Dołącz do nas

Felietony

Jak zwykle zdeptali ciężką pracę wszystkich…

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Ile to już razy przychodzi opisywać taką sytuację? Wielka mobilizacja kibiców, wzajemne nakręcanie się, adrenalina już kilka dni przed meczem. Reklamowanie spotkania przez klub, mecz szczególny z takimi ważnymi duperelami, jak otwarcie nowej salki VIP, zupełnie inna otoczka, obudowa. Konferencja prasowa przed meczem z udziałem obu trenerów. Po prostu wszystkie warunki piłkarskiego święta.

To wszystko – pamiętajmy – robione w roku, w którym w sposób haniebny został przegrany awans do ekstraklasy. W roku, w którym początek kolejnego sezonu to kompromitujące porażki u siebie z bardzo słabymi przeciwnikami. W roku, w którym dostajemy dwa razy w dupę od Zagłębia Sosnowiec w innej świętej wojnie. W okolicznościach dymisji prezesa, który już nie mógł zdzierżyć tego sportowego bagna.

Mimo to – nakręcanie wszystkich kibiców na ten mecz miało miejsce. Choć piłkarze przekreślili już wcześniej wszelkie kredyty zaufania – i tak ten kredyt, największe zadłużenie świata – ciągle otrzymują. Wystarczy, że zagrają 1-2 dobre mecze i już tak jakby wszystkie ich wcześniejsze kompromitacje są zapominane. Nawet my jesteśmy tak głupi i naiwni, że wierzymy, że jak wygrają z takim Ruchem, to wskoczą na piąte miejsce. Bo przecież wygrali trzy ostatnie mecze.

Piłkarze dostają coś, na co kompletnie nie zasługują w kontekście tego, co było wcześniej. Dostają doping, wsparcie, dostają możliwość wystąpienia w piłkarskim święcie, w fanatycznej atmosferze, w meczu, który dla kibica GKS jest solą kibicowania i gwarancją, że na trybunach będzie wspaniałe widowisko.

I co się dzieje?

Po raz kolejny, po raz dziesiąty, setny czy tysięczny dzieje się dokładnie to samo, czyli zespół ponosi klęskę, a piłkarze niszczą wszystko to, co zostało ciężką pracą zbudowane zarówno przez pracowników klubu i kibiców.

Gdyby to się zdarzyło raz… Czasem jest taki mecz. Czasem nawet bardzo ważny. Taki jak Brazylii z Niemcami. To jest sport i czasem nawet mimo wielkich mobilizacji i tego, że wszystko sprzyja, jednak dostaje się wielki cios. Nielogiczny i nierealny, a jednak się dostaje. Zawala się mecz, przegrywa się już w szatni. Różne takie sprawy.

Tylko, że w klubie GKS Katowice tak się dzieje ZAWSZE. Ta drużyna – niezależnie od tego, z jakich piłkarzy i trenera się składa – przewala wszystkie, dosłownie WSZYSTKIE ważne mecze. Nawet remisy nie są osiągalne. Jesteśmy upokarzani zawsze i przez wszystkich w ważnych meczach. I to zawsze jest podobny schemat, wygrają jakieś 2 mecze poprzedzające, wzbudzą nadzieję, że jednak są coś warci, przychodzi prawdziwy egzamin i zaliczają kompromitację.

Te wszystkie upokorzenia z Zagłębiem Sosnowiec. Mecze z Sandejcą i Górnikiem na wiosnę. Wszystkie mecze, w których miał być lider. Nawet początek obecnego sezonu i mimo wszystko danie szansy przez kibiców – i klęski u siebie. Te wszystkie odpadnięcia z drugoligowcami w Pucharze Polski. Upokorzenie za upokorzeniem, klęska za klęską. Ciągle tylko żal, zamiast raz przeżytej prawdziwej euforii.

Ciekawe czy piłkarze sobie zdają sprawę, co taka porażka dodatkowo wywołuje. Mianowicie to, że kibice Ruchu będą teraz drwić i szydzić, bo przecież wygrali na terenie odwiecznego rywala w pierwszym meczu od 14 lat. Tak samo jak pozwalali, by szydzili z nas kibice Zagłębia Sosnowiec. Po nich to spływa jak po kaczce, bo są „tylko” pracownikami klubu. Dla kibica GieKSy to jest olbrzymia zadra w sercu. Taka, że zaraz panowie piłkarze nie będziecie grać dla 7000 widzów, tylko dla 700. 

