Felietony
[POMECZOWO] Dobra mina do złej gry?
Uff, derby za nami. Wielkie święto piłkarskie i kibicowskie na Bukowej. Kibice nie zawiedli i w komplecie wypełnili trybuny stadionu GieKSy. Zarówno obaj trenerzy, jak i piłkarze z uznaniem wypowiadali się o fantastycznej atmosferze towarzyszącej temu widowisku. Mieliśmy namiastkę ekstraklasy i wypada sobie życzyć, aby takie mecze rozgrywać częściej, a kibice przychodzili na mecze GieKSy nie od święta, ale regularnie w takiej ilości.
I na tym można skończyć zachwyty nad tym pojedynkiem. Jest takie powiedzenie, że jeśli meczu się nie da wygrać, to trzeba go zremisować. Górnik przez większą część spotkania był zespołem lepszym i to zabrzanie na dobrą sprawę powinni byli ten mecz wygrać. To oni przycisnęli od początku spotkania, raz po raz mając stałe fragmenty gry. Bramka dla nich tak naprawdę wisiała w powietrzu – a to jak jeden z nich wyszedł sam na sam, a to jak Garbacik prawie wpakował piłkę do własnej siatki. I tak też się stało – gol padł szybko. Rywale grali bardzo agresywnym pressingiem i nasi zawodnicy nie za bardzo potrafili sobie z tym poradzić. Do tego te stałe fragmenty, dośrodkowania także z akcji Kurzawy siały popłoch w naszych szeregach. Z przodu nie potrafiliśmy sobie stworzyć kompletnie nic…
I nagle przypadkowa akcja, bo Abramowicz chciał zagrać do tyłu, ale nabił rywala, który wyprowadził Lebedyńskiego na dobrą pozycję. Kunszt Mikołaja w tej sytuacji był nieodzowny. Przetrzymał piłkę, poczekał, wypatrzył Foszmańczyka idealnie, a ten bardzo dobrze uderzył, tak że Kasprzik musiał wyjmować piłkę z siatki. Nie zanosiło się na tego gola, dlatego tak bardzo dobrze, że on padł. Gra ofensywna nadal się jednak nie kleiła, totalnie zawiódł Abramowicz, który z każdym meczem udowadnia, że pożytek jest tylko z jego rąk i wrzutów z autu. Zarówno w defensywie, jak i ofensywie nie mamy za co go pochwalić i ta nasza lewa strona ciągle jest problemem. Garbacik na boku obrony też się nie popisał, już lepiej wyglądała jego gra na środku. Widać, że trener Jerzy Brzęczek szuka optymalnych rozwiązań, ale o ile w początkowej fazie sezonu (no może od 4-5 kolejki) skrzydła były naszym atutem, to teraz wygląda to mocno średnio. Więcej spodziewaliśmy się od początku sezonu po Mandryszu i Prokiću, a tymczasem ten pierwszy w ogóle z Górnikiem nie zagrał, a Andreja wszedł na kilka ostatnich minut – taka jest obecnie ich pozycja w zespole.
Osobnym tematem jest Grzegorz Goncerz. Zawodnikowi zbyt często zdarzają się po prostu bardzo słabe mecze. Wcześniej ratował się golami, choćby w takim meczu z Wisłą Puławy, gdzie grał fatalnie, aż nagle strzelił dwa gole i został bohaterem meczu. Teraz nie miał nawet sytuacji, dodatkowo gra czasem nonszalancko na czele z zagraniem piętą pod koniec pierwszej połowy, po którym poszła kontra rywali i to jeszcze na naszej połowie. Szkoleniowiec już zaczyna ściągać Gonza przed końcem meczu, co wcześniej było nie do pomyślenia. Napastnik musi wziąć się za siebie, bo za chwilę może nadejść taki moment, że trener wystawi na przykład Prokića i Mandrysza na skrzydłach, Foszmańczyka w środku i dla kapitana zabraknie miejsca w wyjściowej jedenastce.
Nie byliśmy chyba przygotowani na taki agresywny pressing zabrzan i po prostu się pogubiliśmy. To informacja dla Jerzego Brzęczka, że przeciwnicy naprawdę nie położą się przed GieKSą i jeśli wyjdą z założeniem, że najlepszą obroną jest atak – zrobią to. A czeka nas kilka trudnych meczów, jak choćby Bytovia i Wigry na wyjeździe – jeśli te drużyny wyjdą z taką agresją na naszą ekipę – może to się skończyć znów utratą bramki już na początku meczu.
A utrata gola jest i musi być dla nas problemem. Bo owszem, nadal mamy najlepszą defensywę w lidze, ale jeśli chodzi o strzelone gole to bilans jest szczerze mówiąc koszmarny. 16 zdobytych bramek w 14 meczach to średnio jedno trafienie na mecz. Co oznacza, że brak czystego konta z tyłu zabiera nam co najmniej dwa punkty w meczu. Praca nad ofensywą i stwarzaniem sobie sytuacji musi być tematem numer 1. W pięciu meczach ligowych strzeliliśmy po dwie bramki, w sześciu – po jednej, w trzech – nie trafiliśmy. Zatrważające jest to, że w żadnym z czternastu meczów nie potrafiliśmy strzelić co najmniej trzech bramek. Można zaryzykować stwierdzenie, że tak nie da się awansować. Cieszmy się, że mamy żelazną obronę, ale kiedyś błędy zaczną się pojawiać i wtedy będzie trzeba wykazać się większą kreatywnością w ataku. Może zdarzyć się mecz, że do wygranej czy remisu będzie potrzeba trzech czy czterech zdobytych bramek. Na razie wystarczały jedna czy dwie…
No i stałe fragmenty. Trudno się dziwić, że nie stwarzamy (poza autami) zagrożenia, bo po prostu nie mamy od tego specjalistów. Tak naprawdę do strzałów z rzutów wolnych nadaje się tylko Sławomir Duda, ale to jest zawodnik rezerwowy. Alan Czerwiński jest etatowym wykonawcą rogów i wolnych, ale to kompletnie nie jest jego domena. Trener coś musi w tym temacie wymyślić, bo Górnik Zabrze pokazał, jak groźną bronią mogą być te elementy. I nie tylko Górnik, bo kilka innych ekip z pierwszej ligi również to wykorzystywało.
W końcówce oczywiście GieKSa bardziej przycisnęła, zaczęła grać z większą werwą i można było mieć nadzieję na zwycięstwo. Sytuacji nie wykorzystał Foszmańczyk – trudno – zdarza się. Problemem nie było to, że nie strzelił, tylko to, że była to jedyna taka sytuacja. No, jeszcze Prokić powinien mu podać i wyprowadzić sam na sam, ale tego nie zrobił. To za mało w ofensywie, aby myśleć o wygranej z klasową – jak się okazuje drużyną. Patrząc przez pryzmat początku meczu, całej pierwszej połowy i części drugiej – trzeba uznać, że remis jest dla nas bardzo korzystnym wynikiem i należy ten punkt bardzo szanować. Fajnie, że trener mówi, że GKS grał bardzo dobrze, ale to chyba tak dla poprawy morale zespołu. Miejmy nadzieję, że to tylko wypowiedź pod publiczkę, a swoje szkoleniowiec wie i będzie pracował nad poprawą jakości gry…
Teraz przed nami mecze ze słabszymi niż Górnik drużynami. Na pierwszy ogień idzie MKS Kluczbork na wyjeździe. Kolejny outsider, z którym będzie się mierzyć nasz zespół. Do tego meczu trzeba podejść należycie skoncentrowanym i choćby z tego względu, że mecz będzie na obcym stadionie – skupić się podwójnie. Nie wyobrażamy sobie jednak innego rezultatu niż zwycięstwo, bo o ile mecze z drużynami z czołówki czasem można zremisować czy nawet przegrać, to z ekipą, która wygrała 1 na 13 meczów po prostu trzeba spokojnie zwyciężyć.
Piłka nożna Wywiady
Okiem rywala: kibicowski boom na GieKSę zachwyca
W ostatnich tygodniach relacje z Częstochowy zdominowały czołówki serwisów sportowych w Polsce. Sprawcą zamieszania był przede wszystkim trener Marek Papszun, ale forma sportowa Medalików również jest godna podkreślenia. Jak w tym wszystkim odnajdują się kibice pod Jasną Górą? Zapytałem Roberta Parkitnego ze stowarzyszenia „Wieczny Raków”, który po raz drugi odpowiedział na nasze zaproszenie. Jednocześnie zachęcam do lektury naszej poprzedniej rozmowy, w której poruszyliśmy wiele tematów związanych z historią Rakowa i naszych pojedynków.
Meczem w Częstochowie otwieramy rundę rewanżową. Jak podsumujesz postawę Rakowa w pierwszej części sezonu?
Na początku Raków stracił, ale później odrobił i teraz nasze miejsce jest mniej więcej takie, jak należy. Natomiast z kilku względów była to dla nas ciężka runda, stąd wiele osób wyraża się o Rakowie negatywnie, nie mając pełnej wiedzy o tym, co tak naprawdę dzieje się w klubie. Ja nie mam potrzeby mówić i pisać o wszystkim tylko po to, aby zebrać dodatkowe lajki. Przede wszystkim kadra nie była odpowiednio zestawiona, aby łapać punkty na wszystkich frontach. Niektórzy powiedzą, że doszły duże nazwiska, takie jak Bulat, Diaby-Fadiga czy Konstantópoulos, mimo to na początku nie grało to, jak należy. Moim zdaniem drużyna potrzebowała czasu, aby wszystko mogło się zazębić. Zmian w kadrze było dużo, do tego doszły kontuzje, dlatego początek sezonu był ciężki. W pewnym momencie pojawiały się nawet głosy nawołujące do zwolnienia trenera, ale kryzysy trzeba przezwyciężać i cała sztuka polega na tym, aby w takich momentach karta się odwróciła. Nam się to udało i dziś idziemy jak burza w Europie, a w lidze też wyglądamy coraz lepiej. Uważam, że tę rundę zakończymy jeszcze dwoma zwycięstwami, niestety m. in. waszym kosztem. Koniec końców runda jesienna w naszym wykonaniu była dobra, natomiast jako kibic polecam krytycznie podchodzić do informacji podawanych w Internecie. Czasem spotykam się z opiniami, że ktoś nie pamięta tak słabego meczu, odkąd kibicuje Rakowowi – wtedy wiem, że nie mamy o czym rozmawiać, bo sam doskonale pamiętam ciężkie czasy w naszej całkiem niedawnej historii.
A co sądzisz o formie GieKSy?
Wydaje się, że ten sezon jest dla was cięższy niż poprzedni, w roli beniaminka. Z drugiej strony takie mecze jak pucharowy z Jagiellonią pokazują, że w waszej drużynie jest potencjał i gdybyś zapytał mnie o kandydatów do spadku, to nie wskazałbym w tym gronie GieKSy. Myślę, że te niegdyś „ulubione” przez was pozycje 8-12 w 1. lidze są teraz w waszym zasięgu, jeśli chodzi o Ekstraklasę. Natomiast z zachwytem obserwuję kibicowski boom na GieKSę, spowodowany m.in. nowym stadionem. Miałem okazję być w waszym sklepie „Blaszok”, który wygląda okazale, co chwilę przychodzili ludzie nie tylko na zakupy, ale też pogadać i zapytać o bieżące sprawy. Gdyby taki stadion jak wasz powstał w Częstochowie, to również byłby to dla nas impuls do kibicowskiego rozwoju.
Pytając o GKS w tym sezonie, przeważały opinie, że głównym powodem słabszej formy na początku sezonu był transfer Oskara Repki. Jak ten zawodnik odnalazł się pod Jasną Górą?
Pierwsze wejście Repki do zespołu było bardzo dobre. Z czasem nieco przygasł, być może z tego względu, że Marek Papszun wymaga więcej niż w większości innych klubów, nie tyle w kwestii samego zaangażowania na boisku, ale przede wszystkim całej otoczki. Była taka sytuacja po naszym meczu z Górnikiem, przegranym u siebie 0:1, który był chyba najsłabszy w całej rundzie: gra była fatalna i gdy po meczu trener nie przebierał w słowach, to mocno oberwało się m. in. Repce. Oskar wylądował na ławce i było to trudne zderzenie z rzeczywistością Marka Papszuna. Być może w GieKSie wyglądało to inaczej – po porażce trener reagował w inny sposób, jak przystało na beniaminka, natomiast w Rakowie wylicza się każdy błąd. Sam nie zwracam dużej uwagi na aspekty piłkarskie, ale czytałem opinie, że w ostatnim meczu ze Śląskiem Repka był jednym z naszych najsłabszych ogniw. Dla mnie jest to piłkarz z ogromnym potencjałem, pozostaje jednak pytanie, czy na dłuższą metę dopasuje się do naszego stylu gry. Z drugiej strony za chwilę w Rakowie będzie nowy trener, więc rola Repki też może się zmienić.
Jest też piłkarz, który kiedyś próbował podbić Częstochowę, a dziś nie wyobrażamy sobie bez niego GieKSy. Uważasz, że patrząc na obecną formę Bartosza Nowaka, odpuszczenie go przez Raków było błędem?
Przede wszystkim Bartek jest fajnym człowiekiem – otwartym, uśmiechniętym, radosnym. Widać, że gra sprawia mu przyjemność. Trudno uważać jego transfer za błąd. Kiedyś przygotowałem dla trenera statystykę zawodników, którzy nie sprawdzili się w Rakowie – większość wylądowała w 2. lub 3. lidze. Tacy jak Nowak są wyjątkami, ale nie znam dokładnie kulis jego odejścia – może sam na to nalegał, a może naciskał agent. Ja widziałbym Bartka w Rakowie, ale w tamtym czasie rywalizacja na jego pozycji była ogromna. Ponadto czasem po prostu tak jest, że w jednym klubie zawodnik gaśnie, a gdzie indziej, przy innym trenerze rozkwita i taki transfer okazuje się strzałem w dziesiątkę.
„Gdy pojawiła się informacja, że Papszun wraca, miałem mieszane uczucia, zastanawiając się, czy jest szansa po raz drugi napisać tę samą historię” – to twoje słowa z naszej poprzedniej rozmowy. Wszystko wskazuje na to, że twoje obawy były słuszne.
Mimo całego zamieszania, jakie od kilku tygodni trwa w Częstochowie, z Markiem Papszunem wciąż mam dobre relacje. Po jednym z ostatnich meczów porozmawiałem trochę dłużej z trenerem i poznałem jego punkt widzenia oraz odczucia co do obecnej sytuacji w klubie. Dlatego teraz, gdy spotykam się z innymi kibicami i słucham niepochlebnych opinii na temat trenera, to staram się tonować nastroje. Trener Papszun nie jest idealny ani bezbłędny, ale takie sprawy często mają drugie dno i nie inaczej jest w tym przypadku.
Po ewentualnym odejściu Marek Papszun zachowa status legendy?
Pod koniec jego pierwszej kadencji byłem wśród inicjatorów uroczystego pożegnania trenera w naszym kibicowskim lokalu, wręczyliśmy mu też piłkę z napisem „trener – legenda”. Żegnaliśmy go jak króla, tymczasem niedługo później on wrócił. To dowód na to, że zarząd nie był przygotowany na jego odejście, decydując się na Dawida Szwargę. Poza tym nastroje byłyby inne, gdyby w poprzednim sezonie Raków zdobył mistrzostwo. Nie każdemu pasuje praca z Markiem Papszunem, ale trzeba pamiętać, że w tym, co robi, jest profesjonalistą i nawet w sytuacji, gdy jedną nogą jest w Legii, to jego piłkarze wychodzą na boisko przygotowani i wygrywają kolejne mecze. Po pamiętnej konferencji wielu w to zwątpiło – pojawiły się głosy, że piłkarze będą grać przeciwko trenerowi. Z kolei po wysokich zwycięstwach z Rapidem i Arką ci sami ludzie mówili: wygrali, bo chcieli zrobić na złość Papszunowi. Można oszaleć…
Po deklaracji trenera o chęci trenowania Legii studziłeś na Twitterze gorące głowy częstochowskich kibiców. Jakie uczucia dominują – zawód czy zrozumienie?
Zdecydowanie negatywnie odebrano tę wypowiedź trenera, przede wszystkim co do miejsca i czasu. Natomiast ja patrzę na to w inny sposób. Owszem, trener mógł to rozegrać inaczej, ale z drugiej strony, gdyby tego nie zrobił, a niedługo później wypłynęłaby informacja o jego przejściu do Legii, to spotkałby się z zarzutem, że nas zdradził i ukrywał prawdę. Wszyscy wiemy, że Papszun jest Legionistą, warszawiakiem i prowadzenie stołecznych zawsze było jego marzeniem. W Częstochowie zrobił kawał dobrej roboty, dlatego nie widzę w jego słowach aż tak dużej sensacji, jak przedstawiają to media.
Kwestia „transferu” Papszuna do Legii jest już oficjalna?
Nie mam pojęcia. Oficjalne jest porozumienie Rakowa z Łukaszem Tomczykiem – trenerem Polonii Bytom. Było już wiele wersji rozwoju sytuacji, natomiast jeśli miałbym obstawiać, to moim zdaniem Papszun zostanie w Częstochowie do końca rundy (kilka godzin później taką informację podał Tomasz Włodarczyk w serwisie meczyki.pl – przyp. red.).
W ostatnich tygodniach forma zarówno Rakowa, jak i GKS-u wyraźnie poszła w górę. To, co jeszcze nas łączy, to lanie od ostatniego w tabeli Piasta Gliwice. Jak do tego doszło w Częstochowie?
Na ten temat nie powiem zbyt wiele, bo choć w ciągu ostatnich 18 sezonów opuściłem zaledwie siedem domowych meczów Rakowa, to właśnie z Piastem był jeden z nich. Ani go nie oglądałem, ani też nie analizowałem tej porażki. Po pierwsze, Daniel Myśliwiec jest dobrym trenerem i szybko odcisnął swoje piętno na drużynie, a po drugie liga jest mega wyrównana i nawet tak niskie miejsce w tabeli jak Piasta nie znaczy, że nie potrafią się odgryźć. Inna sprawa, że Rakowowi zawsze lepiej gra się z drużynami z czołówki – nie wiem, czy to kwestia motywacji, czy czegoś innego. Mimo że Piast zdobył 6 punktów z naszymi drużynami, to uważam, że w końcowym rozrachunku znajdzie się mimo wszystko w trójce spadkowiczów.
Jeśli natomiast chodzi o czołówkę ligi, to wielokrotnie podkreśla się w mediach postawę Jagiellonii, która dobrze prezentuje się we wszystkich rozgrywkach. Tymczasem Raków radzi sobie równie dobrze, o ile nie lepiej, bo w przeciwieństwie do Jagi nadal ma szansę na Puchar Polski. Cele na ten sezon pozostają niezmienne?
Zdecydowanie. Zarówno trener, jak i piłkarze zarabiają takie pieniądze, że nie ma innego celu jak mistrzostwo. Pochwały dla Jagiellonii przypominają mi laurki dla Rakowa przy okazji marszu z 1. ligi do Ekstraklasy – jak to wszystko było doskonale poukładane. Jaga wygląda nawet lepiej – ogromny stadion, odpowiednie zaplecze infrastrukturalne i kibicowskie. Z kolei Raków jest w Polsce wyśmiewany przede wszystkim za brak stadionu. Mieliśmy swoje pięć minut zachwytów w mediach, a teraz każdy gorszy moment jest dodatkowo rozdmuchiwany. Nic się jednak nie zmienia: zarówno mistrzostwo, jak i Puchar Polski są dla nas mega ważne. Do tego jak najdłuższa gra w Lidze Konferencji. Po to sztab liczy tylu ludzi, by odpowiednio przygotować zespół do wszystkich rozgrywek, a wyniki muszą przyjść. Tym bardziej że w Pucharze robi się powoli autostrada do finału.
Musicie tylko uważać, by nie utknąć na bramkach z napisem „GKS Katowice”, ale przy odpowiednim zrządzeniu losu być może jeszcze będzie okazja o tym porozmawiać. Tymczasem skupiacie się na lidze i rozgrywkach europejskich. Czujecie się już w Sosnowcu jak u siebie?
W żadnym wypadku. Nie było tak ani w Bełchatowie, ani teraz w Sosnowcu. Trzeba być wdzięcznym włodarzom obu miast, że Raków miał gdzie grać, ale nie da się czuć dobrze poza Częstochową. Niby to tylko 60 kilometrów, ale każdy mecz w Sosnowcu bardziej przypomina bliski wyjazd niż mecz u siebie. Ciężko przyciągnąć tłumy na takie mecze, szczególnie tych najmłodszych – w Częstochowie byłoby to dużo prostsze. Sam stadion jest kapitalny do oglądania meczu, natomiast u siebie będziemy tylko w Częstochowie, choć na ten moment jest to nierealne. I pewnie w ciągu najbliższych lat się to nie zmieni.
Mimo że spodziewam się odpowiedzi, to i tak zadam ci to samo pytanie, co ostatnio: co nowego dzieje się w sprawie stadionu dla Rakowa?
Odpowiadam tak samo: nic się nie dzieje. Jakieś rozmowy się toczą, ale dopóki nie zobaczymy łopat na terenie budowy, to nie uwierzymy w żadne obietnice. Nie da się ukryć, że blokuje to rozwój klubu i Marek Papszun musi czuć to samo. Za każdym razem słyszy od prezesa, że rozmowy z Miastem są w toku – po pięciu czy sześciu latach można mieć już tego dość.
W poprzednim sezonie typowałeś gładkie 3:0 dla Rakowa w Częstochowie, tymczasem mecz potoczył się zupełnie inaczej.
Rzeczywiście, mój typ się nie sprawdził i po meczu śmiałem się w duchu, co ze mnie za znawca. Moim zdaniem tym meczem przegraliśmy mistrzostwo Polski, więc po czasie zabolało podwójnie. Szczególnie nie lubię przegrywać z Legią, Widzewem czy Lechem, a tutaj przyszła porażka z beniaminkiem. Mówi się trudno, bo takie wpadki się zdarzają. Myślę, że w najbliższą niedzielę 3:0 dla nas już musi być. Raków jest w gazie, a GieKSa będzie delikatnie podmęczona pojedynkiem z Jagiellonią, który musiał was sporo kosztować. Raków też co prawda grał ze Śląskiem, ale moim zdaniem wyglądało to trochę tak, jakby grał na pół gwizdka. Dlatego forma fizyczna będzie działać na naszą korzyść.
Wiem, że byłeś na Nowej Bukowej w pierwszej kolejce tego sezonu. Jak wrażenia?
Jak wspominałem w naszej poprzedniej rozmowie, tylko raz miałem okazję być na starej Bukowej – załapałem się na ostatni wyjazd w ubiegłym roku. W tym sezonie wiedziałem, że z powodu narodzin dziecka będę musiał odpuścić część wyjazdów, dlatego ucieszyłem się, że do Katowic jechaliśmy na samym początku i zdążyłem się do was wybrać. Miałem podobne odczucia jak z meczu w Lublinie – imponujący stadion, wszyscy ubrani na żółto, mnóstwo ludzi i kapitalny doping. Wielokrotnie podkreślałem, że doping ekip ze Śląska, takich jak GieKSa czy Górnik, to ścisły top w Polsce. Co do samego meczu to nie powiem za wiele, bo nie należę do tych, którzy szczególnie skupiają się na analizie boiskowych wydarzeń, najważniejsze było zwycięstwo 1:0. Cały wyjazd wspominam więc bardzo dobrze, z wyjątkiem incydentu z rozpylonym gazem, który wprowadził trochę zamieszania.
Felietony Piłka nożna
Plusy i minusy po Rakowie
Po meczu z Rakowem można było odnieść wrażenie, że ktoś przewinął taśmę o kilka kolejek wstecz i z powrotem wrzucił GieKSę w tryb „mecz do ukłucia, ale nie do wygrania”. To nie był występ fatalny, ale zdecydowanie taki, który pozostawia po sobie uczucie niedosytu.
Kilka naprawdę obiecujących momentów w pierwszej połowie, trzy sytuacje, które aż prosiły się o lepsze ostatnie podanie lub dokładniejszy strzał, a jednocześnie za mało konsekwencji, by z Częstochowy wywieźć choćby punkt. Raków – drużyna w formie, w gazie, z szeroką kadrą – przycisnął po przerwie i to wystarczyło na jedno trafienie. Problem w tym, że my nie wykorzystaliśmy swoich szans wtedy, gdy mieliśmy ku temu przestrzeń. Zapraszam na plusy i minusy po meczu z Rakowem.
Plusy:
+ Pomysł na mecz w pierwszej połowie
Raków nie dominował od początku. GieKSa bardzo dobrze wyglądała w pressingu i w szybkim wyprowadzaniu piłki. Były momenty, w których to katowiczanie wyglądali dojrzalej – szczególnie do 30. minuty. Szkoda tylko, że z tego pomysłu nie udało się „wcisnąć” bramki.
+ Jędrych i Klemenz
W pierwszych 30 minutach GieKSa miała sytuacje… po stałych fragmentach i dobitkach właśnie środkowych obrońców. Jędrych dwa razy huknął z powietrza tak, że gdyby piłka zeszła, choć o pół metra, mielibyśmy kandydata do gola kolejki. Klemenz czyścił kluczowe akcje Rakowa – chociażby Makucha z 19. minuty. Solidny występ tej dwójki, szczególnie w pierwszej połowie.
Minusy:
– Niewykorzystane setki
To jest największy grzech tego meczu. Sytuacja 3 na 1 w 37. minucie – Zrel’ák mógł strzelić albo wystawić, a nie zrobił… niczego. W drugiej połowie Marković z pięciu metrów trafił w poprzeczkę, mając przed sobą pół bramki. W takim spotkaniu, jeśli masz 2-3 okazje, to musisz coś z nich zrobić, jeśli chcesz myśleć o wygranej.
– Statyczna reakcja przy straconej bramce
To był gol, którego można było uniknąć, bo sama akcja nie była wybitnie skomplikowana. Niestety Galan był spóźniony, a Brunes zupełnie niekryty. Raków przyspieszył w drugiej połowie, ale to nie był jakiś huragan – po prostu konsekwentna i cierpliwa gra.
– Głęboko i chaotycznie w drugiej połowie
Po 60. minucie w zasadzie przestaliśmy utrzymywać piłkę. Oderwane akcje, straty, chaos, brak wyjścia do pressingu. Raków to wykorzystał i zamknął GieKSę na długie minuty. Paradoksalnie – nie tworzyli sytuacji seryjnie, ale całkowicie przejęli inicjatywę. A my nie potrafiliśmy odpowiedzieć.
Podsumowanie:
GKS nie zagrał w Częstochowie meczu złego. Zagrał mecz… do wzięcia. I właśnie dlatego jest tyle rozczarowania.
To spotkanie nie zmienia obrazu całej jesieni. Wręcz przeciwnie – potwierdza, że ta drużyna gra dobrze. 6 zwycięstw w 7 ostatnich meczach przed Rakowem to nie przypadek. 20 punktów po jesieni w tak spłaszczonej tabeli to naprawdę solidny wynik. GieKSa po fatalnym starcie wróciła do ligi z jakością.
Ten mecz można było zremisować. Można było nawet wygrać. Nie udało się – ale też nie ma tu powodu, by bić na alarm. Przy takiej dyspozycji, jak z Motoru, Korony, Niecieczy, Jagiellonii, Pogoni czy w pierwszej połowie z Rakowem – GKS będzie punktował. Wiosna zacznie się praktycznie od zera, bo cała dolna połowa tabeli wciągnęła się w walkę o utrzymanie.
GieKSiarz
Piłka nożna
Nowa Bukowa pisze swoją historię
Gdy wydaje nam się, że i tak dużo przeżyliśmy w tym roku, GieKSa dokłada kolejną cegiełkę. Do wspomnień. Do historii. Do legendy. Rok 2025 to kolejny, który będziemy mogli wspominać z rozrzewnieniem i dumą. To nie jest jeszcze podsumowanie, bo czeka nas niedzielny mecz z Rakowem Częstochowa. Ale to, jak szybko Nowa Bukowa zaczęła pisać swoją historię, jest po prostu ewenementem. Ten stadion to już nie nowość i ciekawostka. To miejsce, w którym JUŻ przeżyliśmy piękne chwile, o których będziemy pamiętać na zawsze.
Wczorajsze późne popołudnie i wieczór było magiczne. Nie pamiętam tak głośnych i długich podziękowań i świętowania po meczu. Mimo mniejszej niż na meczach ligowych frekwencji było w tym tyle esencji, a euforia utrzymująca się po bramce Bartosza Nowaka była ciągle wyczuwalna. Nasz zespół osiągnął naprawdę wielki sukces ogrywając – nie waham się tego określenia użyć – obecnie najlepszą drużynę w Polsce. Tak, Jaga mimo chwilowego zawahania (które i tak nie jest naznaczone porażkami), jest w mojej opinii najlepiej i najrówniej grającą drużyną naszej ekstraklasy. I co najlepsze – GieKSa wygrała ten mecz zasłużenie. Znów żelaznym realizowaniem taktyki i przede wszystkim efektywnością w działaniu. Piłkarze Jagi dwoili się i troili próbując wejść w nasze pole karne, a wręcz bramkowe, ale zaraz mieli naprzeciw siebie gąszcz nóg i tułowi katowickich rywali. Nasi piłkarze byli jak smok, któremu w momencie obcięcia jednej nogi (czytaj minięciu jednego przeciwnika), wyrastały trzy nowe. Przez to Jaga nie stworzyła sobie bardzo klarownych sytuacji. Było kilka zamieszań, kilka strzałów z dystansu, kilka interwencji Strączka. Ale summa summarum, podobnie, jak w meczu z Pogonią, zagrożenia wielkiego z tej ofensywy Jagi nie było.
Pan Piłkarz Bartosz Nowak… Boże. Przecież to jest obecnie najlepszy piłkarz ekstraklasy. Inteligencja i efektywność tego zawodnika sprawia, że śmiało może on kandydować do najlepszego piłkarza GKS w ostatnim dwudziestoleciu. Przy czym nie mówimy tu o dorobku, długiej grze, tylko walorach czysto piłkarskich. Uważam, że od czasu Przemysława Pitrego nie mieliśmy tak dobrego zawodnika, tyle że Bartek i od tego zawodnika jest dużo lepszy. To inny poziom, inna liga. Cieszmy się, że mamy takiego piłkarza w swoich szeregach. W poprzednim sezonie trochę kręciliśmy nosem, bo choć zawodnik imponował swoimi niekonwencjonalnymi zagraniami i również był efektywny, zaliczał asysty, to jakoś mieliśmy wrażenie, że jest tego za mało, jak na jego potencjał. Teraz ten potencjał wybuchł ze zdwojoną siłą. Zawodnik jest to wprost doskonały i dla takich ludzi dzieci zaczynają się interesować piłką nożną i wieszają plakaty nad łóżkiem. Po prostu mistrz.
W wywiadzie dla GieKSaTV Bartek powiedział, że pierwsza bramka to w zdecydowanej większości zasługa Marcela Wędrychowskiego. Mam z tym stwierdzeniem problem, bo zgadzam się, ale nie do końca. To znaczy uważam, że większość zasługi w tym golu jest i Marcela, i Bartka. Wiem, że to wbrew logice, ale trudno. Zaraz się skupię na Marcelu, ale to co zrobił Bartosz tym minięcie na spokoju przeciwnika to też był majstersztyk. Przecież gdyby uderzył od razu, ryzykowałby trafieniem w blokujących przeciwników. A tak zamarkował strzał, nawinął i już nie miał żadnych przeszkód, by trafić do siatki. To był jego kunszt. Wielu piłkarzy stosuje nadmierne dryblingi, nawet w takich sytuacjach, ale często są one zupełnie bez sensu. Tutaj było to działanie w ściśle określonym celu – zwiększenia prawdopodobieństwa zdobycia bramki. I to się udało perfekcyjnie.
W pierwszej połowie Bartek często stosował taki subtelny pressing, próbował przewidzieć błąd rywala, więc gdy Piekutowski miał piłkę, robił taki ruch, to w lewo, to w prawo, by ewentualnie przeciąć piłkę. Dosłownie pomyślałem sobie wtedy, że mało prawdopodobne jest, że coś takiego się uda, ale po chwili przyszła druga myśl: Pan Piłkarz Bartosz Nowak wie, co robi i skoro tak robi, to jest duża szansa, że w końcu będzie z tego efekt. I choć nie bezpośrednio, to jednak taki błąd przeciwnika wykorzystał właśnie Marcel Wędrychowski. To jak katowicki De Bruyne wyczuł i doskoczył do golkipera gości, to też była klasa. Liczyła się szybkość. I oczywiście geneza tego gola jest po stronie Marcela. A potem był już kunszt Nowego.
W ataku zagrał tym razem Ilja Szkurin. Zawodnik przepychał się z rywalami, walczył. Sytuacji przez sporą część meczu nie miał. Ale jak już przyszło do pokazania swoich umiejętności, to i tu Białorusin spisał się świetnie. Najpierw świetne przyjęcie klatką, potem asysta oczywiście od Nowaka, no i pozostało już pewne wykończenie. Choć przyznam, że bardziej niż ten gol, podobało mi się zachowanie Ilji, przy golu na 3:1. Poszedł jak ten dzik na Vitala i już sam nie wiem, czy nasz zawodnik dziubnął tę piłkę czy rywal, ale ta agresja to było coś wspaniałego i doprowadziła ona do tego, że piłka trafiła pod nogi Nowaka, a ten – znów w wybitny sposób – strzelił niczym bilą do łuzy. W ogóle mam wrażenie między Szkurinem, a Nowakiem jest jakaś chemia, to jak współpracują i cieszą się wspólnie po bramkach, ten uśmiech na ustach i radość – coś pięknego. A Ilja w ogóle jeszcze punktuje u mnie dodatkowo tym, że ma kota – ale to już prywata 😉
Około 80. minuty byłem też pod wrażeniem jednej rzeczy i bardzo ceniłem nasz zespół. Mianowicie za to, że nie cofnęliśmy się do głębokiej defensywy. Oczywiście kilka razy byliśmy bardzo głęboko, bo Jaga rzuciła na nas wszystkie siły, do Imaza dołączyli Pululu czy Pietuszewski i mając dwubramkową stratę, logicznym było, że ruszą na nas. I czasem zakotłuje się w polu karnym. Jednak GieKSa starała się jak tylko mogła oddalić grę i dość często to się udawało. Ceniłem to dlatego, bo nieraz w takiej sytuacji zespoły cofają się już na stałe w swoją szesnastkę i tylko czekają na wymiar kary. Zamiast po prostu grać swoje. Powiedziałem sobie wtedy w duchu – właśnie w tej 80. minucie – że jeśli GKS straci dwa gole, to nie będę miał żadnych pretensji za ten sposób gry, bo ostatecznie to zmniejsza ryzyko utraty bramek, a nie zwiększa. Ostatecznie Jagiellonia strzeliła gola z rzutu karnego, bo Rafał Strączek w drugim meczu z rzędu znokautował rywala (poprzednio Kuuska, teraz Pozo), ale to była jedyna bramka gości w tym spotkaniu. I Rafał się do tego przyczynił również, broniąc dobrze i pewnie.
Ten mecz miał kilka analogii ze spotkaniem z ekstraklasy z poprzedniego sezonu. Znów wygraliśmy 3:1. Znów gola strzelił Pululu. I znowu katowiczanie zdobyli bramkę po fatalnym błędzie rywali w wyprowadzaniu piłki. Wtedy Nowak odebrał piłkę Halitiemu i gola strzelił Adrian Błąd, tym razem to Nowy był egzekutorem po świetnym odebraniu od Piekutowskiego. I znów euforia.
Dodajmy, że to już druga bramka w tym sezonie, w której nasz piłkarz odbiera piłkę bramkarzowi przeciwnika. W Płocku Rafałowi Leszczyńskiemu futbolówkę sprzed nosa zgarnął Marcin Wasielewski. Pressing się opłaca!
Nie zapominajmy też o świetnej defensywie naszej drużyny. To była kontynuacja gry z meczu z Pogonią. Poświęcenie, żółty (w tym przypadku czarny) mur naszych piłkarzy, wślizgi, bloki i wybloki. To co było naszym mankamentem na początku sezonu, w dwóch ostatnich meczach stało się chlubą. Nasz zespół znakomicie gra w obronie. A jeśli dołożymy do tego fakt, że nie opieramy się tylko na kontrach, tylko budujemy ciekawie swoje akcje ofensywne, można powiedzieć, że rozwój tej drużyny trwa w najlepsze.
Kolejnym naszym problemem były tracone nałogowo bramki do szatni. Już o tym zapomnieliśmy, choć Pululu akurat trafił na kilka minut przed końcem. Ale ostatnio mamy mecze na zero z tyłu, tych goli do szatni też po prostu nie zaliczamy. A tymczasem trend się odwrócił. Gdy ja się cieszyłem, że mamy spokojne 0:0 do przerwy i jedna minuta doliczona, GieKSa przeprowadziła swoją skuteczną akcję. Dla mnie to był totalny bonus, bo mentalnie byłem przy remisie do przerwy. A potem w doliczonym czasie całego meczu Bartosz ponownie strzelił gola.
Euforia po tej bramce była niebywała. Z wszystkich spadło ciśnienie. Te okrzyki „GKS! GKS!” i „Loooo, lolo loooooooo” po bramce przypominały stare czasy, jeszcze z lat 90., kiedy właśnie tak celebrowało się bramki. Absolutnie piękna sprawa.
Trener oczywiście na konferencji jest „oficjalny”, więc gdy zapytałem go, czy ma satysfakcję, że utarli nosa Jagiellonii za ten mecz ligowy, który się nie odbył powiedział, że nie rozpatruje tego w takich kategoriach. Za to my, jako kibice możemy – bo to też jest kwintesencja kibicowania, takiego bym powiedział w stylu angielski, czyli takie prztyczki, docinki. Więc troszkę Jaga dostała za swoje za to, że nie przygotowali boiska i lekceważąco podeszli zarówno do naszej drużyny, jak i kibiców, którzy do Białegostoku przyjechali. Chytry traci. Więc nie było co kombinować, trzeba było w tamtą niedzielę zagrać. Choć może Jaga wiedziała, co ją czeka i po prostu się bała?…
Myślałem o takim performancie, żeby trenerowi Siemieńcowi wręczyć łopatę do odśnieżania po meczu, ale stwierdziłem, że nie będę takich cyrków robił, choć wydaje mi się to całkiem zabawne (ach, pamiętny Puchar Pepco). Jednak nawet gdybym już miał sprzęt przygotowany, to w ostatniej chwili bym zrezygnował. Widząc przybitego trenera gości, włączyłaby mi się empatia i po prostu bym mu już nie dowalał. Poza tym mógłbym z tej konfrontacji nie wyjść żywy 😉
Jesteśmy w ćwierćfinale. Po raz pierwszy od 21 lat. W końcu po latach upokorzeń, kompromitacji i pucharowych dramatów, przeszliśmy już trzy rundy i zagramy na wiosnę w tych rozgrywkach. Czy znów naszym przeciwnikiem będzie ekipa z ekstraklasy? A może jakaś drużyna z niższej ligi? W ósemce znalazły się Avia Świdnik, Zawisza Bydgoszcz i Chojniczanka. To byłyby bardzo ciekawe opcje. W każdym razie droga na Narodowy zrobiła się realna. Trzeba będzie walczyć o to ze wszystkich sił.
W niedzielę Raków. Na zakończenie roku. GKS Katowice ma obecnie sześć zwycięstw w siedmiu ostatnich meczach. Bilans to znakomity. Trochę osób wieszczyło, że po porażce z Piastem w pozostałych spotkaniach nie zdobędziemy już żadnych punktów, że wszystko przegramy. Tymczasem mecz w Białymstoku się nie odbył, a potem z Pogonią i Jagą GKS po bardzo dobrej grze odniósł zwycięstwa. Naprawdę – wierzmy w tę drużynę.
Oczywiście z Rakowem łatwo nie będzie, bo piłkarze Marka Papszuna złapali dobry rytm. Odprawili z kwitkiem Rapid Wiedeń i Arkę strzelając im po cztery gole, wyeliminowali także Śląsk Wrocław. Więc przeciwnik jest trudny, ale przecież w lutym pokonaliśmy go w Częstochowie. A GieKSa jest na tyle w dobrej dyspozycji, że nie ma powodów, by nie wierzyć, że przy Limanowskiego nasz zespół nie jest w stanie grać o zwycięstwo.
-
Piłka nożna 1 tydzień temuGórak: Na tym szczeblu nie było nas bardzo dawno
-
Hokej 2 tygodnie temuTygodniowy przegląd mediów: Jasiu był człowiekiem z krwi i kości, Ślązakiem z charakterem
-
Piłka nożna 6 dni temuSkrót meczu z Rakowem
-
Piłka nożna 7 dni temuMedia o meczu: Raków znalazł sposób na GKS Katowice


ula
24 października 2016 at 12:32
Zejdzcie z Dawida,robil co mogl!!!!!!!!!
Tommazi
24 października 2016 at 12:42
Chyba trochę inny mecz oglądaliśmy……
ula
24 października 2016 at 13:56
Do Tommazii:wypowiedz sie lepiej na tematn Goncerza,dramat,dramat,dramat!!!!
p
24 października 2016 at 14:10
Nasi już chyba powoli myślą o odpoczynku
Tommazi
24 października 2016 at 15:43
Pisząc, że trochę inny mecz oglądaliśmy miałem na myśli artykuł. Uważam, sam mecz jak i gra nie była zła. Górnik miał przewagę tylko na początku meczu co udokumentował bramką. Potem więcej z gry miała GieKSa. Dawid nie grał, źle. Grzesiu…. faktycznie słabszy, a te piętki… delikatne mówiąc wkurzające.
ula
24 października 2016 at 15:51
Do Tommazi:No to sorry w takim razie,widocznie zle zrozumialam twoje slowa
ula
24 października 2016 at 15:57
Oczywiscie od zawsze sadzilam,ze Duda jest specem od rzutow wolnych,tylko trener tego chyba nie zauwazal i przez to Duda troche traci na tym,a tak gdyby regularnie gral,to kto wie,czy nie strzelilby paru ladnych goli.
Coneg
24 października 2016 at 16:46
do ula: co z tego, że Duda niby jest specjalistą od rzutów wolnych skoro w pozostałych aspektach piłkarskich jest słaby. Jak grał, to piłki nie umiał poprawnie wyprowadzić, wszystkie podania do tyłu, masa strat, problemy z przyjęciem piłki i dokładnym podaniem. Jaki sens trzymać bezproduktywnego zawodnika na boisku z nadzieją, że może uda mu się rzut wolny dobrze wykonać. Niech stałe fragmenty trenują zawodnicy grający w pierwszym składzie.
T
24 października 2016 at 16:47
Ludzie, mecz był beznadziejny, a co więcej sprawiał chwilami wrażenie ustawionego na remis. Szkoda, bo w dobie fatalnych frekwencji taki mecz był okazją na przyciągnięcie kibiców na Bukową na więcej niż 1 mecz, a fanów piłki nożnej taka kopanina raczej nie przyciągnie. Szkoda bo parę meczy w tym sezonie zagraliśmy całkiem dobrych, a daliśmy dupy w tym najważniejszym.
ula
24 października 2016 at 16:57
Do Coneg:no co ty nie powiesz?
Bartolo
24 października 2016 at 16:58
Mecz był faktycznie piłkarsko drętwy.Jak słyszę te ochy i achy,jaki to zajebisty szpil był to mnie szlag trafia.Bezładna kopanina,walka owszem była na całego ale wynikała ona przede wszystkim z analfabetyzmu piłkarskiego(piłkarz zamiast skleić piłę to ta mu odskakuje a potem na zabój ją odzyskać,i tak 90 min.)Z GieKSy powoli schodzi w tej rundzie powietrze,a może to chwilowy kryzys?Naprawdę dobrze to graliśmy tak z miesiąc temu, nawet na Tychach zagraliśmy wydaje się lepiej jeśli chodzi o grę.Generalnie jednak runda na duży plus do awansu potrzebne jednak 2-3 wzmocnienia do pierwszego składu,na gwałt potrzeba napastnika bo w tej chwili nie mamy tak naprawdę żadnego.
Mecza
24 października 2016 at 17:03
Brzęczek nie chciał wygrać tego meczu, za dużo obrońców w składzie i ani jednego zawodnika który umie grać na skrzydle.
Carnevale
24 października 2016 at 22:08
Mają zdobywać punkty a nie grać ładnie dla oka.Liczy się realizacja postawionego przed sezonem celu.Efektownie to mogą sobie zagrać sparing z Podlesianką.
Irishman
24 października 2016 at 23:37
Bardzo dobra analiza!!!
Faktycznie Górnik nas przycisnął ale mógł to zrobić bo:
– Abramowicz z Garbacikiem nie stanowili zagrożenia na lewym skrzydle
– Czerwiński często nie miał z kim pograć, bo Foszmańczyk tak trochę miotał się miedzy grą na skrzydle, a środkiem pola (i oby pokazał tą bramką Brzęczkowi, gdzie powinien go ustawiać), a Goncerz na prawym skrzydle się nie widzi. Tak więc i z tej strony boiska nie byliśmy groźni dla przeciwników.
– wspomniany Gonzo stanowił w tym meczu zerowe zagrożenie więc można było odpuścić jego uważne krycie. Ostatnio broniłem jego pozycji na boisku porównując sytuację do tego jak z nami pojechali Duńczycy, po zejściu także krytykowanego Milika. Niestety mecz z Górnikiem pokazał jak bardzo się myliłem.
„….za chwilę może nadejść taki moment, że trener wystawi na przykład Prokića i Mandrysza na skrzydłach, Foszmańczyka w środku i dla kapitana zabraknie miejsca w wyjściowej jedenastce.” TAK! TAK! TAK! BŁAGAM ZAGRAJMY TAK CHOĆ JEDNĄ POŁÓWKĘ!
supporterwnc
24 października 2016 at 23:46
Dawid Abramowicz jeden z lepszych graczy w tym meczu!!! Ambicją, wolą walki i nieustepliwością najlepszy. Moim zdaniem wręcz orał plac po lewej stronie. Może Wielkim graczem to on nie będzie ,ale ma spore zadatki na bycie charakternym wyrobnikiem pokroju Andruszczaka, Pęczaka czy troche wcześniej Łuczaka czy, z tych samych czasów, Krzyżosia. Od tego ostatniego zresztą erbnoł te ausy. Go on, go on Dawid- na pochybel…
ula
25 października 2016 at 07:05
Do Supporterwnc:A ja jestem pewna,ze sobie poradzi i zostanie wielkim pilkarzem,a na pohybel,to chyba z toba,matole,owszem,jak slusznie zauwazyles,ma zadatki,ale na bycie wielkim pilkarzem.
P.S Jeszcze raz powtarzam,zejdzcie mi z Abramowicza.
Irishman
25 października 2016 at 11:43
@supporterwnc fakt, Krzyzoś ciepoł ten balik daleko ale korzyści z tego za bardzo nie było. Dawid robi to jednak lepiej, zawsze śmierdzi bramką dla nas. Bywo, że autentycznie żałuję, jak mamy róg, a nie aut z lewej strony 🙂
A co do jego słabszej postawy z Górnikiem to trzeba zauważyć, że nie miał za bardzo wsparcia na swojej stronie. Grał ambitnie, jak zawsze no ale jak musiał chwilami walczyć z trzema rywalami to nie mogło to dobrze wyglądać.
@ula, to czy będzie dobrym piłkarzem to już zależy tylko od niego. Ale faktycznie, tacy ambitni sportowcy z reguły coś potrafią osiągnąć, więc jak mu się coś „nie odwidzi” i będzie tak dalej zapieprzał to będzie OK!
T
25 października 2016 at 12:39
Nie wiem czy ogladalismy inny mecz czy co, ale w tym ktory ja widzialem Abramowicz przegrywal kazdy drybling na skrzydle…
ula
25 października 2016 at 12:56
Do Irishman:Dokladnie,oby mu sie nie odwidzialo,bo szkoda by bylo taki talent zmarnowac i gieksa musialaby walczyc znow o utrzymanie,a tego przeciez nie chcemy,wiadomo,ze sam Dawid nie pociagnie tego wszystkiego,musi byc wspolpraca calej druzyny,a jesli beda dobrze ze soba wspolpracowac,to beda i dobre i wyniki i upragniony awans
ula
25 października 2016 at 13:05
Do T:Ogladalismy ten sam mecz,to raz,dwa,Dawid gral na innej pozycji,trudno tak od razu jest sie przestawic,a trzy,jest o wiele lepszy,niz taki Prokic,ktory tez walczy,albo taki,Wolek ktory juz nawet do podstawowej jedenastki sie nie lapie
tomek
25 października 2016 at 14:52
Ula czy ty się zakochałaś w tym Abramowiczu czy jak bo to co piszesz z rzeczywistością nie ma za wiele wspólnego.Generalnie jest to niewypał transferowy. Tylko auty mu wychodzą ale to za mało. Umów się z nim jak ci sie podoba ale nie wypisuj takich niczym nie popartych rzeczy.
ula
25 października 2016 at 15:07
To tomek:Nie tylko ja tak sadze,a ty mu po prostu zazdroscisz,ze nie jestes pilkarzem wysokiej klasy,jak on,ja sie w nim nie zakochalam,a na temat jego prywatnego zycia nie bede sie wypowiadac
T
25 października 2016 at 15:47
Haha widać jakąś ewidentną fascynację pozasportową Abramowiczem, świadczą o tym wypowiedzi, ale też sposób ich formułowania – pisanie o nim po imieniu, jakby był znajomym a nie piłkarzem GieKSy 😉 Ów sposób wypowiedzi świadczy też raczej o młodym wieku osoby piszącej. Nie ma w tym nic złego że ktoś z jakiegoś względu jest fanem piłkarza, ja Abramowiczowi życzę jak najlepiej, ale prawda jest taka że grał z Górnikiem bardzo źle – starał się, biegał, ale nic mu nie wychodziło.
ula
25 października 2016 at 15:55
T:I pomyslec ze jeszcze 3 godz pisales ze Abramowicz przegrywal kazdy drybling,no dobra ok,wiesz,wytykac bledy jest latwo,a teraz nagle zyczysz mu najlepiej.A co do Abramowicza to fakt,kibicuje mu,ale nie jestem kims z rodziny czy znajoma?
roberto
25 października 2016 at 16:46
shellu@Moze najwyzszy czas zebys zaczoł pisac dla gornika!!!Chyba ktos ogladal inne mecze! Zreszta ty juz nie jestes obiektywny jakis czas! Wystarczy czytac twoje opinie noty itp jestes poprostu zaslepiony i sterowany!!
wlodek
25 października 2016 at 17:20
Roberto masz racje Sheluu ma swoich wybrańców którym zawyrza oceny masz przykład po ostatnim meczu nota Goncerza miala być 1 shellu dał 4 pytam się za co statyście taka nota gość jest totalnie z formą na dnie oby nie było gorzej ale niech nie krzywdzi innych zawodników co się w każdym meczu starają grać .
T
26 października 2016 at 01:01
Ula, nie widze zwiazku. Gral beznadziejnie, ale mu zycze jak najlepiej, gdzie tu widzisz sprzecznosc? Co innego obiektywna ocena jego gry, a co innego subiektywne zyczenia kibica 😉
tomek
26 października 2016 at 07:03
Ula niby czego ja mam mu zazdrościć. Pogra sezon i słuch o nim zaginie. Skąd u Ciebie tyle ładunku emocjonalnego w stosunku do tego zawodnika. Musisz być bardzo młodą osobą bo u ludzi dojrzałych takie dziwne fascynacje nie mają miejsca. Cóż młodość rządzi się swoimi prawami. Jeśli o mnie chodzi to możesz wielbic kogo chcesz tylko zachowaj jakieś elementy racjonalnej oceny.
ula
26 października 2016 at 07:51
Zejdzie ze mnie,mam prawo bronic go!!!!koniec tematu,a jesli chodzi o wiek,to jestem wystarczajaco dojrzala osoba
Shellu
26 października 2016 at 12:35
Ale przyznaj Ula – plakaty ulubionych piłkarzy masz powieszone nad łóżkiem 🙂
ula
26 października 2016 at 12:40
Shellu:musze cie zmartwic,ale niestety nie:D
ula
27 października 2016 at 15:39
Odnosnie Dawida Abramowicza,w artykule Dzinnika Polskiego z dnia 13.08.2016roku jest artykul w ktorym wyraznie Dawid powiedzial ze trener ma zasobbim material zawodnikow,ze nje bedzie nimmrotowal w roznych miejscach na boisku i ze nie bedzie tylko uzupelnieniem
tomek
27 października 2016 at 22:03
Ula na temat gry abramowicza powiem ci tyle ja nie umie grac w pilke i nie gram