Piłka nożna kobiet
Liderki z Katowic nadal bez straty punktu
W pojedynku liderek z wiceliderkami obejrzeliśmy bardzo jednostronne widowisko. GieKSa nie dała najmniejszych szans rywalkom, umacniając się na szpicy tabeli!
Mecz był przygotowany w atmosferze zbliżającego się święta w Zabrzu, zatem hitowe starcie Ekstraligi zostało opakowane w otwarte punkty gastronomiczne, pokazy artystyczne, muzykę i otwarty sklep Kibica ze specjalnymi ofertami.
Spotkanie rozpoczęła Nicola Brzęczek, po całej ekipie w żółtych koszulkach widać było chęć do ataku od pierwszej sekundy. Niecierpliwie podskakiwały, czekając na pierwszy gwizdek. Po zaledwie kilkunastu sekundach Karolina Bednarz swoim standardowym dograniem na 13. metr szukała Kingi Kozak, piłka jednak minęła jej głowę o centymetry. Piłkę zebrała Anita Turkiewicz, kolejna centra, tym razem ze strony Kozak, nie doszła do Klaudii Maciążki. Ostrymi wejściami Patrycja Kozarzewska przywitała się ze swoimi byłymi koleżankami z zespołu, nie było miejsca na sentymenty. Na flankach gospodynie starały się tworzyć przewagę za sprawą wysoko wychodzących półbocznych obrończyń, z początku przynosiło to widoczne efekty. W 5. minucie zawieszona centra Karoliny Bednarz długo opadała, by zatrzymać się… na słupku, ku zdumieniu wszystkich obecnych na murawie i trybunach. GieKSa spokojnie odzyskała posiadanie i rozpoczęła kolejny atak rozegraniem od tyłu. Kilka szybkich podań, jedna spóźniona rywalka i już piłka trafiła na skrzydło. Niestety, tym razem napastniczki GieKSy popełniły przewinienie. Śląsk Wrocław próbował zaskoczyć swoje przeciwniczki podaniami po ziemi między defensywę, Hajduk jednak skutecznie zabezpieczała tę strefę. Tempo meczu dyktowały Gabriela Grzybowska i Weronika Kaczor, ta pierwsza w 9. minucie spróbowała kąśliwego uderzenia. Kolejny udany dzień niemal rozpoczęła także od perfekcyjnej asysty drugiego stopnia. Na prawej flance podniosła głowę i zagrała do Kingi Kozak, ta technicznie przedłużyła w pole karne do Brzęczek. Strzał na wślizgu, jednak napastniczka trafiła obok słupka, a sędzia liniowa podniosła w górę chorągiewkę. Mecz chwilami zamieniał się w granie „lagi na chaos”, choć przynajmniej szło to w parze z intensywnymi sprintami. Po jednej takiej piłce Śląska Wrocław piłka trafiła do Kingi Kozak w bocznej strefie boiska. Udanym dryblingiem przedarła się pod pole karne, z klepki zagrała z Nicolą Brzęczek, po czym przycelowała w dalszy róg bramki. Podkręcona futbolówka minęła bezradną golkiperkę, a trybuny wybuchły z podziwu – 1:0! Karolina Bednarz chciała pójść za ciosem. Pokręciła rywalkami na prawym skrzydle i wypuściła Klaudię Maciążkę w okolice linii końcowej. Z płaskiego podania uderzała Nicola Brzęczek, niestety obok bramki. Zdekoncentrowany WKS mógł nadziać się na dobry odbiór Grzybowskiej, obrończynie na granicy faulu zdołały powstrzymać kontrę. GieKSa podeszła bardzo wysoko, utrudniając nawet bramkarce wyjście z piłką o kilka metrów. W 23. minucie przyniosło to efekt, gdy aż 4 zawodniczki naciskały w polu karnym. Złe wybicie, futbolówkę zebrała Kinga Kozak, przypadkowo posiadanie otrzymała Anita Turkiewicz, a Hanna Wieczerzak na olbrzymim ryzyku rzuciła się jej pod nogi i zdołała zapobiec utracie bramki. Pozornie niepozorne rozegranie w bocznej strefie boiska, niemal Trójkolorowe straciły piłkę. Aleksandra Nieciąg błyskawicznie zadecydowała o strzale, bramkarka tylko odprowadziła piłkę za linię końcową. W 29. minucie dobrze zapowiadała się akcja Śląska, gdy nagle doskoczyła Weronika Kaczor i jednym celnym podaniem zapoczątkowała rekontrę. Po chaosie w środku pola ostatecznie to gospodynie zaatakowały prawą flanką, wrzutka Gabrieli Grzybowskiej została źle przyjęta przez kapitan zespołu, a mogło być groźnie. Gościnie zaledwie kilkanaście sekund były w stanie utrzymywać posiadanie, zanim były zmuszane pogodzić się ze startą piłki przez wysoki pressing GieKSy. Anita Turkiewicz popisała się dryblingiem i dała się sfaulować na 18. metrze, zyskując rzut wolny. Weronika Kaczor na pełnym luzie pokazała, że będzie uderzać, po czym uderzyła mocno i po ziemi, zaskakując golkiperkę! W 41. minucie Karolina Bednarz z Klaudią Maciążką dwójkowo przemierzyły całą połowę, by finalnie ta pierwsza minimalnie chybiła. Kąśliwa wrzutka Maciążki z 45. minuty znów wypadła z rękawic golkiperki, która ewidentnie nie miała dobrego dnia, tym razem jej się jednak upiekło.
Do drugiej połowy obie drużyny podeszły w takich samych składach. Już w drugiej minucie po zmianie stron dwójkową akcją popisały się Kozak z Nieciąg, akcja zakończyła się wrzutką, którą jednak wyłapała bramkarka. Niecelne podanie GieKSiarek przecięła napastniczka Śląska Wrocław, która popędziła z piłką w kierunku bramki Kingi Seweryn, akcja jednak została zażegnana przez Marlenę Hajduk. Pierwszy rzut rożny w spotkaniu dla gospodarzy po niecelnym rozegraniu Julii Jędrzejewskiej we własnym polu karnym został wykonany przez Bednarz, piłka jednak po wypiąstkowaniu przez bramkarkę wylądowała ponownie na rzucie rożnym. Tym razem obrończynie Śląska zażegnały niebezpieczeństwo, wybijając piłkę. GieKSa nie przestawała atakować, Maciążka dogrywała z prawego skrzydła do Bednarz, odbijając piłkę od zawodniczki z Wrocławia, akcja skończyła się jednak strzałem w bramkarkę. Próba długiego, prostopadłego podania autorstwa Słowińskiej, podanie jednak nie znalazło celu. Chwilę później, Maciążka odebrała piłkę na połowie Śląska, pociągnęła do przodu, strzał jednak został sparowany przez bramkarkę. Do piłki ponownie dopadła Maciążka, która spróbowała dośrodkowania do Brzęczek, niestety niecelnie. Ataki nie ustępowały, wrocławianki nie dostawały okazji powąchać piłki. Kolejny atak skrzydłem, niestety do wrzutki nie doskoczyła Nicola Brzęczek. Sędzia główna pozwalała w tym spotkaniu na kontaktowy futbol, co owocowało w duże ilości agresywnych zagrań, które rzadko kiedy kończyły się kartkami. Kolejna sytuacja stworzona dzięki wysokiemu pressingowi katowiczanek, tym razem po przejęciu posiadania na dobieg zagrała Grzybowska, ale Amelia Bińkowska została uprzedzona przez bramkarkę. Pierwszy raz w tym spotkaniu do interwencji została zmuszona Kinga Seweryn, wrocławianki zdobyły futbolówkę na połowie gospodarzy po niedokładnym zagraniu Marleny Hajduk, bramkarka GieKSy zatrzymała piłkę na linii bramkowej po strzale Marceliny Buś. Ta akcja dodała skrzydeł przyjezdnym, które zaczęły odważniej atakować, jednak żadna z akcji nie znajdowała zwieńczenia w celnym strzale. Po faulu Śląska na swojej połowie piłka została dostarczona przed pole karne, gdzie strzałem bliskim nożycom zaskoczyć próbowała Słowińska. Po kilku minutach ataków zespołu z Wrocławia sytuacja na boisku wróciła do normy i to podopieczne Karoliny Koch ponownie całkowicie zdominowały spotkanie. 82. minuta, atak lewym skrzydłem, sprytnym podaniem ze skrzydła po ziemi w pole karne Kozak obsłużyła Turkiewicz. Ta z kolei wypuściła Aleksandrę Nieciąg, która prostym zwodem minęła rywalkę i pięknym strzałem pod poprzeczkę pokonała golkiperkę! Końcówka spotkania upłynęła pod znakiem ataków gospodarzy. Po chaosie w polu karnym Wieczerzak sędzina podjęła decyzję o nieprzyznaniu gola GieKSie, kiedy piłka była na granicy przekroczenia linii bramkowej. Do regulaminowego czasu gry zostały doliczone 2 minuty. W doliczonym czasie gry Natalia Kulig najpierw technicznie dograła z rzutu wolnego w pole karne, a chwilę później spróbowała pokonać bramkarkę strzałem za kołnierz, piłka jednak spadła na górną siatkę bramki. Ostatni gwizdek, GKS Katowice wygrywa ze Śląskiem Wrocław 3:0!
21.09.2024, Katowice
GKS Katowice – Śląsk Wrocław 3:0 (2:0)
Bramki: Kozak (15), Kaczor (37), Nieciąg (82.)
GKS Katowice: Seweryn – Słowińska, Hajduk, Nieciąg – Bednarz (90. Nowak), Kaczor (90. Kulig), Grzybowska, Turkiewicz – Maciążka (86. Langosz), Brzęczek (68. Bińkowska), Kozak (86. Włodarczyk).
Śląsk Wrocław: Kaźmierczak – Węcławek (88. Cywnar), Piórkowska, Gec, Ziemba (68. Wyrwas), Buś (88. Musiałowska), Żurek, Kozarzewska (75. Lewicka), Wróblewska, Jędrzejewska, Guzik (68. Iwaśko).
Żółte kartki: Nieciąg, Słowińska
Galeria Piłka nożna
Kurczaki odleciały z trzema punktami
Felietony Piłka nożna
Plagi gliwickie
No i po raz kolejny potwierdziło się, jak dziwna bywa piłka. Przynajmniej jeśli przekładamy matematykę na boisko. I punkty oraz miejsca w tabeli. Matematycznie Piast nie miał prawa z nami wygrać, statystycznie niby też, choć patrząc na rachunek prawdopodobieństwa, kiedyś musieli to drugie zwycięstwo osiągnąć. Stało się i nikt w Katowicach nie jest z tego powodu zadowolony. Faktem jest, że Piast na to zwycięstwo zasłużył, choćby dlatego, że był bardziej zdeterminowany. Jednak czy był lepszy na tyle, aby dokonać takiej deklasacji?
Śmiem twierdzić, że jakby taki mecz powtórzyć, to wcale nie byłoby oczywiste, że goście znów by wygrali. Zwycięstwo odnieśli zasłużone, jednak splot różnego rodzaju okoliczności – tak nieszczęśliwych dla GKS, a fortunnych dla gliwiczan spowodował, że wykorzystując sposobność z zimną krwią, zainkasowali trzy punkty. Ale tę sposobność najpierw musieli mieć.
Zaczęło się od kontuzji Mateusza Kowalczyka. Zawodnik jeszcze próbował po obiciu okolic nerki pozostać na boisku, ale sam po chwili poprosił o zmianę. Kontuzja niepiłkarska, więc w tej chwili najważniejsze jest po prostu jego zdrowie i miejmy nadzieję, że ostatecznie nie będzie to nic poważnego. Potem w kilka minut katowiczanie stracili dwie bramki. Najpierw fatalnie zachowali się w obronie, bo Drapiński był kompletnie niepilnowany i wystarczyło mu tylko dołożyć stopę do piłki, aby pokonać Rafała Strączka. No a potem Lukas Klemenz też jakoś intuicyjnie chciał wybić piłkę, ale pokonał własnego bramkarza. Mieliśmy nadzieję na ten rzut karny, ale po analizie VAR sędzia Raczkowski podyktowaną jedenastkę anulował – słusznie, bo faulu nie było. I tak mieliśmy jeszcze szczęście, bo tych plag mogło być więcej – w początkowej fazie meczu na boisku opatrywany był Bartosz Nowak, interwencja medyczna była też przez chwilę potrzebna Wasylowi. Mimo wszystko za dużo tych nieszczęść, jak na jeden mecz.
Problem jest taki, że po pierwszej połowie, gdy GKS przegrywał 0:2 i nie miał nic do stracenia, myśleliśmy, że nasz zespół rzuci się na przeciwnika i wybije im z głowy myśl o punktach. Miało być tak, że goście będą żałowali, że te dwa gole strzelili. Nic takiego nie miało miejsca. Druga połowa była równie zła jak pierwsza albo nawet gorsza. GieKSa biła głową w mur, kompletnie nie potrafiąc zagrozić bramce Placha. Piast wyprowadzał kontry, z czego jedną wykorzystał i gliwicki Di Maria zamknął spotkanie. A mogło być jeszcze wyżej, bo nasz zespół tak się odkrył, że rekordowa porażka na Nowej Bukowej stawała się coraz bardziej realna. Bramka Lukasa Klemenza na koniec tylko dała drobną korektę na wyniku. Osobliwe jest to, że Lukas strzelił w tym meczu do właściwej i niewłaściwej siatki, jeszcze bardziej osobliwe, że powtórzył tego typu wyczyn Arkadiusza Jędrycha sprzed… dwóch meczów.
Trzeba przyznać, że Piast zagrał kapitalnie w defensywie. Zneutralizował nasz zespół kompletnie, dodatkowo nie bronił się jakoś bardzo głęboko, GKS skutecznie był wypychany, a wszelkie próby licznych prostopadłych podań ze strony piłkarzy Góraka kończyły się „sukcesem” Piasta. No i właśnie to mam na myśli, pisząc, że mecz mógł się potoczyć inaczej. Bo trzeba przyznać, że pomysł na mecz z podaniami za plecy – czy to długimi w powietrzu, czy bardziej po ziemi, wyglądał na całkiem niezły i nawet próby nie były najgorsze. Czujność obrońców Piasta była jednak na wysokim poziomie. Gdy już taka piłka przeszła, to albo Adam Zrelak został wzięty w kleszcze (sytuacja z odwołanym karnym), albo Ilja Szkurin był na spalonym po podaniu Wędrychowskiego (ale i tak Białorusin trafił w Placha).
Problem widzę inny. GieKSa chyba za bardzo postawił na tę kwestię czysto piłkarską. Chcieliśmy ten mecz wygrać umiejętnościami i kunsztem, a zabrakło walki wręcz. Piast tę „grę w piłkę” od początku meczu próbował nam wybić z głowy i zrobił to skutecznie. Nie mieliśmy więc – tak jak na wiosnę – łupanki, którą trudno było nazwać meczem piłkarskim. Mieliśmy GieKSę, która w piłkę chciała grać i Piasta, który był jednak dużo bardziej zdeterminowany do walki. Nie odbieram oczywiście Piastowi tego, że w kluczowych momentach też pokazał umiejętności, bo to jest oczywiste. Poziom agresji jednak zdecydowanie był po stronie zawodników Myśliwca i teraz to oni okazali się „zakapiorami”. Trochę to wyglądało tak, jak na szkolnym korytarzu, kiedy z klasowym łobuzem kujon chce rozmawiać na argumenty. I ma je sensowne, logiczne, tylko co z tego, skoro łobuz wyprowadził szybki cios i kujonowi tylko spadły okulary z nosa…
Ogólnie nie chcę jakoś specjalnie krytykować tego sposobu naszej gry, natomiast wygląda na to, że sztab trenerski się przeliczył, a przez to, że do przerwy było już 0:2, trudno było to skorygować. Osobiście chciałbym, żeby GKS dążył do gry w piłkę i generalnie nie będę o to miał pretensji. Czasem jednak być może trzeba postawić na proste i bardziej… prymitywne środki. To tak jak z tym rozgrywaniem od tyłu, kiedy różne drużyny nieraz tak bardzo chcą ten schemat utrzymywać, że czasem, zamiast po prostu wywalić piłkę w oczywistej sytuacji, klepią ją sobie trzy metry od bramki i za chwilę dostają gonga.
A już nie bawiąc się w porównania, metafory i piękne słowa. Piast po prostu od początku meczu zaczął dosłownie spuszczać wpierdol naszym piłkarzom, a ci nie potrafili odpowiedzieć tym samym. I też dlatego przegraliśmy. Z Koroną GieKSa potrafiła pójść na noże. W meczu derbowym – zupełnie nie.
Wracając do tematu bramek samobójczych – to niesłychane, że GKS ma ich w tym sezonie już pięć. I solidarni są ze sobą środkowi obrońcy, bo już każdy z nich ma po jednym takim trafieniu. Piątego samobója zaliczył Kowal w Łodzi. Wiadomo, że jest to często pech, ale skoro sytuacja się powtarza – to jest jakiś defekt, nad którym pewnie trzeba popracować. Jest to jakaś niefrasobliwość naszych zawodników, może czasami wręcz lekka niechlujność.
Nie ma co płakać. Już nie będę się rozpisywał na temat opinii niektórych kibiców, bo poświęciłem na to poprzednie felietony i… straciłem sporo nerwów. Teraz nawet nie czytałem (jeszcze) wielu komentarzy, ale jeśli natknąłem się po tej porażce znów na zdanie jednego ancymona, że mamy fatalnego trenera, fatalnych piłkarzy i zespół na co najwyżej pierwszą ligę, to wiem po prostu, że mam do czynienia z osobą niezbyt lotną. Tyle.
Sam nie wierzyłem, że możemy ten mecz przegrać. Nie sądziłem natomiast, że zwycięstwo będzie formalnością. A już na pewno nie spodziewałem się, że Piast nas tak rozjedzie. Ten mecz ostatecznie był fatalny. Nie wychodziło nam nic. Piastowi wyszło wszystko. Powtórzę – wykorzystali wszystkie swoje sposobności otwierające im drogę do zwycięstwa. To oni byli wyrachowani. Ale matrycą była agresja.
Październikowo-listopadowy piękny sen z serią czterech zwycięstw się skończył, przyszła szara jesienna rzeczywistość. Jednak dziś jest kolejny dzień, a wkrótce następne. GieKSa to nie jest drużyna perfekcyjna i jeszcze nie jest na tyle dobra, żeby takie mecze jak z Piastem zdecydowanie wygrywać. Absolutnie jednak nie jesteśmy tak słabi, żeby znów mówić, że zlecimy z hukiem z ekstraklasy. Mogliśmy stworzyć sobie ultra-komfortową sytuację przed końcem rundy jesiennej. Nie udało się. Nadal musimy punktować, żeby zadomowić się mocniej w środku tabeli.
Przed nami przerwa reprezentacyjna, a po niej piekielnie ciężkie spotkania. Tak jak pisałem, o punkty będzie niebywale trudno, ale musimy grać swoje. Może z większą różnorodnością środków, w zależności od rywala. Skoro jednak Piast wygrał z GKS, to dlaczego GieKSa ma nie móc wygrać z Jagiellonią? W tej lidze wszystko jest możliwe. I katowiczan stać na punktowanie nawet z Jagą, Pogonią i Rakowem.
Także GieKSiarze nie ma co się załamywać i wchodzić w jakieś smuty. Zostawmy to ludziom, dla których frustracja jest życiowym paliwem. Niech dla nas paliwem będzie nieustający optymizm – oparty na faktach i doświadczeniu. Doświadczeniu takim, że GieKSa jeszcze dopiero co potrafiła bardzo dobrze grać w piłkę, być lepsza od przeciwników i wygrywać mecz za meczem.
Piłka nożna kobiet
1/8 finału dla Katowic
Trójkolorowe w chłodną i ponurą sobotę wygrały, po równie ponurym meczu, z Rekordem Bielsko-Biała 2:0 i awansowały do 1/8 Pucharu Polski.
Przed spotkaniem Karolina Koch odebrała pamiątkowe zdjęcie z rąk prezesa Sławomira Witka za pokonanie bariery 100 występów w roli trenerki naszej drużyny. Gratulujemy i jeszcze raz dziękujemy za wszystkie dotychczasowe sukcesy! Warto także wspomnieć, że kilka dni przed spotkaniem, swój kontrakt o trzy lata przedłużyła Nicola Brzęczek.
W 2. minucie Marcjanna Zawadzka musiała uznać wyższość Roksany Gulec, która wymanewrowała ją w pole i oddała strzał w kierunku dalszego słupka. Oliwia Macała niewiele mogłaby w tej sytuacji zrobić, gdyby po rykoszecie futbolówka nie zmieniła swojej trajektorii na górną część poprzeczki. Po trzecim rzucie rożnym dopiero udało się oddać rekordzistkom strzał, natomiast Agnieszka Glinka była bardzo daleka od trafienia choćby w okolice bramki. W 7. minucie niemal wyczyn Lukasa Klemenza z meczu z Piastem powtórzyła Patrycja Kozarzewska, na szczęście nie udało jej się aż tak dokładnie przymierzyć w kierunku swojej bramki. Pierwszą klarowną akcję dla GieKSy wykreowała Jagoda Cyraniak dalekim podaniem do Julii Włodarczyk, skrzydłowa po wymagającym sprincie zgrała do otoczonej przez rywalki Aleksandry Nieciąg i skończyło się na wymuszonej stracie. Kolejne minuty upłynęły obu drużynom w środku pola, mnóstwo było przepychanek i przerw w grze. W 26. minucie groźny strzał z pierwszej piłki oddała Patrycja Kozarzewska, a poprzedzone to było tradycyjnym pokazem zdolności dryblerskich Klaudii Maciążki na prawej flance i kąśliwą centrą Katarzyny Nowak. Kolejny kwadrans czekaliśmy na ciekawszą akcję, skonstruowaną bardzo nietypowo: Patricia Hmirova z poziomu murawy walczyła o piłkę, ostatecznie zagrywając ją na lewe skrzydło. Finalnie na prawej flance strzał oddała Dżesika Jaszek, choć znacząco przesadziła z siłą tego uderzenia. W 43. minucie doskonałe podanie Jagody Cyraniak za linię obrony zmarnowała Klaudia Maciążka złym przyjęciem, choć nie była to też łatwa piłka. Na zakończenie połowy obrończyni jeszcze sama spróbowała szczęścia z dystansu, jednak tego szczęścia jej nieco zabrakło.
Z przytupem drugą część gry rozpoczęła Julia Włodarczyk, jej centra była o milimetry od dotarcia do dobrze ustawionej Aleksandry Nieciąg. W 52. minucie wynik starcia otworzyła Nicola Brzęczek po dośrodkowaniu Klaudii Maciążki. Dobrą pracę na obrończyniach wykonała Dżesika Jaszek, a wcześniej na obieg z Maciążką zagrała Patricia Hmirova. Kilka centymetrów od podwyższenia wyniku był duet wpisany już do protokołu meczowego, choć tym razem w odwróconych rolach: Włodarczyk wypuściła skrzydłem Brzęczek, ta zgrała na środek do Maciążki i piłka zatrzymała się na linii bramkowej po rykoszecie. Bliźniaczą akcję w 58. minucie, z pominięciem zgrania do środka, finalizowała sama Nicola Brzeczek, jednak zbyt długim prowadzeniem zmusiła się do sytuacyjnego i bardzo nieudanego strzału. W 63. minucie Dżesika Jaszek z Maciążką doskonale zagrały na jeden kontakt, ostatecznie jednak znów defensywa Rekordzistek zdołała zablokować zarówno dośrodkowanie Nieciąg, jak i strzał Włodarczyk. W 68. minucie doskonałe sytuacje miały Nicola Brzęczek oraz Aleksandra Nieciąg, jednak miały sporo pecha przy swoich próbach i nadal utrzymywał się wynik 1:0. W 74. minucie Klaudia Maciążka zeszła do środka boiska i choć jej podanie zostało zablokowane, to Dżesika Jaszek zdołała odzyskać posiadanie już w polu karnym i precyzyjnym strzałem przy słupku podwyższyła na 2:0. Wahadłowa powinna mieć na swoim koncie także asystę już chwilę później, jednak w zupełnie niezrozumiały sposób podała za plecy wszystkich swoich koleżanek spod linii końcowej. W 83. minucie jej podanie zakończyło się podobnym skutkiem, choć tym razem Hmirova zdołała zebrać wybitą piłkę i oddać strzał pełen fantazji. Dwie minuty później kolejną bramkę powinna mieć na swoim koncie Brzęczek, aż sama złapała się za głowę. Santa Vuskane udanie zastosowała skok pressingowy i wycofała do Włodarczyk, która przytomnie odnalazła wybiegającą w korytarz napastniczkę, a ta przelobowała golkiperkę, nie trafiając jednocześnie w szerokość bramki. W doliczonym czasie gry skrzydłowa zrozumiała gest Vuskane i posłała mocną piłkę za linię obrony, jednak te zamiary odgadnęła także Kinga Ptaszek i zatrzymała futbolówkę tuż przed głową Łotyszki.
GieKSa wygrała 2:0 i awansowała do 1/8 Pucharu Polski.
GKS Katowice – Rekord Bielsko-Biała 2:0 (0:0)
Bramki: Brzęczek (52), Jaszek (75).
GKS Katowice: Macała – Nowak, Zawadzka, Cyraniak – Dżesika Jaszek, Kozarzewska (82. Kalaberova), Hmirova, Włodarczyk – Maciążka, Nieciąg (77. Vuskane), Brzęczek (90. Langosz).
Rekord Bielsko-Biała: Ptaszek – Glinka, Dereń, Jendrzejczyk (82. Krysman), Niesłańczyk, Zgoda (67. Dębińska), Sowa, Janku, Gulec (67. Sikora), Katarzyna Jaszek (73. Conceicao), Bednarek (67. Długokęcka).
Kartki: Kozarzewska, Włodarczyk – Sowa.




Tosiek
22 września 2024 at 09:37
Dzięki za jak zwykle szczegółową relację. Do poprawy skład Śląska, w ostatniej chwili zmienili bramkarkę i między słupkami stanęła Kaźmierczak.
Fonfara
22 września 2024 at 10:38
Dziękujemy za uwagę! Już poprawiamy 😀