Tak naprawdę, gdyby frekwencja na meczach zależałaby tylko od zaangażowania w piłkę nożną, a nie było by takich spraw, jak przywiązanie do klubu, barw klubowych, do tej idei, którą jest GKS Katowice – to by kuźwa na ten stadion już dawno nikt nie przychodził. Bo trzeba być masochistą, żeby dla własnej przyjemności oglądać tak żenujący produkt.

Szkoda, że taki Dawid Plizga, który chyba przecież jest GieKSiarzem, nie potrafił tego popchnąć do przodu. Jego GieKSiarski charakter ujrzeliśmy dopiero po meczu, kiedy wdał się w przepychankę z przeciwnikami. Tylko wtedy.

Niestety nie da się już słuchać trenera Mandrysza po przegranych meczach. Odlatuje bardziej niż Brzęczek. Usłyszałem, że GKS zagrał dobry, a po przerwie nawet bardzo dobry mecz. Kapitan Midzierski w wywiadzie pomeczowym też powiedział, że mecz był po przerwie bardzo dobry. Ja już nie mogę słuchać tych kpin. Po meczu, w którym GKS przegrał z ostatnią drużyną w tabeli, czerwoną latarnią, dodatkowo właśnie w najbardziej prestiżowym z wszystkich meczów jakie mogą być, słyszę takie chore brednie o bardzo dobrym meczu.

Na czym to „bardzo dobre” polegało? Na tym, że przy stanie 0:2 GKS miał większe posiadanie piłki? A jak to miało inaczej wyglądać? Ktoś się spodziewał, że Ruch na Bukowej mają dwubramkowe prowadzenie będzie raz po raz atakował prowadząc atak pozycyjny? Przecież z tego posiadania piłki kompletnie nic nie wynikało. GieKSa stworzyła sobie JEDNĄ klarowną sytuację, gdy po odegraniu Kędziory, Foszmańczyk posłał piłkę w niebo. Nawet gol Cerimagića – choć pochwała za wykończenia – to był czysty przypadek, wynikający z tego, że rywal mu podał piłkę wprost pod nogi. Poza tym mieliśmy granie wszerz boiska i do tyłu, jakieś fatalne przeciągnięte, balonowe wrzutki, totalny chaos, brak pomysłu na grę, brak wzięcia odpowiedzialności. Dodatkowo nasi zawodnicy w pierwszej połowie byli posrani, a w drugiej na bazie tego co się działo, nie było odważnego, który by spróbował zaryzykować. Totalnie bezpieczna i asekurancka gra. Czyli to, co dobrze znamy i co się notorycznie powtarza.Trener mówi o „dobrej jakości”, ale o zbyt dużej ilości błędów. Przecież jedno wyklucza drugie. Ta jakość jest fatalna właśnie przez kluczowe momenty, naznaczone fatalnymi błędami. Zobaczcie sobie jeszcze raz bramki, jak wielu zawodników przez swoje dziwaczne zachowanie jest zamieszanych w utratę goli.

Kompromitacją jest, że ostatnia drużyna w tabeli przyjechała na Bukową i miała – że użyjemy nomenklatury Grzegorza Goncerza – tory kolejowe na skrzydłach. Przecież tak naprawdę to do przerwy mogło być 0:3, gdyby nie Nowak, który wybronił podwójny strzał przeciwników.

A właśnie – Grzegorz Goncerz. Co ten majaczący na konferencji prasowej trener miał na myśli wystawiając tego zawodnika. Gonzo, który gra już sporadycznie nagle miał okazać się zbawieniem. I tak po cichu liczyliśmy, że to będzie taka ostatnia szansa dla zawodnika, ale przez to tak pojeździ i pogryzie trawę, że to taki dar niebios dla niego, że akurat w tym meczu może zagrać, że po prostu wykorzysta to, strzeli gola lub dwa i kibice znów będą skandować jego nazwisko. Niestety zagrał tak fatalnie, jak przez całą wiosnę i to chyba jego koniec w GieKSie. A wystawienie go jest na konto Mandrysza, który podejmując taką decyzję „pomógł” GieKSie w odniesieniu porażki. Nie było przesłanek, żeby ten zawodnik wystąpił w tym meczu…

Zresztą nie tylko on miał okazję coś naprawić. Nawet ten Foszmańczyk – którego w klubie już dawno być nie powinno – mimo wszystko mógł choćby po części naprawić złe rzeczy, które zrobił podczas swojego pobytu na Bukowej. Właśnie w tym jednym konkretnym, tak ważnym dla kibiców meczu. Fosa wolał pieprznąć sto metrów nad poprzeczką. A poza tym miotał się straszliwie i zupełnie nie było jakości w jego grze.

Właśnie przez takie brednie o „dobrym, a nawet bardzo dobrym meczu” GieKSa nie pójdzie nigdy do przodu. To samozadowolenie z jakości gry po przepieprzeniu meczu sezonu jest naprawdę zatrważające i świadczy o braku szacunku do kibiców, klubu i wszystkich, którym GieKSa leży na sercu. Dodatkowo słyszymy, że Kędziora z racji wieku nie może grać co trzy dni. Więc skoro wiek jest problemem, to PO JAKĄ CHOLERĘ ŚCIĄGAMY TAKIEGO ZAWODNIKA? 

Już nie ma sensu pisać o innych zawodnikach, bo przecież ten Kalinkowski nawet w ostatnich wygranych meczach wyróżniał się nieumiejętnością gry w piłkę nożną. On jest tak tragiczny, że nie nadaje się na poziom pierwszoligowy. Naprawdę patrząc na niego tęsknie za Sławkiem Dudą…

Mączyński tak bardzo podniecił się swoją ofensywą, że został odsadzony przy drugiej bramce na kilkunastu metrach na dwadzieścia. I tak dalej, i tak dalej…

Nawet w tych wszystkich wioskach ludzie raz na jakiś czas mogą się cieszyć. Taka Bytovia sposobi się do dwóch meczów ćwierćfinałowych z Legią Warszawa. Ale przykładów można mnożyć i mnożyć. Nasi najwięksi kibicowscy rywale z regionu świętują po meczach z nami. Tylko my kibice GKS Katowice możemy mieć chwilę radości jedynie po „jakimś” zwycięstwie w Bielsku raz na ruski rok. A jak przychodzi naprawdę ważny i prestiżowy mecz – zawsze jest ta sama frustracja, złość, wkurwienie i zgrzytanie zębami.

I jeszcze jedna rzecz – choć wy panowie piłkarze nie cierpicie mojej skromnej osoby (w dupie to mam szczerze mówiąc), to jednak staram się wam kibicować i naprawdę cieszyłem się, że macie taką serię. Już jakiś czas temu w redakcji postanowiliśmy obudować mecz z Ruchem w sposób szczególny, napisać więcej o historii, przez cały tydzień nakręcać atmosferę, napisaliśmy rekordową ilość newsów przedmeczowych. Grając w taki sposób i przegrywając w takim beznadziejnym stylu z naszym największym wrogiem – wy po prostu nie szanujecie także i naszej pracy…

Portal GieKSa.pl tworzony jest od kibiców, dla kibiców, dlatego zwracamy się do Ciebie z prośbą o wsparcie poprzez:

a/ przelew na konto bankowe:

SK 1964
87 1090 1186 0000 0001 2146 9533

b/ wpłatę na PayPal:

E-mail: [email protected]

c/ rejestrację w Superbet z naszych banerów.

Dziękujemy!

19 komentarzy
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

19 komentarzy

  1. Avatar photo

    kris

    23 października 2017 at 09:59

    Celowe jest mieszanie w składzie tak jak robił to Brzęczek posyłając w bój kopaczy którzy są bez formy zawsze na ważny mecz.Ludzie przecież by było zbyt pięknie jak by wygrali by rozbudzili apetyty że jest szansa na awans a tak sprowadzili nas na ziemie.Niema się co łudzić o awansie na następne lata,dopuki, doputy nie powstanie nowy stadion.Ja się dziwie i tak że tyle aż ludzi chodzi na mecze i kupują nawet karnety na tą padline i robienie z nas BARANÓW..

  2. Avatar photo

    Lipa

    23 października 2017 at 10:11

    Chuj z awansem, chuj ze stadionem, chuj z wynikami, chuj z całą resztą jakiś wyimaginowanych mało istotnych w tym momencie obietnic.. Są patalachami, nie umieją grać i nikt od nich nie oczekiwał kurwa poziomu Realu czy innych Bayernow! Mieli po prostu wygrać ten najważniejszy mecz! Dla nas! Miało być święto na Bukowej, a wyszła stypa, wkurwienie i niesmak.. brak słów.. żal

  3. Avatar photo

    m.k siemce

    23 października 2017 at 10:59

    Tekst w punkt !!! Brawo

  4. Avatar photo

    Andrzej

    23 października 2017 at 11:48

    Jest jednak jakiś pozytyw. Obserwując wczoraj grę GieKSy jestem przekonany, że wkrótce otworzy się nowa sekcja – rugby. Tam też można podawać tylko do tyłu…

  5. Avatar photo

    Irishman

    23 października 2017 at 11:56

    Naprawdę serce boli, gdy przyjeżdżają na Bukową kolejne wioski, które nie prezentują nic wielkiego, ot wybieganie, agresja, pressing na naszej połowie i….. to powoduje, ze jestesmy bezradni. 🙁 🙁 🙁

  6. Avatar photo

    GieKSa

    23 października 2017 at 11:59

    dobry tekst
    dla mnie runda się już skończyła
    amen

  7. Avatar photo

    Stallo

    23 października 2017 at 12:35

    Wstyd do roboty isc

  8. Avatar photo

    carra23

    23 października 2017 at 13:35

    zawsze zdupcom wszystko!!!

  9. Avatar photo

    Andrzej

    23 października 2017 at 13:57

    Trener bredzi. Ale po to Shellu jestescie na tych konferencjach, zeby skontrowac jak gada glupoty.
    Padło jakies trudne pytanie???

  10. Avatar photo

    >Z

    23 października 2017 at 14:02

    Szkoda, że nie udało się wywalczyć remisu. Szybka i lekko przypadkowa pierwsza bramka – i już bronili się w 11. I w tym momencie pytanie, czego my chcemy od naszej drużyny??

    Gieksa nie gra jak za Brzęczka. Wygoniliśmy z Bukowej człowieka, który wiedział co robi – a któremu się nie udało. Teraz będziemy się bujać z takimi, którzy nie wiedzą, co robić – ale może im się uda.
    Dla mnie opcja nr 1 jest do przyjęcia – bo jest przyszłościowa, mimo że wymagała pewnie więcej niż 1 sezonu. Teraz nawet gdy chłopaki będą orać murawę (bez jakości jak za Brzęczka), a dostaną bramkę czy dwie, znowu ich zaje..my naszym 'dopingiem’?

    Będzie wyjazd w przyszłej rundzie – i szansa na dobry wynik. Tyle.

  11. Avatar photo

    Mecza

    23 października 2017 at 16:08

    Do redakcji. Często były opinie, że Krupa nie zna się na piłce. Czytając komentarze dochodzę do wniosku że on ma lepsze rozeznanie niż wielu fachowców. Pompowanie balonika gdy mamy drużynę na środek tabeli. Piłkarze nic nie zdeptali, oni lepiej nie potrafią. Były wyryw w składzie i nas już nie ma a jak gramy w najmocniejszym składem gramy stykowe mecze i strzały życia są potrzebne aby wygywać.

  12. Avatar photo

    WIERNY

    23 października 2017 at 17:47

    I co zrobił Janicki po meczu? Podziękował chłopakom

  13. Avatar photo

    Tom

    23 października 2017 at 21:23

    Jak w normalnej firmie ujebac premie i wypłaty maja byc od wyników kurwa czy ktoś ich rozlicza dramat
    Ci piłkarze przepraszam kopacze sie nadają ale na zbiory truskawek

  14. Avatar photo

    oloGks

    23 października 2017 at 22:59

    a ja uwazam ze ten chuj co wrzucił ta race na boisko jak smrody ledwie dychały powinien po pysku dostac i tyle sam grałem w piłke i wiem ze jak ktos dostanie 10 minut przerwy to wraca do gry wiec nie zwalajcie wszystkiego na piłkarzy. Smrodziuchy leżały i kwiczały do tego momentu a po tej przerwie przestaliśmy grać i tyle w temacie

  15. Avatar photo

    kosa

    24 października 2017 at 11:12

    @oloGks

    Mecz przerwano nie z powodu wrzuconej racy, a dymu z wszystkich rac. Mimo wszystko rzucenie jej to głupota.

  16. Avatar photo

    Ptd.gns

    24 października 2017 at 16:46

    Oni mają na nas wyjebane, a z Blaszoka na koniec spiewa się „Jesteśmy z Wami”…

    Komuś się chyba nieźle w głowie pojebało

  17. Avatar photo

    Mecza

    24 października 2017 at 17:43

    Popadacie w skrajności. Po wygranych czytam super walka, po przegranych mimo że poziom zaangażowania nawet większy – mają wyj… czytam. Przegrali piłkarsko bo są słabi aby zdominować tą ligę ale walczyli na 100%.

  18. Avatar photo

    Wojciech

    24 października 2017 at 18:26

    @mecza Kto walczył na 100%? Bo na pewno nie nasi kopacze, przeszli koło meczu przynajmniej w pierwszej połowie, a oni nas po prostu zabiegali nic więcej nie zaprezentowali ale to na naszych emerytów wystarczy.

  19. Avatar photo

    Mecza

    24 października 2017 at 19:36

    Wg mnie walczyli ale w piłkę nie potrafią grać.

Odpowiedz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Piłka nożna

Popłynęli w Szczecinie

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

W niedzielne popołudnie piłkarze GKS-u Katowice pojechali na wyjazdowe spotkanie do Szczecina w ramach 27. kolejki PKO BP Ekstraklasy. W wyjściowej jedenastce doszło do czterech zmian i od pierwszej minuty zagrali Szymczak, Kuusk, Drachal i Gruszkowski.

Pierwszą połowę zaczęli zawodnicy GieKSy, ale nie stworzyli realnego zagrożenia. W trzeciej minucie Filip Szymczak wyszedł sam na sam z bramkarzem i mimo tego, że i tak był na spalonym, to nie zdołał pokonać Cojocaru. Chwilę później Alan Czerwiński ruszył prawą stroną boiska aż do linii końcowej i wrzucił piłkę w pole karne. Obrońca gospodarzy strącił futbolówkę wprost pod nogi Oskara Repki, który pokusił się o strzał zza pola karnego, ale został on zablokowany. Pierwszy kwadrans spotkania nie porwał piłkarsko, ale GieKSa częściej zapędzała się pod bramkę Pogoni i dłużej utrzymywała się przy piłce. W 15. minucie Kudła źle wybił piłkę i zrobiło się groźnie pod bramką GieKSy, na szczęście nasz bramkarz zdołał się zrehabilitować i wybronił strzał Kolourisa. Chwilę później znów Pogoń była bliska zdobycia bramki, ale zawodnik gospodarzy uderzył niecelnie. W 19. minucie zrobiło się sporo zamieszania w polu karnym Cojocaru, gdy Mateusz Kowalczyk delikatnie trącił piłkę głowa, zmieniając jej tor lotu, ale nic z tego nie wyszło. W kolejnych minutach gra przeniosła się głównie w środkową strefę boiska i żadna drużyna nie była w stanie skonstruować składnej akcji. W 33. minucie Koutris przeniósł piłkę nad bramką Kudły, uderzając lewą nogą. Chwilę później Drachal był bliski zdobycia bramki, ale w ostatnim momencie piłka mu odskoczyła. W 42. minucie Loncar uderzył głową z bliskiej odległości, ale Kudła zdołał ją wybić końcówkami palców. Po wznowieniu z rzutu rożnego Dawid Drachal chciał oddalić zagrożenie i w momenciem gdy wybijał piłkę, to podbiegł Kurzawa, który dostał prosto w skroń i potrzebował pomocy medycznej. W doliczonym czasie pierwszej połowy Gruszkowski rzucił się, aby zablokować strzał Koutrisa i piłka niefortunnie odbiła mu się od ręki. Po długiej przerwie i analizie VAR sędzia wskazał na jedenastkę, którą  pewnie wykorzystał Koulouris. Po tej bramce arbiter zakończył pierwszą połowę.

Na drugą połowę GieKSa wyszła w takim samym składzie, natomiast w drużynie Pogoni doszło do jednej zmiany. Po czterech minutach drugiej połowy Koulouris znów wpisał się na listę strzelców – tym razem pokonał Kudłę z bardzo bliskiej odległości, a piłkę wrzucił Kamil Grosicki, który przepchał i objechał bezradnego Alana Czerwińskiego. W kolejnych minutach GieKSa, chcąc odrabiać straty, odsłoniła się jeszcze bardziej, co próbował wykorzystać Wahlqvist, ale uderzył bardzo niecelnie. Po upływie godziny gry trener Rafał Górak pokusił się o potrójną zmianę. Na boisko weszli Błąd, Bergier i Galan. Chwilę późnej Arkadiusz Jędrych wpuścił swojego bramkarza na minę. Źle obliczył odległość do Kudły i zagrał zbyt lekko i niedokładnie do tyłu. Kudła musiał opuścić bramkę, aby ratować sytuację i po serii niefortunnych podań piłka trafiła pod nogi Grosickiego, jednak jego strzał został zablokowany przez naszego bramkarza. W 68. minucie Sebastian Bergier wyszedł sam na sam z bramkarzem, ale nie trafił w światło bramki, była to idealna okazja na złapanie kontaktu. Chwilę później Loncar został sfaulowany przez Kuuska, ale sędzia puścił akcję i do piłki dobiegł Sebastian Bergier, który zaliczył… soczysty upadek. W kolejnych minutach gra zrobiła się bardzo rwana i było dużo niedokładności w obu zespołach. W 82. minucie Kacper Łukasiak pokonał Dawida Kudłę strzałem na dalszy słupek. Warto zaznaczyć, że ten zawodnik wszedł na boisko… minutę wcześniej. Pięć minut później Koulouris trzeci raz wpisał się na listę strzelców, pokonując Kudłę strzałem na długi róg. Chwilę później sędzia zakończył spotkanie.

6.04.2025, Szczecin
Pogoń Szczecin – GKS Katowice 4:0 (1:0)
Bramki: Koulouris (45-k, 49, 87), Łukasiak (82).
Pogoń Szczecin: Cojocaru – Wahlqvist, Loncar, Borges, Koutris (86. Lis), Gamboa, Ulvestad, Kurzawa (80. Smoliński), Przyborek (46. Wędrychowski), Grosicki (81. Łukasiak), Kolouris (88. Paryzek).
GKS Katowice: Kudła – Gruszkowski (62. Galan), Czerwiński, Jędrych, Kuusk (80. Komor), Wasielewski – Drachal (62. Błąd), Kowalczyk, Repka, Nowak (88. Marzec) – Szymczak (62. Bergier).
Żółte kartki: Kowalczyk.
Sędzia: Paweł Raczkowski (Warszawa).
Widzów: 19 938.

Kontynuuj czytanie

Piłka nożna

Nie schodźcie z obranej drogi

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Co GKS Katowice wraca na swój stadion po nieudanym wyjeździe to wygrywa. Podobnie było tym razem. Po wysokiej porażce w Szczecinie (choć zbyt wysokiej patrząc na samą grę), katowiczanie mieli zmierzyć się z walczącą o życie Puszczą Niepołomice.

W końcówce sezonu takie mecze zawsze są trudniejsze niż – po pierwsze wcześniej, a po drugie – niż wskazywałaby na to tabela. Zazwyczaj drużyny z dołu się po prostu budzą – wcześniej czy później. Nie zawsze i nie wszystkie – te które pobudki nie zrobią lub nie zrobią jej odpowiednio wcześnie – spadają z ligi. Mamy w tym sezonie aż nadto przykładów. Obudziła się Korona – na samym początku rundy wiosennej – i dziś jest praktycznie pewna utrzymania. Niedawno na wysokie obroty wskoczył Radomiak – i choć przegrał ostatnio dwa mecze – również ma niezłą pozycję w tabeli, a przecież startowali od 0:5 do przerwy w Białymstoku. Skazywane na pożarcie Zagłębie Lubin wygrało dwa mecze i znacząco poprawiło swoją sytuację. A Śląsk Wrocław? Ci to dopiero zaczęli grać. Zagrzebani na ostatnim miejscu, pod wodzą Alana Simundzy zaczęli punktować aż miło i po wielu, wielu kolejkach w końcu osiemnaste miejsce opuścili i są na styku jeśli chodzi o bezpieczną strefę!

Zamieszana w walkę o utrzymanie Puszcza również czeka na to przebudzenie. Był jeden moment, w którym wydawało się, że podopieczni Tomasza Tułacza wskoczyli na właściwe tory. Mowa o wygranej w Gdańsku 2:0. Ta wygrana z zespołem z dołu tabeli, ale też dobrze wówczas grającą Lechią, była pewna i wydawało się, że Puszcza może stać się takim Radomiakiem czy Koroną. Nic z tych rzeczy. Co prawda potem zdarzyło się jeszcze zwycięstwo z Piastem, ale poza tym było słabiutko. Sytuację mógł też trochę uratować Puchar Polski, gdzie niepołomiczanie wygrali na Konwiktorskiej, ale potem Pogoń zmiotła ich w półfinale. Tym motywacyjnym drygiem mógł być też uratowany w doliczonym czasie gry z Rakowem remis. Nie wyszło. Puszcza przegrała w Katowicach i choć jest minimalnie nad kreską, czeka ich niebywała i ciężka batalia o pozostanie w lidze. Za tydzień grają z niezłym Radomiakiem, potem mają Pogoń i Lecha, będą też bezpośrednie potyczki ze Stalą i Śląskiem. Oj, nie będzie u Żubrów nudno.

To jednak problemy naszych ligowych rywali. GieKSa z tą walczącą o życie drużyną sobie poradziła i to przegrywając do przerwy. Nawet trener Tułacz – zasadniczo nieszczędzący swoim podopiecznym słów krytyki – dziwił się, że nie było aż takiej determinacji. Za to w Lidze Plus eksperci mówili, że z Puszczą narzucającą swój styl gry, przejąć tę rolę jest trudno – a GieKSie się to udało. Nie da się ukryć, katowiczanie zdominowali rywali i w tym kontekście był to jeden z najlepszych meczów w tym sezonie – no, powiedzmy druga połowa, bo do pierwszej można się przyczepić.

To był pierwszy mecz w obecnych rozgrywkach, w którym GieKSa przegrywała i przechyliła szalę zwycięstwa na swoją korzyść. W 28. kolejce. Dla porównania powiedzmy, że w ostatnich pięciu meczach poprzedniego sezonu, taka sytuacja miała miejsce… trzy razy (z Polonią, Tychami i Wisłą). Dlatego nawet jeśli taka sytuacja zdarza się raz na jakiś czas, to jednak tyle meczów bez odwrócenia ich losów to sporo. W drugą stronę mieliśmy to trzy razy – z Legią, Koroną i Motorem. A jedynymi drużynami, które pozostają bez przechylenia szali na swoją korzyść są Piast, Puszcza, Śląsk, Lechia.

Żeby dołożyć łyżeczkę dziegciu co do wczorajszego spotkania, to trzeba przyznać, że do pewnego momentu aspirowało ono do jednego z najbardziej frustrujących w tym sezonie. Mam tu na myśli taką niemoc, pewnego rodzaju bezsilność, która – wydawało się – może mieć miejsce. Bo jak przegrywaliśmy wysoko, to GieKSa była ewidentnie słabsza. Jak przegrywaliśmy mecze, których nie powinniśmy przegrać, bo graliśmy dobrze, była irytacja i złość. Ale wczoraj to było jeszcze coś innego. GieKSa niby atakowała, niby stwarzała sytuacje, ale ostatecznie wszystko szło w ręce Komara, ewentualnie było niecelne, tak jak strzał Dawida Drachala z początku meczu. Dodatkowo było widać dużą determinację i dynamikę. To nie był chodzony mecz. Z jednej strony można było myśleć, że taka gra daje szansę na pozytywny rezultat, z drugiej te wykończenia były dość mizerne. No i przede wszystkim Puszcza prowadziła po naszym dość dużym błędzie. Więc trzeba było zdobyć nie jedną, a dwie bramki. Niewiadomą było, jak się to wszystko potoczy.

Ta łyżka dziegciu się zdematerializowała, bo ostatecznie GKS w drugiej połowie grał podobnie jak w pierwszej, a dodatkowo wzmocnił ten sposób gry i w końcu zaczęło wychodzić. Czyli wchodzić. Trzy bramki zdobyte po przerwie mają swoją wymowę. Najpierw Alan Czerwiński dosłownie wypatrzył Sebastiana Bergiera, który po prostu nie mógł tego zmarnować. Potem swoje firmowe zagranie zaliczył Bartosz Nowak i Bergi a la „Franek – łowca bramek” (skoro jesteśmy już przy wiślackich porównaniach trenera) podcinką trafił do siatki. Mało się mówi o trzecim golu, a to co zrobił Marcin Wasielewski przecież było bardzo klasowe. Minął rywala delikatnym podbiciem piłki, a potem to podbicie powtórzył nad bramkarzem, wystawiając piłkę do pustej bramki. To było doprawdy doskonałe i jeśli mówimy o Tsubasie Dawida Drachala w jego kapitalnej akcji w pierwszej połowie, to nie można tego japońskiego bohatera kreskówek nie przyrównać do Wasyla, przy czym Wasyl zrobił to błyskawicznie, a nie jak Tsubasa biegł z piłką przez boisko przez pół odcinka okrążając niemal całą kulę ziemską 😉

Swój sposób gry – to było coś, co trener powtarzał w rundzie jesiennej. Można powiedzieć, że jesienią to wychodziło w bardziej spektakularny sposób, choć nadal musimy pamiętać, że dawało to mniej punktów niż obecnie. Ale pod względem wizualnym, spotkanie z Puszczą rzeczywiście pokazało bardzo dużą dominację nad rywalem.

GieKSa jest w środku tabeli dlatego, że… nie zawsze nam wychodzi. Bartosz Nowak ma potencjał na to, by dawać jeszcze więcej. I ostatecznie coś mu w tych meczach zawsze wyjdzie – jakieś idealne podanie i asysta – bo to po prostu bardzo jakościowy zawodnik. Ale tu może być jeszcze lepiej. Sebastian Bergier nastrzelał już trochę tych bramek, ale ich też może być jeszcze więcej. Coraz lepiej prezentuje się Dawid Drachal i jakby tylko udało się wyciągnąć go z Rakowa, byłoby doskonale, bo ten zawodnik to bardzo duży talent. Naprawdę w tej drużynie drzemie spory potencjał. Na ten moment jest bardzo dobrze. A może być jeszcze lepiej. Tylko prośba do trenera – nie schodźcie z obranej drogi. Wychodźcie z założenia, że rozwój jak najbardziej, ale lepsze czasem jest wrogiem dobrego. Można i trzeba ulepszać i poprawiać, ale nie na siłę. Naprawdę jest dobrze.

Osiągnęliśmy magiczną granicę 38 punktów. Można już mieć absolutnie spokojną głowę. GieKSa w przyszłym sezonie będzie grać w ekstraklasie i dalej sławić Katowice w ligowej piłce. Nie mogliśmy sobie wymarzyć na początku sezonu – a już zwłaszcza po pierwszej kolejce z Radomiakiem – w jakim miejscu będziemy na sześć kolejek przed końcem. Pięknie.

A Dawid Abramowicz, ani żaden inny Craciun czy Atanasov nie okazali się Kojiro 😉

Kontynuuj czytanie

Galeria Piłka nożna

Budujemy nową twierdzę

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

W dzisiejszym spotkaniu nasza drużyna pokonała 3:1 Puszczę Niepołomice. Zapraszamy na drugą galerię z tego meczu, którą przygotował dla Was Kazik.

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga