Dołącz do nas

Piłka nożna

Konieczne wzmocnienia w obronie

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Po bramkarzach przyszedł czas na analizę obrońców. Można powiedzieć, że w miarę nieźle na wiosnę spisywał się środek, natomiast boki obrony ze zmiennym szczęściem. Faktem jest, że bramek straciliśmy stanowczo za dużo, na szczęście ostatnie trzy mecze zakończyło się na zero z tyłu.

Prawa obrona
W Niecieczy na tej pozycji nietypowo wystąpił Kamil Cholerzyński. Kufla znaliśmy oczywiście z prawej obrony, ale… to było kiedyś. Niestety na tej pozycji było widać, że Kufel sobie nie radził. Mając za przeciwników szybkich zawodników rywala na skrzydle krył na radar, nie nadążał z powrotami i generalnie bywało zagrożenie po tej stronie boiska. Szybko zauważył to trener Artur Skowronek i zdecydował się na wycofanie z pomocy Adriana Frańczaka.

Frańczak był praktycznie numerem jeden po prawej stronie w tej rundzie. Tak do końca jednak nie wiadomo, czy jest to dobra pozycja dla niego. Nie można powiedzieć, żeby jakoś specjalnie czyścił po swojej stronie, a grając z tyłu nie włącza się do akcji ofensywnych właśnie tak, jak na początku grając w pomocy. Pierwsze mecze w obronie były słabe. Widząc to, w Suwałkach szkoleniowiec znów przesunął Frańczaka do przodu, a na obronę wycofał Alana Czerwińskiego. Było to fatalne posunięcie, bo Alan zagrał z Wigrami tragicznie. Z Bytovią znów w obronie wystąpił Frańczak i znów było bezbarwnie. Nawet w nieco lepszych meczach zdarzały mu się nieudane zagrania, choć na szczęście nie były to jakieś kiksy na akcje bramkowe rywali. Właśnie taki mecz zagrał w Siedlcach, ale tam mogliśmy pochwalić cały zespół, a samego Adriana dodatkowo za bramkę i dobre akcje w ofensywie. Wszystko posypało się w spotkaniu z Zagłębiem Lubin. Zawodnik zagrał bardzo słaby mecz i był głównym winnym utraty jednej z bramek. Dalej dość źle to wyglądało w pierwszej połowie meczu z Chrobrym, gdzie przeciwnicy za bardzo hasali sobie po swoim lewym skrzydle. W miarę dobry mecz okraszony przepiękną bramką zagrał z Olimpią Grudziądz. W kolejnych spotkaniach znów grał przeciętnie, a do tego dwa razy pauzował – raz za czerwoną kartkę, a raz za nadmierną ilość żółtych.

W spotkaniach, w których nie grał Frańczak, zastępował go Czerwiński. Oprócz wspomnianego pojedynku z Wigrami były to mecze z Dolcanem i Tychami. Mimo bardzo słabego meczu całego zespołu w Ząbkach akurat do Alana można było mieć najmniejsze pretensje. Z Tychami tez zagrał solidnie. Nie zmienia to jednak faktu, że nadal trzeba go trzymać z dala od obrony i wystawiać w pomocy, gdzie nieraz z jego gry ofensywnej jest duży pożytek.

Środkowi obrońcy
Główną parę tworzyli podczas tej wiosny Mateusz Kamiński i Adrian Jurkowski. Nie było tak jednak od początku. Owszem Kamyk miał pewne miejsce w składzie, ale partnerzy mu się co jakiś czas zmieniali. Pierwszym w Niecieczy był Povilas Leimonas i na przywitanie z GieKSą zawalił bramkę. Od razu interweniował trener Skowronek i z Flotą znów na środku obrony oglądaliśmy Łukasza Pielorza. Generalnie wydaje się, że ten zawodnik lepiej pasuje do pozycji stopera niż defensywnego pomocnika, choć akurat ten okres początku wiosny był jakiś taki niemrawy. Niby wielkich kiksów nie popełniał, ale też nie można było powiedzieć, aby czyścił jak w niektórych meczach na jesieni.

Z Bytovią jednak Pielorz zagrać nie mógł i po raz pierwszy na boisku pojawił się Jurkowski. Jakże to był nerwowy mecz zawodnika w obronie. Niepewne ustawianie się, wybicia na oślep, a także wybicia na róg w zupełnie niegroźnych sytuacjach. Tylko cud zadecydował, że katowiczanie skończyli mecz na zero z tyłu. Jurkowski meczem z Bytovią wykartkował się i Skowronek musiał kombinować. W Siedlcach znów zagrał Leimonas i o dziwo spisał się dobrze. Znów wyszedł na tej pozycji w meczu z Zagłębiem Lubin i grał poprawnie, ale szybko odniósł kontuzję i jeszcze w pierwszej połowie musiał opuścić boisko. Do obrony powrócił Pielorz. Co prawda dał się prosto ograć przy jednej z bramek, ale jednak w tym meczu głównymi winnymi utraty bramek byli boczni obrońcy, a tak naprawdę to jeden, na którego nawet szkoda klawiatury, ale w dalszej części z kronikarskiego obowiązku będzie mu trzeba poświęcić kilka słów.

Jurkowski wrócił w meczu z Chrobrym i spisał się naprawdę dobrze. Dobrze też było z Olimpią, choć jednak gol obciążał jego konto. Generalnie jednak ten kolejny powrót do składu okazał się udany i zawodnik grał dobrze i pewnie. Może z wyjątkiem meczu z Dolcanem, gdzie akurat środkowi obrońcy bardzo się nie popisali. Pochwalić można też było Adriana za mecz z Tychami, w którym byli nie do przejścia. Niestety dużo gorzej było z Arką, gdzie stoperzy tworzyli takie korytarze dla przeciwników, że ci co chwila wychodzili sam na sam…

Mateusz Kamiński grał przez całą rundę i grał poprawnie, ale bez większego błysku. Wydaje się, że na jesieni wyglądało to lepiej. Nie zmienia to jednak faktu, że Kamyk to bardzo ważna postać w zespole i jak uchwyci formę to jest bardzo dobrym stoperem. Podobają się te jego wyjścia na wyprzedzenie daleko od bramki. Zawodnik musi jednak ciągle pracować nad koncentracją, bo ta nieraz mu ucieka i nie zawsze nadąża z asekuracją.

Lewa obrona
Dużo, naprawdę dużo obiecywaliśmy sobie po Piotrze Petaszu. Zawodnik miał grać dobrze w obronie, ale przede wszystkim liczyliśmy na jego stałe fragmenty gry. Petasz zaczął od meczu w Niecieczy i zagrał tam średnio. Podobały się jednak jego próby zagrać z pierwszej piłki, takich niesygnalizowanych, nieoczywistych. W kolejnych meczach dość często wymieniali się na lewej stronie z Rafałem Pietrzakiem. Użytek ze swojej lewej nogi Petasz zrobił jednak jedynie w Chojnicach. Tam kilkukrotnie zagroził bramce rywala, no i strzelił gola z 40 metrów. Wydawało się, że naprawdę może być wzmocnieniem. Z Wisłą Płock zagrać jednak słabo, a dodatkowo po meczu bredził w wywiadzie, że „sędzia za nim chodził i tylko czekał, by dać mu żółtą kartkę”. To już była zapowiedź, że mamy do czynienia z kimś niepoważnym. Już po meczu z Bytovią pisaliśmy o jego grze: „Ten zawodnik ma chyba jakieś wrodzone braki techniczne. Powinien otrzymać zakaz lekkiego uderzania piłki, bo wychodzi mu to komicznie. Ma uderzać mocno, rzuty rożne też bić w ten sposób, żeby nie było śmiechu na sali”. Gdyby to jednak były kwestie jedynie piłkarskie, to jeszcze dałoby się to przeżyć. Niestety w meczu z Zagłębiem oglądaliśmy chyba najgorszy mecz pojedynczego zawodnika w historii GieKSy. Petasz tak ostentacyjnie odpuszczał, stawał, pozwalał rywalom strzelać bramki. Naprawdę trudno do dziś zrozumieć o co chodziło, ale wyglądało to tak, jakby był przekupiony. Od tego czasu występy Petasza były już symboliczne. Nowy trener Piotr Piekarczyk szybko poznał się na tym cyrkowcu, a i trener Skowronek swoje wiedział. Na szczęście Petasza z klubu wywalono po zakończeniu sezonu i była to najlepsza decyzja odnośnie tego zawodnika, jaką można było podjąć.

Z konieczności na lewej obronie oglądaliśmy więc plusy byt mini. Zawodnik jest wybitnie niedefensywny, powinien grać w pomocy. I takie też było słuszne założenie trenera. Niestety po fatalnym występie Petasza na lewej stronie nie miał kto zagrać i wróciliśmy do wariantu z Pietrzakiem. I już Chrobrym atakując z głębi pola dał dużo dobrego… z przodu. Do tego asysta i gol z rzutu wolnego sprawiły, że mogliśmy go ocenić pozytywnie. Już grając w pomocy był w pewnym momencie najlepszym zawodnikiem w tej rundzie, ale ten impet mu pozostał jeszcze w Głogowie. Potem systematycznie Rafał zaczął grać bardziej spokojnie i w końcówce sezonu był już raczej dość niewidoczny, ale też nie popełniał błędów w obronie, jak nas do tego kiedyś przyzwyczaił. Tak jak jednak w przypadku Alana Czerwińskiego – dla Pietrzaka tylko pomoc. Dlatego na gwałt trzeba szukać dobrego lewego obrońce. Tym bardziej, że na ten moment, gdyby Pietrzak wypadł to naprawdę trudno sobie wyobrazić, kto by tam miał grać…

Podsumowanie
Mimo tego, że na bokach grali głównie Frańczak i Pietrzak, zawodnicy nie gwarantują defensywnej jakości w poczynaniach zespołu. Obaj mają inklinacje ofensywne, z tym że z obrony bardziej do przodu zapędza się Pietrzak. Mimo wszystko wzmocnienia na prawą i lewą obronę są koniecznością. Nawet bowiem jeśli wspomniani zawodnicy uchwycą formę, to będą ją raczej prezentować głównie w ofensywie.

Przydałby się też środkowy obrońca. Kamiński jest pewniakiem, ale ciągle chimeryczny jest Jurkowski. Na stoperze mógłby grywać też Pielorz i być może to będzie pomysłem trenera Piekarczyka. Pielorz jako ostatnia instancja przed bramkarzem bardziej pokazuje swoją wartość niż w środku pola, gdzie nieraz się trochę… błąka bez celu.

Linia obrony GKS nie jest na ten moment zła, ale na pewno nie jest na awans, tylko co najwyżej na górną połówkę tabeli. Dlatego trzeba też szukać i… znaleźć zawodników bardziej klasowych jeśli chodzi o destrukcję, a przy tym – jeśli chodzi o bocznych – potrafiących się włączyć do akcji ofensywnej.

Portal GieKSa.pl tworzony jest od kibiców, dla kibiców, dlatego zwracamy się do Ciebie z prośbą o wsparcie poprzez:

a/ przelew na konto bankowe:

SK 1964
87 1090 1186 0000 0001 2146 9533

b/ wpłatę na PayPal:

E-mail: [email protected]

c/ rejestrację w Superbet z naszych banerów.

Dziękujemy!


Kliknij, by skomentować
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

Odpowiedz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Kibice

Odszedł od nas Sztukens

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Dotarła do nas smutna wiadomość o śmierci kibica GKS Katowice Grzegorza Sztukiewicza.

Grzegorz kibicował GieKSie „od zawsze” – jeździł na wyjazdy już w latach 90. Był także członkiem Stowarzyszenia Kibiców GKS-u Katowice „SK 1964”. Na kibicowskim forum wpisywał się jako NICKczemNICK, ale na trybunach był znany jako Sztukens.

Ostatnie pożegnanie będzie miało miejsce 4 września o godzinie 14:00 w Sanktuarium  św. Antoniego w Dąbrowie Górniczej – Gołonogu. 

Rodzinie i bliskim składamy najszczersze kondolencje. 

 

Kontynuuj czytanie

Piłka nożna

GieKSa znów na koniec karci Górnik

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

W przerwie reprezentacyjnej spotkały się drużyny GKS Katowice i Górnik Zabrze. Półtora tygodnia po ligowym Śląskim Klasyku, mogliśmy na Bukowej znów oglądać derbową rywalizację, tym razem w formie meczu kontrolnego.

W 10. minucie, po dośrodkowaniu z rzutu rożnego Łukowskiego, Arkadiusz Jędrych uderzał głową, ale nad poprzeczką. W 25. minucie GKS miał idealną okazję do zdobycia bramki. Znów po kornerze wykonywanym przez Łukowskiego, piłkę zgrywał Jaroszek, ta po rykoszecie leciała w kierunku bramki, gdzie na wślizgu jeszcze próbował ją wepchnąć do bramki Łukasiak, jednak obrońcy Górnika wybili piłkę z linii bramkowej. Po pół godziny pierwszą okazję miał Górnik – z około 17 metrów uderzał Chłań, ale czujny Rafał Strączek złapał piłkę. W 37. minucie do prostopadłej piłki z chaosu doszedł Eman Marković, który wyszedł sam na sam i płaskim strzałem pokonał Loskę. Chwilę później z kontrą ruszyli katowiczanie, Błąd i Rosołek mieli naprzeciw jednego obrońcę, Maciej zdecydował się na strzał, ale przeniósł piłkę nad poprzeczką. W 43. minucie ponownie Rosołek uderzał z dystansu, ale bez problemu dla Loski. Do przerwy GKS prowadził posiadając lekką przewagę. Górnik nie zagroził poważnie naszej bramce.

W przerwie trener dokonał kilku zmian w składzie. W 50. minucie po zwodzie uderzał na bramkę Wędrychowski, ale bramkarz bez problemu poradził sobie z tym strzałem. Chwilę później wdzierał się w pole karne Massimo, ale został powstrzymany. W 55. minucie znakomitą okazję miał Zahović, który dostał od Massimo piłkę i z centrum pola karnego uderzał na bramkę, jednak nasz golkiper świetnie interweniował. W 68. minucie Bród podał do Swatowskiego, ten uderzał kąśliwie, ale bramkarz wybił na róg. Po chwili korner wykonywał Rejczyk, a Jędrych uderzał głową, minimalnie niecelnie. W 74. minucie do wybitej przed pole karne piłki dopadł Chłań i strzelił mocno, ale świetnie interweniował nasz golkiper. Po chwili jednak było 1:1, gdy po rzucie rożnym najwyżej wyskoczył rekonwalescent Barbosa i mocnym strzałem głową doprowadził do wyrównania. W 82. minucie Galan uderzał z dystansu, ale prosto w ręce bramkarza. Trzy minuty przed końcem koronkową akcję przeprowadził… Klemenz z Buksą, a ten pierwszy po odegraniu znalazł się w idealnej sytuacji, jednak po nodze rywala strzelił nad poprzeczką. W 90. minucie katowiczanie przeprowadzili decydującą akcję. Galan podał do Swatowskiego, ten mocno wstrzelił, a na wślizgu Buksa strzelił zwycięską bramkę. Druga połowa była już bardziej wyrównana, a momentami Górnik osiągał lekką przewagę. Jednak to katowiczanie okazali się zwycięzcami i podobnie jak w ligowym klasyku na Nowej Bukowej, w samym końcu strzelili zwycięską bramkę.

3.09.2025 Katowice
GKS Katowice – Górnik Zabrze 2:1
Bramka: Marković (37), Buksa (90) – Barbosa (74)
GKS: (I połowa) Strączek – Rogala, Jędrych, Paluszek (8. Jaroszek), Wasielewski, Łukowski – Błąd Bosch, Łukasiak, Marković – Rosołek.
(II połowa) Strączek – Bród, Klemenz, Jędrych, Rogala (60. Trepka), Łukowski (60. Galan) – Wędrychowski, Bosch (60. Milewski), Marković, Rejczyk, – Buksa
Górnik: (wyjściowy skład): Loska – Olkowski, Szcześniak, Pingot, Lukoszek, Chłań, Donio, Goh, Dzięgielewski, Zahović, Massimo. Grali także: Podolski, Tsirogotis, Barbosa.

Kontynuuj czytanie

Felietony Piłka nożna kobiet

Post scriptum ze Słowenii

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Turniej kwalifikacyjny do Ligi Mistrzyń był spełnieniem marzeń – GieKSa wygrała dwa mecze i awansowała do ostatniej rundy eliminacji. Drużyna prezentowała się doskonale i zapewniła sobie przynajmniej cztery kolejne mecze w Europie. Zapraszamy Was do zapoznania się z naszym podsumowaniem wyjazdu do Słowenii, w którym uchylimy trochę „redakcyjnej kuchni”!

  1. Na mecz wyjechaliśmy we wtorkowy poranek w trzy osoby. Do granicy między Austrią i Słowenią czekały nas same autostrady, jednak samo przejście graniczne (widoczne w grafice do tego wpisu) było „doskonale” zabezpieczone – wąska droga, przejazd niemalże przez podwórka okolicznych domów i niespotykane na głównych drogach ostre zakręty.
  2. Przez całą drogę na miejsce towarzyszyły nam pola, głównie kukurydzy. Zgadzało się to z naszymi oczekiwaniami wobec terenów byłej Jugosławii.
  3. Jeszcze tego samego dnia postanowiliśmy wybrać się na oba obiekty – w Radenci i Murskiej Sobocie, co okazało się bardzo dobrym pomysłem. Obiekt w Radenci jest skrzętnie schowany pośród pól kukurydzy i niemal przeoczyliśmy prowadzącą do niego trasę.

    Stadion w Radenci

  4. W drugi dzień udaliśmy się na kawę do popularnej sieci fast foodów i tam szybko okazało się, że niesłusznie oceniliśmy stan postępu technologicznego kraju. Jedzenie dostarczane do stolików było za pomocą robotów, a trawniki kosiły urządzenia bez udziału człowieka.

    Robo-kelner

  5. Następnego dnia odpowiednio wcześniej zameldowaliśmy się na terenie stadionu, dostrzegając przy tym minusy – murawa była bardzo nierówna i zupełnie zniszczona w polach bramkowych. Same zawodniczki przyznawały, że dało się to odczuć, ale nikt na to przesadnie nie narzekał.
  6. Odbiór akredytacji był pierwszym sygnałem, że z językami obcymi wcale nie jest w Słowenii tak kolorowo. Jak się później okazało, pani ochroniarz chciała dopytać czy jesteśmy z klubowych mediów. Koniec końców wspólnymi wysiłkami udało się wszystko wytłumaczyć i odebrać kolorowe plakietki.
  7. Niezastąpiony ojciec Katarzyny Nowak zjawił się z przygotowaną flagą-banerem. Los chciał, że idealnie wpasowała się swoimi wymiarami w wielkość sektora, przez co prezentowała się jeszcze lepiej. Wraz z dopingiem kilkunastu gardeł pozwoliło to stworzyć namiastkę atmosfery godnej meczu Mistrzyń Polski.

    Flaga rozwieszana przez kibiców podczas turnieju w Słowenii

  8. Mecz półfinałowy wygraliśmy bardzo pewnie, co potwierdziła Karolina Koch, choć upał i narastająca bezradność Kazachstanek znacząco wpłynęły na intensywność starcia w drugiej połowie. Piłkarki w doskonałych humorach podeszły pod trójkolorowy sektor, a ich nastrój znalazł także odzwierciedlenie w pomeczowych wywiadach.
  9. W trakcie podróży na drugi półfinał (w Murskiej Sobocie) padło zasadne pytanie dotyczące wyboru jadłodajni. Z pomocą przyszedł jednak szyld na stadionie, bowiem sponsorem głównym i tytularnym kobiecej drużyny jest pizzeria „Nona”, co po polsku oznacza dosłownie pizzerię „Babcia”.
  10. Przejście spod stadionu Mury do restauracji jest spacerem przez niemal całe miasto, czyli… nieco ponad 2 kilometry. Już z daleka można było zauważyć, że dla właściciela jest to coś więcej, niż tylko sponsoring. Obok restauracji znaleźć można wielką piłkę z herbem ZNK Mury, przy wejściu stoi Puchar Kraju, a w samym menu jest kilka fotografii drużyny.

    Gostilna-Pizzeria Nona, sponsor tytularny ZNK Mury

  11. Jedzenie było, jak na Babcię przystało, wyśmienite i mogliśmy w doskonałych nastrojach powrócić do piłkarskich emocji. Na stadion większość kibiców przemieszczała się pieszo, co w połączeniu z ich czarno-białym ubiorem tworzyło ładny dla oka efekt.
  12. Sklep Mury zlokalizowany jest w zewnętrznej części trybuny. Choć produktów nie jest zbyt wiele, są dobrej jakości i ładnie zaprojektowane. Niemałą część stanowiły produkty skierowane do młodszych kibiców, którzy w licznej grupie pojawili się na meczu swojej drużyny.
  13. Doping po stronie ZNK Mury prowadził samotny ultras, który przez pełne 90 minut wołał „tri, štiri, Mura!” doprowadzając wszystkich do śmiechu, ale i granic cierpliwości. Zadbał także o oprawę pirotechniczną, odpalając świecę dymną. Na stadionie pojawiło się około 1000 osób, jednak to niewielka grupa ze Słowacji okazała się głośniejsza, wnosząc bęben i wuwuzelę.

    Stadion ZNK Mura, trybuna za bramką

  14. Sam stadion jest zgrabny, choć przejścia są niewielkie i przy otwarciu jedynego punktu gastronomicznego powodowało to zatory.
  15. Po emocjonującym starciu porozmawialiśmy z jedną ze zwyciężczyń, czyli Joanną Olszewską, która niedawno dołączyła do lokalnej drużyny i z marszu stała się kluczową zawodniczką. Ucieszyła się z faktu, że w Katowicach nadal jest ciepło wspominana, jednak nie zamierzała przez to ułatwiać zadania swoim byłym koleżankom.
  16. Między meczami odwiedziliśmy Soboski Grad, czyli pałac w samym centrum miasta, który jednak lata świetności ma już za sobą. Obok niego znajdował się zadbany park i pomnik upamiętniający wydarzenia z czasów II Wojny Światowej. Ewidentnie Słoweńcy mają jeszcze przed sobą problem związany z dekomunizacją (dopisek – kosa).

    Pomnik upamiętniający poległych żołnierzy

  17. Kwestie spacerów po okolicznych terenach są mocno dyskusyjne, bowiem każdy chodnik jest też drogą rowerową, po której mogą (a w zasadzie muszą) poruszać się także motorowery i skutery.
  18. W jeden dzień zwiedziliśmy całą główną ulicę, jednak mimo niewielkich rozmiarów miasto posiada kilka miejsc wartych odwiedzenia.
  19. Ciekawym punktem na gastronomicznej mapie Murskiej Soboty jest „Bunker”, czyli postapokaliptyczny bar. W Polsce rzadko można spotkać tak klimatyczny wystrój, dodatkowo połączony z doskonałą kuchnią.
  20. W tak zwanym międzyczasie udaliśmy się także do hotelu, w którym zamieszkały przyjezdne drużyny. Zawodniczki miały bardzo komfortowe warunki i niezbędne zaplecze, a wokół były liczne parki i inne miejsca do zabicia nudy. Celem naszych odwiedzin było przeprowadzenie wywiadu z Klaudią Słowińską, czego efekty już niedługo ukażą się na naszej stronie.
  21. Przed weekendem nasi sąsiedzi na szczęście już się wymeldowali, bowiem emocje w meczu z Radomiakiem nam się udzieliły i po strzelonych bramkach zdarzyło się nam zakłócić ciszę nocną. Brawo drużyna!
  22. W sobotę nadszedł czas na mecz o 3. miejsce i kosztował on nas naprawdę wiele w kwestii emocjonalnej – przez godzinę gry zdążyliśmy się porządnie wynudzić.

    Autokar Spartaka Myjava

  23. Największą atrakcję postanowiła zapewnić sędzia, w dość kontrowersyjny sposób prowadząca spotkanie. Po jednym z incydentów odesłała na trybuny fizjoterapeutę Spartaka Myjava, który do końca meczu wygłaszał swoje komentarze dotyczące sędziowania.
  24. W ostatniej akcji meczu BIIK Shymkent zdobył bramkę i doprowadził Słowaczki do rozpaczy, długo nie mogły się po tym pozbierać. Jeden z kibiców z frustracji rzucił swoim bębnem na murawę, na szczęście nie wyrządzając nikomu krzywdy. Ostatecznie dość szybko go odzyskał od ochrony.
  25. Chcieliśmy przed wyjazdem odwiedzić festiwal balonów, który miał budzić zainteresowanie na całym świecie. Problemem okazała się pogoda, która zmusiła organizatorów do odwołania wydarzenia, więc nic z naszych planów nie wyszło.

    Jezioro Sobosko, na drugim brzegu teren festiwalowy

  26. Skończyło się na rzucie oka na sztuczne jezioro pozostałe po żwirowni, w którym woda była bardzo przejrzysta. Wszystko znajdowało się niedaleko autostrady.
  27. Deszcze nie zamierzały ustąpić, więc pojawiliśmy się na stadionie Fazanerija (po polsku: Bażantarnia) na dwie godziny przed finałem. Kilka minut po naszym wejściu rozpętała się prawdziwa ulewa i byliśmy sobie wdzięczni za ten pomysł.

    Zawodniczki wychodzą na finał turnieju

  28. Na sektorze wywieszono trójkolorową flagę z podpisami piłkarek oraz pokazaną wyżej „Fans on tour”, co wzbudziło niemałe zainteresowanie na trybunach. Kibice gospodyń byli jednak bardzo sympatyczni, dołączając nawet do wspólnych zdjęć.
  29. GieKSa zupełnie kontrolowała to spotkanie, a gdyby nie Joanna Olszewska i niezliczone spalone, spokojnie moglibyśmy zamknąć mecz już w pierwszej połowie. Z każdą sekundą byliśmy bliżej triumfu, ale też i zatopienia obiektu, bowiem deszcz jedynie się nasilał.
  30. Na całe szczęście nie było potrzeby przerwania meczu, a GieKSa uzyskała upragniony awans. Tytuł na relację podrzucił kilka dni temu redaktor Shellu – GieKSa Pa(n)ny!
  31. Historyczny sukces piłkarki świętowały wraz z kibicami, całkowicie zagłuszając pustoszejący stadion. Europa da się lubić!
  32. Na meczu zameldował się prezes Sławomir Witek, który był pod wrażeniem determinacji fanów podążających za drużyną oraz wyników obu sekcji piłkarskich w tym tygodniu.
  33. Oprócz kibiców gospodyń, sukcesu pogratulował nam także sam właściciel pizzerii Nona – naprawdę sympatyczny gest i ciepło będziemy wspominać nasz pobyt w tym regionie.

    Świętowanie zwycięstwa w finale

  34. Na bocznym boisku zebrało się już pół centymetra deszczu, gdy jeszcze przeprowadzaliśmy krótkie (ze względu na warunki atmosferyczne) wywiady z zawodniczkami oraz trener Karoliną Koch.
  35. Opuszczenie zalewającego się stadionu nie należało do najłatwiejszych, jednak piłkarki (w szczególności rozśpiewana Kinga Seweryn) były zbyt uradowane, by im to przeszkadzało.
  36. Zespół udał się do hotelu na imprezę zasłużony odpoczynek, a my wyruszyliśmy w drogę powrotną do Katowic. Ta zdawała się przebiegać znacznie szybciej, w końcu wracaliśmy po zobaczeniu dwóch doskonałych występów GieKSy.
  37. W niedzielę odbyło się losowanie trzeciej rundy eliminacyjnej, a w niej przyjdzie nam zmierzyć się 11 i 18 września z holenderskim FC Twente. Pierwszy mecz zagramy u siebie na Arenie Katowice. Bądźcie tam razem z uKochanymi, bo zasłużyły na wsparcie! Zadanie będzie niezwykle trudne, ale gramy do końca!

Do zobaczenia na meczach GKS Katowice w europejskich pucharach!

Za wszystkie teksty, wywiady, zdjęcia, wideo, relacje i inne medialne materiały na naszej stronie z turnieju na Słowenii odpowiadał redaktor Fonfara, który był wspierany przez redaktora Flifena. Pozostałe dwie osoby pojechały typowo turystycznie-kibicowsko, a za całą pracę i relacjonowanie przygody uKochanych w Europie podziękowania należą się wyżej wymienionym. – dopisek od kosy.

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga