Piłka nożna Wywiady
Okiem rywala: coraz więcej „futbolu na tak”
Puszcza Niepołomice zajmuje ostatnie bezpieczne miejsce w tabeli Ekstraklasy i zanosi się na to, że do końca sezonu będzie drżała o ligowy byt. W sobotę przy Nowej Bukowej będzie chciała zmazać plamę po kompromitującej jesiennej porażce z GieKSą, a przy okazji oddalić się od strefy spadkowej. Zapytaliśmy Jacka Żukowskiego z redakcji Gazety Krakowskiej i Dziennika Polskiego, czy Puszcza pasuje do Ekstraklasy, jak ocenia jej szanse na utrzymanie i z jakim nastawieniem wyjdą w sobotę na boisko w Katowicach.
Co było większym zaskoczeniem dla małopolskiego środowiska piłkarskiego? To, że dwa lata temu Puszcza wygrała baraże z Wisłą i Termalicą czy to, że do dziś gra w Ekstraklasie i wciąż ma realne szanse na utrzymanie?
Wygrane baraże były większym zaskoczeniem, bo pierwszy mecz rozgrywano na stadionie Wisły, którą wspierało blisko 24 tysiące kibiców. Puszcza nie była w tamtym sezonie specjalnie mocna na wyjazdach, mimo to wygrała dosyć gładko, bo aż 4:1. Była to spora niespodzianka, na pewno większa niż finał w Niecieczy, gdzie zwycięzcę wyłoniła dogrywka. W żadnym z tych meczów Puszcza nie była faworytem. Z kolei postawa tej drużyny w Ekstraklasie od początku była niewiadomą, a w pierwszym sezonie zaskoczeniem mógł być fakt, że Puszcza zakończyła rozgrywki „oczko” wyżej od Cracovii. Drużyna zapracowała na utrzymanie solidną, choć dość specyficzną grą. Dużo biegania i dobrze opracowane stałe fragmenty gry wystarczyły, aby na koniec sezonu być nad kreską.
Wielu zarzuca Puszczy, że nie pasuje do Ekstraklasy.
Nie zgadzam się z tą opinią i uważam takie głosy za krzywdzące. W historii Ekstraklasy mieliśmy już mniejsze ośrodki niż Niepołomice, jak na przykład Grodzisk Wielkopolski czy Wronki, a jeszcze wcześniej Radzionków. Po drugie, wiele klubów funkcjonuje w oparciu o pieniądze publiczne. Puszcza żyje w symbiozie z Miastem, ale jest to wsparcie nieporównywalnie mniejsze niż w innych klubach. Udaje się pozyskiwać zewnętrznych sponsorów, jak ostatnio firmę MAN Trucks, a klub ciężko pracuje, aby dotrzymać kroku reszcie stawki. Nie dostali miejsca w Ekstraklasie za darmo, długo musieli grać poza Niepołomicami, a mimo to osiągają dobre wyniki i funkcjonują na zdrowszych zasadach niż niejeden klub z czołówki.
Gdybyś miał wskazać jeden element po stronie Puszczy, który jest wartością dodaną dla rozgrywek?
Warto zwrócić uwagę na zaangażowanie lokalnej społeczności Niepołomic. Fani Puszczy budują wizerunek kibica przyjaznego, nie nastawionego wrogo do kogokolwiek. Mają świadomość, że ich klub jest mały, a każde zwycięstwo w Ekstraklasie traktują jak wielki sukces. W niewielkiej grupie jeżdżą na wyjazdy i choć wygląda to trochę piknikowo, to ma swój urok.
Trener Tułacz ma określony pomysł na drużynę: konsekwentna defensywa, twarda gra na pograniczu faulu i stałe fragmenty gry jako najgroźniejsza broń. Zgadzasz się z moją oceną?
Do pewnego stopnia tak, ale było to bardziej charakterystyczne dla Puszczy w poprzednim sezonie. Obecnie więcej bramek ze stałych fragmentów zdobywa Cracovia. Z czego to wynika? Być może rywale zdążyli już rozczytać pomysły trenera Tułacza, a może brakuje wykonawców na poziomie Kamila Zapolnika. W tym sezonie Puszcza trochę zmieniła styl i dołożyła jakości piłkarskiej dzięki transferom, takim jak Jakov Blagaić czy Gieorgij Żukow. Egzekutorem jest Grek Michális Kossídis, który też ma spore umiejętności techniczne. Dużą stratą jest z kolei odejście Koreańczyka Lee Jin-hyun, który dawał ofensywną jakość. Charakter drużyny pozostaje więc podobny, jednak w tym sezonie dostrzegam w Niepołomicach więcej „futbolu na tak”.
Pamiętamy Dawida Abramowicza z występów przy Bukowej w sezonie 2016/17. Już wtedy wyróżniał się mocą wrzutów z autu. Czy to własnie ten walor zadecydował o jego transferze do Niepołomic?
Mógł to być jeden z elementów, ale na pewno nie decydujący. Abramowicz dobrze radzi sobie na skrzydle – choć jest nominalnym obrońcą, to często występuje jako pomocnik. Miał wypełnić lukę po odejściu Lee, co częściowo się udało. Jest zawodnikiem bardziej ofensywnym niż defensywnym i dalekie wrzuty z autu to tylko jeden z jego atutów.
W Niepołomicach czuć atmosferę gorączkowej walki o utrzymanie czy raczej spokojnie podchodzi się do sytuacji w tabeli, mając na uwadze nienajgorszy terminarz?
Każdy zdaje sobie sprawę, że trzeba jeszcze wygrać kilka meczów, aby się utrzymać. Optymistyczny jest fakt, że rywali z dołu tabeli Puszcza będzie podejmować u siebie, bo pojedynki ze Stalą i Śląskiem będą kluczowe. Jest jeszcze Radomiak, który może być w zasięgu Puszczy. Wyjazdy zapowiadają się gorzej, bo o punkty w Katowicach czy Łodzi będzie trudno. Droga do utrzymania jest więc daleka, ale wszystko jest w rękach piłkarzy i na nikogo nie muszą się oglądać. Statystyki przemawiają na korzyść Puszczy, bo zarówno w Krakowie, jak i w Niepołomicach prezentowali się dobrze jako gospodarz. Poza meczem z GKS-em.
Urwanie punktu w ostatniej kolejce kandydatowi do mistrzostwa może być sygnałem zwyżki formy w kluczowym momencie sezonu?
Umówmy się – Puszcza miała dużo szczęścia, bo wyrównujący gol padł w ostatniej minucie, a Raków powinien był zamknąć ten mecz znacznie wcześniej. Remis wywalczony w takich okolicznościach może być mentalnym bodźcem na resztę sezonu, bo nikt raczej nie zakładał zdobyczy punktowej w tym spotkaniu. Puszcza grała ambitnie, ale trudno mówić na tej podstawie o super formie.
Co jeśli operacja utrzymanie się nie powiedzie? Klub będzie zdolny do walki o ponowny awans czy czeka go raczej los Warty Poznań?
Niezależnie od końcowych rozstrzygnięć w lidze Puszczę czeka kilka odejść ważnych piłkarzy. Na pewno odejdzie Kossídis, który jest wypożyczony, a Puszczy nie stać, aby wyłożyć za niego milion euro. Podchody pod Artura Crăciuna są od dawna, więc należy się liczyć z jego transferem. Trzeba będzie łatać te personalne dziury, co będzie znacznie trudniejsze po spadku. Myśle jednak, że nawet w takiej sytuacji w Niepołomicach zachowają zdrowy rozsądek i będą postępować rozważnie względem transferów i finansów. Nie spodziewam się, że będą się bronić przed spadkiem jak Warta, ale nie ma też takiego potencjału, by w przypadku strat personalnych od razu włączyć się do walki o awans. Puszcza stałaby się pierwszoligowym średniakiem.
Puszcza miała szansę pojechać w maju na Narodowy, ale Pogoń szybko i skutecznie wybiła jej ten pomysł z głowy. Podobne lanie sprawiła z resztą GieKSie w ostatniej ligowej kolejce. Była szansa na korzystny dla gospodarzy rezultat pucharowego starcia?
Z uwagi na fakt, że mecz rozgrywano w Niepołomicach, po cichu liczono na sprawienie niespodzianki. Dodatkowo pewne podrażnienie wywołały medialne wypowiedzi nowego właściciela Pogoni o chęci przeniesienia meczu do Szczecina. Niekwestionowanym faworytem była jednak Pogoń i wszystkie atuty piłkarskie były po jej stronie. Nie pomógł zmarnowany karny Crăciuna, który potem fatalnie dobijał swój strzał. Co ciekawe, dotychczas był on niezawodny w tym aspekcie i w całej swojej karierze z jedenastki pomylił się tylko raz, w reprezentacji Mołdawii. Gdyby udało się wykorzystać swoje szanse, to mecz nie byłby aż tak jednostronny, a Pogoń musiałaby się bardziej napracować, aby ten finał wywalczyć. Szansa dla Puszczy była historyczna, bo zagrać finał na Narodowym jest wartością samą w sobie. Jednak gdyby w Niepołomicach mogli wybrać, który mecz z Pogonią wygrać, to z pewnością wskazaliby kwietniowy pojedynek w lidze.
Trochę to trwało, ale w marcu Puszcza wróciła na swój stadion. Dużo się zmieniło? Zwykły kibic poczuł poprawę komfortu oglądania meczów w porównaniu z 1. ligą?
Najważniejsze, że klub wreszcie wrócił do siebie i może grać w Niepołomicach. Patrząc obiektywnie stadion wciąż nie spełnia w stu procentach wymogów Ekstraklasy, ale mieści się w minimalnych ramach. Dla kibica niewiele się zmieniło, bo wymieniono zaledwie część siedzisk, a grupa dopingująca przeniosła się spod dachu za bramkę. Formalnie Puszcza nie przyjmuje kibiców gości, ale dotyczas udawało się porozumieć z rywalami i przyjezdni mogli oglądać mecze w Niepołomicach. Są plany budowy nowej trybuny za drugą z bramek i powiększenia tej już istniejącej, aby spełnić wymogi Ekstraklasy co do pojemności stadionu, jest to jednak melodia przyszłości. Obecnie stadion bardziej przypomina obiekt drugo- czy nawet trzecioligowy, ale w porównaniu do stadionu Rakowa, który pretenduje do mistrzostwa Polski, przepaść nie jest już aż tak duża.
Ostatni mecz zagraliśmy jeszcze w Krakowie. Takiego lania nie spodziewał sie chyba nikt. Co wtedy nie zagrało?
To zdecydowanie najgorszy mecz Puszczy w Ekstraklasie, nie tylko z uwagi na wynik, ale przede wszystkim na bezradność zawodników. Po tym meczu trener Tułacz zastanawiał się, czy jego drużyna rozumie, na czym polega gra w Ekstraklasie. Obraz meczu był taki, jakby ekipa z Ligi Mistrzów spotkała się z totalnymi debiutantami. Tymczasem to GKS jest beniaminkiem, a Puszcza miała już przecież bagaż blisko półtorarocznego doświadczenia w Ekstraklasie. Jesienią zabrakło wszystkiego, z czego niepołomiczanie słyną, a więc waleczności, utrzymywania się przy piłce i skutecznych stałych fragmentów. Puszcza zupełnie nie podjęła walki w tamtym spotkaniu. Do przerwy było 2:0 dla GieKSy, a po zmianie stron pozostało już tylko liczyć kolejne gole dla gości. Porażka 0:6 to kompromitacja Puszczy, bo GKS zagrał dobrze i ambitnie, ale nie ma aż takiej różnicy w potencjale obu drużyn, aby usprawiedliwić ten wynik.
Jak się ustrzec podobnego scenariusza w sobotę? Czego spodziewasz się po tym meczu?
Spodziewam się, że GKS będzie podrażniony po przegranej w Szczecinie. Ponadto, po raz drugi wystąpi na nowym stadionie i będzie chciał powtórzyć zwycięstwo z inauguracji z Górnikiem, które nawiasem mówiąc było dość szczęśliwe. Będzie chęć rehabilitacji po ostatniej porażce, ale z drugiej strony GKS jest już bezpieczny w tabeli. Puszcza natomiast jest pod presją gry o utrzymanie i determinacja po ich stronie może być większa. Na pewno nie będzie grała na remis, ale z takiego wyniku byłaby raczej zadowolona. Mimo wszystko spodziewam się dominacji GKS-u i ostrożnej, wyważonej gry Puszczy, która z pewnością ma w pamięci jesienne starcie.
Puszcza będzie próbowała czymś zaskoczyć GieKSę?
Wydaje mi się, że trener Tułacz niczym już chyba nie zaskoczy. Ma określony pomysł na grę Puszczy, dopasowanych do niego wykonawców i na pewno nie zmieni nagle ani ustawienia, ani taktyki. W sobotnim meczu element zaskoczenia nie będzie decydujący. Kluczowa będzie jakość i konsekwencja w realizacji założeń, a może nawet łut szczęścia.
Twój typ na wynik?
Więcej szans przyznałbym GKS-owi, ale z sentymentu do Puszczy postawię na 1:1. Piłkarze z Niepołomic poprawili w ostatnim czasie grę na wyjazdach, więc nie stoją na straconej pozycji.
Piłka nożna Wywiady
Okiem rywala: kibicowski boom na GieKSę zachwyca
W ostatnich tygodniach relacje z Częstochowy zdominowały czołówki serwisów sportowych w Polsce. Sprawcą zamieszania był przede wszystkim trener Marek Papszun, ale forma sportowa Medalików również jest godna podkreślenia. Jak w tym wszystkim odnajdują się kibice pod Jasną Górą? Zapytałem Roberta Parkitnego ze stowarzyszenia „Wieczny Raków”, który po raz drugi odpowiedział na nasze zaproszenie. Jednocześnie zachęcam do lektury naszej poprzedniej rozmowy, w której poruszyliśmy wiele tematów związanych z historią Rakowa i naszych pojedynków.
Meczem w Częstochowie otwieramy rundę rewanżową. Jak podsumujesz postawę Rakowa w pierwszej części sezonu?
Na początku Raków stracił, ale później odrobił i teraz nasze miejsce jest mniej więcej takie, jak należy. Natomiast z kilku względów była to dla nas ciężka runda, stąd wiele osób wyraża się o Rakowie negatywnie, nie mając pełnej wiedzy o tym, co tak naprawdę dzieje się w klubie. Ja nie mam potrzeby mówić i pisać o wszystkim tylko po to, aby zebrać dodatkowe lajki. Przede wszystkim kadra nie była odpowiednio zestawiona, aby łapać punkty na wszystkich frontach. Niektórzy powiedzą, że doszły duże nazwiska, takie jak Bulat, Diaby-Fadiga czy Konstantópoulos, mimo to na początku nie grało to, jak należy. Moim zdaniem drużyna potrzebowała czasu, aby wszystko mogło się zazębić. Zmian w kadrze było dużo, do tego doszły kontuzje, dlatego początek sezonu był ciężki. W pewnym momencie pojawiały się nawet głosy nawołujące do zwolnienia trenera, ale kryzysy trzeba przezwyciężać i cała sztuka polega na tym, aby w takich momentach karta się odwróciła. Nam się to udało i dziś idziemy jak burza w Europie, a w lidze też wyglądamy coraz lepiej. Uważam, że tę rundę zakończymy jeszcze dwoma zwycięstwami, niestety m. in. waszym kosztem. Koniec końców runda jesienna w naszym wykonaniu była dobra, natomiast jako kibic polecam krytycznie podchodzić do informacji podawanych w Internecie. Czasem spotykam się z opiniami, że ktoś nie pamięta tak słabego meczu, odkąd kibicuje Rakowowi – wtedy wiem, że nie mamy o czym rozmawiać, bo sam doskonale pamiętam ciężkie czasy w naszej całkiem niedawnej historii.
A co sądzisz o formie GieKSy?
Wydaje się, że ten sezon jest dla was cięższy niż poprzedni, w roli beniaminka. Z drugiej strony takie mecze jak pucharowy z Jagiellonią pokazują, że w waszej drużynie jest potencjał i gdybyś zapytał mnie o kandydatów do spadku, to nie wskazałbym w tym gronie GieKSy. Myślę, że te niegdyś „ulubione” przez was pozycje 8-12 w 1. lidze są teraz w waszym zasięgu, jeśli chodzi o Ekstraklasę. Natomiast z zachwytem obserwuję kibicowski boom na GieKSę, spowodowany m.in. nowym stadionem. Miałem okazję być w waszym sklepie „Blaszok”, który wygląda okazale, co chwilę przychodzili ludzie nie tylko na zakupy, ale też pogadać i zapytać o bieżące sprawy. Gdyby taki stadion jak wasz powstał w Częstochowie, to również byłby to dla nas impuls do kibicowskiego rozwoju.
Pytając o GKS w tym sezonie, przeważały opinie, że głównym powodem słabszej formy na początku sezonu był transfer Oskara Repki. Jak ten zawodnik odnalazł się pod Jasną Górą?
Pierwsze wejście Repki do zespołu było bardzo dobre. Z czasem nieco przygasł, być może z tego względu, że Marek Papszun wymaga więcej niż w większości innych klubów, nie tyle w kwestii samego zaangażowania na boisku, ale przede wszystkim całej otoczki. Była taka sytuacja po naszym meczu z Górnikiem, przegranym u siebie 0:1, który był chyba najsłabszy w całej rundzie: gra była fatalna i gdy po meczu trener nie przebierał w słowach, to mocno oberwało się m. in. Repce. Oskar wylądował na ławce i było to trudne zderzenie z rzeczywistością Marka Papszuna. Być może w GieKSie wyglądało to inaczej – po porażce trener reagował w inny sposób, jak przystało na beniaminka, natomiast w Rakowie wylicza się każdy błąd. Sam nie zwracam dużej uwagi na aspekty piłkarskie, ale czytałem opinie, że w ostatnim meczu ze Śląskiem Repka był jednym z naszych najsłabszych ogniw. Dla mnie jest to piłkarz z ogromnym potencjałem, pozostaje jednak pytanie, czy na dłuższą metę dopasuje się do naszego stylu gry. Z drugiej strony za chwilę w Rakowie będzie nowy trener, więc rola Repki też może się zmienić.
Jest też piłkarz, który kiedyś próbował podbić Częstochowę, a dziś nie wyobrażamy sobie bez niego GieKSy. Uważasz, że patrząc na obecną formę Bartosza Nowaka, odpuszczenie go przez Raków było błędem?
Przede wszystkim Bartek jest fajnym człowiekiem – otwartym, uśmiechniętym, radosnym. Widać, że gra sprawia mu przyjemność. Trudno uważać jego transfer za błąd. Kiedyś przygotowałem dla trenera statystykę zawodników, którzy nie sprawdzili się w Rakowie – większość wylądowała w 2. lub 3. lidze. Tacy jak Nowak są wyjątkami, ale nie znam dokładnie kulis jego odejścia – może sam na to nalegał, a może naciskał agent. Ja widziałbym Bartka w Rakowie, ale w tamtym czasie rywalizacja na jego pozycji była ogromna. Ponadto czasem po prostu tak jest, że w jednym klubie zawodnik gaśnie, a gdzie indziej, przy innym trenerze rozkwita i taki transfer okazuje się strzałem w dziesiątkę.
„Gdy pojawiła się informacja, że Papszun wraca, miałem mieszane uczucia, zastanawiając się, czy jest szansa po raz drugi napisać tę samą historię” – to twoje słowa z naszej poprzedniej rozmowy. Wszystko wskazuje na to, że twoje obawy były słuszne.
Mimo całego zamieszania, jakie od kilku tygodni trwa w Częstochowie, z Markiem Papszunem wciąż mam dobre relacje. Po jednym z ostatnich meczów porozmawiałem trochę dłużej z trenerem i poznałem jego punkt widzenia oraz odczucia co do obecnej sytuacji w klubie. Dlatego teraz, gdy spotykam się z innymi kibicami i słucham niepochlebnych opinii na temat trenera, to staram się tonować nastroje. Trener Papszun nie jest idealny ani bezbłędny, ale takie sprawy często mają drugie dno i nie inaczej jest w tym przypadku.
Po ewentualnym odejściu Marek Papszun zachowa status legendy?
Pod koniec jego pierwszej kadencji byłem wśród inicjatorów uroczystego pożegnania trenera w naszym kibicowskim lokalu, wręczyliśmy mu też piłkę z napisem „trener – legenda”. Żegnaliśmy go jak króla, tymczasem niedługo później on wrócił. To dowód na to, że zarząd nie był przygotowany na jego odejście, decydując się na Dawida Szwargę. Poza tym nastroje byłyby inne, gdyby w poprzednim sezonie Raków zdobył mistrzostwo. Nie każdemu pasuje praca z Markiem Papszunem, ale trzeba pamiętać, że w tym, co robi, jest profesjonalistą i nawet w sytuacji, gdy jedną nogą jest w Legii, to jego piłkarze wychodzą na boisko przygotowani i wygrywają kolejne mecze. Po pamiętnej konferencji wielu w to zwątpiło – pojawiły się głosy, że piłkarze będą grać przeciwko trenerowi. Z kolei po wysokich zwycięstwach z Rapidem i Arką ci sami ludzie mówili: wygrali, bo chcieli zrobić na złość Papszunowi. Można oszaleć…
Po deklaracji trenera o chęci trenowania Legii studziłeś na Twitterze gorące głowy częstochowskich kibiców. Jakie uczucia dominują – zawód czy zrozumienie?
Zdecydowanie negatywnie odebrano tę wypowiedź trenera, przede wszystkim co do miejsca i czasu. Natomiast ja patrzę na to w inny sposób. Owszem, trener mógł to rozegrać inaczej, ale z drugiej strony, gdyby tego nie zrobił, a niedługo później wypłynęłaby informacja o jego przejściu do Legii, to spotkałby się z zarzutem, że nas zdradził i ukrywał prawdę. Wszyscy wiemy, że Papszun jest Legionistą, warszawiakiem i prowadzenie stołecznych zawsze było jego marzeniem. W Częstochowie zrobił kawał dobrej roboty, dlatego nie widzę w jego słowach aż tak dużej sensacji, jak przedstawiają to media.
Kwestia „transferu” Papszuna do Legii jest już oficjalna?
Nie mam pojęcia. Oficjalne jest porozumienie Rakowa z Łukaszem Tomczykiem – trenerem Polonii Bytom. Było już wiele wersji rozwoju sytuacji, natomiast jeśli miałbym obstawiać, to moim zdaniem Papszun zostanie w Częstochowie do końca rundy (kilka godzin później taką informację podał Tomasz Włodarczyk w serwisie meczyki.pl – przyp. red.).
W ostatnich tygodniach forma zarówno Rakowa, jak i GKS-u wyraźnie poszła w górę. To, co jeszcze nas łączy, to lanie od ostatniego w tabeli Piasta Gliwice. Jak do tego doszło w Częstochowie?
Na ten temat nie powiem zbyt wiele, bo choć w ciągu ostatnich 18 sezonów opuściłem zaledwie siedem domowych meczów Rakowa, to właśnie z Piastem był jeden z nich. Ani go nie oglądałem, ani też nie analizowałem tej porażki. Po pierwsze, Daniel Myśliwiec jest dobrym trenerem i szybko odcisnął swoje piętno na drużynie, a po drugie liga jest mega wyrównana i nawet tak niskie miejsce w tabeli jak Piasta nie znaczy, że nie potrafią się odgryźć. Inna sprawa, że Rakowowi zawsze lepiej gra się z drużynami z czołówki – nie wiem, czy to kwestia motywacji, czy czegoś innego. Mimo że Piast zdobył 6 punktów z naszymi drużynami, to uważam, że w końcowym rozrachunku znajdzie się mimo wszystko w trójce spadkowiczów.
Jeśli natomiast chodzi o czołówkę ligi, to wielokrotnie podkreśla się w mediach postawę Jagiellonii, która dobrze prezentuje się we wszystkich rozgrywkach. Tymczasem Raków radzi sobie równie dobrze, o ile nie lepiej, bo w przeciwieństwie do Jagi nadal ma szansę na Puchar Polski. Cele na ten sezon pozostają niezmienne?
Zdecydowanie. Zarówno trener, jak i piłkarze zarabiają takie pieniądze, że nie ma innego celu jak mistrzostwo. Pochwały dla Jagiellonii przypominają mi laurki dla Rakowa przy okazji marszu z 1. ligi do Ekstraklasy – jak to wszystko było doskonale poukładane. Jaga wygląda nawet lepiej – ogromny stadion, odpowiednie zaplecze infrastrukturalne i kibicowskie. Z kolei Raków jest w Polsce wyśmiewany przede wszystkim za brak stadionu. Mieliśmy swoje pięć minut zachwytów w mediach, a teraz każdy gorszy moment jest dodatkowo rozdmuchiwany. Nic się jednak nie zmienia: zarówno mistrzostwo, jak i Puchar Polski są dla nas mega ważne. Do tego jak najdłuższa gra w Lidze Konferencji. Po to sztab liczy tylu ludzi, by odpowiednio przygotować zespół do wszystkich rozgrywek, a wyniki muszą przyjść. Tym bardziej że w Pucharze robi się powoli autostrada do finału.
Musicie tylko uważać, by nie utknąć na bramkach z napisem „GKS Katowice”, ale przy odpowiednim zrządzeniu losu być może jeszcze będzie okazja o tym porozmawiać. Tymczasem skupiacie się na lidze i rozgrywkach europejskich. Czujecie się już w Sosnowcu jak u siebie?
W żadnym wypadku. Nie było tak ani w Bełchatowie, ani teraz w Sosnowcu. Trzeba być wdzięcznym włodarzom obu miast, że Raków miał gdzie grać, ale nie da się czuć dobrze poza Częstochową. Niby to tylko 60 kilometrów, ale każdy mecz w Sosnowcu bardziej przypomina bliski wyjazd niż mecz u siebie. Ciężko przyciągnąć tłumy na takie mecze, szczególnie tych najmłodszych – w Częstochowie byłoby to dużo prostsze. Sam stadion jest kapitalny do oglądania meczu, natomiast u siebie będziemy tylko w Częstochowie, choć na ten moment jest to nierealne. I pewnie w ciągu najbliższych lat się to nie zmieni.
Mimo że spodziewam się odpowiedzi, to i tak zadam ci to samo pytanie, co ostatnio: co nowego dzieje się w sprawie stadionu dla Rakowa?
Odpowiadam tak samo: nic się nie dzieje. Jakieś rozmowy się toczą, ale dopóki nie zobaczymy łopat na terenie budowy, to nie uwierzymy w żadne obietnice. Nie da się ukryć, że blokuje to rozwój klubu i Marek Papszun musi czuć to samo. Za każdym razem słyszy od prezesa, że rozmowy z Miastem są w toku – po pięciu czy sześciu latach można mieć już tego dość.
W poprzednim sezonie typowałeś gładkie 3:0 dla Rakowa w Częstochowie, tymczasem mecz potoczył się zupełnie inaczej.
Rzeczywiście, mój typ się nie sprawdził i po meczu śmiałem się w duchu, co ze mnie za znawca. Moim zdaniem tym meczem przegraliśmy mistrzostwo Polski, więc po czasie zabolało podwójnie. Szczególnie nie lubię przegrywać z Legią, Widzewem czy Lechem, a tutaj przyszła porażka z beniaminkiem. Mówi się trudno, bo takie wpadki się zdarzają. Myślę, że w najbliższą niedzielę 3:0 dla nas już musi być. Raków jest w gazie, a GieKSa będzie delikatnie podmęczona pojedynkiem z Jagiellonią, który musiał was sporo kosztować. Raków też co prawda grał ze Śląskiem, ale moim zdaniem wyglądało to trochę tak, jakby grał na pół gwizdka. Dlatego forma fizyczna będzie działać na naszą korzyść.
Wiem, że byłeś na Nowej Bukowej w pierwszej kolejce tego sezonu. Jak wrażenia?
Jak wspominałem w naszej poprzedniej rozmowie, tylko raz miałem okazję być na starej Bukowej – załapałem się na ostatni wyjazd w ubiegłym roku. W tym sezonie wiedziałem, że z powodu narodzin dziecka będę musiał odpuścić część wyjazdów, dlatego ucieszyłem się, że do Katowic jechaliśmy na samym początku i zdążyłem się do was wybrać. Miałem podobne odczucia jak z meczu w Lublinie – imponujący stadion, wszyscy ubrani na żółto, mnóstwo ludzi i kapitalny doping. Wielokrotnie podkreślałem, że doping ekip ze Śląska, takich jak GieKSa czy Górnik, to ścisły top w Polsce. Co do samego meczu to nie powiem za wiele, bo nie należę do tych, którzy szczególnie skupiają się na analizie boiskowych wydarzeń, najważniejsze było zwycięstwo 1:0. Cały wyjazd wspominam więc bardzo dobrze, z wyjątkiem incydentu z rozpylonym gazem, który wprowadził trochę zamieszania.
Piłka nożna
Nowa Bukowa pisze swoją historię
Gdy wydaje nam się, że i tak dużo przeżyliśmy w tym roku, GieKSa dokłada kolejną cegiełkę. Do wspomnień. Do historii. Do legendy. Rok 2025 to kolejny, który będziemy mogli wspominać z rozrzewnieniem i dumą. To nie jest jeszcze podsumowanie, bo czeka nas niedzielny mecz z Rakowem Częstochowa. Ale to, jak szybko Nowa Bukowa zaczęła pisać swoją historię, jest po prostu ewenementem. Ten stadion to już nie nowość i ciekawostka. To miejsce, w którym JUŻ przeżyliśmy piękne chwile, o których będziemy pamiętać na zawsze.
Wczorajsze późne popołudnie i wieczór było magiczne. Nie pamiętam tak głośnych i długich podziękowań i świętowania po meczu. Mimo mniejszej niż na meczach ligowych frekwencji było w tym tyle esencji, a euforia utrzymująca się po bramce Bartosza Nowaka była ciągle wyczuwalna. Nasz zespół osiągnął naprawdę wielki sukces ogrywając – nie waham się tego określenia użyć – obecnie najlepszą drużynę w Polsce. Tak, Jaga mimo chwilowego zawahania (które i tak nie jest naznaczone porażkami), jest w mojej opinii najlepiej i najrówniej grającą drużyną naszej ekstraklasy. I co najlepsze – GieKSa wygrała ten mecz zasłużenie. Znów żelaznym realizowaniem taktyki i przede wszystkim efektywnością w działaniu. Piłkarze Jagi dwoili się i troili próbując wejść w nasze pole karne, a wręcz bramkowe, ale zaraz mieli naprzeciw siebie gąszcz nóg i tułowi katowickich rywali. Nasi piłkarze byli jak smok, któremu w momencie obcięcia jednej nogi (czytaj minięciu jednego przeciwnika), wyrastały trzy nowe. Przez to Jaga nie stworzyła sobie bardzo klarownych sytuacji. Było kilka zamieszań, kilka strzałów z dystansu, kilka interwencji Strączka. Ale summa summarum, podobnie, jak w meczu z Pogonią, zagrożenia wielkiego z tej ofensywy Jagi nie było.
Pan Piłkarz Bartosz Nowak… Boże. Przecież to jest obecnie najlepszy piłkarz ekstraklasy. Inteligencja i efektywność tego zawodnika sprawia, że śmiało może on kandydować do najlepszego piłkarza GKS w ostatnim dwudziestoleciu. Przy czym nie mówimy tu o dorobku, długiej grze, tylko walorach czysto piłkarskich. Uważam, że od czasu Przemysława Pitrego nie mieliśmy tak dobrego zawodnika, tyle że Bartek i od tego zawodnika jest dużo lepszy. To inny poziom, inna liga. Cieszmy się, że mamy takiego piłkarza w swoich szeregach. W poprzednim sezonie trochę kręciliśmy nosem, bo choć zawodnik imponował swoimi niekonwencjonalnymi zagraniami i również był efektywny, zaliczał asysty, to jakoś mieliśmy wrażenie, że jest tego za mało, jak na jego potencjał. Teraz ten potencjał wybuchł ze zdwojoną siłą. Zawodnik jest to wprost doskonały i dla takich ludzi dzieci zaczynają się interesować piłką nożną i wieszają plakaty nad łóżkiem. Po prostu mistrz.
W wywiadzie dla GieKSaTV Bartek powiedział, że pierwsza bramka to w zdecydowanej większości zasługa Marcela Wędrychowskiego. Mam z tym stwierdzeniem problem, bo zgadzam się, ale nie do końca. To znaczy uważam, że większość zasługi w tym golu jest i Marcela, i Bartka. Wiem, że to wbrew logice, ale trudno. Zaraz się skupię na Marcelu, ale to co zrobił Bartosz tym minięcie na spokoju przeciwnika to też był majstersztyk. Przecież gdyby uderzył od razu, ryzykowałby trafieniem w blokujących przeciwników. A tak zamarkował strzał, nawinął i już nie miał żadnych przeszkód, by trafić do siatki. To był jego kunszt. Wielu piłkarzy stosuje nadmierne dryblingi, nawet w takich sytuacjach, ale często są one zupełnie bez sensu. Tutaj było to działanie w ściśle określonym celu – zwiększenia prawdopodobieństwa zdobycia bramki. I to się udało perfekcyjnie.
W pierwszej połowie Bartek często stosował taki subtelny pressing, próbował przewidzieć błąd rywala, więc gdy Piekutowski miał piłkę, robił taki ruch, to w lewo, to w prawo, by ewentualnie przeciąć piłkę. Dosłownie pomyślałem sobie wtedy, że mało prawdopodobne jest, że coś takiego się uda, ale po chwili przyszła druga myśl: Pan Piłkarz Bartosz Nowak wie, co robi i skoro tak robi, to jest duża szansa, że w końcu będzie z tego efekt. I choć nie bezpośrednio, to jednak taki błąd przeciwnika wykorzystał właśnie Marcel Wędrychowski. To jak katowicki De Bruyne wyczuł i doskoczył do golkipera gości, to też była klasa. Liczyła się szybkość. I oczywiście geneza tego gola jest po stronie Marcela. A potem był już kunszt Nowego.
W ataku zagrał tym razem Ilja Szkurin. Zawodnik przepychał się z rywalami, walczył. Sytuacji przez sporą część meczu nie miał. Ale jak już przyszło do pokazania swoich umiejętności, to i tu Białorusin spisał się świetnie. Najpierw świetne przyjęcie klatką, potem asysta oczywiście od Nowaka, no i pozostało już pewne wykończenie. Choć przyznam, że bardziej niż ten gol, podobało mi się zachowanie Ilji, przy golu na 3:1. Poszedł jak ten dzik na Vitala i już sam nie wiem, czy nasz zawodnik dziubnął tę piłkę czy rywal, ale ta agresja to było coś wspaniałego i doprowadziła ona do tego, że piłka trafiła pod nogi Nowaka, a ten – znów w wybitny sposób – strzelił niczym bilą do łuzy. W ogóle mam wrażenie między Szkurinem, a Nowakiem jest jakaś chemia, to jak współpracują i cieszą się wspólnie po bramkach, ten uśmiech na ustach i radość – coś pięknego. A Ilja w ogóle jeszcze punktuje u mnie dodatkowo tym, że ma kota – ale to już prywata 😉
Około 80. minuty byłem też pod wrażeniem jednej rzeczy i bardzo ceniłem nasz zespół. Mianowicie za to, że nie cofnęliśmy się do głębokiej defensywy. Oczywiście kilka razy byliśmy bardzo głęboko, bo Jaga rzuciła na nas wszystkie siły, do Imaza dołączyli Pululu czy Pietuszewski i mając dwubramkową stratę, logicznym było, że ruszą na nas. I czasem zakotłuje się w polu karnym. Jednak GieKSa starała się jak tylko mogła oddalić grę i dość często to się udawało. Ceniłem to dlatego, bo nieraz w takiej sytuacji zespoły cofają się już na stałe w swoją szesnastkę i tylko czekają na wymiar kary. Zamiast po prostu grać swoje. Powiedziałem sobie wtedy w duchu – właśnie w tej 80. minucie – że jeśli GKS straci dwa gole, to nie będę miał żadnych pretensji za ten sposób gry, bo ostatecznie to zmniejsza ryzyko utraty bramek, a nie zwiększa. Ostatecznie Jagiellonia strzeliła gola z rzutu karnego, bo Rafał Strączek w drugim meczu z rzędu znokautował rywala (poprzednio Kuuska, teraz Pozo), ale to była jedyna bramka gości w tym spotkaniu. I Rafał się do tego przyczynił również, broniąc dobrze i pewnie.
Ten mecz miał kilka analogii ze spotkaniem z ekstraklasy z poprzedniego sezonu. Znów wygraliśmy 3:1. Znów gola strzelił Pululu. I znowu katowiczanie zdobyli bramkę po fatalnym błędzie rywali w wyprowadzaniu piłki. Wtedy Nowak odebrał piłkę Halitiemu i gola strzelił Adrian Błąd, tym razem to Nowy był egzekutorem po świetnym odebraniu od Piekutowskiego. I znów euforia.
Dodajmy, że to już druga bramka w tym sezonie, w której nasz piłkarz odbiera piłkę bramkarzowi przeciwnika. W Płocku Rafałowi Leszczyńskiemu futbolówkę sprzed nosa zgarnął Marcin Wasielewski. Pressing się opłaca!
Nie zapominajmy też o świetnej defensywie naszej drużyny. To była kontynuacja gry z meczu z Pogonią. Poświęcenie, żółty (w tym przypadku czarny) mur naszych piłkarzy, wślizgi, bloki i wybloki. To co było naszym mankamentem na początku sezonu, w dwóch ostatnich meczach stało się chlubą. Nasz zespół znakomicie gra w obronie. A jeśli dołożymy do tego fakt, że nie opieramy się tylko na kontrach, tylko budujemy ciekawie swoje akcje ofensywne, można powiedzieć, że rozwój tej drużyny trwa w najlepsze.
Kolejnym naszym problemem były tracone nałogowo bramki do szatni. Już o tym zapomnieliśmy, choć Pululu akurat trafił na kilka minut przed końcem. Ale ostatnio mamy mecze na zero z tyłu, tych goli do szatni też po prostu nie zaliczamy. A tymczasem trend się odwrócił. Gdy ja się cieszyłem, że mamy spokojne 0:0 do przerwy i jedna minuta doliczona, GieKSa przeprowadziła swoją skuteczną akcję. Dla mnie to był totalny bonus, bo mentalnie byłem przy remisie do przerwy. A potem w doliczonym czasie całego meczu Bartosz ponownie strzelił gola.
Euforia po tej bramce była niebywała. Z wszystkich spadło ciśnienie. Te okrzyki „GKS! GKS!” i „Loooo, lolo loooooooo” po bramce przypominały stare czasy, jeszcze z lat 90., kiedy właśnie tak celebrowało się bramki. Absolutnie piękna sprawa.
Trener oczywiście na konferencji jest „oficjalny”, więc gdy zapytałem go, czy ma satysfakcję, że utarli nosa Jagiellonii za ten mecz ligowy, który się nie odbył powiedział, że nie rozpatruje tego w takich kategoriach. Za to my, jako kibice możemy – bo to też jest kwintesencja kibicowania, takiego bym powiedział w stylu angielski, czyli takie prztyczki, docinki. Więc troszkę Jaga dostała za swoje za to, że nie przygotowali boiska i lekceważąco podeszli zarówno do naszej drużyny, jak i kibiców, którzy do Białegostoku przyjechali. Chytry traci. Więc nie było co kombinować, trzeba było w tamtą niedzielę zagrać. Choć może Jaga wiedziała, co ją czeka i po prostu się bała?…
Myślałem o takim performancie, żeby trenerowi Siemieńcowi wręczyć łopatę do odśnieżania po meczu, ale stwierdziłem, że nie będę takich cyrków robił, choć wydaje mi się to całkiem zabawne (ach, pamiętny Puchar Pepco). Jednak nawet gdybym już miał sprzęt przygotowany, to w ostatniej chwili bym zrezygnował. Widząc przybitego trenera gości, włączyłaby mi się empatia i po prostu bym mu już nie dowalał. Poza tym mógłbym z tej konfrontacji nie wyjść żywy 😉
Jesteśmy w ćwierćfinale. Po raz pierwszy od 21 lat. W końcu po latach upokorzeń, kompromitacji i pucharowych dramatów, przeszliśmy już trzy rundy i zagramy na wiosnę w tych rozgrywkach. Czy znów naszym przeciwnikiem będzie ekipa z ekstraklasy? A może jakaś drużyna z niższej ligi? W ósemce znalazły się Avia Świdnik, Zawisza Bydgoszcz i Chojniczanka. To byłyby bardzo ciekawe opcje. W każdym razie droga na Narodowy zrobiła się realna. Trzeba będzie walczyć o to ze wszystkich sił.
W niedzielę Raków. Na zakończenie roku. GKS Katowice ma obecnie sześć zwycięstw w siedmiu ostatnich meczach. Bilans to znakomity. Trochę osób wieszczyło, że po porażce z Piastem w pozostałych spotkaniach nie zdobędziemy już żadnych punktów, że wszystko przegramy. Tymczasem mecz w Białymstoku się nie odbył, a potem z Pogonią i Jagą GKS po bardzo dobrej grze odniósł zwycięstwa. Naprawdę – wierzmy w tę drużynę.
Oczywiście z Rakowem łatwo nie będzie, bo piłkarze Marka Papszuna złapali dobry rytm. Odprawili z kwitkiem Rapid Wiedeń i Arkę strzelając im po cztery gole, wyeliminowali także Śląsk Wrocław. Więc przeciwnik jest trudny, ale przecież w lutym pokonaliśmy go w Częstochowie. A GieKSa jest na tyle w dobrej dyspozycji, że nie ma powodów, by nie wierzyć, że przy Limanowskiego nasz zespół nie jest w stanie grać o zwycięstwo.
Piłka nożna
Górak: Graliśmy przeciw bardzo mocnej drużynie
Po meczu GKS Katowice wypowiedzieli się trenerzy obu drużyn Rafał Górak i Thomas Thomasberg. Poniżej główne wypowiedzi szkoleniowców, a na samym dole zapis audio całej konferencji prasowej.
Thomas Thomasberg (trener Pogoni Szczecin):
Gdy się zaczyna i kończy mecz przegrywając, to nigdy nie jest to dobry wynik. Dzisiaj mieliśmy bardzo duże posiadanie piłki i w porządku liczbę okazji bramkowych, ale ich nie wykorzystaliśmy i nie strzeliliśmy bramki. Nad tym musimy pracować. To jest rozczarowujący wieczór, bo w defensywie musimy pracować nad takimi rzeczami, które nie funkcjonowały, bo GKS miał tylko kilka sytuacji, a wynikało z nich zagrożenie lub utrata bramki. Musimy więc włożyć więcej pracy w defensywie. Gdy tu jechaliśmy, to wiedzieliśmy, jakie mamy mankamenty w obronie, a i tak nie udało się tych dziur załatać. Przed nami za kilka dni trudny mecz pucharowy i z dzisiejszego meczu możemy wyciągnąć jakieś pozytywne wnioski. Stworzyliśmy kilka dobrych sytuacji. Musimy też wyciągnąć lekcję, co było źle, bo chcemy awansować dalej. Dwa mecze zostały do końca tej rundy i musimy pokazać się z jak najlepszej strony.
Rafał Górak (trener GKS Katowice):
Bardzo cieszymy się i jesteśmy zadowoleni z trzech punktów. Graliśmy przeciwko bardzo mocnej drużynie, szczególnie w atakowaniu. Wiedzieliśmy, jak wielkie i trudne zadanie nas czeka, bo Pogoń, gdy złapie luz i zdobędzie bramkę, to bardzo ciężko ich zatrzymać, co pokazał choćby mecz z Zagłębiem Lubin. W pierwszej połowie po drugiej bramce za nisko zeszliśmy do obrony. Ósemki powinny grać trochę wyżej, Adam Zrelak też był gotowy do wypchnięcia i wydaje mi się, że wtedy moglibyśmy poszukać czegoś zdecydowanie więcej, bo wydaje mi się, że mieliśmy przeciwnika trochę zachwianego i gdybyśmy strzelili trzecią bramkę, to byłoby nam – nawet z punktu widzenia kontrolowania gry – dużo łatwiej. W przerwie skorygowaliśmy to, wyszliśmy ósemkami trochę wyżej, napastnikiem – jednocześnie braliśmy pod uwagę to, że Pogoń będąca długo przy piłce może popełnić błąd i na taką okazję czyhaliśmy. Można było parę rzeczy lepiej rozwiązać w kontratakach i wtedy pokusić się o zakończenie, a tak do końca meczu były zdecydowane i mocne emocje. Natomiast jestem pod wrażeniem gry obronnej w samym polu karnym, bardzo wiele strzałów zostało wyblokowanych przez naszych zawodników i to jest duży plus, bo to są rzeczy ćwiczone przez nas. Bardzo cieszą trzy punkty, które chcieliśmy zadedykować całej rodzinie Jasia Furtoka.


Najnowsze komentarze