Dołącz do nas

Siatkówka

Pewna wygrana GKS-u nad Espadonem!

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Nasza drużyna zaczęła to spotkanie z jedną zmianą w składzie w porównaniu do ostatniego meczu. Na przyjęciu Rafała Sobańskiego zastąpił Serhij Kapelus. Natomiast w ekipie rywali nie było żadnych zmian w wyjściowej szóstce.

Mecz zaczął się od długiej akcji zakończonej atakiem Malinowskiego. Wyrównał Pietraszko mocnym zbiciem ze środka, potem był atak Quirogi z drugiej linii i as Pietraszki (3:1). Akcje punkt za punkt utrzymywały tę przewagę do stanu 7:5. Po naszej stronie widzieliśmy mocny atak Butryna po prostej, pewne zbicie Quirogi po skosie oraz Pietraszki ze środka. Po stronie rywali mieliśmy skuteczne akcje Malinowskiego (raz po prostej) i Wiki (raz z drugiej linii) po 2 razy. Autowa zagrywka Komendy i blok Duffa na Pietraszce dały remis po 7. Na akcje Quirogi z prawego skrzydła oraz Kapelusa (bardzo mocny atak) z lewego skrzydła, rywale odpowiedzieli atakiem Malinowskiego po prostej, Gawryszewskiego ze środka i asem Malinowskiego (piłka przelatuje po taśmie na naszą stronę – 9:10). Dwie akcje Kapelusa (atak po bloku w aut oraz przebitka na siatce), przy tylko skutecznym zbiciu Malinowskiego znów dały nam prowadzenie 13:12. A po mocnym ataku Butryna po skosie oraz asie Kohuta (trafił Malinowskiego), trener szczecinian musiał zareagować wzięciem czasu. Po przerwie przeciwnicy odrabiają część strat za sprawą akcji Ruciaka (2 razy – po skosie oraz po bloku w aut), Duffa (trafił ze środka) oraz Wiki (po rękach naszych siatkarzy), ponieważ po naszej stronie punktowali tylko Quiroga po bloku rywali oraz Pietraszko po jego gwoździu siatkarskim (17:16). Dwa błędy własne po stronie GKS-u plus kiwka Butryna dały remis po 18, a po chwili Malinowski asem oraz atakiem z drugiej linii wyprowadził Espadon na prowadzenie 18:20. Po przerwie dla Piotra Gruszki, Kohut trafił ze środka, potem Wika uderzył po skosie, następnie Butryn przebił się przez blok przeciwników (20:21). W końcówce przestój kosztował nas niestety przegranie tego seta. Wpierw Malinowski trafił ze skrzydła, potem co prawda Gawryszewski zaserwował w aut, ale następnie Duff był skuteczny na siatce, a Tervaportti trafił asa serwisowego (21:24). Przy pierwszej piłce setowej Pietraszko zatrzymał blokiem na kontrze Malinowskiego, ale już przy drugiej atakujący Espadonu uderzył po bloku w aut, zamykając sprawę na korzyść gości (22:25).

Drugą partię zaczynamy z mocnym przytupem za sprawą ataku Quirogi z drugiej linii, asa Pietraszki oraz skutecznej kontry w wykonaniu Butryna (3:0). Po przerwie na żądanie trenera Gogola tylko na chwilę wybił nas z rytmu atak Duffa ze środka. Blok Butryna na Wice, as Karola (nie przyjął piłki Ruciak), mocny atak Kohuta ze środka i jego blok na Wice plus dwa błędy w ataku gości – tak trwał koncert w wykonaniu naszych siatkarzy (9:2). Po drugim time oucie dla szczecinian, Wika trafił po prostej, a u nas nie do zatrzymania ataki Quirogi po bloku w aut oraz dwie kontry wykończone przez Butryna i Kapelusa (14:5). Na chwilę budzą się rywale za sprawą akcji Ruciaka po bloku w aut oraz jego asa (trafiony piłką Kapelus) i Duffa ze środka, na które odpowiadamy tylko zbiciem Quirogi w narożnik boiska (15:8). Na szczęście nasi siatkarze szybko wracają do swej gry. Pewny atak Kohuta ze środka, Komenda skończył z przechodzącej piłki, Butryn posłał asa serwisowego, a Kapelus zablokował atak Malinowskiego (20:9), to prawdziwy siatkarski nokaut! Na dwa punkty zdobyte przez Malinowskiego, odpowiadamy zbiciem Kohuta po bloku w aut oraz kiwką Butryna (22:11). Po autowej zagrywce Kowalskiego, goście ratują resztki honoru i Tervaportti kiwnął z drugiej piłki, a Menzel skończył kontrę zbiciem po bloku w aut (23:13). Po wygranej piłce na siatce w wykonaniu Quirogi, Argentyńczyk zaserwował w aut, a seta zakończył… Menzel psując zagrywkę (25:14). To był prawdziwy pogrom naszych rywali.

Trzeci set zaczął się od ataku Gawryszewskiego po bloku w aut, potem dwa udane bloki w wykonaniu Kapelusa i Butryna przedzielamy… dwoma błędami na zagrywce (2:3). Na ataki Ruciaka i Duffa po naszych rękach w aut odpowiadamy mocnym zbiciem Quirogi po skosie (4:5). Następny fragment seta to dobra gra w ataku z obu stron. W naszej drużynie punktują Butryn – 2 razy (mocnym atakiem i po dłuższej wymianie), Pietraszko ze środka oraz Kapelus z przechodzącej piłki. W ekipie ze Szczecina skuteczni byli Malinowski – 2 razy (pewnie ze skrzydła), Gawryszewski po dłuższej wymianie, Wika po bloku w aut i Duff z przechodzącej piłki (9:10). Po udanej kontrze w wykonaniu Butryna wreszcie GKS wyszedł na prowadzenie, a kolejne oczko dołożył Kapelus blokując atak Malinowskiego (12:10). Na atak Wiki po prostej, odpowiedział Butryn mocnym uderzeniem po bloku w aut (14:13). Na asy serwisowe Kapelusa i Kohuta oraz skuteczny atak Quirogi, rywale odpowiedzieli tylko atakiem Malinowskiego ze skrzydła (17:14). Po time oucie dla gości, mieliśmy kolejną serię dobrych akcji z obu stron siatki. W GieKSie hat trickiem popisał się Quiroga, skutecznie zbijając piłkę, a to z lewego skrzydła, a to z prawego skrzydła, a to z drugiej linii. Dla Espadonu tym samym popisał się Wika, atakując z drugiej linii, po dłuższej wymianie oraz ze skrzydła plus atak Gawryszewskiego ze środka (20:19). Błędy po obu stronach w końcówce i as serwisowy Butryna dały wynik 22:22. Po trafieniu Butryna z prawego skrzydła oraz Quirogi z lewego po efektownej wymianie na kontrze (24:22) mieliśmy pierwszą piłkę setową. Tę wybronił Duff zbiciem w końcowe centymetry boiska, a seta zakończył blok punktowy Kohuta na Wice (25:23).

Czwarta partia zaczęła się podobnie jak druga, czyli od zdecydowanego prowadzenia GKS-u. Po akcjach Pietraszki ze środka oraz jego asie serwisowym, kontrze Butryna i bloku Komendy na Wice było już 5:1 i czas dla gości. Espadon nie poddał się i dzięki atakom Malinowskiego po bloku w aut, Wiki z lewego skrzydła po dłuższej wymianie oraz bloku Ruciaka na Butrynie, mieliśmy wynik 7:5. Po chwili wyrównanej gry, ale z błędami, gdy Butryn uderzył z lewego skrzydła, a ze środka punktował Gałązka było znów 10:7. W następnych akcjach Malinowski trafił ze skrzydła, a po naszej stronie Quiroga zaatakował z drugiej linii, Butryn wykorzystał kontrę, a Kapelus posłał asa (13:9). Na dwie akcje Malinowskiego (ze skrzydła i po skosie), odpowiadamy zbiciem Kohuta ze środka oraz Quirogi po prostej plus błędy rywali i już było 16:11. Po time oucie dla gości Malinowski zrobił swoje, ale za to GieKSa wróciła do swej bardzo dobrej gry z drugiego seta. Quiroga po bloku w aut, na co odpowiedział Menzel trafieniem po prostej, następnie Butryn zrobił to samo, a Kohut zablokował atak rywali plus pomyłka w ataku Gałązki, co dało wynik 20:13. Po naszym błędzie oraz asie Kowalskiego (20:15), raczej profilaktycznie trener Piotr Gruszka wziął czas na żądanie. Po nim była kiwka Quirogi z drugiej linii, na którą odpowiedział Malinowski zbiciem po bloku w aut, potem Kohut trafia ze środka, a Wika po skosie, by jeszcze raz Quiroga zrobił to samo co rywal (23:17). Następnie kontrę wykończył Pietraszko, a pierwszą piłkę meczową wybronił… Kohut serwując w siatkę. Mecz zakończył akcją Butryn (25:18) i tym sposobem GKS znów okazał się lepszy od Espadonu.

17 lutego (sobota) – hala Szopienice – Widzów 500

GKS Katowice – Espadon Szczecin 3:1 (22:25, 25:14, 25:23, 25:18)

GKS: Komenda (3), Butryn (21), Pietraszko (10), Kohut (12), Kapelus (10), Quiroga (19), Stańczak (libero) oraz Witczak, Stelmach, Mariański (libero). Trener: Piotr Gruszka. MVP: Marcin Komenda.
Espadon: Tervaportti (2), Malinowski (22), Duff (8), Gawryszewski (4), Ruciak (6), Wika (14), Mihułka (libero) oraz Kowalski (1), Kluth, Gałązka (1), Menzel (2), Jaskuła (libero). Trener: Michal Gogol.

Przebieg meczu:
I: 5:3, 9:10, 15:12, 18:20, 22:25.
II: 5:1, 10:3, 15:7, 20:9, 25:14.
III: 3:5, 6:10, 15:13, 20:19, 25:23.
IV: 5:1, 10:7, 15:11, 20:13, 25:18.



Kliknij, by skomentować
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

Odpowiedz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Hokej

Kompromitacja w Tychach

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

W 20. kolejce THL nasza drużyna wyruszyła do Tychów żeby zmierzyć się z miejscowym GKS-em.

Pierwszą tercję rozpoczęliśmy od szarpanej gry w tercji neutralnej. Dopiero w 4. minucie strzał na bramkę Fucika zdołał oddać Wronka, ale jego uderzenie nie sprawiło problemów bramkarzowi gospodarzy. W 7. minucie miejscowi wyszli na prowadzenie. W drugiej połowie pierwszej odsłony nasza drużyna stanęła przed szansą wyrównania wyniku za sprawą liczebnej przewagi. Pomimo oddania kilku groźnych strzałów, to żaden z naszych zawodników nie zdołał pokonać Fucika. W 19. minucie fantastyczną interwencją popisał się Eliasson ratując nas przed utratą drugiej bramki. Chwilę przed syreną kończącą pierwszą tercję Eliasson ponownie zachował czujność i pewnie obronił kolejne strzały gospodarzy.

Drugą tercję rozpoczęliśmy od zdecydowanego ataku na bramkę Fucika, blisko zdobycia bramki był Wronka i Varttinen. W 24. minucie gospodarze zdobyli drugą bramkę, wykorzystując liczebną przewagę. Kilkanaście sekund później gospodarze ponownie podwyższyli. W 25. minucie nastąpiła zmiana bramkarza w naszej drużynie. W 28. minucie czwartą bramkę dla drużyny gospodarzy zdobył Drabik, wykorzystując bierną postawę naszych obrońców. W 33. minucie w sytuacji sam na sam z Fucikiem znalazł się Dupuy, ale jego strzał był za lekki, by pokonać bramkarza gospodarzy. Na sam koniec drugiej odsłony gospodarze po raz piąty wbili krążek do naszej bramki.

Trzecią odsłonę rozpoczęliśmy od kilku strzałów na bramkę Fucika. Jednak to gospodarze ponownie znaleźli drogę do naszej bramki, zdobywając szóstą bramkę w tym meczu. Minutę później po raz siódmy do bramki trafił Viinikainen. Na sam koniec meczu bramkę honorową dla naszej drużyny zdobył Jonasz Hofman.

GKS Tychy – GKS Katowice 7:1 (1:0, 4:0, 2:1)

1:0 Filip Komorski (Valtteri Kakkonen, Rafał Drabik) 06:16
2:0 Alan Łyszczarczyk (Rasmus Hejlanko, Valtteri Kakkonen) 23:23, 5/4
3:0 Mark Viitianen (Dominik Paś) 24:18
4:0 Rafał Drabik (Szymon Kucharski, Mateusz Bryk) 27:48
5:0 Mateusz Gościński (Hannu Kuru, Olli Kaskinen) 38:56
6:0 Hannu Kuru (Juuso Walli, Bartłomiej Pociecha) 45:23
7:0 Olli-Petteri Viinikainen (Alan Łyszczarczyk, Rasmus Hejlanko) 47:54
7:1 Jonasz Hofman

GKS Tychy: Fucik, Lewartowski – Viinikainen, Bryk, Łyszczarczyk, Komorski, Knuutinen – Kaskinen, Kakkonen, Jeziorski, Kuru, Heljanko- Walli, Pociecha, Karkkanen, Paś, Viitanen – Bizacki, Ubowski, Drabik, Kucharski, Gościński.

GKS Katowice: Eliasson, Kieler – Maciaś, Hoffman, Wronka, Pasiut, Fraszko – Varttinen, Verveda, Anderson, Monto, Dupuy – Runesson, Lundegard, Michalski, McNulty, Hofman Jo. – Chodor, Dawid, Hofman Ja.

Kontynuuj czytanie

Felietony Piłka nożna

Komu nie zależało, by zagrać?

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Gdy wyjrzałem dziś za okno z pokoju hotelowego, zobaczyłem szron na pobliskich dachach. I tyle. Śniegu nie było ani grama, jedyne, co mogło nas przyprawiać o lekkie dreszcze to przymrozek i konieczność spędzenia tego meczu w tak niskiej temperaturze. Wiadomo jednak, że podczas dobrego widowiska można się porządnie rozgrzać i emocje sportowe niwelują jakiekolwiek atmosferyczne niedogodności. Głowiłem się, jak to jest, że w różnych rejonach Polski mamy atak zimy, a przecież okolice bieguna zimna, które teoretycznie najbardziej są narażone na popularny biały puch, tym razem są wolne od tego.

Gdy jechałem autobusem na mecz i zaczęło lekko prószyć – a było to o godz. 10.30 ani przez myśl nie przeszło mi, jak to się wszystko skończy. Po prostu – śnieg zaczął sobie padać, nie był to jakiś armagedon, a i same opady śniegu, choć były wyraźne, nie przypominały tych, które znamy z przeszłości.

Po wejściu na stadion zobaczyłem taką właśnie oprószoną murawę – niezasypaną. Białawo-zieloną lub zielonkawo-białą. Typowy widok, gdy mamy pierwsze opady śniegu w roku lub też szron po mroźnej nocy. Białe gunwo (że tak zejdziemy z romantycznej wersji o puchu) ciągle jednak z białostockiego nieba spadało. I w pewnym momencie rzeczywiście murawa stała się dość biała. Nie przeszkodziło to jednak obu drużynom oraz sędziom rozgrzewać się. Kibice wypełniali stadion, zwłaszcza ci z Jagiellonii jeszcze przed meczem głośno dopingując swój zespół. Sympatycy GieKSy powoli zaczęli wchodzić na sektor gości i też dali znać o sobie. Przyznam, że nie myślałem w ogóle o tym, że mecz może się nie odbyć. Nie miałem takiego konceptu w głowie.

Za łopaty wzięło się… kilka osób. Zaczęli odśnieżać pola karne. Wyglądało to tak, że na jednym skrzydle stało trzech chłopa i sami nie wiedzieli, jak się za to zabrać. „Gdzie kucharek sześć…” – powiedziałem Miśkowi. A na drugim skrzydle szesnastki jeden jegomość odśnieżył na kilka metrów szerokość pola karnego, pokazując, że „da się”. A tamci deliberowali. Do tej pory odśnieżone były tylko linie i wspomniany kawałek. Na drugim polu karnym natomiast jakiś artysta „odśnieżał” w taki sposób, że zagarniał, wręcz zdrapywał śnieg, zamiast go nabierać na łopatę. Nie trzeba być śnieżnym omnibusem, żeby wiedzieć, że średnio efektywna jest to metoda. Po niedługim czasie wszyscy położyli na to lachę i sobie poszli czy tam przestali działać.

Dopiero kilka minut przed meczem zorientowałem się, że sędzia się dziwnie zachowuje, wychodzi i sprawdza. Załączyłem Canal+, by nasłuchiwać wieści i tam było jasne, że arbiter Wojciech Myć sugerował, iż szanse na rozegranie tego spotkania są dość marne. Potem wyszedł na boisko jeszcze raz, ze swoimi asystentami i patrzyli, jak zachowuje się piłka. W moim odczuciu ta rzucana i turlana przez nich futbolówka reagowała normalnie, z odpowiednim odbiciem czy brakiem większego oporu przy toczeniu się po ziemi. Do końca miałem nadzieję, że mecz się odbędzie.

Sędzia jednak zadecydował inaczej. W wywiadzie dla Canal+ powiedział, że ze względu na zdrowie zawodników, a także ograniczoną widoczność – podejmuje decyzję o odwołaniu meczu. Podał też argument, że do pomarańczowej piłki przykleja się śnieg i tak jej nie widać. A linie, które zostały odśnieżone i tak za chwilę zostałyby zasypane.

Mecz się nie odbył.

Odniosę się więc najpierw do słów sędziego, bo już one są dla mnie kuriozalne. Odśnieżone linie po 40 minutach (także już po odwołaniu meczu) nadal były widoczne. I nie zanosiło się specjalnie na to, że mają zostać momentalnie zasypane. Nawet jeśli – to chwila przerwy w meczu lub po prostu w przerwie między dwiema połowami – pospolite ruszenie do łopat i gotowe. A argument o piłce to już kuriozum do kwadratu. Na Boga – przecież śnieg to nie jest jakiś klej czy oleista substancja. I nawet jeśli w statycznej sytuacji klei się do piłki, to jest ona cały czas KOPANA. Dla informacji pana Mycia – to powoduje drgania w futbolówce, a to (plus odbijanie się od ziemi) z piłki przyklejony kawałek śniegu strząsa. Więc naprawdę nie mówmy takich głodnych kawałków na głos, bo tylko wzmacniamy opinię o sędziach taką, a nie inną.

Trener Siemieniec już po decyzji mówił dla Canal Plus, że z punktu widzenia logistyki w rundzie jesiennej, nie na rękę jest im nie grać, w domyśle, że ten mecz trzeba będzie jeszcze gdzieś wcisnąć. Tylko przecież WIADOMO, że tego spotkania nie da się rozegrać jesienią, bo przecież po ostatnim meczu ligowym Jaga gra dwa razy w Lidze Europy plus jeszcze w środku grudnia zaległy mecz z Motorem. Więc z GKS musieliby zagrać tuż przed świętami, a przecież nikt przy zdrowych zmysłach nie przedłuży rundy GieKSie o dwa tygodnie z powodu zaległego meczu. Niech więc trener Adrian nie robi ludziom wody z mózgu. Poza tym trener powiedział, że ze względu na stan boiska, była to jedyna i słuszna decyzja i trudno nie było odnieść wrażenia, że z powodu napiętego terminarza właśnie TERAZ, dłuższy oddech dla Jagiellonii to najlepsze, co może ich spotkać…

A Rafał Górak? Bardzo dyplomatycznie mówił, że rozumie decyzję sędziów, ale chyba trzy razy podczas wywiadu dał do zrozumienia, jakie miał zdanie… Panowie za zamkniętymi drzwiami rozmawiali, każdy dał swoje argumenty. Trener zwrócił uwagę, że ze względu na szczelnie wypełniony sektor gości mogło to wyglądać inaczej. Że białe linie widać i przy dobrej woli organizatora, boisko można byłoby doprowadzić do stanu używalności. Że taki wyjazd bez meczu to dodatkowe koszty dla klubu. Jakbym więc miał typować, to pewnie wyglądało to tak „ej Rafał, wiesz, jak jest, jaką mamy sytuację, wiem, że nie jest to wam na rękę, ale zgódź się na przełożenie meczu, odwdzięczymy się dobrym winkiem”… Być może więc ze względu na solidarność kolegów po fachu i gentelmen’s agreement, szkoleniowiec, mimo że wolałby zagrać – nie oponował.

No i właśnie. To jest pytanie – czy komuś zależało, żeby wykorzystać opady i meczu nie rozegrać? Powiem wprost – reakcja organizatora meczu na tę „zimę” jest mocno zastanawiająca i nie wiem, czy Jagiellonia nie powinna z tego tytułu ponieść konsekwencji. Powtórzę – klub nie zrobił absolutnie nic, żeby ten mecz rozegrać. Począwszy od prognoz – przecież atak zimy w Polsce był już wczoraj, więc nie można było nie zakładać, że podobna sytuacja powtórzy się w Białymstoku. A jeśli tak, to przygotowuje się zastępy ludzi – choćby na wszelki wypadek – do tego, żeby boisko odśnieżyć. Pamiętacie, co było w zeszłym sezonie w meczu Radomiaka z Zagłębiem? Momentalnie, w ciągu kilku minut płyta po nawałnicy zrobiła się biała. Tam też było ryzyko przerwania i odwołania meczu. Ale ludzie robili, co w swojej mocy, odśnieżali, jak tylko się da i spotkanie zostało dokończone. Wczoraj w Rzeszowie kompletnie zasypany stadion został odśnieżony i mecz również się odbył. A w Białymstoku? Nie było chętnych czy nie miało ich być? Mogli nawet tych żołnierzy wziąć, co to zawsze są na trybunach. Cokolwiek. A tutaj kilku ludzi z łopatą zaczęło nieskładnie machać, ale chyba ktoś im powiedział, że to bez sensu – no i przestali.

Nie będę wnikał, czy na takim boisku można grać czy nie. Jak bardzo wpływa to na zdrowie zawodników. Wiem, że w przeszłości takie mecze się odbywały i nikt nie płakał i nie zasłaniał się ani zdrowiem, ani terminarzem. GieKSa taki mecz rozgrywała z Arką Gdynia – pamiętny z niewykorzystanym karnym Adamczyka – i jakoś się dało. Nie jest to może najbardziej estetyczne widowisko, ale mecz jest rozegrany i jest z głowy.

Natomiast tu nie chodzi o to, czy na zaśnieżonym boisku można grać. Chodzi o to, że nikt nie zajął się odśnieżaniem. Dlatego cała ta sytuacja ostatecznie wydaje mi się po prostu skandaliczna. Dosłownie godzinkę śnieg poprószył – bez jakiejś większej nawałnicy – i odwołujemy mecz.

I tak – piłkarze pojechali sobie na drugi koniec polski, by pobiegać na murawie stadionu Jagiellonii. Klub zapłacił za hotel, wyżywienie, przejazd. Teraz będzie to musiał zrobić drugi raz – najpewniej na wiosnę. Kibice zrywali się o drugiej w nocy, niektórzy pewnie nawet nie poszli spać, by stawić się na zbiórkę w ciemnych Katowicach. Jechali w tak wielkiej liczbie przez cały kraj – też przecież zapłacili za bilety i przejazd. I dostali w bambuko, bo paru osobom nie chciało się wyjść i doprowadzić boisko do jako takiego stanu.

Uważam, że PZPN czy Ekstraklasa, czy kto tam zarządza tym całym grajdołkiem, nie powinien przyzwalać na taką fuszerkę. To jest kupa kasy i czas wielu ludzi, którzy zdecydowali się do Białegostoku przyjechać. To po prostu jest nie fair.

Nieraz bywały jakieś sytuacje czy to z pogodą, czy wybrykami kibiców i kapitanowie lub trenerzy obu drużyn zgodnie mówili – gramy/nie gramy. Była ta wyraźna jednogłośność. A czasem spór. Grano nawet po zapaści Christiana Eriksena – choć tam akurat uważam, że ta decyzja była fatalna (choć z drugiej strony to Euro, więc logistyka dużo trudniejsza). Tutaj zabrakło determinacji, żeby mecz rozegrać. Rozumiem trenera Góraka, że podszedł dyplomatycznie do sprawy. Ja tego protokołu dyplomatycznego trzymać nie muszę i wysuwam hipotezę, że komuś na rękę był ten niezbyt wielki opad śniegu.

Dotychczas wielokrotnie pisałem i mówiłem, że cenię Jagiellonię i Adriana Siemieńca za to, jak łączą ligę i puchary. Byłem pod wrażeniem, że rok temu Jaga nie przełożyła spotkania z GKS na jesień, gdy sama była pomiędzy meczami z Ajaxem – trener gospodarzy dzisiejszego niedoszłego pojedynku mówił, że poważna drużyna musi umieć grać co trzy dni. Tym razem jednak w obliczu meczu z KuPS i końcówki ligi, takie zdanie przestało już zobowiązywać.

Nam nie pozostaje nic innego, jak przygotować się do sobotniego spotkania z Pogonią. Oby piłkarze GKS również wykorzystali fakt, że nie będą mieli Jagi w nogach i jak najlepiej mentalnie i fizycznie przygotowali się do spotkania z Portowcami. A z Jagiellonią i tak się już niedługo zmierzymy, bo za jedenaście dni w Pucharze Polski.

Kups!

Kontynuuj czytanie

Piłka nożna kobiet

1/8 finału dla Katowic

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Trójkolorowe w chłodną i ponurą sobotę wygrały, po równie ponurym meczu, z Rekordem Bielsko-Biała 2:0 i awansowały do 1/8 Pucharu Polski.

Przed spotkaniem Karolina Koch odebrała pamiątkowe zdjęcie z rąk prezesa Sławomira Witka za pokonanie bariery 100 występów w roli trenerki naszej drużyny. Gratulujemy i jeszcze raz dziękujemy za wszystkie dotychczasowe sukcesy! Warto także wspomnieć, że kilka dni przed spotkaniem, swój kontrakt o trzy lata przedłużyła Nicola Brzęczek.

W 2. minucie Marcjanna Zawadzka musiała uznać wyższość Roksany Gulec, która wymanewrowała ją w pole i oddała strzał w kierunku dalszego słupka. Oliwia Macała niewiele mogłaby w tej sytuacji zrobić, gdyby po rykoszecie futbolówka nie zmieniła swojej trajektorii na górną część poprzeczki. Po trzecim rzucie rożnym dopiero udało się oddać rekordzistkom strzał, natomiast Agnieszka Glinka była bardzo daleka od trafienia choćby w okolice bramki. W 7. minucie niemal wyczyn Lukasa Klemenza z meczu z Piastem powtórzyła Patrycja Kozarzewska, na szczęście nie udało jej się aż tak dokładnie przymierzyć w kierunku swojej bramki. Pierwszą klarowną akcję dla GieKSy wykreowała Jagoda Cyraniak dalekim podaniem do Julii Włodarczyk, skrzydłowa po wymagającym sprincie zgrała do otoczonej przez rywalki Aleksandry Nieciąg i skończyło się na wymuszonej stracie. Kolejne minuty upłynęły obu drużynom w środku pola, mnóstwo było przepychanek i przerw w grze. W 26. minucie groźny strzał z pierwszej piłki oddała Patrycja Kozarzewska, a poprzedzone to było tradycyjnym pokazem zdolności dryblerskich Klaudii Maciążki na prawej flance i kąśliwą centrą Katarzyny Nowak. Kolejny kwadrans czekaliśmy na ciekawszą akcję, skonstruowaną bardzo nietypowo: Patricia Hmirova z poziomu murawy walczyła o piłkę, ostatecznie zagrywając ją na lewe skrzydło. Finalnie na prawej flance strzał oddała Dżesika Jaszek, choć znacząco przesadziła z siłą tego uderzenia. W 43. minucie doskonałe podanie Jagody Cyraniak za linię obrony zmarnowała Klaudia Maciążka złym przyjęciem, choć nie była to też łatwa piłka. Na zakończenie połowy obrończyni jeszcze sama spróbowała szczęścia z dystansu, jednak tego szczęścia jej nieco zabrakło.

Z przytupem drugą część gry rozpoczęła Julia Włodarczyk, jej centra była o milimetry od dotarcia do dobrze ustawionej Aleksandry Nieciąg. W 52. minucie wynik starcia otworzyła Nicola Brzęczek po dośrodkowaniu Klaudii Maciążki. Dobrą pracę na obrończyniach wykonała Dżesika Jaszek,  a wcześniej na obieg z Maciążką zagrała Patricia Hmirova. Kilka centymetrów od podwyższenia wyniku był duet wpisany już do protokołu meczowego, choć tym razem w odwróconych rolach: Włodarczyk wypuściła skrzydłem Brzęczek, ta zgrała na środek do Maciążki i piłka zatrzymała się na linii bramkowej po rykoszecie. Bliźniaczą akcję w 58. minucie, z pominięciem zgrania do środka, finalizowała sama Nicola Brzeczek, jednak zbyt długim prowadzeniem zmusiła się do sytuacyjnego i bardzo nieudanego strzału. W 63. minucie Dżesika Jaszek z Maciążką doskonale zagrały na jeden kontakt, ostatecznie jednak znów defensywa Rekordzistek zdołała zablokować zarówno dośrodkowanie Nieciąg, jak i strzał Włodarczyk. W 68. minucie doskonałe sytuacje miały Nicola Brzęczek oraz Aleksandra Nieciąg, jednak miały sporo pecha przy swoich próbach i nadal utrzymywał się wynik 1:0. W 74. minucie Klaudia Maciążka zeszła do środka boiska i choć jej podanie zostało zablokowane, to Dżesika Jaszek zdołała odzyskać posiadanie już w polu karnym i precyzyjnym strzałem przy słupku podwyższyła na 2:0. Wahadłowa powinna mieć na swoim koncie także asystę już chwilę później, jednak w zupełnie niezrozumiały sposób podała za plecy wszystkich swoich koleżanek spod linii końcowej. W 83. minucie jej podanie zakończyło się podobnym skutkiem, choć tym razem Hmirova zdołała zebrać wybitą piłkę i oddać strzał pełen fantazji. Dwie minuty później kolejną bramkę powinna mieć na swoim koncie Brzęczek, aż sama złapała się za głowę. Santa Vuskane udanie zastosowała skok pressingowy i wycofała do Włodarczyk, która przytomnie odnalazła wybiegającą w korytarz napastniczkę, a ta przelobowała golkiperkę, nie trafiając jednocześnie w szerokość bramki. W doliczonym czasie gry skrzydłowa zrozumiała gest Vuskane i posłała mocną piłkę za linię obrony, jednak te zamiary odgadnęła także Kinga Ptaszek i zatrzymała futbolówkę tuż przed głową Łotyszki.

GieKSa wygrała 2:0 i awansowała do 1/8 Pucharu Polski.

GKS Katowice – Rekord Bielsko-Biała 2:0 (0:0)
Bramki: Brzęczek (52), Jaszek (75).
GKS Katowice: Macała – Nowak, Zawadzka, Cyraniak – Dżesika Jaszek, Kozarzewska (82. Kalaberova), Hmirova, Włodarczyk – Maciążka, Nieciąg (77. Vuskane), Brzęczek (90. Langosz).
Rekord Bielsko-Biała: Ptaszek – Glinka, Dereń, Jendrzejczyk (82. Krysman), Niesłańczyk, Zgoda (67. Dębińska), Sowa, Janku, Gulec (67. Sikora), Katarzyna Jaszek (73. Conceicao), Bednarek (67. Długokęcka).
Kartki: Kozarzewska, Włodarczyk – Sowa.

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga