Felietony
Pucharowy apel do panów piłkarzy
Nie będę się tu silić na jakiś wielkie słowa motywacyjne. Będzie apel, ale co z tym zrobią piłkarze, to ich sprawa. Nie ufam grupie zawodowej zwanej „piłkarze nożni”. Dla mnie to jedna z najbardziej zdemoralizowanych, nieambitnych, roszczeniowych do granic możliwości, wiecznie pokrzywdzonych grup społecznych. Wszystko im się należy, od siebie nie muszą dawać nic, dodatkowo są chronieni bardziej niż osoby niepełnosprawne, bo nawet jeśli jeden z drugim ostentacyjnie olewa swoje obowiązki, to nie można mu tego udowodnić, ani tym bardziej rozwiązać kontraktu.
Zarabiają wielkie pieniądze, a proporcjonalnie do swojego braku umiejętności i zaangażowania, wręcz niebotyczne. W wielu innych zawodach są prawdziwi fachowcy lub przynajmniej bardzo solidni i godni zaufania pracownicy, którzy z trudem wiążą koniec z końcem. W piłce nożnej jest tak, że gra sobie taki pierwszoligowiec w ogonie tabeli, kompletnie nie ma pojęcia o technice i taktyce, do roboty przychodzi na dwie godziny potykać się o własne nogi, a na koniec tygodnia skacowany włazi na boisko i wkurwia kibiców. A potem pierwszy w kolejce, że gdy nie ma dwóch wypłat, nie ma co do garnka włożyć, bo nie potrafił odłożyć z kilkunastotysięcznej pensji.
No dobra, ale przechodzę do rzeczy. Choć nie wierzę, że jakakolwiek motywacja może poskutkować (bo przerabialiśmy to milion razy), to spróbuję jednak dokonać wspomnianego apelu. Resztkami jakiegoś pomysłu i chyba tylko dlatego, że namówiono mnie, żebym napisał jakiś artykuł przed Pucharem Polski (choć pomysł chłopaki z redakcji mieli inny hehe).
Panowie piłkarze drodzy, wspaniali, przeambitni. Trenera Paszulewicza już nie ma, rozegraliście jeden mecz z nowym szkoleniowcem jako pierwszym. Nie wygrywacie od sześciu meczów, generalnie gracie taką padlinę, że oczy bolą, a w meczu z Puszczą doszedł jeszcze jawny brak nie tylko pomysłu, ale i zaangażowania. Na czele z panem piłkarzem Bartoszem Śpiączką, który zamiast zmykać z boiska przy zmianie, gdzie pieprz rośnie, schodził tak, jakby co najmniej Nieciecza wygrywała z Legią 3:0. To był jeden z symboli tego spotkania.
Mocno was broniłem w swoich artykułach i kiepską postawę zrzucałem na karb totalnego chaosu, jaki wam zaserwował Paszulewicz. I tak – mam wrażenie – było. Sezon zawaliliście, ale jednak spodziewałem się, że z Puszczą, gdy nie ma już papierowego kata, choćby na złości zjecie tego średniego przecież rywala. A wyglądało na to, że jeszcze jesteście obrażeni na szkoleniowca, którego już nie ma, jak i na cały świat za wszelkie jego plagi. Rozumiem, że pomysłu na grę nie było, że macie sieczkę taktyczną w głowie (bo jak widzę i trener Dziółka nie do końca kontaktuje, o co w tym wszystkim chodzi). Jednak nawet nie mając założeń, nawet nie mając czegoś przećwiczonego, wymagam od starszych zawodników wprowadzenia minimum swojej inwencji, a od wszystkich zapierdalania po tym boisku. Nie było ani tego, ani tego. Po prostu przeszliście obok meczu tak, jak dziesiątki waszych poprzedników.
Wy się może dziwicie kibicom, że żegnały was takie okrzyki, ja natomiast nie dziwię się absolutnie. W ostatnich dwóch latach każdej drużynie i każdemu trenerowi kibice GieKSy dali tak potężny kredyt zaufania, że nie zdoła nikt tego spłacić w ciągu stu lat. Kibice powinni piętnaście razy opuścić ostentacyjnie stadion, trzydzieści razy nie dopingować i generalnie przestać się dokładać do waszych pensji. A jednak – i dwa lata temu, i rok temu i teraz – doping, doping, doping. Motywacja, motywacja, motywacja. Ci nieliczni oczywiście, bo wasza grupa społeczna przegoniła już z Bukowej tysiące fanatyków. Zostały tylko szajbusy, które kochają ten klub miłością bezwarunkową i mimo ciągłych upokorzeń – po prostu SĄ.
Swoją postawą w meczu z Puszczą powtórzyliście, to co robili wasi poprzednicy w ostatnich latach, czyli najgorsze z najgorszych.
U kibiców jesteście obecnie bardzo na cenzurowanym. No ale właśnie. Zbliża się mecz Pucharu Polski. W środę z Pogonią Szczecin. Mecz, który w całym tym obecnym piłkarskim marazmie, może spowodować, że zwiększycie sobie u kibiców te notowania. Jak i u mnie również.
Proponuję zapoznać się z „Listą Hańby”, jeśli chodzi o rozgrywki Pucharu Polski. Artykuł napisałem zaraz po zeszłorocznej kompromitacji w pierwszej rundzie w Tarnobrzegu.
https://gieksainfo.pl/lista-hanby-aktualizacja-po-tarnobrzeskiej-zenadzie/
Kilka cytatów:
„Słubice, Zdzieszowice, Niepołomice, Luboń, Głogów, Radom, Tarnobrzeg. To są miasta, z których pochodzą kluby, które eliminowały GKS Katowice z Pucharu Polski już w pierwszym dla naszego klubu meczu w tych rozgrywkach”.
„Można sobie zadać pytanie, które zadajemy od wielu lat – dlaczego w naszym klubie nikt nie traktuje Pucharu Polski poważnie? Dlaczego dziesiątki piłkarzy, kilku trenerów i działacze nie robią wszystkiego, by przynajmniej uniknąć kompromitacji w postaci odpadnięcia z teoretycznie słabszą – bo występującą w niższej lidze – drużyną. Dlaczego tak po prostu to trofeum – które kiedyś było chlubą naszego klubu – teraz po prostu wszyscy mają tak totalnie i to rok w rok w dupie?…”.
„Rok temu pisaliśmy, że przerażało nas to, iż wracając z Radomia, nie czuliśmy wielkiego zdenerwowania. Raczej obojętność. Dzisiaj ta obojętność była już do kwadratu. Jesteśmy już tak przywykli do klęsk serwowanych nam przez piłkarzy, że wracamy tak, jakby się nic nie stało. Jesteśmy trochę jak kobieta doświadczająca przemocy od męża, która jest już w takiej sytuacji, że kolejne akty przyjmuje już niby na znieczuleniu, zamraża się, nie czuje (bo jakoś musi się obronić przed systematyczną traumą)… A w środku tak cholernie boli, z bezradności, z poczucia oszukania…”.
Tak, trauma Pucharu Polski była i rok temu, i dwa lata temu i systematycznie kilka lat wstecz. Z drużynami z niższych lig. Zarówno trenerzy, jak i zawodnicy dostawali notorycznie po dupie i zabierali nam możliwość marzeń, że na Bukową przyjedzie Lech, Legia czy Wisła.
Dzisiaj macie Dzień Dziecka albo Gwiazdkę – wybierzcie sobie. Ten mecz spada wam właśnie jak ta gwiazdka z nieba. Nie dość, że poprzez reformę rozgrywek od razu dostajecie ekstraklasowego rywala, to jeszcze dostajecie go w takim momencie.
To nie jest tak, że jesteście już skreśleni, tak jak byli skreślani poszczególni piłkarze w poprzednich latach. Nawet mimo tego, że spektakularnie zawalcie sezon. Tak jak napisałem, jesteście na cenzurowanym, ale jeszcze wiele możecie zyskać. Właśnie począwszy od meczu Pucharu Polski. Właśnie od meczu z Pogonią Szczecin.
Dlaczego gwiazdka z nieba? Na nikim by w obecnej sytuacji nie zrobiło wrażenia, gdybyście grali z jakimś Huraganem Morąg. Natomiast pragnienie Ekstraklasy – tak nieosiągalnej, tak abstrakcyjnej – jest w Katowicach tak wielkie, że jej namiastka w Pucharze Polski to coś, co powoduje nadzieję, co powoduje emocje i co – w razie wygranej – może wam bardzo, bardzo pomóc.
Wygrywając z Pogonią, przynajmniej na chwilę, możecie stać się znów tymi „lubianymi” zawodnikami, możecie usłyszeć „dziękujemy” czy „to jest ta GieKSa”… no, nie z tym ostatnim chyba przesadzam. Ale jednak sporo możecie zyskać i odbudować część zaufania. Sezon ligowy jest zawalony, ale w Pucharze Polski można zdziałać wielkie rzeczy. Co udowodniło wiele klubów z niższych lig.
Co prawda, mam sporą wątpliwość, że taki apel w ogóle ma szansę poskutkować (po pierwsze piłkarze nie czytają naszej strony, o nie!), bo w analogicznej fatalnej sytuacji zaprzepaszczonego awansu, ówcześni piłkarze na wiosnę mogli bardzo poprawić sobie notowania u kibiców, wygrywając i spuszczając Ruch Chorzów do drugiej ligi. To jest tak nieprawdopodobne, że w sumie znienawidzeni wręcz przez sympatyków GieKSy zawodnicy mogli zyskać bardzo wiele i na odchodne dostać przynajmniej za to – podziękowanie i szacunek. Niestety z najsłabszą drużyną w najważniejszym prestiżowo meczu czternastolecia przerżnęli – z dużym prawdopodobieństwem w nieczystej rozgrywce. Nie mieli na tyle instynktu samozachowawczego i na tyle mądrej kalkulacji, by w tym jednym meczu zagrać przynajmniej na 70% i z dziećmi z Ruchu po prostu z uśmiechem na twarzy wygrać. Zostali na wieki wieków najbardziej frajerską ekipą w historii GieKSy.
Chciałbym, żeby tym razem było inaczej. Drodzy panowie piłkarze, przekalkulujcie to sobie, że nawet jak wam się nie chce grać, nawet jak jesteście słabi, nawet jeśli nie macie trenera i w ogóle nic nie macie – to tym jednym meczem na spory czas możecie sobie bardzo poprawić mentalną sytuację i nastawienie kibiców.
Pogoń Szczecin to nie jest jakaś wybitna drużyna. Choć ostatnio gra lepiej i wygrała z Wisłą – nadal nie ma podstaw twierdzić, że jest nie do ogrania.
Wszystko zależy od was – od jeżdżenia na dupie, orania tej trawy dla naszych trójkolorowych barw. I naprawdę dla samych siebie również.
Zróbcie to!
Hokej
Kompromitacja w Tychach
W 20. kolejce THL nasza drużyna wyruszyła do Tychów żeby zmierzyć się z miejscowym GKS-em.
Pierwszą tercję rozpoczęliśmy od szarpanej gry w tercji neutralnej. Dopiero w 4. minucie strzał na bramkę Fucika zdołał oddać Wronka, ale jego uderzenie nie sprawiło problemów bramkarzowi gospodarzy. W 7. minucie miejscowi wyszli na prowadzenie. W drugiej połowie pierwszej odsłony nasza drużyna stanęła przed szansą wyrównania wyniku za sprawą liczebnej przewagi. Pomimo oddania kilku groźnych strzałów, to żaden z naszych zawodników nie zdołał pokonać Fucika. W 19. minucie fantastyczną interwencją popisał się Eliasson ratując nas przed utratą drugiej bramki. Chwilę przed syreną kończącą pierwszą tercję Eliasson ponownie zachował czujność i pewnie obronił kolejne strzały gospodarzy.
Drugą tercję rozpoczęliśmy od zdecydowanego ataku na bramkę Fucika, blisko zdobycia bramki był Wronka i Varttinen. W 24. minucie gospodarze zdobyli drugą bramkę, wykorzystując liczebną przewagę. Kilkanaście sekund później gospodarze ponownie podwyższyli. W 25. minucie nastąpiła zmiana bramkarza w naszej drużynie. W 28. minucie czwartą bramkę dla drużyny gospodarzy zdobył Drabik, wykorzystując bierną postawę naszych obrońców. W 33. minucie w sytuacji sam na sam z Fucikiem znalazł się Dupuy, ale jego strzał był za lekki, by pokonać bramkarza gospodarzy. Na sam koniec drugiej odsłony gospodarze po raz piąty wbili krążek do naszej bramki.
Trzecią odsłonę rozpoczęliśmy od kilku strzałów na bramkę Fucika. Jednak to gospodarze ponownie znaleźli drogę do naszej bramki, zdobywając szóstą bramkę w tym meczu. Minutę później po raz siódmy do bramki trafił Viinikainen. Na sam koniec meczu bramkę honorową dla naszej drużyny zdobył Jonasz Hofman.
GKS Tychy – GKS Katowice 7:1 (1:0, 4:0, 2:1)
1:0 Filip Komorski (Valtteri Kakkonen, Rafał Drabik) 06:16
2:0 Alan Łyszczarczyk (Rasmus Hejlanko, Valtteri Kakkonen) 23:23, 5/4
3:0 Mark Viitianen (Dominik Paś) 24:18
4:0 Rafał Drabik (Szymon Kucharski, Mateusz Bryk) 27:48
5:0 Mateusz Gościński (Hannu Kuru, Olli Kaskinen) 38:56
6:0 Hannu Kuru (Juuso Walli, Bartłomiej Pociecha) 45:23
7:0 Olli-Petteri Viinikainen (Alan Łyszczarczyk, Rasmus Hejlanko) 47:54
7:1 Jonasz Hofman
GKS Tychy: Fucik, Lewartowski – Viinikainen, Bryk, Łyszczarczyk, Komorski, Knuutinen – Kaskinen, Kakkonen, Jeziorski, Kuru, Heljanko- Walli, Pociecha, Karkkanen, Paś, Viitanen – Bizacki, Ubowski, Drabik, Kucharski, Gościński.
GKS Katowice: Eliasson, Kieler – Maciaś, Hoffman, Wronka, Pasiut, Fraszko – Varttinen, Verveda, Anderson, Monto, Dupuy – Runesson, Lundegard, Michalski, McNulty, Hofman Jo. – Chodor, Dawid, Hofman Ja.
Felietony Piłka nożna
Komu nie zależało, by zagrać?
Gdy wyjrzałem dziś za okno z pokoju hotelowego, zobaczyłem szron na pobliskich dachach. I tyle. Śniegu nie było ani grama, jedyne, co mogło nas przyprawiać o lekkie dreszcze to przymrozek i konieczność spędzenia tego meczu w tak niskiej temperaturze. Wiadomo jednak, że podczas dobrego widowiska można się porządnie rozgrzać i emocje sportowe niwelują jakiekolwiek atmosferyczne niedogodności. Głowiłem się, jak to jest, że w różnych rejonach Polski mamy atak zimy, a przecież okolice bieguna zimna, które teoretycznie najbardziej są narażone na popularny biały puch, tym razem są wolne od tego.
Gdy jechałem autobusem na mecz i zaczęło lekko prószyć – a było to o godz. 10.30 ani przez myśl nie przeszło mi, jak to się wszystko skończy. Po prostu – śnieg zaczął sobie padać, nie był to jakiś armagedon, a i same opady śniegu, choć były wyraźne, nie przypominały tych, które znamy z przeszłości.
Po wejściu na stadion zobaczyłem taką właśnie oprószoną murawę – niezasypaną. Białawo-zieloną lub zielonkawo-białą. Typowy widok, gdy mamy pierwsze opady śniegu w roku lub też szron po mroźnej nocy. Białe gunwo (że tak zejdziemy z romantycznej wersji o puchu) ciągle jednak z białostockiego nieba spadało. I w pewnym momencie rzeczywiście murawa stała się dość biała. Nie przeszkodziło to jednak obu drużynom oraz sędziom rozgrzewać się. Kibice wypełniali stadion, zwłaszcza ci z Jagiellonii jeszcze przed meczem głośno dopingując swój zespół. Sympatycy GieKSy powoli zaczęli wchodzić na sektor gości i też dali znać o sobie. Przyznam, że nie myślałem w ogóle o tym, że mecz może się nie odbyć. Nie miałem takiego konceptu w głowie.
Za łopaty wzięło się… kilka osób. Zaczęli odśnieżać pola karne. Wyglądało to tak, że na jednym skrzydle stało trzech chłopa i sami nie wiedzieli, jak się za to zabrać. „Gdzie kucharek sześć…” – powiedziałem Miśkowi. A na drugim skrzydle szesnastki jeden jegomość odśnieżył na kilka metrów szerokość pola karnego, pokazując, że „da się”. A tamci deliberowali. Do tej pory odśnieżone były tylko linie i wspomniany kawałek. Na drugim polu karnym natomiast jakiś artysta „odśnieżał” w taki sposób, że zagarniał, wręcz zdrapywał śnieg, zamiast go nabierać na łopatę. Nie trzeba być śnieżnym omnibusem, żeby wiedzieć, że średnio efektywna jest to metoda. Po niedługim czasie wszyscy położyli na to lachę i sobie poszli czy tam przestali działać.
Dopiero kilka minut przed meczem zorientowałem się, że sędzia się dziwnie zachowuje, wychodzi i sprawdza. Załączyłem Canal+, by nasłuchiwać wieści i tam było jasne, że arbiter Wojciech Myć sugerował, iż szanse na rozegranie tego spotkania są dość marne. Potem wyszedł na boisko jeszcze raz, ze swoimi asystentami i patrzyli, jak zachowuje się piłka. W moim odczuciu ta rzucana i turlana przez nich futbolówka reagowała normalnie, z odpowiednim odbiciem czy brakiem większego oporu przy toczeniu się po ziemi. Do końca miałem nadzieję, że mecz się odbędzie.
Sędzia jednak zadecydował inaczej. W wywiadzie dla Canal+ powiedział, że ze względu na zdrowie zawodników, a także ograniczoną widoczność – podejmuje decyzję o odwołaniu meczu. Podał też argument, że do pomarańczowej piłki przykleja się śnieg i tak jej nie widać. A linie, które zostały odśnieżone i tak za chwilę zostałyby zasypane.
Mecz się nie odbył.
Odniosę się więc najpierw do słów sędziego, bo już one są dla mnie kuriozalne. Odśnieżone linie po 40 minutach (także już po odwołaniu meczu) nadal były widoczne. I nie zanosiło się specjalnie na to, że mają zostać momentalnie zasypane. Nawet jeśli – to chwila przerwy w meczu lub po prostu w przerwie między dwiema połowami – pospolite ruszenie do łopat i gotowe. A argument o piłce to już kuriozum do kwadratu. Na Boga – przecież śnieg to nie jest jakiś klej czy oleista substancja. I nawet jeśli w statycznej sytuacji klei się do piłki, to jest ona cały czas KOPANA. Dla informacji pana Mycia – to powoduje drgania w futbolówce, a to (plus odbijanie się od ziemi) z piłki przyklejony kawałek śniegu strząsa. Więc naprawdę nie mówmy takich głodnych kawałków na głos, bo tylko wzmacniamy opinię o sędziach taką, a nie inną.
Trener Siemieniec już po decyzji mówił dla Canal Plus, że z punktu widzenia logistyki w rundzie jesiennej, nie na rękę jest im nie grać, w domyśle, że ten mecz trzeba będzie jeszcze gdzieś wcisnąć. Tylko przecież WIADOMO, że tego spotkania nie da się rozegrać jesienią, bo przecież po ostatnim meczu ligowym Jaga gra dwa razy w Lidze Europy plus jeszcze w środku grudnia zaległy mecz z Motorem. Więc z GKS musieliby zagrać tuż przed świętami, a przecież nikt przy zdrowych zmysłach nie przedłuży rundy GieKSie o dwa tygodnie z powodu zaległego meczu. Niech więc trener Adrian nie robi ludziom wody z mózgu. Poza tym trener powiedział, że ze względu na stan boiska, była to jedyna i słuszna decyzja i trudno nie było odnieść wrażenia, że z powodu napiętego terminarza właśnie TERAZ, dłuższy oddech dla Jagiellonii to najlepsze, co może ich spotkać…
A Rafał Górak? Bardzo dyplomatycznie mówił, że rozumie decyzję sędziów, ale chyba trzy razy podczas wywiadu dał do zrozumienia, jakie miał zdanie… Panowie za zamkniętymi drzwiami rozmawiali, każdy dał swoje argumenty. Trener zwrócił uwagę, że ze względu na szczelnie wypełniony sektor gości mogło to wyglądać inaczej. Że białe linie widać i przy dobrej woli organizatora, boisko można byłoby doprowadzić do stanu używalności. Że taki wyjazd bez meczu to dodatkowe koszty dla klubu. Jakbym więc miał typować, to pewnie wyglądało to tak „ej Rafał, wiesz, jak jest, jaką mamy sytuację, wiem, że nie jest to wam na rękę, ale zgódź się na przełożenie meczu, odwdzięczymy się dobrym winkiem”… Być może więc ze względu na solidarność kolegów po fachu i gentelmen’s agreement, szkoleniowiec, mimo że wolałby zagrać – nie oponował.
No i właśnie. To jest pytanie – czy komuś zależało, żeby wykorzystać opady i meczu nie rozegrać? Powiem wprost – reakcja organizatora meczu na tę „zimę” jest mocno zastanawiająca i nie wiem, czy Jagiellonia nie powinna z tego tytułu ponieść konsekwencji. Powtórzę – klub nie zrobił absolutnie nic, żeby ten mecz rozegrać. Począwszy od prognoz – przecież atak zimy w Polsce był już wczoraj, więc nie można było nie zakładać, że podobna sytuacja powtórzy się w Białymstoku. A jeśli tak, to przygotowuje się zastępy ludzi – choćby na wszelki wypadek – do tego, żeby boisko odśnieżyć. Pamiętacie, co było w zeszłym sezonie w meczu Radomiaka z Zagłębiem? Momentalnie, w ciągu kilku minut płyta po nawałnicy zrobiła się biała. Tam też było ryzyko przerwania i odwołania meczu. Ale ludzie robili, co w swojej mocy, odśnieżali, jak tylko się da i spotkanie zostało dokończone. Wczoraj w Rzeszowie kompletnie zasypany stadion został odśnieżony i mecz również się odbył. A w Białymstoku? Nie było chętnych czy nie miało ich być? Mogli nawet tych żołnierzy wziąć, co to zawsze są na trybunach. Cokolwiek. A tutaj kilku ludzi z łopatą zaczęło nieskładnie machać, ale chyba ktoś im powiedział, że to bez sensu – no i przestali.
Nie będę wnikał, czy na takim boisku można grać czy nie. Jak bardzo wpływa to na zdrowie zawodników. Wiem, że w przeszłości takie mecze się odbywały i nikt nie płakał i nie zasłaniał się ani zdrowiem, ani terminarzem. GieKSa taki mecz rozgrywała z Arką Gdynia – pamiętny z niewykorzystanym karnym Adamczyka – i jakoś się dało. Nie jest to może najbardziej estetyczne widowisko, ale mecz jest rozegrany i jest z głowy.
Natomiast tu nie chodzi o to, czy na zaśnieżonym boisku można grać. Chodzi o to, że nikt nie zajął się odśnieżaniem. Dlatego cała ta sytuacja ostatecznie wydaje mi się po prostu skandaliczna. Dosłownie godzinkę śnieg poprószył – bez jakiejś większej nawałnicy – i odwołujemy mecz.
I tak – piłkarze pojechali sobie na drugi koniec polski, by pobiegać na murawie stadionu Jagiellonii. Klub zapłacił za hotel, wyżywienie, przejazd. Teraz będzie to musiał zrobić drugi raz – najpewniej na wiosnę. Kibice zrywali się o drugiej w nocy, niektórzy pewnie nawet nie poszli spać, by stawić się na zbiórkę w ciemnych Katowicach. Jechali w tak wielkiej liczbie przez cały kraj – też przecież zapłacili za bilety i przejazd. I dostali w bambuko, bo paru osobom nie chciało się wyjść i doprowadzić boisko do jako takiego stanu.
Uważam, że PZPN czy Ekstraklasa, czy kto tam zarządza tym całym grajdołkiem, nie powinien przyzwalać na taką fuszerkę. To jest kupa kasy i czas wielu ludzi, którzy zdecydowali się do Białegostoku przyjechać. To po prostu jest nie fair.
Nieraz bywały jakieś sytuacje czy to z pogodą, czy wybrykami kibiców i kapitanowie lub trenerzy obu drużyn zgodnie mówili – gramy/nie gramy. Była ta wyraźna jednogłośność. A czasem spór. Grano nawet po zapaści Christiana Eriksena – choć tam akurat uważam, że ta decyzja była fatalna (choć z drugiej strony to Euro, więc logistyka dużo trudniejsza). Tutaj zabrakło determinacji, żeby mecz rozegrać. Rozumiem trenera Góraka, że podszedł dyplomatycznie do sprawy. Ja tego protokołu dyplomatycznego trzymać nie muszę i wysuwam hipotezę, że komuś na rękę był ten niezbyt wielki opad śniegu.
Dotychczas wielokrotnie pisałem i mówiłem, że cenię Jagiellonię i Adriana Siemieńca za to, jak łączą ligę i puchary. Byłem pod wrażeniem, że rok temu Jaga nie przełożyła spotkania z GKS na jesień, gdy sama była pomiędzy meczami z Ajaxem – trener gospodarzy dzisiejszego niedoszłego pojedynku mówił, że poważna drużyna musi umieć grać co trzy dni. Tym razem jednak w obliczu meczu z KuPS i końcówki ligi, takie zdanie przestało już zobowiązywać.
Nam nie pozostaje nic innego, jak przygotować się do sobotniego spotkania z Pogonią. Oby piłkarze GKS również wykorzystali fakt, że nie będą mieli Jagi w nogach i jak najlepiej mentalnie i fizycznie przygotowali się do spotkania z Portowcami. A z Jagiellonią i tak się już niedługo zmierzymy, bo za jedenaście dni w Pucharze Polski.
Kups!
Piłka nożna
Mecz z Jagiellonią odwołany!
W związku z atakiem zimy w Białymstoku i niezdatnymi według sędziego warunkami do gry mecz Jagiellonia Białystok – GKS Katowice został odwołany.




Mecza
24 września 2018 at 19:55
Shellu jest takie powiedzenie „głowa chce ale fizyka nie pozwala” wówczas spada jakość, czas reakcji i wygląda jakby komuś niezależało a to nieprawda.
Korek
24 września 2018 at 20:15
Wy na serio wierzycie że kopacze to czytają?
Jeśli będzie blamaż z Pogonią, i będzie widać brak ambicji i zaangażowana, to po szpilu trzeba pozbawić ich koszulek, i niech wypierdololo z klubu. Dość hańbienia barw, herbu i klubu.
Wierny i wytrwaly
24 września 2018 at 20:31
1 apel do Prezydenta Krupy abyposzukal odpowiedniego człowieka na stanowisko prezesa dlamnie most to śmieszne że prezes nie zna się na piłce to tak Jagny dowodca w armii nie znał strategi walki
abel
24 września 2018 at 21:21
Wierny i wytrwaly pogadaj o tym z mecza i irishmanem. Gdy wprost o tym pisalem to wymienieni wysmiewali mnie i twierdzili ze prezes to nie musi sie znac na niczym. Byle bylo na pensje i ciepla wode. Milo ze ktos mysli logicznie i nie jest naiwniakiem jak wymieniemi wyzej
Bomboo
24 września 2018 at 22:27
Tak poza tematem Gdzie odpowiedz PREZYDENTA KRUPY W SPRAWIE STADIONU zapomnieli ???????
Ja caly czas mysle ze wyniki sa od tego co Powie miasto lub przez te pie r do lone bukmachery w lidze . Jakies fortuny czy chuj wie co … teraz wpierdalaja a na wiosne bedzie wysoki kurs na nich i zaczna wygrywac Skoncza na 5 miejscu
Tom
24 września 2018 at 23:56
Ńiestety dyr Bartnik do odstrzału chłop bez doświadczenia
Trener do odstrzału bez doświadczenia
Prezes czasy sp Marianu juz sie dawno skończyły ale kurwa weź to za jaja
Sprowadz dobrego szkoleniowca chodźmy miał sie budżet uszczuplić fest
Bo inaczej sie nie da
Prezydencie Krupa co ze stadionem
pablo eskobar
25 września 2018 at 10:53
Troszke nierozumie mamy walczyc w pucharze a liga nam spie..a watpie aby teraz jak jestesmy na dnie potraktowali by to priorytetowo
Irishman
25 września 2018 at 11:02
@Mecza, też mi się tak wydaje.
Niestety ten mecz już praktycznie przegraliśmy, choćby się piłkarze zesrali. Duet stoperów Remisz-Lisowski już Puszcza ogrywała jak chciała (kiedy chciała). Pogoń, grając nawet drugim składem obnaży jego słabość.
Paweł
25 września 2018 at 12:48
Na fortunie: 2 drużyna strzeli +2,5 bramki kurs 4,35. Myśle, że warto zagrać.
Robson
25 września 2018 at 21:20
Jutro jak zwykle będę i liczę że piłkarze nas zaskoczą co nie zmieni mojego zdania w kwestii zmiany prezesa! ale na pewno odbuduje choć część wiary w piłkarską GieKSę !
PanGoroli
25 września 2018 at 23:39
A mnie się marzy taki scenariusz, że wychodzi drugi skład, i odstawieni przez Paszula wykorzystują szansę, i zadziwiają nas…