Dołącz do nas

Felietony Piłka nożna

[POMECZOWO] Zadowolenie po braku wygranej przy Bukowej? Tak, to możliwe

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Powoli rozkręca się GKS Katowice. Po fatalnym otwarciu z Podbeskidziem Bielsko-Biała, przyszedł mecz w Łodzi, gdzie zachowaliśmy się, jak zawodowy bokser i wypunktowaliśmy rywali. Większość z nas zwracała uwagę, że wygrana była szczęśliwa, co nie do końca było prawdą. Szczęście miało imię i nazwisko – nazywało się Mariusz Pawełek. Wczoraj w meczu z Tychami dostaliśmy najlepsze 90 minut w tym sezonie (i zarazem najlepsze 45 minut od dawna – pierwsza połowa), ale niestety nie udało się wygrać. Ci piszący o ogromnym szczęściu w Łodzi, powinni go teraz szukać w drużynie gości.

Byliście lepsi” – taki okrzyk żegnał piłkarzy GKS Katowice i nie pamiętam już, kiedy ostatnio tak bardzo pasował. Oczywiście pojawiał się w nawet nie tak zamierzchłej przeszłości, ale rzadko… pasował. Często zdarzało się, że kibice zaśpiewali tak na zachętę lub przyzwyczajeni do mizerności wyciągali zbyt optymistyczne wnioski. Wczoraj było to naprawdę w 100 proc. zasłużone. Mało tego, głośne „dziękujemy” także wydawało się dużo bardziej odpowiednie, niż po niejednych wygranych spotkaniach. Osobiście nie umiem sobie przypomnieć meczu, którego GieKSa nie wygrała na Bukowej, a po którym nie wracałbym smutny/zły/wkurwiony do domu. Wczoraj towarzyszyło mi lekkie rozczarowanie, że nie udało się wygrać, ale przede wszystkim zadowolenie, że zobaczyłem spotkanie, w którym piłkarze walczyli. Szukam pamięcią takiego spotkania i do głowy przychodzi mi mecz w Nowym Sączu, gdzie przegraliśmy 0:4, a naszym katem okazał się Arkadiusz Aleksander. Dodatkowo w tym spotkaniu karnego nie wykorzystał Grzegorz Goncerz, a czerwoną kartkę dostał Alan Czerwiński (za zachowanie Krzysztofa Wołkowicza). Piłkarze po meczu podeszli pod sektor gości i… dostali burzę braw. Ten mecz nam po prostu nie wyszedł, ale piłkarze go nie odpuścili, co zostało docenione przez fanatyków. 

My kibice przecież zawsze mówimy: „GieKSa może przegrywać, byleby walczyła”. To, że tak mówimy, to oczywiście nie znaczy, że potem się tego trzymamy, bo 95 proc. trójkolorowych fanów po niewygranym spotkaniu powie: „co z tego, że grali ładnie, skoro nie wygrali” albo „walka walką, ale tak awansów się nie robi”. Ci sami ludzie po wygranej, ale słabym meczu pisaliby: „co z tego, że wygrali, skoro grali tak słabo, że kolejny mecz przegrają” lub „więcej szczęścia niż umiejętności, bardzo źle się to oglądało”. Ja także nie jestem pod tym kątem doskonały, ale staram się zmuszać sam siebie do trzeźwego patrzenia na GieKSę – na pierwszym miejscu stawiam walkę, gryzienie murawy i serce, a więc gdy widzę na boisku te cechy, to wynik staje się sprawą drugorzędną. Piątkowe derby z GKS Tychy obfitowały w „serducho”, co także widać po tym, że mały procent stanowią negatywne komentarze, jak wyżej wymienione. 

Słowo o rywalach – na razie początek sezonu mają zły (przegrali w Opolu, stracili wygraną w Tychach, nie utrzymali wygranej na Bukowej), ale to ciągle dobra drużyna. Uważam, że do samego końca będą w stawce, która będzie walczyć o awans. Dlaczego o tym wspominam? Bo wiele osób ma manię umniejszania drobnych sukcesów i niedługo pewnie pojawią się opinie: „walka walką, gra grą, ale Tychy były słabe”. Tutaj zgadzam się z Adrianem Frańczakiem, który w wywiadzie (kliknij tutaj, aby przeczytać całość) powiedział: „Zagraliśmy dobry mecz, a nie przeciwnik słaby„.

Nie sposób w pomeczowym felietonie nie wspomnieć o Danielu Ruminie, który zaliczył prawdziwe „wejście smoka” do naszej drużyny. Wystąpił w trzech spotkaniach (w dwóch od pierwszej minuty) i zdobył dwie bramki, czyli wszystkie, jakie na razie zdobyliśmy. W 131 minuty zrobił więcej niż… Grzegorz Goncerz w całym zeszłym sezonie. Pesymiści po meczu w Łodzi zwracali uwagę, że miał tylko jedną okazję, ale spotkanie z Tychami pokazało, że Rumin potrafi coś więcej, niż „wykończyć jedną akcję w meczu”. Rumin jest wymarzonym materiałem na trójkolorowego napastnika – młody, urodzony w województwie śląskim, dostrzeżony w niższej lidze i strzelający bramki. Czego chcieć więcej? Dziś powoli zapominamy o Daliborze Volasie. Wczoraj nie znalazł się nawet na ławce rezerwowych – może przez słabą formę, może przez kontuzję (te strzeżone są na Bukowej bardziej niż Azkaban). Dopóki Rumin strzela, to nie jest naszym zmartwieniem. Wczoraj dostaliśmy w kuluarach informację – Artur Siemaszko podpisał umowę z GieKSą, ale potrzebuje jeszcze trochę czasu na wyleczenie urazu. Saga z Siemaszko jest taka, że ta informacja tak naprawdę niewiele zmienia – nie zdziwimy się, jak ostatecznie okaże się, że jednak nie podpisał 😉 W każdym razie to raczej on, a nie Volas, będzie naciskać na Daniela Rumina. Obyśmy pierwszy raz od wielu, wielu lat mieli problem bogactwa w ataku. Dobre słowo należy się także Kacprowi Tabisiowi, który szybko stał się „jedynką” wśród młodzieżowców i… gra nie tylko dlatego, że ma odpowiedni wiek. Oby tak dalej! 

Problem mamy cały czas na lewej obronie. Po słabych występach Simona Kupca (choć druga połowa w Łodzi była akceptowalna) do składu wrócił Adrian Frańczak. Nie jest to jego optymalna pozycja, bo lepiej czuje się na prawej stronie. Ciężko jednoznacznie ocenić jego występ – z jednej strony zawalił bramkę, a z drugiej asystował przy wyrównaniu; z jednej strony trafił w poprzeczkę, a z drugiej dwa razy źle zachował się w końcówce spotkania, gdy atakowaliśmy rywali. W ocenie Frańczak – Kupec należy pamiętać także o tym, że w piątek cały zespół GieKSy zagrał lepiej niż w dwóch poprzednich meczach, a to też zawsze ułatwia granie. Dziś wydaje się, że znacznie bliżej wyjściowej jedenastki jest „Franiu”. Naprawdę szkoda kontuzji Mateusza Mączyńskiego, który zwiększyłby rywalizację na lewej stronie. Ogólnie wydaje się, że lewa strona jest naszą bolączką, bo średnio spisuje się także Adrian Błąd (choć w piątek lepiej niż w poprzednich meczach), a dopóki nie będzie grał Anon, to nie mamy porównania. Oprócz tego widać, że brakuje zmienników, których wejście na boisko nie osłabiłoby drużyny. W piątkowym spotkaniu trener Jacek Paszulewicz czekał do samego końca z wprowadzeniem rezerwowych, a ostatecznie wpuścił tylko dwóch. Na szczęście niedługo powinni być gotowi wspomniani wcześniej Siemaszko i Anon.

GieKSa po trzech kolejkach ma cztery punkty, czyli tyle samo ile dwa lata temu i o trzy więcej niż rok temu. Ciągle siedzą nam w głowie te dwa poprzednie sezony – od tego nie da się uciec. Oczywiście nie ma sensu zarzucać niczego nowo sprowadzonym zawodnikom, ale takie porównania musimy czynić, by wiedzieć, w którym kierunku zmierzamy. Dużo przyjemniejsze jest jednak porównanie subiektywnych odczuć z boiska. Na wiosnę zaczęliśmy dobrze, ale z meczu na mecz było gorzej. Teraz jest odwrotnie i mam nadzieję, że nasz „sufit” jest umiejscowiony bardzo wysoko. Czas na wyjazdowe spotkanie w Nowym Sączu – mam nadzieję, że zobaczymy walkę, serce i ambicję z piątkowego spotkania. Wtedy o wynik jestem spokojny – los odda nam to, co zabrał. A za mecz z Tychami jeszcze raz dziękuję! 

Portal GieKSa.pl tworzony jest od kibiców, dla kibiców, dlatego zwracamy się do Ciebie z prośbą o wsparcie poprzez:

a/ przelew na konto bankowe:

SK 1964
87 1090 1186 0000 0001 2146 9533

b/ wpłatę na PayPal:

E-mail: [email protected]

c/ rejestrację w Superbet z naszych banerów.

Dziękujemy!


4 komentarze
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

4 komentarze

  1. Avatar photo

    Mecza

    4 sierpnia 2018 at 14:28

    kosa dokładnie, też się sobie dziwię że nie jestem zły po remisie u nas. Fajna sprawa. Martwi mnie tylko jedna rzecz. Mamy fajnych ludzi do grania piłką na połowie przeciwnika ale nie robimy tego. To się nie zmieni, bo taka jest filozofia trenera. Nie mam pretensji ale piszę jakie mam odczucia. W weszło Paszulewicz powiedział że w ofensywie zespół ma pełną swobodę a jeśli źle to wygląda to znaczy że mocno są absorbowani w defensywie bo to jego konik. Ja to zrozumiałem tak, że oni nie trenują wariantów, schematów ofensywnych tylko wszystko zależy od kreatywności zawodników w danym momencie. Jeśli tak jest to może być trudno i nie będzie lepszego grania np.za 2 miesiące.

  2. Avatar photo

    Siwy.jr

    4 sierpnia 2018 at 22:42

    Pierwsza połowa naprawdę zdumiewająca. W drugiej musieli trochę odpokutować tempo z pierwszej ale w końcówce potrafili przycisnąć. Jeżeli to ma iść w takim kierunku to jestem jak najbardziej na tak.

  3. Avatar photo

    Daniel

    6 sierpnia 2018 at 11:48

    Czytam :”Wczoraj dostaliśmy w kuluarach informację – Artur Siemaszko podpisał umowę z GieKSą, ale potrzebuje jeszcze trochę czasu na wyleczenie urazu”
    Chyba to trochę nielogiczne gdyby podpisał kontrakt to oficjalnie byłoby pewnie ogłoszone przez klub, że go mamy a to że będzie leczył kontuzję to to byłaby tylko informacja.

    Jakoś nie wierze że podpisał i fajnie gdyby było konkretne info czy przyjdzie czy nie bo robi się z tego jakaś saga a musi być ktoś za Rumina bo Volas nie będzie raczej grał przy Paszulewiczu

  4. Avatar photo

    kosa

    6 sierpnia 2018 at 13:38

    @Daniel może dziś klub ogłosi, nie wiem na co czekają.

Odpowiedz

Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Kibice

Odszedł od nas Sztukens

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Dotarła do nas smutna wiadomość o śmierci kibica GKS Katowice Grzegorza Sztukiewicza.

Grzegorz kibicował GieKSie „od zawsze” – jeździł na wyjazdy już w latach 90. Był także członkiem Stowarzyszenia Kibiców GKS-u Katowice „SK 1964”. Na kibicowskim forum wpisywał się jako NICKczemNICK, ale na trybunach był znany jako Sztukens.

Ostatnie pożegnanie będzie miało miejsce 4 września o godzinie 14:00 w Sanktuarium  św. Antoniego w Dąbrowie Górniczej – Gołonogu. 

Rodzinie i bliskim składamy najszczersze kondolencje. 

 

Kontynuuj czytanie

Piłka nożna

GieKSa znów na koniec karci Górnik

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

W przerwie reprezentacyjnej spotkały się drużyny GKS Katowice i Górnik Zabrze. Półtora tygodnia po ligowym Śląskim Klasyku, mogliśmy na Bukowej znów oglądać derbową rywalizację, tym razem w formie meczu kontrolnego.

W 10. minucie, po dośrodkowaniu z rzutu rożnego Łukowskiego, Arkadiusz Jędrych uderzał głową, ale nad poprzeczką. W 25. minucie GKS miał idealną okazję do zdobycia bramki. Znów po kornerze wykonywanym przez Łukowskiego, piłkę zgrywał Jaroszek, ta po rykoszecie leciała w kierunku bramki, gdzie na wślizgu jeszcze próbował ją wepchnąć do bramki Łukasiak, jednak obrońcy Górnika wybili piłkę z linii bramkowej. Po pół godziny pierwszą okazję miał Górnik – z około 17 metrów uderzał Chłań, ale czujny Rafał Strączek złapał piłkę. W 37. minucie do prostopadłej piłki z chaosu doszedł Eman Marković, który wyszedł sam na sam i płaskim strzałem pokonał Loskę. Chwilę później z kontrą ruszyli katowiczanie, Błąd i Rosołek mieli naprzeciw jednego obrońcę, Maciej zdecydował się na strzał, ale przeniósł piłkę nad poprzeczką. W 43. minucie ponownie Rosołek uderzał z dystansu, ale bez problemu dla Loski. Do przerwy GKS prowadził posiadając lekką przewagę. Górnik nie zagroził poważnie naszej bramce.

W przerwie trener dokonał kilku zmian w składzie. W 50. minucie po zwodzie uderzał na bramkę Wędrychowski, ale bramkarz bez problemu poradził sobie z tym strzałem. Chwilę później wdzierał się w pole karne Massimo, ale został powstrzymany. W 55. minucie znakomitą okazję miał Zahović, który dostał od Massimo piłkę i z centrum pola karnego uderzał na bramkę, jednak nasz golkiper świetnie interweniował. W 68. minucie Bród podał do Swatowskiego, ten uderzał kąśliwie, ale bramkarz wybił na róg. Po chwili korner wykonywał Rejczyk, a Jędrych uderzał głową, minimalnie niecelnie. W 74. minucie do wybitej przed pole karne piłki dopadł Chłań i strzelił mocno, ale świetnie interweniował nasz golkiper. Po chwili jednak było 1:1, gdy po rzucie rożnym najwyżej wyskoczył rekonwalescent Barbosa i mocnym strzałem głową doprowadził do wyrównania. W 82. minucie Galan uderzał z dystansu, ale prosto w ręce bramkarza. Trzy minuty przed końcem koronkową akcję przeprowadził… Klemenz z Buksą, a ten pierwszy po odegraniu znalazł się w idealnej sytuacji, jednak po nodze rywala strzelił nad poprzeczką. W 90. minucie katowiczanie przeprowadzili decydującą akcję. Galan podał do Swatowskiego, ten mocno wstrzelił, a na wślizgu Buksa strzelił zwycięską bramkę. Druga połowa była już bardziej wyrównana, a momentami Górnik osiągał lekką przewagę. Jednak to katowiczanie okazali się zwycięzcami i podobnie jak w ligowym klasyku na Nowej Bukowej, w samym końcu strzelili zwycięską bramkę.

3.09.2025 Katowice
GKS Katowice – Górnik Zabrze 2:1
Bramka: Marković (37), Buksa (90) – Barbosa (74)
GKS: (I połowa) Strączek – Rogala, Jędrych, Paluszek (8. Jaroszek), Wasielewski, Łukowski – Błąd Bosch, Łukasiak, Marković – Rosołek.
(II połowa) Strączek – Bród, Klemenz, Jędrych, Rogala (60. Trepka), Łukowski (60. Galan) – Wędrychowski, Bosch (60. Milewski), Marković, Rejczyk, – Buksa
Górnik: (wyjściowy skład): Loska – Olkowski, Szcześniak, Pingot, Lukoszek, Chłań, Donio, Goh, Dzięgielewski, Zahović, Massimo. Grali także: Podolski, Tsirogotis, Barbosa.

Kontynuuj czytanie

Felietony Piłka nożna kobiet

Post scriptum ze Słowenii

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Turniej kwalifikacyjny do Ligi Mistrzyń był spełnieniem marzeń – GieKSa wygrała dwa mecze i awansowała do ostatniej rundy eliminacji. Drużyna prezentowała się doskonale i zapewniła sobie przynajmniej cztery kolejne mecze w Europie. Zapraszamy Was do zapoznania się z naszym podsumowaniem wyjazdu do Słowenii, w którym uchylimy trochę „redakcyjnej kuchni”!

  1. Na mecz wyjechaliśmy we wtorkowy poranek w trzy osoby. Do granicy między Austrią i Słowenią czekały nas same autostrady, jednak samo przejście graniczne (widoczne w grafice do tego wpisu) było „doskonale” zabezpieczone – wąska droga, przejazd niemalże przez podwórka okolicznych domów i niespotykane na głównych drogach ostre zakręty.
  2. Przez całą drogę na miejsce towarzyszyły nam pola, głównie kukurydzy. Zgadzało się to z naszymi oczekiwaniami wobec terenów byłej Jugosławii.
  3. Jeszcze tego samego dnia postanowiliśmy wybrać się na oba obiekty – w Radenci i Murskiej Sobocie, co okazało się bardzo dobrym pomysłem. Obiekt w Radenci jest skrzętnie schowany pośród pól kukurydzy i niemal przeoczyliśmy prowadzącą do niego trasę.

    Stadion w Radenci

  4. W drugi dzień udaliśmy się na kawę do popularnej sieci fast foodów i tam szybko okazało się, że niesłusznie oceniliśmy stan postępu technologicznego kraju. Jedzenie dostarczane do stolików było za pomocą robotów, a trawniki kosiły urządzenia bez udziału człowieka.

    Robo-kelner

  5. Następnego dnia odpowiednio wcześniej zameldowaliśmy się na terenie stadionu, dostrzegając przy tym minusy – murawa była bardzo nierówna i zupełnie zniszczona w polach bramkowych. Same zawodniczki przyznawały, że dało się to odczuć, ale nikt na to przesadnie nie narzekał.
  6. Odbiór akredytacji był pierwszym sygnałem, że z językami obcymi wcale nie jest w Słowenii tak kolorowo. Jak się później okazało, pani ochroniarz chciała dopytać czy jesteśmy z klubowych mediów. Koniec końców wspólnymi wysiłkami udało się wszystko wytłumaczyć i odebrać kolorowe plakietki.
  7. Niezastąpiony ojciec Katarzyny Nowak zjawił się z przygotowaną flagą-banerem. Los chciał, że idealnie wpasowała się swoimi wymiarami w wielkość sektora, przez co prezentowała się jeszcze lepiej. Wraz z dopingiem kilkunastu gardeł pozwoliło to stworzyć namiastkę atmosfery godnej meczu Mistrzyń Polski.

    Flaga rozwieszana przez kibiców podczas turnieju w Słowenii

  8. Mecz półfinałowy wygraliśmy bardzo pewnie, co potwierdziła Karolina Koch, choć upał i narastająca bezradność Kazachstanek znacząco wpłynęły na intensywność starcia w drugiej połowie. Piłkarki w doskonałych humorach podeszły pod trójkolorowy sektor, a ich nastrój znalazł także odzwierciedlenie w pomeczowych wywiadach.
  9. W trakcie podróży na drugi półfinał (w Murskiej Sobocie) padło zasadne pytanie dotyczące wyboru jadłodajni. Z pomocą przyszedł jednak szyld na stadionie, bowiem sponsorem głównym i tytularnym kobiecej drużyny jest pizzeria „Nona”, co po polsku oznacza dosłownie pizzerię „Babcia”.
  10. Przejście spod stadionu Mury do restauracji jest spacerem przez niemal całe miasto, czyli… nieco ponad 2 kilometry. Już z daleka można było zauważyć, że dla właściciela jest to coś więcej, niż tylko sponsoring. Obok restauracji znaleźć można wielką piłkę z herbem ZNK Mury, przy wejściu stoi Puchar Kraju, a w samym menu jest kilka fotografii drużyny.

    Gostilna-Pizzeria Nona, sponsor tytularny ZNK Mury

  11. Jedzenie było, jak na Babcię przystało, wyśmienite i mogliśmy w doskonałych nastrojach powrócić do piłkarskich emocji. Na stadion większość kibiców przemieszczała się pieszo, co w połączeniu z ich czarno-białym ubiorem tworzyło ładny dla oka efekt.
  12. Sklep Mury zlokalizowany jest w zewnętrznej części trybuny. Choć produktów nie jest zbyt wiele, są dobrej jakości i ładnie zaprojektowane. Niemałą część stanowiły produkty skierowane do młodszych kibiców, którzy w licznej grupie pojawili się na meczu swojej drużyny.
  13. Doping po stronie ZNK Mury prowadził samotny ultras, który przez pełne 90 minut wołał „tri, štiri, Mura!” doprowadzając wszystkich do śmiechu, ale i granic cierpliwości. Zadbał także o oprawę pirotechniczną, odpalając świecę dymną. Na stadionie pojawiło się około 1000 osób, jednak to niewielka grupa ze Słowacji okazała się głośniejsza, wnosząc bęben i wuwuzelę.

    Stadion ZNK Mura, trybuna za bramką

  14. Sam stadion jest zgrabny, choć przejścia są niewielkie i przy otwarciu jedynego punktu gastronomicznego powodowało to zatory.
  15. Po emocjonującym starciu porozmawialiśmy z jedną ze zwyciężczyń, czyli Joanną Olszewską, która niedawno dołączyła do lokalnej drużyny i z marszu stała się kluczową zawodniczką. Ucieszyła się z faktu, że w Katowicach nadal jest ciepło wspominana, jednak nie zamierzała przez to ułatwiać zadania swoim byłym koleżankom.
  16. Między meczami odwiedziliśmy Soboski Grad, czyli pałac w samym centrum miasta, który jednak lata świetności ma już za sobą. Obok niego znajdował się zadbany park i pomnik upamiętniający wydarzenia z czasów II Wojny Światowej. Ewidentnie Słoweńcy mają jeszcze przed sobą problem związany z dekomunizacją (dopisek – kosa).

    Pomnik upamiętniający poległych żołnierzy

  17. Kwestie spacerów po okolicznych terenach są mocno dyskusyjne, bowiem każdy chodnik jest też drogą rowerową, po której mogą (a w zasadzie muszą) poruszać się także motorowery i skutery.
  18. W jeden dzień zwiedziliśmy całą główną ulicę, jednak mimo niewielkich rozmiarów miasto posiada kilka miejsc wartych odwiedzenia.
  19. Ciekawym punktem na gastronomicznej mapie Murskiej Soboty jest „Bunker”, czyli postapokaliptyczny bar. W Polsce rzadko można spotkać tak klimatyczny wystrój, dodatkowo połączony z doskonałą kuchnią.
  20. W tak zwanym międzyczasie udaliśmy się także do hotelu, w którym zamieszkały przyjezdne drużyny. Zawodniczki miały bardzo komfortowe warunki i niezbędne zaplecze, a wokół były liczne parki i inne miejsca do zabicia nudy. Celem naszych odwiedzin było przeprowadzenie wywiadu z Klaudią Słowińską, czego efekty już niedługo ukażą się na naszej stronie.
  21. Przed weekendem nasi sąsiedzi na szczęście już się wymeldowali, bowiem emocje w meczu z Radomiakiem nam się udzieliły i po strzelonych bramkach zdarzyło się nam zakłócić ciszę nocną. Brawo drużyna!
  22. W sobotę nadszedł czas na mecz o 3. miejsce i kosztował on nas naprawdę wiele w kwestii emocjonalnej – przez godzinę gry zdążyliśmy się porządnie wynudzić.

    Autokar Spartaka Myjava

  23. Największą atrakcję postanowiła zapewnić sędzia, w dość kontrowersyjny sposób prowadząca spotkanie. Po jednym z incydentów odesłała na trybuny fizjoterapeutę Spartaka Myjava, który do końca meczu wygłaszał swoje komentarze dotyczące sędziowania.
  24. W ostatniej akcji meczu BIIK Shymkent zdobył bramkę i doprowadził Słowaczki do rozpaczy, długo nie mogły się po tym pozbierać. Jeden z kibiców z frustracji rzucił swoim bębnem na murawę, na szczęście nie wyrządzając nikomu krzywdy. Ostatecznie dość szybko go odzyskał od ochrony.
  25. Chcieliśmy przed wyjazdem odwiedzić festiwal balonów, który miał budzić zainteresowanie na całym świecie. Problemem okazała się pogoda, która zmusiła organizatorów do odwołania wydarzenia, więc nic z naszych planów nie wyszło.

    Jezioro Sobosko, na drugim brzegu teren festiwalowy

  26. Skończyło się na rzucie oka na sztuczne jezioro pozostałe po żwirowni, w którym woda była bardzo przejrzysta. Wszystko znajdowało się niedaleko autostrady.
  27. Deszcze nie zamierzały ustąpić, więc pojawiliśmy się na stadionie Fazanerija (po polsku: Bażantarnia) na dwie godziny przed finałem. Kilka minut po naszym wejściu rozpętała się prawdziwa ulewa i byliśmy sobie wdzięczni za ten pomysł.

    Zawodniczki wychodzą na finał turnieju

  28. Na sektorze wywieszono trójkolorową flagę z podpisami piłkarek oraz pokazaną wyżej „Fans on tour”, co wzbudziło niemałe zainteresowanie na trybunach. Kibice gospodyń byli jednak bardzo sympatyczni, dołączając nawet do wspólnych zdjęć.
  29. GieKSa zupełnie kontrolowała to spotkanie, a gdyby nie Joanna Olszewska i niezliczone spalone, spokojnie moglibyśmy zamknąć mecz już w pierwszej połowie. Z każdą sekundą byliśmy bliżej triumfu, ale też i zatopienia obiektu, bowiem deszcz jedynie się nasilał.
  30. Na całe szczęście nie było potrzeby przerwania meczu, a GieKSa uzyskała upragniony awans. Tytuł na relację podrzucił kilka dni temu redaktor Shellu – GieKSa Pa(n)ny!
  31. Historyczny sukces piłkarki świętowały wraz z kibicami, całkowicie zagłuszając pustoszejący stadion. Europa da się lubić!
  32. Na meczu zameldował się prezes Sławomir Witek, który był pod wrażeniem determinacji fanów podążających za drużyną oraz wyników obu sekcji piłkarskich w tym tygodniu.
  33. Oprócz kibiców gospodyń, sukcesu pogratulował nam także sam właściciel pizzerii Nona – naprawdę sympatyczny gest i ciepło będziemy wspominać nasz pobyt w tym regionie.

    Świętowanie zwycięstwa w finale

  34. Na bocznym boisku zebrało się już pół centymetra deszczu, gdy jeszcze przeprowadzaliśmy krótkie (ze względu na warunki atmosferyczne) wywiady z zawodniczkami oraz trener Karoliną Koch.
  35. Opuszczenie zalewającego się stadionu nie należało do najłatwiejszych, jednak piłkarki (w szczególności rozśpiewana Kinga Seweryn) były zbyt uradowane, by im to przeszkadzało.
  36. Zespół udał się do hotelu na imprezę zasłużony odpoczynek, a my wyruszyliśmy w drogę powrotną do Katowic. Ta zdawała się przebiegać znacznie szybciej, w końcu wracaliśmy po zobaczeniu dwóch doskonałych występów GieKSy.
  37. W niedzielę odbyło się losowanie trzeciej rundy eliminacyjnej, a w niej przyjdzie nam zmierzyć się 11 i 18 września z holenderskim FC Twente. Pierwszy mecz zagramy u siebie na Arenie Katowice. Bądźcie tam razem z uKochanymi, bo zasłużyły na wsparcie! Zadanie będzie niezwykle trudne, ale gramy do końca!

Do zobaczenia na meczach GKS Katowice w europejskich pucharach!

Za wszystkie teksty, wywiady, zdjęcia, wideo, relacje i inne medialne materiały na naszej stronie z turnieju na Słowenii odpowiadał redaktor Fonfara, który był wspierany przez redaktora Flifena. Pozostałe dwie osoby pojechały typowo turystycznie-kibicowsko, a za całą pracę i relacjonowanie przygody uKochanych w Europie podziękowania należą się wyżej wymienionym. – dopisek od kosy.

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga