Piłka nożna Wywiady
Okiem rywala: doceniamy przeciwnika, ale się nie boimy
Pojedynki z Unią zwykle przyprawiają kibiców GKS-u o szybsze bicie serca. Pod warunkiem że gramy w hokeja, a rywalem jest Unia, ale ta z Oświęcimia. Tym razem na zielonej murawie zmierzymy się z Unią ze Skierniewic. Co wiemy o naszym pucharowym rywalu? Pewnie nic lub bardzo niewiele. Postanowiliśmy to zmienić, dlatego przed meczem 1/16 Pucharu Polski porozmawialiśmy z dyrektorem lidera I grupy Betclick III ligi – Leszkiem Koźbiałem.
Unia Skierniewice jest autorem jednej z największych niespodzianek I rundy Pucharu Polski. Dzięki lepiej wykonywanym rzutom karnym odprawiła z kwitkiem Motor Lublin. Czy był to klasyczny pojedynek Dawida z Goliatem?
Mnie, jako piłkarskiemu półprofesjonaliście, nie rzucała się aż tak bardzo w oczy różnica trzech poziomów rozgrywkowych. Moim zdaniem mecz był dość wyrównany, natomiast nie da się zaprzeczyć, że Motor miał więcej z gry, dłużej posiadał piłkę, ale nie przekładało się to na ogrom sytuacji bramkowych. Sam wynik pokazuje, że mecz nie toczył się pod znakiem dominacji jednej z drużyn.
Wasza pucharowa przygoda rozpoczęła się jeszcze w zeszłym roku, w rozgrywkach okręgowych. Aby zmierzyć się z Motorem, najpierw musieliście wygrać rozgrywki wojewódzkie.
Na tym poziomie mamy się czym pochwalić, bo odkąd w 2013 roku reaktywowano klub w C-klasie, sześć razy udało nam się wygrać Puchar Polski na poziomie wojewódzkim i dzięki temu rywalizować w 1/32 finału rozgrywek ogólnopolskich. Myślę, że jest to ewenement w skali kraju, bo mało kto może się poszczycić takim osiągnięciem. Z kolei do 1/16 Pucharu awansowaliśmy po raz drugi, poprzednio grając z Lechem Poznań. Mecz, który doprowadził nas do rozgrywek centralnych, czyli wojewódzki finał z Pelikanem Łowicz to takie nasze małe derby, bo oba miasta dzieli niespełna 25 kilometrów. Mimo że wygraliśmy 3:0, to nie było to łatwe spotkanie, bo zawsze gdy przyjeżdża derbowy rywal, duża grupa kibiców przeciwnika, która solidnie dopinguje, to rywalizacja ma szczególny wymiar. Każdy rozumie, że zwycięstwo w finale daje szansę na pokazanie się na szczeblu krajowym. Mecz był zacięty, żadna z drużyn nie odstawiała nogi. Z przebiegu gry byliśmy drużyną lepszą, natomiast Pelikan też bardzo ambitnie walczył.
Mało kto wie, że równolegle trwa wasza rywalizacja w kolejnej już edycji wojewódzkiego Pucharu Polski.
Rozgrywki Pucharu Polski na wczesnym etapie mają swoją specyfikę. Czasami te drużyny z niższych szczebli udowadniają, że można powalczyć z większymi klubami. My jesteśmy już w półfinale kolejnych rozgrywek okręgu skierniewickiego, w ostatnim meczu pokonując nasze rezerwy 12:0. Tak akurat skojarzyło nas losowanie, więc była to wewnętrzna rozgrywka, bardziej trening strzelecki. Niespodzianki być nie mogło i meldujemy się w kolejnej rundzie.
Unia Skierniewice przewodzi obecnie stawce I grupy Betclick III Ligi. Jesteście gotowi na awans na szczebel centralny?
Nie po to budowaliśmy nowy stadion, który wiosną oddaliśmy do użytku, nie po to wraz ze sztabem budujemy silną drużynę, żeby nie myśleć o awansie na szczebel centralny. Nie boimy się o tym mówić głośno. Chcemy awansować i będziemy robili wszystko, aby ten cel osiągnąć. Awansować z III ligi jest bardzo trudno, nawet w perspektywie ewentualnych baraży, które wprowadzono w tym sezonie. Trzeba jednak pamiętać, że rywalami będą tam drugoligowcy z miejsc 13-14, więc będzie to duże wyzwanie. My jednak nie liczymy na baraże, chcemy zająć pierwsze miejsce, walcząc o zwycięstwo w każdym meczu. Mamy dobrą serię na własnym stadionie, gdzie nie przegraliśmy jeszcze meczu, wliczając w to pucharowy pojedynek z Motorem. Będziemy chcieli podtrzymać tę passę w środę. Natomiast jestem przekonany, że mamy wystarczające umiejętności, by zdobyć mistrzostwo III ligi.
Czujecie się faworytem tej ligi?
Myślę, że nie, bo śledząc te rozgrywki, można dojść do wniosku, że każdy może wygrać z każdym. Przykładem jest nasz domowy mecz z ostatnią w tabeli Mławianką Mława, w którym byliśmy zdecydowanym faworytem. Mimo to nie udało się wygrać. Zawsze zakładamy walkę o zwycięstwo, ale nie zawsze się to udaje, z resztą nie tylko nam. Czasami łatwiej gra się z bezpośrednimi rywalami w tabeli, co udowodniliśmy w Suwałkach, wygrywając tam 3:2.
Kto jest waszym największym rywalem w walce o awans?
Jak co roku są to rezerwy Legii Warszawa. Swoich ambicji nie ukrywa też GKS Bełchatów, mocny jest ŁKS Łomża. Myślę, że oprócz nas te drużyny należy wskazać jako faworytów do pierwszego miejsca.
Jaka jest filozofia budowania drużyny w Skierniewicach?
Przez ostatnie lata zawsze dążyliśmy do tego, aby promować zdolną młodzież z regionu. Dlatego szukamy w ościennych miastach takich zawodników, którzy chcą się pokazać i w przyszłości powalczyć o coś więcej niż III liga. Nie ukrywam, że ułatwia nam to nowa baza – zarówno stadion, jak i obiekty treningowe, które robią wrażenie i są ważnym argumentem w negocjacjach. Sama infrastruktura pokazuje, że klub poważnie myśli o awansie i można się tu rozwijać. Nie szukamy zawodników z nazwiskami, którzy zjedli zęby na ligach centralnych. Wyjątkiem jest Aghwan Papikjan, którego pozyskaliśmy jako wolnego zawodnika. Potrzebowaliśmy takiego gracza do środka pola, Aghwan pełni ważną rolę w drużynie, natomiast pozostali gracze są raczej anonimowi na szczeblu krajowym. Przed nimi kariera dopiero stoi otworem.
Najwięcej ligowego doświadczenia nazbierał z pewnością trener Kamil Socha.
Rola trenera Sochy w osiąganiu obecnych wyników jest bardzo duża. Ma on doświadczenie na szczeblu centralnym, pracował w wielu klubach większych niż nasz i to dziś procentuje. Ma duży wpływ zarówno na postawę drużyny na boisku, jak i na dobrą atmosferę w szatni. Wysoko oceniamy jego metody treningowe, natomiast ważną rolę odgrywają także trenerzy asystenci. Wszystko jest bardzo dobrze poukładane zarówno pod kątem szkoleniowym, jak i kadrowym. Nie ma zawodników lepszych i gorszych, podziałów na starych i młodych, dzięki temu spokojnie patrzymy na funkcjonowanie drużyny na co dzień.
Jak zdążył pan już wspomnieć, jednym z najważniejszych atutów Unii jest stadion i infrastruktura, bez porównania z innymi ligowymi rywalami.
Stadion jest stosunkowo nowy – pierwszy mecz rozegraliśmy na nim wiosną tego roku. Dwie trybuny pomieszczą łącznie 3000 kibiców. Na co dzień na mecze ligowe przychodzi średnio 1,5 tys. osób, co jak na nasze warunki jest nienajgorszym wynikiem. Liczymy jednak, że sukcesy drużyny przyciągną na stadion jeszcze więcej kibiców. Ważną częścią tej inwestycji jest natomiast zaplecze: poza głównym boiskiem i budynkiem klubowym mamy pełnowymiarowe boisko, które w okresie zimowym jest przykrywane tzw. balonem, który ma najwyższy certyfikat jakości UEFA. Odnotowujemy duże zainteresowanie innych klubów możliwością skorzystania z naszego obiektu w okresie jesienno-zimowym. Dodatkowo dysponujemy dwoma boiskami wielkości „orlików”, z których korzysta akademia. Je także zimą przykrywamy balonem. Obiekt jest miejski, więc jest udostępniany także amatorom, mieszkańcom Skierniewic. Brakuje jedynie bazy hotelowej w pobliżu stadionu, aby móc pełnić rolę ośrodka przygotowań dla drużyn piłkarskich z całej Polski.
Który z meczów rozgrywanych na nowym obiekcie zapadł panu najbardziej w pamięci?
Wydarzeniem dużej rangi był mecz otwarcia, w którym graliśmy z Legionovią Legionowo. Najwięcej emocji wzbudził jednak ligowy pojedynek z Pelikanem Łowicz, wygrany 2:1. Są to nasze lokalne derby, które zawsze wywołują dodatkowe emocje. Mimo że nasze środowiska są zaprzyjaźnione, zarówno na płaszczyźnie sportowej, jak i kibicowskiej, to w bezpośrednich meczach nie brakuje sportowej złości, ale rywalizacja zawsze jest fair. Z kolei najważniejszym meczem ze względu na stawkę był pucharowy pojedynek z Motorem.
Jak pan ocenia postawę GKS-u w Ekstraklasie?
Ogólnie staram się śledzić rozgrywki Ekstraklasy i jej poziom, oglądałem też Wasz ostatni mecz w Warszawie pod kątem naszej rywalizacji w Pucharze. Wszystko wskazuje na to, że ciężko będzie GKS-owi osiągnąć czołowe lokaty w lidze, natomiast Puchar Polski to rozgrywki, w których może być łatwiej zajść daleko. Kilka drużyn z Ekstraklasy już odpadło i rysuje się szansa dla tych, którzy nadal liczą się w tej rywalizacji. Wiem, że GKS będzie chciał z nami wygrać, spodziewam się, że wystąpią w najsilniejszym składzie, co zadziała na korzyść widowiska. Po to są takie mecze, aby kibice z mniejszych ośrodków mogli zobaczyć na żywo zawodników, których zwykle oglądają w telewizji.
Z jakim nastawieniem wyjdziecie na pucharowy pojedynek z GKS-em Katowice?
Różnie można podchodzić do meczów pucharowych. Mając na uwadze walkę o zwycięstwo w lidze i awans na wyższy szczebel może rodzić się pytanie, czy „odpuścić” rywalizację w pucharze. Natomiast na tym etapie, zarówno na poziomie zarządu, jak i drużyny, z pełnym zaangażowaniem podchodzimy do obu rozgrywek. Mecz z Motorem pokazał naszym zawodnikom, że naprzeciw nich stają tacy sami ludzie, z którymi można rywalizować jak równy z równym. W środę na mecz z GKS-em wyjdziemy więc z wolą zwycięstwa i będziemy chcieli sprawić kolejną niespodziankę. Obie drużyny wiedzą, o co grają. My doceniamy przeciwnika, natomiast nikt nie powie, że się go boimy. Z kolei jestem przekonany, że GKS poważnie traktuje tą rywalizację i nas nie lekceważy. Na naszym ostatnim meczu byli przedstawiciele sztabu szkoleniowego GieKSy, co świadczy o ich profesjonalizmie.
Jakie przewiduje pan rozstrzygnięcie naszej rywalizacji?
Z reguły nie decyduję się na wytypowanie konkretnego wyniku, natomiast spodziewam się kolejnej niespodzianki. Myślę, że wygramy bez dogrywki.
Piłka nożna
Losowanie PP: Koncert życzeń GieKSa.pl
Już jutro o godzinie 12:00 w siedzibie TVP Sport odbędzie się losowanie 1/8 finału Pucharu Polski. W stawce pozostało już tylko 16 drużyn: 10 ekip z ekstraklasy, 4 drużyny z I ligi, 1 z II ligi oraz 2 z III ligi. Postanowiliśmy podzielić się z Wami naszymi typami i marzeniami dotyczącymi rywala w nadchodzącej rundzie. A co przyniesie los? Zobaczymy już we wtorkowe południe.
Fonfara
Ciekawym pojedynkiem bez wątpienia byłby mecz z Polonią Bytom i możliwość spotkania Jakuba Araka, który właśnie w naszym klubie się przecież odblokował. Najgorszymi opcjami wydają się być Raków Częstochowa i Piast Gliwice, bowiem rywale o takim podejściu do piłki nożnej dodatkowo zabierają kibicom chęć przychodzenia na mecze w środku tygodnia.
Kosa
Na pewno chciałbym uniknąć (dokładnie w takiej kolejności): Górnika, Jagiellonii, Rakowa i Lecha. Z pozostałymi ekstraklasowiczami możemy zagrać, choć oczywiście preferowałbym wtedy domowe spotkanie.
Natomiast z pewnych wyjazdów, czyli wylosowania drużyn z niższych lig, to ciekawie wyglądałaby Avia (niedaleko, niska liga) oraz Polonia Bytom (lokalnie, dawno nie graliśmy). Wyjazdowicze nie obraziliby się zapewne także na Śląsk we Wrocławiu.
Ciekawostką jest to, że jeśli wylosujemy na wyjeździe Raków, Widzew, Jagiellonię lub Lechię, to… w 2025 roku zagralibyśmy aż trzy wyjazdowe spotkania z tymi rywalami.
Flifen
Najśmieszniej byłoby zagrać przeciwko Wiśle Kraków lub Pogoni Szczecin. W przypadku wygrania z jakimikolwiek kontrowersjami, z którymkolwiek z tych klubów, content na Twitterze Alexa Haditaghiego bądź Jarka Królewskiego byłby nieziemski. Natomiast pod względem poziomu sportowego i kibicowskiego dobrym losowaniem byłaby Polonia Bytom, która powinna być na spokojnie do ogrania, a i frekwencja w takim meczu nie powinna zawieść.
Misiek
Najbardziej chciałbym zagrać z Avią Świdnik lub Zawiszą Bydgoszcz lub Polonią Bytom, ponieważ to są stadiony, na których jeszcze nie byłem. Najbardziej nie chciałbym zagrać z Rakowem Częstochowa, ponieważ znów byłyby dwa mecze koło siebie w pucharze i w lidze, oraz nie widzi mi się wyjazd do Chojnic w środku tygodnia z powodu mało atrakcyjnego rywala i odległości.
Kazik
Z osobistych pobudek to Śląsk Wrocław, w zeszłym sezonie nie było mi dane tam pojechać, a teraz może się uda. Nie wiem, gdzie Polonia Bytom będzie grała ewentualnie ten mecz, ale jechać tam na ten orlik ze sztuczną trawą i granulatem niespecjalnie mi się uśmiecha… jeszcze Jakub Arak coś strzeli, a lubię go i nie chcę tego zmieniać 🙂
Marek
Przez tyle lat czekaliśmy na Puchar Polski jak na okno do Ekstraklasy z nadzieją, aby uchyliło się chociaż odrobinę i pozwoliło oddychać tym samym powietrzem co krajowa elita… Dzisiaj tuzy Ekstraklasy otwierają listę drużyn, z którymi nie chcemy grać na tym etapie. To najlepszy dowód na to, jaki skok wykonaliśmy przez ostatnie dwa lata: nomen omen lata świetlne! Z uwagi na zależności rodzinne (kuzyni z Dolnego Śląska kibicujący Śląskowi) najbardziej chciałbym trafić Śląsk na wyjeździe. U siebie zdążyliśmy zagrać i razem z kuzynami oglądaliśmy to „widowisko” na starej Bukowej. We Wrocławiu z uwagi na Święta nie mieliśmy szans się spotkać. Poza tym z uwagi na cykl „Okiem rywala” łapię kontakt z przedstawicielami innych klubów – z jednymi gorszy, z drugimi lepszy i czasem wbijamy sobie różne szpilki 😉 Tym kluczem chciałbym trafić na Widzew (pozdrawiam Michał) lub Koronę (piona Michał i marxokow). Górnik za to dopiero w finale, najlepiej na Śląskim, bo 3 maja córka ma komunię, więc logistyka byłaby łatwiejsza 😂 Rywali z niższych lig trochę się boję, z uwagi na stan boiska w grudniowe popołudnie, ale bytomski orlik powinien być wtedy jak najbardziej zdatny do użytku 😜 Tak czy inaczej, sam fakt, że w listopadzie rozmawiamy jeszcze o GieKSie w Pucharze Polski jest dla mnie powodem do uśmiechu. Czas na kolejny krok w stronę Narodowego.
Błażej
Przede wszystkim dla mnie zawsze liczy się awans, a będzie łatwiej o kolejną rundę, grając z niżej notowanym rywalem. By nie jeździć daleko, życzyłbym sobie Avię Świdnik. Polonia Bytom niby fajny rywal, ale chyba tylko jeśli mielibyśmy grać na Śląskim. Granie na Orliku w grudniu z rywalem, który dobrze się prezentuje, może nie być takie proste. Jak mamy grać z kimś z Ekstraklasy to najlepiej u siebie z Piastem. Widać po wywiadach, że trenerowi Górakowi zależy mocno by w tym roku grać w PP na wiosnę, pewnie taki cel postawili sobie przed drużyną i chcą go skutecznie realizować. Fajnie byłoby to zrealizować, bo granie na wiosnę w PP byłoby małą nowością dla nas.
Jaśka
Ja napiszę króciutko: wszyscy byle nie Górnik, mamy ostatnio złe wspomnienia z nimi odnośnie pucharu Polski.
Shellu
Na pewno nie chciałbym trafić na Wisłę Kraków. Nie dość, że mecz na wyjeździe, to jeszcze z piekielnie mocnym i rozpędzonym rywalem. Spokojnie – zmierzymy się z nimi w ekstraklasie. Zdecydowanie chciałbym też uniknąć Korony czy Górnika. Jeśli chodzi o zespoły z ekstraklasy, to nie pogardziłbym Widzewem, nawet jeśli byłby na wyjeździe. Musimy tę ekipę w końcu przełamać. Polonia Bytom i Śląsk Wrocław nie byłyby złe. Nie pogardziłbym także powrotem do Chojnic, z uwagi na ładnie położony stadion i dobre wspomnienia. A najbardziej kuriozalnym losowaniem będzie Raków na wyjeździe i dwa mecze przy Limanowskiego w grudniowym mrozie – na tym najzimniejszym stadionie w Polsce 😉
Galeria Piłka nożna
Coraz bliżej… Narodowy
Zapraszamy do galerii z wyjazdu do Łodzi. GieKSa po bramkach Jędrycha i Szkurina zapewniła sobie awans do 1/8 STS Pucharu Polski.
Felietony
I co, niedowiarki?
Mam satysfakcję, nie powiem. Może to i małostkowe, bo stwierdzenie „a nie mówiłem?”, często dotyczy jakichś utarczek, sporów, w których jedna strona chce coś udowodnić drugiej. Często jednak ta chęć „żeby było po mojemu” dotyczy pokazania, że coś poszło źle (tak jak przewidywałem), że ktoś nie dał rady (tak jak mówiłem). Tutaj jest inaczej. Mam satysfakcję, że zaraz po meczu z Lechem Poznań, kiedy wielu kibiców zmieszało drużynę i trenera z błotem – napisałem felieton przypominający, w jakim jeszcze niedawno byliśmy miejscu, jakie mieliśmy kryzysy i z jakiego bagna udawało nam się wygrzebać. I że teraz nie należy odtrąbiać sportowego upadku GieKSy i desperacko nawoływać do zmiany trenera. Kazimierz Greń mówił kiedyś „ruda małpo, ja jeszcze żyję”. Widziałem nie światełko, a duże światło. Widziałem, że GieKSa w końcu zaczęła grać swoje w Płocku, a i mecz z Lechem był dobry, choć przegrany. I poszło.
Oczywiście po felietonie czytałem standardowe opinie, że nie można żyć przeszłością, nie ma nic za zasługi i tak dalej. Że Górak słaby i należy go zmienić. Tyle, że ja nie pisałem o zasługach i obojętnym przechodzeniu obok porażek. Pisałem o tym, że ten trener, z tymi (niektórymi) zawodnikami był w kryzysie i potrafił z niego – nawet spektakularnie – wychodzić. I że słabszy początek sezonu, który i tak nie jest dramatyczny, bo jesteśmy „jedynie” na pograniczu strefy spadkowej, absolutnie nie jest momentem na zburzenie wszystkiego i drastyczne ruchy. Nie będę już przytaczał inwektyw w kierunku szkoleniowca i nazwijmy to – bezceremonialnego nawoływania, żeby opuścił nasz klub. Bo osoby, które wygłaszają takie tezy w taki sposób pokazują, że nie mają krzty szacunku. Nie wiem ile tych osób jest, bo mocno rozmija się to, co widzę na stadionie z tym, co w internecie. Może te moje artykuły są bezzasadne, bo może to są boty lub jakaś cyberwojna i podstawieni ludzie przez jakieś konkurujące kluby. Ale pisząc poważnie – skala tego, co w słabszym okresie GieKSy czytam w komentarzach i opiniach, jest porażająca. Na szczęście nie dotyczy to trybun.
O tym, że niektóre osoby są niereformowalne napiszę dalej. Większość kibiców bowiem się cieszy. Cieszy z tego, że od meczu z Lechem Poznań, GieKSa wskoczyła na jakieś niebywałe obroty i wygrała cztery kolejne mecze – trzy w lidze, jeden w Pucharze Polski. Jeśli chodzi o ekstraklasę to pierwszy taki wyczyn od 22 lat. W poprzednim, tak radosnym przecież sezonie, katowiczanom nie udało się triumfować w trzech kolejnych meczach. I tu dochodzimy do pewnych mitów, powielanych przez wielu. Te mity obowiązywały już na wiosnę, obowiązują i teraz.
Otóż utarło się, jaka to jesień zeszłego roku była wspaniała. Banda zakapiorów i tak dalej. GieKSa grająca z polotem, bezkompromisowo i bez kompleksów. I przede wszystkim – wygrywająca w bardzo dobrym stylu z Jagiellonią i Pogonią. I to wystarczyło by na koniec roku cieszyć się z 23 punktów. Na wiosnę pojawiły się narzekania na słabszą grę GKS, że to już nie jest taka postawa jak jesienią. Tymczasem GKS punktował na tyle solidnie, że do końca sezonu zapewnił sobie jeszcze 26 oczek i to w mniejszej liczbie spotkań, bo przecież jesienią jedno było awansem. Szybkie utrzymanie na pięć kolejek przed końcem. Ale nie – trzeba było ponarzekać, że jest słabiej.
Od początku obecnego sezonu niepokoiliśmy się o nasz zespół. GieKSa punktowała bardzo słabo i po czterech kolejkach miała na koncie tylko jeden remis u siebie z Zagłębiem. Media i wszelkiej maści specjaliści ochrzciły nas głównym kandydatem do spadku. Uwierzyli też w to chyba niektórzy kibice. Będzie ciężko wygrać choćby jeden mecz i tak dalej, bo w ogóle zobaczcie na ten świetny Radomiak. Potem było nieco lepiej i nawet katowiczanie wygrali z Arką czy tymże Radomiakiem, ale na wyjazdach nasz zespół nadal grał fatalnie i przegrał cztery mecze. To jednak ciągle powodowało zaledwie balansowanie na granicy bezpiecznej strefy i dopiero w którymś momencie GKS znalazł się pod kreską. Nie poprawiło na długo nastrojów zwycięstwo w Pucharze Polski z Wisłą Płock (może dlatego, że tak mało ludzi to widziało) i remis z płocczanami. Po porażce z Lechem wiadro pomyj się wylało.
Minęły trzy kolejki. I teraz – po czternastej serii gier i tej kapitalnej… serii – warto odnotować, że GKS Katowice ma o jeden punkt więcej niż w analogicznym momencie poprzedniego sezonu! Tak – już byliśmy wówczas i po wspomnianych triumfach z Jagą i Portowcami, byliśmy również po rozgromieniu Puszczy 6:0. I nadal mieliśmy punkt mniej niż teraz. Więc ja się pytam – do czego my porównujemy i dlaczego mityzujemy poprzednią jesień. Tak – była pełna emocji i kapitalnych wrażeń. Ale patrzmy przede wszystkim na matematykę. I w żadnym wypadku nie chodzi mi o to, by teraz tamten okres zdewaluować. Chodzi o to, by się teraz otrząsnąć i spojrzeć na obecną sytuację bardziej rzetelnie. A wygląda to tak, że na początku sezonu było fatalnie, potem trochę lepiej, ale nadal źle, w końcu pojawiły się nadzieję na lepsze jutro w grze, choć jeszcze niekoniecznie w wynikach. Ale te też przyszły i wystarczyły dwa tygodnie od Motoru do Niecieczy, aby obecną sytuacją prześcignąć punktowo tamtą jesień. I dodać bonus w postaci Pucharu Polski.
Na całokształt wpływają poszczególne mecze, jak i cała runda. Ale wpływają także serie. I tak się składa, że rok temu w tym momencie byliśmy po remisie ze słabym Śląskiem oraz porażkach z Legią i Koroną Kielce, do tego po wtopie z Unią Skierniewice. To był najgorszy moment rundy, a pewnie i całego sezonu. Teraz wydaje się – miejmy nadzieję – że najgorszy punktowo okres mieliśmy we wrześniu. Ale te składowe rok temu i teraz sumują się na lekki plus obecnego sezonu. Oczywiście jest to dynamiczne – bo za kolejkę może się ten bilans zmienić. Rok temu w piętnastej serii wygraliśmy z Cracovią. Teraz gramy z Piastem.
Jednak wczoraj – o zgrozo – zobaczyłem kolejne komentarze. Halloween ma swoje przerażające prawa. I tu mi ręce i witki opadły już zupełnie. Może byłem naiwny, ale chyba jednak łudziłem się, że niektórych da się zadowolić. W trakcie meczu w Niecieczy, po pierwszej połowie, widziałem kolejne lamenty, jak to GKS nie ma pomysłu na grę i dał się zdominować. Boże… po trzech zwycięskich meczach, przy prowadzeniu do przerwy na wyjeździe z bezpośrednim rywalem do utrzymania, jeden czy drugi płacze w necie, że GKS dał się zdominować Termalice. Pamiętajcie panowie piłkarze i trenerzy – nie możecie się nisko bronić. Musicie ciągle bez ustanku atakować, być na połowie rywala, najlepiej mieć posiadanie piłki w okolicach 80 procent. Wtedy kibic GKS będzie zadowolony. A jeśli taka Termalica nas przyatakuje – bijmy na alarm. To nic, że niecieczanie mieli na tyle niewiele jakości, że jakoś szczególnie nie zagrozili bramce Strączka. Ważne, że okresowo mieli trochę więcej piłki na naszej połowie, oddali kilka strzałów z dystansu czy wątpliwej jakości strzały z pola karnego, które chyba z litości statystycy zsumowali do xG 1,70, bo nijak nie miało się to do obrazu tych uderzeń i rzeczywistego zagrożenia.
Utrata kontroli to była w Lublinie. Utrata była w końcówce w Łodzi. Tutaj – z perspektywy trybuny – nie miałem jakiejś wielkiej obawy o nasz zespół. Taką obawę miewam często, tym bardziej, że na stadionie dynamikę rywala odbiera się jakoś bardziej niż w telewizji. Więc bałem się jak cholera, że Korona w końcówce wyrówna, bałem się trochę, że do remisu doprowadzi ŁKS. W Niecieczy tego stresu nie miałem. Oczywiście różne rzeczy się w piłce dzieją i jak pisałem ostatnio – GKS lubi coś zmajstrować – ale widziałem dużo pewności w poczynaniach defensywnych naszych zawodników, którym najwidoczniej coś „kliknęło” i przestali robić głupie błędy. Za głowę złapałem się tylko raz – gdy Marcel Wędrychowski zrobił Marcela Wędrychowskiego, czyli poszedł bez głowy ze swojego pola karnego i stracił piłkę, po czym była groźna sytuacja. No dobra, kręciłem też głową przy Rafale Strączku, który musi trochę lepszym klejem smarować rękawice, bo ten obecnie używany jest chyba przeterminowany i nie ma właściwości klejących. Poza tym jednak golkiper swoje strzały wybronił, a obrona spisała się na tyle dobrze, że bez większych błędów zaliczyła drugie z rzędu czyste konto w lidze.
W porównaniu z tym co było na początku sezonu, obecnie jest ekstremalnie dobrze. Zróbmy eksperyment myślowy. Wyobraźmy sobie, że taka Legia wygrywa na wyjeździe z Motorem 5:2, u siebie z Koroną 1:0, na wyjeździe w Niecieczy 3:0 i z tym ŁKS w Pucharze Polski 2:1. Może nie byłoby wybitnych zachwytów, ale w Warszawie wszyscy byliby zadowoleni. Mateusz Borek z uznaniem mówiłby, że Legia w końcu złapała dobry, solidny rytm i temu czy tamtemu trenerowi przy Łazienkowskiej należy dać spokojnie pracować. A gdyby na przykład te wyniki osiągnął Piast, Radomiak czy Arka? Wtedy jestem pewien, że kibice GKS spoglądaliby z zazdrością i mówili – czemu u nas nie może się stworzyć taka efektowna i skuteczna ekipa?
Trener i drużyna po raz kolejny udowadniają, że można na nich liczyć i potrafią się wygrzebać z mniejszych czy większych tarapatów. Widać, że to extra ekipa ludzi wiedzących, co mają robić. Ale nie tylko chodzi tu o piłkarzy. Można odnieść wrażenie, że i trenerzy odnaleźli swoje miejsce na ziemi i ta ekipa to naprawdę Sztab przez duże „S”. Rafał Górak dobrał sobie tych ludzi i razem z nimi przechodził trudne czasy. Dariusz Mrózek, Dariusz Okoń, Marek Stepnowski czy Jarosław Salachna oraz cała reszta nie-piłkarzy w drużynie robią świetną robotę, która skutkuje tym, że – mimo że czasem jest ciężko – GKS wychodzi na prostą. To oni wyprowadzają GieKSę na prostą w naprawdę trudnych okolicznościach, w tych trudach ekstraklasy, w której poziom się podnosi permanentnie, a GKS – z tymi samymi ludźmi – jeszcze niedawno był w piłkarskiej otchłani.
Dalej mogę nawiązać do czasów pierwszej ligi i zapytać – czy jeszcze dwa lata temu spodziewalibyśmy się, że GKS rozegra dwa mecze z rzędu na wyjeździe wygrywając różnicą trzech bramek? Przecież w dwóch ostatnich sezonach w pierwszej lidze w sumie były tylko trzy takie mecze. Czy spodziewalibyśmy się, że w jakiejkolwiek konfiguracji (zaległe mecze, środek kolejki) będziemy w tabeli nad Legią? Przecież bralibyśmy to absolutnie w ciemno.
Trener mówił o tym, jaki mecz z Lechem był w jego oczach dobry. Wiadomo, że liczy się wynik, ale już w poprzednich sezonach w gorszych momentach twierdził, że widzi dobrą grę i to powinno zacząć przynosić punkty. Dokładnie to samo przerabiamy teraz. GKS we wcześniejszych meczach potracił punkty czasem tam, gdzie nie powinien. Teraz to się wszystko wyrównuje, choć każde ostatnie zwycięstwo jest zasłużone, no – może z Koroną z przebiegu bardziej adekwatny był remis, ale zawsze mówię, że jeśli w takim meczu któraś drużyna wygra jedną bramką – to jest to jednak zasłużone.
Tabela jest niebywale spłaszczona. GieKSa w trakcie kolejki podskoczyła aż o pięć miejsc. Wiadomo, że ktoś nas wyprzedzi, choć… nadal jeszcze my możemy też przeskoczyć Pogoń czy Raków, bo tam liczy się bilans bramkowy. Najważniejsze w tym momencie jest zyskiwać przewagę nad drużynami ze strefy spadkowej oraz nie dawać odskoczyć innym w pobliżu. W meczach o sześć punktów katowiczanie wygrali z Motorem i Termaliką, zdobyli też bonusowe trzy oczka z Koroną. Mamy już dużą przewagę nad Piastem i Termaliką, a jeśli w kolejnym spotkaniu nasz zespół wygra z ekipą z Gliwic – możemy mieć dwie drużyny odsadzone już tak daleko, że tylko kataklizm będzie mógł doprowadzić do tego, żeby GieKSę dogoniły.
Poświęcę jeszcze dwa słowa piłkarzom. Defensywa naprawdę zrobiła się solidna, nie robi już głupich błędów, piłkarze grają pewnie i odpowiedzialnie. Po raz kolejny chcę wyróżnić Lukasa Klemenza, nie tylko za gola, bo to oczywiście ważny dodatek, ale za postawę w defensywie. Zawodnik gra twardo, z poświęceniem i odpowiedzialnie. Dobrze się na to patrzy. Marten Kuusk też swoje robi. Obrona zrobiła progres i to jest kluczowe w osiąganiu dobrych wyników.
Walczy o to swoje miejsce Marcel i mam nadzieję, że w końcu strzeli swojego upragnionego gola. Kacper Łukasiak też próbuje, próbuje się wstrzelić od początku sezonu, ale jeszcze nie może. Natomiast patrząc na to, że dublet zaliczył Eman Marković, który w końcu dał efekt, myślę, że dwójka „szczecinian” wkrótce również trafi do siatki.
O Panu Piłkarzu Bartku Nowaku to za chwilę stanie się nudne, żeby pisać. Zawodnik po prostu co mecz daje takie piłki, że naprawdę można się zastanawiać od ilu lat to najlepszy piłkarz w barwach GKS Katowice. W poprzednim sezonie zawodnik miał trochę przebłysków, dawał już takie „ciasteczka”, ale często mieliśmy zastrzeżenia, że za rzadko. A teraz co mecz po prostu wiąże krawaty na ekstraklasowych boiskach. Teraz po prostu będzie dla mnie szokiem, jeśli trener Jan Urban nie powoła go do reprezentacji. Jestem pewien, że Bartek na najbliższe zgrupowanie kadry pojedzie!
Trochę błędów nasz sztab popełnił – nikt bezbłędny nie jest. Postawienie na początku sezonu i oparcie ataku na Macieju Rosołku i Aleksandrze Buksie to była fatalna decyzja. To jednak odróżnia nasz sztab od innych, że szybko reagują. O Macieju i Aleksandrze nikt już nie pamięta, choć wiadomo Rosołek zmaga się z urazami. Natomiast teraz jedyną i słuszną koncepcją w ataku jest Adam Zrelak i Ilja Szkurin. Na Adama trzeba chuchać i dmuchać, bo to świetny piłkarz i znów miał udział przy golu. A Ilja jako zmiennik i strzela bramki, i asystuje – tak jak przy drugim trafieniu Markovića. Do tego naprawdę miło widzieć, jak zawodnik się cieszy po golach i meczach – powtórzę to, co po ŁKS – mam nadzieję, że Białorusin znalazł swoje piłkarskie miejsce na ziemi.
Oczywiście sezon trwa i w piłce nic – w tym przede wszystkim forma – nie jest dana raz na zawsze. Poza tym to tylko i aż sport. Statystyka też robi swoje. Więc może się zdarzyć tak, że GKS z Piastem nie wygra. Bo zagra słabszy mecz, bo coś nie wyjdzie, bo dostaniemy czerwoną kartkę, czy właśnie zadziała statystyka, w której cztery zwycięstwa z rzędu w lidze to jakaś anomalia. Należy się z tym liczyć i nie wpadać znów w minorowe nastroje w przypadku braku wygranej. Przede wszystkim liczy się trend. Wiadomo, że wszystkiego się nie wygra, ale chodzi o to, by wygrywać dość często i przegrywać dość rzadko. Wtedy naprawdę wszystko będzie w jak najlepszym porządku.
Jednak to GieKSa jest w gazie, a Piast ma swoje potężne problemy. Piast gra o życie i o to, by nie stać się takim Śląskiem z zeszłego sezonu, który tak okopał się na ostatnim miejscu, że nawet bardzo dobre wyniki na wiosnę nie uchroniły wrocławian przed spadkiem. Nóż na gardle to jednak jedno, a drugie to po prostu obecna forma, mental i jakość piłkarska. Gliwiczanie grają po prostu bardzo źle i na ten moment piłkarsko to GKS jest o dwie klasy lepszy. Jeśli nasz zespół utrzyma swoją dyspozycję, będziemy faworytem w tym spotkaniu. Tylko ten ciężar trzeba unieść.
GKS wytrzymał fizycznie i piłkarsko tę siedmiodniówkę świetnie. Były zwycięstwa, była jakość, nie było słaniania się na nogach. Logistycznie, kadrowo i realizacyjnie – majstersztyk. Zadanie nie tylko piłkarzy, ale przede wszystkim trenerów i sztabu medycznego zostało wykonane celująco.
Doceniajmy więc cały czas to, co mamy, bo mamy ekipę fajnych ludzi, którzy walczą na tej piłkarskiej wojnie zarówno w pokojach trenerów, w szatni, jak i na boisku. Nie ma ani jednego powodu, by w przypadku słabszych meczów dokonywać gwałtownych ruchów i postponować zespół w komentarzach w internecie. Ta drużyna zasługuje na to, by ją wspierać. I rozwija się na naszych oczach, mimo że momenty są ciężkie. Grajmy. Kibicujmy. Projekt GKS Katowice Rafała Góraka trwa w najlepsze.
A zabawa kibiców i piłkarzy po wygranych meczach to coś, co jest jedną z kwintesencji i esencji piłki. Na trybunach, jak i na boisku – wzór. Piłkarze grają tak, jak kibice dopingują i odwrotnie. Dostroili się do siebie i pięknie to się odbywa z meczu na mecz.
Mamy dobry czas. Piękna jest ta ekstraklasa.



Najnowsze komentarze