Dołącz do nas

Felietony

Poprawili defensywę, czas na decyzyjność i skuteczność

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Mecz w dalekim Wejherowie dał nam kolejnych kilka informacji o nowej drużynie GKS Katowice. I pokazał nam ten zespół od trochę podobnej strony, co w spotkaniu ze Zniczem, a jednocześnie, zupełnie innej. Summa summarum trzeba jednak powiedzieć, że znad morza wracaliśmy zadowoleni i optymistycznie nastawieni, bo GKS nie tylko wygrał, ale był po prostu drużyną lepszą.

Oczywiście trzeba tu wziąć pod uwagę bardzo mizerny poziom Gryfa, zespół ten był prawdopodobnie jedną z najsłabszych ekip, z jaką mierzyliśmy się w ostatnich latach. Ale przecież pamiętać należy, że po pierwsze, my ze słabymi ekipami regularnie dostawaliśmy bęcki, a po drugie – naprawdę mamy nową drużynę i wyniki oraz jakoś gry – jeśli są dobre – są dużym powodem do zadowolenia niezależnie od klasy przeciwnika.

To, co było podobne w tej drużynie do meczu ze Zniczem, to w sumie coś absolutnie podstawowego i kluczowego. Trener Górak nazwał to „iskrą w oczach” i to najlepiej oddaje sens tego podobieństwa. Widać było, że zespół po prostu chce i zespołowi „się chce”. Starali się jak mogli, nawet mimo niepowodzeń w wielu akcjach, błędów, niewykorzystanych sytuacji. GKS grał swoją grę przez większość meczu i nawet przy stanie 2:0 dążył do strzelenia kolejnego gola. Jeśli taki poziom zaangażowania trenerowi uda się utrzymać i jeśli to będzie znak firmowy tej drużyny, to naprawdę będziemy mogli być zadowoleni, a dodatkowo – za tym przyjdą wyniki.

Oczywiście na razie za wcześnie jest, by prognozować, jak to będzie w dalszej części sezonu, bo nasze katowickie powietrze nieraz nauczyło nas, że choć początkowo wywołuje euforię, to ostatecznie okazywało się prawie zawsze zatrute. Metoda prób i błędów (czyli w tym przypadku systematyczne wymienianie kadr) za każdym razem daje nam jednak nadzieję, że to powietrze zostało oczyszczone całkowicie i tym razem już w żadnym momencie nie okaże się toksyczne, a my będziemy mogli bez obaw oddychać pełną piersią.

Szkoleniowiec zdecydował się na brak zmian w składzie, co było lekko zaskakujące, bo kilku zawodników ze Zniczem nie zaprezentowało się najlepiej. Dlatego tym bardziej cieszy, że ta sama ekipa poprawiła swój poziom. Od początku do końca meczu katowiczanie byli lepsi, stworzyli sporo sytuacji bramkowych i praktycznie nie dopuścili do tego, byśmy z czegokolwiek mogli zapamiętać… Bartosza Mrozka.

Wyglądało to całkiem dobrze, natomiast rozpatrując to szczegółowo, trzeba krytycznie podejść do kilku spraw, które co prawda w tym meczu ostatecznie nie miały znaczenia, natomiast w kolejnych spotkaniach mogą decydować o tym, że nawet grając dobrze, punkty będą nam uciekać.

Bardzo ważne jest to, że defensywa poprawiła swoją grę i tym razem nie mieliśmy poważniejszych błędów. Jakieś pojedyncze się zdarzyły, jak na przykład strata Michalskiego na kontrę w drugiej połowie, ale grunt, że zawodnik wrócił i potrafił to naprawić. Gdzieś tam przez kilkanaście minut lekko pogubił się Jędrych, nawet nie tyle w kontekście błędów, ale tak jakby nieco odcięło mu prąd i ze dwa razy nie nadążał nad rywalem. Ponadto jednak Arkadiusz gra bardzo dobrze, dodatkowo udziela się w ofensywie i nie chodzi tylko o gole (choć to jest wielki plus), co o udział w akcjach, zapoczątkowywaniu ich, wiele widzi i na przykład świetnie obsłużył Rumina, wyprowadzając go sam na sam. Ale ważne jest też, że i środek naszej pomocy nie był już taką dziurą i zarówno Gałecki, jak i Stefanowicz solidnie zapracowali, by nie było zagrożenia środkiem boiska.

Jeśli chodzi o skrzydła, to… sporo gramy skrzydłami, ale widnieją tutaj olbrzymie indywidualne rezerwy. Powiedzmy sobie szczerze, że gdyby nasi zawodnicy byli bardziej odważni, rozważni i ogarnięci, to na stadionie Gryfa moglibyśmy strzelić i pięć bramek. Mowa głównie o Kiebzaku i Rogali, którzy mieli w swoich akcjach bokiem boiska odsłonięte korytarze, wbiegali w pole karne, a potem strasznie psuli akcje, podczas, gdy wystarczyłoby tylko popatrzeć i po ziemi podać do wbiegających w szesnastkę zawodników. Na czele z akcją Kiebzaka, który wbiegł w jej obręb i mógł pytać bramkarza, czy ma mu strzelić pod poprzeczkę, obok słupka czy może obsłużyć Rumina, który strzeliłby do pustej bramki. Nasz zawodnik pogubił się i wybrał podanie w eter. Rogala również kilkukrotnie mógł zrobić z piłką coś więcej. Jeśli chodzi o Kacpra Michalskiego, to tym razem decyzję podejmował o kilka nanonsekund szybciej, ale nadal potrzebuje więcej odwagi i szybszego myślenia. Udowodnił bowiem choćby ze Zniczem, że dobrze dośrodkować jednak potrafi, a z Gryfem oddał atomowy strzał, po którym bramkarz miał na tyle problemów, że gospodarze stracili bramkę. Niech te pojedyncze sytuację dadzą obrońcy informację, że po prostu trzeba grać, a nie zastanawiać się i układać pół godziny piłkę do dośrodkowania.

Na razie wielkim problemem zespołu jest skuteczność. Ten mecz do 45. minuty śmiało kandydował do jednego z najbardziej kuriozalnych spotkań w historii GieKSy, kiedy mając kilka stuprocentowych sytuacji nie strzelamy gola, a znając naszą historię, było ryzyko klęski w drugiej połowie. Na szczęście Jędrych strzelił bramkę do szatni i katastrofy nie było. Ale sytuacje, które mieli Wroński i Rumin, a potem Jędrych (dobitka po Dejmku) po prostu muszą być wykorzystywane. Rumin niestety zaczyna irytować zmarnowanymi setkami tak, jak na początku poprzedniego sezonu, kiedy – powiedzmy sobie jasno – jeśli chodzi o wyniki meczów, miał swój spory udział w tym, że GKS nie wygrywał. Teraz zaczyna się to powtarzać i zarówno ze Zniczem, jak i z Gryfem Daniel miał setki, których na gole nie zamienił. Trudno to zrzucać tylko na umiejętności, trzeba chyba popracować nad głową.

Ale żeby nie było, że zawodnika za ten mecz tylko krytykuję, to powiem odmiennie, że bardzo mocno pokazał się z zupełnie nowej strony, w sposób zaskakujący, a jednocześnie bardzo pozytywny. Wydawało się nam, że jest to typowy napastnik, egzekutor (abstrahując od tego, że jako kat byłby pewnie nieskuteczny w swoim zawodzie). Praca, jaką wykonał w drugiej połowie, gdy cofał się do linii pomocy, grając tyłem do bramki, zastawiał się, przyjmował i odgrywał była naprawdę miła dla oka. Co prawda nie zawsze to odegranie było jeszcze skuteczne, ale widać było pracę i sens tej pracy. Dzięki takiej grze strzeliliśmy druga bramkę. Minusem jest, że jeśli nikt nie uzupełni luki w napadzie, to będzie trzeba czekać na… Rumina. Trener Górak pytany, na ile to było celowe, a na ile decyzja piłkarza dał wyraz, że jednak to drugie, choć z jego wypowiedzi na konferencji nie wynika jednoznacznie, czy przypadkiem zawodnik nie będzie tych nowych zadań przypadkiem dalej kultywował. Na razie jednak piłkarz musi dojść do siebie, po przy jednym z fauli rywali odniósł kontuzję.

Jeśli chodzi o wklejanie się do innej linii niż macierzysta, to warto jeszcze wspomnieć o Gałeckim, który w ataku GieKSy, gdy boczni obrońcy grali bardzo szeroko i do przodu, wklejał się mocno pomiędzy Dejmka i Jędrycha. Taktycznie wyglądało to bardzo dobrze.

Przy pisaniu artykułu o notach zastanawialiśmy się, jaką stałą i żelazną notę przyznać takiemu zjawisku, które nazywa się „Typowy Błąd”. Tak, żeby potem już nie musieć rozważać, na jaką ocenę zawodnik zasłużył. Bo Adrian po raz kolejny był zaangażowany, ale wielu kluczowych akcji nie miał, nie spełniał za bardzo oczekiwań, jeśli chodzi o grę, a ostatecznie strzelił ważnego gola i przyczynił się do wygranej. No, typowy Błąd.

Druga kolejka za nami, GKS wygrał w Wejherowie i pokazał się z lepszej strony, optymistycznej. Teraz – powtórzę to, co napisałem po Zniczu – ważne jest, żeby pielęgnować to, co dobre – a było tego już więcej oraz eliminować mankamenty, które nie pozwalają nam cieszyć się wcześniej z wyniku oraz zyskiwać więcej spokoju. Ale progres został wykonany – a czy będzie utrzymywany? To pokaże nam mecz z Bytovią, który na kilku płaszczyznach będzie meczem bardzo istotnym.

Portal GieKSa.pl tworzony jest od kibiców, dla kibiców, dlatego zwracamy się do Ciebie z prośbą o wsparcie poprzez:

a/ przelew na konto bankowe:

SK 1964
87 1090 1186 0000 0001 2146 9533

b/ wpłatę na PayPal:

E-mail: [email protected]

c/ rejestrację w Superbet z naszych banerów.

Dziękujemy!

2 komentarze
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

2 komentarze

  1. Avatar photo

    Irishman

    4 sierpnia 2019 at 20:12

    Nie chcę tutaj siać jakiegoś defetyzmu, bo sam ciągle powtarzam, że nasza drużyna będzie grać z meczu na mecz lepiej.
    Ale tak jak nie wpadałem w pesymistyczne tony po Zniczu, który pokazał, że jest bardzo dobrym, poukładanym zespołem, tak tez patrzę na naszą lepszą grę także przez pryzmat bardzo słabego Gryfa.
    No i faktycznie z niecierpliwością czekam na Bytovię, która pokaże gdzie faktycznie jestesmy.

    Jeśli chodzi o Błąda, to mam wrażenie, że on gra najlepiej wtedy, kiedy nie obciąża się go jakakolwiek odpowiedzialnością. Wtedy może pokazać te swoje….. „szaleństwo” i w jakiś niekonwencjonalny sposób może strzelić na bramkę.

  2. Avatar photo

    gosciu nasz

    4 sierpnia 2019 at 23:04

    A jojuz mom dosc tego tego waszego niby publicystycznego pierdolenia na temat gry Gieksy. Wyscie som jak tyn zarzad od lat. Czas zmieniec ton chyba. Aczkolwiek kochom ta strona. Ave.

Odpowiedz

Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Piłka nożna

Popłynęli w Szczecinie

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

W niedzielne popołudnie piłkarze GKS-u Katowice pojechali na wyjazdowe spotkanie do Szczecina w ramach 27. kolejki PKO BP Ekstraklasy. W wyjściowej jedenastce doszło do czterech zmian i od pierwszej minuty zagrali Szymczak, Kuusk, Drachal i Gruszkowski.

Pierwszą połowę zaczęli zawodnicy GieKSy, ale nie stworzyli realnego zagrożenia. W trzeciej minucie Filip Szymczak wyszedł sam na sam z bramkarzem i mimo tego, że i tak był na spalonym, to nie zdołał pokonać Cojocaru. Chwilę później Alan Czerwiński ruszył prawą stroną boiska aż do linii końcowej i wrzucił piłkę w pole karne. Obrońca gospodarzy strącił futbolówkę wprost pod nogi Oskara Repki, który pokusił się o strzał zza pola karnego, ale został on zablokowany. Pierwszy kwadrans spotkania nie porwał piłkarsko, ale GieKSa częściej zapędzała się pod bramkę Pogoni i dłużej utrzymywała się przy piłce. W 15. minucie Kudła źle wybił piłkę i zrobiło się groźnie pod bramką GieKSy, na szczęście nasz bramkarz zdołał się zrehabilitować i wybronił strzał Kolourisa. Chwilę później znów Pogoń była bliska zdobycia bramki, ale zawodnik gospodarzy uderzył niecelnie. W 19. minucie zrobiło się sporo zamieszania w polu karnym Cojocaru, gdy Mateusz Kowalczyk delikatnie trącił piłkę głowa, zmieniając jej tor lotu, ale nic z tego nie wyszło. W kolejnych minutach gra przeniosła się głównie w środkową strefę boiska i żadna drużyna nie była w stanie skonstruować składnej akcji. W 33. minucie Koutris przeniósł piłkę nad bramką Kudły, uderzając lewą nogą. Chwilę później Drachal był bliski zdobycia bramki, ale w ostatnim momencie piłka mu odskoczyła. W 42. minucie Loncar uderzył głową z bliskiej odległości, ale Kudła zdołał ją wybić końcówkami palców. Po wznowieniu z rzutu rożnego Dawid Drachal chciał oddalić zagrożenie i w momenciem gdy wybijał piłkę, to podbiegł Kurzawa, który dostał prosto w skroń i potrzebował pomocy medycznej. W doliczonym czasie pierwszej połowy Gruszkowski rzucił się, aby zablokować strzał Koutrisa i piłka niefortunnie odbiła mu się od ręki. Po długiej przerwie i analizie VAR sędzia wskazał na jedenastkę, którą  pewnie wykorzystał Koulouris. Po tej bramce arbiter zakończył pierwszą połowę.

Na drugą połowę GieKSa wyszła w takim samym składzie, natomiast w drużynie Pogoni doszło do jednej zmiany. Po czterech minutach drugiej połowy Koulouris znów wpisał się na listę strzelców – tym razem pokonał Kudłę z bardzo bliskiej odległości, a piłkę wrzucił Kamil Grosicki, który przepchał i objechał bezradnego Alana Czerwińskiego. W kolejnych minutach GieKSa, chcąc odrabiać straty, odsłoniła się jeszcze bardziej, co próbował wykorzystać Wahlqvist, ale uderzył bardzo niecelnie. Po upływie godziny gry trener Rafał Górak pokusił się o potrójną zmianę. Na boisko weszli Błąd, Bergier i Galan. Chwilę późnej Arkadiusz Jędrych wpuścił swojego bramkarza na minę. Źle obliczył odległość do Kudły i zagrał zbyt lekko i niedokładnie do tyłu. Kudła musiał opuścić bramkę, aby ratować sytuację i po serii niefortunnych podań piłka trafiła pod nogi Grosickiego, jednak jego strzał został zablokowany przez naszego bramkarza. W 68. minucie Sebastian Bergier wyszedł sam na sam z bramkarzem, ale nie trafił w światło bramki, była to idealna okazja na złapanie kontaktu. Chwilę później Loncar został sfaulowany przez Kuuska, ale sędzia puścił akcję i do piłki dobiegł Sebastian Bergier, który zaliczył… soczysty upadek. W kolejnych minutach gra zrobiła się bardzo rwana i było dużo niedokładności w obu zespołach. W 82. minucie Kacper Łukasiak pokonał Dawida Kudłę strzałem na dalszy słupek. Warto zaznaczyć, że ten zawodnik wszedł na boisko… minutę wcześniej. Pięć minut później Koulouris trzeci raz wpisał się na listę strzelców, pokonując Kudłę strzałem na długi róg. Chwilę później sędzia zakończył spotkanie.

6.04.2025, Szczecin
Pogoń Szczecin – GKS Katowice 4:0 (1:0)
Bramki: Koulouris (45-k, 49, 87), Łukasiak (82).
Pogoń Szczecin: Cojocaru – Wahlqvist, Loncar, Borges, Koutris (86. Lis), Gamboa, Ulvestad, Kurzawa (80. Smoliński), Przyborek (46. Wędrychowski), Grosicki (81. Łukasiak), Kolouris (88. Paryzek).
GKS Katowice: Kudła – Gruszkowski (62. Galan), Czerwiński, Jędrych, Kuusk (80. Komor), Wasielewski – Drachal (62. Błąd), Kowalczyk, Repka, Nowak (88. Marzec) – Szymczak (62. Bergier).
Żółte kartki: Kowalczyk.
Sędzia: Paweł Raczkowski (Warszawa).
Widzów: 19 938.

Kontynuuj czytanie

Piłka nożna

Nie schodźcie z obranej drogi

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Co GKS Katowice wraca na swój stadion po nieudanym wyjeździe to wygrywa. Podobnie było tym razem. Po wysokiej porażce w Szczecinie (choć zbyt wysokiej patrząc na samą grę), katowiczanie mieli zmierzyć się z walczącą o życie Puszczą Niepołomice.

W końcówce sezonu takie mecze zawsze są trudniejsze niż – po pierwsze wcześniej, a po drugie – niż wskazywałaby na to tabela. Zazwyczaj drużyny z dołu się po prostu budzą – wcześniej czy później. Nie zawsze i nie wszystkie – te które pobudki nie zrobią lub nie zrobią jej odpowiednio wcześnie – spadają z ligi. Mamy w tym sezonie aż nadto przykładów. Obudziła się Korona – na samym początku rundy wiosennej – i dziś jest praktycznie pewna utrzymania. Niedawno na wysokie obroty wskoczył Radomiak – i choć przegrał ostatnio dwa mecze – również ma niezłą pozycję w tabeli, a przecież startowali od 0:5 do przerwy w Białymstoku. Skazywane na pożarcie Zagłębie Lubin wygrało dwa mecze i znacząco poprawiło swoją sytuację. A Śląsk Wrocław? Ci to dopiero zaczęli grać. Zagrzebani na ostatnim miejscu, pod wodzą Alana Simundzy zaczęli punktować aż miło i po wielu, wielu kolejkach w końcu osiemnaste miejsce opuścili i są na styku jeśli chodzi o bezpieczną strefę!

Zamieszana w walkę o utrzymanie Puszcza również czeka na to przebudzenie. Był jeden moment, w którym wydawało się, że podopieczni Tomasza Tułacza wskoczyli na właściwe tory. Mowa o wygranej w Gdańsku 2:0. Ta wygrana z zespołem z dołu tabeli, ale też dobrze wówczas grającą Lechią, była pewna i wydawało się, że Puszcza może stać się takim Radomiakiem czy Koroną. Nic z tych rzeczy. Co prawda potem zdarzyło się jeszcze zwycięstwo z Piastem, ale poza tym było słabiutko. Sytuację mógł też trochę uratować Puchar Polski, gdzie niepołomiczanie wygrali na Konwiktorskiej, ale potem Pogoń zmiotła ich w półfinale. Tym motywacyjnym drygiem mógł być też uratowany w doliczonym czasie gry z Rakowem remis. Nie wyszło. Puszcza przegrała w Katowicach i choć jest minimalnie nad kreską, czeka ich niebywała i ciężka batalia o pozostanie w lidze. Za tydzień grają z niezłym Radomiakiem, potem mają Pogoń i Lecha, będą też bezpośrednie potyczki ze Stalą i Śląskiem. Oj, nie będzie u Żubrów nudno.

To jednak problemy naszych ligowych rywali. GieKSa z tą walczącą o życie drużyną sobie poradziła i to przegrywając do przerwy. Nawet trener Tułacz – zasadniczo nieszczędzący swoim podopiecznym słów krytyki – dziwił się, że nie było aż takiej determinacji. Za to w Lidze Plus eksperci mówili, że z Puszczą narzucającą swój styl gry, przejąć tę rolę jest trudno – a GieKSie się to udało. Nie da się ukryć, katowiczanie zdominowali rywali i w tym kontekście był to jeden z najlepszych meczów w tym sezonie – no, powiedzmy druga połowa, bo do pierwszej można się przyczepić.

To był pierwszy mecz w obecnych rozgrywkach, w którym GieKSa przegrywała i przechyliła szalę zwycięstwa na swoją korzyść. W 28. kolejce. Dla porównania powiedzmy, że w ostatnich pięciu meczach poprzedniego sezonu, taka sytuacja miała miejsce… trzy razy (z Polonią, Tychami i Wisłą). Dlatego nawet jeśli taka sytuacja zdarza się raz na jakiś czas, to jednak tyle meczów bez odwrócenia ich losów to sporo. W drugą stronę mieliśmy to trzy razy – z Legią, Koroną i Motorem. A jedynymi drużynami, które pozostają bez przechylenia szali na swoją korzyść są Piast, Puszcza, Śląsk, Lechia.

Żeby dołożyć łyżeczkę dziegciu co do wczorajszego spotkania, to trzeba przyznać, że do pewnego momentu aspirowało ono do jednego z najbardziej frustrujących w tym sezonie. Mam tu na myśli taką niemoc, pewnego rodzaju bezsilność, która – wydawało się – może mieć miejsce. Bo jak przegrywaliśmy wysoko, to GieKSa była ewidentnie słabsza. Jak przegrywaliśmy mecze, których nie powinniśmy przegrać, bo graliśmy dobrze, była irytacja i złość. Ale wczoraj to było jeszcze coś innego. GieKSa niby atakowała, niby stwarzała sytuacje, ale ostatecznie wszystko szło w ręce Komara, ewentualnie było niecelne, tak jak strzał Dawida Drachala z początku meczu. Dodatkowo było widać dużą determinację i dynamikę. To nie był chodzony mecz. Z jednej strony można było myśleć, że taka gra daje szansę na pozytywny rezultat, z drugiej te wykończenia były dość mizerne. No i przede wszystkim Puszcza prowadziła po naszym dość dużym błędzie. Więc trzeba było zdobyć nie jedną, a dwie bramki. Niewiadomą było, jak się to wszystko potoczy.

Ta łyżka dziegciu się zdematerializowała, bo ostatecznie GKS w drugiej połowie grał podobnie jak w pierwszej, a dodatkowo wzmocnił ten sposób gry i w końcu zaczęło wychodzić. Czyli wchodzić. Trzy bramki zdobyte po przerwie mają swoją wymowę. Najpierw Alan Czerwiński dosłownie wypatrzył Sebastiana Bergiera, który po prostu nie mógł tego zmarnować. Potem swoje firmowe zagranie zaliczył Bartosz Nowak i Bergi a la „Franek – łowca bramek” (skoro jesteśmy już przy wiślackich porównaniach trenera) podcinką trafił do siatki. Mało się mówi o trzecim golu, a to co zrobił Marcin Wasielewski przecież było bardzo klasowe. Minął rywala delikatnym podbiciem piłki, a potem to podbicie powtórzył nad bramkarzem, wystawiając piłkę do pustej bramki. To było doprawdy doskonałe i jeśli mówimy o Tsubasie Dawida Drachala w jego kapitalnej akcji w pierwszej połowie, to nie można tego japońskiego bohatera kreskówek nie przyrównać do Wasyla, przy czym Wasyl zrobił to błyskawicznie, a nie jak Tsubasa biegł z piłką przez boisko przez pół odcinka okrążając niemal całą kulę ziemską 😉

Swój sposób gry – to było coś, co trener powtarzał w rundzie jesiennej. Można powiedzieć, że jesienią to wychodziło w bardziej spektakularny sposób, choć nadal musimy pamiętać, że dawało to mniej punktów niż obecnie. Ale pod względem wizualnym, spotkanie z Puszczą rzeczywiście pokazało bardzo dużą dominację nad rywalem.

GieKSa jest w środku tabeli dlatego, że… nie zawsze nam wychodzi. Bartosz Nowak ma potencjał na to, by dawać jeszcze więcej. I ostatecznie coś mu w tych meczach zawsze wyjdzie – jakieś idealne podanie i asysta – bo to po prostu bardzo jakościowy zawodnik. Ale tu może być jeszcze lepiej. Sebastian Bergier nastrzelał już trochę tych bramek, ale ich też może być jeszcze więcej. Coraz lepiej prezentuje się Dawid Drachal i jakby tylko udało się wyciągnąć go z Rakowa, byłoby doskonale, bo ten zawodnik to bardzo duży talent. Naprawdę w tej drużynie drzemie spory potencjał. Na ten moment jest bardzo dobrze. A może być jeszcze lepiej. Tylko prośba do trenera – nie schodźcie z obranej drogi. Wychodźcie z założenia, że rozwój jak najbardziej, ale lepsze czasem jest wrogiem dobrego. Można i trzeba ulepszać i poprawiać, ale nie na siłę. Naprawdę jest dobrze.

Osiągnęliśmy magiczną granicę 38 punktów. Można już mieć absolutnie spokojną głowę. GieKSa w przyszłym sezonie będzie grać w ekstraklasie i dalej sławić Katowice w ligowej piłce. Nie mogliśmy sobie wymarzyć na początku sezonu – a już zwłaszcza po pierwszej kolejce z Radomiakiem – w jakim miejscu będziemy na sześć kolejek przed końcem. Pięknie.

A Dawid Abramowicz, ani żaden inny Craciun czy Atanasov nie okazali się Kojiro 😉

Kontynuuj czytanie

Galeria Piłka nożna

Budujemy nową twierdzę

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

W dzisiejszym spotkaniu nasza drużyna pokonała 3:1 Puszczę Niepołomice. Zapraszamy na drugą galerię z tego meczu, którą przygotował dla Was Kazik.

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga