Dołącz do nas

Piłka nożna Prasówka

Media o meczu z Motorem: Beniaminkowie fajnie zagrali w piłkę

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Zapraszamy do przeczytania fragmentów doniesień mediów na temat wczorajszego spotkania Motor Lublin – GKS Katowice 3:2 (2:1).

weszlo.com – Widowisko w Lublinie. Beniaminkowie fajnie zagrali w piłkę

Na zakończenie 22. kolejki Ekstraklasy beniaminkowie zapewnili nam bardzo przyjemny wieczór. I Motor Lublin, i GKS Katowice chcą grać w piłkę, rozgrywać od tyłu i nie chować się za podwójną gardą, więc już na starcie istniało duże prawdopodobieństwo, że nie zmarnujemy dziś czasu. Tak też było w istocie. Zobaczyliśmy sporo ładnych akcji, pięć goli, a losy meczu ważyły się do samego końca.

Co nie znaczy, że wszystkich możemy za to spotkanie chwalić, nawet jeśli dobrze zaczęli. Mowa tu zwłaszcza o Sebastianie Bergierze. Generalnie wykorzystuje szansę, jaką dały mu problemy zdrowotne Adama Zrelaka. Pokazał, że najwyższy szczebel go nie przerasta. W Lublinie zdobył już swoją szóstą bramkę w tym sezonie, dostawiając nogę po pięknie rozegranej akcji przez Błąda i dośrodkowującego Wasielewskiego. To aktualny najskuteczniejszy polski napastnik w Ekstraklasie.

Problem w tym, że akurat w poniedziałkowy wieczór koniec końców skuteczność go zawiodła. Bergier powinien schodzić z boiska co najmniej z hat-trickiem, a może nawet z czterema golami. Zabrał dwie klasowe asysty Bartoszowi Nowakowi. Najpierw wytrącić z rytmu zdołał go interweniujący ostatkiem sił Łabojko, w drugim przypadku snajper GieKSy po prostu spudłował w bardzo dobrej sytuacji. Mógł się jeszcze zrehabilitować, gdy piłka trafiła do niego w wyniku piąstkowania Kacpra Rosy po rzucie rożnym, ale i wtedy zabrakło mu precyzji.

Dzień konia miał natomiast jego kolega po fachu z drużyny przeciwnej. Samuel Mraz nie mógł się wstrzelić w tym roku, aż do dziś. Nim z zimną krwią wykończył akcję Ceglarza i Wójcika, zaliczył przypadkową asystę walcząc w powietrzu z wyjątkowo niepewnym Kuuskiem, a później to jego uderzenie po nienajlepszej interwencji Kudły na 2:1 dobił Van Hoeven. Wyszło na to, że Mraz miał duży udział przy każdej bramce. Wydaje się, że Mateusz Stolarski za wcześnie zdjął go z boiska. Kacper Wełniak dostał ponad pół godziny na wykazanie się i nie dał ani jednego argumentu, że warto postawić na niego zamiast na Słowaka.

GieKSa przegrała, bo nie dość że była bardziej nieskuteczna – mimo lepszych szans – to jeszcze sprezentowała gospodarzom gole. O interwencji Kudły już wspominaliśmy, ale wtedy zawalili przede wszystkim Jędrych z Kuuskiem, którzy nie zrozumieli się przy rozegraniu od tyłu, piłkę przejął Wójcik i dalej już poszło.

Kudła różnicy nie robił, w przeciwieństwie do Kacpra Rosy. Zaraz po pierwszym gwizdku zaliczył podwójną paradę, a później wykazywał się jeszcze po uderzeniach Jędrycha, Repki czy przede wszystkim Nowaka, który naprawdę ładnie huknął pod poprzeczkę i pewnie już widział piłkę w siatce, ale Rosa jakimś cudem odbił jego uderzenie.

GKS Katowice doznał pierwszej wiosennej porażki, Motor natomiast odniósł pierwsze wiosenne zwycięstwo i wyprzedził w tabeli drużynę ze Śląska, ponownie oddalając się na w miarę bezpieczną odległość od grupy bezpośrednio zamieszanej w walkę o utrzymanie.

gol24.pl – Motor Lublin ograł GKS Katowice na zakończenie 22. kolejki PKO Ekstraklasy. Piłkarze stworzyli świetne widowisko

Na zakończenie 22. kolejki PKO Ekstraklasy Motor Lublin i GKS Katowice zaprezentowały świetne widowisko. Po niezwykle zaciętym spotkaniu, gospodarze wygrali 3:2 i wyprzedzili popularną GieKSę w tabeli. Dużą zasługę w zwycięstwie lublinian miał Kacper Rosa, który kilkukrotnie popisywał się znakomitymi interwencjami.

[…] Gdy rozbrzmiał pierwszy gwizdek arbitra, na nudy też nie można było narzekać. Już w 8. minucie GKS Katowice objął prowadzenie. Do siatki miejscowych trafił Sebastian Bergier po tym, jak świetnym podaniem obsłużył go Marcin Wasielewski.

Goście nie cieszyli się jednak długo z prowadzenia. Niemal równo z upływem pierwszego kwadransa gry do wyrównania doprowadził Piotr Ceglarz. Kapitan Motoru świetnie złożył się do wrzutki i precyzyjnym uderzeniem uradował fanów swojej drużyny.

W 21. minucie miejscowi zadali drugi cios. Tym razem Dawida Kudłę pokonał Bradly van Hoeven, dla którego było to premierowe trafienie w barwach Motoru Lublin. Holender przytomnie dobił uderzenie Samuela Mraza.

Do końca wynik nie uległ już zmianie, ale spotkanie było naprawdę ciekawe. Zawodnicy obu drużyn prezentowali tego dnia bardzo dobrą dyspozycję, dzięki czemu dla postronnego kibica rywalizację oglądało się znakomicie.

– Musimy kontynuować tę odważną grę. Staramy się grać po ziemi i tak otwierać grę od własnej bramki. Motor tak samo, więc na pewno jest to fajne widowisko dla całej publiczności. Natomiast my musimy po prostu wyjść na drugą połowę i postarać się odrobić to, co straciliśmy w pierwszej połowie – powiedział w przerwie dla Canal+ Sport napastnik Sebastian Bergier.

Po zmianie stron obraz gry wcale nie był mniej ciekawy. Znów świetnie rozpoczął GKS Katowice. W 51. minucie precyzyjnym strzałem do remisu doprowadził Borja Galan. Chwilę później popularna GieKSa mogła nawet prowadzić, ale tym razem uderzenie Bartosza Nowaka powędrowało minimalnie obok bramki.

Czy przyjezdni zdołali utrzymać koncentrację? Nic z tych rzeczy! W 58. minucie Motor Lublin znów wyszedł na prowadzenie, a do bramki Dawida Kudły trafił Samuel Mraz. Dla słowackiego napastnika był to 9. gol w tym sezonie PKO Ekstraklasy.

Piłkarze GKS Katowice nie załamali się i w 63. minucie znów mogli doprowadzić do wyrównania. W tym przypadku mocne uderzenie Sebastiana Bergiera powędrowało jednak ponad poprzeczką.

Mijały kolejne minuty, a przyjezdni coraz bardziej naciskali, ale za każdym razem brakowało skuteczności. Swojej kolejnej szansy nie wykorzystał Sebastian Bergier, a atomowe uderzenie Oskara Repki świetnie wybronił Kacper Rosa.

Natomiast w 86. minucie po znakomitym uderzeniu Bartosza Nowaka fantastyczną interwencją popisał się golkiper miejscowych. To w dużej mierze dzięki niemu Motor Lublin utrzymywał w drugiej połowie korzystny rezultat.

sportowefakty.wp.pl – Radosna kanonada w PKO Ekstraklasie. Motor i GKS Katowice zrobili show

Takie poniedziałki z PKO Ekstraklasą można lubić. Motor Lublin i GKS Katowice zagrali ofensywnie, bez hamulców i zdobyli pięć goli. Motor odniósł przełomowe zwycięstwo 3:2 i wyprzedził rywali w tabeli.

Na koniec kolejki w PKO Ekstraklasie zmierzyli się beniaminkowie. Obaj raczej spokojni o utrzymanie, a także walczący o miejsce w górnej połowie tabeli. W rundzie jesiennej lepiej wypadł Motor Lublin, ale wiosną dał się wyprzedzić między innymi katowiczanom. Przed poniedziałkowym spotkaniem GKS miał o punkt więcej niż Motor. Z taką zaliczką, a także z serią pięciu meczów bez porażki, wybrał się do Lublina.

Nie minęła minuta grania i GKS był blisko prowadzenia. Motor został uratowany przez Kacpra Rosę, który interweniował po uderzeniach Bartosza Nowaka oraz Adriana Błąda. Bohater gospodarzy mocno nakrzyczał na leniwych kompanów z bloku obronnego. Trzecie uderzenie celne gości było w 5. minucie, ale zbyt proste do pokonania Rosy. Zanosiło się na ekscytujące granie i widowisko nie zawiodło.

GKS atakował i w 8. minucie potwierdził napór golem na 1:0. Podanie prostopadłe Adriana Błąda trafiło na wolne pole do Marcina Wasielewskiego, a ten pognał sprintem w kierunku bramki Motoru. Dośrodkowanie trafiło między Kacpra Rosę i obrońców gospodarzy, a Sebastian Bergier strzelił stamtąd do siatki.

Pojedynek nabierał rumieńców. W 15. minucie Motor wyrównał na 1:1. Piotr Ceglarz przymierzył pod poprzeczkę po dośrodkowaniu i szczęśliwym zgraniu Samuela Mraza. Blisko napastnika z Lublina był Marten Kuusk, ale w pojedynku powietrznym, zamiast wybić piłkę, to obił ją o głowę Samuela Mraza. Piotrowi Ceglarzowi pozostało wymierzyć karę za złe zachowanie.

W meczu beniaminków trwała radosna kanonada. W 21. minucie Motor objął prowadzenie 2:1 po odwróceniu wyniku. GKS dołączył do listy ofiar niezdarnego rozgrywania piłki na krótko. Goście zgubili futbolówkę, a Bradly van Hoeven wykonał dobitkę po płaskim strzale Samuela Mraza i obronie Dawida Kudły. Do przerwy pozostało energicznie, z licznymi uderzeniami, ale bez kolejnego gola.

Bramka na 2:2 padła już w drugiej połowie. Była 51. minuta i Mateusz Kowalczyk oddał piłkę Borji Galanowi, a reszta należała już do niego. Południowiec ułożył sobie piłkę na prawej stopie i przymierzył na 2:2 w kierunku dalszego narożnika. Borja Galan zaskoczył Kacpra Rosę kopnięciem z kilkunastu metrów.

GKS jak szybko zdobywał bramki w obu połowach, tak szybko je tracił. W 57. minucie Samuel Mraz odzyskał prowadzenie dla Motoru. Napastnik zmienił wynik na 3:2 krótko przed zejściem z boiska. Wyprzedził obrońców z Katowic i pokonał Dawida Kudłę po płaskim dośrodkowaniu Filipa Wójcika.

Motor dowiózł przewagę 3:2 do końca meczu. I tym razem, to co najciekawsze, wydarzyło się na początku połowy spotkania. Najbliżej wyrównania był Bartosz Nowak, ale jego strzał poskromił widowiskowo Kacper Rosa.

dziennikwschodni.pl – Sporo goli i emocji w meczu beniaminków, Motor lepszy od GKS Katowice

Trzeba uczciwie przyznać, że GKS Katowice nie zasłużył w poniedziałek na porażkę. Piłka nie zawsze jest jednak sprawiedliwa i tym razem skorzystał na tym Motor Lublin, który w starciu beniaminków pokonał „Gieksę” 3:2.

[…] Co do meczu, to chyba wszyscy na początku byli zaskoczeni. A najbardziej gospodarze. Już w pierwszej minucie Kacper Rosa zaliczył… dwie interwencje. Najpierw odbił próbę Bartosza Nowaka, a za chwilę dobitkę Adriana Błąda.

Ten drugi w ósmej minucie popisał się kapitalnym podaniem na lewe skrzydło do Marcina Wasielewskiego. A ten idealnie dograł pod bramkę, gdzie Sebastian Bergier uciekł obrońcom i z bliska huknął na 0:1.

Goście niespodziewanie zdominowali mecz. Dłużej utrzymywali się przy piłce, potrafili ją ładnie rozegrać, ale przede wszystkim ciągle byli groźni. Zanim minął kwadrans mieli kolejną szansę. Kapitalne w środku pola zachował się Nowak, który samym przyjęciem zgubił Arkadiusza Najemskiego, a za chwilę zagrał bardzo dobrą piłkę do Bergiera. Napastnik przyjezdnych wychodził sam na sam i gdyby nie wślizg Jakuba Łabojki, to znalazłby się w znakomitej sytuacji. Defensywny pomocnik Motoru wytrącił go jednak z równowagi i akcja nie zakończyła się nawet strzałem.

Kilkadziesiąt sekund później byliśmy już drugim polem karnym, gdzie po centrze Krystiana Palacza o futbolówkę powalczył Samuel Mraz. Nie przejął jej, ale w odpowiednim miejscu znalazł się Piotr Ceglarz, który długo się nie zastanawiał, tylko świetnie przymierzył z powietrza w „okienko”.

Piłkarze Mateusza Stolarskiego źle weszli w mecz, a mimo to w 21 minucie już prowadzili. Arkadiusz Jędrych fatalnie wyprowadzał piłkę ze swojej szesnastki, bo oddał ją Filipowi Wójcikowi. Obrońca zagrał do Mraza, Słowak uderzył, ale jego strzał odbił bramkarz. Na szczęście z dobitką zdążył debiutujący w podstawowym składzie Motoru Bradly van Hoeven. Holender z bliska dopełnił formalności i to „Gieksa” musiała teraz gonić.

Do przerwy nie udało się wyrównać jednak szybko po zmianie stron próbkę swoich możliwości dał Borja Galan. Hiszpan „urwał” się na lewej flance, „złamał” akcję do środka i bardzo precyzyjnym strzałem po długim rogu trafił na 2:2.

W 57 minucie gospodarze odzyskali jednak prowadzenie. Na prawym skrzydle Ceglarz podał do Wójcika, a prawy obrońca wyłożył piłkę do Mraza, który idealnie przymierzył po ziemi do siatki.

Niedługo później z trybuny przyjezdnych można było usłyszeć „jeeeeest”, tyle że przedwczesne. Mateusz Kowalczyk znalazł się w dobrej sytuacji jednak z kilku metrów przymierzył tylko w boczną siatkę.

Kolejne fragmenty? Trzeba przyznać, że drużyna Rafała Góraka napsuła rywalom mnóstwo krwi i naprawdę pokazała się z bardzo dobrej strony. Było sporo rzutów rożnych, akcji oskrzydlających, a świetną robotę robił zwłaszcza Galan. Hiszpan na skrzydle radził sobie z Wójcikiem, a kiedy na boisko wszedł „świeży” Paweł Stolarski, to szybko złapał kartkę, a później jeszcze dwa-trzy razy gracz „Gieksy” mijał go z dużą łatwością.

Raz zabrakło lepszego dogrania, a kiedy takowe pojawiło się w 86 minucie, to zapracowany Rosa po raz kolejny odbił uderzenie Nowaka.

W doliczonym czasie gry w szesnastce miejscowych był już nawet bramkarz Dawid Kudła. Motor wybronił jednak trzy punkty i na pożegnanie Rafała Króla pokonał u siebie GKS 3:2.

dziennikzachodni.pl – GKS Katowice poległ w strzelaninie w Lublinie. Zespół Rafała Góraka nie zasłużył na tę porażkę

Piłkarze GKS Katowice ponieśli pierwszą porażkę w 2025 roku. W Lublinie oddali więcej celnych strzałów i zagrali niezłe spotkanie, ale to Motor zgarnął trzy punkty.

Rewanżowe starcie beniaminków zaczęło się od mocnego uderzenia wyprowadzonego przez GKS Katowice, który próbował szybko zgasić Motor. Zaczął w 8 minucie Sebastian Bergier zamykając kapitalną akcję rozpoczętą przez Adriana Błąda, a kontynuowaną na skrzydle przez Marcina Wasielewskiego. Chwilę później Bergier miał szansę na drugie trafienie, po czym… wyrównali lublinianie. Piotr Ceglarz z bliska pokonał Dawida Kudłę, gdy Marten Kuusk został przepchnięty przez Samuela Mraza. W 21 minucie Motoru prowadził- złe podanie Arkadiusza Jędrycha zamieniło się w asystę drugiego stopnia, gdy strzał Samuela Mraza, odbił Kudła, a dobił Bradly van Hoeven.

GKS na przegrywanie nie zasługiwał. Sprawiedliwość została przywrócona w 51 minucie. Borja Galan wbiegł z boku w narożnik pola karnego i dwa kroki później precyzyjnie „wkręcił” piłkę do siatki. Po kilkudziesięciu sekundach znów katowiczanie zmarnowali kolejną okazję i znów Motor ich skarcił! Samuel Mraz w asyście trzech obrońców kopnął piłkę tuż przy słupku do bramki, po czym… został zmieniony.

Wynik już nie uległ zmianie za sprawą Kacpra Rosy. Bramkarz Motoru zrobił w tym szalonym meczu różnicę, która dała gospodarzom trzy punkty.

Portal GieKSa.pl tworzony jest od kibiców, dla kibiców, dlatego zwracamy się do Ciebie z prośbą o wsparcie poprzez:

a/ przelew na konto bankowe:

SK 1964
87 1090 1186 0000 0001 2146 9533

b/ wpłatę na PayPal:

E-mail: [email protected]

c/ rejestrację w Superbet z naszych banerów.

Dziękujemy!

Kliknij, by skomentować
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

Odpowiedz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Felietony Piłka nożna

Brytyjskie docinki

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Znów można powiedzieć „jak ten czas leci”… Dopiero co rywalizowaliśmy z Motorem na zapleczu ekstraklasy, a przecież już mecz w elicie jest dla nas tak odległy, bo miał miejsce w środku lata. Wtedy obie ekipy dopiero raczkowały w ekstraklasie, szersza publiczność dopiero poznawała, na co stać piłkarzy Rafała Góraka i Mateusza Stolarskiego. I to był jeszcze moment, w którym obie ekipy nie pokazały tego, co najlepsze w rundzie jesiennej, choć faktem jest, że zaprezentowały się przyzwoicie i wstydu nie przyniosły. GieKSa miała na koncie zwycięstwo w Mielcu, Motor w Gdańsku.

Spotkanie zostało zakwalifikowane do Super Piątku, co przecież w ramówce Canal Plus jest całkiem konkretną nobilitacją. I… było to widowisko z gatunku tych, że oczy bolał czy tam krwawiły, jak to mówi trener Jacek Zieliński. Bezbramkowy remis, gra nieatrakcyjna dla widza, no i jeszcze fura szczęścia po naszej stronie, bo VAR nie uznał gola Ndiayie, a potem okazało się, że jednak bramka była prawidłowa, co wielokrotnie na antenach Canal Plus przypominali komentatorzy podczas różnych meczów.

Potem jednak obie ekipy wystrzeliły. GieKSa wcześniej, Motor później. O beniaminkach zaczęło się mówić dobrze i ciepło. Choć na początku o GKS bardziej, co bolało nieco szkoleniowca lublinian, który czuł, że jego zespołu się nie docenia, a przecież też gra bardzo dobrze. Przy okazji była to lekka szpileczka wbita naszemu klubowi. Potem za grą Motoru poszły wyniki i rzeczywiście piłkarska Polska zaczęła się zachwycać ekipą z Lubelszczyzny. Motor dużo strzelał i dużo tracił, ale wychodziło na plus. Wrażenie zrobiło zwycięstwo w Poznaniu, a potem cztery wygrane z rzędu i remis na koniec w Częstochowie. Tak – tutaj już trener Stolarski na pewno był „dopieszczony” (cytat z Rafała Dębińskiego), a komentatorzy zaczęli się rozpływać nad grą tego zespołu.

GieKSa natomiast – kilka punktów za Motorem w tabeli – ale jednak te swoje punkciki ciułała, czasem wygrywając, czasem przegrywając. Jesień ostatecznie skończyła się tak, że o Motorze było głośno, o naszym zespole natomiast… bardzo cicho. Trochę tak, jakby stał się przezroczysty. Nasi zawodnicy nie trafiali ani do jedenastek kolejki czy rundy, ani do najgorszych jedenastek. Staliśmy się typowym średniakiem w tabeli i nawet spektakularne przecież mecze – jak choćby ten z Cracovią – jakoś specjalnie nie poruszały serc dziennikarzy sportowych. Wszyscy zapatrzeni byli w ekipę z Lublina – cel trenera Stolarskiego został osiągnięty.

Obie drużyny jeszcze mogły się spotkać na jesieni – w meczu przy Bukowej – gdyby Motor nie przegrał z Unią Skierniewice w Pucharze Polski. Tymczasem lublinianie „oddali” nam tego rywala, spowodowali, że zamiast u siebie, graliśmy kolejny mecz pucharowy na wyjeździe i… też z tą Unią przerżnęliśmy. Można więc powiedzieć, że Kamil Socha, opiekun Unii, pogodził obu beniaminków i ze swoim trzecioligowym zespołem dał dwóm drużynom z ekstraklasy lekcję pokory.

Wszystko to idzie w zapomnienie w obliczu poniedziałkowego meczu, bo właśnie ze względu na wypowiedź trenera Stolarskiego, jest to mecz z podtekstem. Jak widać w wielu wypowiedziach kibiców GKS, fani z Bukowej o tym pamiętają i podchodzą do tej sprawy ambicjonalnie. Jak to kibice, takie smaczki zawsze dodają kolorytu piłce nożnej. Nasz trener odżegnuje się od analizowania, który beniaminek jest lepszy czy gorszy – i dobrze, niech drużyna robi swoje i gra jak najlepiej. Jak pokazał cały poprzedni rok, skupienie się tylko na meritum, czyli metodycznej pracy piłkarskiej i niezajmowanie się rzeczami dookoła, dało pozytywny skutek. Natomiast cała zabawa dla kibiców polega na tych niuansach okołomeczowych.

Trochę też nawiązując do wypowiedzi szkoleniowca o „wyspiarskim meczu” z Piastem, trzeba powiedzieć, że takie przepychanki słowne, animozje, wypominanie sobie wywiadów i wypowiedzi rywali, nawiązywanie do tego, również w przyśpiewkach na trybunach to coś brytyjskiego tak bardzo, że nie ma nic bardziej brytyjskiego. Więc i my ludzie z Bukowej, z tego „brytyjskiego stadionu”, na co przecież zwracał uwagę niegdyś również Adam Nawałka, a nasz fotoreporter Kazik zrobił fenomenalne zdjęcie podczas ostatniego meczu, chcemy w tych wymianach uprzejmości i sprawach ambicjonalnych uczestniczyć. Z klasą (a niektórzy czasami bez), ale z emocjami nie tylko boiskowymi.

Poniedziałkowe spotkanie będzie idealną okazją do kolejnych dyskusji na temat, który to beniaminek lepiej sobie radzi. I mieć okazję do docinek. Przy czym i tak jest to takie docinanie bez większego antagonizmu, bo przecież jest coś, co łączy kibiców GieKSy i Motoru bardziej niż kogokolwiek innego.

Arka Gdynia.

Kontynuuj czytanie

Piłka nożna

Powtarzalność w innej galaktyce

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Zdania co do wczorajszego meczu (niektórzy nawet nie chcą tak wczorajszego wydarzenia nazywać) są mocno podzielone. Jedni uważają, że było to spotkanie beznadziejne i oczy krwawiły, inni twierdzą, że taka była specyfika tych derbów i nie za bardzo jest się czego czepiać.

Faktem jest, że zmierzyliśmy się z drużyną solidną. Taką, która nie błyszczy, ale bardzo trudno jest z nią grać w piłkę. Piast podobnie jak GKS przed meczem miał cztery mecze z rzędu bez porażki (teraz już pięć), dodatkowo w spotkaniach tych stracił zaledwie jedną bramkę. Można więc sobie mówić, że gliwiczanie grają topornie. Ale taka statystyka straconych goli daje informację, że w defensywie spisują się bardzo dobrze.

Trafił swój na swego. Oprócz podobnej liczby meczów bez porażki, także i GieKSa ma na koncie bardzo dobrą statystykę straconych bramek w pięciu ostatnich meczach, bo są to tylko dwie piłki przepuszczone do bramki przez Dawida Kudłę. Delikatnie mówiąc – wstydu nie ma.

Każdy ostatecznie zdaje sobie sprawę, że dla kibica na stadionie czy przed TV do oglądania był to mecz dość paskudny. Mało sytuacji, dużo walki, dużo fizyczności. Nawet zawodnicy czy trenerzy nie dorabiali jakichś wielkich teorii, tylko niemal puszczając oczko, lekko sarkastycznie Rafał Górak mówił o „wyspiarskim meczu”, a Jakub Czerwiński, że spotkanie mogło podobać się koneserom. Bartosz Nowak zdaje sobie sprawę, że z piłką był to mecz dość słaby w wykonaniu GKS.

Jest jednak pewna uniwersalna prawda o piłce. Takie mecze po prostu się zdarzają. Nawet Manchesterowi City czasem (rzadko) zdarza się zagrać nudne 0:0. Na naszym podwórku przypomina mi się mecz z końcówki jesieni, kiedy to właśnie ten Piast zremisował z strasznie nudnym meczu z Lechem 0:0. A Lech był dosłownie tydzień po kapitalnym, dynamicznym i szybkim meczu w swoim wykonaniu z GKS.

Najważniejsze, że GKS się temu Piastowi pożreć nie dał. Ekipa Aleksandara Vukovića jawi się jako bardzo niewdzięczny rywal do gry w piłkę. Przekonała się o tym ostatnio Legia Warszawa. I choć piłkarze z Okrzei są w środku stawki, najprawdopodobniej napsują jeszcze krwi niejednemu przeciwnikowi z czołówki. GKS poszedł na tę wymianę ciosów (ale nie w postaci sytuacji bramkowych) i trochę się z tym Piastem ponaparzał. Czasem boisko bardziej przypominało ring, choć w ramach przepisów.

Mecz był bardzo wyrównany, choć był okres – w końcowej fazie meczu – kiedy to rywale natarli nieco bardziej i jeśli ktoś miał ten mecz przepchnąć, to bardziej Piast. Dobra praca w obronie i standardowo postawa Dawida Kudły pozwoliła nam utrzymać remis. Naszą jedyną sytuacją, która mogła przesądzić o losach meczu, była ta Borjy Galana. Wielka szkoda, że nie strzelił tego lepiej, być może był bardziej zaskoczony pozycją, w której się znalazł, niż Marcin Wasielewski w spotkaniu ze Stalą Mielec.

Oczywiście trener i kibice zwracali uwagę na brak Oskara Repki, ale wyróżniłbym tutaj Sebastiana Milewskiego, który swoją ofiarnością pokazał, że charakterologicznie pasuje do tej ekipy. Wsadzał głowę tam, gdzie inni boją się włożyć nogę i… przypłacił to urazem. Mamy nadzieję, że szybko dojdzie do siebie, bo po niemrawym początku w GieKSie zawodnik wskoczył na dobre tory i jest solidnym wzmocnieniem.

Gdzieś czytałem opinię, że postawa GKS w tym meczu jest niepokojąca. Czasem w pewne rzeczy nie mogę uwierzyć. Zespół wygrywa w bieżącym roku dwa pierwsze mecze, pokonuje Raków na wyjeździe, u siebie remisuje z ekipą, która dwa razy wygrała z Legią i ktoś mówi, że źle się dzieje. Idąc tym tokiem myślenia, katowiczanie muszą zdobyć mistrzostwo, bo każde potknięcie w tej drodze będzie symptomem jakiegoś kryzysu.

Rok temu, po 21 kolejkach, GKS Katowice miał 30 punktów, z bilansem zwycięstw, remisów i porażek: 8-6-7. Niebywałe jest to, że teraz ten bilans jest… identyczny. Nawet bramki podobne – wtedy 31:24, teraz 30:26. Można by rzec powtarzalność. Tyle tylko, że ligę wyżej. Nie w zaścianku polskiej piłki, bo teraz patrząc z perspektywy i tego, co się dzieje w ekstraklasie, tak można ocenić jej zaplecze. Pierwszą ligą nie interesuje się pies z kulawą nogą. No chyba, że trzeba zrobić program o Wisełce, to tak. Ale poza tym to nie. Jeśli więc po roku GKS ma identyczny bilans w ekstraklasie, to wiedz, że jesteśmy w innej galaktyce. Lata świetlne od tej pierwszoligowej.

Kontynuuj czytanie

Galeria Piłka nożna

Derbowe zero zero w obiektywie

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

GKS Katowice bezbramkowo zremisował z Piastem Gliwice. Fotorelacja z Bukowej.

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga