Dołącz do nas

Siatkówka

PlusLiga: 12 kolejka – Pierwsza czwórka drużyn ucieka pozostałej stawce ekip

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Co działo się na pozostałych parkietach w 12 kolejce?

W Radomiu jastrzębianie poradzili sobie bez podstawowego atakującego Macieja Muzaja i zdobyli kolejne trzy punkty. Pierwsze dwa sety bardzo wyrównane, wygrane to przez jednych, to przez drugich lepiej rozegranymi końcówkami. Trzecia partia pod pełną kontrolą gości, a czwarty set również z ich przewagą prawie do samego końca (18:23 i 20:24). Potem Czarni zdobyli trzy oczka z rzędu, aż wreszcie niezawodny Hidalgo Oliva wziął sprawy w swoje ręce, przerywając passę trzech zwycięstw z rzędu gospodarzy. Najciekawsze spotkanie kolejki miało być w Bełchatowie i pierwszy set to potwierdził. Wpierw wyrównana gra, potem już pięciopunktowa przewaga olsztynian (12:17), przy kolejnych pięciu akcjach stracona, aż w końcu w grze na przewagi rozstrzygnęli na swoją korzyść seta goście po bloku Włodarczyka. Druga partia z lekką przewagą AZS-u, przegrana w samej końcówce lepiej rozegranej przez gospodarzy. Kolejny set zdecydowanie na korzyść Skry, a czwarty z ich lekką przewagą utrzymaną do zwycięskiego końca.

Mistrzowie Polski odnieśli już 11 zwycięstwo w rozgrywkach, ale napotkali niespodziewany opór w pierwszym secie ze strony Effectora i wygrali go na przewagi w nerwowej końcówce. W drugiej partii bez szans dla gości, ale w trzeciej postawili się znowu, aż do wyniku po 20. W decydujących momentach górę wzięło większe doświadczenie siatkarzy kędzierzyńskich. Nikt nie spodziewał się jakichkolwiek kłopotów Resovii w starciu z ostatnią drużyną tabeli, BBTS-em. Bielszczanie sensacyjnie zdobyli jeden punkt, a mogli pokusić się o jeszcze większą sensację, bo prowadzili przecież w setach 1:2. Pierwsza partia szalenie wyrównana, gdy żadna z drużyn nie mogła osiągnąć większej przewagi niż dwa oczka. Koniec końców to goście dzięki dwóm atakom swego najlepszego siatkarza – Pawła Gryca – rozstrzygnęli tę nerwową końcówkę na swoją korzyść. Podrażnieni rzeszowianie w drugim secie nie dali żadnych szans rywalowi, ale w trzecim nie potrafili utrzymać swej dobrej dyspozycji. O dziwo to siatkarze BBTS-u od początku tej partii nadawali ton wydarzeniom, prowadząc już nawet pięcioma (9:14), a potem i sześcioma (11:17) punktami. Resovia zniwelowała tę przewagę gości do dwóch oczek (20:22), ale w końcówce popełniła dwa błędy w ataku, które sprawiły, że set padł łupem bielszczan, gwarantujący im zdobycie jednego punktu meczowego. Gospodarze podnieśli się po tej niespodziewanej przegranej i w kolejnym secie zagrali na tyle solidnie, że bez przeszkód doprowadzili do tie-breaka. Piąty set już pod pełną kontrolą rzeszowian, którzy uratowali resztki honoru, wygrywając jednak to spotkanie. Wicemistrzowi Polski nie przystoi tracić punktu na własnym parkiecie z najsłabszą drużyną ligi.

 

Kolejny tie-break był w meczu Politechniki z Będzinem. Obie drużyny rozegrały rekordowego, pierwszego seta w którym zdobyły łącznie 74 punkty, a trwał on 37 minut. Gospodarze nie wykorzystali pięciu piłek setowych, a goście wykorzystali dopiero dziewiątą piłkę setową. Druga partia w sumie pod dyktando siatkarzy z Będzina, choć kilku punktowej przewagi o mało co, nie roztrwoniliby w samej końcówce. Te dwie wygrane partie kosztowały gości aż tyle sił, że w kolejnych trzech nie mieli już praktycznie żadnych szans na zwycięstwo i zamknięcie tego meczu na swoją korzyść. W Gdańsku tym razem obyło się bez niespodzianki, choć bydgoszczanie urwali LOTOS-owi jednego seta. Co ciekawe zakończył się on identycznym wynikiem jak we wcześniejszym spotkaniu w Warszawie czyli 36:38, który trwał jeszcze dłużej, bo 44 minuty. Gdańszczanie zmarnowali siedem piłek setowych, a goście wykorzystali piłkę właśnie o takim numerze, po trzech błędach własnych z rzędu LOTOS-u Trefla. W drugim i czwartym secie bydgoszczanie próbowali jeszcze nawiązać w miarę wyrównaną walkę, a w trzecim przegrali bardzo wyraźnie. Drugi z beniaminków ligi w meczu „na szczycie” w dole tabeli pokonał po tie-breaku akademików z Częstochowy. Pierwsza partia tradycyjnie w tym sezonie dla gości, którzy kontrolowali grę od samego początku. Druga partia z lekką przewagą Espadonu, a trzecia bardzo wyrównana z lepszą końcówką gospodarzy. Gdy wydawało się, że szczecinianie wygrają za trzy punkty, w czwartym secie częstochowianie po początkowej wyrównanej grze, osiągnęli kilku punktową przewagę, którą utrzymali do zwycięskiego końca. W tie-breaku kibice oglądali wyrównaną grę do stanu 8:7, a potem Espadon odskoczył na trzy oczka, co w krótszym piątym secie trudno już odrobić. Gości poprowadził Ryszard Bosek w zastępstwie chorego Michała Bąkiewicza.

W tabeli po 12 kolejkach pierwsza czwórka drużyn odrywa się od reszty stawki i na tę chwilę te ekipy wydają się najpoważniejszymi kandydatami do końcowej walki o medale mistrzostw Polski. Grupę pościgową tworzą Cuprum i AZS Olsztyn oraz próbujący się im utrzymać na kole, nasz GKS Katowice. Za nami pięć ekip z niewielką stratą punktową do GieKSy. Do końca pierwszej rundy pozostały już tylko trzy kolejki, dwa mecze u siebie z Czarnymi Radom oraz Politechniką Warszawską i na wyjeździe z Jastrzębskim Węglem. Ostatnia czwórka drużyn w tabeli robi co może i próbuje zdobywać punkty gdzie się da, ale brakuje im stabilizacji formy i jakości w grze, aby systematycznie powiększać swój dorobek. Na końcu stawki wciąż BBTS z jednym tylko zwycięstwem na koncie odniesionym w… pierwszym meczu ligowym bielszczan na wyjeździe w Radomiu! Nie można jednak zapomnieć, że ekipa z Bielska ma jedno spotkanie zaległe z Politechniką Warszawską.

 

Wyniki 12 kolejki: 2, 3, 4, 5 i 6 grudnia

Cerrad Czarni Radom – Jastrzębski Węgiel  1:3 (23:25, 28:26, 16:25, 23:25)

Czarni: Kędzierski (2), Bołądź (15), Kohut (5), Smith (6), Żaliński (13), Fornal (12), Watten (libero) oraz Gonciarz, Ziobrowski (4), Ostrowski (2), Zwiech (1), Wiese, Filipowicz (libero). Trener: Robert Prygiel.
Jastrzębski: Kampa (2), Strzeżek (7), Kosok (10), Sobala (7), Touzinsky (16), Oliva (22), Popiwczak (libero) oraz  Ernastowicz. Trener: Mark Lebedew.  MVP: Scott Touzinsky.

PGE Skra Bełchatów – Indykpol AZS Olsztyn  3:1 (25:27, 25:22, 25:13, 25:21)

Skra: Uriarte (7), Wlazły (6), Lisinac (14), Kłos (10), Bednorz, Szalpuk (18), Piechocki (libero) oraz Kurek (15), Penczew (4). Trener: Philippe Blain.  MVP: Artur Szalpuk.
Olsztyn: Woicki (1), Hadrava (18), Pliński (5), Zniszczoł (7), Śliwka (7), Włodarczyk (12), Żurek (libero) oraz Makowski (1), Boswinkel (2), Kochanowski, Buchowski (1), Palacios (2). Trener: Andrea Gardini.

ZAKSA Kędzierzyn-Koźle – Effector Kielce  3:0 (28:26, 25:18, 25:21)

ZAKSA: Toniutti (1), Konarski (14), Wiśniewski (12), Bieniek (12), Semeniuk (5), Deroo (16), Zatorski (libero), Pająk, Witczak (1), Czarnowski. Trener: Ferdinando De Giorgi.  MVP: Mateusz Bieniek.
Effector: Komenda (3), Andrić (5), Wohlfahrstaetter (7), Maćkowiak (3), Wachnik (16), Pawliński (5), Sobczak (libero) oraz Biniek (libero), Antosik, Bućko (3), Formela (5). Trener: Dariusz Daszkiewicz.

Asseco Resovia Rzeszów – BBTS Bielsko-Biała  3:2 (28:30, 25:16, 21:25, 25:18, 15:7)

Resovia: Drzyzga, Schmitt (21), Lemański (4), Możdżonek (8), Ivović (9), Winters (13), Wojtaszek (libero) oraz Tichacek (4), Schoeps (2), Nowakowski (6), Dryja, Perrin (8). Trener: Andrzej Kowal.  MVP: Gavin Schmitt.
BBTS: Storożyłow (2), Gryc (22), Gaca (6), Siek (4), Bartos (4), Lipiński (10), Koziura (libero) oraz Czauderna (libero), Bieńkowski, Janeczek (1), Grzechnik, Modzelewski (12). Trener: Paweł Wrzeszcz.

ONICO AZS Politechnika Warszawska – MKS Będzin  3:2 (36:38, 23:25, 25:18, 25:18, 15:6)

Politechnika: Zagumny (3), Filip (34), Kowalczyk (7), Wrona (14), Samica (17), Łapszyński (2), Olenderek (libero) oraz Gruszczyński (libero), Firlej, Mikołajczak, Świrydowicz, Kwolek (11). Trener: Jakub Bednaruk.  MVP: Paweł Zagumny.
Będzin: Kozub (2), Araujo (24), Ratajczak (2), Rejno (9), Waliński (14), Roberts (10), Potera (libero) oraz Seif (3), Woch (1), Peszko (3), Russell (1), Stysiał (libero). Trener: Stelio DeRocco.

LOTOS Trefl Gdańsk – Łuczniczka Bydgoszcz  3:1 (36:38, 25:18, 25:14, 25:18)

LOTOS: Masny (3), Schulz (26), Paszycki (17), Gawryszewski (9), Mika (22), Hebda (9), Gacek (libero) oraz Stępień, Romać (1), Niemiec, Pietruczuk, Majcherski (libero). Trener: Andrea Anastasi.  MVP: Dmytro Paszycki.
Łuczniczka: Szczurek (2), Filipiak (13), Nowakowski (10), Sacharewicz (7), Rohnka (9), Yudin (12), Czunkiewicz (libero) oraz Sieńko, Gromadowski (4), Jurkiewicz (2), Katić, Bobrowski. Trener: Piotr Makowski.

Espadon Szczecin – AZS Częstochowa  3:2 (21:25, 25:20, 25:23, 19:25, 15:10)

Espadon: Petković, Kluth (21), Gałązka (6), Cedzyński (11), Ruciak (16), Wika (20), Mihułka (libero) oraz Sladecek. Trener: Milan Simojlović.  MVP: Michał Ruciak.
Częstochowa: T. Kowalski (2), Grebeniuk (12), Szalacha (2), Buniak (8), Moroz (8), Szymura (21), A. Kowalski (libero) oraz Buczek (2), Adamajtis (7), Polański (3), Janus (5), Wawrzyńczyk (7). Trener: Ryszard Bosek.

Cuprum Lubin – GKS Katowice  3:2 (33:35, 25:18, 25:20, 21:25, 15:10)

Cuprum: Łomacz (3), Kaczmarek (28), Boehme (10), Hain (9), Pupart, Taeht (17), Rusek (libero) oraz Gorzkiewicz, Malinowski (1), Koumentakis (10). Trener: Gheorghe Cretu.  MVP: Łukasz Kaczmarek.
GKS: Falaschi (2), Butryn (22), Krulicki (11), Kalembka (8), Kapelus (8), Sobański (13), Stańczak (libero) oraz Fijałek, Van Walle (1), Pietraszko (1), Błoński (6), Stelmach. Trener: Piotr Gruszka.

 

tabela po 12. kolejce

miejsce drużyna mecze punkty sety małe punkty
1 ZAKSA KĘDZIERZYN-KOŹLE 12 32 34:8 1036:853
2 PGE SKRA BEŁCHATÓW 12 28 30:11 927:889
3 ASSECO RESOVIA RZESZÓW 12 27 30:14 1024:916
4 JASTRZĘBSKI WĘGIEL 12 25 32:20 1196:1076
5 Cuprum Lubin 12 22 27:19 1043:959
6 Indykpol AZS Olsztyn 12 21 26:20 1048:1002
7 GKS KATOWICE 12 18 21:22 960:989
8 LOTOS Trefl Gdańsk 12 17 23:26 1107:1115
9 Cerrad Czarni Radom 11 16 20:22 967:997
10 MKS Będzin 11 16 21:24 967:989
11 Effector Kielce 12 15 23:28 1087:1148
12 ONICO AZS Politechnika Warszawska 11 14 19:22 945:963
13 AZS Częstochowa 12 9 15:32 1000:1082
14 Łuczniczka Bydgoszcz 12 9 16:30 958:1044
15 Espadon Szczecin 12 7 14:31 945:1013
16 BBTS Bielsko-Biała 11 6 9:31 768:943

 

 

W przypadku równej liczby punktów meczowych o wyższym miejscu w tabeli decyduje:

a) liczba wygranych meczów,
b) lepszy (wyższy) stosunek setów zdobytych do straconych,
c) lepszy (wyższy) stosunek małych punktów zdobytych do małych punktów straconych.

Portal GieKSa.pl tworzony jest od kibiców, dla kibiców, dlatego zwracamy się do Ciebie z prośbą o wsparcie poprzez:

a/ przelew na konto bankowe:

SK 1964
87 1090 1186 0000 0001 2146 9533

b/ wpłatę na PayPal:

E-mail: [email protected]

c/ rejestrację w Superbet z naszych banerów.

Dziękujemy!


Kliknij, by skomentować
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

Odpowiedz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Piłka nożna

GieKSa znów na koniec karci Górnik

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

W przerwie reprezentacyjnej spotkały się drużyny GKS Katowice i Górnik Zabrze. Półtora tygodnia po ligowym Śląskim Klasyku, mogliśmy na Bukowej znów oglądać derbową rywalizację, tym razem w formie meczu kontrolnego.

W 10. minucie, po dośrodkowaniu z rzutu rożnego Łukowskiego, Arkadiusz Jędrych uderzał głową, ale nad poprzeczką. W 25. minucie GKS miał idealną okazję do zdobycia bramki. Znów po kornerze wykonywanym przez Łukowskiego, piłkę zgrywał Jaroszek, ta po rykoszecie leciała w kierunku bramki, gdzie na wślizgu jeszcze próbował ją wepchnąć do bramki Łukasiak, jednak obrońcy Górnika wybili piłkę z linii bramkowej. Po pół godziny pierwszą okazję miał Górnik – z około 17 metrów uderzał Chłań, ale czujny Rafał Strączek złapał piłkę. W 37. minucie do prostopadłej piłki z chaosu doszedł Eman Marković, który wyszedł sam na sam i płaskim strzałem pokonał Loskę. Chwilę później z kontrą ruszyli katowiczanie, Błąd i Rosołek mieli naprzeciw jednego obrońcę, Maciej zdecydował się na strzał, ale przeniósł piłkę nad poprzeczką. W 43. minucie ponownie Rosołek uderzał z dystansu, ale bez problemu dla Loski. Do przerwy GKS prowadził posiadając lekką przewagę. Górnik nie zagroził poważnie naszej bramce.

W przerwie trener dokonał kilku zmian w składzie. W 50. minucie po zwodzie uderzał na bramkę Wędrychowski, ale bramkarz bez problemu poradził sobie z tym strzałem. Chwilę później wdzierał się w pole karne Massimo, ale został powstrzymany. W 55. minucie znakomitą okazję miał Zahović, który dostał od Massimo piłkę i z centrum pola karnego uderzał na bramkę, jednak nasz golkiper świetnie interweniował. W 68. minucie Bród podał do Swatowskiego, ten uderzał kąśliwie, ale bramkarz wybił na róg. Po chwili korner wykonywał Rejczyk, a Jędrych uderzał głową, minimalnie niecelnie. W 74. minucie do wybitej przed pole karne piłki dopadł Chłań i strzelił mocno, ale świetnie interweniował nasz golkiper. Po chwili jednak było 1:1, gdy po rzucie rożnym najwyżej wyskoczył rekonwalescent Barbosa i mocnym strzałem głową doprowadził do wyrównania. W 82. minucie Galan uderzał z dystansu, ale prosto w ręce bramkarza. Trzy minuty przed końcem koronkową akcję przeprowadził… Klemenz z Buksą, a ten pierwszy po odegraniu znalazł się w idealnej sytuacji, jednak po nodze rywala strzelił nad poprzeczką. W 90. minucie katowiczanie przeprowadzili decydującą akcję. Galan podał do Swatowskiego, ten mocno wstrzelił, a na wślizgu Buksa strzelił zwycięską bramkę. Druga połowa była już bardziej wyrównana, a momentami Górnik osiągał lekką przewagę. Jednak to katowiczanie okazali się zwycięzcami i podobnie jak w ligowym klasyku na Nowej Bukowej, w samym końcu strzelili zwycięską bramkę.

3.09.2025 Katowice
GKS Katowice – Górnik Zabrze 2:1
Bramka: Marković (37), Buksa (90) – Barbosa (74)
GKS: (I połowa) Strączek – Rogala, Jędrych, Paluszek (8. Jaroszek), Wasielewski, Łukowski – Błąd Bosch, Łukasiak, Marković – Rosołek.
(II połowa) Strączek – Bród, Klemenz, Jędrych, Rogala (60. Trepka), Łukowski (60. Galan) – Wędrychowski, Bosch (60. Milewski), Marković, Rejczyk, – Buksa
Górnik: (wyjściowy skład): Loska – Olkowski, Szcześniak, Pingot, Lukoszek, Chłań, Donio, Goh, Dzięgielewski, Zahović, Massimo. Grali także: Podolski, Tsirogotis, Barbosa.

Kontynuuj czytanie

Felietony Piłka nożna kobiet

Post scriptum ze Słowenii

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Turniej kwalifikacyjny do Ligi Mistrzyń był spełnieniem marzeń – GieKSa wygrała dwa mecze i awansowała do ostatniej rundy eliminacji. Drużyna prezentowała się doskonale i zapewniła sobie przynajmniej cztery kolejne mecze w Europie. Zapraszamy Was do zapoznania się z naszym podsumowaniem wyjazdu do Słowenii, w którym uchylimy trochę „redakcyjnej kuchni”!

  1. Na mecz wyjechaliśmy we wtorkowy poranek w trzy osoby. Do granicy między Austrią i Słowenią czekały nas same autostrady, jednak samo przejście graniczne (widoczne w grafice do tego wpisu) było „doskonale” zabezpieczone – wąska droga, przejazd niemalże przez podwórka okolicznych domów i niespotykane na głównych drogach ostre zakręty.
  2. Przez całą drogę na miejsce towarzyszyły nam pola, głównie kukurydzy. Zgadzało się to z naszymi oczekiwaniami wobec terenów byłej Jugosławii.
  3. Jeszcze tego samego dnia postanowiliśmy wybrać się na oba obiekty – w Radenci i Murskiej Sobocie, co okazało się bardzo dobrym pomysłem. Obiekt w Radenci jest skrzętnie schowany pośród pól kukurydzy i niemal przeoczyliśmy prowadzącą do niego trasę.

    Stadion w Radenci

  4. W drugi dzień udaliśmy się na kawę do popularnej sieci fast foodów i tam szybko okazało się, że niesłusznie oceniliśmy stan postępu technologicznego kraju. Jedzenie dostarczane do stolików było za pomocą robotów, a trawniki kosiły urządzenia bez udziału człowieka.

    Robo-kelner

  5. Następnego dnia odpowiednio wcześniej zameldowaliśmy się na terenie stadionu, dostrzegając przy tym minusy – murawa była bardzo nierówna i zupełnie zniszczona w polach bramkowych. Same zawodniczki przyznawały, że dało się to odczuć, ale nikt na to przesadnie nie narzekał.
  6. Odbiór akredytacji był pierwszym sygnałem, że z językami obcymi wcale nie jest w Słowenii tak kolorowo. Jak się później okazało, pani ochroniarz chciała dopytać czy jesteśmy z klubowych mediów. Koniec końców wspólnymi wysiłkami udało się wszystko wytłumaczyć i odebrać kolorowe plakietki.
  7. Niezastąpiony ojciec Katarzyny Nowak zjawił się z przygotowaną flagą-banerem. Los chciał, że idealnie wpasowała się swoimi wymiarami w wielkość sektora, przez co prezentowała się jeszcze lepiej. Wraz z dopingiem kilkunastu gardeł pozwoliło to stworzyć namiastkę atmosfery godnej meczu Mistrzyń Polski.

    Flaga rozwieszana przez kibiców podczas turnieju w Słowenii

  8. Mecz półfinałowy wygraliśmy bardzo pewnie, co potwierdziła Karolina Koch, choć upał i narastająca bezradność Kazachstanek znacząco wpłynęły na intensywność starcia w drugiej połowie. Piłkarki w doskonałych humorach podeszły pod trójkolorowy sektor, a ich nastrój znalazł także odzwierciedlenie w pomeczowych wywiadach.
  9. W trakcie podróży na drugi półfinał (w Murskiej Sobocie) padło zasadne pytanie dotyczące wyboru jadłodajni. Z pomocą przyszedł jednak szyld na stadionie, bowiem sponsorem głównym i tytularnym kobiecej drużyny jest pizzeria „Nona”, co po polsku oznacza dosłownie pizzerię „Babcia”.
  10. Przejście spod stadionu Mury do restauracji jest spacerem przez niemal całe miasto, czyli… nieco ponad 2 kilometry. Już z daleka można było zauważyć, że dla właściciela jest to coś więcej, niż tylko sponsoring. Obok restauracji znaleźć można wielką piłkę z herbem ZNK Mury, przy wejściu stoi Puchar Kraju, a w samym menu jest kilka fotografii drużyny.

    Gostilna-Pizzeria Nona, sponsor tytularny ZNK Mury

  11. Jedzenie było, jak na Babcię przystało, wyśmienite i mogliśmy w doskonałych nastrojach powrócić do piłkarskich emocji. Na stadion większość kibiców przemieszczała się pieszo, co w połączeniu z ich czarno-białym ubiorem tworzyło ładny dla oka efekt.
  12. Sklep Mury zlokalizowany jest w zewnętrznej części trybuny. Choć produktów nie jest zbyt wiele, są dobrej jakości i ładnie zaprojektowane. Niemałą część stanowiły produkty skierowane do młodszych kibiców, którzy w licznej grupie pojawili się na meczu swojej drużyny.
  13. Doping po stronie ZNK Mury prowadził samotny ultras, który przez pełne 90 minut wołał „tri, štiri, Mura!” doprowadzając wszystkich do śmiechu, ale i granic cierpliwości. Zadbał także o oprawę pirotechniczną, odpalając świecę dymną. Na stadionie pojawiło się około 1000 osób, jednak to niewielka grupa ze Słowacji okazała się głośniejsza, wnosząc bęben i wuwuzelę.

    Stadion ZNK Mura, trybuna za bramką

  14. Sam stadion jest zgrabny, choć przejścia są niewielkie i przy otwarciu jedynego punktu gastronomicznego powodowało to zatory.
  15. Po emocjonującym starciu porozmawialiśmy z jedną ze zwyciężczyń, czyli Joanną Olszewską, która niedawno dołączyła do lokalnej drużyny i z marszu stała się kluczową zawodniczką. Ucieszyła się z faktu, że w Katowicach nadal jest ciepło wspominana, jednak nie zamierzała przez to ułatwiać zadania swoim byłym koleżankom.
  16. Między meczami odwiedziliśmy Soboski Grad, czyli pałac w samym centrum miasta, który jednak lata świetności ma już za sobą. Obok niego znajdował się zadbany park i pomnik upamiętniający wydarzenia z czasów II Wojny Światowej. Ewidentnie Słoweńcy mają jeszcze przed sobą problem związany z dekomunizacją (dopisek – kosa).

    Pomnik upamiętniający poległych żołnierzy

  17. Kwestie spacerów po okolicznych terenach są mocno dyskusyjne, bowiem każdy chodnik jest też drogą rowerową, po której mogą (a w zasadzie muszą) poruszać się także motorowery i skutery.
  18. W jeden dzień zwiedziliśmy całą główną ulicę, jednak mimo niewielkich rozmiarów miasto posiada kilka miejsc wartych odwiedzenia.
  19. Ciekawym punktem na gastronomicznej mapie Murskiej Soboty jest „Bunker”, czyli postapokaliptyczny bar. W Polsce rzadko można spotkać tak klimatyczny wystrój, dodatkowo połączony z doskonałą kuchnią.
  20. W tak zwanym międzyczasie udaliśmy się także do hotelu, w którym zamieszkały przyjezdne drużyny. Zawodniczki miały bardzo komfortowe warunki i niezbędne zaplecze, a wokół były liczne parki i inne miejsca do zabicia nudy. Celem naszych odwiedzin było przeprowadzenie wywiadu z Klaudią Słowińską, czego efekty już niedługo ukażą się na naszej stronie.
  21. Przed weekendem nasi sąsiedzi na szczęście już się wymeldowali, bowiem emocje w meczu z Radomiakiem nam się udzieliły i po strzelonych bramkach zdarzyło się nam zakłócić ciszę nocną. Brawo drużyna!
  22. W sobotę nadszedł czas na mecz o 3. miejsce i kosztował on nas naprawdę wiele w kwestii emocjonalnej – przez godzinę gry zdążyliśmy się porządnie wynudzić.

    Autokar Spartaka Myjava

  23. Największą atrakcję postanowiła zapewnić sędzia, w dość kontrowersyjny sposób prowadząca spotkanie. Po jednym z incydentów odesłała na trybuny fizjoterapeutę Spartaka Myjava, który do końca meczu wygłaszał swoje komentarze dotyczące sędziowania.
  24. W ostatniej akcji meczu BIIK Shymkent zdobył bramkę i doprowadził Słowaczki do rozpaczy, długo nie mogły się po tym pozbierać. Jeden z kibiców z frustracji rzucił swoim bębnem na murawę, na szczęście nie wyrządzając nikomu krzywdy. Ostatecznie dość szybko go odzyskał od ochrony.
  25. Chcieliśmy przed wyjazdem odwiedzić festiwal balonów, który miał budzić zainteresowanie na całym świecie. Problemem okazała się pogoda, która zmusiła organizatorów do odwołania wydarzenia, więc nic z naszych planów nie wyszło.

    Jezioro Sobosko, na drugim brzegu teren festiwalowy

  26. Skończyło się na rzucie oka na sztuczne jezioro pozostałe po żwirowni, w którym woda była bardzo przejrzysta. Wszystko znajdowało się niedaleko autostrady.
  27. Deszcze nie zamierzały ustąpić, więc pojawiliśmy się na stadionie Fazanerija (po polsku: Bażantarnia) na dwie godziny przed finałem. Kilka minut po naszym wejściu rozpętała się prawdziwa ulewa i byliśmy sobie wdzięczni za ten pomysł.

    Zawodniczki wychodzą na finał turnieju

  28. Na sektorze wywieszono trójkolorową flagę z podpisami piłkarek oraz pokazaną wyżej „Fans on tour”, co wzbudziło niemałe zainteresowanie na trybunach. Kibice gospodyń byli jednak bardzo sympatyczni, dołączając nawet do wspólnych zdjęć.
  29. GieKSa zupełnie kontrolowała to spotkanie, a gdyby nie Joanna Olszewska i niezliczone spalone, spokojnie moglibyśmy zamknąć mecz już w pierwszej połowie. Z każdą sekundą byliśmy bliżej triumfu, ale też i zatopienia obiektu, bowiem deszcz jedynie się nasilał.
  30. Na całe szczęście nie było potrzeby przerwania meczu, a GieKSa uzyskała upragniony awans. Tytuł na relację podrzucił kilka dni temu redaktor Shellu – GieKSa Pa(n)ny!
  31. Historyczny sukces piłkarki świętowały wraz z kibicami, całkowicie zagłuszając pustoszejący stadion. Europa da się lubić!
  32. Na meczu zameldował się prezes Sławomir Witek, który był pod wrażeniem determinacji fanów podążających za drużyną oraz wyników obu sekcji piłkarskich w tym tygodniu.
  33. Oprócz kibiców gospodyń, sukcesu pogratulował nam także sam właściciel pizzerii Nona – naprawdę sympatyczny gest i ciepło będziemy wspominać nasz pobyt w tym regionie.

    Świętowanie zwycięstwa w finale

  34. Na bocznym boisku zebrało się już pół centymetra deszczu, gdy jeszcze przeprowadzaliśmy krótkie (ze względu na warunki atmosferyczne) wywiady z zawodniczkami oraz trener Karoliną Koch.
  35. Opuszczenie zalewającego się stadionu nie należało do najłatwiejszych, jednak piłkarki (w szczególności rozśpiewana Kinga Seweryn) były zbyt uradowane, by im to przeszkadzało.
  36. Zespół udał się do hotelu na imprezę zasłużony odpoczynek, a my wyruszyliśmy w drogę powrotną do Katowic. Ta zdawała się przebiegać znacznie szybciej, w końcu wracaliśmy po zobaczeniu dwóch doskonałych występów GieKSy.
  37. W niedzielę odbyło się losowanie trzeciej rundy eliminacyjnej, a w niej przyjdzie nam zmierzyć się 11 i 18 września z holenderskim FC Twente. Pierwszy mecz zagramy u siebie na Arenie Katowice. Bądźcie tam razem z uKochanymi, bo zasłużyły na wsparcie! Zadanie będzie niezwykle trudne, ale gramy do końca!

Do zobaczenia na meczach GKS Katowice w europejskich pucharach!

Za wszystkie teksty, wywiady, zdjęcia, wideo, relacje i inne medialne materiały na naszej stronie z turnieju na Słowenii odpowiadał redaktor Fonfara, który był wspierany przez redaktora Flifena. Pozostałe dwie osoby pojechały typowo turystycznie-kibicowsko, a za całą pracę i relacjonowanie przygody uKochanych w Europie podziękowania należą się wyżej wymienionym. – dopisek od kosy.

Kontynuuj czytanie

Felietony Piłka nożna

Powaga drużyny zachowana

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Po emocjach – dodajmy bardzo pozytywnych – związanych z meczami reprezentacji, czas wrócić do ligowej piłki. Oj działo się, działo, mimo że to tylko dwa tygodnie. Najmniej w tym wszystkim istotnym był chyba mecz z Górnikiem Zabrze, sparingowy Śląski Klasyk, który GKS Katowice wygrał w samej końcówce 2:1. Bohaterem spotkania – o ile w ogóle określenie „bohater” pasuje (nie pasuje) do meczu kontrolnego, był zawodnik, którego w GieKSie już nie ma. Aleksandrowi Buksie skrócono wypożyczenie z Górnika i zawodnik poszedł dalej – do Polonii Warszawa. Nie pierwszy i nie ostatni raz okazało się, że to, co mówią kibice o piłkarzu – opierając się na swoich obserwacjach i opiniach – materializuje się w związku z danym zawodnikiem. Od początku wiedzieliśmy, że Olek to „odrzut” z Górnika, a nie realne wzmocnienie i raczej nic z tego nie będzie. To nic personalnego do zawodnika. Po prostu są piłkarze, którzy tym realnym wzmocnieniem są (później się sprawdzają lub zawodzą), a są tacy, gdzie jakaś metamorfoza na plus rozpatrywana jest raczej w kategorii wielkiego zaskoczenia.

Pojawiły się jednak też solidne wzmocnienia, przynajmniej tak się wydaje. Emana Markovića widziałem podczas meczu z Górnikiem i zaprezentował się bardzo przyzwoicie, strzelił bramkę, był aktywny. Cały czas czekamy na wejście do składu Jesse Boscha, który co prawda w GKS już zadebiutował, ale jeszcze nie wywarł żadnego piętna na grze zespołu. No i transfer niemal last minute – Ilja Szkurin i to wydaje się być wyjściowo kapitalne wzmocnienie. Co prawda w Legii zawodnik zawiódł i tam się go pozbyli – uważam zbyt pochopnie – ale przecież w Stali Mielec ten piłkarz wiązał krawaty. Choć marnował w warszawskim klubie sytuacje na potęgę (także w meczu w Katowicach), to przecież trafiał do siatki w finale Pucharu Polski, w superpucharze, na Nowej Bukowej mimo wszystko również, kiedy to aż uklęknął i schował twarz w dłoniach z ulgi po odblokowaniu i celebrował tym swoją radość.

Doszło też do jednego oczywistego wzmocnienia, które jest sytuacją nieoczywistą. Mianowicie, do GKS… nie trafił Tymoteusz Puchacz. Większości kibiców spadł kamień z serca. Nie wiemy, co do głowy przyszło trenerowi, że chciał mieć w drużynie tego hm… celebrytę. Można mówić o ambicji tego chłopaka, walorach czysto piłkarskich i na siłę unikać jak ognia tego, co sobą prezentuje… generalnie. Człowiek, który swoją „karierę” zbudował na farmazonie i JBL-ach, bo tak naprawdę nigdy się nie wyróżniał niczym poza szybkością. Wielu było w światowej piłce piłkarzy, którzy wydawali się wielkimi odkryciami, bo robili te efektowne sprinty. Tyle, że później okazywało się, że gdy przeciwnicy ich przeczytali, poza szybkością nie mieli nic do zaoferowania.

GieKSa potrzebuje piłkarzy, którzy są poważni i poważnie podchodzą do tego wszystkiego. Trzeba patrzeć na konteksty. To, że Afrykanie przyjeżdżają na Mundialu na mecze i wchodzą na stadion tańcząc i śpiewając to zupełnie inny kulturowo schemat niż w Europie. I tam to pasuje. Tutaj nie. Jeśli jeden piłkarz będzie traktował ten sport tylko jako głównie zabawę i taką czystą radość z życia, to w naszej kulturze to po prostu będzie wyraz braku profesjonalizmu. Nie będzie to „dostrojone” do całości. Nie zrozumcie mnie źle – nie mówię, że piłkarze mają się nie cieszyć z uprawiania tego sportu, nie czerpać radości z gry, ze zwycięstw, z tego, że być może mają najlepszą pracę świata. Mają się cieszyć, jak najbardziej. Tylko jest różnica pomiędzy tym cieszeniem się i utrzymywanie profesjonalizmu – nie tylko na boisku, ale także poza nim – a zwykłym… pajacowaniem.

Byli tacy pajacujący piłkarze, którzy dobrze się zapowiadali, mieli piłkarsko papiery może nawet na Złotą Piłkę, a skończyli na peryferiach futbolu. Pierwszy do głowy przychodzi taki Mario Balotelli, który przecież talent miał wybitny, ale rozmienił go na drobne swoimi głupotami typu puszczanie fajerwerków w łazience czy wjeżdżanie na teren więzienia dla kobiet.

Może Puszka aż tak spektakularnych ekscesów nie miał, ale te różne celebryckie historie z Julią Wieniawą, wypisywanie do Dody na Instagramie czy jakieś akcje z tym Slow Speedem, czy ja tak się zwie ten osioł (WTF?) to po prostu taka błazenada, że nie przystoi to piłkarzowi czy kandydatowi na piłkarza GieKSy. Wystarczy spojrzeć na takiego Arka Jędrycha, normalny spokojny facet i jako kapitan wzór. I zestawcie go w drużynie z Puszkinem… aaaaa, szkoda gadać. A dziw, że kiedyś grali razem.

W czasach, kiedy jeszcze nie gryzłem się w język (teraz jestem kilka lat dojrzalszy) napisałem zaraz po meczu z Bytovią:

Więc spadaj sobie Puczi „zapierdalać tak jak Kante” do Poznania, bo ostatnio pogwiazdorzyłeś i jeśli nie opanujesz sodówki, to nici z kariery.

Cóż… Przez te sześć lat na farmazonie wycisnął maxa. Szacun. To też jest umiejętność. Ale prawda gwiazdorzenia prędzej czy później wychodzi.

Puchacz był jedną z twarzy spadku do drugiej ligi. Ktoś powie, że Arkadiusz Jędrych i Adrian Błąd też byli. No byli – i nawet sam miałem zdanie, że z tymi zawodnikami wiele nie osiągniemy i powinni odejść. Ale zostali w GieKSie przez tyle lat i awansowali – do pierwszej ligi i do ekstraklasy. I jakkolwiek dalej uważam, że od czasu, kiedy na GieKSie się udzielam, czyli przez te 20 lat większość moich przewidywań się sprawdzała, to tutaj akurat nie. Co do Arka i Adriana mogę powiedzieć jedynie – sorry panowie, pomyliłem się.

Nie sądzę, że cokolwiek takiego mogłoby się przydarzyć przy Tymoteuszu. Choć mimo wszystko mu tego życzę, bo ciągle chłopak jest młody, ma 26 lat i jeśli rzeczywiście by się ogarnął, to coś jeszcze może w tę piłkę pograć. Nie na najwyższym poziomie, ale jakiś klub z ekstraklasy może go przygarnąć.

Podsumowując więc – bo już dajmy spokój Puchaczowi – to naprawdę świetna wiadomość, że do nas nie trafił. Nie wiem, co tam się podziało, czy GieKSę wyd… wymanewrował, ale sama ta historia z wysypaniem się jego transferu przecież do niego bardzo pasuje. Niech się kopie po czołach z Azerami, krzyżyk na drogę i obyśmy już nigdy więcej nie mieli pomysłów ściągania takich „gwiazdorów” do naszego klubu. Bądźmy poważni.

Napisałem wcześniej, że mecz z Górnikiem, sparing sparingiem… Niestety wydarzyła się rzecz, której najmniej byśmy chcieli. Aleksander Paluszek zerwał więzadła w kolanie i na wiele miesięcy z jego gry będą nici. Jak to dobrze ktoś napisał – szkoda, że zagrał z Radomiakiem, bo tylko narobił nadziei… To prawda, debiut zawodnika w katowickich barwach był bardzo obiecujący. Nie pozostaje nic innego, jak trzymać kciuki za zawodnika i życzyć szybkiego powrotu do zdrowia.

Niestety w związku z tym skomplikowała się nasza sytuacja w obronie. Nie pozyskaliśmy dodatkowego obrońcy i GieKSa będzie musiała rzeźbić w tym, co ma. Póki co nasza defensywa nie spisuje się dobrze w lidze, tracimy mnóstwo bramek, a ostatni mecz na zero z tyłu rozegraliśmy prawie pięć miesięcy temu. Jeśli chcemy się utrzymać i punktować w lidze, ten aspekt musi być poprawiony. Nie zawsze bowiem będziemy strzelać cztery gole, jak z Arką, i trzy – jak z Radomiakiem. Tak więc Arek Jędrych, Marten Kuusk, Lukas Klemenz i Alan Czerwiński będą musieli wziąć tę odpowiedzialność i praktycznie w tym kwartecie zamykają się nasze możliwości. Problem się pojawi, gdy przyjdą kartki czy nawet drobne urazy. Choć Bartek Jaroszek to fajny chłop, ratowanie się nim będzie aktem desperacji. Ale pozdro Bartek 😉

Jutro czeka nas starcie z Lechią Gdańsk. Wyjazdy, ach te nieszczęsne wyjazdy. Mamy z nimi potężny problem i to nie od dziś. Choć w tym roku katowiczanie wygrali przecież w Częstochowie, Wrocławiu czy Gdańsku właśnie, to seria czterech porażek z rzędu na wiosnę czy trzech w obecnym sezonie jest niepokojąca. Dodatkowo przyglądając się tym spotkaniom – w większości GKS nie miał czego szukać. Patrząc jeszcze na wiosnę, najlepszy był mecz z Motorem, ale pozostałe przegrane to była lipa. Teraz bardzo słabe występy w Łodzi i Zabrzu, niezły w Warszawie. To za mało. Trener na konferencji po Górniku mówił o tym, że możliwa jest jakaś zmiana, jeśli chodzi o delegacje. Na czym będzie ona polegać – zobaczymy.

Nadal wielkim problemem są też bramki tracące w końcówkach połów. Od tych pięciu miesięcy w dwunastu meczach GKS stracił trzynaście bramek w ostatnich pięciu minutach pierwszej lub drugiej połowy. I z Radomiakiem tak było, a gdyby sędzia uznał gola w końcówce meczu – mielibyśmy tego jeszcze więcej. Fatalna statystyka i ja naprawdę łapię się na tym, że marzę, żebyśmy w pierwszej połowie dociągnęli choćby do 0:0. W obecnym sezonie udało się to tylko raz – w pierwszej kolejce.

Lechia to nie będzie łatwy przeciwnik, ale nie jest to rywal nie do ogrania. Co prawda słynął z tego, że strzelał i tracił mnóstwo bramek, ale ostatnio się to trochę zmniejszyło. Bo ultrabezbarwnym i nudnym meczu Lechiści pokonali w derbach Arkę 1:0, a w Białymstoku przegrali 0:2. A wiemy, że wcześniej dostali oklep w Lubinie 2:6. Można więc tej ekipie strzelać bramki, zresztą GKS w ostatniej kolejce poprzedniego sezonu trafił w Gdańsku trzy razy, natomiast jak uruchomi się Bobcek z Wiunnykiem, to naprawdę trzeba się mieć na baczności i nasza obrona musi być zwarta i zwrotna.

Mecz z Radomiakiem był epicki. Pod kątem emocji to było jedno z najlepszych spotkań od wielu lat, niektórzy kibice musieli do siebie dochodzić po nim przez kilka dni. Dużo dało to jednak pozytywnej adrenaliny i nakręcania się na dalsze losy naszego zespołu.

Jednak kochani – Lechia jest dopiero jutro. Teraz i dzisiaj najważniejszy jest inny mecz GieKSy. Wszyscy o 18:00 trzymamy kciuki za dziewczyny w boju z Twente Enschede. Dajcie z siebie Dziołszki wszystko, żeby przed rewanżem mieć jak najlepszą sytuację wyjściową!

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga