Dołącz do nas

Hokej Piłka nożna Piłka nożna kobiet Prasówka Siatkówka Szachy

Nieoficjalnie: Rywal GieKSy wycofał się z finału Pucharu Kontynentalnego

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Zapraszamy do przeczytania doniesień mass mediów z ostatnich dwóch tygodni, które dotyczą sekcji piłki nożnej, siatkówki, hokeja  oraz szachów GieKSy. Prezentujemy najciekawsze z nich.

Drużyna męska wróciła do treningów w ostatni piątek. Piłkarze do środy będą przebywać na mini zgrupowaniu w Busku-Zdroju. W najbliższą sobotę zespół weźmie udział w turnieju towarzyskim Spodek Super Cup, a w niedzielę drużyna odleci na zgrupowanie do tureckiej Lary. Z kolei piłkarki rozpoczną treningi w najbliższy piątek. Lech Poznań skrócił wypożyczenie Jakuba Antczaka.

Siatkarze rozegrali dwa spotkania: oba przegrane. 30 grudnia zespół przegrał z Jastrzębskim Węglem 0:3, a w ostatnią sobotę z Wartą Zawiercie 1:3. Okazja na zdobycie punktów będzie już w czwartek 0 17:30 – zagramy na wyjeździe z VC Barkom Każany Lwów.

Hokeiści w ostatni weekend 2024 roku przegrali w półfinale Pucharu Polski z GKS-em Tychy 3:5. W 2025 roku w meczach THL GieKSa dwukrotnie wygrała: z Cracovią 4:2 oraz Podhalem 2:1 (po rzutach karnych). W rozpoczętym tygodniu drużyna rozegra trzy spotkania – pierwsze z nich już jutro, kolejne w piątek oraz w niedzielę. Rywalami będą: Podhale, Zagłębie i STS Sanok. Mecz z Podhalem zostanie rozegrany na wyjeździe, pozostałe dwa w Satelicie. Spotkania rozpoczną się odpowiednio o godzinach: 18:00, 18:30 i 17:00. Działacze GieKSy podpisali kontrakt z Brandonem Magee. Nieoficjalnie media donoszą o rezygnacji z udziału w turnieju finałowym Pucharu Kontynentalnego drużyny z Kazachstanu Arłan Kokczetaw.

Jan Krzysztof Duda, szachista Hetmana GKS-u Katowice został brązowym medalistą mistrzostw świata w szachach błyskawicznych.

PIŁKA NOŻNA

kobiecyfutbol.pl – Klasyfikacja żółtych i czerwonych kartek Orlen Ekstraligi

W poniższym artykule prezentujemy zestawienie żółtych i czerwonych kartek w Orlen Ekstralidze.

W minionej rundzie  Orlen Ekstraligi piłkarki zobaczyły łącznie 236 żółtych kartoników. Najwięcej z nich otrzymały zawodniczki Stomilanek Olsztyn (30), a najmniej Resovii Rzeszów (9).

Przez całą rundę padła tylko jedna bezpośrednia czerwona kartka – zobaczyła ją golkiperka SMS – u Łódź, Monika Sowalska w meczu przeciwko Czarnym Antrans Sosnowiec.

GKS Katowice: 5– Aleksandra Nieciąg, 2 – Klaudia Słowińska, 1 – Klaudia Maciążka, Kamila Tkaczyk , Gabriela Grzybowska, Marlena Hajduk.

dziennikzachodni.pl – GKS Katowice rozpoczął noworoczne treningi. Jakub Antczak wraca do Lecha Poznań

3 stycznia 2025 piłkarze GKS-u Katowice wrócili do zajęć po świąteczno-noworocznej przerwie. W drużynie beniaminka PKO Ekstraklasy wiosną nie zobaczymy już Jakuba Antczaka.

GKS Katowice w piątek poinformował, że pomocnik Jakub Antczak nie będzie już reprezentował klubu z Bukowej.

„Decyzją obu klubów wypożyczenie Jakuba Antczaka do GKS-u Katowice zostało skrócone i zawodnik wraca do Lecha Poznań” – przekazała GieKSa przypominając, że Antczak w barwach katowiczan rozegrał siedem meczów i strzelił dwa gole.

Katowiczanie przygotowania do rundy wiosennej sezonu 2024/2025 rozpoczęli od wspólnego treningu na boisku Rapid. W sobotę 4 stycznia czeka ich seria testów motorycznych. W dniach 6-8 stycznia udadzą się na zgrupowanie do Buska-Zdroju. Zaraz po powrocie do Katowic piłkarze GieKSy będą kontynuowali treningi na własnych obiektach, a w sobotę 11 stycznia wezmą udział w drugiej edycji turnieju Spodek Super Cup. W dniach 12-25 stycznia zespół będzie przebywał na zgrupowaniu w tureckiej Larze, gdzie rozegra cztery mecze sparingowe.

SIATKÓWKA

siatka.org – Mistrz Polski mimo dużych braków kadrowych nie dał się GKS-owi

W składzie Jastrzębskiego Węgla na mecz z GKS-em Katowice zabrakło trzech zawodników. W ich miejsce trafili do niego młodzi siatkarze Akademii Talentów Jastrzębskiego Węgla. Mimo to GKS nie zdołał urwać mistrzom Polski choćby seta. Od pierwszej wymiany własne zasady narzucał Jastrzębski Węgiel, co nie do końca się udało, bo po asie serwisowym Bartłomiej Krulicki było 3:1 dla gości. Chwilę później blokiem popisał się Norbert Huber i już był remis po 3. W kolejnych akcjach na prowadzeniu dalej znajdował się zespół z Katowic – 5:7, 8:10. Kiwka Tomasza Fornala dała gospodarzom kolejny remis – 10:10, lecz po asie Jewhenija Kisiluka GKS Katowice znów przejął inicjatywę (13:11). Asem odpowiedział również Kaczmarek, a gra zaczęła się od nowa – 14:14. Decydujący okazał się błąd Gomułki, który dał jastrzębianom prowadzenie 18:17. Doświadczenie w końcówce okazały się najcenniejsze – 20:17, 21:21, 25:23.

Drugi set od początku ułożył się lepiej dla mistrzów Polski. Świetnie prezentował się Anton Brehme, który do punktów w ataku dołożył asa – 3:2. Chwilę później było już 6:3 dla gospodarzy. Mimo wszystko gościom udało się odrobić straty (6:6). Rytm załapał również Aymen Bouguerra – 10:10, swoje robił także Alexander Berger. Znakomicie zagrał także Krulicki, po którego asie było 15:13. W kolejnych minutach grano punkt za punkt. Przy stanie 20:19 dla GieKSy trener Mendez poprosił o czas. Wojnę nerwów ponownie lepiej zniósł zespół gospodarzy – 28:26, a kluczowa okazała się dyspozycja Timothee Carle oraz Łukasza Kaczmarka.

Katowiczanie z przytupem rozpoczęli także trzeciego seta, a blokiem na otwarcie popisał się Łukasz Usowicz. Po maratonie zepsutych zagrywek w polu serwisowym zameldował się Huber i nagle z wyniku 3:3 zrobiło się 6:3 dla jastrzębian. Przewaga gospodarzy ani na moment nie topniała – 10:6. Przy stanie 12:7 o czas poprosił Emil Siewiorek, lecz na zagrywce dalej błyszczał Juan Ignacio Finoli. Po asie Fornala było już 16:8 dla Jastrzębskiego Węgla, a jeden Damian Domagała, to stanowczo za mało. Kolejne prośby trenera GKS-u niewiele dały. Najbardziej jednostronny set padł łupem mistrzów Polski 25:16, a całość kiwką domknął Carle.

Jastrzębski Węgiel – GKS Katowice 3:0 (25:23, 28:26, 25:16)

Chęci były, konsekwentnego działania znów zabrakło

GKS Katowice jest w coraz trudniejszym położeniu. W sobotę postanowił podjąć walkę o punkty z Aluronem CMC Wartą Zawiercie. I choć w pierwszym secie zaskoczyli wicemistrzów Polski, to później niei potrafili odpowiedzieć na argumenty rywali. W trzecim secie zawiercianie zdominowali rywali w ofensywie – utrzymali 77% skuteczności, podczas gdy katowiczanie tylko 40%. W decydującej partii tylko dopełnili formalności.

Początek meczu należał do GKS-u, który po zbiciach Bartosza Gomułki i prostych błędach rywali odskoczył na 8:4. Do walki zawiercian poderwał Kyle Ensing, a po kontrze Mateusza Bieńka zbliżyli się na 10:11. Odpowiedział im jednak Kisiliuk, a błędy Warty powodowały, że wciąż inicjatywa była po stronie gospodarzy. Dołożyli oni blok i prowadzili 20:15. Za sprawą Ensinga przyjezdni zbliżyli się 20:22, ale między innymi as serwisowy Aymena Bouguerry spowodował, że premierowa odsłona padła łupem katowiczan (25:21).

W drugim secie przebudzili się wicemistrzowie Polski, którzy po zdrapce Miłosza Zniszczoła i bloku zbudowali sobie zaliczkę (6:3). Po akcji Kisiliuka GKS odrobił część strat (8:9), ale przy zagrywce Bartosza Kwolka ponownie powiększył się dystans dzielący oba zespoły (14:9). Kisiliuk próbował jeszcze poderwać katowiczan do walki, ale popełniali oni sporo błędów, dzięki czemu Warta zbliżała się do wyrównania stanu meczu. W końcówce zatrzymała jeszcze rywali blokiem, a popsuta zagrywka Gomułki zakończyła partię (25:20).

W trzeciej odsłonie po zbiciu Bartłomieja Krulickiego GKS objął prowadzenie 4:2. Warta jednak szybko doprowadziła do remisu, a po akcji Aarona Russella zaczęła przejmować inicjatywę na boisku (11:8). Damian Domagała na spółkę z Kisiliukiem odrobili część strat, ale udane zagrania Ensinga i Russella powodowały, że goście wrócili do swojej przewagi (19:16). W końcówce bardzo dobrze grali blokiem. To właśnie ten element dał im pewną wygraną w tej części spotkania (25:21).

Początek czwartej odsłony stał pod znakiem walki cios za cios, ale przy serwisie Russella przyjezdni wypracowali sobie przewagę. Po zbiciu Kwolka prowadzili już 10:5. Swoje w ataku robił też Ensing, a pojedyncze udane zagrania gospodarzy nie poderwały ich do walki (13:8). Kwolek dołożył asa, a Warta nadal świetnie spisywała się w bloku. Nie do zatrzymania był Ensing, a GKS był coraz bardziej bezradny (20:13). W końcówce przypomniał o sobie Zniszczoł, a czapa na Gomułce zakończyła całe spotkanie (25:14).

GKS Katowice – Aluron CMC Warta Zawiercie 1:3 (25:21, 20:25, 21:25, 14:25).

HOKEJ

hokej.net – Mają patent na grę w finale! GKS Tychy powalczy o jedenasty Puchar Polski

Hokeiści GKS-u Tychy pokonali 5:3 GKS Katowice. Tym samym, podopieczni Pekki Tirkkonena staną przed możliwością zdobycia trzeciego z rzędu oraz 11 w historii klubu Pucharu Polski. Strzeleckie dublety na swoim koncie zapisali Rasmus Heljanko oraz Alan Łyszczarczyk, na listę strzelców wpisał się także Mathias Lehtonen.

Półfinałowa batalia śląskich drużyn dla większości kibiców zwiastowała solidną dawkę hokejowych emocji opakowaną w walkę o każdy centymetr lodu. Z kolei środowisku ekspertów i dziennikarzy derbowy pojedynek przyniósł twardy orzech do zgryzienia w postaci rozwikłania zagadki: którą z ekip należy postawić w roli faworyta. Czy GieKSa potwierdzi swoją rosnąca dyspozycję i coraz większe aspirację do walki o tytuły? Czy tyszanie odetną się grubą kreską od ostatnich porażek, grzebiąc pogłoski o kryzysie? Wszystkie prognozy przestały mieć znaczenie punktualnie o 17:30, gdy Michał Baca rzuceniem krążka zainaugurował zmagania w Hali Lodowej MOSiR w Krynicy-Zdroju.

Pierwszy sygnał do ataku nadał w 3. minucie Bartłomiej Jeziorski. 26-latek znajdując nieco przestrzeni na prawym skrzydle, próbował przy krótkim słupku zaskoczyć Johna Murraya. Doświadczony golkiper doskonale jednak odczytał zamiary rywala, pewnie łapiąc krążek. W kolejnych minutach stroną pozostającą dłużej w posiadaniu krążka byli tyszanie. Ciężar kreowania gry na swoje barki wziął Filip Komorski, który dobrze czuł się podczas wznowień jak i w ataku pozycyjnym. Choć podopieczni Pekki Tirkkonena ze sporą łatwością dochodzili do dobrych pozycji strzeleckich, to nie potrafili znaleźć sposobu aby zaskoczyć dobrze dysponowanego Jona Murraya. W 19. minucie aktywność Filipa Komorskiego przełożyła się na pierwsze osłabienie rywala, gdy faulem na kapitanie tyszan musiał ratować się Santeri Koponen.

Choć wicemistrzom Polski udało się wyjść obronną ręką z gry w liczebnym osłabieniu, to chwilę po wyrównaniu formacji tyszanie otworzyli wynik spotkania. Rasmus Heljanko dostrzegł na lewym skrzydle pozostawionego bez opieki Alana Łyszczarczyka, a ten uprzedzając przesuwającego się za akcją Johna Murraya skierował krążek do siatki. W 25. minucie zaogniła się sytuacja w okolicach katowickiej bramki, gdy Rasmus Heljanko do samego końca próbował wyłuskać krążek od Johna Murraya. Dążących do wyjaśnienia bezpośrednimi środkami zawodników w porę rozdzielili jednak arbitrzy. W 26. minucie podopieczni Jacka Płachty musieli mierzyć się kolejny raz z wyzwaniem gry w osłabieniu, gdy do boksu kar został oddelegowany Christian Mroczkowski. I choć tym razem GieKSa zdołała się wybronić, to obrońcy tytułu przyspieszając rozegrania, dali jasny komunikat rywalom, że dobrze czują się w rozegraniu formacji specjalnych. Po osiągnięciu korzystnego rezultatu tyszanie skupili się nieco na odpowiedzialnej grze w defensywie, jednak kiedy zachodziła taka potrzeba potrafili błyskawicznie przeorganizować się z obrony do ataku, wyprowadzając błyskawiczne kontry. W kolejnych minutach katowiczanom udało przenieść się ciężar gry w tercję rywala, jednak kreowanym akcjom brakowało nieco pazura, aby mocniej zagrozić Tomášowi Fučíkowi. Przełamanie nastąpiło w 39. minucie. Jakub Hofman wykorzystując moment zawahania tyszan w środkowej tercji ruszył na bramkę Fučíka i po chwili mocnym strzałem z nadgarstka pokonał golkipera rywali. Już 40 sekund po zdobyciu wyrównującej bramki sytuacja podopiecznych Jacka Płachty mocno się skomplikowała. Arbitrzy dokonując analizy przewinienia Christiana Mroczkowskiego zakwalifikowali faul zawodnika GieKSy jako niebezpieczny atak w okolice głowy, w związku z czym nałożyli karę 5 minut oraz 20 minut za niesportowe zachowanie. Na 7 sekund przed końcem drugiej tercji grających w przewadze tyszan ponownie na prowadzenie wyprowadził Mathias Lehtonen.

Wraz z początkiem trzeciej odsłony tyszanie mieli w zanadrzu ponad trzy i pół minuty przewagi, jednak nie przyczyniły się one do zdobycia kolejnych bramek. W 46. minucie katowiczanie dali pokaz szybkiej gry kombinacyjnej. Akcję napędził Pontus Englund. Krążek po strzale Grzegorza Pasiuta odbił się od Olliego-Petteri Viinikainena wprost na kij Bartosza Fraszki, któremu nie pozostało nic innego jak skierować gumę do bramki. Ledwie kilka sekund później Bartłomiej Jeziorski mógł ponownie wyprowadzić swój zespół na prowadzenie, w pojedynku „sam na sam” lepszy okazał się John Murray. W ostatniej fazie spotkanie nabrało sporych rumieńców i prowadzone było w tempie i atmosferze godnym derbowego starcia. Więcej zimnej krwi pod bramką rywala wykazali tyszanie. W 52. minucie Rasmus Heljanko sfinalizował akcję swojego zespołu. Próbujący raz jeszcze odrobić straty katowiczanie nie wystrzegali się jednak błędów. Stratę krążka na niebieskiej linii Travisa Vervedy skarcił surowo w 55. minucie Alan Łyszczarczyk ze stoickim spokojem pokonując Johna Murraya. Ambitnie walczący wicemistrzowie Polski nie zamierzali jednak składać broni i za sprawą drugiego tego wieczoru trafienia Bartosza Fraszki w 55. minucie wrócili do walki o korzystny rezultat. Uciekający czas wymusił na trenerze Płachcie podjęcie ryzykownej decyzji o wycofaniu bramkarza. Chwilę po tym jak reprezentacyjny golkiper opuścił taflę, hokeiści GieKSy stracili jednak krążek, który z własnej tercji wystrzelił Rasmus Heljanko. Wybita guma wpadła do bramki i to właśnie akcja z 59. minuty przypieczętowała zwycięstwo tyszan, ustalając końcowy wynik na 5:3.

Oficjalnie. GieKSa wzmacnia atak. To Kanadyjczyk, którego już awizowaliśmy

Brandon Magee, zgodnie z naszymi wcześniejszymi informacjami, ponownie będzie występował w ekipie GKS-u Katowice. 30-letni Kanadyjczyk podpisał kontrakt, który będzie obowiązywał do końca sezonu 2025/2026.

Przypomnijmy, że Magee (175 cm, 86 kg) może występować na każdej pozycji w ataku i potrafi zarówno zdobywać bramki, jak i dobrze dograć do swoich partnerów z formacji. W jego CV można znaleźć występy w KHL i na jego bezpośrednim zapleczu, a także w ECHL, EIHL oraz czeskiej ekstralidze.

Do naszej ekstraligi trafił przed sezonem 2022/2023 i miał zastąpić Patryka Wronkę w ataku z Bartoszem Fraszką i Grzegorzem Pasiutem. Kanadyjczyk szybko zdobył serca katowickich kibiców dzięki swojej ambicji, nieustępliwości i inteligencji, a także dobrej produktywności i regularności. W sezonie zasadniczym był najlepszym strzelcem GieKSy obok Fraszki. W 39 meczach zdobył 19 goli i zaliczył 26 asyst. W fazie play-off w 18 występach dołożył 3 bramki i 10 razy asystował. Z kolei w Hokejowej Lidze Mistrzów zagrał 6 razy i zanotował gola oraz asystę. Dołożył swoją cegiełkę do zdobycia przez katowiczan drugiego z rzędu tytułu mistrza Polski.

Po udanym sezonie Magee zdecydował się przenieść do duńskiej Metal Ligaen i podpisał kontrakt z Rødovre Mighty Bulls. Ta ekipa zmagała się z problemami finansowymi, więc Kanadyjczyk został oddany do zespołu Esbjerg Energy i tam również świetnie sobie poradził.

Tegoroczne rozgrywki ponownie rozpoczął w zespole z przedmieść Kopenhagi. Ba, był jego najlepiej punktującym zawodnikiem, a w 27 rozegranych meczach strzelił 9 goli i zanotował 22 asysty. 20 grudnia rozstał się z klubem z powodów personalnych.

– Brandon to zawodnik, którego atuty dobrze znamy i cenimy. Jego pierwszy pobyt w GieKSie był bardzo udany i wszyscy liczymy na to, iż również tym razem będzie podobnie. Jestem przekonany, że szybko wkomponuje się do naszej drużyny. Cieszymy się też, że zostanie z nami dłużej niż do końca sezonu – podkreślił Roch Bogłowski, dyrektor hokejowej sekcji GKS-u.

GieKSa poza zasięgiem Cracovii. Punktowy debiut Brandona Magee

Z bardzo dobrej strony po powrocie do ligowych zmagań zaprezentowali się hokeiści GKS-u Katowice. Podopieczni Jacka Płachty pokonali przed własną publicznością 4:2 Comarch Cracovię. Spotkanie prowadzone było w przyjemnym dla oka tempie, a zawodnicy nie szczędzili sobie bezpośrednich pojedynków. Dzięki odniesionemu zwycięstwu katowiczanie obronili pozycję wicelidera.

Wicemistrzowie Polski zgodnie z niechlubną tradycją, do której zdążyli już przyzwyczaić swoich kibiców zanotowali porażkę w półfinale Pucharu Polski. Obie ekipy wracając do ligowej rywalizacji myślą o ustabilizowaniu formy i wypracowaniu jak najwyższej lokaty przed startem fazy play-off. Drużynie Jacka Płachty pomóc w tym zadaniu ma powracający do Katowic Brandon Magee. Kanadyjczyk miał okazję już występować w barwach katowickiego klubu w sezonie 2022/2023, notując 22 bramki oraz 36 asyst w 57 rozegranych ligowych spotkaniach.

Pucharowa porażka najwyraźniej podrażniła ambicję gospodarzy. Hokeiści GKS-u od pierwszego wznowienia narzucili rywalowi wysoką intensywność, czego efektem było otwarcie wyniku już w 55 sekundzie. Jean Dupuy ze sporą łatwością przedarł się lewym skrzydłem do tercji Cracovii. 30-latek nagrał krążek na bramkę do najeżdżającego Bena Sokaya, który z najbliższej odległości zdołał ulokować gumę między krótkim słupkiem a interweniującym Alexem D’Orio. Kolejne minuty okazały się w dalszym ciągu okresem wzmożonej pracy dla kanadyjskiego golkipera. Gospodarze utrzymywali się w posiadaniu krążka, prokurując kolejne sytuacje bramkowe. W 3. minucie bliski podwyższenia prowadzenia był Bartosz Fraszko, świetnie parkanem krążek zbił jednak D’Orio. Podopieczni Jacka Płachty w odbiorze prezentowali agresywny i twardy forecheck, któremu przyjezdni nie potrafili się przeciwstawić, skutkiem czego były spore trudności w wyprowadzeniu krążka przez „Pasy” z własnej tercji. Po przejęciu gumy GieKSa z kolei błyskawicznie podkręcała tempo gry. Cracovia próbowała odpowiadać pojedynczymi zrywami swoich ofensywnych liderów. W 12. minucie koronkowe rozegranie przyniosło katowiczanom drugie trafienie. Mateusz Michalski do spółki ze Stephenem Andersonem wyprowadzili dwójkową akcję, po której Kanadyjczyk podwyższył prowadzenie swojego zespołu.

Można domniemywać, że w przerwie pomiędzy tercjami trener Ziętara nie wyraził aprobaty dla postawy swojego zespołu w pierwszych dwudziestu minutach. Jego podopieczni na drugą odsłonę spotkania wyszli wyraźnie mocniej zdeterminowani, dzięki czemu już chwilę po wznowieniu gry Tim Wahlgren wypracował świetną pozycje strzelecką Damianowi Kapicy. Napastnik „Pasów” wykończył jednak akcję swojego zespołu strzałem wprost w Johna Murraya. W kolejnych minutach obie strony dochodził do dobrych okazji, po których mogły paść bramki- na posterunku pozostawali jednak dobrze dysponowani golkiperzy. W 32. minucie byliśmy świadkami festiwalu interwencji bramkarskich, najpierw John Murray zatrzymał Damiana Kapicę, a po kilku sekundach Alex D’Orio nie pozwolił Christianowi Mroczkowskiemu na skuteczne wykończenie kontry. Również okresy gier w liczebnej przewadze nie przyczyniły się do zmiany rezultatu w drugiej tercji.

Trzecia odsłona obfitowała w wydarzenia wymagające odnotowania w protokole meczowym. W 44. minucie na przebój z krążkiem ruszył Alexander Younan. 27-latek zakończył rajd podaniem do swojego rodaka- Oliviera Olssona, który strzałem poza zasięgiem Johna Murraya zdobył kontaktową bramkę. Radość ze zdobytej bramki w obozie przyjezdnych nie trwała długo. Niespełna minuty potrzebował Albin Runesson, aby silnym strzałem z nadgarstka ponownie wyprowadzić GieKSę na dwubramkowe prowadzenie. W 47. minucie rosnąca atmosfera spotkania wdała się we znaki Englundowi i Kamienieu, którzy za krótką, bezpośrednią konsultację zostali oddelegowani na ławkę kar. Gdy w 56. minucie na listę strzelców wpisał się Patryk Wronka, wydawało się, że czwarte trafienie zakończy emocje w dzisiejszym spotkaniu. Nic bardziej mylnego. W 59. minucie obie strony podjęły decyzję o wymianie argumentów, którego skutkiem były wykluczenia nałożone po stronie GieKSy na Varttinena i Dupuy, a po stronie Cracovii na Macieja Kruczka i Johana Lundgrena. Wynik spotkania na 4:2 w 59. minucie ustalił Tim Wahlgren.

Szacunek! Podhale pokazało klasę i charakter

Niesamowity charakter i ofiarność zaprezentowali skazani na kolejne pożarcie hokeiści KH Podhale Nowy Targ. W niedzielnym spotkaniu 35. kolejki TAURON Hokej Ligi nowotarżanie sprawili ogromną sensację urywając punkty wiceliderowi tabeli GKS-owi Katowice. Ostatecznie to w rzutach karnych GieKSa wygrała 2:1 a hokeiści potrzebowali na to aż 11 serii.

Sensacja, niespodzianka – te słowa rzucają się na usta po niedzielnym podziale punktów w Nowym Targu. Hokeiści z Nowego Targu pokazali charakter i ofiarność w swojej grze a katowiczanie bili głową w mur nie mając pomysłu na dobrą grę w defensywie gospodarzy i stabilną postawę w bramce Alexa Horawskiego.

W pierwszej tercji to gospodarze objęli prowadzenie, którego długo nie oddawali. Filip Wielkiewicz w 8. minucie wygrał wznowienie a huknął od razu Marat Saroka nie dając szans Johnowi Murrayowi. Podwyższyć w tej odsłonie mógł Krzysztof Jarczyk, ale nie zdołał wykorzystać sytuacji sam na sam. Z drugiej strony katowiczanie próbowali strzałami zaskoczyć Horawskiego, lecz bez skutku.

W drugiej odsłonie tempo podkręcili hokeiści z Katowic, lecz znowu nie mieli pomysłu na Horawskiego. Powracający do nowotarskiej bramki Kanadyjczyk pewnie łapał strzały Andersona, Fraszki czy Dupuya. Gospodarze jednak nie skupiali się na defensywie a od czasu do czasu stwarzali groźne kontry. Tak sytuacji nie wykorzystał Filip Wielkiewicz oraz Szymon Żółtek.

W trzeciej tercji dalej głową w mur bili wiceliderzy tabeli. Niemiłosiernie kręcili w tercji gospodarzy, lecz dopiero gola zdobyli w 51. minucie gdy podanie Wronki w bramce z bliska umieścił Grzegorz Pasiut. Katowiczanie grali wtedy w przewadze gdyż na ławce kar siedział Łukasz Kamiński, który wystrzelił gumę poza taflę.

Do końca regulaminowego czasu gry ofiarnie bronili się nowotarżanie i potrzebna była dogrywka. Tam długo przy krążku kręcili kółeczka katowiczanie, lecz bez efektu bramkowego i do rozstrzygnięcia potrzebne były rzuty karne. w nich dopiero w 11 serii lepsi okazali się GieKSiarze. Gole zdobywali dwukrotnie Marat Saroka oraz Stephen Anderson, a decydujący strzał oddał Ben Sokay.

Nieoficjalnie: Rywal GieKSy wycofał się z finału Pucharu Kontynentalnego. Powodem problemy z Rosjanami

To sensacyjna informacja na półtora tygodnia przed turniejem finałowym Pucharu Kontynentalnego, w którym udział weźmie GKS Katowice. Z nieoficjalnych doniesień wynika, że z imprezy wycofał się jeden z rywali wicemistrzów Polski.

Turniej finałowy Pucharu Kontynentalnego odbędzie się w walijskim Cardiff w dniach 16-19 stycznia. Awans do niego wywalczyły oprócz GKS-u Katowice także drużyny: Cardiff Devils, Brûleurs de Loups Grenoble z Francji i Arłan Kokczetaw z Kazachstanu.

Okazuje się jednak, że ten ostatni zespół prawdopodobnie w imprezie nie wystąpi. Tak twierdzi najpopularniejszy kazachski kanał hokejowy w serwisie YouTube „Gołowoj Ob Led”, powołujący się na swoją „insiderską informację”.

Według dziennikarzy kanału, działacze Arłana nie są w stanie wyrobić swoim zagranicznym hokeistom na czas wiz do Wielkiej Brytanii. Międzynarodowa Federacja Hokeja na Lodzie przyznała Brytyjczykom prawo organizacji turnieju 6 grudnia ubiegłego roku i czasu na to było zbyt mało.

– Klub z Kazachstanu po prostu nie miał czasu, żeby wyrobić wizy dla zagranicznych zawodników, a co za tym idzie, zakupić bilety lotnicze. Według menedżera klubu prowadzącego proces załatwiania wiz, dla obywateli innych krajów czas ich wyrabiania trwa6 tygodni i więcej. W dodatku dla obywateli nie z Kazachstanu istnieje duże prawdopodobieństwo odmowy wystawienia wizy. Arłannie ma w tej chwili możliwości zamienienia tych zawodników na innych graczy! – pisze kazachski kanał na swoim profilu w serwisie Instagram.

W praktyce „obywatele innych krajów” to Rosjanie, których dostęp do wiz w Wielkiej Brytanii po rosyjskiej agresji na Ukrainę jest mocno utrudniony. W składzie Arłana znajduje się 10 hokeistów rosyjskich i jeden Białorusin.

Arłan Kokczetaw jeszcze w żaden sposób oficjalnie nie potwierdził, że wycofał się z Pucharu Kontynentalnego. Jednak według kanału „Gołowoj Ob Led”, klub poinformował już o tym organizatorów turnieju finałowego na piśmie i poprosił o zastąpienie go inną drużyną.

Nie jest na razie jasne, kto mógłby go zastąpić. Mistrzowie Kazachstanu wywalczyli awans do decydującej rundy rozgrywek wygrywając w listopadzie turniej trzeciej rundy w słowackiej Żylinie. 3. miejsce w tamtej imprezie, czyli pierwsze, które nie dało awansu, zajęła miejscowa ekipa Vlci Żylina, w której występuje Kamil Wałęga.

SZACHY

Jan-Krzysztof Duda z brązowym medalem mistrzostw świata w szachach błyskawicznych!

Brązowy medal Jana-Krzysztofa Dudy w szachach błyskawicznych! Mistrzostwa Świata w Szachach Szybkich i Błyskawicznych odbyły się w dniach 26-31 grudnia 2024 na Wall Street w Nowym Jorku. Jan-Krzysztof Duda dotarł do pófinału, gdzie przegrał z liderem światowego rankingu, Norwegiem Magnusem Carlsenem. To ogromny sukces polskich szachów!

Po wspaniałej walce w rundzie eliminacyjnej Jan-Krzysztof Duda awansował do elitarnej 8-osobowej rundy pucharowej. Tam w ćwierćfinale pokonał 2,5:0,5 Fabiano Caruanę, ale w półfinale zagrał z Magnusem Carlsenem, który wygrał 3:0.

Jan-Krzysztof Duda zostaje brązowym medalistą Mistrzostw Świata w Nowym Jorku. W meczu półfinałowym Janek uległ najlepszemu na świecie Magnusowi Carlsenowi. Jest to jeden z największych sukcesów w historii polskich szachów i piękne zakończenie niezwykle udanego dla nas 2024 roku. Za ten sukces Janek zainkasuje 45,000 dolarów – napisał w mediach społecznościowych prezes Polskiego Związku Szachowego, Radosław Jedynak.

Mecz o brązowy medal nie był rozegrany, to oznacza, że brązowy medal otrzymał również Wesley So, który przegrał w półfinale z Janem Niepomniaszczijem.

Portal GieKSa.pl tworzony jest od kibiców, dla kibiców, dlatego zwracamy się do Ciebie z prośbą o wsparcie poprzez:

a/ przelew na konto bankowe:

SK 1964
87 1090 1186 0000 0001 2146 9533

b/ wpłatę na PayPal:

E-mail: [email protected]

c/ rejestrację w Superbet z naszych banerów.

Dziękujemy!


Kliknij, by skomentować
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

Odpowiedz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Kibice Piłka nożna

Arka Gdynia kibicowsko

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Fani Arki Gdynia są weteranami polskich trybun. Mogą pochwalić się zorganizowanym ruchem kibicowskim już w połowie lat 70. Kiedy w wielu polskich miastach nie istniał nawet zalążek kibicowania, to Arkowcy na początku lat 80. ściągali kibiców do Gdyni na Zjazd Klubów Kibica. Na początku lat 80. słynna „Górka” dopingowała już swoich zawodników. Wejście na legendarną trybunę było od strony lasu, w tyle Bałtyk – klimat nie do powtórzenia w dzisiejszych czasach. Później Arka przeniosła się w miejsce, w którym swój stadion miał Bałtyk Gdynia. Natomiast na Górce co roku spotykają się pokolenia fanów MZKS-u. 

Liczba zgód Arki jest ogromna. Ich najstarsza przyjaźń, która przetrwała do dziś, to Polonia Bytom (1974 rok). Inne bardzo stare zgody Arkowców to Zaglębie Lubin (1983), Cracovia (1988) czy Gwardia Koszalin (1989). W 1996 roku związali się sztamą z Lechem Poznań, co równolegle utworzyło tzw. Wielką Triadę. Najmłodsza przyjaźń to KSZO Ostrowiec Świętokrzyski (2004), choć z perspektywy czasu to już stara zgoda – ma przecież 21 lat. Arkowcy mają pod sobą również fan cluby, które działają prężnie pod skrzydłami Arki. Są to Gryf Wejherowo, Kaszubia Kościerzyna i Orkan Rumia.

W przypadku kibiców Gryfa warto na chwilę się zatrzymać. Jeszcze w 2004 roku dla naszego magazynu „Bukowa”, zaprezentowali się jako… kibice GieKSy. Obecnie działają już na innej płaszczyźnie, tworząc „sportowy” skład, dzięki któremu dorobili się zgody z Gwardi. Mimo tego, że Gwardia jest sztamą Arki, to wciąż są postrzegani jako fan club, ale czasy się zmieniają i coraz częsciej mówi się po prostu „rodzina”.

W pewnym okresie Arka posiadała tak wiele zgód równolegle, że powstała flaga „Arka Przymierza”, ale nie wszystkie relacje przetrwały próbę czasu. W przypadku Górnika Wałbrzych czy Polonii Warszawa to były również bardzo stare przyjaźnie.

Mieli również epizod jednej zagranicznej zgody, jakim było związanie się ze słynnym Olimpique Marsylia, co na tamte czasy (choć zapewne i w obecnych) było czymś głośnym.

Arka, oprócz wczesnego zapoczątkowania swojego kibicowskiego rzemiosła na trybunach, była również od samego początku organizatorem Zjazdów Klubu Kibica. Dbano na nich o swoich gości, a spotkanie nie kończyło się na wymianie pamiątek klubowych. Fani Arki zabierali przyjezdnych nad Morze Bałtyckie, pokazywali marynarkę wojenną czy udawali się pod pomnik Westerplatte.

Na początku 1995 roku Arka była inicjatorem turnieju kibiców, na którym utworzony został pakt na reprezentację. Ustalono wtedy:

„1. Na meczach reprezentacji następuje rozejm pomiędzy zwaśnionymi kibicami poszczególnych klubów. Dotyczy to zarówno spotkań wyjazdowych, jak i rozgrywanych w kraju.
2. Ustalenie to dotyczy również tras dojazdowych.
3. Na spotkaniach wyjazdowych z uwagi na ograniczoną ilość miejsca, fajni jednego klubu będą mieli prawo do wywieszania tylko jednej flagi.
4. Zaprzestaje się niszczenia pozostających na parkingach pojazdów fanów innych drużyn.
5. Kibice klubów, które nie zechcą zastosować się do powyższych ustaleń będą traktowani „po staremu” przez wszystkie umawiające się strony aż do chwili przyjęcia tych zasad.
6. Zebrani i uchwalający powyższe ustalenia zdają sobie sprawę, że podczas spotkań wyjazdowych reprezentacji ze ścisłym przestrzeganiem ustalonych reguł nie będzie kłopotów, choćby dlatego, że umawiający stanowią znaczny procent polskiej publiczności na trybunach. Z pewnością ustalenia te spotkają się z oporem w czasie rozgrywania meczów na terenie kraju, lecz będą one konsekwentnie wdrażane w życie.
7. Konflikt pomiędzy fanatykami Pogoni Szczecin i Cracovii zostanie uregulowany przez obie zainteresowane grupy bez wtrącania się szalikowców innych zespołów.
8. Wszystkie powyższe ustalenia dotyczą spotkań reprezentacji narodowej. W spotkaniach drużyn ligowych zachowanie kibiców nie ulegnie zmianie.”

Pakt nie przetrwał próby czasu, bo dojeżdżanie na kadrze cały czas trwało i co chwilę pojawiały się wzajemne zarzuty. Na meczach kadry działo się naprawdę wiele i Arka, zanim jeszcze przystąpiła do paktu i Wielkiej Triady, naprawdę tam namieszała, czym zyskała uznanie w całej Polsce. Ich fenomen polegał na tym, że jechali na mecz reprezentacji do Chorzowa lub Zabrza, i mimo odległości potrafili się znakomicie pokazać i zlać wiele ekip. Na meczu z Rumunią pojechało 300 osób do bicia, a ich flaga „Ultras Arka” wisiała obok naszej barwówki. Nie inaczej było na wyjazdach kadry. Później Polska rozgrywała mecze na stadionie Legii Warszawa i tam również wyjaśniano swoje waśnie, mając mocno na pieńku z Legią i Zagłębiem Sosnowic. Arka miała ten „problem”, że grając na poziomie obecnej drugiej ligi (trzecim poziom rozgrywkowy), nie miała za wiele możliwości do spotkań z ekipami z wyższych lig. Mecze reprezentacji stały się dla nich miejscem, gdzie mogli wyjaśniać swoje sprawy ze znienawidzonymi ekipami, między innymi Legią czy Śląskiem Wrocław.

W 1997 roku Polska grała w Ostravie. Na ten mecz wiele ekip ostrzyło sobie i coraz więcej z nich chciało trafić legendarną Arkę. Wyjątkowo ciśnienie miało na nich Zagłębie Sosnowiec, które stoczyło tam starcie z Arką&Lechem oraz nami. O nas było wyjątkowo głośno tego dnia. Nie było wówczas Internetu i szybkiego rozpowszechniania wieści, jakie mamy obecnie. Pod koniec 1996 roku powstała pierwsza międzynarodowa zgoda – GieKSy i Banika. W marcu na meczu Czechy – Polska ekipa GieKSy, która przyjechała w 80 głów, zasiadła wspólnie z Banikiem na jednym sektorze wywieszając flagę „GKS Katowice”. Dzięki temu pozostałe ekipy z naszego kraju dowiedziały się o nowej sztamie.

Co do naszej styczności z kibicami Arki, to była ona bardzo słaba. W połowie lat 80. przez zgodę z Górnikiem Zabrze, mieliśmy chwilową sztamę z Arkowcami, ale była to bardzo krótka relacja. Arka z Górnikiem do połowy lat 90. miała bardzo dobre relacje – w młynie MZKS-u przewijały się szale Górnika, a znana flaga „Hooligans From Arka” wisiała na Roosevelta. Na początku lat 90., kiedy Arkowcy przyjeżdżali do Tychów, Rydułtowy czy Wodzisławia Śląskiego, to właśnie KSG dawało wsparcie Arce. Wszystko zakończył miraż „Śląskiej siły”, czyli utworzenie zgody Górnika z Ruchem Chorzów na mecz kadry. Arka ostro na nim dymiła, co w Bytomiu przyjęto z ogromnym entuzjazmem.

Z Arką graliśmy wiele spotkań ze sobą w latach 70., ale świadomie (mimo przecinania się na meczach kadry w latach 90.), trafiliśmy ich w Pucharze Polski jesienią 1995 roku. Na 1/16 rozgrywek wyruszyło 8 fanatyków GieKSy, ale zostali rozkminieni i obici. Arka doceniła jednak ich poświęcenie i dała możliwość obejrzenia meczu. Gospodarze niespodziewanie wyeliminowali GKS i w następnej rundzie zagrali właśnie z Górnikiem Zabrze, na którym definitywnie zakończyła się zgoda MZKS i KSG.

Po 8 latach ponownie zagraliśmy z Arkowcami i znowu w Pucharze Polski. Jednak wtedy jechaliśmy już jako inna ekipa, która zaczynała budować swoją pozycję na Górnym Śląsku, słynąca z zaliczenia wszystkich wyjazdów. Przez renomę, jaką wówczas miała Arka, ciśnienie na wyjazd było potężne. We wrześniu 2003 roku do Gdyni pojechało 361 głów, co na środę było fenomenalnym wynikiem. Mało tego i dla porównania – w całym sezonie 2003/2004 naszym najlepszym wyjazdem był… Górnik Zabrze w 270 głów. To tylko pokazuje jaką rangę miał wyjazd Gdyni i to mimo meczu w środku tygodnia. Było o nas głośno na tym wyjeździe i to nie tylko przez liczbę. Wszystko za sprawą sytuacji po meczu rozgrywanym kilka dni wcześniej w Łęcznej, na którym nie mogliśmy się pojawić przez remont sektora gości. Piłkarze po laniu 1:4 zastali na parkingu klubowym komitet powitalny chuliganów. Wypłacono kilka strzałów, a TVN zrobił z tego ogólnopolską aferę. Ich dziennikarze dotarli do Gdyni, prosząc o wypowiedź do kamery, ale zostali z niczym. GKS wygrał 1:0 i awansował dalej.

W sezonie 2007/2008 spotkaliśmy się w pierwszej lidze. Wyjazd mimo środy cieszył się u nas sporym zainteresowaniem i do Trójmiasta wybrało się 334 fanatyków, w tym 13 Banik Ostrava. Rekordu sprzed 4 lat nie udało się pobić, ale Arkowcy chwalili nas za liczbę (to była środa), jak i całą prezentację. Piłkarze przegrali 2:3.

Wiosną 2008 graliśmy u siebie. W marcu niestety, podczas powrotu ze Stalowej Woli, miały miejsce w wydarzenia znane później jako „Mydlniki”. To właśnie na krakowskiej stacji kolejowej zostaliśmy skatowani przez policję, a kilkadziesiąt osób zostało aresztowanych na kilka miesięcy. Na wielu stadionach wisiały wtedy transparenty „Stop policyjnej prowokacji”. Nie inaczej było w sektorze gości, a kibice Arki zrobili zrzutkę we własnym gronie i przekazali nam pieniądze na pomoc prawną. Tego dnia zawitali w rekordowe 1000 głów, w tym 340 Polonia Bytom, co do dzisiaj jest ich najlepszą liczbą wyjazdową w Katowicach. Po meczu zgody się rozdzieliły  – Arka pomaszerowała na Stadion Śląski wspierać Lecha Poznań, który grał z Ruchem (wówczas też wynajmowali ten stadion). Piłkarze wygrali 3:2.

Kolejne nasze spotkanie to sezon 2011/2012. Te mecze odbyły się jedynie na murawie. Na Bukowej graliśmy w październiku 2011 roku, ale przez wyłączoną Trybunę Północną nie mogliśmy przyjmować kibiców gości i spotkania na Bukowej zaczynały tracić na wartości. Arki zabrakło, a na murawie dostaliśmy nudne 0:0.

W maju 2012 roku graliśmy w Gdyni, ale mecz nie miał charakteru święta na trybunach. Arka od dłuższego czasu walczyła z zarządem o dobro klubu (podobny scenariusz co my z Markiem Szczerbowskim), więc cały zorganizowany ruch kibicowski na Arce zawiesił działalność. GieKSiarze uszanowali sytuację Arki i nie pojechali do Trójmiasta. Na murawie było 1:1.

W październiku 2012 roku graliśmy ponownie w Gdyni. Początkowo mieliśmy informację, że sektor gości będzie zamknięty (Arka zakończyła bojkot, wróciła na trybuny), ale chwilę przed meczem okazało się, że zostaniemy wpuszczeni. Przełożyło się to na naszą liczbę – do Gdyni pojechało 140 fanatyków GieKSy, w tym 33 Górnik Zabrze i 3 JKS Jarosław. GieKSa niespodziewanie wygrała 2:1.

W maju 2013 roku ponownie zabrakło fanów Arki. Tym razem mieli zakaz wyjazdowy, a 3 przedstawicieli zasiadło gościnnie na naszych sektorach. Ultras GieKSa świętowała 10-lecie działalności i zaprezentowała oprawę: „Wszyscy jedziemy na wózku wspólnym, reprezentujemy GieKSę to powód do dumy”, z użyciem flag z nazwami dzielnic i fan clubów. GieKSa niestety przegrała 1:2.

Jesienią 2013 roku ponownie podejmowaliśmy Arkę. Goście mogli wreszcie przyjechać do Katowic. Środowy termin sprawił, że na stadionie pojawiło się tylko 2200 widzów. W tej liczbie było 220 kibiców gości, z czego 150 stanowiła Polonia Bytom. GKS wygrał 2:0.

Wiosną 2014 graliśmy z Arką na wyjeździe. Sobotni termin sprawił, że pobiliśmy nasz rekord wyjazdowy do Gdyni – pojawiliśmy się liczbie 425 osób, w tym 44 fanów Górnika Zabrze. Arkowcy świętowali tego dnia 40-lecie zgody z Polonią. Piłkarze gospodarzy zlali naszych 3:0.

W listopadzie 2014 roku graliśmy ponownie w Gdyni, ale po awanturze z GKS-em Tychy PZPN przywalił nam półroczny zakaz wyjazdowy, więc zabrakło nas nad Bałtykiem. Arka wygrała 2:1.

Z Arką kończyliśmy sezon 2014/2015, Na mecz przyszło 1900 fanatyków, z czego 100 Arkowców. Po problemach z ochroną, która nie pozwoliła wnieść płótna Pasów „Jude Gang” doszło kłótni i goście opuścili przedwcześnie stadion. Na murawie nudne 0:0.

Chwilę po rozpoczęciu ligi w sezonie 2015/2016 graliśmy w sierpniu w Gdyni, ale wciąż wiszący na nas zakaz wyjazdowy sprawił, że zabrakło tam kibiców GieKSy. GKS przegrała 0:1.

W marcu 2016 roku na inaugurację rundy wiosennej zmierzyliśmy z Arką. Do tego po blisko pół roku mogliśmy wrócić na Blaszok (awantura z Zagłębiem Sosnowiec), więc głód dopingu był ogromny. Ultras GieKSa stworzyła ogromną sektorówkę „GieKSiarze – Zawsze Wierni”, która była nawiązaniem do repliki flagi, mającej swój debiut na tym meczu. Arkowcy przyjechali w komplecie, wykorzystując pulę 409 biletów. W tej liczbie tradycyjnie znalazła się Polonia Bytom, tym razem w 100 osób. Arka wygrała pewnie 2:0 i ostatecznie zameldowała się w Ekstraklasie.

Nasza późniejsza rozłąka była dłuższa. Arka pograła w Ekstraklasie i spadła do pierwszej ligi, ale w tym czasie po nieudolnych podejściach i nadziejach, że w końcu się uda, spadliśmy do drugiej Ligi na dwa sezony. W 2021 roku, czyli po 7 latach, Arka znowu mogła zawitać do Katowic. Goście w tamtym okresie wpadli w spory kryzys wyjazdowy, ale mimo meczu w czwartek o 18:00 nikt nie pomyślałby, że ich zabraknie. Przyjęliśmy to ze sporym szokiem i postanowiliśmy wbić szpilkę nieobecnym, wywieszając transparent: „Mieliście być tutaj wy, a są tylko świnki trzy.”, a towarzyszyły temu powiewające trzy świnki Peppa. Arka pokonała nas 4:2, ale wyjazdowe „zero” będzie im wypominane przy każdej okazji. W trakcie tego meczu pojawił się transparent w kierunku zarządu, a relacje między kibicami a klubem zaczynały się psuć.

W marcu 2022 roku mogliśmy po 8 latach pojechać do Gdyni, choć wszystko stało pod znakiem zapytania. Był to czas covidowych obostrzeń. Na szczęście wszystko się udało i pojechaliśmy w 361 osób, w tym 10 Górnik Zabrze. Gospodarze w 89. minucie strzelili bramkę na 2:1, ale… w 97. minucie Arkadiusz Jędrych doprowadził do wyrównania.

W sezonie 2022/2023 wiele się u nas wydarzyło. Podjęliśmy decyzję o bojkocie (Szczerbowski ciągnął klub na dno) i na meczach domowych pojawialiśmy się jedynie pod stadionem. Arka przyjechała wspierać swoich zawodników – pojawili się w 470 osób, w tym 300 Polonia Bytom. Goście wygrali 1:0.

W kwietniu 2023 roku graliśmy w Gdyni. Początkowo dostaliśmy 300 biletów, ale dzięki uprzejmości kibiców Arki mogliśmy pojawić się w 621 osób, w tym 40 Górnik Zabrze, 12 Banik Ostrava i 4 JKS Jarosław, co było naszą najlepszą liczbą w historii wizyt w Trójmieście. Gospodarze uczcili 20. rocznicę śmierci śp. Mariego, który zginął w awanturze na Grabiszyńskiej. Na murawie 2:2.

W sezonie 2023/2024 wydarzło się coś niezwykłego. Podejmowaliśmy Arkę w grudniu, a goście mimo liderowania w tabeli i sobotniego terminu, zawitali tylko w… 8 osób. GKS, w akrtycznych warunkach, zremisował 1:1, a Dawid Kudła wybronił rzut karny. Osatecznie ten 1 punkt miał ogromny wpływ na mecz w Gdyni…

Ostatnia kolejka sezonu i wiedzieliśmy, że w najgorszej opcji czekają nas baraże. Do Gdyni pojechaliśmy w 724 osoby, w tym 9 Górnik Zabrze i 19 ROW Rybnik. GieKSa po golu Adriana Błąda wygrała 1:0 i po 19 latach wróciła do upragnionej Ekstraklasy.

Arka Gdynia po 5 latach wróciła do Ekstraklasy i pierwszy raz od 1980 roku zagramy ze sobą mecz ligowy na najwyższym ligowym poziomie.

Wracając na koniec do fanów Arki, nie można zapomnieć o ich ikonie ruchu kibicowskiego – Zbyszku Rybaku. Rybak to Arka, Arka to Rybak. Legenda nie tylko kibiców Arki, ale całej polskiej sceny kibicowskiej. Budził strach i szacunek, a jego występ w słynnym filmie „Pod napięciem” jest już nieśmiertelny i znany każdemu kibicowi bez względu na wiek. Miał ogromny wpływ na utworzenie sekcji rugby, która nie dość, że zbudowała mistrzowską ekipę w tej dyscyplinie, to dorobiła się również stadionu, na którym reprezentacja Polski rozgrywa mecze w rugby. Polecam dokument „To My, rugbiści”, w którym można wczuć się w klimat tej zajawki. Jego kibicowski dorobek oraz sportową pasję do rugby można również poznać w książce „Zbigniew Rybak Syn Józefa”, którą wydał w 2022 roku. Wspomniał w niej także o GieKSie:

”Jakiś czas temu miałem też fajne spotkanie z kilkoma chuliganami GKS-u Katowice. W zasadzie byli to znajomi mojego dobrego kumpla, z którym pojawili się u mnie na sali treningowej. W trakcie treningu łatwo można poznać, z kim ma się do czynienia. Wystarczy zobaczyć, jak ktoś się zachowuje. W tym wypadku z chłopakami nie było żadnych problemów. Kultura i szacunek.”

Niestety ledwo po premierze książki, w dniu 21 grudnia 2022 roku, 49-letnia kibicowska Legenda odeszła do Valhalli. Dla mnie była to ogromna strata, a dedykacja od ikony trybun w książce jest jedną z moich najcenniejszych pamiątek w kibicowskich zbiorach. Zbyszek Rybak – szacunek na zawsze!

Kontynuuj czytanie

Felietony Piłka nożna

Był Ajax… czas na AEK Katowice?

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Gdy w poprzednim sezonie przystępowaliśmy do meczu z Legią w Warszawie, nastroje były więcej niż dobre. Co prawda sam mecz poprzedzający starcie z Wojskowymi, czyli mecz z „czerwoną latarnią” ligi Śląskiem Wrocław, był zremisowany, ale wcześniejsze zwycięstwa po kapitalnym spotkaniu z Pogonią i rozgromienie Puszczy pokazywały, że potencjał w naszej drużynie tkwi bardzo duży.

Tym razem jest inaczej. Nie chcę pisać, że diametralnie inaczej, bo trudno jeszcze wyrokować o pozycji naszej drużyny – nie tylko w tabeli, ale także czysto sportowej, na tle innych drużyn z ligi. Jednak w świadomości (i czuciu) kibiców zawsze będzie obowiązywało stwierdzenie, że jesteś tak dobry, jak twój ostatni mecz. A tutaj możemy zaokrąglić to do trzech ostatnich spotkań, czyli wszystkich w tym sezonie. I do tej pory wyglądało to bardzo źle. Nie ma się co dziwić, że niektórzy eksperci już nas ochrzcili głównym kandydatem do spadku (Wojciech Kowalczyk) i np. „dobrym rywalem na przełamanie” (Wojciech Piela) dla Legii. Oddajmy jednak, że nie wszyscy – Adam Szała czy Robert Podoliński mocno akcentują, że wierzą w warsztat Rafała Góraka i to, że szkoleniowiec przywróci GKS na właściwe tory. Po wielu sytuacjach w poprzednich latach nie ma co temu zaprzeczać, ani wątpić w umiejętności trenera.

Problem jest jednak inny. Trener bowiem trenerem, ale tu chodzi o to czy da się z zastanego materiału lepić. I tu już pojawiają się schody – choć nie pewność. Okazuje się bowiem, że strata Oskara Repki i Sebastiana Bergiera znacząco wpłynęła na postawę drużyny. Jaka jest rzeczywista korelacja pomiędzy udziałem tych dwóch zawodników w poprzednim sezonie, a dobrymi wynikami GKS? Tego nie wiemy, pewnie trzeba by było zrobić analizę ścieżek i wiedza ta jest dostępna sztabowi szkoleniowemu i naszemu analitykowi. Wiemy przecież, że z Oskarem i Sebastianem, naszej drużynie przydarzyły się też bardzo słabe czy bezbarwne mecze. Wiemy jednak też, że ich błysk nieraz był decydujący. Co by nie mówić – 17 z 49 bramek strzelonych przez GKS w lidze były autorstwa tych dwóch zawodników. To jest 34,5% wszystkich trafień, czyli liczba olbrzymia.

A ze zdobywaniem bramek i kreowaniem sobie sytuacji mamy problem olbrzymi. Dość powiedzieć, że w statystyce xG mamy wskaźnik 2,49, który daje średnio 0,83 na mecz. Oczywiście nie jest to wskaźnik decydujący, bo obie bramki, które zdobył Bartosz Nowak były z poziomu xG 0,05, ale jednak wiele to mówi. Jakbyśmy prześledzili wszystkie trzy spotkania, to tak naprawdę nie mieliśmy ani jednej stuprocentowej sytuacji. Raczej to były takie pół-sytuacje, z których gol mógł paść, albo nie – jak ta Rosołka w Łodzi czy Wędrychowskiego z Zagłębiem. Ale jeśli to są nasze najlepsze okazje, to nie możemy liczyć na gole.

Maciej Rosołek i Aleksander Buksa nie dali na razie drużynie kompletnie nic. I póki co, wedle ekspertów nie jest to zaskoczenie, bo przecież zarówno oni, jak i my – interesujący się ekstraklasą kibice – wiedzieliśmy, że obaj ci piłkarze swoich drużyn nie zbawiają. Wiara, że nagle „odpalą” jest więc raczej irracjonalna, co nie znaczy, że jest to niemożliwe. Sam uważałem, że Maciej Rosołek w Legii spisywał się naprawdę nieźle i wręcz się dziwiłem, że lekką ręką go oddali. Pobyt w Piaście i obecne mecze w GKS pokazują jednak, że ten potencjał jest ze znakiem zapytania. A czy warto wierzyć? Jak najbardziej. Wspomniany przecież Sebastian Bergier przychodził jako – brzydko mówiąc – „odrzut” ze Śląska Wrocław, a u nas się solidnie rozstrzelał. Oskar Repka też przez długi czas był przeciętny do bólu, ale w pewnym momencie wskoczył na bardzo wysokie obroty. Nie ma więc co skreślać tych zawodników, problem jest taki, że… my punktów potrzebujemy na już, a GKS powoli musi przestać stawać się poligonem na odbudowę zawodników, a ma po prostu autorsko i zgodnie ze swoimi potrzebami – punktować, punktować i punktować.

Bez strzelonych bramek wiele nie osiągniemy. Problem jest taki, że zazwyczaj nie osiągniemy nawet remisu, bo obrona też pozostawia wiele do życzenia. O ile jeszcze trafienie Brunesa to była szybka akcja i szybka noga zarówno Norwega, jak i Ameyawa, to gole stracone z Zagłębiem i Widzewem były już po solidnych błędach naszej defensywy. Musimy więc poprawić zarówno grę w obronie, jak i ataku.

Ataku rozumianym także jako postawa drugiej linii czy/i wahadłowych. Bo naprawdę proporcja posiadania piłki i przebywania na połowie Widzewa do wykreowanych (czyli niewykreowanych) sytuacji była miażdżąca in minus. I Widzew to przeczytał – widząc, że z piłką nie jesteśmy w stanie zbyt wiele zrobić, po prostu nam ją oddał. Co jakiś czas wyściubiając nos z własnej połowy i wtedy robiło się bardzo groźnie.

Choć trenerzy nie lubią mówić o tzw. handicapach w takiej czy innej postaci, to my obecnie takich mini-przewag w kontekście starcia z Legią w Warszawie musimy się łapać. I tutaj trafiamy na najlepszy moment, jaki mogliśmy sobie w obecnej formie wyobrazić, żeby grać na Łazienkowskiej.

Zasadniczo mecz z GKS to absolutnie najmniej obecnie potrzebna Legii rzecz. I pewnie trener Iordanescu pluje sobie w brodę, że przełożyli spotkanie z Piastem między dwoma meczami z Aktobe. Wiadomo, wtedy to była kwestia dalekiej podróży itd., ale nie aż tak temat sportowy. Teraz zapewne chcieliby wszystkie siły skupić na rewanżu z AEK Larnaka, dojść do siebie fizycznie i mentalnie, a tu muszą się kopać po czołach z przybyszami ze Śląska w niedzielę.

Legia po czwartkowej klęsce z Cypryjczykami musi być trochę rozbita psychicznie. Raz z powodu wyniku, który powoduje, że awans, choć jeszcze realny, będzie wymagał niebywałego wysiłku. Dwa, że w drugiej połowie warszawianie po prostu przestali grać. Odcięło im prąd i nie potrafili praktycznie wyjść z własnej połowy. To był pokaz bezradności i wywieszenia białej flagi. Niezrozumiały i zaskakujący. Czy była to tylko kwestia tego upału? Nawet jeśli – to czy Legia była aż tak nieprzygotowana taktycznie i psychicznie, żeby w tych warunkach przybrać najbardziej efektywny sposób gry?

W każdym razie wielce prawdopodobne jest, że wszystkie siły Legii pójdą na czwartek i rewanż z AEK, a nie jutrzejsze starcie z GKS. To powoduje, że możemy spodziewać się na wpół albo w dużej mierze rezerwowego składu drużyny rumuńskiego szkoleniowca. W sumie to przewidział trener Górak mówiąc na konferencji po Zagłębiu, że „nie wiadomo, jakim składem zagra Legia”.

To daje pewną szansę GieKSie. Przede wszystkim zapewne oszczędzany będzie Jean Pierre Nsame, więc żądło Legii będzie osłabione. No ale to nie znaczy, że GKS staje się od razu dużo większym faworytem. Bo przecież zamiast Nsame zagra Szkurin, wielce prawdopodobne jest też, że cały mecz zagra wykluczony z rewanżu z AEK Bartosz Kapustka, no i przede wszystkim mega groźny Ryoya Morishita, który nie wiedzieć czemu, na Cyprze nie zagrał od pierwszej minuty.

Tak więc jeśli coś miało nam spaść z niebios to właśnie AEK gromiący Legię – choć może lepiej by było, gdyby tam było 3:1, kiedy szanse awansu byłyby bardziej realne, teraz też są, ale już z dość spektakularną remontadą. Ale rozbita Legia przypomina trochę casus Jagiellonii z poprzedniego sezonu, kiedy piłkarze Adriana Siemieńca przyjechali na Bukową pomiędzy meczami z Ajaxem Amsterdam. Katowiczanie to wykorzystali i pokonali Mistrza Polski.

GieKSa notuje słaby początek sezonu, ale nie jest to tak słaba drużyna, jak te punkty. Pisałem to już, ale nadal mamy Galana, Wasyla, Kowala, Bartka Nowaka, którzy muszą sobie przypomnieć najlepsze czasy z poprzedniego sezonu. Dawid Kudła robi swoje, niech teraz też pójdzie w ślad obrona. A Maciej Rosołek niech wykorzysta „prawo ex” i strzeli swojemu byłemu klubowi bramkę.

Rok temu, po meczu z Jagą, Tomasz Wieszczycki ochrzcił GKS mianem Ajaxu Katowice. Może teraz czas na powtórkę i… AEK Katowice?

Kontynuuj czytanie

Piłka nożna

Górak: Nie wziąć do autobusu marudnej niechęci

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Po meczu Legii Warszawa z GKS Katowice tradycyjnie wypowiedzieli się trenerzy obu drużyn – Edward Iordanescu i Rafał Górak. Poniżej prezentujemy główne wypowiedzi szkoleniowców, a na dole można znaleźć zapis audio całej konferencji prasowej.

Edward Iordanescu (trener Legii Warszawa):
Wierzę, że to zasłużone trzy punkty. Gratuluję zespołowi, że pokazali charakter. Wolałbym jednak wygrać do zera. Jedyna dobra rzecz, że mieliśmy dwóch zawodników w końcówce, którzy strzelili bramki. Ale GKS grał z dobrą intensywnością, natomiast w drugiej połowie to była ich jedyna szansa i wyrównali. Byłoby niesprawiedliwe, gdyby ten mecz zakończył się remisem. Najważniejsze są trzy punkty. Gratuluję moim piłkarzom tego wysiłku. To bardzo ważny moment. Teraz musimy odpocząć, bo za trzy dni mamy bardzo ważny mecz w Europie i chcemy powalczyć o awans.

Rafał Górak (trener GKS Katowice):
Zdają sobie państwo sprawę, że gdy przegrywa się w 5. czy 7. minucie doliczonego czasu, to sportowej złości jest bardzo dużo. Nie zamierzam natomiast przepraszać za to, że graliśmy dobrze i zaklinać rzeczywistości i pochylać głowy. Będę wyciągał bardzo dużo dobrego, jeśli chodzi o morale mojego zespołu i tego, jak postawili się Legii, w jaki sposób grali i wykonywali zadania. Mogło się dużo więcej dla nas wydarzyć, niż się wydarzyło, a wydarzyło się to, że przegrywamy. Jednak nie zawsze tylko wynik trzeba brać do autobusu i taką marudną niechęć, że się przegrało. Taka jest piłka, ona czasem bardzo boli, czasem daje dużo szczęścia, też niejednokrotnie wygraliśmy w końcówce. Szkoda, bo byliśmy bardzo blisko, byliśmy solidni i zdyscyplinowani, mieliśmy swoje momenty i mogliśmy zdobyć nawet więcej bramek, gdyby ciut tej precyzji więcej było. Na razie na gorąco tak to odbieram, chcąc przygotowywać się do następnych spotkań, bo przed przerwą reprezentacyjną czekają nas trzy bardzo trudne spotkania i na bazie tego spotkania, chcemy być jak najlepiej przygotowani. Dzisiaj na pewno poboli i może być przykro, ale na bazie tego, jak drużyna się prezentowała, możemy z optymizmem patrzeć w przyszłość.

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga