Dołącz do nas

Piłka nożna Wywiady

Okiem rywala: doceniamy przeciwnika, ale się nie boimy

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Pojedynki z Unią zwykle przyprawiają kibiców GKS-u o szybsze bicie serca. Pod warunkiem że gramy w hokeja, a rywalem jest Unia, ale ta z Oświęcimia. Tym razem na zielonej murawie zmierzymy się z Unią ze Skierniewic. Co wiemy o naszym pucharowym rywalu? Pewnie nic lub bardzo niewiele. Postanowiliśmy to zmienić, dlatego przed meczem 1/16 Pucharu Polski porozmawialiśmy z dyrektorem lidera I grupy Betclick III ligi – Leszkiem Koźbiałem.

Unia Skierniewice jest autorem jednej z największych niespodzianek I rundy Pucharu Polski. Dzięki lepiej wykonywanym rzutom karnym odprawiła z kwitkiem Motor Lublin. Czy był to klasyczny pojedynek Dawida z Goliatem?
Mnie, jako piłkarskiemu półprofesjonaliście, nie rzucała się aż tak bardzo w oczy różnica trzech poziomów rozgrywkowych. Moim zdaniem mecz był dość wyrównany, natomiast nie da się zaprzeczyć, że Motor miał więcej z gry, dłużej posiadał piłkę, ale nie przekładało się to na ogrom sytuacji bramkowych. Sam wynik pokazuje, że mecz nie toczył się pod znakiem dominacji jednej z drużyn.

Wasza pucharowa przygoda rozpoczęła się jeszcze w zeszłym roku, w rozgrywkach okręgowych. Aby zmierzyć się z Motorem, najpierw musieliście wygrać rozgrywki wojewódzkie.
Na tym poziomie mamy się czym pochwalić, bo odkąd w 2013 roku reaktywowano klub w C-klasie, sześć razy udało nam się wygrać Puchar Polski na poziomie wojewódzkim i dzięki temu rywalizować w 1/32 finału rozgrywek ogólnopolskich. Myślę, że jest to ewenement w skali kraju, bo mało kto może się poszczycić takim osiągnięciem. Z kolei do 1/16 Pucharu awansowaliśmy po raz drugi, poprzednio grając z Lechem Poznań. Mecz, który doprowadził nas do rozgrywek centralnych, czyli wojewódzki finał z Pelikanem Łowicz to takie nasze małe derby, bo oba miasta dzieli niespełna 25 kilometrów. Mimo że wygraliśmy 3:0, to nie było to łatwe spotkanie, bo zawsze gdy przyjeżdża derbowy rywal, duża grupa kibiców przeciwnika, która solidnie dopinguje, to rywalizacja ma szczególny wymiar. Każdy rozumie, że zwycięstwo w finale daje szansę na pokazanie się na szczeblu krajowym. Mecz był zacięty, żadna z drużyn nie odstawiała nogi. Z przebiegu gry byliśmy drużyną lepszą, natomiast Pelikan też bardzo ambitnie walczył.

Mało kto wie, że równolegle trwa wasza rywalizacja w kolejnej już edycji wojewódzkiego Pucharu Polski.
Rozgrywki Pucharu Polski na wczesnym etapie mają swoją specyfikę. Czasami te drużyny z niższych szczebli udowadniają, że można powalczyć z większymi klubami. My jesteśmy już w półfinale kolejnych rozgrywek okręgu skierniewickiego, w ostatnim meczu pokonując nasze rezerwy 12:0. Tak akurat skojarzyło nas losowanie, więc była to wewnętrzna rozgrywka, bardziej trening strzelecki. Niespodzianki być nie mogło i meldujemy się w kolejnej rundzie.

Unia Skierniewice przewodzi obecnie stawce I grupy Betclick III Ligi. Jesteście gotowi na awans na szczebel centralny?
Nie po to budowaliśmy nowy stadion, który wiosną oddaliśmy do użytku, nie po to wraz ze sztabem budujemy silną drużynę, żeby nie myśleć o awansie na szczebel centralny. Nie boimy się o tym mówić głośno. Chcemy awansować i będziemy robili wszystko, aby ten cel osiągnąć. Awansować z III ligi jest bardzo trudno, nawet w perspektywie ewentualnych baraży, które wprowadzono w tym sezonie. Trzeba jednak pamiętać, że rywalami będą tam drugoligowcy z miejsc 13-14, więc będzie to duże wyzwanie. My jednak nie liczymy na baraże, chcemy zająć pierwsze miejsce, walcząc o zwycięstwo w każdym meczu. Mamy dobrą serię na własnym stadionie, gdzie nie przegraliśmy jeszcze meczu, wliczając w to pucharowy pojedynek z Motorem. Będziemy chcieli podtrzymać tę passę w środę. Natomiast jestem przekonany, że mamy wystarczające umiejętności, by zdobyć mistrzostwo III ligi.

Czujecie się faworytem tej ligi?
Myślę, że nie, bo śledząc te rozgrywki, można dojść do wniosku, że każdy może wygrać z każdym. Przykładem jest nasz domowy mecz z ostatnią w tabeli Mławianką Mława, w którym byliśmy zdecydowanym faworytem. Mimo to nie udało się wygrać. Zawsze zakładamy walkę o zwycięstwo, ale nie zawsze się to udaje, z resztą nie tylko nam. Czasami łatwiej gra się z bezpośrednimi rywalami w tabeli, co udowodniliśmy w Suwałkach, wygrywając tam 3:2.

Kto jest waszym największym rywalem w walce o awans?
Jak co roku są to rezerwy Legii Warszawa. Swoich ambicji nie ukrywa też GKS Bełchatów, mocny jest ŁKS Łomża. Myślę, że oprócz nas te drużyny należy wskazać jako faworytów do pierwszego miejsca.

Jaka jest filozofia budowania drużyny w Skierniewicach?
Przez ostatnie lata zawsze dążyliśmy do tego, aby promować zdolną młodzież z regionu. Dlatego szukamy w ościennych miastach takich zawodników, którzy chcą się pokazać i w przyszłości powalczyć o coś więcej niż III liga. Nie ukrywam, że ułatwia nam to nowa baza – zarówno stadion, jak i obiekty treningowe, które robią wrażenie i są ważnym argumentem w negocjacjach. Sama infrastruktura pokazuje, że klub poważnie myśli o awansie i można się tu rozwijać. Nie szukamy zawodników z nazwiskami, którzy zjedli zęby na ligach centralnych. Wyjątkiem jest Aghwan Papikjan, którego pozyskaliśmy jako wolnego zawodnika. Potrzebowaliśmy takiego gracza do środka pola, Aghwan pełni ważną rolę w drużynie, natomiast pozostali gracze są raczej anonimowi na szczeblu krajowym. Przed nimi kariera dopiero stoi otworem.

Najwięcej ligowego doświadczenia nazbierał z pewnością trener Kamil Socha.
Rola trenera Sochy w osiąganiu obecnych wyników jest bardzo duża. Ma on doświadczenie na szczeblu centralnym, pracował w wielu klubach większych niż nasz i to dziś procentuje. Ma duży wpływ zarówno na postawę drużyny na boisku, jak i na dobrą atmosferę w szatni. Wysoko oceniamy jego metody treningowe, natomiast ważną rolę odgrywają także trenerzy asystenci. Wszystko jest bardzo dobrze poukładane zarówno pod kątem szkoleniowym, jak i kadrowym. Nie ma zawodników lepszych i gorszych, podziałów na starych i młodych, dzięki temu spokojnie patrzymy na funkcjonowanie drużyny na co dzień.

Jak zdążył pan już wspomnieć, jednym z najważniejszych atutów Unii jest stadion i infrastruktura, bez porównania z innymi ligowymi rywalami.
Stadion jest stosunkowo nowy – pierwszy mecz rozegraliśmy na nim wiosną tego roku. Dwie trybuny pomieszczą łącznie 3000 kibiców. Na co dzień na mecze ligowe przychodzi średnio 1,5 tys. osób, co jak na nasze warunki jest nienajgorszym wynikiem. Liczymy jednak, że sukcesy drużyny przyciągną na stadion jeszcze więcej kibiców. Ważną częścią tej inwestycji jest natomiast zaplecze: poza głównym boiskiem i budynkiem klubowym mamy pełnowymiarowe boisko, które w okresie zimowym jest przykrywane tzw. balonem, który ma najwyższy certyfikat jakości UEFA. Odnotowujemy duże zainteresowanie innych klubów możliwością skorzystania z naszego obiektu w okresie jesienno-zimowym. Dodatkowo dysponujemy dwoma boiskami wielkości „orlików”, z których korzysta akademia. Je także zimą przykrywamy balonem. Obiekt jest miejski, więc jest udostępniany także amatorom, mieszkańcom Skierniewic. Brakuje jedynie bazy hotelowej w pobliżu stadionu, aby móc pełnić rolę ośrodka przygotowań dla drużyn piłkarskich z całej Polski.

Który z meczów rozgrywanych na nowym obiekcie zapadł panu najbardziej w pamięci?
Wydarzeniem dużej rangi był mecz otwarcia, w którym graliśmy z Legionovią Legionowo. Najwięcej emocji wzbudził jednak ligowy pojedynek z Pelikanem Łowicz, wygrany 2:1. Są to nasze lokalne derby, które zawsze wywołują dodatkowe emocje. Mimo że nasze środowiska są zaprzyjaźnione, zarówno na płaszczyźnie sportowej, jak i kibicowskiej, to w bezpośrednich meczach nie brakuje sportowej złości, ale rywalizacja zawsze jest fair. Z kolei najważniejszym meczem ze względu na stawkę był pucharowy pojedynek z Motorem.

Jak pan ocenia postawę GKS-u w Ekstraklasie?
Ogólnie staram się śledzić rozgrywki Ekstraklasy i jej poziom, oglądałem też Wasz ostatni mecz w Warszawie pod kątem naszej rywalizacji w Pucharze. Wszystko wskazuje na to, że ciężko będzie GKS-owi osiągnąć czołowe lokaty w lidze, natomiast Puchar Polski to rozgrywki, w których może być łatwiej zajść daleko. Kilka drużyn z Ekstraklasy już odpadło i rysuje się szansa dla tych, którzy nadal liczą się w tej rywalizacji. Wiem, że GKS będzie chciał z nami wygrać, spodziewam się, że wystąpią w najsilniejszym składzie, co zadziała na korzyść widowiska. Po to są takie mecze, aby kibice z mniejszych ośrodków mogli zobaczyć na żywo zawodników, których zwykle oglądają w telewizji.

Z jakim nastawieniem wyjdziecie na pucharowy pojedynek z GKS-em Katowice?
Różnie można podchodzić do meczów pucharowych. Mając na uwadze walkę o zwycięstwo w lidze i awans na wyższy szczebel może rodzić się pytanie, czy „odpuścić” rywalizację w pucharze. Natomiast na tym etapie, zarówno na poziomie zarządu, jak i drużyny, z pełnym zaangażowaniem podchodzimy do obu rozgrywek. Mecz z Motorem pokazał naszym zawodnikom, że naprzeciw nich stają tacy sami ludzie, z którymi można rywalizować jak równy z równym. W środę na mecz z GKS-em wyjdziemy więc z wolą zwycięstwa i będziemy chcieli sprawić kolejną niespodziankę. Obie drużyny wiedzą, o co grają. My doceniamy przeciwnika, natomiast nikt nie powie, że się go boimy. Z kolei jestem przekonany, że GKS poważnie traktuje tą rywalizację i nas nie lekceważy. Na naszym ostatnim meczu byli przedstawiciele sztabu szkoleniowego GieKSy, co świadczy o ich profesjonalizmie.

Jakie przewiduje pan rozstrzygnięcie naszej rywalizacji?
Z reguły nie decyduję się na wytypowanie konkretnego wyniku, natomiast spodziewam się kolejnej niespodzianki. Myślę, że wygramy bez dogrywki.



Kliknij, by skomentować
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

Odpowiedz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Piłka nożna

Losowanie PP: Koncert życzeń GieKSa.pl

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Już jutro o godzinie 12:00 w siedzibie TVP Sport odbędzie się losowanie 1/8 finału Pucharu Polski. W stawce pozostało już tylko 16 drużyn: 10 ekip z ekstraklasy, 4 drużyny z I ligi, 1 z II ligi oraz 2 z III ligi. Postanowiliśmy podzielić się z Wami naszymi typami i marzeniami dotyczącymi rywala w nadchodzącej rundzie. A co przyniesie los? Zobaczymy już we wtorkowe południe.

Fonfara
Ciekawym pojedynkiem bez wątpienia byłby mecz z Polonią Bytom i możliwość spotkania Jakuba Araka, który właśnie w naszym klubie się przecież odblokował. Najgorszymi opcjami wydają się być Raków Częstochowa i Piast Gliwice, bowiem rywale o takim podejściu do piłki nożnej dodatkowo zabierają kibicom chęć przychodzenia na mecze w środku tygodnia.

Kosa
Na pewno chciałbym uniknąć (dokładnie w takiej kolejności): Górnika, Jagiellonii, Rakowa i Lecha. Z pozostałymi ekstraklasowiczami możemy zagrać, choć oczywiście preferowałbym wtedy domowe spotkanie.

Natomiast z pewnych wyjazdów, czyli wylosowania drużyn z niższych lig, to ciekawie wyglądałaby Avia (niedaleko, niska liga) oraz Polonia Bytom (lokalnie, dawno nie graliśmy). Wyjazdowicze nie obraziliby się zapewne także na Śląsk we Wrocławiu.

Ciekawostką jest to, że jeśli wylosujemy na wyjeździe Raków, Widzew, Jagiellonię lub Lechię, to… w 2025 roku zagralibyśmy aż trzy wyjazdowe spotkania z tymi rywalami.

Flifen
Najśmieszniej byłoby zagrać przeciwko Wiśle Kraków lub Pogoni Szczecin. W przypadku wygrania z jakimikolwiek kontrowersjami, z którymkolwiek z tych klubów, content na Twitterze Alexa Haditaghiego bądź Jarka Królewskiego byłby nieziemski. Natomiast pod względem poziomu sportowego i kibicowskiego dobrym losowaniem byłaby Polonia Bytom, która powinna być na spokojnie do ogrania, a i frekwencja w takim meczu nie powinna zawieść.

Misiek
Najbardziej chciałbym zagrać z Avią Świdnik lub Zawiszą Bydgoszcz lub Polonią Bytom, ponieważ to są stadiony, na których jeszcze nie byłem. Najbardziej nie chciałbym zagrać z Rakowem Częstochowa, ponieważ znów byłyby dwa mecze koło siebie w pucharze i w lidze, oraz nie widzi mi się wyjazd do Chojnic w środku tygodnia z powodu mało atrakcyjnego rywala i odległości.

Kazik
Z osobistych pobudek to Śląsk Wrocław, w zeszłym sezonie nie było mi dane tam pojechać, a teraz może się uda. Nie wiem, gdzie Polonia Bytom będzie grała ewentualnie ten mecz, ale jechać tam na ten orlik ze sztuczną trawą i granulatem niespecjalnie mi się uśmiecha… jeszcze Jakub Arak coś strzeli, a lubię go i nie chcę tego zmieniać 🙂

Marek
Przez tyle lat czekaliśmy na Puchar Polski jak na okno do Ekstraklasy z nadzieją, aby uchyliło się chociaż odrobinę i pozwoliło oddychać tym samym powietrzem co krajowa elita… Dzisiaj tuzy Ekstraklasy otwierają listę drużyn, z którymi nie chcemy grać na tym etapie. To najlepszy dowód na to, jaki skok wykonaliśmy przez ostatnie dwa lata: nomen omen lata świetlne! Z uwagi na zależności rodzinne (kuzyni z Dolnego Śląska kibicujący Śląskowi) najbardziej chciałbym trafić Śląsk na wyjeździe. U siebie zdążyliśmy zagrać i razem z kuzynami oglądaliśmy to „widowisko” na starej Bukowej. We Wrocławiu z uwagi na Święta nie mieliśmy szans się spotkać. Poza tym z uwagi na cykl „Okiem rywala” łapię kontakt z przedstawicielami innych klubów – z jednymi gorszy, z drugimi lepszy i czasem wbijamy sobie różne szpilki 😉 Tym kluczem chciałbym trafić na Widzew (pozdrawiam Michał) lub Koronę (piona Michał i marxokow). Górnik za to dopiero w finale, najlepiej na Śląskim, bo 3 maja córka ma komunię, więc logistyka byłaby łatwiejsza 😂 Rywali z niższych lig trochę się boję, z uwagi na stan boiska w grudniowe popołudnie, ale bytomski orlik powinien być wtedy jak najbardziej zdatny do użytku 😜 Tak czy inaczej, sam fakt, że w listopadzie rozmawiamy jeszcze o GieKSie w Pucharze Polski jest dla mnie powodem do uśmiechu. Czas na kolejny krok w stronę Narodowego.

Błażej
Przede wszystkim dla mnie zawsze liczy się awans, a będzie łatwiej o kolejną rundę, grając z niżej notowanym rywalem. By nie jeździć daleko, życzyłbym sobie Avię Świdnik. Polonia Bytom niby fajny rywal, ale chyba tylko jeśli mielibyśmy grać na Śląskim. Granie na Orliku w grudniu z rywalem, który dobrze się prezentuje, może nie być takie proste. Jak mamy grać z kimś z Ekstraklasy to najlepiej u siebie z Piastem. Widać po wywiadach, że trenerowi Górakowi zależy mocno by w tym roku grać w PP na wiosnę, pewnie taki cel postawili sobie przed drużyną i chcą go skutecznie realizować. Fajnie byłoby to zrealizować, bo granie na wiosnę w PP byłoby małą nowością dla nas.

Jaśka
Ja napiszę króciutko: wszyscy byle nie Górnik, mamy ostatnio złe wspomnienia z nimi odnośnie pucharu Polski.

Shellu
Na pewno nie chciałbym trafić na Wisłę Kraków. Nie dość, że mecz na wyjeździe, to jeszcze z piekielnie mocnym i rozpędzonym rywalem. Spokojnie – zmierzymy się z nimi w ekstraklasie. Zdecydowanie chciałbym też uniknąć Korony czy Górnika. Jeśli chodzi o zespoły z ekstraklasy, to nie pogardziłbym Widzewem, nawet jeśli byłby na wyjeździe. Musimy tę ekipę w końcu przełamać. Polonia Bytom i Śląsk Wrocław nie byłyby złe. Nie pogardziłbym także powrotem do Chojnic, z uwagi na ładnie położony stadion i dobre wspomnienia. A najbardziej kuriozalnym losowaniem będzie Raków na wyjeździe i dwa mecze przy Limanowskiego w grudniowym mrozie – na tym najzimniejszym stadionie w Polsce 😉

Kontynuuj czytanie

Galeria Piłka nożna

Kurczaki odleciały z trzema punktami

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Zapraszamy do drugiej fotorelacji z wczorajszego wieczoru. GieKSa przegrała z Piastem Gliwice 1:3.

Kontynuuj czytanie

Felietony Piłka nożna

Plagi gliwickie

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

No i po raz kolejny potwierdziło się, jak dziwna bywa piłka. Przynajmniej jeśli przekładamy matematykę na boisko. I punkty oraz miejsca w tabeli. Matematycznie Piast nie miał prawa z nami wygrać, statystycznie niby też, choć patrząc na rachunek prawdopodobieństwa, kiedyś musieli to drugie zwycięstwo osiągnąć. Stało się i nikt w Katowicach nie jest z tego powodu zadowolony. Faktem jest, że Piast na to zwycięstwo zasłużył, choćby dlatego, że był bardziej zdeterminowany. Jednak czy był lepszy na tyle, aby dokonać takiej deklasacji?

Śmiem twierdzić, że jakby taki mecz powtórzyć, to wcale nie byłoby oczywiste, że goście znów by wygrali. Zwycięstwo odnieśli zasłużone, jednak splot różnego rodzaju okoliczności – tak nieszczęśliwych dla GKS, a fortunnych dla gliwiczan spowodował, że wykorzystując sposobność z zimną krwią, zainkasowali trzy punkty. Ale tę sposobność najpierw musieli mieć.

Zaczęło się od kontuzji Mateusza Kowalczyka. Zawodnik jeszcze próbował po obiciu okolic nerki pozostać na boisku, ale sam po chwili poprosił o zmianę. Kontuzja niepiłkarska, więc w tej chwili najważniejsze jest po prostu jego zdrowie i miejmy nadzieję, że ostatecznie nie będzie to nic poważnego. Potem w kilka minut katowiczanie stracili dwie bramki. Najpierw fatalnie zachowali się w obronie, bo Drapiński był kompletnie niepilnowany i wystarczyło mu tylko dołożyć stopę do piłki, aby pokonać Rafała Strączka. No a potem Lukas Klemenz też jakoś intuicyjnie chciał wybić piłkę, ale pokonał własnego bramkarza. Mieliśmy nadzieję na ten rzut karny, ale po analizie VAR sędzia Raczkowski podyktowaną jedenastkę anulował – słusznie, bo faulu nie było. I tak mieliśmy jeszcze szczęście, bo tych plag mogło być więcej – w początkowej fazie meczu na boisku opatrywany był Bartosz Nowak, interwencja medyczna była też przez chwilę potrzebna Wasylowi. Mimo wszystko za dużo tych nieszczęść, jak na jeden mecz.

Problem jest taki, że po pierwszej połowie, gdy GKS przegrywał 0:2 i nie miał nic do stracenia, myśleliśmy, że nasz zespół rzuci się na przeciwnika i wybije im z głowy myśl o punktach. Miało być tak, że goście będą żałowali, że te dwa gole strzelili. Nic takiego nie miało miejsca. Druga połowa była równie zła jak pierwsza albo nawet gorsza. GieKSa biła głową w mur, kompletnie nie potrafiąc zagrozić bramce Placha. Piast wyprowadzał kontry, z czego jedną wykorzystał i gliwicki Di Maria zamknął spotkanie. A mogło być jeszcze wyżej, bo nasz zespół tak się odkrył, że rekordowa porażka na Nowej Bukowej stawała się coraz bardziej realna. Bramka Lukasa Klemenza na koniec tylko dała drobną korektę na wyniku. Osobliwe jest to, że Lukas strzelił w tym meczu do właściwej i niewłaściwej siatki, jeszcze bardziej osobliwe, że powtórzył tego typu wyczyn Arkadiusza Jędrycha sprzed… dwóch meczów.

Trzeba przyznać, że Piast zagrał kapitalnie w defensywie. Zneutralizował nasz zespół kompletnie, dodatkowo nie bronił się jakoś bardzo głęboko, GKS skutecznie był wypychany, a wszelkie próby licznych prostopadłych podań ze strony piłkarzy Góraka kończyły się „sukcesem” Piasta. No i właśnie to mam na myśli, pisząc, że mecz mógł się potoczyć inaczej. Bo trzeba przyznać, że pomysł na mecz z podaniami za plecy – czy to długimi w powietrzu, czy bardziej po ziemi, wyglądał na całkiem niezły i nawet próby nie były najgorsze. Czujność obrońców Piasta była jednak na wysokim poziomie. Gdy już taka piłka przeszła, to albo Adam Zrelak został wzięty w kleszcze (sytuacja z odwołanym karnym), albo Ilja Szkurin był na spalonym po podaniu Wędrychowskiego (ale i tak Białorusin trafił w Placha).

Problem widzę inny. GieKSa chyba za bardzo postawił na tę kwestię czysto piłkarską. Chcieliśmy ten mecz wygrać umiejętnościami i kunsztem, a zabrakło walki wręcz. Piast tę „grę w piłkę” od początku meczu próbował nam wybić z głowy i zrobił to skutecznie. Nie mieliśmy więc – tak jak na wiosnę – łupanki, którą trudno było nazwać meczem piłkarskim. Mieliśmy GieKSę, która w piłkę chciała grać i Piasta, który był jednak dużo bardziej zdeterminowany do walki. Nie odbieram oczywiście Piastowi tego, że w kluczowych momentach też pokazał umiejętności, bo to jest oczywiste. Poziom agresji jednak zdecydowanie był po stronie zawodników Myśliwca i teraz to oni okazali się „zakapiorami”. Trochę to wyglądało tak, jak na szkolnym korytarzu, kiedy z klasowym łobuzem kujon chce rozmawiać na argumenty. I ma je sensowne, logiczne, tylko co z tego, skoro łobuz wyprowadził szybki cios i kujonowi tylko spadły okulary z nosa…

Ogólnie nie chcę jakoś specjalnie krytykować tego sposobu naszej gry, natomiast wygląda na to, że sztab trenerski się przeliczył, a przez to, że do przerwy było już 0:2, trudno było to skorygować. Osobiście chciałbym, żeby GKS dążył do gry w piłkę i generalnie nie będę o to miał pretensji. Czasem jednak być może trzeba postawić na proste i bardziej… prymitywne środki. To tak jak z tym rozgrywaniem od tyłu, kiedy różne drużyny nieraz tak bardzo chcą ten schemat utrzymywać, że czasem, zamiast po prostu wywalić piłkę w oczywistej sytuacji, klepią ją sobie trzy metry od bramki i za chwilę dostają gonga.

A już nie bawiąc się w porównania, metafory i piękne słowa. Piast po prostu od początku meczu zaczął dosłownie spuszczać wpierdol naszym piłkarzom, a ci nie potrafili odpowiedzieć tym samym. I też dlatego przegraliśmy. Z Koroną GieKSa potrafiła pójść na noże. W meczu derbowym – zupełnie nie.

Wracając do tematu bramek samobójczych – to niesłychane, że GKS ma ich w tym sezonie już pięć. I solidarni są ze sobą środkowi obrońcy, bo już każdy z nich ma po jednym takim trafieniu. Piątego samobója zaliczył Kowal w Łodzi. Wiadomo, że jest to często pech, ale skoro sytuacja się powtarza – to jest jakiś defekt, nad którym pewnie trzeba popracować. Jest to jakaś niefrasobliwość naszych zawodników, może czasami wręcz lekka niechlujność.

Nie ma co płakać. Już nie będę się rozpisywał na temat opinii niektórych kibiców, bo poświęciłem na to poprzednie felietony i… straciłem sporo nerwów. Teraz nawet nie czytałem (jeszcze) wielu komentarzy, ale jeśli natknąłem się po tej porażce znów na zdanie jednego ancymona, że mamy fatalnego trenera, fatalnych piłkarzy i zespół na co najwyżej pierwszą ligę, to wiem po prostu, że mam do czynienia z osobą niezbyt lotną. Tyle.

Sam nie wierzyłem, że możemy ten mecz przegrać. Nie sądziłem natomiast, że zwycięstwo będzie formalnością. A już na pewno nie spodziewałem się, że Piast nas tak rozjedzie. Ten mecz ostatecznie był fatalny. Nie wychodziło nam nic. Piastowi wyszło wszystko. Powtórzę – wykorzystali wszystkie swoje sposobności otwierające im drogę do zwycięstwa. To oni byli wyrachowani. Ale matrycą była agresja.

Październikowo-listopadowy piękny sen z serią czterech zwycięstw się skończył, przyszła szara jesienna rzeczywistość. Jednak dziś jest kolejny dzień, a wkrótce następne. GieKSa to nie jest drużyna perfekcyjna i jeszcze nie jest na tyle dobra, żeby takie mecze jak z Piastem zdecydowanie wygrywać. Absolutnie jednak nie jesteśmy tak słabi, żeby znów mówić, że zlecimy z hukiem z ekstraklasy. Mogliśmy stworzyć sobie ultra-komfortową sytuację przed końcem rundy jesiennej. Nie udało się. Nadal musimy punktować, żeby zadomowić się mocniej w środku tabeli.

Przed nami przerwa reprezentacyjna, a po niej piekielnie ciężkie spotkania. Tak jak pisałem, o punkty będzie niebywale trudno, ale musimy grać swoje. Może z większą różnorodnością środków, w zależności od rywala. Skoro jednak Piast wygrał z GKS, to dlaczego GieKSa ma nie móc wygrać z Jagiellonią? W tej lidze wszystko jest możliwe. I katowiczan stać na punktowanie nawet z Jagą, Pogonią i Rakowem.

Także GieKSiarze nie ma co się załamywać i wchodzić w jakieś smuty. Zostawmy to ludziom, dla których frustracja jest życiowym paliwem. Niech dla nas paliwem będzie nieustający optymizm – oparty na faktach i doświadczeniu. Doświadczeniu takim, że GieKSa jeszcze dopiero co potrafiła bardzo dobrze grać w piłkę, być lepsza od przeciwników i wygrywać mecz za meczem.

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga