Tak jak i po Wigrach, tak i o Rakowie nie ma co się dopatrywać plusów. GieKSa od miesięcy systematycznie ściągana jest na samo dno przez prezesów, trenerów i piłkarzy. I choć przez moment miałem wiarę w naszego szkoleniowca, to pierwsze mecze wiosny pokazały, że zespół wygląda gorzej niż w ostatnich meczach jesienią. Nie ma więc się gdziekolwiek zaczepić, jeśli chodzi o próbę złapania optymizmu.
Minusy:
– Fatalna gra – to co pokazał GKS w meczu z Rakowem przypominało raczej nędzne próby trzecioligowca w starciu z ekipą z ekstraklasy. Efektu z tego nie było żadnego.
– Taktyka bij na Śpiączkę, a leć – naprawdę długie piły na osamotnionego napastnika, który do demonów szybkości nie należy, świadczą o bardzo małym, a w sumie to znikomym repertuarze sposobów gry
– Farmazony Dudka – trener uważa, że dwudziestoprocentowa sytuacja Śpiączki była stuprocentowa i miała wpływ na wynik. Naprawdę, wydawało się, że szkoleniowiec zaczął mądrze mówić, ale to…?
– Obrona na trzy – a dokładnie trzy bramki, bo jeśli chodzi o ocenę szkolną to jedynka. To co zrobił Jędrych przy pierwszym golu i Lisowskim przy drugim to był pokaz najbardziej kuriozalnych zachowań piłkarzy GieKSy, jakie znamy od lat.
– Zmiennicy nie pomagają – a wręcz przeszkadzają, tak jak Piesio, który notuje fatalną stratę na kontrę na trzeciego gola.
– Raków grał na pół gwizdka – oszczędzający siły na Legię rywal, przyjechał sobie na Bukową i wziął darowane trzy punkty.
– Tylko cud może nas uratować przed spadkiem – taka prawda. Żeby osiągnąć możliwą (ale nie pewną) granicę utrzymania 36 punktów, należałoby mieć bilans 6-0-5 lub 5-3-3. Czyli wygrywać co drugi mecz. Jak to zrobić, gdy bilans Dudka wynosi 1-3-6?
Najnowsze komentarze