Cóż to był za mecz! To właśnie dla takich chwil warto być kibicem. Wiadomo, że czasem się wygrywa, czasem przegrywa, w końcówkach meczów jest nadzieja na odrobienie strat czy utrzymanie wyniku, a bywa i tak, że po pierwszej połowie jest pozamiatane w jedną czy drugą stronę. Co jakiś czas zdarza się natomiast mecz-perełka. Zwroty akcji, piękne bramki, kapitalne interwencje bramkarzy, a w dobie VAR, te momenty napięcia, a potem euforii lub rozczarowania. Na Nowej Bukowej wczoraj było wszystko. Naprawdę – nie skłamię, jeśli powiem, że był to jeden z najbardziej emocjonujących meczów, na których byłem.
Ile tam się działo… Najpierw dominacja GieKSy, znów nawałnica imienia Stałych Fragmentów Gry, kilka okazji bramkowych. Strzały z dystansu Nowaka czy Kowalczyka. Wybita piłka z linii po uderzeniu głową Zrelaka. I nagle – szok. Jedna kontra Radomiaka – ale jaka! Na pełnej szybkości, na sprincie, z przewagą. Szybki zwód Balde i piękny strzał w boczną siatkę od wewnętrznej strony. Kudła bez szans. I GieKSa dalej cisnęła swoje, znów okazje i szybko bramka wyrównująca.
A to co zrobił Bartosz Nowak to był prawdziwy majstersztyk. Inteligencja zawodnika, ale też decyzja o podjęciu ryzyka niekonwencjonalnego zagrania. I to wykonanie. Rzut wolny godny mistrzów. Na powtórkach jeszcze lepiej to wygląda niż było na żywo. Bo tutaj nie tylko technika się liczyła. Odległość była naprawdę spora i żeby nie dać szans świetnemu przecież wczoraj Majchrowiczowi, musiał tę piłkę uderzyć naprawdę mocno. Perfekcja.
A po chwili łyżka, a w sumie to spora łycha dziegciu w tej beczce felietonowego miodu. GKS znów traci bramkę w ostatnich pięciu minutach połowy. No ludzie, zlitujcie się i utrzymujcie tę koncentrację, bo ileż można? W dwunastu ostatnich meczach to już trzynasta bramka stracona pięć lub mniej minut przed końcowym gwizdkiem. Naprawdę sztab trenerski i ludzie odpowiedzialni za „fizykę” powinni każdemu zawodnikowi dać tabletki z kofeiną czy kostki cukru, do zażywania około 30. minuty meczu, żeby nie zasypiać pod koniec pierwszej czy drugiej połowy. Bo to zbyt powtarzalne, żeby nic z tym nie robić. Do diabła! Arsene Wenger tak kiedyś robił w Arsenalu, przed meczami, co prawda potem po tej kofeinie zawodnicy latali do kibla, ale to szczegół.
Koniec dziegciu, wracamy do miodu. Nawet po straconej bramce na 2:2 katowiczanie jeszcze mieli świetną okazję, ale znanym tylko sobie sposobem Majchrowicz fenomenalnie wyciągnął ręką piłkę po strzale Kowalczyka. Mamy trochę pecha do interwencji bramkarzy w tej rundzie, bo przecież bardzo podobną obronę zaliczył Kacper Tobiasz, gdy przy Łazienkowskiej uderzał jego imiennik – Łukasiak.
Po przerwie już tyle bramek nie było, ale nadal GKS grał dobrze. No i wisienką na torcie było piękne uderzenie Marcina Wasielewskiego. I tu podobnie jak przy golu Nowaka, bramka jest jeszcze piękniejsza, gdy ogląda się ją na powtórkach, zwłaszcza tych zza bramek. Sposób, w jaki zgasił tę uderzoną przecież z powietrza piłkę, jak futbolówka płasko, a jednocześnie z rotacją, poleciała do bramki… palce lizać, to golazo.
Przy okazji chciałbym zwrócić uwagę wielu kibicom, że nasz zawodnik nazywa się Marcin WasiElewski. Tam jest „e” w środku, w odróżnieniu od Marcina Wasilewskiego, byłego reprezentanta Polski, zawodnika Anderlechtu i Leicester. Tak, ten co grał w Belgii i Anglii był w GKS kiedyś na testach, nawet załapał się na przedsezonową drużynową fotkę, ale do GKS nie trafił. Więc jak coś to nie on. A piszę o tym dlatego, po przy skandowaniu nazwiska po golu czy przy czytaniu składów, mocno przebija się jeszcze nieprawidłowo wykrzykiwane nazwisko naszego ofensywnego obrońcy. Więc dodawajcie tam to „e”.
Co do gola Marcina, chciałbym jeszcze zwrócić uwagę na zachowanie Mateusza Kowalczyka, który rozprowadzając tę akcję był faulowany, ale zdecydował się utrzymać się na nogach i dzięki temu padła bramka. To jest ta waleczność!
To nie był koniec emocji. Zamarliśmy, gdy Tapsoba strzelił bramkę na 3:3, a ja niemal wpadłem w wewnętrzną furię z powodu n-tego straconego gola w końcówce. Można było już zaczynać psioczyć, że znów grając dobrze, zwycięstwo nam się wymyka na sam koniec.
A potem mieliśmy piłkarskie ASMR. Osobiście jestem absolutnym fanem doznań słuchowych na stadionach. Nie chodzi mi jednak stricte o doping, tylko niuanse, zmiany dynamiki odgłosów reakcji trybun. I wczoraj to było coś absolutnie kapitalnego. Prześledźcie sobie w transmisji z meczu czy filmik z decyzji sędziego po VAR. Wygląda to tak, że sędzia podbiega do monitora i w tym czasie kibice GKS lekko, ale śpiewają, bębniarze walą w bębny. Arbiter odbiega od monitora i było wiadomo, że zaraz będzie decyzja. Nagle robi się nienaturalna, niemal absolutna cisza, bębny przestają brzmieć – w powietrzu czuć ogromne napięcie i nadzieję. Sędzia pokazuje gest ekranu i anulowania gola i momentalnie, z tej ciszy, niczym eksplozja bomby, stadion wybucha euforyczną radością. Ten ryk był większy niż przy golach. Coś absolutnie wspaniałego.
Sędzia Tomasz Kwiatkowski to ciekawy przypadek. Gdy robiłem newsa o arbitrze na to spotkanie, zapomniałem dać wzmianki, że oprócz meczów GKS, sędziował też jeden niezwykle istotny dla naszego klubu pojedynek. Przedostatnia kolejka sezonu 2023/24 i pamiętne derby Trójmiasta, kiedy to jedynie zwycięstwo Lechii dawało nam realną szansę na awans. Doliczony czas gry, sędzia wzywany do VAR-u, aby sprawdzić potencjalny rzut karny dla Arki. Gdy byliśmy już pewni, że jedenastka dla gdynian będzie podyktowana, a nas czekają baraże, sędzia wykonał gest pokazujący, że karnego nie będzie. I wczoraj dokładnie, z identyczną ekspresją ten gest powtórzył. Piękne dla nas deja vu.
A potem było już nerwowe oczekiwanie na końcowy gwizdek. Rzadko kiedy, ale ciężko było mi usiedzieć na miejscu, więc musiałem sobie stukać o pulpit. A gdy ostatnia para z ust arbitra poszła, stadion ogarnęło wielkie szczęście. GieKSa wygrała mecz!
„Kibice to tygrysy, a takie mecze tygrysy lubią najbardziej” – powiedział Rafał Górak na konferencji, gdy spytałem go o wagę takich właśnie spotkań dla budowania drużyny. Nie da się ukryć, nawet jeśli piłkarze i trenerzy przykładają dużą wagę do taktyki, tych wszystkich półprzestrzeni, faz przejściowych i trzecich tercji, to to, co buduje całą otoczkę futbolu, jako dyscypliny sportowej, to właśnie takie spektakularne emocje, radości, rozpacze, ale właśnie też mecze z tak wielkim napięciem, jak wczoraj. Ktoś powie – fajnie by było mieć drużynę, która dominuje w lidze. Jednak zastanawiam się, czy naprawdę byłoby ciekawe być takim kibicem Celtiku czy Rangersów, którzy w lidze ekscytujące mecze mają tylko między sobą, a tak poza tym to w kraju wszystkim dają oklep, a w Europie od wszystkich dostają oklep? Nuda straszna. My też tej nudy doświadczaliśmy. Przecież nawet w pierwszej lidze przez wiele, wiele lat, takie mecze był rzadkością.
W końcu tego Radomiaka pokonaliśmy. Poprzedni sezon – wiadomo, nieudana inauguracja, kiedy jeszcze nie wiedzieliśmy, czym tę ligę się je. W Radomiu mecz, który mogliśmy zarówno wygrać, jak i przegrać. Ja pamiętam jeszcze starcie z Radomiakiem w Pucharze Polski – też przegrane. Dlatego w końcu przełamaliśmy tego rywala. To też się ceni. I to mimo wspomnianej dyspozycji Majchrowicza, który Nowej Bukowej nie będzie wspominał dobrze, bo przecież chłopak przeżywał euforię kibiców GKS za swoimi plecami już w marcu, gdy przyjechał tutaj na otwarcie nowego stadionu, jako piłkarz Górnika. Zastanawiałem się przez chwilę, czy to jedyny piłkarz przeciwników, który już dwa razy zdążył polec na Nowej Bukowej, ale przypomniało mi się, że jest przecież jeszcze Dawid Abramowicz.
Było trochę kontrowersji w tym meczu, ale nie wydaje się, że były one aż tak oczywiste, żeby trener Joao Henriques aż tak płakał. Szczerze mówiąc widziałem go jako szkoleniowca stonowanego, poukładanego, a teraz zaczyna przeżywać syndrom oblężonej twierdzy. Już po poprzednim którymś meczu był bardzo nieprzyjemny dla dziennikarza na konferencji prasowej, dodatkowo przejechał się po arbitrze Wojciechu Myciu, rzucając jakieś kuriozalne teksty o swoich rodzicach. Tutaj też lekko zaczepnie potraktował redaktora Karola Bugajskiego, a jednocześnie nie chciał powiedzieć wprost, że chodzi mu o sędziów. Wygląda na to, że trener Henriques lekko odpływa i nie zdziwię się, jak zawinie niedługo manatki.
Zwycięstwo było ze wszech miar ważne. Nie tylko ze względu na punkty, choć zaraz do tego przejdę, tylko z powodów mentalnych. Schodzenie na przerwę reprezentacyjną po zwycięstwie to moment bardzo ważny, można odetchnąć, można odpocząć, w relaksie przyglądać się sobotnim i niedzielnym meczom tej kolejki. A co do punktów? Nagle okazuje się, że po siedmiu kolejkach mamy zaledwie jedno oczko mniej niż rok temu. A przecież 12 miesięcy temu byliśmy choćby po spektakularnym triumfie nad Jagiellonią. Choć przyznam, że to poprzedniego sezonu nie wiedziałem, ile ważą trzy punkty w piłce, to teraz deficyt tego jednego oczka jest niewielki. Mam w głowie takie dwa progi – jeden pewnej elementarnej przyzwoitości to średnia 1 punkt na mecz. To dawałoby w ostatecznym rozrachunku 34 punkty na sezon. Raczej za mało, żeby się utrzymać (choć akurat w poprzednich rozgrywkach spadku by nie było), ale jest to liczba dająca punkt wyjścia. Drugi próg to 38 punktów, który według mnie daje 95% szans na utrzymanie. Więc ten pierwszy stopień już mamy. Teraz należy go po prostu nie wytracić.
To był 300. mecz Rafała Góraka, a więc piękny jubileusz uczczony zwycięstwem. Co to jest za historia trenera w GieKSie. 76 meczów w pierwszej kadencji i aż 224 w obecnej. Historia filmowa, naznaczona nauką zawodu na szczeblu pierwszej ligi, potem już jako dojrzały szkoleniowiec przebrnięcie przez wszystkie plagi tego świata, aż do momentu w którym jest obecnie. Pięknego momentu, bo w ekstraklasie. Oczekujemy, żeby na 400. mecz było Mistrzostwo Polski. No dobra… niech będzie przynajmniej Puchar Polski.
Przed nami teraz chwila odpoczynku. Za dwa tygodnie gramy w Gdańsku z Lechią. I tutaj dwie kwestie, z których obie poruszyłem na konferencjach po meczu w Zabrzu i wczoraj. Przede wszystkim trzeba zrobić coś, żeby zacząć lepiej grać i punktować na wyjazdach. To duży problem już od wiosny, bo tam też w pewnym momencie dostawaliśmy regularny oklep w delegacjach. Druga sprawa to kwestia typowo motywacyjna, niezależnie od lokalizacji meczu. Z Arką i z Radomiakiem to też były tygrysy, drapieżne, walczące, tłamszące przeciwnika. A w Zabrzu zaledwie takie milusie kotki. Trzeba więc podziałać tak, aby ta agresja była na przyzwoitym poziomie niezależnie od meczu. Bo to, że w piłkę ta drużyna grać potrafi – pokazała już w tym sezonie. Gdy nasz zespół przyciśnie przeciwnika, mamy naprawdę dobrą ofensywę. Do poprawy oczywiście jest też ta gra obronna, bo nie można grać tak dobrze i tracić tyle bramek.
Powtórzę – piękne to było widowisko i znakomita GieKSa. Dla takich meczów warto być kibicem. Jeśli dla takiego starego pryka, jak ja (no dobra, nie takiego starego) mecz potrafi nadal wzbudzić tyle emocji, to wiedz, że coś się dzieje.
A jeśli bębniarze, którzy walą w te bębny niezależnie czy GKS zdobywa czy traci bramkę, nagle zastygają w bezruchu, gdy sędzia ma ogłosić decyzję VAR – to wiedz, że coś się dzieje do kwadratu.
Eksperci w Canal Plus nie mogli się nachwalić tego spotkania. To prawda. Ten mecz to była sól piłki nożnej.
Gorol
13 września 2015 at 12:54
Pan trener musi zrozumieć że drużyne buduje sie od bramkarza potem obrona a potem reszta więc bramkarz musi być najlepszy bo jak ci puszcza takie szmaty to reszcie już siły opadają i mają dośc grania , Obrona musi być jak monolit dobre krycie dobry z sobą kontakt i znać sie i sweje ruchy na pamięć więc panie trenerze jeszcze pare lat i może zrozumiecie.
czyżyk
13 września 2015 at 15:10
Qurwa mac Gieksa grać!!! A Dobroliński ty sie idź powieś takich bramek jak 2 i 3 nawet dzieci nie puszczają!!!
czyżyk
13 września 2015 at 15:20
Ludzie to nie wina trenera takimi grajkami żaden trener nicn ie zrobi! Są ciency jak dupa węża!!! Jak kocham GIEKSE od 30 lat tak już mam dość!!! Takiej Gieksy nie pamietam!!!
WNC emigracja
13 września 2015 at 17:05
Dlaczego kurwa mać, na B1 nie było transparentów antyimigranckich?!
@Mariuszz79
14 września 2015 at 14:01
ten średnik obecnie jest w czubie tabeli,zastanów się co piszesz,na dzień dzisiejszy my jesteśmy słabeuszami tej ligi .
Maro
14 września 2015 at 18:35
Przynajmniej wiadomo już że GieKSa kolejny raz zostanie w 1 lidze (jeśli nie zleci do drugiej).
Ta drużyna nie zasługuje na Ekstraklasę.
mari
14 września 2015 at 20:14
a po co się szarpać? jeszcze by czasem udało się im awansować, wszystkim oprócz nas kibiców taki układ pasuje, kasa z miasta leci loża pseudo działaczy coraz większa a efektów w postaci awansu brak ????????
kibic
15 września 2015 at 07:00
Dzis juz wtorek a reakcji prezesa brak na tak slabe wyniki,nikt w klubie nie ponosi odpowiedzialnosci za tak wiele porazek i fatalny styl gry,niestety o awansie mozemy zapomniec gramy o utrzymanie a i z tym bedzie ciezko jesli w klubie nie nastapia zmiany,zwolennicy zarzadu co ciagle tu mnie na forum obrazali dalej sluchajcie bajek Cygana,Proksy o awansie za rok,jakos ciezko znalesc teraz po porazkach wypowiedzi Lukasza,Irshman o dobrej druzynie i trenerze niestety Piekarczyk juz tego bajzlu nie ogarnie przeciesz on ich jeszcze chwali za zaangarzowanie tragedia,
lukasz
15 września 2015 at 11:21
i reakcji pewnie nie bedzie. Na pewno nie mozna zwalniac trenera to byloby idiotyzmem i rownalibysmy do tradycji innych klubow. Tu nie o to chodzi. Z grupa anonimowych pilkarzy mozna zrobic dobra druzyne (np Siedlce) albo nasz przyklad sprzed paru lat kiedy Nawalka byl trenerem… tu chodzi o mentalnosc, w GKSie nie ma mentalnosci zwyciezcy a pierdoleniem sie nie zalatwi tego. Bury po raz trzeci w wywiadzie mowi „tak naprawde dalej byc nie moze” i co ? gowno. kolejny mecz bedzie to samo, moze uda sie wygrac a moze nie … rozliczac to mozna w przerwie albo po sezonie wszystkich a nie po 10 meczach, zmiany tez mozna robic ale nie nieustannie bo to nie prowadzi do niczego – co daly zmiany w poprzednich sezonach Kibic? Co do trenera uwazam ze nie mozna go zwalniac nie tedy droga jesli go zwolnia to bedzie najwieszka porazka tego sezonu. Chwalenie za zaangazowanie po tym meczu faktycznie przesada ale to Piekarczyk jest z nimi w szatni i na codzien zna ich lepiej niz kibice i na pewno stara sie zrobic tak zeby bylo dobrze. Podejrzewam ze przyjdzie czas kiedy sie w koncu wkurwi…. Oby nie nadszedl …
szofer gisz
15 września 2015 at 16:06
Dobroliński za takie szmaty co najmniej na pare meczy na ławkę i albo sie ogarnie albo won z ekipy … potrzebujemy bramkarza i kogos Q.rwa do wykańczania sytuacji…tak dalej być nie może!!!
Mecza
15 września 2015 at 18:14
Prosta sprawa. Trzeba spojrzeć na każdego z nich i odpowiedzieć sobie na pytanie czy on się nadaje lub ma potencjał na Ekstraklasę. Co z tego, że mógłby być awans jak mało kto się nadaje! Byłby spadek przez duże S. Teraz inwestujemy w zawodników nie rokujących a w Ex będziemy podpisywać dopiero kontrakty z „gwiazdami”. Zaczynając od bramkarza. Czy Dobroliński będzie kiedyś u nas bronił w EX? Nie. Czy ma 17-20 lat aby na niego stawiać bo może coś z tego być? Nie. Po co więc on jest w kadrze 1 zespołu? Do drugiego się nie nadaje bo tam musi bronić ktoś młody! Czepiam się bramkarza teraz ale odpowiedzcie sobie na pytanie kiedy byliśmy w 1 lidze najbliżej awansu? Wtedy gdy był bramkarz przez duże B – Budziłek. On kilka setek wyciągał podczas rundy jesiennej. Dlatego wysokie miejsce. Wiosna zaczęła się bez niego i tak to wyglądało. Czy gdyby nie Jojko w pucharach moglibyśmy coś dzisiaj wspominać? Królestwo za bramkarza i trenera – 75% wszystkiego. Wówczas wszystko jedno byłoby czy kto gra z obecnej kadry w obronie, pomocy, ataku. Piekarczyk nie chce eksperymentować to widać! Nie potrafi dotrzeć do głów zawodników mimo że się stara. On ma doskonały kontakt, oni go popierają i co z tego wynika? Nic! Trzeba szefa, nie psychologa. Potencjał jest ok chociaż nie mamy bramkarza. Od tego się zaczyna. Kuchta chyba miał być drugim Budziłkiem, nie jest. Tu trzeba szukać wzmocnienia + młodzieżowca.
Mecza
15 września 2015 at 18:24
Ja czekam kolejny dzień i cisza. Chciałem zmiany trenera który potrafił będzie dotrzeć do tych chłopaków. Potencjał jest, trzeba dotrzeć, ustawić i wygrywać. Przyznaję,że wybór jest kiepski. Należałoby postawić na kogoś kto ma doświadczenie w awansach. Niestety Mandrysz (często wcześniej przymierzany zanim objął Termalicę) Brosz, Tarasiewicz – wszyscy zajęci. Podolinski chyba rozkapryszony i poza trzymaniem czołówki w 1 lidze nie podskoczy. Może kierunek słowacko, czeski który pozwoli nam pozyskać również wiedzę na temat wartościowych zawodników z tamtej strony.
kibic
16 września 2015 at 18:48
mija kolejny dzien po fatalnej porazce ,a wypowiedzi Cygana,Proksy brak na temat tak fatalnego stylu gry druzyny,czy oni maja nas gdzies,wychodzi nato ze im pasuje srodek 1 ligi kasa zmiasta i zero zaangazowania sie w prace,kazdy moze miec swoje zdanie na temat trenera ja uwazam ze z calym szacunkiem dla pana Piekarczyka ale on juz tego bajzlu nie ogarnie przzydaza nam sie jakies przypadkowe wygrane przyklad Belchatowa ale na tyle stac ta druzyne jesli nie nastapia zmiany,starczy spojrzec na frekfencje a sami dojdziemy do wniosku co ludzie mysla o tych grajkach
lukasz
17 września 2015 at 11:32
Zmiana trenera kompeletnie nie ma sensu, na pewno nie teraz kiedy jest polowa rundy. Nie rozumiem podejscia w tym temacie – zobaczcie na przyklady z zagranicy tam trener pracuje a nie robi za figuranta. U nas chcecie zeby tak samo bylo ? a przeciez bylo i to ile razy. Po pierwszej rundzie za K. Moskala wszyscy chcieli go zlotem obsypac bo GieKSa byla w czolowce ale potem to byle zwolnic bo hujowo grali… taka mentalnosc. Myslicie ze jesli Piekarczyk nie robi „odpowiednich” zmian nie okazuje wkurwienia przy linii itp. to znaczy ze jest zlym trenerem? On poplenia te babole na boisku ?? Kurwa to nie jest FM czy inny manager. Problem jest z dotarciem do glow tych pilkarzy ale w sporcie jest cos takiego jak psycholog sportowy. Oni nie potrafia zrozumiec przedewszystkim jednego – ze w pilke na tym poziomie gra sie prosto. W dupe niech se wsadza te taktyczne dyrdymaly bo pilkarsko sa na poziomie szkoly podstawowej. Ale ambicja i wola walki mozna wiele…