Piłka nożna Prasówka
Media o przegranej GieKSy w derbach: „Wszyscy na urlop” – proponują kibice katowiccy swym piłkarzom
Zapraszamy do przeczytania fragmentów doniesień mediów na temat wczorajszego przegranego meczu GieKSy z GKS-em Tychy 1:2 (1:0). Wybraliśmy dla Was najciekawsze:
sportslaski.pl – Te przeklęte derby! GieKSa wypisuje się z walki o awans
Do przerwy było bardzo dobrze. GKS Katowice prowadził z GKS-em Tychy, ale w drugiej połowie, po czerwonej kartce dla Oktawiana Skrzecza, goście zdobyli dwie bramki i zgarnęli trzy punkty.
Katowiczanie przystąpili do derbów niezwykle zmotywowani. Wystarczy powiedzieć, że już w pierwszych minutach gospodarze stworzyli sobie trzy dobre sytuacje do strzelenia gola. Najlepszą z nich zmarnował Dalibor Volas, który uderzył w środek bramki, prosto w Konrada Jałochę. Chwilę później piłka znów trafiła w bramkarza tyszan, ale tym razem o udanej obronie nie było mowy. Z lewej strony dośrodkował Adrian Błąd, a w polu karnym pojedynek główkowy z Danielem Tanżyną wygrał Tomasz Midzierski. Piłka odbiła się od słupka, a następnie od zaskoczonego Jałochy, który nie zdążył interweniować. Tyszanie mieli problem, by w ogóle trafić w bramkę. Najgroźniej było po uderzeniu Keona Daniela z dystansu (tuż nad poprzeczką) i Jakuba Vojtusa głową (obok słupka).
[…] Sytuacja katowiczan skomplikowała się 20 minut przed końcem zawodów, gdy drugą żółtą kartkę zobaczył Oktawian Skrzecz. Warto nadmienić, że wcześniej „pachniało” czerwoną kartką dla Mateusza Grzybka – sędzia Tomasz Musiał oszczędził jednak zawodnika tyszan.
dziennikzachodni.pl – Ekstraklasa nie dla GieKSy
[…] Paradoksalnie prowadzenie Katowic wpłynęło na mecz negatywnie. Tempo zaczęło spadać, szale się wyrównały, a z murawy długimi fragmentami wiało chłodem. Nic dziwnego, że kojarzony z Ekstraklasą sędzia Tomasz Musiał do pierwszej połowy doliczył tylko minutę.
Po rozpoczęciu drugiej części szybko zaczęło między zawodnikami iskrzyć. Przepychanki, większe i mniejsze złośliwości stały się normą, nad którą nie do końca panował arbiter. Po godzinie gry katowiczanie przeprowadzili świetną kontrę zapoczątkowaną przez Macieja Wierzbickiego, jednak z główką Andrei Prokicia w kapitalnym stylu poradził sobie Jałocha. Mecz znów się ożywił, swoich szans zaczęli szukać też piłkarze gości, licząc, że interwencje bramkarza można przekuć na coś więcej niż minimalną porażkę. Nadzieje te jeszcze wyraźniej wzrosły w 70 minucie, gdy Oktawian Skrzecz za faul na środku boiska na Kamilu Zapolniku zarobił drugą zółtą kartkę i pomaszerował do szatni.Trener Jacek Paszulewicz nie zdołał zapobiec tej komplikacji zwlekając ze zmianą, w przeciwieństwie do Tarasiewicza, który zdążył uratować przed prawdopodobnym podobnym losem Mateusza Grzybka. Zszedł za to z boiska jedyny po kadrowych karnych posunięciach, jakie miały miejsce po porażce z Ruchem napastnik gospodarzy Dalibor Volas. Siła ognia GKS-u wyraźnie zmalała, co dodatkowo napędziło rywali.
sportdziennik.pl – „Wszyscy na urlop” – proponują kibice katowiccy swym piłkarzom
Po poniedziałkowej porażce z Rakowem, z piłkarzy tyskich wyraźnie zeszło powietrze. Przy Bukowej długo nie przypominali drużyny, która do niedawna była liderem tabeli wiosennej. Ale po czerwonej kartce dla gospodarzy odwrócili losy meczu, ostatecznie zabierając im marzenia o ekstraklasie.
[…] Tyszanie – idąc za ciosem – bez specjalnego wysiłku wykorzystali nieporozumienie w defensywie gospodarzy: Jakub Vojtusz – mimo interwencji Macieja Wierzbickiego – „”wkulał” piłkę do bramki GKS-u Katowice. „Wszyscy na urlop” – zaproponował w tym momencie miejscowym piłkarzom „Blaszok”. GKS Tychy wygrał przy Bukowej mecz ligowy po raz pierwszy od 40 lat!
weszlo.com – Takie Tychy najlepszą drużyną wiosny w I lidze? Fatalnie to świadczy o reszcie…
[…] Katowiczanie, którzy ostatecznie okazali się bardziej słabi i po meczu zostali bez punktów, raczej zaprzepaścili swoje szanse na awans, ale – po tym co dziś pokazali – wypada się tylko cieszyć, że tak grający zespół nie będzie w przyszłym sezonie kopać na najwyższym sezonie w Polsce. Z drugiej strony w tym – nie przymierzając – żenującym spektaklu wzięli udział też Rycerze Wiosny z Tych, którzy jeszcze w maju ograli lidera z Legnicy, a teraz utemperowali zapędy kolejnego faworyta.
[…] W drugiej połowie obraz gry nie uległ zmianie, co zrzucilibyśmy na kark wciąż nieudolnych piłkarzy a Tych, jak i prowadzącego spotkanie Tomasza Musiała (tak, tego z ekstraklasy). Otóż chwilę po zmianie stron za drugą żółtą kartkę wylecieć powinien obrońca gości, Mateusz Grzybek. Musiał z tylko sobie znanych powodów postanowił go oszczędzić, ale jakieś 20 minut później nie okazał litości piłkarzowi z Katowic, Oktawianowi Skrzeczowi, któremu – jak najbardziej słusznie – pokazał drugie żółtko. I, jak się okazało, był moment przełomowy całego meczu.
Tychy męczyły się pod bramką gospodarzy, więc z pomocą postanowił wyjść im kolejny dzban dzisiejszych derbów, czyli Maciej Wierzbicki. Golkiper Katowic najpierw mega niepewnie zachował się przy rzucie rożnym – wyszedł, potem się wrócił, co wykorzystał Tanżyna, który skierował głową piłkę do siatki. A chwilę później Wierzbicki wyprowadzając piłkę z własnego pola karnego podał ją pod nogi Vojtusa, który – pomimo strzału pozostawiającego wiele do życzenia – ustalił wynik meczu.
Beznadziejny GKS Tychy zwycięża więc w Katowicach. Ekipa kompletnie bezzębna, z ociężałym Vojtusem, tragicznym Bernhardtem oraz walącym w gołębie Zapolnikiem przywozi z teoretycznie niewdzięcznego stadionu lokalnego rywala trzy punkty. Wygrywa tzw. mecz na szczycie, który swoim poziomem skompromitował całe rozgrywki. A na samą myśl, że ktoś z tej pierwszej ligi za rok zagra w ekstraklasie, zwyczajnie rozbolały nas zęby.
futbolfejs.pl – Czemu GieKSa Katowice wciąż kończy tak samo? Refrenem: „wyp…ć!”
GieKSa Katowice przegrywając derby z GKS Tychy 1:2 w praktyce może pożegnać się z marzeniami o Lotto Ekstraklasie. Piłkarzy pożegnały więc gwizdy i niecenzuralne hasło nie do cytowania przed 23.00. I tak się tylko nasuwa: i skąd my to znamy? No oczywiście – z Bukowej!
Zupełnie jak w „Dniu świstaka” – bo nie chodzi o typowe deja vu, tylko o natrętną, a powtarzającą się sytuację. Tyle że w filmie było natrętnie, ale na końcu ckliwie, a po drodze śmiesznie. A w Katowicach nikomu jakoś śmiech na ustach się nie plącze. Plączą się za to nogi.
Tak dla przypomnienia. Rok temu było tak: od 2:0 ze zdegradowanym Kluczborkiem do 2:3 po decydującym golu strzelonym przez rywali z połowy boiska do pustej bramki.
[…] Teraz co prawda trzeba było zagrać ciężkie derby z Tychami. Ale znów było prowadzenie 1:0, potem czerwona kartka dla Oktawiana Skrzecza, potem wyrównujący gol Daniela Tanżyny, a w końcu prezent. Prezent piłkarzy Katowic dla piłkarzy Tychów. Zgrabnie opakowany i podany na tacy.
[…] Refren Bukowej ćwiczony rok po roku. „Wyp…” – żegnała Bukowa schodzących piłkarzy. I wtedy, i teraz.
[…] Paszulewicza chwaliliśmy nie raz za to, co robił w Katowicach i jak je odmienił, ale do czasu…
Trudno jednak było nie chwalić – statystyka pierwszej części wiosny jest chwalebna: 7 meczów, 6 zwycięstw, 18 punktów.
Statystyka drugiej części wiosny porażająca: 6 meczów, 1 zwycięstwo, 4 punkty.
W Katowicach znów na finiszu coś tąpnęło. Niesamowite. Po meczu z Ruchem (0:1) Paszulewicz był stanowczy i w słowach, i w czynach – czterech piłkarzy GieKSy zostało odsuniętych od zespołu. I to jakich! Grzegorz Goncerz, Wojciech Kędziora, Dawid Plizga, Armin Cerimagić.
Czy teraz sprzątania ciąg dalszy? Do gołej ziemi i budować od nowa – tak radzą fani na forach…
Hokej
Kompromitacja w Tychach
W 20. kolejce THL nasza drużyna wyruszyła do Tychów żeby zmierzyć się z miejscowym GKS-em.
Pierwszą tercję rozpoczęliśmy od szarpanej gry w tercji neutralnej. Dopiero w 4. minucie strzał na bramkę Fucika zdołał oddać Wronka, ale jego uderzenie nie sprawiło problemów bramkarzowi gospodarzy. W 7. minucie miejscowi wyszli na prowadzenie. W drugiej połowie pierwszej odsłony nasza drużyna stanęła przed szansą wyrównania wyniku za sprawą liczebnej przewagi. Pomimo oddania kilku groźnych strzałów, to żaden z naszych zawodników nie zdołał pokonać Fucika. W 19. minucie fantastyczną interwencją popisał się Eliasson ratując nas przed utratą drugiej bramki. Chwilę przed syreną kończącą pierwszą tercję Eliasson ponownie zachował czujność i pewnie obronił kolejne strzały gospodarzy.
Drugą tercję rozpoczęliśmy od zdecydowanego ataku na bramkę Fucika, blisko zdobycia bramki był Wronka i Varttinen. W 24. minucie gospodarze zdobyli drugą bramkę, wykorzystując liczebną przewagę. Kilkanaście sekund później gospodarze ponownie podwyższyli. W 25. minucie nastąpiła zmiana bramkarza w naszej drużynie. W 28. minucie czwartą bramkę dla drużyny gospodarzy zdobył Drabik, wykorzystując bierną postawę naszych obrońców. W 33. minucie w sytuacji sam na sam z Fucikiem znalazł się Dupuy, ale jego strzał był za lekki, by pokonać bramkarza gospodarzy. Na sam koniec drugiej odsłony gospodarze po raz piąty wbili krążek do naszej bramki.
Trzecią odsłonę rozpoczęliśmy od kilku strzałów na bramkę Fucika. Jednak to gospodarze ponownie znaleźli drogę do naszej bramki, zdobywając szóstą bramkę w tym meczu. Minutę później po raz siódmy do bramki trafił Viinikainen. Na sam koniec meczu bramkę honorową dla naszej drużyny zdobył Jonasz Hofman.
GKS Tychy – GKS Katowice 7:1 (1:0, 4:0, 2:1)
1:0 Filip Komorski (Valtteri Kakkonen, Rafał Drabik) 06:16
2:0 Alan Łyszczarczyk (Rasmus Hejlanko, Valtteri Kakkonen) 23:23, 5/4
3:0 Mark Viitianen (Dominik Paś) 24:18
4:0 Rafał Drabik (Szymon Kucharski, Mateusz Bryk) 27:48
5:0 Mateusz Gościński (Hannu Kuru, Olli Kaskinen) 38:56
6:0 Hannu Kuru (Juuso Walli, Bartłomiej Pociecha) 45:23
7:0 Olli-Petteri Viinikainen (Alan Łyszczarczyk, Rasmus Hejlanko) 47:54
7:1 Jonasz Hofman
GKS Tychy: Fucik, Lewartowski – Viinikainen, Bryk, Łyszczarczyk, Komorski, Knuutinen – Kaskinen, Kakkonen, Jeziorski, Kuru, Heljanko- Walli, Pociecha, Karkkanen, Paś, Viitanen – Bizacki, Ubowski, Drabik, Kucharski, Gościński.
GKS Katowice: Eliasson, Kieler – Maciaś, Hoffman, Wronka, Pasiut, Fraszko – Varttinen, Verveda, Anderson, Monto, Dupuy – Runesson, Lundegard, Michalski, McNulty, Hofman Jo. – Chodor, Dawid, Hofman Ja.
Felietony Piłka nożna
Komu nie zależało, by zagrać?
Gdy wyjrzałem dziś za okno z pokoju hotelowego, zobaczyłem szron na pobliskich dachach. I tyle. Śniegu nie było ani grama, jedyne, co mogło nas przyprawiać o lekkie dreszcze to przymrozek i konieczność spędzenia tego meczu w tak niskiej temperaturze. Wiadomo jednak, że podczas dobrego widowiska można się porządnie rozgrzać i emocje sportowe niwelują jakiekolwiek atmosferyczne niedogodności. Głowiłem się, jak to jest, że w różnych rejonach Polski mamy atak zimy, a przecież okolice bieguna zimna, które teoretycznie najbardziej są narażone na popularny biały puch, tym razem są wolne od tego.
Gdy jechałem autobusem na mecz i zaczęło lekko prószyć – a było to o godz. 10.30 ani przez myśl nie przeszło mi, jak to się wszystko skończy. Po prostu – śnieg zaczął sobie padać, nie był to jakiś armagedon, a i same opady śniegu, choć były wyraźne, nie przypominały tych, które znamy z przeszłości.
Po wejściu na stadion zobaczyłem taką właśnie oprószoną murawę – niezasypaną. Białawo-zieloną lub zielonkawo-białą. Typowy widok, gdy mamy pierwsze opady śniegu w roku lub też szron po mroźnej nocy. Białe gunwo (że tak zejdziemy z romantycznej wersji o puchu) ciągle jednak z białostockiego nieba spadało. I w pewnym momencie rzeczywiście murawa stała się dość biała. Nie przeszkodziło to jednak obu drużynom oraz sędziom rozgrzewać się. Kibice wypełniali stadion, zwłaszcza ci z Jagiellonii jeszcze przed meczem głośno dopingując swój zespół. Sympatycy GieKSy powoli zaczęli wchodzić na sektor gości i też dali znać o sobie. Przyznam, że nie myślałem w ogóle o tym, że mecz może się nie odbyć. Nie miałem takiego konceptu w głowie.
Za łopaty wzięło się… kilka osób. Zaczęli odśnieżać pola karne. Wyglądało to tak, że na jednym skrzydle stało trzech chłopa i sami nie wiedzieli, jak się za to zabrać. „Gdzie kucharek sześć…” – powiedziałem Miśkowi. A na drugim skrzydle szesnastki jeden jegomość odśnieżył na kilka metrów szerokość pola karnego, pokazując, że „da się”. A tamci deliberowali. Do tej pory odśnieżone były tylko linie i wspomniany kawałek. Na drugim polu karnym natomiast jakiś artysta „odśnieżał” w taki sposób, że zagarniał, wręcz zdrapywał śnieg, zamiast go nabierać na łopatę. Nie trzeba być śnieżnym omnibusem, żeby wiedzieć, że średnio efektywna jest to metoda. Po niedługim czasie wszyscy położyli na to lachę i sobie poszli czy tam przestali działać.
Dopiero kilka minut przed meczem zorientowałem się, że sędzia się dziwnie zachowuje, wychodzi i sprawdza. Załączyłem Canal+, by nasłuchiwać wieści i tam było jasne, że arbiter Wojciech Myć sugerował, iż szanse na rozegranie tego spotkania są dość marne. Potem wyszedł na boisko jeszcze raz, ze swoimi asystentami i patrzyli, jak zachowuje się piłka. W moim odczuciu ta rzucana i turlana przez nich futbolówka reagowała normalnie, z odpowiednim odbiciem czy brakiem większego oporu przy toczeniu się po ziemi. Do końca miałem nadzieję, że mecz się odbędzie.
Sędzia jednak zadecydował inaczej. W wywiadzie dla Canal+ powiedział, że ze względu na zdrowie zawodników, a także ograniczoną widoczność – podejmuje decyzję o odwołaniu meczu. Podał też argument, że do pomarańczowej piłki przykleja się śnieg i tak jej nie widać. A linie, które zostały odśnieżone i tak za chwilę zostałyby zasypane.
Mecz się nie odbył.
Odniosę się więc najpierw do słów sędziego, bo już one są dla mnie kuriozalne. Odśnieżone linie po 40 minutach (także już po odwołaniu meczu) nadal były widoczne. I nie zanosiło się specjalnie na to, że mają zostać momentalnie zasypane. Nawet jeśli – to chwila przerwy w meczu lub po prostu w przerwie między dwiema połowami – pospolite ruszenie do łopat i gotowe. A argument o piłce to już kuriozum do kwadratu. Na Boga – przecież śnieg to nie jest jakiś klej czy oleista substancja. I nawet jeśli w statycznej sytuacji klei się do piłki, to jest ona cały czas KOPANA. Dla informacji pana Mycia – to powoduje drgania w futbolówce, a to (plus odbijanie się od ziemi) z piłki przyklejony kawałek śniegu strząsa. Więc naprawdę nie mówmy takich głodnych kawałków na głos, bo tylko wzmacniamy opinię o sędziach taką, a nie inną.
Trener Siemieniec już po decyzji mówił dla Canal Plus, że z punktu widzenia logistyki w rundzie jesiennej, nie na rękę jest im nie grać, w domyśle, że ten mecz trzeba będzie jeszcze gdzieś wcisnąć. Tylko przecież WIADOMO, że tego spotkania nie da się rozegrać jesienią, bo przecież po ostatnim meczu ligowym Jaga gra dwa razy w Lidze Europy plus jeszcze w środku grudnia zaległy mecz z Motorem. Więc z GKS musieliby zagrać tuż przed świętami, a przecież nikt przy zdrowych zmysłach nie przedłuży rundy GieKSie o dwa tygodnie z powodu zaległego meczu. Niech więc trener Adrian nie robi ludziom wody z mózgu. Poza tym trener powiedział, że ze względu na stan boiska, była to jedyna i słuszna decyzja i trudno nie było odnieść wrażenia, że z powodu napiętego terminarza właśnie TERAZ, dłuższy oddech dla Jagiellonii to najlepsze, co może ich spotkać…
A Rafał Górak? Bardzo dyplomatycznie mówił, że rozumie decyzję sędziów, ale chyba trzy razy podczas wywiadu dał do zrozumienia, jakie miał zdanie… Panowie za zamkniętymi drzwiami rozmawiali, każdy dał swoje argumenty. Trener zwrócił uwagę, że ze względu na szczelnie wypełniony sektor gości mogło to wyglądać inaczej. Że białe linie widać i przy dobrej woli organizatora, boisko można byłoby doprowadzić do stanu używalności. Że taki wyjazd bez meczu to dodatkowe koszty dla klubu. Jakbym więc miał typować, to pewnie wyglądało to tak „ej Rafał, wiesz, jak jest, jaką mamy sytuację, wiem, że nie jest to wam na rękę, ale zgódź się na przełożenie meczu, odwdzięczymy się dobrym winkiem”… Być może więc ze względu na solidarność kolegów po fachu i gentelmen’s agreement, szkoleniowiec, mimo że wolałby zagrać – nie oponował.
No i właśnie. To jest pytanie – czy komuś zależało, żeby wykorzystać opady i meczu nie rozegrać? Powiem wprost – reakcja organizatora meczu na tę „zimę” jest mocno zastanawiająca i nie wiem, czy Jagiellonia nie powinna z tego tytułu ponieść konsekwencji. Powtórzę – klub nie zrobił absolutnie nic, żeby ten mecz rozegrać. Począwszy od prognoz – przecież atak zimy w Polsce był już wczoraj, więc nie można było nie zakładać, że podobna sytuacja powtórzy się w Białymstoku. A jeśli tak, to przygotowuje się zastępy ludzi – choćby na wszelki wypadek – do tego, żeby boisko odśnieżyć. Pamiętacie, co było w zeszłym sezonie w meczu Radomiaka z Zagłębiem? Momentalnie, w ciągu kilku minut płyta po nawałnicy zrobiła się biała. Tam też było ryzyko przerwania i odwołania meczu. Ale ludzie robili, co w swojej mocy, odśnieżali, jak tylko się da i spotkanie zostało dokończone. Wczoraj w Rzeszowie kompletnie zasypany stadion został odśnieżony i mecz również się odbył. A w Białymstoku? Nie było chętnych czy nie miało ich być? Mogli nawet tych żołnierzy wziąć, co to zawsze są na trybunach. Cokolwiek. A tutaj kilku ludzi z łopatą zaczęło nieskładnie machać, ale chyba ktoś im powiedział, że to bez sensu – no i przestali.
Nie będę wnikał, czy na takim boisku można grać czy nie. Jak bardzo wpływa to na zdrowie zawodników. Wiem, że w przeszłości takie mecze się odbywały i nikt nie płakał i nie zasłaniał się ani zdrowiem, ani terminarzem. GieKSa taki mecz rozgrywała z Arką Gdynia – pamiętny z niewykorzystanym karnym Adamczyka – i jakoś się dało. Nie jest to może najbardziej estetyczne widowisko, ale mecz jest rozegrany i jest z głowy.
Natomiast tu nie chodzi o to, czy na zaśnieżonym boisku można grać. Chodzi o to, że nikt nie zajął się odśnieżaniem. Dlatego cała ta sytuacja ostatecznie wydaje mi się po prostu skandaliczna. Dosłownie godzinkę śnieg poprószył – bez jakiejś większej nawałnicy – i odwołujemy mecz.
I tak – piłkarze pojechali sobie na drugi koniec polski, by pobiegać na murawie stadionu Jagiellonii. Klub zapłacił za hotel, wyżywienie, przejazd. Teraz będzie to musiał zrobić drugi raz – najpewniej na wiosnę. Kibice zrywali się o drugiej w nocy, niektórzy pewnie nawet nie poszli spać, by stawić się na zbiórkę w ciemnych Katowicach. Jechali w tak wielkiej liczbie przez cały kraj – też przecież zapłacili za bilety i przejazd. I dostali w bambuko, bo paru osobom nie chciało się wyjść i doprowadzić boisko do jako takiego stanu.
Uważam, że PZPN czy Ekstraklasa, czy kto tam zarządza tym całym grajdołkiem, nie powinien przyzwalać na taką fuszerkę. To jest kupa kasy i czas wielu ludzi, którzy zdecydowali się do Białegostoku przyjechać. To po prostu jest nie fair.
Nieraz bywały jakieś sytuacje czy to z pogodą, czy wybrykami kibiców i kapitanowie lub trenerzy obu drużyn zgodnie mówili – gramy/nie gramy. Była ta wyraźna jednogłośność. A czasem spór. Grano nawet po zapaści Christiana Eriksena – choć tam akurat uważam, że ta decyzja była fatalna (choć z drugiej strony to Euro, więc logistyka dużo trudniejsza). Tutaj zabrakło determinacji, żeby mecz rozegrać. Rozumiem trenera Góraka, że podszedł dyplomatycznie do sprawy. Ja tego protokołu dyplomatycznego trzymać nie muszę i wysuwam hipotezę, że komuś na rękę był ten niezbyt wielki opad śniegu.
Dotychczas wielokrotnie pisałem i mówiłem, że cenię Jagiellonię i Adriana Siemieńca za to, jak łączą ligę i puchary. Byłem pod wrażeniem, że rok temu Jaga nie przełożyła spotkania z GKS na jesień, gdy sama była pomiędzy meczami z Ajaxem – trener gospodarzy dzisiejszego niedoszłego pojedynku mówił, że poważna drużyna musi umieć grać co trzy dni. Tym razem jednak w obliczu meczu z KuPS i końcówki ligi, takie zdanie przestało już zobowiązywać.
Nam nie pozostaje nic innego, jak przygotować się do sobotniego spotkania z Pogonią. Oby piłkarze GKS również wykorzystali fakt, że nie będą mieli Jagi w nogach i jak najlepiej mentalnie i fizycznie przygotowali się do spotkania z Portowcami. A z Jagiellonią i tak się już niedługo zmierzymy, bo za jedenaście dni w Pucharze Polski.
Kups!
Piłka nożna
Mecz z Jagiellonią odwołany!
W związku z atakiem zimy w Białymstoku i niezdatnymi według sędziego warunkami do gry mecz Jagiellonia Białystok – GKS Katowice został odwołany.




Najnowsze komentarze