Dołącz do nas

Felietony

Post scriptum do meczu z Górnikiem

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Meczu w Łęcznej nie mogliśmy relacjonować od początku. Na przeszkodzie stanęła jedna osoba, o której poniżej. Oba kluby grają w tej klasie rozgrywkowej już szósty sezon z rzędu, dlatego wydawałoby się napisanie post scriptum może być trudne (bo nie chcemy się powtarzać). A jednak okazuje się dość obszerne, więc zapraszamy do lektury i tym samym zamykamy temat tego spotkania.

1. Do Łęcznej wyjechaliśmy prawie siedem godzin przed meczem. Co prawda nasz automobil nie grzeszył możliwościami, natomiast nieraz już na Lubelszczyznę wyjeżdżaliśmy z tym zapasem i nigdy nie było problemu.

2. Polskie drogi jednak są jakie są, to wiadomo. To co jednak najbardziej irytuje to to, że jeden z drugim rolnik wyjedzie se traktorem na drogę i potrafi tak spowolnić i zatamować ruch, ze szkoda gadać. A za traktorem często jakiś jełop, który mimo bezpiecznej drogi, nie potrafi go wyprzedzić, bo a nuż spod ziemi wyrośnie coś z naprzeciwka. Te obrazki są bardziej charakterystyczne na wschodzie niż zachodzie Polski.

3. To spowodowało, że na stadionie byliśmy na lekki styk, ale nie na tyle późno, żeby nie zrelacjonować meczu od początku. Akredytacje odebraliśmy w siedzibie klubu na kilka minut przed pierwszym gwizdkiem. Nie było z tym najmniejszego problemu.

4. To co się działo chwilę później zakrawa na miano paranoi. Jakiś idiota, mieniący się ochroniarzem czy stewardem powiedział nam, że nie ma przejścia na sektor prasowy. Potem okazało się, że rzeczywiście sektor ten jest tak umiejscowiony, że musielibyśmy przejść przed ławkami rezerwowych.

5. To jednak jedno. Gdy spytaliśmy jak dojść na sektor prasowy, ten wątpliwego wysokiego ilorazu inteligencji jegomość pokazał nam coś w stylu, żeby okrążyć stadion i wejść na przeciwległą trybunę. Mecz się już rozpoczynał, nie uśmiechało nam się tracić pół godziny na objeżdżanie Łęcznej, aby dostać się na obiekt z innej strony.

6. Po spojrzeniu na tamtą trybunę, ciężko było dojrzeć jakiegokolwiek dziennikarza. Kamery owszem – były, ale żurnalistów zero. Raczej nie rozważaliśmy opcji, że zainteresowanie mediów spotkaniem jest tak nikłe, toteż założyliśmy, że się coś koledze pomyliło.

7. Pamiętając dokładnie, gdzie prasówka jest umiejscowiona, cała sytuacja napawała zdziwieniem. Zapytaliśmy więc wprost, pokazując w stronę sektora prasowego sprzed roku, dwóch, trzech itd. z pytaniem „Przecież tam zawsze był sektor prasowy, to już go tam nie ma?”. Odpowiedź okazała się takowa: „Nie ma tam sektora prasowego”.

8. Postanowiliśmy wyjść z trybuny, na której się znajdowaliśmy i wejść drugim wejściem, kilka metrów dalej. Po tym zabiegu, naszym oczom ukazał się… sektor prasowy! W niezmiennym od lat stanie, przygotowany do pracy. Okazało się, że intuicja nie zawiodła.

9. To nic, że przy tym drugim wejściu zażądali od nas dowodów osobistych, mimo że wcześniej już byliśmy na stadionie bez okazywania dokumentów tożsamości, a akredytacje mieliśmy zawiszone na szyi. Ci akurat okazali się po prostu większymi służbistami. Było to dziwne, ale wykonali swoją pracę.

10. Na obiekcie w Łęcznej nigdy nie mieliśmy problemów, zawsze akredytacje były przygotowane, bardzo pomocny raz był Sławomir Nazaruk, warunki do pracy są dobre, tak więc nie możemy mieć zastrzeżeń do klubu Górnik Łęczna. Jednak ochrona w całej Polsce niestety raz po raz popisuje się głupotą i totalną ignorancją. Nie wspominając, że tak naprawdę prawie nigdy nikt nic nie wie. Ale sprawa z „prasówką” okazała się przegięciem.

11. Przez całą sytuację relację radiową rozpoczęliśmy od ok. 8. minuty meczu. Wtedy GKS przegrywał już 0:1, o czym nie mieliśmy szans poinformować na żywo. Także i materiały video okazały się uboższe, zarówno u nas, jak i na oficjalnej stronie GKS (podróżowaliśmy razem)…

12. Na stadionie w Łęcznej po raz pierwszy od dłuższego czasu mieliśmy mecz z młynem na trybunach. Górnik wrócił do swojej tradycyjnej nazwy, a na trybuny wrócili kibice. Od razu atmosfera była lepsza, bo poprzednie mecze toczyły się w niemal absolutnej ciszy (choć trener Piotr „Michał Bajor” Rzepka twierdził, że atmosfera wówczas była wspaniała). Szkoda tylko, że zabrakło kibiców GieKSy.

13. Początki meczów wyjazdowych z Łęczną są ostatnio dla GKS tragiczne. Rok temu już w 3. minucie Kamil Oziemczuk dał prowadzenie gospodarzom. Dwa lata temu do przerwy co prawda było 0:0, ale już po 30. sekundach drugiej części gry ukłuł nas Wojciech Łuczak. Teraz w 4. minucie gola zdobył Łukasz Zwoliński.

14. Trenerzy niby spokojnie oglądali mecz, ale zdarzyły im się poważne wybuchy złości. Jurij Szatałow, gdy Sergiusz Prusak raz bezsensownie według szkoleniowca wybił piłkę, Kazimierz Moskal – 2 razy – gdy po stratach Sławomir Duda i Rafał Pietrzak stawali w miejscu i rozpamiętywali coś, zamiast gonić rywala.

15. Czerowna kartka dla Łukasza Budziłka została pokazana niesłusznie. Co prawda z trybun wyglądało to rzeczywiście na bardzo ostry atak, ale po pierwsze – nie trafił w Sebastiana Szałachowskiego, po drugie – noga wcale nie była uniesiona aż tak bardzo wysoko. Jeśli sędzia za takie coś pokazuje czerwoną kartkę, to powinien zastanowić się nad sytuacją z Mundialu ’82, kiedy bramkarz RFN Harald Schumacher staranował i wybił zęby francuskiemu zawodnikowi Patrickowi Battistonowi. Filmik do obejrzenia tutaj. Porównajmy obie sytuacje i dojdźmy do wniosku, że Budził powinien dostać tylko żółtko.

16. Szałachowski po meczu powiedział, że po tym starciu mógłby mieć połamane obie nogi. Tak doświadczony zawodnik, wiele lat w Legii Warszawa, a wypowiada się jak klasyczny – za przeproszeniem – pizduś. To twarda gra, więc taką postawę zostawmy może Jakubowi Koseckiemu z Legii.

17. Po czerwonej kartce Łukasz Budziłek obserwował poczynania kolegów z trybuny. Próbował ich zagrzewać, ale momentami można było odnieść wrażenie, że robił to bez większego przekonania. Sam mecz nie rozwijał się optymistycznie, więc można to zrozumieć.

18. Po meczu, zanim rozpoczęła się konferencja prasowa, jeden pan (odpowiedzialny za przygotowanie sali) zaczął rozstawiać krzesełka. Przesuwał je odsuwał, ustawiał w rzędy, to na lewo, to na prawo, to tam, to z powrotem. Trzeba przyznać – istny sztukmistrz, żonglerka nie jest mu obca.

19. To był piąty z rzędu przegrany mecz GKS w Łęcznej. Tak tragicznej passy GKS nie ma nigdzie. Nawet w Świnoujściu, gdzie łoją nas regularnie, przydarzył się jeden remis. Stadion jest przeklęty, bo nie tylko GKS tam przegrywa, ale też gra bardzo słabo.

20. Pocieszające jest to, że u siebie GKS z tym rywalem ostatnio regularnie wygrywa. Było już 4:2, 1:0 i 1:0. Liczymy na podtrzymanie tej passy wiosną.



1 Komentarz
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

1 Komentarz

  1. Avatar photo

    Markus

    4 września 2013 at 14:31

    Kazek, chytej te towarzystwo za ryj póki czas. Jeśli ftoś se robi podśmiechujki na ławie kiedy drużyna przegrywo, to coś tu qrwa niy je halo. Jeśli komuś niy zależy- „WYPIERDOLIĆ”. Awans może poczekać, ale niech grajom Ci, kierym zależy. Zarząd tu stoi murem i na pewno kopaczom niy udo siye zwolnić trenera.

Odpowiedz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Piłka nożna

Losowanie PP: Koncert życzeń GieKSa.pl

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Już jutro o godzinie 12:00 w siedzibie TVP Sport odbędzie się losowanie 1/8 finału Pucharu Polski. W stawce pozostało już tylko 16 drużyn: 10 ekip z ekstraklasy, 4 drużyny z I ligi, 1 z II ligi oraz 2 z III ligi. Postanowiliśmy podzielić się z Wami naszymi typami i marzeniami dotyczącymi rywala w nadchodzącej rundzie. A co przyniesie los? Zobaczymy już we wtorkowe południe.

Fonfara
Ciekawym pojedynkiem bez wątpienia byłby mecz z Polonią Bytom i możliwość spotkania Jakuba Araka, który właśnie w naszym klubie się przecież odblokował. Najgorszymi opcjami wydają się być Raków Częstochowa i Piast Gliwice, bowiem rywale o takim podejściu do piłki nożnej dodatkowo zabierają kibicom chęć przychodzenia na mecze w środku tygodnia.

Kosa
Na pewno chciałbym uniknąć (dokładnie w takiej kolejności): Górnika, Jagiellonii, Rakowa i Lecha. Z pozostałymi ekstraklasowiczami możemy zagrać, choć oczywiście preferowałbym wtedy domowe spotkanie.

Natomiast z pewnych wyjazdów, czyli wylosowania drużyn z niższych lig, to ciekawie wyglądałaby Avia (niedaleko, niska liga) oraz Polonia Bytom (lokalnie, dawno nie graliśmy). Wyjazdowicze nie obraziliby się zapewne także na Śląsk we Wrocławiu.

Ciekawostką jest to, że jeśli wylosujemy na wyjeździe Raków, Widzew, Jagiellonię lub Lechię, to… w 2025 roku zagralibyśmy aż trzy wyjazdowe spotkania z tymi rywalami.

Flifen
Najśmieszniej byłoby zagrać przeciwko Wiśle Kraków lub Pogoni Szczecin. W przypadku wygrania z jakimikolwiek kontrowersjami, z którymkolwiek z tych klubów, content na Twitterze Alexa Haditaghiego bądź Jarka Królewskiego byłby nieziemski. Natomiast pod względem poziomu sportowego i kibicowskiego dobrym losowaniem byłaby Polonia Bytom, która powinna być na spokojnie do ogrania, a i frekwencja w takim meczu nie powinna zawieść.

Misiek
Najbardziej chciałbym zagrać z Avią Świdnik lub Zawiszą Bydgoszcz lub Polonią Bytom, ponieważ to są stadiony, na których jeszcze nie byłem. Najbardziej nie chciałbym zagrać z Rakowem Częstochowa, ponieważ znów byłyby dwa mecze koło siebie w pucharze i w lidze, oraz nie widzi mi się wyjazd do Chojnic w środku tygodnia z powodu mało atrakcyjnego rywala i odległości.

Kazik
Z osobistych pobudek to Śląsk Wrocław, w zeszłym sezonie nie było mi dane tam pojechać, a teraz może się uda. Nie wiem, gdzie Polonia Bytom będzie grała ewentualnie ten mecz, ale jechać tam na ten orlik ze sztuczną trawą i granulatem niespecjalnie mi się uśmiecha… jeszcze Jakub Arak coś strzeli, a lubię go i nie chcę tego zmieniać 🙂

Marek
Przez tyle lat czekaliśmy na Puchar Polski jak na okno do Ekstraklasy z nadzieją, aby uchyliło się chociaż odrobinę i pozwoliło oddychać tym samym powietrzem co krajowa elita… Dzisiaj tuzy Ekstraklasy otwierają listę drużyn, z którymi nie chcemy grać na tym etapie. To najlepszy dowód na to, jaki skok wykonaliśmy przez ostatnie dwa lata: nomen omen lata świetlne! Z uwagi na zależności rodzinne (kuzyni z Dolnego Śląska kibicujący Śląskowi) najbardziej chciałbym trafić Śląsk na wyjeździe. U siebie zdążyliśmy zagrać i razem z kuzynami oglądaliśmy to „widowisko” na starej Bukowej. We Wrocławiu z uwagi na Święta nie mieliśmy szans się spotkać. Poza tym z uwagi na cykl „Okiem rywala” łapię kontakt z przedstawicielami innych klubów – z jednymi gorszy, z drugimi lepszy i czasem wbijamy sobie różne szpilki 😉 Tym kluczem chciałbym trafić na Widzew (pozdrawiam Michał) lub Koronę (piona Michał i marxokow). Górnik za to dopiero w finale, najlepiej na Śląskim, bo 3 maja córka ma komunię, więc logistyka byłaby łatwiejsza 😂 Rywali z niższych lig trochę się boję, z uwagi na stan boiska w grudniowe popołudnie, ale bytomski orlik powinien być wtedy jak najbardziej zdatny do użytku 😜 Tak czy inaczej, sam fakt, że w listopadzie rozmawiamy jeszcze o GieKSie w Pucharze Polski jest dla mnie powodem do uśmiechu. Czas na kolejny krok w stronę Narodowego.

Błażej
Przede wszystkim dla mnie zawsze liczy się awans, a będzie łatwiej o kolejną rundę, grając z niżej notowanym rywalem. By nie jeździć daleko, życzyłbym sobie Avię Świdnik. Polonia Bytom niby fajny rywal, ale chyba tylko jeśli mielibyśmy grać na Śląskim. Granie na Orliku w grudniu z rywalem, który dobrze się prezentuje, może nie być takie proste. Jak mamy grać z kimś z Ekstraklasy to najlepiej u siebie z Piastem. Widać po wywiadach, że trenerowi Górakowi zależy mocno by w tym roku grać w PP na wiosnę, pewnie taki cel postawili sobie przed drużyną i chcą go skutecznie realizować. Fajnie byłoby to zrealizować, bo granie na wiosnę w PP byłoby małą nowością dla nas.

Jaśka
Ja napiszę króciutko: wszyscy byle nie Górnik, mamy ostatnio złe wspomnienia z nimi odnośnie pucharu Polski.

Shellu
Na pewno nie chciałbym trafić na Wisłę Kraków. Nie dość, że mecz na wyjeździe, to jeszcze z piekielnie mocnym i rozpędzonym rywalem. Spokojnie – zmierzymy się z nimi w ekstraklasie. Zdecydowanie chciałbym też uniknąć Korony czy Górnika. Jeśli chodzi o zespoły z ekstraklasy, to nie pogardziłbym Widzewem, nawet jeśli byłby na wyjeździe. Musimy tę ekipę w końcu przełamać. Polonia Bytom i Śląsk Wrocław nie byłyby złe. Nie pogardziłbym także powrotem do Chojnic, z uwagi na ładnie położony stadion i dobre wspomnienia. A najbardziej kuriozalnym losowaniem będzie Raków na wyjeździe i dwa mecze przy Limanowskiego w grudniowym mrozie – na tym najzimniejszym stadionie w Polsce 😉

Kontynuuj czytanie

Galeria Piłka nożna

Kurczaki odleciały z trzema punktami

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Zapraszamy do drugiej fotorelacji z wczorajszego wieczoru. GieKSa przegrała z Piastem Gliwice 1:3.

Kontynuuj czytanie

Felietony Piłka nożna

Plagi gliwickie

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

No i po raz kolejny potwierdziło się, jak dziwna bywa piłka. Przynajmniej jeśli przekładamy matematykę na boisko. I punkty oraz miejsca w tabeli. Matematycznie Piast nie miał prawa z nami wygrać, statystycznie niby też, choć patrząc na rachunek prawdopodobieństwa, kiedyś musieli to drugie zwycięstwo osiągnąć. Stało się i nikt w Katowicach nie jest z tego powodu zadowolony. Faktem jest, że Piast na to zwycięstwo zasłużył, choćby dlatego, że był bardziej zdeterminowany. Jednak czy był lepszy na tyle, aby dokonać takiej deklasacji?

Śmiem twierdzić, że jakby taki mecz powtórzyć, to wcale nie byłoby oczywiste, że goście znów by wygrali. Zwycięstwo odnieśli zasłużone, jednak splot różnego rodzaju okoliczności – tak nieszczęśliwych dla GKS, a fortunnych dla gliwiczan spowodował, że wykorzystując sposobność z zimną krwią, zainkasowali trzy punkty. Ale tę sposobność najpierw musieli mieć.

Zaczęło się od kontuzji Mateusza Kowalczyka. Zawodnik jeszcze próbował po obiciu okolic nerki pozostać na boisku, ale sam po chwili poprosił o zmianę. Kontuzja niepiłkarska, więc w tej chwili najważniejsze jest po prostu jego zdrowie i miejmy nadzieję, że ostatecznie nie będzie to nic poważnego. Potem w kilka minut katowiczanie stracili dwie bramki. Najpierw fatalnie zachowali się w obronie, bo Drapiński był kompletnie niepilnowany i wystarczyło mu tylko dołożyć stopę do piłki, aby pokonać Rafała Strączka. No a potem Lukas Klemenz też jakoś intuicyjnie chciał wybić piłkę, ale pokonał własnego bramkarza. Mieliśmy nadzieję na ten rzut karny, ale po analizie VAR sędzia Raczkowski podyktowaną jedenastkę anulował – słusznie, bo faulu nie było. I tak mieliśmy jeszcze szczęście, bo tych plag mogło być więcej – w początkowej fazie meczu na boisku opatrywany był Bartosz Nowak, interwencja medyczna była też przez chwilę potrzebna Wasylowi. Mimo wszystko za dużo tych nieszczęść, jak na jeden mecz.

Problem jest taki, że po pierwszej połowie, gdy GKS przegrywał 0:2 i nie miał nic do stracenia, myśleliśmy, że nasz zespół rzuci się na przeciwnika i wybije im z głowy myśl o punktach. Miało być tak, że goście będą żałowali, że te dwa gole strzelili. Nic takiego nie miało miejsca. Druga połowa była równie zła jak pierwsza albo nawet gorsza. GieKSa biła głową w mur, kompletnie nie potrafiąc zagrozić bramce Placha. Piast wyprowadzał kontry, z czego jedną wykorzystał i gliwicki Di Maria zamknął spotkanie. A mogło być jeszcze wyżej, bo nasz zespół tak się odkrył, że rekordowa porażka na Nowej Bukowej stawała się coraz bardziej realna. Bramka Lukasa Klemenza na koniec tylko dała drobną korektę na wyniku. Osobliwe jest to, że Lukas strzelił w tym meczu do właściwej i niewłaściwej siatki, jeszcze bardziej osobliwe, że powtórzył tego typu wyczyn Arkadiusza Jędrycha sprzed… dwóch meczów.

Trzeba przyznać, że Piast zagrał kapitalnie w defensywie. Zneutralizował nasz zespół kompletnie, dodatkowo nie bronił się jakoś bardzo głęboko, GKS skutecznie był wypychany, a wszelkie próby licznych prostopadłych podań ze strony piłkarzy Góraka kończyły się „sukcesem” Piasta. No i właśnie to mam na myśli, pisząc, że mecz mógł się potoczyć inaczej. Bo trzeba przyznać, że pomysł na mecz z podaniami za plecy – czy to długimi w powietrzu, czy bardziej po ziemi, wyglądał na całkiem niezły i nawet próby nie były najgorsze. Czujność obrońców Piasta była jednak na wysokim poziomie. Gdy już taka piłka przeszła, to albo Adam Zrelak został wzięty w kleszcze (sytuacja z odwołanym karnym), albo Ilja Szkurin był na spalonym po podaniu Wędrychowskiego (ale i tak Białorusin trafił w Placha).

Problem widzę inny. GieKSa chyba za bardzo postawił na tę kwestię czysto piłkarską. Chcieliśmy ten mecz wygrać umiejętnościami i kunsztem, a zabrakło walki wręcz. Piast tę „grę w piłkę” od początku meczu próbował nam wybić z głowy i zrobił to skutecznie. Nie mieliśmy więc – tak jak na wiosnę – łupanki, którą trudno było nazwać meczem piłkarskim. Mieliśmy GieKSę, która w piłkę chciała grać i Piasta, który był jednak dużo bardziej zdeterminowany do walki. Nie odbieram oczywiście Piastowi tego, że w kluczowych momentach też pokazał umiejętności, bo to jest oczywiste. Poziom agresji jednak zdecydowanie był po stronie zawodników Myśliwca i teraz to oni okazali się „zakapiorami”. Trochę to wyglądało tak, jak na szkolnym korytarzu, kiedy z klasowym łobuzem kujon chce rozmawiać na argumenty. I ma je sensowne, logiczne, tylko co z tego, skoro łobuz wyprowadził szybki cios i kujonowi tylko spadły okulary z nosa…

Ogólnie nie chcę jakoś specjalnie krytykować tego sposobu naszej gry, natomiast wygląda na to, że sztab trenerski się przeliczył, a przez to, że do przerwy było już 0:2, trudno było to skorygować. Osobiście chciałbym, żeby GKS dążył do gry w piłkę i generalnie nie będę o to miał pretensji. Czasem jednak być może trzeba postawić na proste i bardziej… prymitywne środki. To tak jak z tym rozgrywaniem od tyłu, kiedy różne drużyny nieraz tak bardzo chcą ten schemat utrzymywać, że czasem, zamiast po prostu wywalić piłkę w oczywistej sytuacji, klepią ją sobie trzy metry od bramki i za chwilę dostają gonga.

A już nie bawiąc się w porównania, metafory i piękne słowa. Piast po prostu od początku meczu zaczął dosłownie spuszczać wpierdol naszym piłkarzom, a ci nie potrafili odpowiedzieć tym samym. I też dlatego przegraliśmy. Z Koroną GieKSa potrafiła pójść na noże. W meczu derbowym – zupełnie nie.

Wracając do tematu bramek samobójczych – to niesłychane, że GKS ma ich w tym sezonie już pięć. I solidarni są ze sobą środkowi obrońcy, bo już każdy z nich ma po jednym takim trafieniu. Piątego samobója zaliczył Kowal w Łodzi. Wiadomo, że jest to często pech, ale skoro sytuacja się powtarza – to jest jakiś defekt, nad którym pewnie trzeba popracować. Jest to jakaś niefrasobliwość naszych zawodników, może czasami wręcz lekka niechlujność.

Nie ma co płakać. Już nie będę się rozpisywał na temat opinii niektórych kibiców, bo poświęciłem na to poprzednie felietony i… straciłem sporo nerwów. Teraz nawet nie czytałem (jeszcze) wielu komentarzy, ale jeśli natknąłem się po tej porażce znów na zdanie jednego ancymona, że mamy fatalnego trenera, fatalnych piłkarzy i zespół na co najwyżej pierwszą ligę, to wiem po prostu, że mam do czynienia z osobą niezbyt lotną. Tyle.

Sam nie wierzyłem, że możemy ten mecz przegrać. Nie sądziłem natomiast, że zwycięstwo będzie formalnością. A już na pewno nie spodziewałem się, że Piast nas tak rozjedzie. Ten mecz ostatecznie był fatalny. Nie wychodziło nam nic. Piastowi wyszło wszystko. Powtórzę – wykorzystali wszystkie swoje sposobności otwierające im drogę do zwycięstwa. To oni byli wyrachowani. Ale matrycą była agresja.

Październikowo-listopadowy piękny sen z serią czterech zwycięstw się skończył, przyszła szara jesienna rzeczywistość. Jednak dziś jest kolejny dzień, a wkrótce następne. GieKSa to nie jest drużyna perfekcyjna i jeszcze nie jest na tyle dobra, żeby takie mecze jak z Piastem zdecydowanie wygrywać. Absolutnie jednak nie jesteśmy tak słabi, żeby znów mówić, że zlecimy z hukiem z ekstraklasy. Mogliśmy stworzyć sobie ultra-komfortową sytuację przed końcem rundy jesiennej. Nie udało się. Nadal musimy punktować, żeby zadomowić się mocniej w środku tabeli.

Przed nami przerwa reprezentacyjna, a po niej piekielnie ciężkie spotkania. Tak jak pisałem, o punkty będzie niebywale trudno, ale musimy grać swoje. Może z większą różnorodnością środków, w zależności od rywala. Skoro jednak Piast wygrał z GKS, to dlaczego GieKSa ma nie móc wygrać z Jagiellonią? W tej lidze wszystko jest możliwe. I katowiczan stać na punktowanie nawet z Jagą, Pogonią i Rakowem.

Także GieKSiarze nie ma co się załamywać i wchodzić w jakieś smuty. Zostawmy to ludziom, dla których frustracja jest życiowym paliwem. Niech dla nas paliwem będzie nieustający optymizm – oparty na faktach i doświadczeniu. Doświadczeniu takim, że GieKSa jeszcze dopiero co potrafiła bardzo dobrze grać w piłkę, być lepsza od przeciwników i wygrywać mecz za meczem.

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga