Dołącz do nas

Felietony

Osamotnieni i porzuceni (piłkarze GKS)

Avatar photo

Opublikowany

dnia

GKS Katowice w pierwszych dwóch meczach rundy wiosennej zdobył tylko jeden punkt. Nasza drużyna jest tuż nad strefą spadkową, a przed nią 12 ciężkich meczów albo z drużynami lepszymi – czołówką zaplecza ekstraklasy, albo z bezpośrednimi rywalami do utrzymania w lidze. Ciężar gatunkowy każdego spotkania będzie więc olbrzymi i – o ile często mówi się, że stracone punkty można nadrobić czy odrobić – to w tym przypadku każda strata realnie przybliża widmo spadku w piłkarską otchłań.

W tej sytuacji drużyna udała się na najdalszy ligowy wyjazd w Polsce – do Świnoujścia. Piłkarze byli nad morzem już w piątek rano, aby zaaklimatyzować się i spokojnie przygotować do sobotniego meczu. Samo spotkanie było słabe w pierwszej połowie i przeciętne w drugiej. Mimo licznych ataków Floty udało się obronić bezbramkowy remis i punkt pojechał do Katowic.

Zazwyczaj w wyjazdowych meczach ligowych dana drużyna jest wspierana przez kibiców gości, na trybunach obcego stadionu pojawiają się też działacze. Są dziennikarze, media klubowe, jest masa osób zainteresowanych poczynaniami zespołu.

Do Świnoujścia za drużyną nie pojechał prawie nikt. Nie pojechali kibice, gdyż z powodu remontu trybun sektor gości został przydzielony dla miejscowych sympatyków. Na stadionie nie było także nikogo z Zarządu czy Rady Nadzorczej. Co prawda o ile Ireneusza Króla czy Tomasza Karczewskiego raczej próżno było szukać na wyjazdach (chyba że tak skrzętnie się ukrywali) to prezes Jacek Krysiak raczej pojawiał się i samą swoją obecnością dawał sygnał, że jest zainteresowany poczynaniami zespołu. Tym razem zabrakło i jego.

Na meczu oficjalnie pojawiła się tylko jedna osoba z mediów klubowych, a ściślej – z oficjalnej klubowej telewizji. W klubie postanowiono bowiem, że są środki tylko na wyjazd jednej takiej osoby. Nie pojechał ani rzecznik prasowy, ani nikt ze strony internetowej, choć podobno to jedna i ta sama osoba. Drugi kamerzysta musiał pojechać i zapłacić za własne pieniądze.

Jako dygresję zapytajmy się – skąd w takim razie relacja live na gieksa.pl? Też byliśmy zdziwieni, wydawało się bowiem, że ta relacja musi być pisana z kosmosu. Prawie. Relacja live z meczu w Świnoujściu była prowadzona najprawdopodobniej z Katowic lub okolic, a uderzające podobieństwo z cytatami ze strony internetowej ekstraklasa.net (z subtelną, ale nieudaną próbą pisania swoimi słowami) każe sądzić, że zerżnięta była z tegoż portalu. Z dwojga złego już lepiej się przyznać, że relacji nie będzie, bo nie ma nas na meczu, a nie po raz kolejny stwarzać pozory, robić w konia kibiców i udawać, że się jest na drugim końcu Polski.

Wracając do meritum. Przed meczem z Flotą do piłkarzy GieKSy zapewne dotarła informacja podana przez rzecznika prasowego Centrozapu Jarosława Latacza o tym, że finansowanie klubu jest zapewnione jedynie do 7 kwietnia, czyli do meczu z Kolejarzem Stróże. Wcześniej mieli oni sygnały bezpośrednie (w szatni) od Ireneusza Króla, że finansowanie będzie cały czas. I bądź tu piłkarzu mądry…

Całość wymienionych rzeczy sprawiła, że nasza drużyna w Świnoujściu była totalnie osamotniona, opuszczona, zostawiona sama sobie, bez niczyjego wsparcia, bez zainteresowania, jak noworodek wyrzucony przez matkę na śmietnik. Dodatkowo wspomniane informacje o możliwości wycofania zespołu z rozgrywek musiały zdemobilizować drużynę, która została potraktowana jak niepotrzebny nikomu śmieć. Widać to było również po piłkarzach na wieczornym spacerze, gdzie widzieliśmy bardziej grupę więźniów snujących się po deptaku, niż wierzącą w lepsze jutro ekipę umotywowanych ludzi. Piłkarze nie są głupi i rozumieją sytuację i wiedzą, że w tej chwili jest beznadziejnie i w działaczach nie mają żadnego wsparcia. Dodatkowo fakt konfliktu kibiców z klubem na pewno nie wpływa na nich mobilizująco, ale przynajmniej mogą liczyć na doping w meczach, w których kibice GKS są obecni. W Świnoujściu niestety nie byli.

My jako nowa nieoficjalna strona klubowa postanowiliśmy prześwietlać nasze mecze od A do Z. Postanowiliśmy chwalić i krytykować piłkarzy za ich postawę na boisku, niezależnie od wszelkich zawirowań organizacyjnych. Dlatego w większości nasze opinie są negatywne, bo tak naprawdę to czysto piłkarsko ani za mecz z Ruchem, ani za ten z Flotą nie ma specjalnie za co chwalić.

Natomiast w kontekście tego, co zostało napisane powyżej, trzeba zawodników trochę zrozumieć. Oczywiście możemy klepać slogany, że „profesjonalista powinien umieć się odciąć” czy „na boisku powinien zapomnieć o problemach i skupić się na grze”. Ale to są tylko slogany. Bo owszem piłkarz może grać dla kibiców, dla siebie, ale szczerze mówiąc – myśląc o obecnym zarządzie i Radzie Nadzorczej – nie można się dziwić, że oni nie potrafią się zmobilizować na grę dla spółki. Dla samego GKS Katowice może by potrafili. Ale grają również dla tworu o nazwie GKS GieKSa Katowice S.A. – dla swojej firmy, dla pracodawcy, który nieraz już nie płacił im przez kilka miesięcy, który obiecywał, zwodził i kłamał. Który mówi im co innego, a co innego przedstawia do mediów. Który nie interesuje się, który nie jedzie za drużyną na mecz ligowy. Który nie potrafi zachęcić większej ilości kibiców do przyjścia na mecz u siebie. Który grozi wycofaniem z rozgrywek.

W obliczu tego wszystkiego można cenić naszych piłkarzy za jedną rzecz. Nie przegrali w Świnoujściu, a dodatkowo chwilowa radość po golu, kiedy jeszcze myśleliśmy, że jest uznany, była niesamowita. Ławka rezerwowych wyskoczyła jak z katapulty do szczęśliwego Damiana Chmiela, to była prawdziwa euforia. Szkoda, że po chwili były już nerwy, ale to był piękny obrazek.

Mimo wszelkich problemów pokażmy naszym piłkarzom w arcyważnym meczu z Dolcanem, że nie są jednak osamotnieni, że jeśli nie na ludzi w garniturach, to przynajmniej mogą liczyć na swoich kibiców, że może to i jedyna, ale naprawdę wierna i oddana grupa ludzi, która pragnie sukcesów drużyny i sukcesów GKS Katowice. Piłkarze muszą czuć ten doping, pozytywną presję i wsparcie, muszą czuć, że ktoś może być ich NAPRAWDĘ dwunastym zawodnikiem.

A Wy piłkarze pokażcie, że piłka nożna jest dla kibiców, a „granie dla kibiców” to nie jest kolejny pusty slogan. Spróbujcie odciąć się od braku kasy i fatalnej sytuacji organizacyjnej klubu. Na władze tego klubu nie można już liczyć, więc pokażcie, że oprócz kibiców, jesteście drugą siłą tego klubu. Tego oczekujemy, jak również zwycięstwa z Dolcanem!

Michał Murzyn – Shellu

PS. My jako gieksainfo.pl pojawiliśmy się w Świnoujściu w 3-osobowym składzie. Dzięki temu na naszej stronie pojawiła się cała masa newsów przed- i pomeczowych oraz w trakcie zrelacjonowaliśmy w radiu przebieg spotkania. Może nie byliśmy zadowoleni z gry piłkarzy, może bardzo narzekaliśmy, może ostro krytykowaliśmy… ale przynajmniej byliśmy tam. Całym sercem z naszą drużyną.



3 komentarze
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

3 komentarze

  1. Avatar photo

    silny

    27 marca 2012 at 14:07

    Dobry tekst:)

  2. Avatar photo

    GieKSas1985

    27 marca 2012 at 16:25

    Szacunek chłopaki za pracę dla naszej GieKSy dla nas wszystkich podpisuję się pod apelem powinno nas być jak najwięcej na Dolcanie

  3. Avatar photo

    silny

    27 marca 2012 at 21:08

    To Ty Gieksas z Zabek? Nie gadaj ze jedziesz na szpil????:))

Odpowiedz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Galeria Piłka nożna

Kurczaki odleciały z trzema punktami

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Zapraszamy do drugiej fotorelacji z wczorajszego wieczoru. GieKSa przegrała z Piastem Gliwice 1:3.

Kontynuuj czytanie

Felietony Piłka nożna

Plagi gliwickie

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

No i po raz kolejny potwierdziło się, jak dziwna bywa piłka. Przynajmniej jeśli przekładamy matematykę na boisko. I punkty oraz miejsca w tabeli. Matematycznie Piast nie miał prawa z nami wygrać, statystycznie niby też, choć patrząc na rachunek prawdopodobieństwa, kiedyś musieli to drugie zwycięstwo osiągnąć. Stało się i nikt w Katowicach nie jest z tego powodu zadowolony. Faktem jest, że Piast na to zwycięstwo zasłużył, choćby dlatego, że był bardziej zdeterminowany. Jednak czy był lepszy na tyle, aby dokonać takiej deklasacji?

Śmiem twierdzić, że jakby taki mecz powtórzyć, to wcale nie byłoby oczywiste, że goście znów by wygrali. Zwycięstwo odnieśli zasłużone, jednak splot różnego rodzaju okoliczności – tak nieszczęśliwych dla GKS, a fortunnych dla gliwiczan spowodował, że wykorzystując sposobność z zimną krwią, zainkasowali trzy punkty. Ale tę sposobność najpierw musieli mieć.

Zaczęło się od kontuzji Mateusza Kowalczyka. Zawodnik jeszcze próbował po obiciu okolic nerki pozostać na boisku, ale sam po chwili poprosił o zmianę. Kontuzja niepiłkarska, więc w tej chwili najważniejsze jest po prostu jego zdrowie i miejmy nadzieję, że ostatecznie nie będzie to nic poważnego. Potem w kilka minut katowiczanie stracili dwie bramki. Najpierw fatalnie zachowali się w obronie, bo Drapiński był kompletnie niepilnowany i wystarczyło mu tylko dołożyć stopę do piłki, aby pokonać Rafała Strączka. No a potem Lukas Klemenz też jakoś intuicyjnie chciał wybić piłkę, ale pokonał własnego bramkarza. Mieliśmy nadzieję na ten rzut karny, ale po analizie VAR sędzia Raczkowski podyktowaną jedenastkę anulował – słusznie, bo faulu nie było. I tak mieliśmy jeszcze szczęście, bo tych plag mogło być więcej – w początkowej fazie meczu na boisku opatrywany był Bartosz Nowak, interwencja medyczna była też przez chwilę potrzebna Wasylowi. Mimo wszystko za dużo tych nieszczęść, jak na jeden mecz.

Problem jest taki, że po pierwszej połowie, gdy GKS przegrywał 0:2 i nie miał nic do stracenia, myśleliśmy, że nasz zespół rzuci się na przeciwnika i wybije im z głowy myśl o punktach. Miało być tak, że goście będą żałowali, że te dwa gole strzelili. Nic takiego nie miało miejsca. Druga połowa była równie zła jak pierwsza albo nawet gorsza. GieKSa biła głową w mur, kompletnie nie potrafiąc zagrozić bramce Placha. Piast wyprowadzał kontry, z czego jedną wykorzystał i gliwicki Di Maria zamknął spotkanie. A mogło być jeszcze wyżej, bo nasz zespół tak się odkrył, że rekordowa porażka na Nowej Bukowej stawała się coraz bardziej realna. Bramka Lukasa Klemenza na koniec tylko dała drobną korektę na wyniku. Osobliwe jest to, że Lukas strzelił w tym meczu do właściwej i niewłaściwej siatki, jeszcze bardziej osobliwe, że powtórzył tego typu wyczyn Arkadiusza Jędrycha sprzed… dwóch meczów.

Trzeba przyznać, że Piast zagrał kapitalnie w defensywie. Zneutralizował nasz zespół kompletnie, dodatkowo nie bronił się jakoś bardzo głęboko, GKS skutecznie był wypychany, a wszelkie próby licznych prostopadłych podań ze strony piłkarzy Góraka kończyły się „sukcesem” Piasta. No i właśnie to mam na myśli, pisząc, że mecz mógł się potoczyć inaczej. Bo trzeba przyznać, że pomysł na mecz z podaniami za plecy – czy to długimi w powietrzu, czy bardziej po ziemi, wyglądał na całkiem niezły i nawet próby nie były najgorsze. Czujność obrońców Piasta była jednak na wysokim poziomie. Gdy już taka piłka przeszła, to albo Adam Zrelak został wzięty w kleszcze (sytuacja z odwołanym karnym), albo Ilja Szkurin był na spalonym po podaniu Wędrychowskiego (ale i tak Białorusin trafił w Placha).

Problem widzę inny. GieKSa chyba za bardzo postawił na tę kwestię czysto piłkarską. Chcieliśmy ten mecz wygrać umiejętnościami i kunsztem, a zabrakło walki wręcz. Piast tę „grę w piłkę” od początku meczu próbował nam wybić z głowy i zrobił to skutecznie. Nie mieliśmy więc – tak jak na wiosnę – łupanki, którą trudno było nazwać meczem piłkarskim. Mieliśmy GieKSę, która w piłkę chciała grać i Piasta, który był jednak dużo bardziej zdeterminowany do walki. Nie odbieram oczywiście Piastowi tego, że w kluczowych momentach też pokazał umiejętności, bo to jest oczywiste. Poziom agresji jednak zdecydowanie był po stronie zawodników Myśliwca i teraz to oni okazali się „zakapiorami”. Trochę to wyglądało tak, jak na szkolnym korytarzu, kiedy z klasowym łobuzem kujon chce rozmawiać na argumenty. I ma je sensowne, logiczne, tylko co z tego, skoro łobuz wyprowadził szybki cios i kujonowi tylko spadły okulary z nosa…

Ogólnie nie chcę jakoś specjalnie krytykować tego sposobu naszej gry, natomiast wygląda na to, że sztab trenerski się przeliczył, a przez to, że do przerwy było już 0:2, trudno było to skorygować. Osobiście chciałbym, żeby GKS dążył do gry w piłkę i generalnie nie będę o to miał pretensji. Czasem jednak być może trzeba postawić na proste i bardziej… prymitywne środki. To tak jak z tym rozgrywaniem od tyłu, kiedy różne drużyny nieraz tak bardzo chcą ten schemat utrzymywać, że czasem, zamiast po prostu wywalić piłkę w oczywistej sytuacji, klepią ją sobie trzy metry od bramki i za chwilę dostają gonga.

A już nie bawiąc się w porównania, metafory i piękne słowa. Piast po prostu od początku meczu zaczął dosłownie spuszczać wpierdol naszym piłkarzom, a ci nie potrafili odpowiedzieć tym samym. I też dlatego przegraliśmy. Z Koroną GieKSa potrafiła pójść na noże. W meczu derbowym – zupełnie nie.

Wracając do tematu bramek samobójczych – to niesłychane, że GKS ma ich w tym sezonie już pięć. I solidarni są ze sobą środkowi obrońcy, bo już każdy z nich ma po jednym takim trafieniu. Piątego samobója zaliczył Kowal w Łodzi. Wiadomo, że jest to często pech, ale skoro sytuacja się powtarza – to jest jakiś defekt, nad którym pewnie trzeba popracować. Jest to jakaś niefrasobliwość naszych zawodników, może czasami wręcz lekka niechlujność.

Nie ma co płakać. Już nie będę się rozpisywał na temat opinii niektórych kibiców, bo poświęciłem na to poprzednie felietony i… straciłem sporo nerwów. Teraz nawet nie czytałem (jeszcze) wielu komentarzy, ale jeśli natknąłem się po tej porażce znów na zdanie jednego ancymona, że mamy fatalnego trenera, fatalnych piłkarzy i zespół na co najwyżej pierwszą ligę, to wiem po prostu, że mam do czynienia z osobą niezbyt lotną. Tyle.

Sam nie wierzyłem, że możemy ten mecz przegrać. Nie sądziłem natomiast, że zwycięstwo będzie formalnością. A już na pewno nie spodziewałem się, że Piast nas tak rozjedzie. Ten mecz ostatecznie był fatalny. Nie wychodziło nam nic. Piastowi wyszło wszystko. Powtórzę – wykorzystali wszystkie swoje sposobności otwierające im drogę do zwycięstwa. To oni byli wyrachowani. Ale matrycą była agresja.

Październikowo-listopadowy piękny sen z serią czterech zwycięstw się skończył, przyszła szara jesienna rzeczywistość. Jednak dziś jest kolejny dzień, a wkrótce następne. GieKSa to nie jest drużyna perfekcyjna i jeszcze nie jest na tyle dobra, żeby takie mecze jak z Piastem zdecydowanie wygrywać. Absolutnie jednak nie jesteśmy tak słabi, żeby znów mówić, że zlecimy z hukiem z ekstraklasy. Mogliśmy stworzyć sobie ultra-komfortową sytuację przed końcem rundy jesiennej. Nie udało się. Nadal musimy punktować, żeby zadomowić się mocniej w środku tabeli.

Przed nami przerwa reprezentacyjna, a po niej piekielnie ciężkie spotkania. Tak jak pisałem, o punkty będzie niebywale trudno, ale musimy grać swoje. Może z większą różnorodnością środków, w zależności od rywala. Skoro jednak Piast wygrał z GKS, to dlaczego GieKSa ma nie móc wygrać z Jagiellonią? W tej lidze wszystko jest możliwe. I katowiczan stać na punktowanie nawet z Jagą, Pogonią i Rakowem.

Także GieKSiarze nie ma co się załamywać i wchodzić w jakieś smuty. Zostawmy to ludziom, dla których frustracja jest życiowym paliwem. Niech dla nas paliwem będzie nieustający optymizm – oparty na faktach i doświadczeniu. Doświadczeniu takim, że GieKSa jeszcze dopiero co potrafiła bardzo dobrze grać w piłkę, być lepsza od przeciwników i wygrywać mecz za meczem.

Kontynuuj czytanie

Piłka nożna kobiet

1/8 finału dla Katowic

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Trójkolorowe w chłodną i ponurą sobotę wygrały, po równie ponurym meczu, z Rekordem Bielsko-Biała 2:0 i awansowały do 1/8 Pucharu Polski.

Przed spotkaniem Karolina Koch odebrała pamiątkowe zdjęcie z rąk prezesa Sławomira Witka za pokonanie bariery 100 występów w roli trenerki naszej drużyny. Gratulujemy i jeszcze raz dziękujemy za wszystkie dotychczasowe sukcesy! Warto także wspomnieć, że kilka dni przed spotkaniem, swój kontrakt o trzy lata przedłużyła Nicola Brzęczek.

W 2. minucie Marcjanna Zawadzka musiała uznać wyższość Roksany Gulec, która wymanewrowała ją w pole i oddała strzał w kierunku dalszego słupka. Oliwia Macała niewiele mogłaby w tej sytuacji zrobić, gdyby po rykoszecie futbolówka nie zmieniła swojej trajektorii na górną część poprzeczki. Po trzecim rzucie rożnym dopiero udało się oddać rekordzistkom strzał, natomiast Agnieszka Glinka była bardzo daleka od trafienia choćby w okolice bramki. W 7. minucie niemal wyczyn Lukasa Klemenza z meczu z Piastem powtórzyła Patrycja Kozarzewska, na szczęście nie udało jej się aż tak dokładnie przymierzyć w kierunku swojej bramki. Pierwszą klarowną akcję dla GieKSy wykreowała Jagoda Cyraniak dalekim podaniem do Julii Włodarczyk, skrzydłowa po wymagającym sprincie zgrała do otoczonej przez rywalki Aleksandry Nieciąg i skończyło się na wymuszonej stracie. Kolejne minuty upłynęły obu drużynom w środku pola, mnóstwo było przepychanek i przerw w grze. W 26. minucie groźny strzał z pierwszej piłki oddała Patrycja Kozarzewska, a poprzedzone to było tradycyjnym pokazem zdolności dryblerskich Klaudii Maciążki na prawej flance i kąśliwą centrą Katarzyny Nowak. Kolejny kwadrans czekaliśmy na ciekawszą akcję, skonstruowaną bardzo nietypowo: Patricia Hmirova z poziomu murawy walczyła o piłkę, ostatecznie zagrywając ją na lewe skrzydło. Finalnie na prawej flance strzał oddała Dżesika Jaszek, choć znacząco przesadziła z siłą tego uderzenia. W 43. minucie doskonałe podanie Jagody Cyraniak za linię obrony zmarnowała Klaudia Maciążka złym przyjęciem, choć nie była to też łatwa piłka. Na zakończenie połowy obrończyni jeszcze sama spróbowała szczęścia z dystansu, jednak tego szczęścia jej nieco zabrakło.

Z przytupem drugą część gry rozpoczęła Julia Włodarczyk, jej centra była o milimetry od dotarcia do dobrze ustawionej Aleksandry Nieciąg. W 52. minucie wynik starcia otworzyła Nicola Brzęczek po dośrodkowaniu Klaudii Maciążki. Dobrą pracę na obrończyniach wykonała Dżesika Jaszek,  a wcześniej na obieg z Maciążką zagrała Patricia Hmirova. Kilka centymetrów od podwyższenia wyniku był duet wpisany już do protokołu meczowego, choć tym razem w odwróconych rolach: Włodarczyk wypuściła skrzydłem Brzęczek, ta zgrała na środek do Maciążki i piłka zatrzymała się na linii bramkowej po rykoszecie. Bliźniaczą akcję w 58. minucie, z pominięciem zgrania do środka, finalizowała sama Nicola Brzeczek, jednak zbyt długim prowadzeniem zmusiła się do sytuacyjnego i bardzo nieudanego strzału. W 63. minucie Dżesika Jaszek z Maciążką doskonale zagrały na jeden kontakt, ostatecznie jednak znów defensywa Rekordzistek zdołała zablokować zarówno dośrodkowanie Nieciąg, jak i strzał Włodarczyk. W 68. minucie doskonałe sytuacje miały Nicola Brzęczek oraz Aleksandra Nieciąg, jednak miały sporo pecha przy swoich próbach i nadal utrzymywał się wynik 1:0. W 74. minucie Klaudia Maciążka zeszła do środka boiska i choć jej podanie zostało zablokowane, to Dżesika Jaszek zdołała odzyskać posiadanie już w polu karnym i precyzyjnym strzałem przy słupku podwyższyła na 2:0. Wahadłowa powinna mieć na swoim koncie także asystę już chwilę później, jednak w zupełnie niezrozumiały sposób podała za plecy wszystkich swoich koleżanek spod linii końcowej. W 83. minucie jej podanie zakończyło się podobnym skutkiem, choć tym razem Hmirova zdołała zebrać wybitą piłkę i oddać strzał pełen fantazji. Dwie minuty później kolejną bramkę powinna mieć na swoim koncie Brzęczek, aż sama złapała się za głowę. Santa Vuskane udanie zastosowała skok pressingowy i wycofała do Włodarczyk, która przytomnie odnalazła wybiegającą w korytarz napastniczkę, a ta przelobowała golkiperkę, nie trafiając jednocześnie w szerokość bramki. W doliczonym czasie gry skrzydłowa zrozumiała gest Vuskane i posłała mocną piłkę za linię obrony, jednak te zamiary odgadnęła także Kinga Ptaszek i zatrzymała futbolówkę tuż przed głową Łotyszki.

GieKSa wygrała 2:0 i awansowała do 1/8 Pucharu Polski.

GKS Katowice – Rekord Bielsko-Biała 2:0 (0:0)
Bramki: Brzęczek (52), Jaszek (75).
GKS Katowice: Macała – Nowak, Zawadzka, Cyraniak – Dżesika Jaszek, Kozarzewska (82. Kalaberova), Hmirova, Włodarczyk – Maciążka, Nieciąg (77. Vuskane), Brzęczek (90. Langosz).
Rekord Bielsko-Biała: Ptaszek – Glinka, Dereń, Jendrzejczyk (82. Krysman), Niesłańczyk, Zgoda (67. Dębińska), Sowa, Janku, Gulec (67. Sikora), Katarzyna Jaszek (73. Conceicao), Bednarek (67. Długokęcka).
Kartki: Kozarzewska, Włodarczyk – Sowa.

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga