Dołącz do nas

Felietony Piłka nożna

Jaga ma Ajax, my mamy Jagę

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Już jutro święto na Bukowej. Po raz ostatni Bukowa gościła aktualnego Mistrza Polski 20 lat i… 3 dni temu. 21 sierpnia 2004 katowiczanie zmierzyli się z Wisłą Kraków. Przegraliśmy 0:3, a gdyby starszych kibiców zapytać, kto wtedy strzelił gole dla Białej Gwiazdy, nawet strzelając nie mieliby problemów z prawidłowym wytypowaniem autorów trafień. Jakiś tam Żurawski, jakiś tam Frankowski. W tamtych czasach karali nas regularnie, a Żuraw już wyjątkowo upodobał sobie Bukową, przy której strzelił osiem bramek. Na Bukowej też chyba wpadł w największy szał, w przerwie słynnego meczu wygranego przez naszą drużynę 1:0, kiedy to w wywiadzie dla Canal Plus spokojny i stonowany przecież Żuraw pomstował wzburzony na sędziego.

To były piękne czasy, kiedy GKS grał w Ekstraklasie i mogliśmy cieszyć się meczami na najwyższym poziomie. Przez 19 lat banicji tego futbolu na salonach nie mieliśmy, ba – nawet coroczne kompromitacje w Pucharze Polski, przeplatane z rzadka (bardzo rzadka) jakimś awansem powodowały, że na nasz stadion przyjeżdżały jednak drużyny z ekstraklasy przeciętne. Podbeskidzie, Zawisza, Cracovia, Warta. Trochę lepsze – Pogoń czy Jagiellonia. Ale nigdy ekipy z topu. Dziwny traf chciał, że również po niemal 20 latach w końcówce sezonu przyjechał do nas aktualny zdobywca Pucharu Polski – Wisła Kraków. Choć to trochę naciągane, bo to był wręcz świeżo upieczony zdobywca – zdobywca „elekt”. I tych Wiślaków GieKSa zmiotła z powierzchni ziemi, niejako przyzwyczajając krakowian do tego, co ich czeka w spotkaniach z Rapidem Wiedeń czy Cercle Brugge.

Trzy miesiące po zdobywcy pucharu przyjeżdża mistrz. Jagiellonia Białystok. Zespół, który pewnie (choć nie bez problemów pod koniec) wygrał Ekstraklasę w poprzednim sezonie, grając najładniejszą piłkę w całej lidze. Zespół, na którego w ostatnich tygodniach zwrócone są oczy całej piłkarskiej Polski – a to ze względu na walkę o Ligę Mistrzów i obecnie – Ligę Europy. Piłkarze Adriana Siemieńca mają już za sobą dziewięć meczów w tym sezonie. Zaczęło się spektakularnie – od pięciu zwycięstw z rzędu. Z Poniewieżem zespół wygrał w cuglach, m.in. po klasycznym hat-triku Jesusa Imaza na wyjeździe. W lidze zespół pewnie pokonał u siebie Puszczę i Stal oraz w wielkich trudach – ale wygrał w Radomiu 3:2. I seria posypała się. W dużej mierze przez klasę kolejnych rywali, ale też niefrasobliwość – głównie w obronie – piłkarzy z Białegostoku. Norweski Bodo Glimt okazał się zbyt silny i po wyrównanym meczu u siebie Jaga poległa na wyjeździe 1:4. Potem w strzelaninie w lidze z Cracovią przegrała 2:4. No i przedwczoraj – z rywalem już z naprawdę wysokiej półki – Ajaxem Amsterdam nasi rywale polegli 1:4, a mogli wyżej, ale w końcówce Sławomir Abramowicz obronił rzut karny. Cztery porażki z rzędu, trzy ostatnie mecze z czterema straconymi bramkami. Brzmi dość strasznie, a przecież Jagiellonię w kolejny czwartek czeka rewanż w Amsterdamie.

W tym wszystkim, całej pucharowo-ligowej przeplatance mistrza swój udział będzie mieć GKS Katowice. W czasach ekstraklasowych mieliśmy już takie sytuacje i wracając do wspomnianego meczu z Wisłą przegranego 0:3, to był on rozgrywany trzy dni przed spotkaniem Białej Gwiazdy z Realem w Madrycie. Fajny kontrast musieli mieć piłkarze i kibice – sobota Bukowa, środa Santiago Bernabeu. Sobota – Sławik, Bartnik, Agafon, Gorszkow, Kęska. Środa – Figo, Beckham, Zidane, Raul, Ronaldo. Takie rzeczy tylko w piłce.

No i tym razem Jagiellonii pomiędzy starciami z Hendersonem, Berghuisem i Bergwijnem przyjdzie się zmierzyć z naszymi, swojskimi Rogalą, Galanem, Błądem czy Zrelakiem.

Może nie powinno nas to interesować najbardziej, ale jednak ma duże znaczenie, jak do tego spotkania podejdzie trener rywali Adrian Siemieniec. Pierwszy „sukces” już został osiągnięty – Jagiellonia zadecydowała, że nie przełoży tego meczu, co swego czasu wydawało się pewne. Sam Siemieniec jednak w wywiadach mówił, że jeśli chcą być poważną drużyną, muszą sobie radzić z grą co trzy dni. A to będzie udziałem Jagiellonii przez całą jesień, bo zagrają w fazie grupowej Ligi Konferencji (nie ma co liczyć, że odrobią straty z Ajaxem).

Druga kwestia jest taka, czy w obliczu praktycznie przegranego dwumeczu z Holendrami, szkoleniowiec nie postawi na żelazny pierwszy skład w Katowicach. Mogliśmy się bowiem łudzić, że w przypadku korzystnego wyniku w pierwszym meczu z Ajaxem, na rewanż trener będzie oszczędzał najlepszych zawodników.

Jakkolwiek Jagiellonia ma za sobą kilka nieudanych meczów, to dla nas jest to jeden z najtrudniejszych możliwych rywali. I najbardziej istotne jest to, jaką koncepcję na ten mecz ma Rafał Górak i oczywiście, jak ta koncepcja będzie realizowana. W poprzednich felietonach pisałem – i nadal to utrzymuję – że wiadomo, że… nic nie wiadomo. Wszystkie mecze GKS są tak różne, że poza wspomnianym już niedawno aspektem, że nie odstajemy mocno od rywali, nie da się wyciągnąć wspólnego mianownika. Bo porównując chociażby mecze z Rakowem i Motorem, to w tym pierwszym, z teoretycznie lepszym przeciwnikiem, GieKSa zagrała bardzo dobrze, z pressingiem, walecznie i dobrze technicznie, a z lublinianami… szkoda gadać. Mecz meczowi więc nierówny. Do tego pomiędzy było spotkanie z Piastem, w którym GieKSa zagrała średnio, ale z dwoma błyskami.

Szkoleniowiec rotuje składem, zmienia, kombinuje, szuka. I tutaj będzie podobnie, ale czy uda mu się znaleźć optymalne rozwiązanie? Niektórzy zawodnicy nieco zawodzą, ale nie na tyle, by ich odstawić, inni trochę się chcą wyróżniać, ale nie na tyle, by zaklepać sobie miejsce w wyjściowej jedenastce.

Nie pozostaje nam nic innego, jak wyczekiwać tego święta piłkarskiego. To mecz z cyklu tych, na które czeka się dwadzieścia lat. I zarówno jego przebieg, jak i wynik mogą (choć nie muszą) być momentem przełomowym w sezonie. Katowiczanie nie są bez szans, pokazali, że w piłkę grać potrafią, a Ekstraklasa nie jest taka straszna. I choć zespół ma już na koncie zwycięstwo, warto przytoczyć sytuację z sezonu 2000/01, kiedy to w pierwszych dziewięciu kolejkach piłkarze Bobo Kaczmarka nie umieli odnieść zwycięstwa (pięć remisów 0:0!), a w dziesiątej spektakularnie pokonali Legię Warszawa 1:0 po golu w doliczonym czasie gry Moussy Yahai z rzutu karnego. Sezon zakończyliśmy na ósmym miejscu.

Cieszmy się więc z tego święta, Ekstraklasa to nasza Liga Mistrzów, a teraz przyjeżdża zwycięzca ubiegłorocznej edycji. I tutaj każdy wynik jest możliwy.

Legendy Ekstraklasy, pogromca Włochów, pogromca Interu, mistrz Portugalii

Adrian Dieguez, hiszpański strzelec gola w meczu z Ajaxem (ale także samobója w pierwszym spotkaniu z Bodo), zaliczył ongiś 15 meczów w La Liga w barwach Alaves i SD Huesca, zagrał także kilkanaście meczów w Pucharze Króla, z których na pewno zapamiętał szalone spotkanie w barwach Fuenlabrady z Mallorką, kiedy to w dogrywce strzelił gola, poprawił w konkursie rzutów karnych, które jego drużyna wygrała 9:8.

Jatmir Haliti to szwedzki Kosowianin, mający za sobą jeden występ w reprezentacji. W poprzednim sezonie występował w AIK Sztokholm.

Na Transfermarkt Joao Moutinho jest już wyceniany prawie tak samo, jak jego starszy o 11 lat, nazywający się tak samo słynny rodak, występujący obecnie w Bradze (700 tys. vs 800 tys. euro). Zawodnik wcześniej występował w MLS w barwach Los Angeles FC i Orlando City, z którym zdobył Puchar USA. W Spezii rozegrał dziewięć meczów w Serie A i Serie B, ale były to raczej ogony.

Dusan Stojinović były młodzieżowy reprezentant Słowenii, w 2020 roku zdobył mistrzostwo swojego kraju w barwach NK Celje.

Tomas Silva jeszcze w zeszłym sezonie był podstawowym zawodnikiem Vizeli w portugalskiej ekstraklasie, warto jednak odnotować jego symboliczny udział w zdobyciu tytuły mistrza kraju w barwach Sportingu Lizbona, kiedy to w meczu z Maritimo w ostatniej kolejce dostał 24 minut szansy na pokazanie się fetującej publiczności.

Darko Curlinov to 25-krotny reprezentant Macedonii Północnej i autor 4 goli w kadrze. Zawodnik zagrał dwa mecze na Euro 2020 (przeciwko Ukrainie i Holandii), ale jego najważniejszym meczem być może na zawsze pozostanie historyczne zwycięstwo z Włochami na wyjeździe w barażu o Mundial 2022 (zagrał cały mecz). Jeśli chodzi o karierę klubową, zawodnik wygrywał ligi na… drugim poziomie rozgrywkowym w barwach Schalke (2021/22) i Burnley (22/23). W Bundeslidze jednak dane mu zagrać było zaledwie w 16 meczach w barwach VFB Stuttgart, a w Premiership nie wystąpił.

Nene, Portugalczyk w barwach Santa Clary zaliczył 69 meczów w portugalskiej ekstraklasie.

Aurelien Nguiamba były juniorski i młodzieżowy reprezentant Francji w Spezii zaliczył trzy występy w Serie A.

Michal Sacek to mistrz i zdobywca Pucharu Czech w barwach Sparty Praga, dla której rozegrał ponad dwieście meczów. Zawodnik pograł trochę w pucharach, notując m.in. takie wyniki jak 4:1 na wyjeździe z Celtikiem, zmierzył się także z oboma mediolańskimi klubami, a z Interem jako piłkarz prażan wygrał 3:1.

Afimico Pululu to natomiast piłkarz z Angoli, który w przeszłości grał w FC Basel (83 mecze, 5 goli), ma na koncie Puchar Szwajcarii, grał w Lidze Europy. Zaliczył też osiem występów w Bundeslidze w barwach Greuther Furth.

Jagiellonia ma w kadrze trzech zawodników, którzy mają na koncie ponad dwieście meczów w ekstraklasie. Jesus Imaz (202E, 81 goli) to wybitny snajper, który wcześniej grał w Wiśle Kraków. Gdy dodamy, że taka liczba meczów została osiągnięta w ciągu siedmiu sezonów, mamy informację, że Hiszpan po prostu gra prawie wszystko. Przez półtora sezonu grał w Wiśle Kraków, potem już przeszedł do Jagi. W karierze strzelił np. pięć goli Lechowi, siedem Legii, był też autorem kluczowego trafienia decydującego o Mistrzostwie Polski, w 90. minucie meczu w Gliwicach w przedostatniej kolejce poprzedniego sezonu. W przeszłości zawodnik grał w drugiej lidze hiszpańskiej.

Po cichu dwusetkę zebrał Jarosław Kubicki (216E, 16 goli), były piłkarz Zagłębia Lubin i Lechii Gdańsk, z którym zdobył Puchar Polski.

No i legenda Jagiellonii i Ekstraklasy, czyli Taras Romańczuk (303E, 28 goli). Urodzony na Ukrainie zawodnik w Polsce zaczynał w Legionovii, ale od 10 lat gra już w Jadze. Zawodnik pamięta mecz z 2018 w Pucharze Polski przy Bukowej, kiedy to goście wygrali 1:0 po golu w 120. minucie (swoją drogą ten mecz pamięta również Lukas Klemenz, który grał w Jagiellonii oraz Adrian Błąd – piłkarz GKS). Oprócz obecnego sezonu Taras grał w Jagą w pucharach, choćby w szalonym meczu z Rio Ave (4:4), w którym strzelił dwie bramki. Zawdonik wystąpił cztery razy w reprezentacji Polski, jedynego gola strzelając… z Ukrainą w sparingu przed Euro. Wystąpił także w dogrywce barażu z Walią oraz pierwszym meczu Euro 2024 z Holandią.

Portal GieKSa.pl tworzony jest od kibiców, dla kibiców, dlatego zwracamy się do Ciebie z prośbą o wsparcie poprzez:

a/ przelew na konto bankowe:

SK 1964
87 1090 1186 0000 0001 2146 9533

b/ wpłatę na PayPal:

E-mail: [email protected]

c/ rejestrację w Superbet z naszych banerów.

Dziękujemy!

Kliknij, by skomentować
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

Odpowiedz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Blaszok Kibice Piłka nożna SK 1964

Wszyscy do Zabrza!

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Kibice GKS Katowice prowadzą zapisy na derbowy mecz z Górnikiem, który zostanie rozegrany we wrześniu w Zabrzu. Przedstawiamy najważniejsze informacje organizacyjne.

Przypomnijmy, że „Śląski klasyk” w rundzie jesiennej tego sezonu będzie miał miejsce na Roosevelta, a dokładna data to sobota 21 września. Spotkanie rozpocznie się o godzinie 20:15. Górnik udostępnił kibicom GieKSy 4200 biletów, a dziś rozpoczęły się zapisy.

Koszt biletu to 30 złotych dla małolatów (rocznik 2008 i młodsi) oraz 60 złotych dla całej reszty. Jest to „wyjazd” masowy – zapraszamy całe rodziny. Mogą na niego jechać również kobiety.

Zapisy prowadzone są u przedstawicieli dzielnic i FC, w Stowarzyszeniu Kibiców GKS-u Katowice „SK 1964” (dołącz do nas) oraz w oficjalnym sklepie kibiców GieKSy „Blaszok” (ul. Św. Stanisława w Katowicach). Uwaga! Płatność za wyjazd w „Blaszoku” TYLKO gotówką!

Na sektory przeznaczone dla kibiców GKS Katowice wpuszczane będą jedynie osoby posiadające żółtą koszulkę oraz szal.

Kontynuuj czytanie

Felietony Piłka nożna

30 lat czekania na… Ajax Katowice

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Takie mecze zapisują się złotymi zgłoskami w historii klubu, jak i na trwałe wchodzą do pamięci kibiców. Sam choć mam bardzo pamięć do meczów (choć ostatnio złapałem się na tym, że nieco słabszą niż kiedyś – wiek robi swoje), to na palcach jednej lub dwóch rąk policzyłbym te naprawdę spektakularne, do których mam największy sentyment, do meczów, po których cała Ziemia się zatrzęsła, niepokojąc okolicznych kosmitów.

Wspomniana w przedmeczowym felietonie Legia 1:0 po golu Yahai. Wisła 1:0 po golu Adamczyka. Słynna remontada w Szczecinie 4:3. Wielkosobotnia potyczka z Wojskowymi i 3:3. Z ostatnich czasów na pewno do tego grona wejdzie mecz z Wisłą i Arką z poprzedniego sezonu. Ale naprawdę tego jest niewiele.

Starsi niż ja kibice dokładają oczywiście 4:1 z Górnikiem w finale Pucharu Polski, mecze z Benfiką i Bordeaux (niektórzy także z Rangersami) czy ligowy triumf z Legią 3:1 w 1994 roku.

Wydaje się, że spotkanie z Jagiellonią również będzie miało swoje miejsce w tym „panteonie” wielkich meczów. Nie tylko z powodu wyniku, ale z powodu… wszystkiego. Dla nas kibiców to był mecz idealny.

Ostatni mecz z urzędującym Mistrzem Polski, GKS rozegrał 12 marca 2005 (przegrana z Wisłą w Krakowie 0:1), a ostatnie spotkanie u siebie z broniącym tytułu zespołem – dosłownie 20 lat temu (+5 dni), czyli 21 sierpnia 2004 – z Białą Gwiazdą ulegliśmy przy Bukowej 0:3.

Gdy poszukamy ostatniego zwycięstwa z aktualnym w danym czasie Mistrzem Polski musimy sięgnąć jeszcze głębiej. 14 maja 1997 katowiczanie w półfinale Pucharu Polski wygrali 2:0 z wielkim Widzewem śp. Franciszka Smudy, uhonorowanego minutą ciszy na polskich stadionach.

Swoją drogą w tym miejscu mały wtręt – oczywiście pamiętając, że minuta ciszy była także dla śp. Mariana, legendarnego kibica GieKSy, szacunek za to, że zarówno kibice, jak i… sędzia stanęli wczoraj na wysokości zadania, nie robiąc z tej „minuty” jakichś żałosnych 10 sekund, tylko rzeczywiście dając solidny moment zadumy. Jak również to była rzeczywista cisza, a nie tak jak na Widzewie, kiedy to miejscowy zapiewajło zaczął się drzeć „jedziemy, cały stadion śpiewa z nami” po czym rzeczywiście skandowane było nazwisko Franciszka Smudy. No fajna inicjatywa, ale… to nie jest ten moment. Dokładnie to samo można czy nawet należy zrobić, ale zaraz po zakończeniu minuty ciszy.

Ostatnie zwycięstwo ligowe z urzędującym Mistrzem Polski, to wspomniana wygrana z Legią Warszawa 3:1, a miało to miejsce 28 sierpnia 1994, czyli niemal dokładnie 30 lat temu.

Przy okazji natomiast wspomnianego meczu z Widzewem przypomniała mi się taka anegdotka. Moja klasa miała wówczas wycieczkę szkolną do Rycerki i ubolewałem bardzo, że nie mogę być na meczu. Nie mieliśmy jak się dowiedzieć wyniku (internet dopiero raczkował), więc czekaliśmy z niecierpliwością na serwis sportowy po wiadomościach i całą grupą… oglądaliśmy te wiadomości, które ciągnęły się w nieskończoność. Mieliśmy iść z panem od WF-u, który zgodził się z nami jechać na wycieczkę (wychowawczyni nie chciała), pograć w kosza i tenże pan Gnieźniński (pozdro Błażej) już zdenerwowany nas ciągle popędzał. W końcu nastał ten serwis sportowy i dowiedzieliśmy się wyniku oraz zobaczyliśmy bramki – wpadliśmy w euforię – GieKSa znów zagra w finale Pucharu Polski.

A wspomniana anegdotka, to sytuacja, gdy już w tego kosza grać poszliśmy. Kręcił się tam jakiś miejscowy pijaczek, z którego – jako gówniarze – robiliśmy sobie podśmiechujki. Mówiliśmy mu:

– A wie pan, że GKS wygrał z Widzewem?

On na to zdziwiony i zszokowany:

– Wygrał z Widzewem?! Mistrzem Polski?!

I nie byłoby w tym nic dziwnego, gdybyśmy po kilku minutach znów do niego nie podeszli z pytaniem:

– A wie pan co? GKS Katowice wygrał z Widzewem.

Jego reakcja znów była bezcenna:

– Serio?! Wygrał z Widzewem?! Mistrzem Polski?!

Sytuacja powtórzyła się 4-5 razy. Nie wiem czy to my go trollowaliśmy czy on nas. W każdym razie nie muszę nigdzie sprawdzać, bo wystarczy, że przypomnę sobie tę sytuację i wiem, że Widzew był wtedy Mistrzem Polski.

Cóż to było za spotkanie! (Z Jagą, a nie z pijaczkiem z Rycerki).

Katowiczanie „wymęczyli rywala” (cytat z trenera Góraka) i wypunktowali go jak rasowy pięściarz. GKS – zespół na dorobku w ekstraklasie – pokonał Jagiellonię jej własną bronią. Plus zaangażowaniem i czynnikami typowo piłkarskimi. Widać, że szkoleniowiec jest dumny z tego, że obrana taktyka okazała się słuszna i skuteczna. I nie ma się co dziwić.

A Adrian Siemieniec? Od swojej własnej broni poległ. Z jednej strony należy szanować młodych trenerów, którzy chcą wprowadzić coś nowego, grać po europejsku czy światowemu, ale trzeba mierzyć siły na zamiary, być elastycznym i przede wszystkim nie doprowadzać do przesady. Oczywiście od zmiany przepisów pozwalających bardziej swobodnie rozgrywać piłkę od „piątki” wiele drużyn zaczęło sobie klepać kilka metrów przed swoją bramką – i nawet wielkie drużyny, chyba nawet City – straciły z tego jakieś gole.

Problem w tym, że Jagiellonia najchętniej rozgrywałaby piłkę na swojej linii bramkowej i nawet jak się ją trzepnie w głowę, nie zmienia schematu. Przed oczami mam bramkarza Abramowicza, który stoi nieruchomo z piłką na swoim 4-6 metrze i się patrzy. Totalnie statyczna sytuacja. Przez chwilę piłkarze GKS nie podchodzą tylko czekają, potem nieśmiało ruszają i dopiero golkiper coś robi z piłką.

Powiedziałbym, że GKS w trakcie meczu zorientował się, że coś można na tym ugrać. Ale nie! Katowiczanie wiedzieli o tym od samego początku, dlatego od razu zaangażowali 2-3 zawodników do pressingu i przyniosło to bramkę już na samym początku. Potem za każdym razem, kiedy Jagiellonia sobie rozgrywała piłkę może na szerokości boiska, ale max 10 metrów od linii końcowej – pachniało to naszym przechwytem. Drugi gol padł również po przejęciu piłki rozgrywanej europejsko przez obrońców.

W magazynie Liga+ Extra Tomasz Wieszczycki zażartował, że Jagiellonia grała w czwartek z Ajaxem Amsterdam, a teraz zagrała z Ajaxem Katowice. Zresztą opinie w środowisku dziennikarskim są zgodne, GKS zasłużył na to zwycięstwo i zwłaszcza w drugiej połowie – był zespołem lepszym.

Nie byłoby jednak aktywów po naszej stronie właśnie bez obrania pewnej polityki na ten mecz. Mogliśmy się po prostu cofnąć i czekać beznamiętnie na rywala. Wtedy prawdopodobnie mielibyśmy flaki z olejem lub ewentualnie jakieś ataki pozycyjne Jagielloni, które w końcu zakończyłyby się wciśnięciem jednej lub dwóch bramek.

Na szczęście potwierdziło się to, co pisałem po meczu z Motorem, że taki mecz raz na jakiś czas się zdarza, ale potem jest lepiej. I teraz spotkanie z Jagą przypominało bardziej to z Rakowem, ale jeszcze dwa stopnie wyżej. Katowiczanie nie wygrali fuksem. W drugiej połowie Mistrz Polski na Bukowej nie istniał. GieKSa stwarzała sobie sytuacje, może nie super klarowne, ale niezłe. I gdyby w końcówce wykorzystać lepiej swoje kontry – mecz można było zamknąć wcześniej.

Kilku zawodników zapunktowało mocno u kibiców, jak i trenera Rafała Góraka. Może na chwilę odsapnie od krytyki Dawid Kudła, który wtedy kiedy miał wybronić – wybronił bardzo dobrze. Obrona nie dała za bardzo pograć Jagiellonii, a interwencja w powietrzu Marcina Wasielewskiego, ta jego akrobacja, to był defensywny majstersztyk. Czekamy na więcej, jeśli chodzi o Bartosza Nowaka, ale przecież wypracował bramkę na 1:0. Oskar Repka w tym sezonie spisuje się momentami świetnie, ale do kompletu jeszcze powinien wyeliminować proste błędy, jak ten po którym padła bramka na 1:1 (nie bezpośrednio po stracie, ale konsekwencja po kilkudziesięciu sekundach). Zawodnik jednak znalazł się tam, gdzie powinien przy golu na 3:1.

Adrian Błąd – wiadomo, kapitalne wejście w mecz i dobra gra w środku pola, tutaj należy natomiast zdecydowanie poprawić strzały z dystansu. Borja Galan, wszedł powalczył i strzelił Kowalczykiem bramkę. A wspomniany Mateusz Kowalczyk – rewelacja. W końcu mamy młodego zawodnika, niebojącego się grać w piłkę, agresywnego, pewnego, przebojowego. Kapitalne wzmocnienie GieKSy i teraz 1) oby mu sodówka nie uderzyła, 2) oby wykupić go z Brondby. Fantastyczne spotkanie.

Adam Zrelak to dzik, który swoją siłą, zastawianiem się również daje bardzo dużo. A że strzelać umie, pokazał to w Gliwicach.

Jak GKS Katowice wytrzymał to spotkanie, w tych warunkach, pozostaje tajemnicą. Fizycznie nasz zespół prezentuje się bardzo dobrze i gdy rywale oddychali rękawami, nasi piłkarze nie zatrzymali się, tylko dalej żwawo hasali po boisku. Niesamowite jest to, że nie musieliśmy za bardzo drżeć w końcówce o wynik meczu, bo Jagiellonia nie potrafiła zaatakować. A gdy – za przeproszeniem – zaczęła się palić dupka – Abramowicz nagle zaczął grać lagi na aferę. Można wręcz było zaśpiewać „Lagiellonia, laga, laga, laga!”. Może tak bardzo nie chcą tego przydomku, że grają tak kombinacyjnie od bramki?

Co by nie gadać – to było piękne niedzielne, piłkarskie popołudnie przy Bukowej. Kibice w końcu mogą cieszyć się z gier z najlepszymi i cieszyć się ze zwycięstw. Na rozkładzie mamy zdobywcę Pucharu Polski i Mistrza Polski. Czy to oznacza, że teraz powinniśmy zagrać z Realem czy choćby Atalantą? (taki żart)

Jesteśmy w euforii, ale na dłuższą metę nie ma się co podniecać. Mecz meczowi nierówny i możemy zagrać taki paździerz jak z Motorem, wyrachowany mecz jak ze Stalą, skuteczny jak z Piastem czy po prostu taktycznie-piłkarsko niemal idealny, jak z Jagą. Mimo wszystko na duży plus.

Teraz czeka nas mecz z niemrawym, bezbarwnym Zagłębiem Lubin i na tym tle również musimy umieć się pokazać i zagrać dobrze. Jagiellonia gra specyficznie i na tę specyfikę trener znalazł sposób. Czy na toporność lubinian też znajdzie? Paradoksalnie to zadanie może okazać się trudniejsze. Hegemonem nie jesteśmy. Natomiast wczorajszy mecz pokazał, że potencjał w tym zespole tkwi ogromny.

Kontynuuj czytanie

Blaszok Kibice Piłka nożna SK 1964

Koniec zapisów na derby w Zabrzu!

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

W 30 godzin wykupiliście wszystkie 4200 biletów na sektory GKS Katowice na mecz derbowy z Górnikiem w Zabrzu.

Tym samym zapisy na dzielnicach, FC, stowarzyszeniu kibiców oraz w oficjalnym sklepie kibiców GieKSy „Blaszok” zostały zamknięte.

Przypominamy, że do Zabrza wszyscy jedziemy na żółto i z szalami.

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga