzisiaj, na wyjeździe z ZAKSĄ Kędzierzyn-Koźle (od godziny 17:30) oraz w niedzielę ze Stalą Nysa. Spotkanie ze Stalą rozpocznie się o godzinie 20:30.
Mistrzowie Polski w hokeju na lodzie w najbliższy weekend wezmą udział w turnieju Pucharu Kontynentalnego rozgrywanym we włoskiej Cortina d’Ampezzo. Pierwsze spotkanie zespół rozegra w piątek 17 listopada, od godziny 16:30 z Ferencvárosi TC. W sobotę, 18 listopada, od godziny 20:30 hokeiści zmierzą się z SG Cortina. Ostatni turniejowy mecz drużyna rozegra w niedzielę, 19 listopada z Herning Blue Fox. Spotkanie rozpocznie się o godzinie 16:30.
PIŁKA NOŻNA
pilkanozna.slezawroclaw.pl – Ślęza przegrała ale nie zawiodła w meczu z Mistrzem Polski
W meczu 1/32 rozgrywek Orlen Pucharu Polski Kobiet, Ślęza Wrocław przegrała z GKS-em Katowice 1:4.
Nie było sensacji w meczu w którym beniaminek I ligi rywalizował z Mistrzem Polski. Z postawy naszych piłkarek możemy być jednak naprawdę zadowoleni. Chcieliśmy, by zagrały one z ambicją i wolą walki i to też w wykonaniu wrocławianek zobaczyliśmy. Na tle zespołu z najwyższej z możliwych w naszym kraju półek, drużyna Ślęzy wstydu nie przyniosła, a wręcz przeciwnie. Wygrał jednak zespół lepszy, bo takim był GKS, co jednak dziwić nikogo nie powinno.
Mistrz Polski przyjechał do Wrocławia w swoim praktycznie najmocniejszym składzie. Zaskoczeniem dla kibiców mogła być jednak jedenastka, jaką desygnował do gry trener Arkadiusz Domaszewicz. Znalazły się w niej trzy dziewczyny, które w rozgrywkach ligowych ani razu nie wybiegały na boisko w podstawowym składzie – Dasza Krawczuk (6 meczów/137 minut), Wiktoria Tyza (3/67) i Nikola Raszkowska (1/11).
Choć GKS w pierwszej połowie miał optyczną przewagę, to sytuacji do strzelenia goli miał bardzo niewiele, bo zaledwie trzy. Pierwszą już w 4 min. gdy po strzale Nikoli Brzęczek, bardzo dobrze interweniowała Amelia Niedzielska. Kolejne dwie zakończyły się już golami. w 26 min. po uderzeniu z rzutu wolnego Anity Turkiewicz, piłka odbiła się od słupka, a skuteczną dobitką popisała się Marlena Hajduk. W 32 min. rozmiary prowadzenia gości zwiększyła Anita Turkiewicz, skutecznie kończąc składną akcję GKS-u. W przerwie trener Domaszewicz wymienił trzy zawodniczki chcąc zagrać bardziej ofensywnie. Mecz stał się przez to bardziej otwarty, ale konsekwencją tego otwarcia ze strony 1KS-u, był stracony gol w 56 min, którego autorką była Anna Konkol. Katowiczanki miały też swoje kolejne szanse, ale na przeszkodzie ku temu by strzeliły kolejne bramki, stała bardzo dobrze spisująca się w bramce Niedzielska. W 75 min. bardzo bliska zdobycia gola dla Ślęzy była Karolina Larska, która bardzo dobrze przymierzyła z rzutu wolnego, ale jeszcze lepiej spisała się stojąca w bramce GKS-u. W 76 min. Weronika Klimek gola strzeliła Dominika Misztal, choć naszym zdaniem nie powinno go być, bowiem w tejże akcji jedna z katowiczanek absolutnie faulowała Kingę Podkowę. Było ju zatem 0:4, ale ten wynik nie sprawił, że dziewczyny reprezentujące żółto-czerwone barwy spuściły głowy. One nadal dążyły do strzelenia choćby honorowego gola i za te dążenia doczekały się nagrody. W 90 min. Oliwie Szewczyk z rzutu wolnego dośrodkowała piłkę w pole karne, a strzałem głową piłkę w siatce umieściła Oliwia Adamiec.
kobiecyfutbol.pl – Rozlosowano pary 1/16 finału Orlen Puchar Polski
W siedzibie Polskiego Związku Piłki Nożnej rozlosowano pary 1/16 finału Orlen Pucharu Polski. Spotkania rozegrane zostaną 25 listopada.
Hitem tej fazy rozgrywek będzie spotkanie wicelidera Orlen Ekstraligi i aktualnego mistrza Polski GKS-u Katowice z liderem Ekstraligi Pogonią Szczecin. Broniący tytułu UKS SMS Łódź zagra w Rybniku z miejscowym ROW-em.
Pary 1/16 finału Orlen Pucharu Polski:
GKS Katowice – Pogoń Szczecin
Lech UAM II Poznań – TP Ostrovia 1909 Ostrów Wlkp.
UKS Zorza Pęgów – Sportis KKP Bydgoszcz
KKPK Medyk POLOmarket Konin – GKS Górnik Łęczna
Hydrotruck Czwórka Radom – WKS Śląsk Wrocław
Zły Praga Warszawa – KKS Czarni Antrans Sosnowiec
CWKS Resovia Rzeszów U18 – PTC II Pabianice
MKS Tauron Myszków – Bielawianka Bielawa
Victoria Niemcz Osielsko – KS SWD Wodzisław Śląski
UKS 3 Weronica Staszkówka Jelna II – BTS Rekord Bielsko Biała
AP Orlen Gdańsk U18 – Unia Lublin
Juna-Trans Stare Oborzyska – Skra Częstochowa
Lech UAM Poznań AP – Orlen Gdańsk
KS Wanda Kraków – Stomilanki Olsztyn
CWKS Resovia Rzeszów – Energa Checz Gdynia
TS ROW Rybnik – UKS SMS Łódź
Orlen Ekstraliga: fenomenalne widowisko we Wrocławiu!
Wrocławianki są na fali wznoszącej, bez wątpienia znajdują się w dobrej formie, z kolei wiceliderki z Katowic nie mogą sobie pozwolić na stratę punktów, chcąc dotrzymać kroku Pogoni Szczecin. Te okoliczności gwarantują nam niesamowicie ciekawe spotkanie.
Pierwsze minuty spotkania przebiegały raczej w spokojnym tempie. Jako pierwsze swoją okazję do zdobycia bramki miały aktualne mistrzynie Polski, katowiczanki w 9. minucie wykonywały rzut wolny z prawej strony pola karnego. Bardzo niebezpieczne uderzenie zmierzające pod poprzeczkę na rzut rożny sparowała Anna Bocian. Corner nie przyniósł większego zagrożenia. W 18. minucie spotkania w dobgodnej sytuacji strzeleckiej znalazła się Karolina Iwaśko, nieczysto jednak trafiła w piłkę i nie wykorzystała swojej szansy. Chwilę później wrocławianki miały wielkie powody do radości, wyszły bowiem na prowadzenie po bezbłędnym wykończeniu akcji przez Marcelinę Buś. Zawodniczka Śląska dostała bardzo precyzyjne podanie z okolic linii środkowej boiska, świetnie opanowała piłkę i wyprowadziła swój zespół na prowadzenie. Minęły zaledwie dwie minuty i drugi, skuteczny cios wyprowadziły piłkarki ze stolicy Dolnego Śląska! Dwubramkowe prowadzenie swojej drużynie zapewniła ponownie Marcelina Buś, tym razem uderzając sprzed linii pola karnego. Rewelacyjny, techniczny strzał w kierunku prawego słupka nie dał szans na skuteczną interwencję Weronice Klimek.
Katowiczanki nie zwiesiły jednak głów, wręcz przeciwnie, podniosły głowy i wzrok wysoko, co pozwoliło na perfekcyjne, dalekie podanie za linię obrony do Dżesiki Jaszek. Snajperka GieKSy świetnie zachowała się w polu karnym i delikatnym uderzeniem skierowała piłkę do bramki obok bezradnej Anny Bocian, to była 23. minuta meczu. We Wrocławiu jesteśmy świadkami wspaniałego spotkania! W 27. minucie spotkania wrocławianki próbowały swoich sił strzałem z dystansu, uderzenie było jednak bardzo niecelne. Trzy minuty później katowiczanki wykonywały rzut wolny z prawego skrzydła, dośrodkowanie było jednak zbyt wysokie, zbyt głębokie i bez problemu piłkę złapała Anna Bocian. W 37. minucie gry WKS przeprowadził bardzo ładną, wielopodaniową akcję, prostopadłe podanie okazało się jednak zbyt mocne i piłka wylądowała w dłoniach Weroniki Klimek. Na pięć minut przed zakończeniem czasu gry w pierwszej połowie w niezłej sytuacji strzeleckiej znalazła się Dżesika Jaszek. Musiała jednak gonić piłkę i na wślizgu oddała strzał z ostrego kąta, strzał niecelny. Kolejne minuty nie przynosiły zmiany rezultatu. Swoją szansę miały wrocławianki w trzeciej minucie czasu doliczonego do pierwszej połowy, dośrodkowanie z głębi pola było jednak niedokładne. Chwilę później sędzia Anna Wesołowska zaprosiła piłkarki do szatni przy jednobramkowym prowadzeniu WKS-u.
Na drugą część pojedynku obie drużyny wybiegły w niezmienionych składach. Jako pierwsze zagrożenie pod bramką rywalek stworzyły w 49. minucie meczu aktualne mistrzynie Polski, corner nie przyniósł jednak zmiany rezultatu. W 52. minucie spotkania swoją akcję pod polem karnym rywalek konstruowały zawodniczki z Katowic, straciły piłkę przed “szesnastką”, sędzia Anna Wesołowska nie odgwizdała przewinienia mimo licznych protestów zespołu przyjezdnego. Błyskawiczną kontrę przeprowadziły wrocławianki, piłka trafiła do Aleksandry Żurek, której strzał był minimalnie niecelny, było bardzo blisko podwyższenia prowadzenia. Po tej sytuacji czerwoną kartką ukarany został jeden z członków sztabu szkoleniowego GKS-u. W 57. minucie gry w polu karnym Weroniki Klimek znalazła się Marcelina Buś, kibice WKS-u domagali się rzutu karnego, tymczasem to zawodniczka z Wrocławia w tej sytuacji dopuściła się przewinienia. Dwie minuty później w dogodnej sytuacji znalazła się Dżesika Jaszek, niewiele zabrakło do doprowadzenia do wyrównania. Na Kłokoczycach dzieje się dzisiaj niesamowicie dużo!
W 65. minucie gry wrocławianki wykonywały rzut rożny, dośrodkowanie Kamili Czudeckiej bez problemu złapała jednak Weronika Klimek. W 68. minucie meczu świetnie w pole karne Anny Bocian dośrodkowywała Anita Turkiewicz, piłka trafiła na głowę Dżesiki Jaszek, która świetnym uderzeniem głową umieściła ją w siatce. Radość została jednak szybko zgaszona przez sędzię asystentkę Nicolę Stoklosę, która słusznie uniosła w górę chorągiewkę, sygnalizując pozycję spaloną. W 71. minucie meczu rewelacyjną okazję na doprowadzenie do remisu miała Dżesika Jaszek, zabrakło jednak centymetrów, aby z najbliższej odległości skierowała piłkę do bramki rywalek. Kilkadziesiąt sekund później dość szczęśliwie w polu karnym piłka znalazła się pod nogami Anity Turkiewicz, która strzałem wewnętrzną częścią stopy pokonała Annę Bocian. Ten gol gwarantuje nam niesamowicie interesującą końcówkę spotkania!
Do końca dzisiejszego meczu bliżej zdobycia trzeciej bramki były piłkarki WKS-u Śląska Wrocław, przy czym podkreślić też trzeba, że swoje szanse miały również katowiczanki. Oby jak najwięcej takich spotkań w Orlen Ekstralidze i nie tylko, na takie spotkania czekamy na wszystkich boiskach, na których występują kobiety. Coś wspaniałego! Z przebiegu całego spotkania pokusiłbym się o stwierdzenie, że jest to remis ze wskazaniem na Śląsk, żal, że ten mecz się już zakończył.
sportdziennik.com – Oczekiwanie zakończone
GKS Katowice w końcu się odblokował. Po ponad dwóch miesiącach wygrał spotkanie. Czy to oznacza powrót na właściwe tory?
Spotkanie z GKS-em Tychy nie było dla katowiczan łatwą przeprawą. Przede wszystkim obie drużyny starały się nie stracić bramki, przez co kibice nie oglądali zbyt porywającego widowiska. Długo wydawało się, że żadna ze stron nie zdobędzie w tej rywalizacji gola, jednak w końcu nadeszło przełamanie. Przełamanie, na które czekali przede wszystkim kibice ze stolicy województwa śląskiego. Bramkę zdobył Sebastian Bergier, napastnik GieKSy. Jak się później okazało, było to jedyne trafienie w tym meczu, które ostatecznie pozwoliło cieszyć się ze zwycięstwa ekipie z Bukowej. – Najważniejsza jest wygrana. Czekaliśmy na wygraną ponad 2 miesiące. Wszystko ułożyło się w spotkaniu jak należy. Strzeliliśmy jedną bramkę, nie straciliśmy żadnej i mamy 3 punkty – skomentował krótko pojedynek zdobywca bramki.
Trudno jest sobie wymarzyć lepszy moment na przełamanie niż w meczu derbowym. Na trybunach czuć było nie tylko zniecierpliwienie miejscowych fanów, ale przede wszystkim widoczna była atmosfera piłkarskiego święta. Kibice z Katowic przygotowali specjalną oprawę okraszoną pirotechniką. To spowodowało przy okazji uatrakcyjnienie sportowych zmagań, które w głównej mierze toczyło się w ślimaczym tempie. Wsparcie dla zespołu było słyszalne przez całe spotkanie, choć nie zabrakło również obelg pomiędzy dwoma ekipami kibicowskimi – fani z Tychów wypełnili w niedzielę sektor gości.
Dla tyszan był to mecz wyjątkowy nie tylko z powodów derbowych, ale również absencji w zespole. W trakcie meczu zabrakło nawet pierwszego trenera Dariusza Banasika, który pauzował za kartki. – Do tego meczu przystąpiliśmy w eksperymentalnym zestawieniu. W poprzednim meczu dostaliśmy sporo żółtych kartek, wypadło nam dwóch podstawowych środkowych obrońców. Dodatkowo mieliśmy ograniczone możliwości, jeśli chodzi o pracę w sztabie – trzech trenerów nie mogło uczestniczyć w tym spotkaniu – powiedział podczas konferencji prasowej Bernard Kapuściński, na co dzień drugi trener GKS-u Tychy, który w niedzielę w ramach zastępstwa był głównym opiekunem zespołu.
Katowicka GieKSa wykorzystała to, że tyszanie do meczu przystąpili osłabieni. Choć zwycięstwo nie było przekonujące, to ostatecznie w futbolu liczy się to, który zespół strzelił więcej bramek. W tym przypadku podopieczni trenera Rafała Góraka byli lepsi od swoich przeciwników. Głównym bohaterem spotkania był wcześniej wspomniany Bergier. Jak na napastnika przystało, był tam, gdzie być powinien. Znalazł dla siebie miejsce w polu karnym i wykorzystał zamieszanie pod bramką Macieja Kikolskiego, dzięki czemu strzelił 5. bramkę w sezonie.
– Dla napastnika to jest najważniejsze. Buduje każda bramka oraz każda asysta. W momencie, gdy uda się do tego zanotować 3 punkty, jest to wymarzony dzień – stwierdził po spotkaniu snajper GKS-u. Czy jego gol, a w konsekwencji zwycięstwo przyniesie przełamanie w zespole po dwumiesięcznym rozbracie ze zwycięstwami? – Miejmy nadzieję! Trochę punktów nam uciekło, ale też można powiedzieć, że szczęście nam nie dopisywało. Teraz mam nadzieję, że karta się odwróci i pójdziemy w dobrą stronę – podkreślił Bergier. Sytuacja katowiczan wcale nie jest tak fatalna, jak mogłoby się wydawać. Po długiej przerwie od zwycięstw teraz są na 11. pozycji w tabeli, a do strefy barażowej tracą jedynie 4 punkty. Więc, choć to zadziwiające, wciąż są w kontakcie z czołówką.
Pewna bariera została przekroczona. GieKSa w końcu pokonała swoje demony. Teraz z pewnością czeka ją trudniejsze zadanie. Nie sztuką jest wygrać jeden mecz i znów czekać miesiącami na kolejne 3 punkty. Jak mówi Sebastian Bergier, podczas okresu porażek i remisów nadzieja w zespole nie umarła. – Z tygodnia na tydzień staraliśmy się podchodzić do naszej sytuacji ze spokojem. Wiadomo, że w głowach trochę siedziało to, że nie mogliśmy zwyciężyć. Teraz wierzę, że zwycięstwo doda nam pewności siebie i pójdziemy do przodu – mówił snajper GKS-u.
SIATKÓWKA
sportdziennik.com – Jastrzębie po raz piąty
Siatkarze Jastrzębskiego Węgla utrzymali miano drużyny niepokonanej i wygrali derbowe spotkanie wyjazdowe z GKS-em Katowice 3:1.
Po pierwszym secie wydawało się, że mecz będzie trwał godzinę z prysznicem. Jednak później gospodarze zagrali zdecydowanie lepiej i przy odrobinie szczęścia mogli się pokusić o urwanie jeszcze jednego seta.
Siatkarze z Jastrzębia byli zdecydowanym faworytem i potwierdzili to w pierwszym secie. Zaczęli z wysokiego „C” i szybko zbudowali przewagę. Pierwszy czas trener Grzegorz Słaby wziął już przy 1:5. Przy 1:7 miejsce Łukasza Kozuba na pozycji rozgrywającego zajął Piotr Fenoszyn, który w tym sezonie debiutuje w PlusLidze. Przewaga gości była przygniatająca. Przy stanie 5:20 na parkiecie pojawił się duet przyjmujących Marcin Waliński – Wiktor Mielczarek. Ten pierwszy pokazał się z dobrej strony, trzy razy skutecznie zaatakował i dwa razy zablokował. On w końcowych fragmentach zdobył tyle samo punktów co koledzy przez 3/4 seta. Na finiszu katowiczanie trochę podreperowali konto punktowe, ale o tej odsłonie należało jak najszybciej zapomnieć. Kolosalna różnica była w skuteczności w ataku (25% – 52%).
Waliński, rzecz jasna, pozostał na boisku, zaś jego koledzy dołączyli do jego poziomu gry. I obserwowaliśmy zupełnie inny przebieg gry. Tym razem gospodarze grali jak równy z równym, choć goście posiadali nieznaczną przewagę. Jednak końcowe fragmenty były niezwykle emocjonujące, a w roli głównej wystąpił Waliński. Dwa razy doprowadzał do remisu, natomiast chwilę później wyprowadził GKS na prowadzenie 24:23. Jednak po analizie wideo okazało się, że Benjamin Toniutti popełnił błąd przełożenia rąk na drugą stronę siatki. I gospodarze doprowadzili do remisu w meczu. A w kolejnej odsłonie nadal stawiali silny opór. Przegrywali zaledwie punktem (19:20) i zanosiło się znów na emocjonującą końcowkę. Gospodarze podjęli ryzyko w polu serwisowym i w rezultacie popełnili trzy błędy. Przez to goście mieli ułatwione zadanie. Partię zakończył Moustapha M’Baye. Kolejna odsłona miała podobny przebieg, ale ostatecznie goście w końcowych fragmentach znów byli skuteczniejsi. Gospodarze, poza pierwszym setem, grali dobrze, zaś pierwszoplanową postacią był niewątpliwie Waliński.
GKS Katowice – Jastrzębski Węgiel 1:3 (14:25, 25:23, 22:25, 22:25)
HOKEJ
hokej.net – Monto: Czekają nas trudne spotkania
– Jeżeli chodzi o Polskę, jak dotąd najwięcej czasu spędziłem w Katowicach i bardzo lubię to miasto, dobrze mi się tutaj żyje i mogę się dzięki temu w pełni skupić na zawodowej grze w hokeja – tak o życiu w Katowicach wypowiedział się Joona Monto, na łamach oficjalnego serwisu GKS-u Katowice. Wkrótce podopiecznych Jacka Płachty czekają występy w Pucharze Kontynentalnym.
Przypomnijmy, że mistrzowie Polski są obecnie jedyną, niepokonaną drużyną do tej pory w lidze. W 17 spotkaniach zaksięgowali 48 punktów i stracili zaledwie 3 „oczka”.
– Doskonale zdajemy sobie sprawę, że mierzymy się w lidze z bardzo dobrymi zespołami, ale i nasza drużyna ma w sobie wielką jakość. Mówiąc szczerze, chyba nikt z nas nie spodziewał się, że będziemy w stanie wygrać tyle meczów z rzędu i tym bardziej nas to cieszy, bo to imponująca seria. Było w tym sezonie kilka spotkań, w których byliśmy na granicy porażki, ale zawsze znajdowaliśmy sposób na to, by zmienić scenariusz spotkania– powiedział Joona Monto.
– Musimy przełożyć te zwycięstwa na pewność siebie i świadomość, że możemy dokonać wiele, ale jednocześnie przyda się trochę pokory. Musimy być nadal głodni zwycięstw i dobrej gry. Nie możemy powiedzieć, że we wszystkich naszych wcześniejszych meczach graliśmy idealnie przez 60 minut, a do tego trzeba dążyć, choć to trudne– dodał.
Coraz bliżej są też spotkania w ramach trzeciej rundy Pucharu Kontynentalnego, który odbędzie się w dniach 17-19 listopada, a mistrzowie Polski zmierzą się w nim w grupie F z SG Cortina, Herning Blue Fox oraz FTC Budapeszt.
– To będzie inne doświadczenie niż rozgrywanie meczów w polskiej lidze, ale czuję, że jesteśmy dobrze przygotowani na wyzwanie międzynarodowe, jakie nas czeka we Włoszech, a najważniejsze jest to, że jedziemy tam z przeświadczeniem, że stać nas na wygrywanie. Ciężko powiedzieć, czego dokładnie się spodziewać w Cortina d’Ampezzo. Zmierzymy się z trzema zespołami o wysokiej jakości gry i z klasowymi zawodnikami w swoich składach– stwierdził 29-letni środkowy.
– Czekają nas trudne spotkania, ale myślę, że nasze niedawne doświadczenie gry w Hokejowej Lidze Mistrzów powinno zaprocentować także w tym roku, kiedy będziemy występować w Pucharze Kontynentalnym. Taki kilkudniowy zagraniczny wyjazd i możliwość reprezentowania Polski i Katowic w europejskich pucharach będzie ciekawą przygodą dla całej naszej drużyny– dodał.
Dla Fina jest to już trzeci sezon rozgrywany w GKS-ie Katowice. W tym czasie rozegrał 126 spotkań ligowych, w których zaksięgował 81 punktów za 24 bramki i 57 asyst.
– Jeżeli chodzi o Polskę, jak dotąd najwięcej czasu spędziłem w Katowicach i bardzo lubię to miasto, dobrze mi się tutaj żyje i mogę się dzięki temu w pełni skupić na zawodowej grze w hokeja. Pierwsze skojarzenie związane z Katowicami? Restauracje – jest tutaj wiele miejsc, gdzie można zjeść bardzo doby posiłek i spotkać się w miłej atmosferze ze znajomymi czy rodziną, która odwiedza mnie w Polsce– przyznał katowicki napastnik.
– Polska ma wiele miast, które mogą być ciekawe dla turystów z całej Europy, takie jak Kraków, Gdańsk czy Warszawa. Z tego, co wiem, sporo moich rodaków odwiedza Polskę podczas wakacji czy urlopów i bardzo sobie chwali ten kraj jako bezpieczne, dobre do życia miejsce pełne atrakcji historycznych. Sam nie mam okazji do częstych podróży po Polsce za wyjątkiem wyjazdów na mecze, ale kiedy tylko mam nieco więcej wolnego czasu, staram się poznawać różne miejsca–zakończył.
wkatowicach.eu – Hokeiści GieKSy szykują się na Puchar Kontynentalny. Mistrzowie Polski zagrają we Włoszech
GKS Katowice, jako Mistrz Polski w hokeju na lodzie, ma prawo do reprezentowania naszego kraju w rozgrywkach Pucharu Kontynentalnego. Mecze trzeciej rundy tych rozgrywek z udziałem hokeistów z Katowic zaplanowano na dni 17-19 listopada.
Coraz mniej czasu pozostaje hokeistom z Katowic na przygotowania do rywalizacji w Pucharze Kontynentalnym. Mistrzowie Polski z GKS-u Katowice rozpoczną swój udział w tych rozgrywkach od trzeciej rundy, zaplanowanej na dni 17-19 listopada. GieKSa znalazła się w grupie F, której mecze będą rozgrywane we włoskiej miejscowości Cortina d’Ampezzo.
Rywalami hokeistów z Katowic na tym etapie rozgrywek będą:
duński zespół Herning Blue Fox,
włoski klub SGC Hafro Cortina
oraz zwycięzca grupy D z drugiej rundy Pucharu – Ferencvaros.
Turniej finałowy nadchodzącej edycji Pucharu Kontynentalnego zostanie rozegrany w dniach 12-14 stycznia 2024 r. Wezmą w nim udział po dwie najlepszej drużyny z grup E i F. Przypomnijmy, że GKS Katowice po raz ostatni brał udział w rozgrywkach Pucharu Kontynentalnego w sezonie 2018/2019 i zajął trzecie miejsce w końcowej klasyfikacji tych rozgrywek, ustępując drużynom Arłan Kokczetaw i Belfast Giants.
GKS Katowice w Pucharze Kontynentalnym – terminarz meczów
17.11.2023 16:30 GKS Katowice – Ferencvárosi TC
18.11.2023 20:30 GKS Katowice- SG Cortina
19.11.2023 16:30 GKS Katowice – Herning Blue Fox
Od początku tego sezonu, Mistrzowie Polski ulegli rywalom tylko raz, jednak nie był to mecz ligowy, ale spotkanie o Superpuchar Polski z GKS-em Tychy. Tyszanie zdobyli trofeum na własnym lodowisku, jednak w wyścigu po tytuł hokejowego Mistrza Polski GKS Katowice nie ma sobie równych. GieKSa wygrała wszystkie 17 spotkań w Tauron Hokej Lidze i jest liderem tabeli.
Hokej
Kompromitacja w Tychach
W 20. kolejce THL nasza drużyna wyruszyła do Tychów żeby zmierzyć się z miejscowym GKS-em.
Pierwszą tercję rozpoczęliśmy od szarpanej gry w tercji neutralnej. Dopiero w 4. minucie strzał na bramkę Fucika zdołał oddać Wronka, ale jego uderzenie nie sprawiło problemów bramkarzowi gospodarzy. W 7. minucie miejscowi wyszli na prowadzenie. W drugiej połowie pierwszej odsłony nasza drużyna stanęła przed szansą wyrównania wyniku za sprawą liczebnej przewagi. Pomimo oddania kilku groźnych strzałów, to żaden z naszych zawodników nie zdołał pokonać Fucika. W 19. minucie fantastyczną interwencją popisał się Eliasson ratując nas przed utratą drugiej bramki. Chwilę przed syreną kończącą pierwszą tercję Eliasson ponownie zachował czujność i pewnie obronił kolejne strzały gospodarzy.
Drugą tercję rozpoczęliśmy od zdecydowanego ataku na bramkę Fucika, blisko zdobycia bramki był Wronka i Varttinen. W 24. minucie gospodarze zdobyli drugą bramkę, wykorzystując liczebną przewagę. Kilkanaście sekund później gospodarze ponownie podwyższyli. W 25. minucie nastąpiła zmiana bramkarza w naszej drużynie. W 28. minucie czwartą bramkę dla drużyny gospodarzy zdobył Drabik, wykorzystując bierną postawę naszych obrońców. W 33. minucie w sytuacji sam na sam z Fucikiem znalazł się Dupuy, ale jego strzał był za lekki, by pokonać bramkarza gospodarzy. Na sam koniec drugiej odsłony gospodarze po raz piąty wbili krążek do naszej bramki.
Trzecią odsłonę rozpoczęliśmy od kilku strzałów na bramkę Fucika. Jednak to gospodarze ponownie znaleźli drogę do naszej bramki, zdobywając szóstą bramkę w tym meczu. Minutę później po raz siódmy do bramki trafił Viinikainen. Na sam koniec meczu bramkę honorową dla naszej drużyny zdobył Jonasz Hofman.
GKS Tychy – GKS Katowice 7:1 (1:0, 4:0, 2:1)
1:0 Filip Komorski (Valtteri Kakkonen, Rafał Drabik) 06:16
2:0 Alan Łyszczarczyk (Rasmus Hejlanko, Valtteri Kakkonen) 23:23, 5/4
3:0 Mark Viitianen (Dominik Paś) 24:18
4:0 Rafał Drabik (Szymon Kucharski, Mateusz Bryk) 27:48
5:0 Mateusz Gościński (Hannu Kuru, Olli Kaskinen) 38:56
6:0 Hannu Kuru (Juuso Walli, Bartłomiej Pociecha) 45:23
7:0 Olli-Petteri Viinikainen (Alan Łyszczarczyk, Rasmus Hejlanko) 47:54
7:1 Jonasz Hofman
GKS Tychy: Fucik, Lewartowski – Viinikainen, Bryk, Łyszczarczyk, Komorski, Knuutinen – Kaskinen, Kakkonen, Jeziorski, Kuru, Heljanko- Walli, Pociecha, Karkkanen, Paś, Viitanen – Bizacki, Ubowski, Drabik, Kucharski, Gościński.
GKS Katowice: Eliasson, Kieler – Maciaś, Hoffman, Wronka, Pasiut, Fraszko – Varttinen, Verveda, Anderson, Monto, Dupuy – Runesson, Lundegard, Michalski, McNulty, Hofman Jo. – Chodor, Dawid, Hofman Ja.
Felietony Piłka nożna
Komu nie zależało, by zagrać?
Gdy wyjrzałem dziś za okno z pokoju hotelowego, zobaczyłem szron na pobliskich dachach. I tyle. Śniegu nie było ani grama, jedyne, co mogło nas przyprawiać o lekkie dreszcze to przymrozek i konieczność spędzenia tego meczu w tak niskiej temperaturze. Wiadomo jednak, że podczas dobrego widowiska można się porządnie rozgrzać i emocje sportowe niwelują jakiekolwiek atmosferyczne niedogodności. Głowiłem się, jak to jest, że w różnych rejonach Polski mamy atak zimy, a przecież okolice bieguna zimna, które teoretycznie najbardziej są narażone na popularny biały puch, tym razem są wolne od tego.
Gdy jechałem autobusem na mecz i zaczęło lekko prószyć – a było to o godz. 10.30 ani przez myśl nie przeszło mi, jak to się wszystko skończy. Po prostu – śnieg zaczął sobie padać, nie był to jakiś armagedon, a i same opady śniegu, choć były wyraźne, nie przypominały tych, które znamy z przeszłości.
Po wejściu na stadion zobaczyłem taką właśnie oprószoną murawę – niezasypaną. Białawo-zieloną lub zielonkawo-białą. Typowy widok, gdy mamy pierwsze opady śniegu w roku lub też szron po mroźnej nocy. Białe gunwo (że tak zejdziemy z romantycznej wersji o puchu) ciągle jednak z białostockiego nieba spadało. I w pewnym momencie rzeczywiście murawa stała się dość biała. Nie przeszkodziło to jednak obu drużynom oraz sędziom rozgrzewać się. Kibice wypełniali stadion, zwłaszcza ci z Jagiellonii jeszcze przed meczem głośno dopingując swój zespół. Sympatycy GieKSy powoli zaczęli wchodzić na sektor gości i też dali znać o sobie. Przyznam, że nie myślałem w ogóle o tym, że mecz może się nie odbyć. Nie miałem takiego konceptu w głowie.
Za łopaty wzięło się… kilka osób. Zaczęli odśnieżać pola karne. Wyglądało to tak, że na jednym skrzydle stało trzech chłopa i sami nie wiedzieli, jak się za to zabrać. „Gdzie kucharek sześć…” – powiedziałem Miśkowi. A na drugim skrzydle szesnastki jeden jegomość odśnieżył na kilka metrów szerokość pola karnego, pokazując, że „da się”. A tamci deliberowali. Do tej pory odśnieżone były tylko linie i wspomniany kawałek. Na drugim polu karnym natomiast jakiś artysta „odśnieżał” w taki sposób, że zagarniał, wręcz zdrapywał śnieg, zamiast go nabierać na łopatę. Nie trzeba być śnieżnym omnibusem, żeby wiedzieć, że średnio efektywna jest to metoda. Po niedługim czasie wszyscy położyli na to lachę i sobie poszli czy tam przestali działać.
Dopiero kilka minut przed meczem zorientowałem się, że sędzia się dziwnie zachowuje, wychodzi i sprawdza. Załączyłem Canal+, by nasłuchiwać wieści i tam było jasne, że arbiter Wojciech Myć sugerował, iż szanse na rozegranie tego spotkania są dość marne. Potem wyszedł na boisko jeszcze raz, ze swoimi asystentami i patrzyli, jak zachowuje się piłka. W moim odczuciu ta rzucana i turlana przez nich futbolówka reagowała normalnie, z odpowiednim odbiciem czy brakiem większego oporu przy toczeniu się po ziemi. Do końca miałem nadzieję, że mecz się odbędzie.
Sędzia jednak zadecydował inaczej. W wywiadzie dla Canal+ powiedział, że ze względu na zdrowie zawodników, a także ograniczoną widoczność – podejmuje decyzję o odwołaniu meczu. Podał też argument, że do pomarańczowej piłki przykleja się śnieg i tak jej nie widać. A linie, które zostały odśnieżone i tak za chwilę zostałyby zasypane.
Mecz się nie odbył.
Odniosę się więc najpierw do słów sędziego, bo już one są dla mnie kuriozalne. Odśnieżone linie po 40 minutach (także już po odwołaniu meczu) nadal były widoczne. I nie zanosiło się specjalnie na to, że mają zostać momentalnie zasypane. Nawet jeśli – to chwila przerwy w meczu lub po prostu w przerwie między dwiema połowami – pospolite ruszenie do łopat i gotowe. A argument o piłce to już kuriozum do kwadratu. Na Boga – przecież śnieg to nie jest jakiś klej czy oleista substancja. I nawet jeśli w statycznej sytuacji klei się do piłki, to jest ona cały czas KOPANA. Dla informacji pana Mycia – to powoduje drgania w futbolówce, a to (plus odbijanie się od ziemi) z piłki przyklejony kawałek śniegu strząsa. Więc naprawdę nie mówmy takich głodnych kawałków na głos, bo tylko wzmacniamy opinię o sędziach taką, a nie inną.
Trener Siemieniec już po decyzji mówił dla Canal Plus, że z punktu widzenia logistyki w rundzie jesiennej, nie na rękę jest im nie grać, w domyśle, że ten mecz trzeba będzie jeszcze gdzieś wcisnąć. Tylko przecież WIADOMO, że tego spotkania nie da się rozegrać jesienią, bo przecież po ostatnim meczu ligowym Jaga gra dwa razy w Lidze Europy plus jeszcze w środku grudnia zaległy mecz z Motorem. Więc z GKS musieliby zagrać tuż przed świętami, a przecież nikt przy zdrowych zmysłach nie przedłuży rundy GieKSie o dwa tygodnie z powodu zaległego meczu. Niech więc trener Adrian nie robi ludziom wody z mózgu. Poza tym trener powiedział, że ze względu na stan boiska, była to jedyna i słuszna decyzja i trudno nie było odnieść wrażenia, że z powodu napiętego terminarza właśnie TERAZ, dłuższy oddech dla Jagiellonii to najlepsze, co może ich spotkać…
A Rafał Górak? Bardzo dyplomatycznie mówił, że rozumie decyzję sędziów, ale chyba trzy razy podczas wywiadu dał do zrozumienia, jakie miał zdanie… Panowie za zamkniętymi drzwiami rozmawiali, każdy dał swoje argumenty. Trener zwrócił uwagę, że ze względu na szczelnie wypełniony sektor gości mogło to wyglądać inaczej. Że białe linie widać i przy dobrej woli organizatora, boisko można byłoby doprowadzić do stanu używalności. Że taki wyjazd bez meczu to dodatkowe koszty dla klubu. Jakbym więc miał typować, to pewnie wyglądało to tak „ej Rafał, wiesz, jak jest, jaką mamy sytuację, wiem, że nie jest to wam na rękę, ale zgódź się na przełożenie meczu, odwdzięczymy się dobrym winkiem”… Być może więc ze względu na solidarność kolegów po fachu i gentelmen’s agreement, szkoleniowiec, mimo że wolałby zagrać – nie oponował.
No i właśnie. To jest pytanie – czy komuś zależało, żeby wykorzystać opady i meczu nie rozegrać? Powiem wprost – reakcja organizatora meczu na tę „zimę” jest mocno zastanawiająca i nie wiem, czy Jagiellonia nie powinna z tego tytułu ponieść konsekwencji. Powtórzę – klub nie zrobił absolutnie nic, żeby ten mecz rozegrać. Począwszy od prognoz – przecież atak zimy w Polsce był już wczoraj, więc nie można było nie zakładać, że podobna sytuacja powtórzy się w Białymstoku. A jeśli tak, to przygotowuje się zastępy ludzi – choćby na wszelki wypadek – do tego, żeby boisko odśnieżyć. Pamiętacie, co było w zeszłym sezonie w meczu Radomiaka z Zagłębiem? Momentalnie, w ciągu kilku minut płyta po nawałnicy zrobiła się biała. Tam też było ryzyko przerwania i odwołania meczu. Ale ludzie robili, co w swojej mocy, odśnieżali, jak tylko się da i spotkanie zostało dokończone. Wczoraj w Rzeszowie kompletnie zasypany stadion został odśnieżony i mecz również się odbył. A w Białymstoku? Nie było chętnych czy nie miało ich być? Mogli nawet tych żołnierzy wziąć, co to zawsze są na trybunach. Cokolwiek. A tutaj kilku ludzi z łopatą zaczęło nieskładnie machać, ale chyba ktoś im powiedział, że to bez sensu – no i przestali.
Nie będę wnikał, czy na takim boisku można grać czy nie. Jak bardzo wpływa to na zdrowie zawodników. Wiem, że w przeszłości takie mecze się odbywały i nikt nie płakał i nie zasłaniał się ani zdrowiem, ani terminarzem. GieKSa taki mecz rozgrywała z Arką Gdynia – pamiętny z niewykorzystanym karnym Adamczyka – i jakoś się dało. Nie jest to może najbardziej estetyczne widowisko, ale mecz jest rozegrany i jest z głowy.
Natomiast tu nie chodzi o to, czy na zaśnieżonym boisku można grać. Chodzi o to, że nikt nie zajął się odśnieżaniem. Dlatego cała ta sytuacja ostatecznie wydaje mi się po prostu skandaliczna. Dosłownie godzinkę śnieg poprószył – bez jakiejś większej nawałnicy – i odwołujemy mecz.
I tak – piłkarze pojechali sobie na drugi koniec polski, by pobiegać na murawie stadionu Jagiellonii. Klub zapłacił za hotel, wyżywienie, przejazd. Teraz będzie to musiał zrobić drugi raz – najpewniej na wiosnę. Kibice zrywali się o drugiej w nocy, niektórzy pewnie nawet nie poszli spać, by stawić się na zbiórkę w ciemnych Katowicach. Jechali w tak wielkiej liczbie przez cały kraj – też przecież zapłacili za bilety i przejazd. I dostali w bambuko, bo paru osobom nie chciało się wyjść i doprowadzić boisko do jako takiego stanu.
Uważam, że PZPN czy Ekstraklasa, czy kto tam zarządza tym całym grajdołkiem, nie powinien przyzwalać na taką fuszerkę. To jest kupa kasy i czas wielu ludzi, którzy zdecydowali się do Białegostoku przyjechać. To po prostu jest nie fair.
Nieraz bywały jakieś sytuacje czy to z pogodą, czy wybrykami kibiców i kapitanowie lub trenerzy obu drużyn zgodnie mówili – gramy/nie gramy. Była ta wyraźna jednogłośność. A czasem spór. Grano nawet po zapaści Christiana Eriksena – choć tam akurat uważam, że ta decyzja była fatalna (choć z drugiej strony to Euro, więc logistyka dużo trudniejsza). Tutaj zabrakło determinacji, żeby mecz rozegrać. Rozumiem trenera Góraka, że podszedł dyplomatycznie do sprawy. Ja tego protokołu dyplomatycznego trzymać nie muszę i wysuwam hipotezę, że komuś na rękę był ten niezbyt wielki opad śniegu.
Dotychczas wielokrotnie pisałem i mówiłem, że cenię Jagiellonię i Adriana Siemieńca za to, jak łączą ligę i puchary. Byłem pod wrażeniem, że rok temu Jaga nie przełożyła spotkania z GKS na jesień, gdy sama była pomiędzy meczami z Ajaxem – trener gospodarzy dzisiejszego niedoszłego pojedynku mówił, że poważna drużyna musi umieć grać co trzy dni. Tym razem jednak w obliczu meczu z KuPS i końcówki ligi, takie zdanie przestało już zobowiązywać.
Nam nie pozostaje nic innego, jak przygotować się do sobotniego spotkania z Pogonią. Oby piłkarze GKS również wykorzystali fakt, że nie będą mieli Jagi w nogach i jak najlepiej mentalnie i fizycznie przygotowali się do spotkania z Portowcami. A z Jagiellonią i tak się już niedługo zmierzymy, bo za jedenaście dni w Pucharze Polski.
Kups!
Piłka nożna kobiet
1/8 finału dla Katowic
Trójkolorowe w chłodną i ponurą sobotę wygrały, po równie ponurym meczu, z Rekordem Bielsko-Biała 2:0 i awansowały do 1/8 Pucharu Polski.
Przed spotkaniem Karolina Koch odebrała pamiątkowe zdjęcie z rąk prezesa Sławomira Witka za pokonanie bariery 100 występów w roli trenerki naszej drużyny. Gratulujemy i jeszcze raz dziękujemy za wszystkie dotychczasowe sukcesy! Warto także wspomnieć, że kilka dni przed spotkaniem, swój kontrakt o trzy lata przedłużyła Nicola Brzęczek.
W 2. minucie Marcjanna Zawadzka musiała uznać wyższość Roksany Gulec, która wymanewrowała ją w pole i oddała strzał w kierunku dalszego słupka. Oliwia Macała niewiele mogłaby w tej sytuacji zrobić, gdyby po rykoszecie futbolówka nie zmieniła swojej trajektorii na górną część poprzeczki. Po trzecim rzucie rożnym dopiero udało się oddać rekordzistkom strzał, natomiast Agnieszka Glinka była bardzo daleka od trafienia choćby w okolice bramki. W 7. minucie niemal wyczyn Lukasa Klemenza z meczu z Piastem powtórzyła Patrycja Kozarzewska, na szczęście nie udało jej się aż tak dokładnie przymierzyć w kierunku swojej bramki. Pierwszą klarowną akcję dla GieKSy wykreowała Jagoda Cyraniak dalekim podaniem do Julii Włodarczyk, skrzydłowa po wymagającym sprincie zgrała do otoczonej przez rywalki Aleksandry Nieciąg i skończyło się na wymuszonej stracie. Kolejne minuty upłynęły obu drużynom w środku pola, mnóstwo było przepychanek i przerw w grze. W 26. minucie groźny strzał z pierwszej piłki oddała Patrycja Kozarzewska, a poprzedzone to było tradycyjnym pokazem zdolności dryblerskich Klaudii Maciążki na prawej flance i kąśliwą centrą Katarzyny Nowak. Kolejny kwadrans czekaliśmy na ciekawszą akcję, skonstruowaną bardzo nietypowo: Patricia Hmirova z poziomu murawy walczyła o piłkę, ostatecznie zagrywając ją na lewe skrzydło. Finalnie na prawej flance strzał oddała Dżesika Jaszek, choć znacząco przesadziła z siłą tego uderzenia. W 43. minucie doskonałe podanie Jagody Cyraniak za linię obrony zmarnowała Klaudia Maciążka złym przyjęciem, choć nie była to też łatwa piłka. Na zakończenie połowy obrończyni jeszcze sama spróbowała szczęścia z dystansu, jednak tego szczęścia jej nieco zabrakło.
Z przytupem drugą część gry rozpoczęła Julia Włodarczyk, jej centra była o milimetry od dotarcia do dobrze ustawionej Aleksandry Nieciąg. W 52. minucie wynik starcia otworzyła Nicola Brzęczek po dośrodkowaniu Klaudii Maciążki. Dobrą pracę na obrończyniach wykonała Dżesika Jaszek, a wcześniej na obieg z Maciążką zagrała Patricia Hmirova. Kilka centymetrów od podwyższenia wyniku był duet wpisany już do protokołu meczowego, choć tym razem w odwróconych rolach: Włodarczyk wypuściła skrzydłem Brzęczek, ta zgrała na środek do Maciążki i piłka zatrzymała się na linii bramkowej po rykoszecie. Bliźniaczą akcję w 58. minucie, z pominięciem zgrania do środka, finalizowała sama Nicola Brzeczek, jednak zbyt długim prowadzeniem zmusiła się do sytuacyjnego i bardzo nieudanego strzału. W 63. minucie Dżesika Jaszek z Maciążką doskonale zagrały na jeden kontakt, ostatecznie jednak znów defensywa Rekordzistek zdołała zablokować zarówno dośrodkowanie Nieciąg, jak i strzał Włodarczyk. W 68. minucie doskonałe sytuacje miały Nicola Brzęczek oraz Aleksandra Nieciąg, jednak miały sporo pecha przy swoich próbach i nadal utrzymywał się wynik 1:0. W 74. minucie Klaudia Maciążka zeszła do środka boiska i choć jej podanie zostało zablokowane, to Dżesika Jaszek zdołała odzyskać posiadanie już w polu karnym i precyzyjnym strzałem przy słupku podwyższyła na 2:0. Wahadłowa powinna mieć na swoim koncie także asystę już chwilę później, jednak w zupełnie niezrozumiały sposób podała za plecy wszystkich swoich koleżanek spod linii końcowej. W 83. minucie jej podanie zakończyło się podobnym skutkiem, choć tym razem Hmirova zdołała zebrać wybitą piłkę i oddać strzał pełen fantazji. Dwie minuty później kolejną bramkę powinna mieć na swoim koncie Brzęczek, aż sama złapała się za głowę. Santa Vuskane udanie zastosowała skok pressingowy i wycofała do Włodarczyk, która przytomnie odnalazła wybiegającą w korytarz napastniczkę, a ta przelobowała golkiperkę, nie trafiając jednocześnie w szerokość bramki. W doliczonym czasie gry skrzydłowa zrozumiała gest Vuskane i posłała mocną piłkę za linię obrony, jednak te zamiary odgadnęła także Kinga Ptaszek i zatrzymała futbolówkę tuż przed głową Łotyszki.
GieKSa wygrała 2:0 i awansowała do 1/8 Pucharu Polski.
GKS Katowice – Rekord Bielsko-Biała 2:0 (0:0)
Bramki: Brzęczek (52), Jaszek (75).
GKS Katowice: Macała – Nowak, Zawadzka, Cyraniak – Dżesika Jaszek, Kozarzewska (82. Kalaberova), Hmirova, Włodarczyk – Maciążka, Nieciąg (77. Vuskane), Brzęczek (90. Langosz).
Rekord Bielsko-Biała: Ptaszek – Glinka, Dereń, Jendrzejczyk (82. Krysman), Niesłańczyk, Zgoda (67. Dębińska), Sowa, Janku, Gulec (67. Sikora), Katarzyna Jaszek (73. Conceicao), Bednarek (67. Długokęcka).
Kartki: Kozarzewska, Włodarczyk – Sowa.




Najnowsze komentarze