Dołącz do nas

Piłka nożna

Kreatywna improwizacja w ataku

Avatar photo

Opublikowany

dnia

dsc_8934Temat wałkowany już wielokrotnie i na chwilę największy problem jeśli chodzi o zestawienie jedenastki GKS Katowice na mecze ligowe zawiera się w jednym słowie – napastnik. Tak po prawdzie, to od dość dawna GKS ma wielkie problemy na tej pozycji, tak ważnej przecież jeśli chodzi o zdobycze bramkowe. W zeszłym sezonie – w rundzie wiosennej – bramki jak na zawołanie strzelał Deniss Rakels, ale tak naprawdę poza nim nie było na tej pozycji wartościowego zmiennika. Jewhen Radionow nie spełniał pokładanych w nim oczekiwań. W związku z tym, gdy w końcówce sezonu Rakels dostał „wolne”, to nie na Ukraińca w składzie decydował się trener Rafał Górak, tylko ściągał zawodnika z pomocy – jak choćby Przemysława Pitrego czy Arkadiusza Kowalczyka.

Oczywistym było, że napastnika trzeba ściągnąć na początek nowego sezonu. Wybór padł na Michała Zielińskiego, zawodnika, który już przy Bukowej występował – za czasów Wojciecha Stawowego – i nie powalał swoją grą, ale kilka bramek ustrzelił – a w Ostrowcu Świętokrzyskim nawet dwie. Kibice jednak z dużym dystansem i raczej brakiem entuzjazmu podchodzili do pozyskania Ziela. Ten jednak w sparingach spisywał się nieźle i wydawało się, że jest w stanie kilka razy ukłuć bramkarzy rywali w lidze.

Co prawda jego pierwsze dwa mecze były słabe (Wigry, choć miał jeden dobry strzał, po którym był róg i w efekcie bramka) lub bardzo słabe (Flota), ale potem było już lepiej. Przede wszystkim zawodnik zdobył ładną bramkę z Sandecją, a potem dobił strzał Janusza Gancarczyka w meczu z Okocimskim. Jego pech polegał na tym, że już w pierwszej połowie meczu na Suchych Stawach odniósł kontuzję i tak naprawdę do zmiany kuśtykał na boisku. Z powodu urazu pauzował z Podbeskidziem i Bełchatowem (choć w tym drugim meczu był na ławce). Wrócił dopiero na spotkanie z Miedzią, ale dopiero po przerwie pojawił się na boisku. Zdecydowanie rozruszał nasz zespół, w efekcie jednej z jego akcji był rzut karny, który dał GieKSie zwycięstwo. W Łęcznej zawodnik się nie pojawił, ale od pierwszej minuty dostał szansę w pojedynku z ROW Rybnik. Zagrał dobry, intensywny mecz – z dużą pracą także w środku pola i na skrzydłach, zabrakło jednak strzałów. Kilka dni później z Arką było jednak bardzo słabo, zawodnik był zdecydowanie najsłabszy na boisku i został zmieniony już w przerwie. Być może to był mecz, który przesądził o jego pozycji w GieKSie, bo potem grał już incydentalnie i to zaledwie wchodząc na boisko po 80. minucie. Z jednym wyjątkiem. Bardzo niespodziewanie dostał szansę w pucharowym pojedynku z Zawiszą Bydgoszcz. Prawdopodobnie trener Kazimierz Moskal liczył na doświadczenia pikarza ogranego w ekstraklasie. Zieliński jednak mimo, że się starał – to zawiódł i w akompaniamencie gwizdów opuszczał boisko. Miał okazję na dość spektakularny come back, wszedł bowiem na ostatnie 10 minut meczu z GKS Tychy przy stanie 1:2 i miał znakomitą sytuację na wyrównanie, ale trafił w nogi bramkarza. Trzeba powiedzieć, że wszystko w tej akcji zrobił dobrze, bo strzał był dość mocny i precyzyjny, jednak Marek Igaz okazał się lepszy. To jednak był incydent w tych krótkich pobytach na boisku, bo w pozostałym czasie był niewidoczny.

Z racji słabej postawy Ziela, trenerzy woleli szukać napastnika wśród pomocników. Wiadomo, że gdy nie było na kogo postawić, stawiało się na Pitrego i tak też było w wielu meczach w rundzie jesiennej. Zaczął w spotkaniu Pucharu Polski z Podbeskidziem. Wiadomo, że tego typu zawodnik bardzo często gra plecami do bramki, aby przyjąć na klatkę piersiową czy głowę i odegrać do nadbiegających pomocników. I oczywiście ta rola tym razem była ważna, ale też Pitry zdobył bramkę jak rasowy napastnik w dogrywce, gdy precyzyjną główką umieścił piłkę w siatce. Potem jednak uchwycił słabszą formę i w spotkaniach z Bełchatowem oraz Miedzią wiele nie dał drużynie. W spotkaniu z Łęczną wrócił do pomocy. Z powodu słabszej dyspozycji Zielińskiego, po przerwie w meczu z Arką do ataku wszedł Pitry i po świetnym prostopadłym podaniu Tomasza Wróbla strzelił bramkę. Współpraca i porozumienie obu zawodników było w tej sytuacji kapitalne, bo zagranie było bardzo niekonwencjonalne i na nietypowy dobieg. W spotkaniu z Dolcanem gola nie strzelił, ale potwierdził wysoką dyspozycję. Potem zawodnik grywał dość naprzemiennie w ataku i w pomocy. Z Kolejarzem było bardzo przeciętnie, z Chojniczanką oddał strzał, który skutecznie do bramki dobił Sławomir Duda. W spotkaniu z Zawiszą (jako pomocnik) odniósł kontuzję i musiał pauzować. Powrócił jako najbardziej wysunięty zawodnik w meczu z Niecieczą i zaliczył dwie asysty… ze środka pola, gdy akurat cofnął się po piłkę. Ze Stomilem zagrał średni mecz, ale w końcówce zaliczył kapitalne podanie (już wycofany do pomocy), które doprowadziło do zdobycia zwycięskiej bramki. Ostatnie spotkania z Wisłą i Flotą były niezłe, a z Flotą zaliczył asystę (znów po przejściu do pomocy). Powtórzmy się, jak trudna jest analiza jednego zawodnika na jednej pozycji. Pitry bowiem po pierwsze miał takie mecze, w których zaczynał w pomocy, a kończył w ataku lub odwrotnie, po drugie – jako pomocnik często wychodził do przodu, a jako napastnik często cofał się i rozgrywał akcję, pozwalając przez chwilę innym zawodnikom „pobyć” napastnikiem. Pitry operuje raczej w środkowej osi boiska, tak więc na skrzydłach pracuje dużo rzadziej.

W początkowej fazie sezonu jako rezerwowy kilka razy pojawił się w ataku Arkadiusz Kowalczyk. Już z Wigrami jak rasowy napastnik strzelił bramkę na 2:0. To był jednak jeden przebłysk, jako rezerwowy z Flotą, Sandecją i Okocimskim nie pokazał się z dobrej strony. Potem w zasadzie poza dwoma incydentami nie grał.

Z Olimpią Grudziądz na szpicy został niespodziewanie wystawiony Tomasz Wróbel. Zagrał wyśmienicie, choć efekty były także ze środka pola. Tak było w sytuacji prostopadłego podania do Krzysztofa Wołkowicza, po którym ten strzelił gola. Jako napastnik zdobył natomiast czwartą bramkę, gdy tylko dołożył nogę po dośrodkowaniu Rafała Pietrzaka. Ten mecz to był jednak wyjątek, jeśli chodzi o Wróbla w ataku. I wcześniej, i później występował na pozycji ofensywnego pomocnika lub na skrzydle (co nie przeszkadzało mu zdobyć dwa gole z Dolcanem jako najbardziej wysunięty zawodnik w konkretnej akcji).

Osobnym tematem jest Grzegorz Goncerz. Zawodnik po raz pierwszy w ogóle pojawił się w składzie w meczu z Kolejarzem, a wypadł tak dobrze, że w kolejnym spotkaniu z Puszczą zagrał od początku i to niespodziewanie w napadzie. Mimo wielkiej ambicji zawodnik jednak nic wielkiego nie pokazał i można było pomyśleć, że pomysł z Gonzem na szpicy nie jest najlepszy. Po kilku kolejkach jednak trener Moskal znów postawił na niego w ataku – wprowadzając z ławki rezerwowych w meczu ze Stomilem. Grzegorz dał fantastyczną zmianę i strzelił dwa gole, zachowując się pod bramką jak rasowy egzekutor. W nagrodę od pierwszej połowy zagrał w Jaworznie i… zawiódł. Mimo, że kilka razy dobrze wychodził do piłki i miał ją już w polu karnym, to czegoś brakowało. To był słabszy mecz zawodnika. Ponownie z ławki wszedł na szpicę z Flotą i znów strzelił gola. Podsumować jego występy można w ten sposób, że wchodząc z ławki gra kapitalnie, a od początku – dość słabo. Świetne zmiany z Kolejarzem, Stomilem i Flotą kontrastują bowiem mocno z grą od początku przeciw Puszczy czy Tychom. Czy taka jest specyfika zawodnika na ten czas? Wiemy przecież, że w dawniejszych czasach potrafił od pierwszej minuty rządzić na boisku, jak choćby z ŁKS Łódź, kiedy strzelił bramkę w pierwszej połowie, a poprawił w drugiej. Na weryfikację przyjdzie czas wiosną. Faktem jest, że na skrzydłach pomocy zawodnik ma mocną konkurencję, a tej jesieni na prawej stronie nie miał okazji zbyt wiele pograć.

Incydentalnie na szpicy widzieliśmy też kilku innych zawodników, teoretycznie Krzysztof Wołkowicz został tak wystawiony w Łęcznej, ale zmieniał się z Pitrym. Chwilowo jako najbardziej wysunięci piłkarze pojawiali się też choćby Grzegorz Fonfara (w konkretnej akcji – wybiegał z głębi pola), a nawet Bartłomiej Chwalibogowski (były takie momenty w Łęcznej). Na pewno jednak nie byli oni ustawieni w ataku.

Problem z napastnikiem w GKS niewątpliwie istnieje. Symptomatyczne jest to, że mając zdrowych Michała Zielińskiego i Jewhena Radionowa, czyli nominalnych napastników, trener Kazimierz Moskal stawiał i kombinował z pomocnikami w ataku. To pokazuje, że szkoleniowiec woli postawić na zawodnika nienominalnego w ataku, co zdecydowanie nie świadczy dobrze o napastnikach. Zresztą z Radionowem już się w GKS pożegnano, a jaka przyszłość czeka Ziela – wie chyba sam trener.

Trzeba przyznać, że Pitry, Goncerz czy Wróbel bardzo pomogli GieKSie grając na szpicy, ale nie chodzi o to, by całe życie grać tylko pomocnikami. GKS potrzebuje rasowego snajpera, prawdziwego typowego napastnika, który będzie gwarantem konkretnej liczby bramek w rundzie. Takim napastnikiem był Rakels, o którym coraz głośniej mówi się, że mógłby do GKS wrócić. Inną kwestią jest, czy Łotysz po braku gry w Lubinie i różnego rodzaju przejściach pozasportowych w klubie i młodzieżowej reprezentacji Łotwy, będzie na wiosnę w dobrej formie fizycznej i psychicznej. Faktem jest, że w Katowicach póki co zawodnik czuł się najlepiej.

Wystawianie pomocników w ataku należy nazwać pewnego rodzaju improwizacją – grunt, że ta improwizacja była kreatywna ze strony zarówno trenera, jak i piłkarzy, dlatego mieliśmy efekty w postaci bramek i punktów. Mimo wszystko jednak oczekujemy wzmocnienia pierwszej linii, jeśli GKS ma się liczyć w walce o ekstraklasę.

Portal GieKSa.pl tworzony jest od kibiców, dla kibiców, dlatego zwracamy się do Ciebie z prośbą o wsparcie poprzez:

a/ przelew na konto bankowe:

SK 1964
87 1090 1186 0000 0001 2146 9533

b/ wpłatę na PayPal:

E-mail: [email protected]

c/ rejestrację w Superbet z naszych banerów.

Dziękujemy!

Kliknij, by skomentować
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

Odpowiedz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Piłka nożna

Nie schodźcie z obranej drogi

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Co GKS Katowice wraca na swój stadion po nieudanym wyjeździe to wygrywa. Podobnie było tym razem. Po wysokiej porażce w Szczecinie (choć zbyt wysokiej patrząc na samą grę), katowiczanie mieli zmierzyć się z walczącą o życie Puszczą Niepołomice.

W końcówce sezonu takie mecze zawsze są trudniejsze niż – po pierwsze wcześniej, a po drugie – niż wskazywałaby na to tabela. Zazwyczaj drużyny z dołu się po prostu budzą – wcześniej czy później. Nie zawsze i nie wszystkie – te które pobudki nie zrobią lub nie zrobią jej odpowiednio wcześnie – spadają z ligi. Mamy w tym sezonie aż nadto przykładów. Obudziła się Korona – na samym początku rundy wiosennej – i dziś jest praktycznie pewna utrzymania. Niedawno na wysokie obroty wskoczył Radomiak – i choć przegrał ostatnio dwa mecze – również ma niezłą pozycję w tabeli, a przecież startowali od 0:5 do przerwy w Białymstoku. Skazywane na pożarcie Zagłębie Lubin wygrało dwa mecze i znacząco poprawiło swoją sytuację. A Śląsk Wrocław? Ci to dopiero zaczęli grać. Zagrzebani na ostatnim miejscu, pod wodzą Alana Simundzy zaczęli punktować aż miło i po wielu, wielu kolejkach w końcu osiemnaste miejsce opuścili i są na styku jeśli chodzi o bezpieczną strefę!

Zamieszana w walkę o utrzymanie Puszcza również czeka na to przebudzenie. Był jeden moment, w którym wydawało się, że podopieczni Tomasza Tułacza wskoczyli na właściwe tory. Mowa o wygranej w Gdańsku 2:0. Ta wygrana z zespołem z dołu tabeli, ale też dobrze wówczas grającą Lechią, była pewna i wydawało się, że Puszcza może stać się takim Radomiakiem czy Koroną. Nic z tych rzeczy. Co prawda potem zdarzyło się jeszcze zwycięstwo z Piastem, ale poza tym było słabiutko. Sytuację mógł też trochę uratować Puchar Polski, gdzie niepołomiczanie wygrali na Konwiktorskiej, ale potem Pogoń zmiotła ich w półfinale. Tym motywacyjnym drygiem mógł być też uratowany w doliczonym czasie gry z Rakowem remis. Nie wyszło. Puszcza przegrała w Katowicach i choć jest minimalnie nad kreską, czeka ich niebywała i ciężka batalia o pozostanie w lidze. Za tydzień grają z niezłym Radomiakiem, potem mają Pogoń i Lecha, będą też bezpośrednie potyczki ze Stalą i Śląskiem. Oj, nie będzie u Żubrów nudno.

To jednak problemy naszych ligowych rywali. GieKSa z tą walczącą o życie drużyną sobie poradziła i to przegrywając do przerwy. Nawet trener Tułacz – zasadniczo nieszczędzący swoim podopiecznym słów krytyki – dziwił się, że nie było aż takiej determinacji. Za to w Lidze Plus eksperci mówili, że z Puszczą narzucającą swój styl gry, przejąć tę rolę jest trudno – a GieKSie się to udało. Nie da się ukryć, katowiczanie zdominowali rywali i w tym kontekście był to jeden z najlepszych meczów w tym sezonie – no, powiedzmy druga połowa, bo do pierwszej można się przyczepić.

To był pierwszy mecz w obecnych rozgrywkach, w którym GieKSa przegrywała i przechyliła szalę zwycięstwa na swoją korzyść. W 28. kolejce. Dla porównania powiedzmy, że w ostatnich pięciu meczach poprzedniego sezonu, taka sytuacja miała miejsce… trzy razy (z Polonią, Tychami i Wisłą). Dlatego nawet jeśli taka sytuacja zdarza się raz na jakiś czas, to jednak tyle meczów bez odwrócenia ich losów to sporo. W drugą stronę mieliśmy to trzy razy – z Legią, Koroną i Motorem. A jedynymi drużynami, które pozostają bez przechylenia szali na swoją korzyść są Piast, Puszcza, Śląsk, Lechia.

Żeby dołożyć łyżeczkę dziegciu co do wczorajszego spotkania, to trzeba przyznać, że do pewnego momentu aspirowało ono do jednego z najbardziej frustrujących w tym sezonie. Mam tu na myśli taką niemoc, pewnego rodzaju bezsilność, która – wydawało się – może mieć miejsce. Bo jak przegrywaliśmy wysoko, to GieKSa była ewidentnie słabsza. Jak przegrywaliśmy mecze, których nie powinniśmy przegrać, bo graliśmy dobrze, była irytacja i złość. Ale wczoraj to było jeszcze coś innego. GieKSa niby atakowała, niby stwarzała sytuacje, ale ostatecznie wszystko szło w ręce Komara, ewentualnie było niecelne, tak jak strzał Dawida Drachala z początku meczu. Dodatkowo było widać dużą determinację i dynamikę. To nie był chodzony mecz. Z jednej strony można było myśleć, że taka gra daje szansę na pozytywny rezultat, z drugiej te wykończenia były dość mizerne. No i przede wszystkim Puszcza prowadziła po naszym dość dużym błędzie. Więc trzeba było zdobyć nie jedną, a dwie bramki. Niewiadomą było, jak się to wszystko potoczy.

Ta łyżka dziegciu się zdematerializowała, bo ostatecznie GKS w drugiej połowie grał podobnie jak w pierwszej, a dodatkowo wzmocnił ten sposób gry i w końcu zaczęło wychodzić. Czyli wchodzić. Trzy bramki zdobyte po przerwie mają swoją wymowę. Najpierw Alan Czerwiński dosłownie wypatrzył Sebastiana Bergiera, który po prostu nie mógł tego zmarnować. Potem swoje firmowe zagranie zaliczył Bartosz Nowak i Bergi a la „Franek – łowca bramek” (skoro jesteśmy już przy wiślackich porównaniach trenera) podcinką trafił do siatki. Mało się mówi o trzecim golu, a to co zrobił Marcin Wasielewski przecież było bardzo klasowe. Minął rywala delikatnym podbiciem piłki, a potem to podbicie powtórzył nad bramkarzem, wystawiając piłkę do pustej bramki. To było doprawdy doskonałe i jeśli mówimy o Tsubasie Dawida Drachala w jego kapitalnej akcji w pierwszej połowie, to nie można tego japońskiego bohatera kreskówek nie przyrównać do Wasyla, przy czym Wasyl zrobił to błyskawicznie, a nie jak Tsubasa biegł z piłką przez boisko przez pół odcinka okrążając niemal całą kulę ziemską 😉

Swój sposób gry – to było coś, co trener powtarzał w rundzie jesiennej. Można powiedzieć, że jesienią to wychodziło w bardziej spektakularny sposób, choć nadal musimy pamiętać, że dawało to mniej punktów niż obecnie. Ale pod względem wizualnym, spotkanie z Puszczą rzeczywiście pokazało bardzo dużą dominację nad rywalem.

GieKSa jest w środku tabeli dlatego, że… nie zawsze nam wychodzi. Bartosz Nowak ma potencjał na to, by dawać jeszcze więcej. I ostatecznie coś mu w tych meczach zawsze wyjdzie – jakieś idealne podanie i asysta – bo to po prostu bardzo jakościowy zawodnik. Ale tu może być jeszcze lepiej. Sebastian Bergier nastrzelał już trochę tych bramek, ale ich też może być jeszcze więcej. Coraz lepiej prezentuje się Dawid Drachal i jakby tylko udało się wyciągnąć go z Rakowa, byłoby doskonale, bo ten zawodnik to bardzo duży talent. Naprawdę w tej drużynie drzemie spory potencjał. Na ten moment jest bardzo dobrze. A może być jeszcze lepiej. Tylko prośba do trenera – nie schodźcie z obranej drogi. Wychodźcie z założenia, że rozwój jak najbardziej, ale lepsze czasem jest wrogiem dobrego. Można i trzeba ulepszać i poprawiać, ale nie na siłę. Naprawdę jest dobrze.

Osiągnęliśmy magiczną granicę 38 punktów. Można już mieć absolutnie spokojną głowę. GieKSa w przyszłym sezonie będzie grać w ekstraklasie i dalej sławić Katowice w ligowej piłce. Nie mogliśmy sobie wymarzyć na początku sezonu – a już zwłaszcza po pierwszej kolejce z Radomiakiem – w jakim miejscu będziemy na sześć kolejek przed końcem. Pięknie.

A Dawid Abramowicz, ani żaden inny Craciun czy Atanasov nie okazali się Kojiro 😉

Kontynuuj czytanie

Galeria Piłka nożna

Budujemy nową twierdzę

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

W dzisiejszym spotkaniu nasza drużyna pokonała 3:1 Puszczę Niepołomice. Zapraszamy na drugą galerię z tego meczu, którą przygotował dla Was Kazik.

Kontynuuj czytanie

Piłka nożna

Z Puszczą Piotr Rzucidło

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Najbliższe spotkanie GieKSy poprowadzi Piotr Rzucidło. Jego asystentami będą Marcin Lisowski i Tomasz Niemirowski. Sędzią technicznym będzie Rafał Rokosz. Arbitrami VAR będą Szymon Marciniak i Tomasz Listkiewicz.

Piotr Rzucidło swoją sędziowską karierę rozpoczął w sezonie 2015/16 w 3. lidze i na tym poziomie pracował aż do sezonu 2021/22 kiedy to zadebiutował w 2. lidze. W kolejnych rozgrywkach poprowadził swój pierwszy mecz na zapleczu Ekstraklasy, a na najwyższym poziomie rozgrywkowym zadebiutował w bieżącym sezonie.

W sezonie 2024/25 Piotr Rzucidło poprowadził do tej pory 1 mecz towarzyski reprezentacji młodzieżowych, 1 mecz CLJ, 1 mecz w 3. lidze, 1 mecz w Pucharze Polski oraz 12 spotkań w 1. lidze. W Ekstraklasie poprowadził 2 mecze, w których pokazał 11 żółtych kartek, 1 czerwoną po dwóch żółtych i podyktował 1 rzut karny.

Mecze GieKSy, które poprowadził Piotr Rzucidło:

Sezon 2023/24
Wisła Płock – GKS Katowice 2:1 (3 żółte kartki, rzut karny wykorzystany przez Jędrycha)

Bilans: 0 zwycięstw, 0 remisów, 1 porażka. Bramki 1:2.

Raport kartkowy

Rafał Górak nie będzie mógł skorzystać z Mateusza Kowalczyka, który w Szczecinie obejrzał 4. żółtą kartkę w sezonie.

Oskar Repka – 5 ŻK
Mateusz Kowalczyk – 4 ŻK
Adrian Błąd – 3 ŻK
Borja Galán – 3 ŻK
Lukas Klemenz – 3 ŻK
Märten Kuusk – 3 ŻK
Marcin Wasielewski – 3 ŻK
Sebastian Bergier – 3 ŻK
Alan Czerwiński – 2 ŻK
Arkadiusz Jędrych – 2 ŻK
Aleksander Komor – 2 ŻK
Mateusz Mak – 2 ŻK
Adam Zreľák – 2 ŻK
Bartosz Nowak – 1 ŻK
Filip Szymczak – 1 ŻK
Dawid Kudła – 1 ŻK
Grzegorz Rogala – 1 ŻK

Pogoda

Nie przewiduje się opadów deszczu, prognozowana temperatura w trakcie meczu to 14 stopni Celsjusza przy zachmurzonym niebie.

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga