W tym cyklu artykułów chcemy przeanalizować jak podczas rundy jesiennej spisywały się poszczególne formacje naszego zespołu. Katowiczanie zdobyli przyzwoitą – choć niepowalającą na kolana – liczbę bramek, natomiast stracili ich stanowczo za dużo. Zajmiemy się bramkarzami, obrońcami, pomocnikami i napastnikami. Na pierwszy ogień idą bramkarze.
Bramkarze:
Jak wiemy w tej rundzie broniło dwóch golkiperów. Byli nimi Witold Sabela i Maciej Wierzbicki. Już pod koniec poprzedniego sezonu trener Rafał Górak zaskakiwał obsadą tej pozycji, kiedy to po czerwonej kartce Sabeli do bramki na jeden mecz wskoczył Jacek Gorczyca i w tej bramce pozostał na kilka kolejek. Potem po meczu z Wartą Poznań, na Piasta Gliwice szkoleniowiec znów wystawił Sabelę, by… po jednym meczu znów wrócić do Gorczycy. A skończyło się to tym, że Jackowi po sezonie podziękowano za pomoc pierwszej drużynie i… bądź tu człowieku mądry. Obsada pozycji bramkarza to w naszej drużynie dość tajemnicza sprawa.
Ostateczna decyzja należy do pierwszego trenera, ale jak sam Rafał Górak podkreśla, największy wpływ na decyzję o obsadzie bramki ma trener bramkarzy Janusz Jojko. Obaj szkoleniowcy pod koniec lub już po zakończeniu rundy wypowiedzieli się w tonie, że nie są do końca zadowoleni z postawy golkiperów. Według nich, żeby uznać rundę bramkarza za w pełni udaną – musi on mieć przynajmniej 2-3 mecze, które wybroni drużynie. Takie, po których będzie można powiedzieć – tak, to był bohater meczu. Według sztabu szkoleniowego takich meczów nasi bramkarze nie zaliczyli i trudno się z tym nie zgodzić. Można powiedzieć o nich, że zazwyczaj bronili poprawnie, jednak to co zapamiętali kibice GKS, to nie piękne interwencje i wspaniałe robinsonady, ale momenty niepewności, a nie uniknęli także kiksów zakończonych utratą bramek.
Na początku sezonu w bramce stał Witold Sabela, który został namaszczony na bramkarza nr 1 przez sztab szkoleniowy. W pierwszych meczach rywale wyjątkowo upodobali sobie strzały z dystansu, przewidując możliwość błędu naszego bramkarza. Trzeba przyznać, że z większością tych uderzeń radził sobie dobrze. Jednak w 2. i 3. kolejce z odpowiednio: Wartą Poznań i Cracovią – po strzałach tego typu skapitulować. Przy strzale Tomasza Magdziarza (Warta) piłka przeszła mu po rękach i wydawało się, że miał dość dużo czasu na interwencję, a jednak piłka wpadła do siatki. Gol Vladimira Boljevića z Cracovii był piękny, ale tu znowu sam Witold po meczu przyznał, że ta bramka zdecydowanie obciąża jego konto. Mimo więc większości dobrych interwencji strzały z dystansu były w jakimś stopniu bolączką naszego bramkarza, jednak ponadto spisywał się nieźle. Kolejną kwestią, do której można było się przyczepić – albo i nie – do dwie bardzo podobne bramki, jakie Sabela puścił w meczach w Łęcznej i Bydgoszczy. Obie padły po rzutach wolnych, z tym że pierwszy był po dośrodkowaniu i główce, drugi bezpośrednio z rzutu wolnego. Ich podobieństwo polegało jednak na miejscu, w którym piłka wpadła do bramki i ustawieniu naszego bramkarza. Za każdym razem golkiper był ustawiony bliżej długiego słupka, przy uderzeniu piłki przez przeciwnika robił krok w kierunku środka bramki, a piłka wpadała… tam, gdzie wcześniej stał. Tak naprawdę strzały były mocne i bardzo precyzyjne, więc nie ma gwarancji, że gdyby został na miejscu, gole by padły. Wiele osób miało jednak do bramkarza pretensje o takie zachowanie w bramce. Meczem, który spowodował odsunięcie Sabeli od składu było spotkanie z Polonią Bytom. Outsider strzelił przy Bukowej dwie bramki, a drugi gol – z dystansu – to już był ewidentny błąd bramkarza, który przepuścił piłkę pod brzuchem. Katowiczanie przegrywali w tym momencie 1:2 i dzięki udanej końcówce, w której strzelili trzy bramki – błąd Sabeli nie był aż tak uwypuklony, ale kosztował go „odpoczynek” od meczów ligowych. Jak powiedział trener Górak miał być to czas, w którym golkiper ma się zregenerować psychicznie. To była dziewiąta kolejka i zaledwie raz Witold zachował czyste konto (w wygranym 2:0 meczu z Kolejarzem Stróże).
W jego miejsce na mecz z Sandecją w bramce pojawił się Maciej Wierzbicki. Można powiedzieć, że w tamtym okresie wykorzystał swoją szansę. W dwóch pierwszych meczach – oprócz Sandecji jeszcze z GKS Tychy – zachował czyste konto. Widać było pewność w jego poczynaniach, a interwencja po strzale Piotra Rockiego w meczu derbowym była klasowa. Potem było już jednak trochę gorzej – w meczu z Miedzią Legnica puścił dwie bramki, przy których nie zawinił (jedna z rzutu karnego), ale to co najgorsze przydarzyło mu się w spotkaniu z Okocimskim Brzesko. Wszyscy ostrzyliśmy sobie zęby na to spotkanie, piłkarze byli umotywowani pozytywnymi wieściami, a rywal do mocnych nie należał. Tymczasem już w 3. minucie po dośrodkowaniu rywali z rzutu wolnego Wierzbicki tak wybijał rękami piłkę, że nabił rywala, a piłka spokojnie wtoczyła się do bramki. Tym samym mecz zaczął się dla nas od stanu 0:1, a że ofensywa tego dnia nie istniała, ta bramka połączona z drugą (notabene identyczną, cały blok defensywny nie wyciągnął wniosków z pierwszego gola) rywal z Brzeska wywiózł tego dnia z Katowic trzy punkty.
Mimo tego błędu Wierzbicki nie spisywał się w bramce źle, tym większe zdziwienie było, jak „nagle” trener wpuścił na mecz z Arką do bramki z powrotem Sabelę. Nie był to dobry mecz naszego bramkarza, na grząskiej murawie każda jego interwencja powodowała, że serce podchodziło do gardła, ale szczęśliwie puścił tylko jedną bramkę (mógł się lepiej zachować, bo piłka uderzona zza pola karnego wpadła w długi róg). Wydawało się, że z taką formą w następnych meczach mogą być problemy. W meczach z Olimpią Grudziądz i Stomilem było już jednak lepiej. Interwencje bramkarza były pewne i większych błędów nie popełnił. Wydawało się, że wrócił do umiarkowanie dobrej formy. Jak wiemy, z Olimpią bramkę strzelił mu kolega po fachu – Michał Wróbel. W tym miejscu należy wspomnieć, że nasz bramkarz również dwa razy biegł w pole karne rywala, a z ŁKS oddał nawet strzał. W spotkaniu ze Stomilem za dużo pracy nie miał, bo olsztynianie z rzadka atakowali, ale… puścił dwie bramki, głównie z powodu błędów obrońców. Ostatni mecz rundy w Ząbkach był już słabszy, a bramkarzowi przydarzył się jeden fatalny błąd (przepuścił piłkę między rękami), po którym piłka szczęśliwie przeszła obok słupka.
Widać więc, że podstawowy bramkarz jakim jest Witold Sabela nie ustrzegł się momentami poważnych błędów, a jego mankamentem jednak są strzały z dystansu, po których zdarza mu się też „wypluwać” piłkę. Momentami jest elektryczny i ma tendencje do tracenia pewności siebie po błędzie. Gdy jest pewny siebie – a były takie momenty w rundzie – nie można mieć do niego zastrzeżeń. Kibice zwracali także uwagę na to, że nie zawsze wychodzi do dośrodkowań, choć akurat w tym momencie często większa jest rola obrońców. Sabela jest dobrym bramkarzem, ale tylko wtedy, gdy głowa jest w porządku. Pamiętamy jego serię bez puszczonego gola, gdy przyszedł do GieKSy. Wiemy więc, że bronić potrafi, ale w tej rundzie więcej było na minus niż na plus. Maciej Wierzbicki natomiast swoje cztery mecze, w których zagrał wykorzystał dobrze, z jednym minusem, czyli bramką z Okocimskim. Mimo wszystko wydaje się, że w tamtym momencie rundy zbyt łatwo został odstawiony z powrotem na ławkę.
Miejmy nadzieję, że w rundzie wiosennej golkiper, który będzie strzegł w naszej świątyni będzie spisywał się dużo lepiej i pewniej, a Janusz Jojko będzie mógł powiedzieć, że wybronił nam w rundzie 3-4 mecze.
Najnowsze komentarze