Dołącz do nas

Piłka nożna Prasówka

Media o meczu z Puszczą: GKS czysty jak łza

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Zapraszamy do przeczytania fragmentów doniesień mediów na temat wczorajszego spotkania GKS Katowice – Puszcza Niepołomice 3:1 (0:1).

gazetakrakowska.pl – Nie udał się rewanż „Żubrom”, choć do przerwy było dobrze

[…] Puszcza tylko do przerwy grała dobrze i w walce o utrzymanie nie dopisuje do swojego dorobku żadnego punktu.

[…] W 3 min gospodarze mieli kapitalną szansę na objęcie prowadzenia – po zbyt krótkim wybiciu piłki przez Dawida Szymonowicza Dawid Drachal uderzał z kilku metrów, ale posłał piłkę nad poprzeczkę. Puszcza grała nerwowo i kolejną szansę gospodarze mieli w 6 min – Kewin Komar musiał bronić strzał Adriana Błąda.

Szybko jednak „Żubry” otrząsnęły się z letargu – Herman Barkouski przejął piłkę, po złym przyjęciu przez Łukasza Klemenza, ograł rywali i uderzył z linii 16 m – piłka odbiła się od słupka i wpadła do siatki! To drugi gol Białorusina, w drugim meczu z rzędu, to on bowiem zapewnił Puszczy remis z Rakowem.

Puszcza nabrała pewności siebie, przeniosła trochę ciężar gry spod własnej bramki. GKS nie ustawał jednak w wysiłkach – w 22 min Borja Galan strzelał groźnie, ale czujny był Komar. Po chwili uderzał Błąd – nad poprzeczką.

Trwała ofensywa – w 32 min szukał szczęścia Drachal, ale znów Komar był dobrze ustawiony. Goście „odgryźli się” w 38 – strzelał Craciun – piłkę zablokował Marcin Wasielewski, poprawka Janiego Atanasova była też nieskuteczna.

– Pamiętamy naszą ostatnią porażkę z GKS-em, chcieliśmy się zrewanżować, mocno wejść w mecz. Chcielibyśmy to utrzymać, a może i podwyższyć prowadzenie – stwierdził w przerwie Konrad Stępień.

Ledwo co zaczęła się II połowa, a już Komar musiał interweniować. Sebastian Bergier mijał rywali jak slalomowe tyczki, w końcu zdecydował się na strzał z 7 m, który świetnie obronił golkiper Puszczy. Chwilę później nie dał się pokonać Alanowi Czerwińskiemu.

Ten piłkarz podawał do Bergiera, który odepchnął Szymonowicza i z 5 m pokonał Komara. Była 59 min. Sędziowie sprawdzali tę sytuację na VAR-ze i uznali mocno kontrowersyjną bramkę.

Katowiczanie uwierzyli w to, że jeszcze są w stanie przechylić szalę zwycięstwa na swoją stronę. Niepołomiczanie przeszli jednak na obronę piątką graczy i dzielnie realizowali obronny scenariusz. Próbowali jeszcze sami też coś zrobić, ale np. Gieorgij Żukow, który wszedł do gry, chybił.

W 80 min gospodarze znów jednak zadali cios – Bergier znalazł się w sytuacji sam na sam z bramkarzem po podaniu Bartosza Nowaka. I spokojnie „podcinką” posłał piłkę nad Komarem do siatki.

Puszcza w doliczonym czasie gry jeszcze walczyła o korzystny wynik – miała rzut rożny, ale centrę Mateusza Cholewiaka wyłapał Dawid Kudła. W rewanżu po dynamicznym wejściu Wasielewskiego zrobiło się gorąco pod bramką gości i Michal Siplak tak niefortunnie interweniował, że skierował piłkę do własnej bramki.

weszlo.com – GKS czysty jak łza. Nie musiał faulować, żeby wygrać z Puszczą

Trener Rafał Górak zdecydował się dziś na godny pochwały challenge – za każdy krok wykonany podczas meczu z Puszczą jeden ze sponsorów zapłaci złotówkę na fundację Oko w Oko z Rakiem. Fajne? Fajne! O obfite ruchy szkoleniowca zadbali dodatkowo piłkarze, którzy ewidentnie grali lepiej, lecz długo – aż do ostatniego kwadransa – nie potrafili wyjść na prowadzenie. Można się było wkurzyć, widząc jak beztrosko GieKSa podchodzi do wykończenia akcji. I narobić ze zdenerwowania więcej kroków niż zwykle.

– Nie jestem przekonany, że o Puszczy dalej można mówić jako o rywalu specyficznym. Wydaje mi się, że Puszcza już okrzepła – mówił przed meczem szkoleniowiec GKS-u. Mimo tych słów, jego drużyna podeszła do starcia z niepołomiczanami z… niecodziennym nastawieniem.

Co jest największym atutem Puszczy? Wszyscy wiedzą, że stałe fragmenty.

Jaki był więc pomysł GieKSy? Za wszelką cenę nie faulować.

Zespół z Katowic był tak czysty, jakby reklamował proszek do prania. Skończył mecz z… zaledwie dwoma faulami. Takie liczby przewinień w naszej lidze praktycznie się nie zdarzają. Choć wiadomo – gdyby GKS miał nóż na gardle i walczył o utrzymanie, pewnie nie pozwoliłby sobie na tak luźne podejście do pojedynków z przeciwnikami. Taktyka się opłaciła, Puszcza nie miała z czego siać zamętu pod bramką rywala.

Ale to ona jako pierwsza wyszła na prowadzenie. W środku pola obciął się Klemenz (słaby mecz tego piłkarza) i na bramkę z kontrą pognało czterech zawodników gości czekających na podanie. Mimo to Barkowskij samemu zdecydował się kończyć indywidualną akcję. Wiadomo – gdyby nie trafił, pewnie czekałaby na niego wielka bura od trenera Tułacza. Na swoje szczęście zmieścił piłkę idealnie od słupka.

Puszcza schodziła na przerwę z jednobramkowym prowadzeniem, lecz nie był to wynik odzwierciedlający to, co dzieje się na boisku. Problemem GKS-u było to, że podchodził do wykreowanych przez siebie okazji z wielką beztroską. Jak Szymonowicz wybił piłkę prosto pod nogi Drachala, to ten niepotrzebnie szukał idealnego strzału, zamiast po prostu skorzystać z prezentu. Jak Serafin próbując uspokoić sytuację podał do tyłu, to Bergier i jego koledzy nie zachowali zimnej krwi. Jak Błąd dostał patelnię do strzału, to odpalił rakietę w kosmos. A jak znów Drachal popisał się znakomitą indywidualną akcją, to uderzył lekko i przewidywalnie.

A trener Górak… robił kroki.

Dopiero po przerwie GKS rozjechał swojego rywala, po raz pierwszy odwracając w tym sezonie wynik. Dwa gole zdobył Bergier, którego szkoleniowiec zostawił na boisku do niemalże samego końca, żeby popracował na hat-tricka (fajny gest). Przy pierwszym z trafień pomógł Szymonowicz. Został odstawiony przez napastnika, przewrócił się i bardzo domagał się odgwizdania faulu. VAR niczego się nie dopatrzył i jak na nasze oko – żadnego przewinienia nie było, zwykła próba przymuszenia sędziów do pochopnej decyzji.

Przy drugim cała defensywa Puszczy wyglądała jak jakaś agencja statystów. Błąd zagrał jednemu z nich pomiędzy nogami, a później cała reszta stała jak wryta patrząc jak Nowak z Bergierem wjeżdżają do bramki. Na koniec samobója strzelił sobie jeszcze Siplak. Komar obronił dziś łącznie siedem uderzeń.

Tak grającą GieKSę aż chce się oglądać. Dziś z perspektywy nowego stadionu robiło to dwanaście tysięcy widzów. Z taką grą o zapewnienie świetnej frekwencji na oddanym niedawno obiekcie nie powinno być żadnych problemów.

dziennikzachodni.pl – GieKSa drugi raz wygrała na Nowej Bukowej, choć przegrywała 0:1

[…] Przed meczem w Katowicach, tak jak na innych stadionach w naszym kraju w ten weekend, była minuta ciszy poświęcona zmarłemu Leo Beenhakkerowi – byłemu selekcjonerowi reprezentacji Polski.

GieKSiarze od początku ruszyli na rywala. W 3. minucie Dawid Drachal powinien trafić na 1:0, ale z siedmiu metrów kopnął piłkę nad poprzeczką. Trzy minuty później po nieporozumieniu piłkarzy Puszczy piłkę przejęli katowiczanie – Kewin Komar sparował strzał Adriana Błąda, a Bartosz Nowak uderzył koło słupka.

Niewykorzystane okazje szybko się zemściły, bo to Puszcza objęła prowadzenie w 10. minucie. Gierman Barkowskij zbiegł ze skrzydła, strzelił z 16 metrów, a piłka odbiła się od dalszego słupka i wpadła do bramki. Białorusin był też autorem gola dla Puszczy w meczu z Rakowem.

GKS potrzebował chwili, aby dojść do siebie po tym ciosie. W 22. minucie Komara spróbował zaskoczyć Borja Galan, ale bramkarz Puszczy pewnie obronił. Sześć minut później Błąd zamiast strzelić do bramki posłał piłkę „Panu Bogu w okno”. Potem Drachal przeprowadził rajd środkiem boiska, oddał strzał i Komar był na posterunku. W 43. minucie Sebastian Bergiel miał swoją okazję – nie zdołał z pięciu metrów pokonać bramkarza Puszczy, bo strzelił prosto w niego.

Bergiel na początku drugiej połowy miał kolejną sytuację i tym razem Komar znów był górą. Bramkarz Puszczy złapał też piłkę, gdy strzelał Alan Czerwiński.

Wreszcie ataki GieKSy przyniosły efekt. Bergier strzelił na 1:1. Z prawej strony podał Marcin Wasielewski. Napastnik gospodarzy przyjął piłkę i wpakował piłkę do siatki. Na stadionie była jeszcze niepewność, bo sytuację pod lupę wziął VAR . Gol został potwierdzony, co przyjęto z wielką radością.

Katowiczanie nie ustali w atakach i w 80. minucie Bergier wykorzystał sytuację oko w oko z bramkarzem posyłając nad nim piłkę techniczną podcinką. Prostopadłe podanie, które stało się asystą, posłał Bartosz Nowak.

W doliczonym czasie wynik ustalił Michal Siplak zaliczając samobója.

sportowefakty.wp.pl – Decydująca końcówka meczu w Katowicach

GKS Katowice przed własną publicznością jest nie do zatrzymania. Beniaminek w sobotnim spotkaniu 28. kolejki PKO Ekstraklasy zwyciężył z Puszczą Niepołomice 3:1. Decydująca okazała się końcówka spotkania.

Po piątkowym zwycięstwie KGHM Zagłębia Lubin, podopieczni trenera Tomasza Tułacza musieli sięgnąć po punkty w Katowicach, by również złapać dystans do strefy spadkowej i nie pozwolić bezpośrednim rywalom w walce o utrzymanie, odskoczyć zbyt daleko w tabeli.

Zadanie nie należało do najprostszych, bo GKS Katowice to drużyna, która całkiem nieźle punktuje na własnym obiekcie, a ostatni mecz przed własną publicznością przegrała w listopadzie ubiegłego roku z Koroną Kielce (1:2).

Puszcza rozpoczęła jednak w najlepszy możliwy sposób, bo zaledwie po 10 minutach od pierwszego gwizdka, na listę strzelców wpisał się Gierman Barkowskij. Białorusin otrzymał piłkę w bocznym sektorze od Konrad Stępnia i pomknął indywidualnie w kierunku bramki. Po zejściu do środka na lewą nogę, przymierzył tak, że Dawid Kudła nie miał szans na interwencję.

Napastnik Puszczy zaczyna rozkręcać się na boiskach PKO Ekstraklasy. Było to jego drugie trafienie z rzędu. Kilka dni wcześniej to właśnie on zapewnił wyrównanie swojej drużynie w ostatnich sekundach spotkania z Rakowem Częstochowa.

Warto zaznaczyć, że w pierwszej połowie był to jedyny strzał celny gości. Przeważali piłkarze GKS-u Katowice, ale w ich przypadku, piłka do bramki nie chciała długo trafić.

Dopiero po godzinie gry gospodarze przeprowadzili wreszcie skuteczny atak. Zapowiadało się spokojnie, natomiast Alan Czerwiński bardzo dobrze wypatrzył w polu karnym Sebastiana Bergiera. Napastnik GKS-u opanował piłkę w szesnastce i od razu posłał ją do siatki. Obrońcy Puszczy zostawili mu zdecydowanie zbyt dużo miejsca.

Dla piłkarzy z Niepołomic nawet remis pozostawał dobrym rezultatem, bo dla przyjezdnych liczą się teraz każde punkty. W końcowych minutach Puszcza pozwoliła jednak na to, by wypuścić cenną zdobycz z rąk. Ponownie do siatki trafił Sebastian Bergier, który w świetny sposób ograł golkipera po podaniu od Bartosza Nowaka.

Drugi gol zdecydowanie podciął skrzydła przyjezdnym, którzy i tak nie prezentowali się najlepiej w tym spotkaniu. W doliczonym czasie gry sami skierowali jeszcze piłkę do własnej bramki, a konkretniej za sprawą pechowej interwencji Michala Siplaka.

Katowiczanie wygodnie rozsiedli się w środku tabeli, zaś Puszcza Niepołomice choć wciąż pozostaje nad kreską, to po weekendzie może znaleźć się w strefie spadkowej.

gol24.pl – Napastnik GKS z dubletem. Kilka dni temu został ojcem

[…] Dubletem popisał się napastnik gospodarzy, Sebastian Bergier, który kilka dni temu został ojcem.

[…] Niewykorzystane sytuacje zemściły się bardzo szybko. W 10. minucie Gierman Barkowskij dostał piłkę na środku boiska, zupełnie nieatakowany popędził w stronę pola karnego miejscowych, wpadł w „szesnastkę” i płaskim strzałem – pokonał Dawida Kudłę.

Gol nieco ostudził zapędy GieKSy, która jednak wciąż atakowała. Nie przełożyło się to na wynik i do przerwy to Puszcza schodziła na przerwę z prowadzeniem. W przerwie tak ocenił pierwszą połowę Dawid Drachal:

– Uważam, że lepiej gramy. Stworzyliśmy sobie dogodne sytuacje do tego, żeby strzelić bramkę. Niestety, to się nie udało. Jeden nasz błąd i tracimy bramkę, której tak naprawdę mogliśmy zapobiec. Przed nami jest jeszcze druga połowa, więc mam nadzieję, że wynik da się odwrócić – mówił dla Canal+Sport.

Po zmianie stron gospodarze przy Nowej Bukowej, przycisnęli. Ostatecznie Sebastian Bergier zachował się najprzytomniej w polu karnym Puszczy, wbijając piłkę do siatki.

Chwilę trwała weryfikacja VAR, ale sędziowie (na czele z Piotrem Rzucidło) orzekli, że strzelec gola nie faulował przed oddaniem strzału Dawida Szymonowicza.

Cudownym (drugim) trafieniem popisał się na niespełna dziesięć minut przed końcem. Na wolne pole wypuścił Bergiera, Bartosz Nowak. Napastnikowi GieKSy nie pozostało nic innego, jak umieścić ją w sieci. Podciął piłkę nad bramkarzem Puszczy Niepołomice, który mógł tylko obserwować jak wpada mu za kołnierz.

Portal GieKSa.pl tworzony jest od kibiców, dla kibiców, dlatego zwracamy się do Ciebie z prośbą o wsparcie poprzez:

a/ przelew na konto bankowe:

SK 1964
87 1090 1186 0000 0001 2146 9533

b/ wpłatę na PayPal:

E-mail: [email protected]

c/ rejestrację w Superbet z naszych banerów.

Dziękujemy!

Kliknij, by skomentować
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

Odpowiedz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Hokej

Kalaber w Katowicach!

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Po ostatnim meczu JKH GKS Jastrzębie, słowacki szkoleniowiec powiedział, że może to być jego ostatni mecz na ławce trenerskie JKH. Dziś już wiadomo, że selekcjoner reprezentacji przenosi się do Katowic.

Jacek Płachta może jednak spać spokojnie, Robert Kalaber będzie w Katowicach szefem hokejowej Akademii Młodej GieKSy. Władze Katowic chcą mocno postawić na hokej, głośno mówi się o budowie nowego lodowiska, stąd potrzeba podniesienia jakości szkolenia młodych hokeistów i połączenia sił (w Katowicach szkolenie prowadzi się w dwóch klubach – GKS i Naprzód) oraz wykorzystania potencjału lodowych tafli. Plan szkolenia przygotował Henryk Gruth (współtwórca szwajcarskiej szkoły hokejowej) we współpracy z Robertem Kalaberem oraz specjalistami z katowickiej AWF i słynnej fińskiej szkoły hokejowej Vierumaki. Za realizację programu będzie odpowiedzialny słowacki szkoleniowiec.

Jacek Płachta cieszy się w Katowicach pełnym kredytem zaufania, w dalszym ciągu będzie odpowiedzialny z prowadzenie Hokejowej Dumy Katowic. Jego kontakty oraz fakt, że syn trenera Mathias Plachta gra w drużynie Adler Mannheim spowodowały, że oba kluby są na drodze do podpisania porozumienia o współpracy sportowej. Adler ma najlepszą szkółkę hokejową, która jest wzorem szkolenia w Niemczech. Nieaktualny jest zatem temat przenosin Płachty do Oświęcimia, tamtejsi działacze w swoim stylu próbowali nakłonić katowickiego szkoleniowca do zmiany otoczenia. Szkoleniowiec miał razem z obecnym dyrektorem sportowym GieKSy pomóc tamtejszej ekipie wrócić na salony.

Kontynuuj czytanie

Piłka nożna

Popłynęli w Szczecinie

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

W niedzielne popołudnie piłkarze GKS-u Katowice pojechali na wyjazdowe spotkanie do Szczecina w ramach 27. kolejki PKO BP Ekstraklasy. W wyjściowej jedenastce doszło do czterech zmian i od pierwszej minuty zagrali Szymczak, Kuusk, Drachal i Gruszkowski.

Pierwszą połowę zaczęli zawodnicy GieKSy, ale nie stworzyli realnego zagrożenia. W trzeciej minucie Filip Szymczak wyszedł sam na sam z bramkarzem i mimo tego, że i tak był na spalonym, to nie zdołał pokonać Cojocaru. Chwilę później Alan Czerwiński ruszył prawą stroną boiska aż do linii końcowej i wrzucił piłkę w pole karne. Obrońca gospodarzy strącił futbolówkę wprost pod nogi Oskara Repki, który pokusił się o strzał zza pola karnego, ale został on zablokowany. Pierwszy kwadrans spotkania nie porwał piłkarsko, ale GieKSa częściej zapędzała się pod bramkę Pogoni i dłużej utrzymywała się przy piłce. W 15. minucie Kudła źle wybił piłkę i zrobiło się groźnie pod bramką GieKSy, na szczęście nasz bramkarz zdołał się zrehabilitować i wybronił strzał Kolourisa. Chwilę później znów Pogoń była bliska zdobycia bramki, ale zawodnik gospodarzy uderzył niecelnie. W 19. minucie zrobiło się sporo zamieszania w polu karnym Cojocaru, gdy Mateusz Kowalczyk delikatnie trącił piłkę głowa, zmieniając jej tor lotu, ale nic z tego nie wyszło. W kolejnych minutach gra przeniosła się głównie w środkową strefę boiska i żadna drużyna nie była w stanie skonstruować składnej akcji. W 33. minucie Koutris przeniósł piłkę nad bramką Kudły, uderzając lewą nogą. Chwilę później Drachal był bliski zdobycia bramki, ale w ostatnim momencie piłka mu odskoczyła. W 42. minucie Loncar uderzył głową z bliskiej odległości, ale Kudła zdołał ją wybić końcówkami palców. Po wznowieniu z rzutu rożnego Dawid Drachal chciał oddalić zagrożenie i w momenciem gdy wybijał piłkę, to podbiegł Kurzawa, który dostał prosto w skroń i potrzebował pomocy medycznej. W doliczonym czasie pierwszej połowy Gruszkowski rzucił się, aby zablokować strzał Koutrisa i piłka niefortunnie odbiła mu się od ręki. Po długiej przerwie i analizie VAR sędzia wskazał na jedenastkę, którą  pewnie wykorzystał Koulouris. Po tej bramce arbiter zakończył pierwszą połowę.

Na drugą połowę GieKSa wyszła w takim samym składzie, natomiast w drużynie Pogoni doszło do jednej zmiany. Po czterech minutach drugiej połowy Koulouris znów wpisał się na listę strzelców – tym razem pokonał Kudłę z bardzo bliskiej odległości, a piłkę wrzucił Kamil Grosicki, który przepchał i objechał bezradnego Alana Czerwińskiego. W kolejnych minutach GieKSa, chcąc odrabiać straty, odsłoniła się jeszcze bardziej, co próbował wykorzystać Wahlqvist, ale uderzył bardzo niecelnie. Po upływie godziny gry trener Rafał Górak pokusił się o potrójną zmianę. Na boisko weszli Błąd, Bergier i Galan. Chwilę późnej Arkadiusz Jędrych wpuścił swojego bramkarza na minę. Źle obliczył odległość do Kudły i zagrał zbyt lekko i niedokładnie do tyłu. Kudła musiał opuścić bramkę, aby ratować sytuację i po serii niefortunnych podań piłka trafiła pod nogi Grosickiego, jednak jego strzał został zablokowany przez naszego bramkarza. W 68. minucie Sebastian Bergier wyszedł sam na sam z bramkarzem, ale nie trafił w światło bramki, była to idealna okazja na złapanie kontaktu. Chwilę później Loncar został sfaulowany przez Kuuska, ale sędzia puścił akcję i do piłki dobiegł Sebastian Bergier, który zaliczył… soczysty upadek. W kolejnych minutach gra zrobiła się bardzo rwana i było dużo niedokładności w obu zespołach. W 82. minucie Kacper Łukasiak pokonał Dawida Kudłę strzałem na dalszy słupek. Warto zaznaczyć, że ten zawodnik wszedł na boisko… minutę wcześniej. Pięć minut później Koulouris trzeci raz wpisał się na listę strzelców, pokonując Kudłę strzałem na długi róg. Chwilę później sędzia zakończył spotkanie.

6.04.2025, Szczecin
Pogoń Szczecin – GKS Katowice 4:0 (1:0)
Bramki: Koulouris (45-k, 49, 87), Łukasiak (82).
Pogoń Szczecin: Cojocaru – Wahlqvist, Loncar, Borges, Koutris (86. Lis), Gamboa, Ulvestad, Kurzawa (80. Smoliński), Przyborek (46. Wędrychowski), Grosicki (81. Łukasiak), Kolouris (88. Paryzek).
GKS Katowice: Kudła – Gruszkowski (62. Galan), Czerwiński, Jędrych, Kuusk (80. Komor), Wasielewski – Drachal (62. Błąd), Kowalczyk, Repka, Nowak (88. Marzec) – Szymczak (62. Bergier).
Żółte kartki: Kowalczyk.
Sędzia: Paweł Raczkowski (Warszawa).
Widzów: 19 938.

Kontynuuj czytanie

Felietony Piłka nożna

„Schodził stąd przegrany były Mistrz Świata”

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Nie da się wymyśleć bardziej dramatycznego scenariusza i spektakularnego zakończenia, jak wczoraj. Patrząc na to, że GKS w ostatnich latach dość rzadko zdobywał bramki w doliczonym czasie gry, to czynił to akurat wtedy… kiedy trzeba. Pamiętny gol z Ruchem Chorzów, ten ostatni sezon i trafienia przy Konwiktorskiej i Edukacji, w obecnych rozgrywkach niesamowita końcówka z Cracovią, a teraz – idealnie na otwarcie nowego obiektu – w sto pierwszej minucie, co chyba w historii GieKSy nie ma precedensu.

Jesteśmy w innej rzeczywistości. Jeszcze 6-7 lat temu, gdy GKS Katowice spadał z pierwszej ligi, zespół przez rok nie potrafił wygrać u siebie. To była niesamowita statystyka. Na wyjazdach nawet trochę wygranych było, ale Bukowa była przeklęta. GieKSa przegrywała, częściej remisowała, ale trzech punktów nie była w stanie zainkasować. A teraz? Teraz sobie na lajcie wygrywa w takich kluczowych meczach, jak pożegnanie starego stadionu i powitanie nowego. Gdy wyzwania są nieporównywalnie trudniejsze, bo ekstraklasowe. Siedmiomilowe kroki.

Przy takiej publice GieKSa grała jako gospodarz może po raz pierwszy w historii. Były oczywiście mecze w pucharach na Śląskim. Ale tutaj mieliśmy w końcu ten swój stadion, z piętnastotysięczną frekwencją, stadion wypełniony do ostatniego miejsca, żywiołowo dopingujący przez cały mecz. Była pompa, byli oficjele, prezes PZPN, czy „serdecznie” przywitany minister Sławomir Nitras. Wszystko było gotowe, aby w tych nowych warunkach, piłkarze wyszli na boisko – nieznane nadal przecież sobie, bo tylko poobcowane dwoma treningami – i walczyć o pełną pulę z Górnikiem Zabrze.

Ta wygrana spięła klamrą lata chude. Jedną piątą wieku lat chudych, bo to właśnie 20 lat temu w ostatnim meczu w ekstraklasie katowiczanie zwyciężyli z Górnikiem po golu Krzysztofa Markowskiego w 97. minucie. Co się wydarzyło pomiędzy tymi dwoma meczami z Górnikiem… Więcej złego niż dobrego, ale to złe – wygląda na to – już za nami. Po latach rwania włosów z głowy, w końcu możemy się cieszyć, autentycznie cieszyć GieKSą na salonach i to jeszcze z sukcesami. Jeszcze rok temu ten scenariusz uznalibyśmy za zbyt piękny, by mógł się ziścić.

I z tym Górnkiem przecież nam się wiodło fatalnie. Przy Roosevelta trzy porażki, u siebie dwa ligowe remisy i trzy przegrane w Pucharze Polski. Karał nas Lukas Podolski, który zarówno w Katowicach, jak i Zabrzu notował dublety. Już pierwszy mecz przy Nowej Bukowej to fakt następujący, który wychwycił nasz niezawodny redakcyjny statystyk Kosa – przegrał tu były Mistrz Świata, nawiązując do oprawy z meczu z Zagłębiem i historii Zidane’a i kumpli. To niesamowity i symboliczny skalp na sam początek życia tego nowego obiektu.

Opinie mogą być różne. Czy GKS Katowice zasłużył na zwycięstwo w tym spotkaniu? Czysto piłkarsko, można mieć co do tego wątpliwości. Górnik – zwłaszcza w drugiej połowie – miał bowiem kilka kapitalnych okazji do zdobycia gola. Samo xG po meczu wynoszące 2,69 z kosmosu się nie wzięło. Szanse Sowa czy Zahovića były wybitne. To co wyczyniał jednak w bramce Dawid Kudła, to najwyższa klasa. Golkiper nie pierwszy raz w tym sezonie uratował nam skórę. W tym meczu przyciągał piłki jak magnes, a i miał furę szczęścia, gdy futbolówka odbita od Lukasa Klemenza leciała w stronę bramki, ale miała tak przedziwną rotację, że się odkręciła.

Jak powiedział jednak nasz trener, wygrał zespół skuteczniejszy i jest to o tyle dyplomatyczna wypowiedź (bo oczywiście zawiera w sobie te wszystkie okazje Górnika), co po prostu taka, co do której nie da się polemizować. Tak, GieKSa strzeliła o jedną bramkę więcej. W tym sezonie było kilka odwrotnych meczów, nie szukając daleko – np. spotkanie w Lublinie z Motorem. GKS tego meczu nie powinien przegrać. Zresztą ostatniego z Widzewem – też nie. Tutaj znowu można przytoczyć słowa Jana Urbana o tym, że na koniec i tak każdy ma to, na co zasługuje.

Chcę jednak zwrócić uwagę, że to zwycięstwo nie było do końca szczęśliwe. Oczywiście Górnik był lepszym zespołem w drugiej połowie i bardziej dążył do zwycięstwa właśnie z tymi swoimi okazjami. Choć z niedosytem, remis mogliśmy brać w ciemno. Ale tu znowu przypominają się słowa Rafała Góraka o meczu z Cracovią, kiedy się tak smutno zrobiło po bramce Kallmana, ale zespół nic sobie z tego nie zrobił i ruszył szturmem po czwartą bramkę. Tutaj mimo naporu Górnika – w doliczonym czasie gry GKS też postanowił zaatakować i przecież byliśmy kilkukrotnie pod polem karnym Górnika. Swoje okazje mieli Bartosz Nowak i Oskar Repka – naprawdę tam niewiele brakowało. W tak trudnym meczu GKS nie zamknął się w końcówce na swojej połowie. A potem mieliśmy już tylko Filipa Szymczaka, który odblokował się w najlepszym możliwym momencie. Strzał oddał idealny, idealna była też euforia ławki i trybun. GieKSa przełamała serię z Górnikiem. Dodałbym jeszcze cichego bohatera tej akcji, bo to Mateusz Kowalczyk, który przez całe spotkanie szukał takich otwierających podań – zagrał fenomenalną piłkę przed pole karne do Filipa i ten po prostu podwórkowo okiwał i strzelił. Wyszło świetnie.

Klasę pokazali kibice Górnika, którzy przegrywając mecz w dramatycznych okolicznościach, zaraz zaczęli skandować „GKS Katowice” i gratulować. Dobra sztama nie jest zła, a taka zgoda pomiędzy dwoma wielkimi klubami z tego samego regionu to ewenement. Trzeba się szanować.

Wszystkie te pozasportowe „ekscesy” mamy za sobą. Teraz mamy już ten swój nowy dom i trzeba się skupić na piłce i normalnych meczach. Z kolejki na kolejkę, z coraz to następnymi rywalami. Magiczna granica 38 punktów coraz bliżej. Odległość jednego meczu. Trzeba po prostu coś wygrać. A potem czekać na te wielkie mecze, które przed nami na Nowej Bukowej – być może opromieniona wyeliminowaniem Chelsea Legia pojawi się na Bukowej z głową w chmurach. A Lech z wielką presją dotyczącą Mistrzostwa Polski w przedostatniej kolejce będzie miał spętane nogi. Wtedy ruszy na nich GieKSiarska nawałnica 😉

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga