Dołącz do nas

Felietony Piłka nożna

Retro Szpil: GieKSa w Glasgow

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Niestety ze względu na panującą pandemię koronawirusa w dalszym ciągu zmuszeni jesteśmy czekać na powrót do normalnego życia, a co za tym idzie także na emocje związane z piłką nożną. Myślę, że dobrym sposobem na przetrwanie tego trudnego dla nas wszystkich czasu będzie swego rodzaju powrót do przeszłości.

Cofnijmy się zatem do września 1988 roku, kiedy to GieKSa dzięki wywalczeniu wicemistrzostwa Polski w sezonie 87/88 zdobyła przepustkę do gry w Pucharze UEFA. Była to dla nas czwarta szansa w historii by zaprezentować się na arenie międzynarodowej. W tamtym okresie w rozgrywkach o Puchar UEFA brały udział w sumie tylko 64 drużyny i nawet te z najlepszych lig na starym kontynencie musiały zaczynać zmagania już od pierwszej rundy. Z tego powodu już na starcie można było wylosować takie marki jak: AS Roma, Bayern Monachium, Inter Mediolan, Juventus Turyn, Ajax Amsterdam, Atletico Madryt czy Napoli z samym Diego Armando Maradoną w składzie. Dla nas los był jednak trochę bardziej łaskawy i przydzielił nam najbardziej utytułowany szkocki klub Glasgow Rangers.

Zespół naszych rywali był wtedy prowadzony przez grającego managera Graema Sounessa. Szkot trafił do Rangersów 8 kwietnia 1986 z Sampdorii Genua za 300 tysięcy funtów z misją przywrócenia dawnego blasku klubu z Ibrox. Rozpoczął się wówczas okres nazywany w historii klubu z Glasgow „The Souness Revolution”. Rangersi po 9 latach posuchy i braku mistrzowskiego tytułu już w pierwszym sezonie pod wodzą Sounessa triumfowali w Scottish Premier Division. Sezon 87/88 okazał się już jednak mniej udany dla szkockiego managera i jego podopiecznych co poskutkowało zajęciem dopiero 3 miejsca w ligowej tabeli.

O sile zespołu Graema Sounessa stanowili wtedy przede wszystkim sprowadzeni przez niego Anglicy. Do tej grupy należeli, chociażby tacy zawodnicy jak obrońca Terry Butcher z Ipswich Town czy bramkarz Chris Woods z Norwich City. Oboje byli etatowymi reprezentantami swojego kraju. Do transferów angielskich zawodników do szkockiego zespołu z pewnością jednak by nie doszło, gdyby nie fakt, że angielskie kluby były zawieszone w występach w europejskich pucharach na okres pięciu lat za wydarzenia z Heysel z 1985 roku.

Niekwestionowaną gwiazdą zespołu był jednak szkocki napastnik Ally McCoist. Prawdziwa maszynka do zdobywania goli. Sezon poprzedzający rywalizację Rangersów z GieKSą zakończył z 42 golami zdobytymi we wszystkich rozgrywkach.

Dla Graema Sounessa i jego zawodników rywalizacja z GKS-em Katowice nie była pierwszą okazją do wizyty na Górnym Śląsku. Sezon wcześniej los przydzielił im w drugiej rundzie Pucharu Mistrzów zespół Górnika Zabrze. Szkoci po zwycięstwie u siebie 3:1, zremisowali w Zabrzu 1:1, co pozwoliło im przejść dalej. Dwa gole dla „The Gers” w dwumeczu z Górnikiem zdobył wyżej wymieniony przeze mnie supersnajper Ally McCoist.

Manager Rangersów w wywiadzie dla klubowych mediów w takich oto słowach wypowiadał się na temat nadchodzącej rywalizacji w pierwszej rundzie Pucharu UEFA z GieKSą:

”Rozpoczynamy naszą drogę do chwały przeciwko mało znanemu GKS-owi Katowice, stosunkowo młodemu klubowi jak na Europejskie warunki. To zadziwiające, że wylosowaliśmy po raz czwarty z rzędu zespół z Europy Wschodniej (sezon wcześniej Rangersi trafiali na Dynamo Kijów, Górnik Zabrze i Steaua Bukareszt), ale oczywiście akceptujemy to. Walter Smith (asystent Sunessa) widział GKS w akcji i z jego raportu wynika, że nie powinniśmy lekceważyć polskiego zespołu. Mogą nie być rozpoznawalną marką na Europejskiej scenie, ale nie ma już dziś łatwych spotkań w pucharach”.

Jak widać teoria o tym, że w Europie nie ma już słabych drużyn była już także powtarzana ponad 30 lat temu. Mimo wszystko Szkoci podchodzili do rywalizacji z GieKSą bardzo poważnie i nie było mowy o lekceważeniu ekipy prowadzonej przez Władysława Żmudę.

Dla Graema Sounessa i Władysława Żmudy ta rywalizacja miała również dodatkowy smaczek. Była to okazja dla tego pierwszego do wzięcia rewanżu za porażkę z 1983 roku w ćwierćfinale Pucharu Europy Mistrzów Klubowych. Prowadzony wtedy przez Żmudę Widzew Łódź pokonał 4:3 (2:0,2:3) w dwumeczu Liverpool z Sounessem w składzie.

Mecz sprzed pięciu lat nie umknął uwadze także szkockiej prasie, która zapowiadała potyczkę na Ibrox jako osobisty rewanż Graema Sounessa.

.

Dzień wcześniej dziennikarze z „Evening Times” poświęcili także na swoich łamach trochę uwagi GieKSie umieszczając artykuł zatytułowany „Polacy przylatują z ostrzeżeniem”. Zaraz po przylocie naszego zespołu do Glasgow, dziennikarze wypytali ówczesnego szkoleniowca GKS-u o jego odczucia przed zbliżającym się spotkaniem oraz o jego opinię na temat Rangersów.

Władysław Żmuda –„Jesteśmy zdeterminowani, by wywieźć stąd dobry rezultat z powrotem do Polski i jesteśmy w stanie to zrobić… Wiem wszystko o formie Rangersów, ale my także gramy bardzo dobrze i jesteśmy liderem naszej ligi po pierwszych sześciu spotkaniach z 11 punktami na koncie”

”Przyjechaliśmy tutaj w optymistycznym nastroju i jesteśmy pewni, że wrócimy do domu co najmniej z remisem, który da nam realną szansę w drugim meczu”

Żmuda skomentował także możliwą absencję z powodu kontuzji najlepszego strzelca Rangersów McCoista oraz defensywę rywala:

”McCoist jest bardzo dobrym strzelcem i jeśli nie zagra, będzie to korzyścią dla nas… ale wiem również, że obrona Rangersów będzie trudna do przełamania. Podziwiam Terry’ego Butchera”

.
Prawdziwą perełką jest z pewnością zdjęcie okraszające artykuł z naszymi zawodnikami trzymającymi szkocki dziennik.

Zdecydowanie więcej miejsca GieKSie poświęcił natomiast „Rangers Matchday Magazine”, w którym umieszczono opisy zawodników oraz przybliżono historię klubu.

“Nowicjusze na Europejskiej scenie piłkarskiej” – tak Szkoci zatytułowali tekst w gazetce meczowej, który miał przedstawić ich kibicom sylwetkę GieKSy.

.
„GKS Katowice jest nie tylko względnie nowy na Europejskiej scenie, powstał zaledwie 24 lata temu na Śląsku w Polsce w wyniku połączenia dwóch istniejących Katowickich drużyn Dębu i Rapidu, które nie osiągały większych sukcesów.

Klub nie  tylko został utworzony dla piłki nożnej, ale uruchomiono także sekcje hokeja na lodzie, szermierki i zapasów. Mieszkańcy Katowic stolicy Śląska byli niezadowoleni z sukcesów klubów z mniejszych miast w regionie takich jak Zabrze, Chorzów, Bytom i Sosnowiec. Pragnęli silnej drużyny zlokalizowanej w największym mieście w regionie i GKS przeszedł długą drogę w krótkim odstępie czasu, by im to zapewnić.

Grali na szczeblu pierwszej ligi Polskiej w latach 1966 – 1971, 1978 – 1980 oraz nieprzerwanie od 1983 roku, a swój debiut w Europejskich pucharach zaliczyli w sezonie 1970-71 w Pucharze Miast Targowych. Dość pechowo wylosowali w pierwszej rundzie FC Barcelonę, ale pokazali się z dobrej strony, przegrywając jedynie 4:2 w dwumeczu. Jednakże przez kolejne 16 lat kibice GKS-u nie doświadczyli Europejskich Pucharów. Katowiczanie zakwalifikowali się do nich w wielkim stylu, kiedy to zdobyli ich pierwszy i jak dotąd jedyny tytuł wygrywając Puchar Polski w sezonie 1985-86. Rok wcześniej w finale po rzutach karnych ulegli Widzewowi Łódź, ale za drugim razem byli nie omylni. Oszołomili całą piłkarską piłkę, pokonując lokalnego rywala Górnika Zabrze aż 4:1. W pierwszej rundzie Pucharu Zdobywców Pucharów pokonali w dwumeczu Islandzki Fram Reykjavik 4:0, ale w kolejnej rundzie odpadli ze Szwajcarskim Sionem po przegranej 2:5 w ogólnym rozrachunku. W kolejnym sezonie (86-87) GKS ponownie doszedł do finału Pucharu Polski, w którym przegrał ze Śląskiem Wrocław, ale dzięki wysokiej lokacie w ligowej tabeli zakwalifikował się do rozgrywek Pucharu UEFA. Ponownie jednak ich przygoda w pucharach była krótka, bo już w pierwszej rundzie odpadli z rumuńskim Sportul Studentesc po porażce 3:1 w dwumeczu.

Władysław Żmuda to trener GKS-u, notujący dobre wyniki w Polskim futbolu, dwukrotnie zdobywał tytuł mistrzowski, prowadząc Widzew Łódź. Swoją piłkarską karierę rozpoczynał w małym klubie Slavia Nowa Ruda, ale sławę zyskał, dopiero kiedy przeniósł się do Śląska Wrocław, dla którego ogromnie się zasłużył.
Zawiesił buty na kołku w wieku 32 lat i dołączył do sztabu szkoleniowego Śląska Wrocław, z którego później trafił do Górnika Zabrze, gdzie wygrał Drugą Ligę Polską. Zaliczył także krótki pobyt w GKS-ie, zanim odszedł do Widzewa, z którym święcił mistrzowskie tryumfy. Doprowadził także Widzew do półfinału Pucharu Mistrzów w sezonie 198-83, pokonując w ćwierćfinale Liverpool mający w swoim składzie Graema Sounessa. Żmuda miał jeszcze krótki epizod w Ruchu Chorzów, zanim ponownie trafił do GKS-u Katowice. W ubiegłym sezonie doprowadził GKS do najlepszej lokaty w historii, plasując się na drugim miejscu w Polskiej lidze. Jest zdeterminowany, by zdobyć z klubem ich pierwszy mistrzowski tytuł. Rozpoczął świetnie tegoroczny sezon od 5 meczów bez porażki i lideruje w tabeli wspólnie z Górnikiem Zabrze i Ruchem Chorzów. Bardzo przyjemne dla fanów GKS-u było z pewnością zwycięstwo 3-2 w pierwszym derbowym meczu tego sezonu przeciwko Górnikowi. Klub posiada stadion o pojemności 20 tysięcy przechodzący obecnie rekonstrukcję, dzięki której obiekt będzie posiadał wszystkie miejsca siedzące i zostanie jednym z najnowocześniejszych w Polsce. Rangersi mecz rewanżowy rozegrają jednak w pobliżu, bo na Stadionie Śląskim o pojemności około 90 tysięcy, położonym pomiędzy Chorzowem i Katowicami.”

.

Po całkiem fajnym opisie naszego klubu scharakteryzowani zostali wszyscy zawodnicy:

Janusz Jojko (Bramkarz) – 28 lat. 1 mecz w kadrze. Rozpoczynał swoją karierę w lokalnej drużynie Chorzowiance zanim przeniósł się do pierwszoligowego Ruchu Chorzów. Dwa lata temu odszedł okryty hańbą po tym jak wrzucił piłkę do swojej bramki w meczu decydującym o spadku Ruchu do drugiej ligi. Został przechwycony przez GKS, a rok temu zadebiutował w reprezentacji w meczu przeciwko Finlandii.

Marek Biegun (Obrońca) – 29 lat. 1 mecz w kadrze. Pozyskany z Zagłębia Lubin w 1980 roku. Jest filarem defensywy GKS-u, lubi iść do przodu kiedy nadarzy się ku temu okazja.

Jerzy Kapias (Obrońca) – 30 lat. Ofensywnie grający boczny obrońca. Kapias zyskał rozgłos w Pierwszej lidze dzięki Ruchowi Chorzów skąd odszedł do Górnika Mysłowice, z którego pozyskał go GKS.

Piotr Nazimek (Obrońca) – 25 lat. Swoją karierę rozpoczynał w Orle Piaski zanim przyciągnął uwagę większych klubów i trafił do Cracovii. GKS ściągnął o siebie tego bocznego obrońcę w 1984 roku.

Piotr Piekarczyk (Obrońca) – 29 lat. Zaczynał w Górniku Czerwionka skąd przeszedł do ROW-u Rybnik. GKS zakontraktował go w 1982 roku i jest on niezwykle ważny dla klubu.

Robert Razakowski (Obrońca) – 19 lat. Melodia przyszłości. Razakowki przyszedł z Rakowa Częstochowa w 1986 roku, a w ostatnim sezonie powoływany był do młodzieżowej reprezentacji Polski. 

Jerzy Wijas (Obrońca) – 29 lat. 12 meczów w kadrze. Jest to jego drugi pobyt w GKS-ie. Wijas jest jednym z najlepszych libero w Polskiej Lidze. Reprezentant kraju rozpoczynał swoją karierę w Górniku 09, później trafił do GKS-u skąd przeszedł do Widzewa Łódź gdzie zyskał sławę. Wrócił do Katowic po krótkim epizodzie w LZS Czarne.

Wiktor Morcinek (Pomocnik) – 27 lat. Dla niego to także drugi pobyt w GKS-ie. Marcinek świętował wczoraj swoje urodziny. Do Katowic wrócił tego lata z występującego w drugiej lidze Piasta Gliwce i służby wojskowej. 

Janusz Nawrocki (Pomocnik) – 26 lat. Zakontraktowany z Wisły Kraków dwa lata temu, szybko stając się jednym z najpewniejszych punktów w składzie GKS-u.

Andrzej Rudy (Pomocnik) – 22 lata. 8 meczów w kadrze. GKS wywołał sensację sprowadzając tego lata utalentowanego reprezentanta ze Śląska Wrocław za rekordową kwotę 50 milionów złotych. Niski ale dynamiczny zawodnik. Rudy uwielbia znajdować się w centrum wydarzeń na boisku i GKS wierzy, że poprowadzi ich do sukcesów w tym sezonie.

Mirosław Kubisztal (Pomocnik) – 25 lat. Odkryty przez miejscowy klub Unię Tarnów, trafiał na coraz wyższe ligowe szczeble ostatecznie trafiając do GKS-u z Cracovii w 1984 roku. Szybko zadomowiając się w pierwszej drużynie.

Krzysztof Walczak (Pomocnik) – 25 lat. Trafił do klubu przed sezonem z Polonii Bytom. Walczak debiutował w lidze w barwach Ruchu Chorzów w 1981 roku. Były reprezentant młodzieżowy szukający spełnienia pokładanych w nim wcześniej nadziei. 

Jan Furtok (Napastnik) – 26 lat. 14 meczów w kadrze. Najdłużej reprezentujący klub zawodnik sprowadzony 11 lat temu z amatorskiego MK Katowice. Został najlepszym strzelcem zespołu w ostatnim sezonie z 18 golami na koncie. Był uczestnikiem Mistrzostw Świata w Meksyku 2 lata temu. Wielu uważa, ze jest u szczytu swojej kariery. 

Marek Koniarek (Napstnik) – 26 lat. 2 mecze w kadrze. Obecnie zmaga się z kontuzją i walczy by być w pełni sprawny na mecze przeciwko Rangers. Przyszedł z Szombierek Bytom, a swój reprezentacyjny debiut zaliczył w 1986 roku z Irlandią, w którym zdobył nawet bramkę.

Dariusz Rzeźniczek (Napastnik) – 20 lat. Bardzo obiecujący młody napastnik, który już ustatkował swoją pozycję w pierwszej drużynie reprezentacji Polski do lat 21. Pozyskany ze Stadionu Śląskiego w 1987 roku.”

Wieczór na Ibrox

Mecz na Ibrox oglądało ponad 40 tysięcy widzów, którzy mogli być mocno zaniepokojeni postawą swoich zawodników w pierwszej połowie spotkania. Gospodarze nie potrafili sforsować solidnej obrony GKS-u, a co gorsza przytrafiało im się także nadziewać na kontrataki. Właśnie po jednym z takich szybkich ofensywnych wypadów bardzo bliski szczęścia był Jan Furtok. Niestety piłkę zmierzającą po jego strzale do pustej bramki zdołał ostatecznie wybić sprzed linii bramkowej Gary Stevens. W drugiej części spotkania GieKSa w dalszym ciągu dzielnie się broniła, ale ataki gospodarzy były coraz groźniejsze. Zwłaszcza stałe fragmenty sprawiały, że raz po raz kotłowało się pod bramką Janusza Jojki. Najpierw po jednym z dośrodkowań z rzutu wolnego piłka po strzale głową Johna Browna trafiła w poprzeczkę, a kilka chwil później po dalekim wrzucie z autu w pole karne przez Stevensa, GKS przed utratą bramki uratowała tylko ofiarna postawa obrońców.

W 73. minucie Rangersi wykonywali już swój dziewiąty rzut rożny w tym spotkaniu, po którym niestety uśmiechnęło się do nich szczęście. Najprzytomniej w polu karnym GieKSy zachował się Walters, który z kilku metrów wpakował piłkę do siatki obok bezradnego Jojki. W samej końcówce kapitalna interwencja bramkarza GKS-u po strzale Kevina Drinkella uchroniła katowiczan przed jeszcze wyższą porażką.

Mecz zakończył się zwycięstwem Glasgow Rangers 1:0, ale zawodnicy GieKSy nie mieli się czego wstydzić. Uzyskany wynik w dalszym ciągu dawał nadzieję na wyeliminowanie Szkotów i awans do kolejnej rundy Pucharu UEFA.

Skrót:

 .
Po spotkaniu ogromne pretensje do arbitra miał manager Rangersów Graeme Souness. Szkot zarzucał francuskiemu sędziemu, że ten pozwalał na ciągłe leżenie na murawie kontuzjowanych polskich zawodników i co chwila udzielanie im pomocy medycznej. W jego ocenie katowiczanie grali na czas i próbowali tylko wybić z rytmu jego zespół, a ewentualne udzielanie im pomocy powinno odbywać się oczywiście poza boiskiem. Souness nazwał w prasie sędziego niemożliwie naiwnym.

.

Szkockie media zwróciły uwagę, w relacji pomeczowej, że słaba gra Rangersów w pierwszej połowie spotkania mogła ich sporo kosztować. Według ich oceny zespół Graema Sounessa stać na wiele lepszą grę i nie mogą być zadowoleni z osiągniętego końcowego rezultatu. Jednak mimo wszystko dziennikarze znaleźli także plusy w występie podopiecznych Sounessa. Największym z nich było oczywiście zachowanie czystego konta w tym spotkaniu, które miało mieć znaczący wpływ na wynik całego dwumeczu. Drugim pozytywnym aspektem w ich ocenie był występ Marka Waltersa, zastępującego kontuzjowanego McCoista. Jego gola z 73. minuty porównywano do magicznego dotknięcia, które pozwoliło Rangersom utrzymać się na powierzchni w rywalizacji z Polakami.

Podsumowując nie była to dla fanów “The Gers” niezapomniana noc z Europejskimi Pucharami, a przy lepszej skuteczności zawodników GieKSy mogła skończyć się dla nich jeszcze gorzej…

 

.

Na zakończenie dwie ciekawostki związane z meczem w Glasgow. 

„The Katowice Vase”

W muzeum klubowym Glasgow Rangers do dziś można podziwiać okolicznościową wazę wykonaną z węgla, podarowaną przez nasz klub Szkotom przed pierwszym meczem na Ibrox. 

.

Opis katowickiego prezentu można także przeczytać na stronie gersnet.co.uk

Latająca torba medyczna

Z meczu w Glasgow do dziś wśród kibiców The Gers” wspominana jest jedna sytuacja, która wydarzyła się w drugiej połowie tamtej rywalizacji.

Obrońca Rangersów John Brown, kompletnie stracił panowanie nad sobą, gdy kolejny z zawodników GieKSy padł na murawę i oczekiwał na pomoc medyczną. Defensor zabrał wtedy torbę z zaopatrzeniem medycznym jednemu z lekarzy i rzucił nią w kierunku leżącego na murawie Krzysztofa Walczaka. Torba po uderzeniu w murawę otworzyła się i wypadła z niej niemal cała zawartość.

Na forach kibiców Glasgow Rangers ta sytuacja jest oceniana jako jedna z najśmieszniejszych, jaka miała miejsce w historii gier ich klubu w Europejskich Pucharach. Jeden z użytkowników słusznie zauważył jednak, że gdyby do podobnej sytuacji doszło dziś, John Brown został by z automatu ukarany czerwoną kartką i zawieszeniem na wiele spotkań. Poniżej wstawiam dwa wpisy o tej sytuacji z dwóch różnych forów kibiców „The Gers”

..

Całą sytuacja nie przeszła uwadze także w mediach. W wyżej wstawionym przeze mnie skanie ze szkockiej gazety z relacją pomeczową, również możemy przeczytać wzmiankę o tym incydencie.

Na koniec chciałbym podziękować wszystkim, którzy doczytali ten tekst do końca i życzyć dużo zdrowia w tym trudnym dla nas aktualnie czasie.

Portal GieKSa.pl tworzony jest od kibiców, dla kibiców, dlatego zwracamy się do Ciebie z prośbą o wsparcie poprzez:

a/ przelew na konto bankowe:

SK 1964
87 1090 1186 0000 0001 2146 9533

b/ wpłatę na PayPal:

E-mail: [email protected]

c/ rejestrację w Superbet z naszych banerów.

Dziękujemy!


2 komentarze
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

2 komentarze

  1. Avatar photo

    Kamel

    29 marca 2020 at 16:46

    fajny text,ino trocha smutno sie robi,fragment „cofnijmy sie zatem do 1988…” a co momy 2020 ? we 10 kolyjnych sezonuw uefa robi ze pucharuw totolne gowno,a mo byc ino smiesznij.

  2. Avatar photo

    Marcin z Wełnowca

    30 marca 2020 at 21:00

    Ciekawy tekst. Gratuluję.

Odpowiedz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Felietony Piłka nożna

Był Ajax… czas na AEK Katowice?

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Gdy w poprzednim sezonie przystępowaliśmy do meczu z Legią w Warszawie, nastroje były więcej niż dobre. Co prawda sam mecz poprzedzający starcie z Wojskowymi, czyli mecz z „czerwoną latarnią” ligi Śląskiem Wrocław, był zremisowany, ale wcześniejsze zwycięstwa po kapitalnym spotkaniu z Pogonią i rozgromienie Puszczy pokazywały, że potencjał w naszej drużynie tkwi bardzo duży.

Tym razem jest inaczej. Nie chcę pisać, że diametralnie inaczej, bo trudno jeszcze wyrokować o pozycji naszej drużyny – nie tylko w tabeli, ale także czysto sportowej, na tle innych drużyn z ligi. Jednak w świadomości (i czuciu) kibiców zawsze będzie obowiązywało stwierdzenie, że jesteś tak dobry, jak twój ostatni mecz. A tutaj możemy zaokrąglić to do trzech ostatnich spotkań, czyli wszystkich w tym sezonie. I do tej pory wyglądało to bardzo źle. Nie ma się co dziwić, że niektórzy eksperci już nas ochrzcili głównym kandydatem do spadku (Wojciech Kowalczyk) i np. „dobrym rywalem na przełamanie” (Wojciech Piela) dla Legii. Oddajmy jednak, że nie wszyscy – Adam Szała czy Robert Podoliński mocno akcentują, że wierzą w warsztat Rafała Góraka i to, że szkoleniowiec przywróci GKS na właściwe tory. Po wielu sytuacjach w poprzednich latach nie ma co temu zaprzeczać, ani wątpić w umiejętności trenera.

Problem jest jednak inny. Trener bowiem trenerem, ale tu chodzi o to czy da się z zastanego materiału lepić. I tu już pojawiają się schody – choć nie pewność. Okazuje się bowiem, że strata Oskara Repki i Sebastiana Bergiera znacząco wpłynęła na postawę drużyny. Jaka jest rzeczywista korelacja pomiędzy udziałem tych dwóch zawodników w poprzednim sezonie, a dobrymi wynikami GKS? Tego nie wiemy, pewnie trzeba by było zrobić analizę ścieżek i wiedza ta jest dostępna sztabowi szkoleniowemu i naszemu analitykowi. Wiemy przecież, że z Oskarem i Sebastianem, naszej drużynie przydarzyły się też bardzo słabe czy bezbarwne mecze. Wiemy jednak też, że ich błysk nieraz był decydujący. Co by nie mówić – 17 z 49 bramek strzelonych przez GKS w lidze były autorstwa tych dwóch zawodników. To jest 34,5% wszystkich trafień, czyli liczba olbrzymia.

A ze zdobywaniem bramek i kreowaniem sobie sytuacji mamy problem olbrzymi. Dość powiedzieć, że w statystyce xG mamy wskaźnik 2,49, który daje średnio 0,83 na mecz. Oczywiście nie jest to wskaźnik decydujący, bo obie bramki, które zdobył Bartosz Nowak były z poziomu xG 0,05, ale jednak wiele to mówi. Jakbyśmy prześledzili wszystkie trzy spotkania, to tak naprawdę nie mieliśmy ani jednej stuprocentowej sytuacji. Raczej to były takie pół-sytuacje, z których gol mógł paść, albo nie – jak ta Rosołka w Łodzi czy Wędrychowskiego z Zagłębiem. Ale jeśli to są nasze najlepsze okazje, to nie możemy liczyć na gole.

Maciej Rosołek i Aleksander Buksa nie dali na razie drużynie kompletnie nic. I póki co, wedle ekspertów nie jest to zaskoczenie, bo przecież zarówno oni, jak i my – interesujący się ekstraklasą kibice – wiedzieliśmy, że obaj ci piłkarze swoich drużyn nie zbawiają. Wiara, że nagle „odpalą” jest więc raczej irracjonalna, co nie znaczy, że jest to niemożliwe. Sam uważałem, że Maciej Rosołek w Legii spisywał się naprawdę nieźle i wręcz się dziwiłem, że lekką ręką go oddali. Pobyt w Piaście i obecne mecze w GKS pokazują jednak, że ten potencjał jest ze znakiem zapytania. A czy warto wierzyć? Jak najbardziej. Wspomniany przecież Sebastian Bergier przychodził jako – brzydko mówiąc – „odrzut” ze Śląska Wrocław, a u nas się solidnie rozstrzelał. Oskar Repka też przez długi czas był przeciętny do bólu, ale w pewnym momencie wskoczył na bardzo wysokie obroty. Nie ma więc co skreślać tych zawodników, problem jest taki, że… my punktów potrzebujemy na już, a GKS powoli musi przestać stawać się poligonem na odbudowę zawodników, a ma po prostu autorsko i zgodnie ze swoimi potrzebami – punktować, punktować i punktować.

Bez strzelonych bramek wiele nie osiągniemy. Problem jest taki, że zazwyczaj nie osiągniemy nawet remisu, bo obrona też pozostawia wiele do życzenia. O ile jeszcze trafienie Brunesa to była szybka akcja i szybka noga zarówno Norwega, jak i Ameyawa, to gole stracone z Zagłębiem i Widzewem były już po solidnych błędach naszej defensywy. Musimy więc poprawić zarówno grę w obronie, jak i ataku.

Ataku rozumianym także jako postawa drugiej linii czy/i wahadłowych. Bo naprawdę proporcja posiadania piłki i przebywania na połowie Widzewa do wykreowanych (czyli niewykreowanych) sytuacji była miażdżąca in minus. I Widzew to przeczytał – widząc, że z piłką nie jesteśmy w stanie zbyt wiele zrobić, po prostu nam ją oddał. Co jakiś czas wyściubiając nos z własnej połowy i wtedy robiło się bardzo groźnie.

Choć trenerzy nie lubią mówić o tzw. handicapach w takiej czy innej postaci, to my obecnie takich mini-przewag w kontekście starcia z Legią w Warszawie musimy się łapać. I tutaj trafiamy na najlepszy moment, jaki mogliśmy sobie w obecnej formie wyobrazić, żeby grać na Łazienkowskiej.

Zasadniczo mecz z GKS to absolutnie najmniej obecnie potrzebna Legii rzecz. I pewnie trener Iordanescu pluje sobie w brodę, że przełożyli spotkanie z Piastem między dwoma meczami z Aktobe. Wiadomo, wtedy to była kwestia dalekiej podróży itd., ale nie aż tak temat sportowy. Teraz zapewne chcieliby wszystkie siły skupić na rewanżu z AEK Larnaka, dojść do siebie fizycznie i mentalnie, a tu muszą się kopać po czołach z przybyszami ze Śląska w niedzielę.

Legia po czwartkowej klęsce z Cypryjczykami musi być trochę rozbita psychicznie. Raz z powodu wyniku, który powoduje, że awans, choć jeszcze realny, będzie wymagał niebywałego wysiłku. Dwa, że w drugiej połowie warszawianie po prostu przestali grać. Odcięło im prąd i nie potrafili praktycznie wyjść z własnej połowy. To był pokaz bezradności i wywieszenia białej flagi. Niezrozumiały i zaskakujący. Czy była to tylko kwestia tego upału? Nawet jeśli – to czy Legia była aż tak nieprzygotowana taktycznie i psychicznie, żeby w tych warunkach przybrać najbardziej efektywny sposób gry?

W każdym razie wielce prawdopodobne jest, że wszystkie siły Legii pójdą na czwartek i rewanż z AEK, a nie jutrzejsze starcie z GKS. To powoduje, że możemy spodziewać się na wpół albo w dużej mierze rezerwowego składu drużyny rumuńskiego szkoleniowca. W sumie to przewidział trener Górak mówiąc na konferencji po Zagłębiu, że „nie wiadomo, jakim składem zagra Legia”.

To daje pewną szansę GieKSie. Przede wszystkim zapewne oszczędzany będzie Jean Pierre Nsame, więc żądło Legii będzie osłabione. No ale to nie znaczy, że GKS staje się od razu dużo większym faworytem. Bo przecież zamiast Nsame zagra Szkurin, wielce prawdopodobne jest też, że cały mecz zagra wykluczony z rewanżu z AEK Bartosz Kapustka, no i przede wszystkim mega groźny Ryoya Morishita, który nie wiedzieć czemu, na Cyprze nie zagrał od pierwszej minuty.

Tak więc jeśli coś miało nam spaść z niebios to właśnie AEK gromiący Legię – choć może lepiej by było, gdyby tam było 3:1, kiedy szanse awansu byłyby bardziej realne, teraz też są, ale już z dość spektakularną remontadą. Ale rozbita Legia przypomina trochę casus Jagiellonii z poprzedniego sezonu, kiedy piłkarze Adriana Siemieńca przyjechali na Bukową pomiędzy meczami z Ajaxem Amsterdam. Katowiczanie to wykorzystali i pokonali Mistrza Polski.

GieKSa notuje słaby początek sezonu, ale nie jest to tak słaba drużyna, jak te punkty. Pisałem to już, ale nadal mamy Galana, Wasyla, Kowala, Bartka Nowaka, którzy muszą sobie przypomnieć najlepsze czasy z poprzedniego sezonu. Dawid Kudła robi swoje, niech teraz też pójdzie w ślad obrona. A Maciej Rosołek niech wykorzysta „prawo ex” i strzeli swojemu byłemu klubowi bramkę.

Rok temu, po meczu z Jagą, Tomasz Wieszczycki ochrzcił GKS mianem Ajaxu Katowice. Może teraz czas na powtórkę i… AEK Katowice?

Kontynuuj czytanie

Kibice Piłka nożna

Arka Gdynia kibicowsko

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Fani Arki Gdynia są weteranami polskich trybun. Mogą pochwalić się zorganizowanym ruchem kibicowskim już w połowie lat 70. Kiedy w wielu polskich miastach nie istniał nawet zalążek kibicowania, to Arkowcy na początku lat 80. ściągali kibiców do Gdyni na Zjazd Klubów Kibica. Na początku lat 80. słynna „Górka” dopingowała już swoich zawodników. Wejście na legendarną trybunę było od strony lasu, w tyle Bałtyk – klimat nie do powtórzenia w dzisiejszych czasach. Później Arka przeniosła się w miejsce, w którym swój stadion miał Bałtyk Gdynia. Natomiast na Górce co roku spotykają się pokolenia fanów MZKS-u. 

Liczba zgód Arki jest ogromna. Ich najstarsza przyjaźń, która przetrwała do dziś, to Polonia Bytom (1974 rok). Inne bardzo stare zgody Arkowców to Zaglębie Lubin (1983), Cracovia (1988) czy Gwardia Koszalin (1989). W 1996 roku związali się sztamą z Lechem Poznań, co równolegle utworzyło tzw. Wielką Triadę. Najmłodsza przyjaźń to KSZO Ostrowiec Świętokrzyski (2004), choć z perspektywy czasu to już stara zgoda – ma przecież 21 lat. Arkowcy mają pod sobą również fan cluby, które działają prężnie pod skrzydłami Arki. Są to Gryf Wejherowo, Kaszubia Kościerzyna i Orkan Rumia.

W przypadku kibiców Gryfa warto na chwilę się zatrzymać. Jeszcze w 2004 roku dla naszego magazynu „Bukowa”, zaprezentowali się jako… kibice GieKSy. Obecnie działają już na innej płaszczyźnie, tworząc „sportowy” skład, dzięki któremu dorobili się zgody z Gwardi. Mimo tego, że Gwardia jest sztamą Arki, to wciąż są postrzegani jako fan club, ale czasy się zmieniają i coraz częsciej mówi się po prostu „rodzina”.

W pewnym okresie Arka posiadała tak wiele zgód równolegle, że powstała flaga „Arka Przymierza”, ale nie wszystkie relacje przetrwały próbę czasu. W przypadku Górnika Wałbrzych czy Polonii Warszawa to były również bardzo stare przyjaźnie.

Mieli również epizod jednej zagranicznej zgody, jakim było związanie się ze słynnym Olimpique Marsylia, co na tamte czasy (choć zapewne i w obecnych) było czymś głośnym.

Arka, oprócz wczesnego zapoczątkowania swojego kibicowskiego rzemiosła na trybunach, była również od samego początku organizatorem Zjazdów Klubu Kibica. Dbano na nich o swoich gości, a spotkanie nie kończyło się na wymianie pamiątek klubowych. Fani Arki zabierali przyjezdnych nad Morze Bałtyckie, pokazywali marynarkę wojenną czy udawali się pod pomnik Westerplatte.

Na początku 1995 roku Arka była inicjatorem turnieju kibiców, na którym utworzony został pakt na reprezentację. Ustalono wtedy:

„1. Na meczach reprezentacji następuje rozejm pomiędzy zwaśnionymi kibicami poszczególnych klubów. Dotyczy to zarówno spotkań wyjazdowych, jak i rozgrywanych w kraju.
2. Ustalenie to dotyczy również tras dojazdowych.
3. Na spotkaniach wyjazdowych z uwagi na ograniczoną ilość miejsca, fajni jednego klubu będą mieli prawo do wywieszania tylko jednej flagi.
4. Zaprzestaje się niszczenia pozostających na parkingach pojazdów fanów innych drużyn.
5. Kibice klubów, które nie zechcą zastosować się do powyższych ustaleń będą traktowani „po staremu” przez wszystkie umawiające się strony aż do chwili przyjęcia tych zasad.
6. Zebrani i uchwalający powyższe ustalenia zdają sobie sprawę, że podczas spotkań wyjazdowych reprezentacji ze ścisłym przestrzeganiem ustalonych reguł nie będzie kłopotów, choćby dlatego, że umawiający stanowią znaczny procent polskiej publiczności na trybunach. Z pewnością ustalenia te spotkają się z oporem w czasie rozgrywania meczów na terenie kraju, lecz będą one konsekwentnie wdrażane w życie.
7. Konflikt pomiędzy fanatykami Pogoni Szczecin i Cracovii zostanie uregulowany przez obie zainteresowane grupy bez wtrącania się szalikowców innych zespołów.
8. Wszystkie powyższe ustalenia dotyczą spotkań reprezentacji narodowej. W spotkaniach drużyn ligowych zachowanie kibiców nie ulegnie zmianie.”

Pakt nie przetrwał próby czasu, bo dojeżdżanie na kadrze cały czas trwało i co chwilę pojawiały się wzajemne zarzuty. Na meczach kadry działo się naprawdę wiele i Arka, zanim jeszcze przystąpiła do paktu i Wielkiej Triady, naprawdę tam namieszała, czym zyskała uznanie w całej Polsce. Ich fenomen polegał na tym, że jechali na mecz reprezentacji do Chorzowa lub Zabrza, i mimo odległości potrafili się znakomicie pokazać i zlać wiele ekip. Na meczu z Rumunią pojechało 300 osób do bicia, a ich flaga „Ultras Arka” wisiała obok naszej barwówki. Nie inaczej było na wyjazdach kadry. Później Polska rozgrywała mecze na stadionie Legii Warszawa i tam również wyjaśniano swoje waśnie, mając mocno na pieńku z Legią i Zagłębiem Sosnowic. Arka miała ten „problem”, że grając na poziomie obecnej drugiej ligi (trzecim poziom rozgrywkowy), nie miała za wiele możliwości do spotkań z ekipami z wyższych lig. Mecze reprezentacji stały się dla nich miejscem, gdzie mogli wyjaśniać swoje sprawy ze znienawidzonymi ekipami, między innymi Legią czy Śląskiem Wrocław.

W 1997 roku Polska grała w Ostravie. Na ten mecz wiele ekip ostrzyło sobie i coraz więcej z nich chciało trafić legendarną Arkę. Wyjątkowo ciśnienie miało na nich Zagłębie Sosnowiec, które stoczyło tam starcie z Arką&Lechem oraz nami. O nas było wyjątkowo głośno tego dnia. Nie było wówczas Internetu i szybkiego rozpowszechniania wieści, jakie mamy obecnie. Pod koniec 1996 roku powstała pierwsza międzynarodowa zgoda – GieKSy i Banika. W marcu na meczu Czechy – Polska ekipa GieKSy, która przyjechała w 80 głów, zasiadła wspólnie z Banikiem na jednym sektorze wywieszając flagę „GKS Katowice”. Dzięki temu pozostałe ekipy z naszego kraju dowiedziały się o nowej sztamie.

Co do naszej styczności z kibicami Arki, to była ona bardzo słaba. W połowie lat 80. przez zgodę z Górnikiem Zabrze, mieliśmy chwilową sztamę z Arkowcami, ale była to bardzo krótka relacja. Arka z Górnikiem do połowy lat 90. miała bardzo dobre relacje – w młynie MZKS-u przewijały się szale Górnika, a znana flaga „Hooligans From Arka” wisiała na Roosevelta. Na początku lat 90., kiedy Arkowcy przyjeżdżali do Tychów, Rydułtowy czy Wodzisławia Śląskiego, to właśnie KSG dawało wsparcie Arce. Wszystko zakończył miraż „Śląskiej siły”, czyli utworzenie zgody Górnika z Ruchem Chorzów na mecz kadry. Arka ostro na nim dymiła, co w Bytomiu przyjęto z ogromnym entuzjazmem.

Z Arką graliśmy wiele spotkań ze sobą w latach 70., ale świadomie (mimo przecinania się na meczach kadry w latach 90.), trafiliśmy ich w Pucharze Polski jesienią 1995 roku. Na 1/16 rozgrywek wyruszyło 8 fanatyków GieKSy, ale zostali rozkminieni i obici. Arka doceniła jednak ich poświęcenie i dała możliwość obejrzenia meczu. Gospodarze niespodziewanie wyeliminowali GKS i w następnej rundzie zagrali właśnie z Górnikiem Zabrze, na którym definitywnie zakończyła się zgoda MZKS i KSG.

Po 8 latach ponownie zagraliśmy z Arkowcami i znowu w Pucharze Polski. Jednak wtedy jechaliśmy już jako inna ekipa, która zaczynała budować swoją pozycję na Górnym Śląsku, słynąca z zaliczenia wszystkich wyjazdów. Przez renomę, jaką wówczas miała Arka, ciśnienie na wyjazd było potężne. We wrześniu 2003 roku do Gdyni pojechało 361 głów, co na środę było fenomenalnym wynikiem. Mało tego i dla porównania – w całym sezonie 2003/2004 naszym najlepszym wyjazdem był… Górnik Zabrze w 270 głów. To tylko pokazuje jaką rangę miał wyjazd Gdyni i to mimo meczu w środku tygodnia. Było o nas głośno na tym wyjeździe i to nie tylko przez liczbę. Wszystko za sprawą sytuacji po meczu rozgrywanym kilka dni wcześniej w Łęcznej, na którym nie mogliśmy się pojawić przez remont sektora gości. Piłkarze po laniu 1:4 zastali na parkingu klubowym komitet powitalny chuliganów. Wypłacono kilka strzałów, a TVN zrobił z tego ogólnopolską aferę. Ich dziennikarze dotarli do Gdyni, prosząc o wypowiedź do kamery, ale zostali z niczym. GKS wygrał 1:0 i awansował dalej.

W sezonie 2007/2008 spotkaliśmy się w pierwszej lidze. Wyjazd mimo środy cieszył się u nas sporym zainteresowaniem i do Trójmiasta wybrało się 334 fanatyków, w tym 13 Banik Ostrava. Rekordu sprzed 4 lat nie udało się pobić, ale Arkowcy chwalili nas za liczbę (to była środa), jak i całą prezentację. Piłkarze przegrali 2:3.

Wiosną 2008 graliśmy u siebie. W marcu niestety, podczas powrotu ze Stalowej Woli, miały miejsce w wydarzenia znane później jako „Mydlniki”. To właśnie na krakowskiej stacji kolejowej zostaliśmy skatowani przez policję, a kilkadziesiąt osób zostało aresztowanych na kilka miesięcy. Na wielu stadionach wisiały wtedy transparenty „Stop policyjnej prowokacji”. Nie inaczej było w sektorze gości, a kibice Arki zrobili zrzutkę we własnym gronie i przekazali nam pieniądze na pomoc prawną. Tego dnia zawitali w rekordowe 1000 głów, w tym 340 Polonia Bytom, co do dzisiaj jest ich najlepszą liczbą wyjazdową w Katowicach. Po meczu zgody się rozdzieliły  – Arka pomaszerowała na Stadion Śląski wspierać Lecha Poznań, który grał z Ruchem (wówczas też wynajmowali ten stadion). Piłkarze wygrali 3:2.

Kolejne nasze spotkanie to sezon 2011/2012. Te mecze odbyły się jedynie na murawie. Na Bukowej graliśmy w październiku 2011 roku, ale przez wyłączoną Trybunę Północną nie mogliśmy przyjmować kibiców gości i spotkania na Bukowej zaczynały tracić na wartości. Arki zabrakło, a na murawie dostaliśmy nudne 0:0.

W maju 2012 roku graliśmy w Gdyni, ale mecz nie miał charakteru święta na trybunach. Arka od dłuższego czasu walczyła z zarządem o dobro klubu (podobny scenariusz co my z Markiem Szczerbowskim), więc cały zorganizowany ruch kibicowski na Arce zawiesił działalność. GieKSiarze uszanowali sytuację Arki i nie pojechali do Trójmiasta. Na murawie było 1:1.

W październiku 2012 roku graliśmy ponownie w Gdyni. Początkowo mieliśmy informację, że sektor gości będzie zamknięty (Arka zakończyła bojkot, wróciła na trybuny), ale chwilę przed meczem okazało się, że zostaniemy wpuszczeni. Przełożyło się to na naszą liczbę – do Gdyni pojechało 140 fanatyków GieKSy, w tym 33 Górnik Zabrze i 3 JKS Jarosław. GieKSa niespodziewanie wygrała 2:1.

W maju 2013 roku ponownie zabrakło fanów Arki. Tym razem mieli zakaz wyjazdowy, a 3 przedstawicieli zasiadło gościnnie na naszych sektorach. Ultras GieKSa świętowała 10-lecie działalności i zaprezentowała oprawę: „Wszyscy jedziemy na wózku wspólnym, reprezentujemy GieKSę to powód do dumy”, z użyciem flag z nazwami dzielnic i fan clubów. GieKSa niestety przegrała 1:2.

Jesienią 2013 roku ponownie podejmowaliśmy Arkę. Goście mogli wreszcie przyjechać do Katowic. Środowy termin sprawił, że na stadionie pojawiło się tylko 2200 widzów. W tej liczbie było 220 kibiców gości, z czego 150 stanowiła Polonia Bytom. GKS wygrał 2:0.

Wiosną 2014 graliśmy z Arką na wyjeździe. Sobotni termin sprawił, że pobiliśmy nasz rekord wyjazdowy do Gdyni – pojawiliśmy się liczbie 425 osób, w tym 44 fanów Górnika Zabrze. Arkowcy świętowali tego dnia 40-lecie zgody z Polonią. Piłkarze gospodarzy zlali naszych 3:0.

W listopadzie 2014 roku graliśmy ponownie w Gdyni, ale po awanturze z GKS-em Tychy PZPN przywalił nam półroczny zakaz wyjazdowy, więc zabrakło nas nad Bałtykiem. Arka wygrała 2:1.

Z Arką kończyliśmy sezon 2014/2015, Na mecz przyszło 1900 fanatyków, z czego 100 Arkowców. Po problemach z ochroną, która nie pozwoliła wnieść płótna Pasów „Jude Gang” doszło kłótni i goście opuścili przedwcześnie stadion. Na murawie nudne 0:0.

Chwilę po rozpoczęciu ligi w sezonie 2015/2016 graliśmy w sierpniu w Gdyni, ale wciąż wiszący na nas zakaz wyjazdowy sprawił, że zabrakło tam kibiców GieKSy. GKS przegrała 0:1.

W marcu 2016 roku na inaugurację rundy wiosennej zmierzyliśmy z Arką. Do tego po blisko pół roku mogliśmy wrócić na Blaszok (awantura z Zagłębiem Sosnowiec), więc głód dopingu był ogromny. Ultras GieKSa stworzyła ogromną sektorówkę „GieKSiarze – Zawsze Wierni”, która była nawiązaniem do repliki flagi, mającej swój debiut na tym meczu. Arkowcy przyjechali w komplecie, wykorzystując pulę 409 biletów. W tej liczbie tradycyjnie znalazła się Polonia Bytom, tym razem w 100 osób. Arka wygrała pewnie 2:0 i ostatecznie zameldowała się w Ekstraklasie.

Nasza późniejsza rozłąka była dłuższa. Arka pograła w Ekstraklasie i spadła do pierwszej ligi, ale w tym czasie po nieudolnych podejściach i nadziejach, że w końcu się uda, spadliśmy do drugiej Ligi na dwa sezony. W 2021 roku, czyli po 7 latach, Arka znowu mogła zawitać do Katowic. Goście w tamtym okresie wpadli w spory kryzys wyjazdowy, ale mimo meczu w czwartek o 18:00 nikt nie pomyślałby, że ich zabraknie. Przyjęliśmy to ze sporym szokiem i postanowiliśmy wbić szpilkę nieobecnym, wywieszając transparent: „Mieliście być tutaj wy, a są tylko świnki trzy.”, a towarzyszyły temu powiewające trzy świnki Peppa. Arka pokonała nas 4:2, ale wyjazdowe „zero” będzie im wypominane przy każdej okazji. W trakcie tego meczu pojawił się transparent w kierunku zarządu, a relacje między kibicami a klubem zaczynały się psuć.

W marcu 2022 roku mogliśmy po 8 latach pojechać do Gdyni, choć wszystko stało pod znakiem zapytania. Był to czas covidowych obostrzeń. Na szczęście wszystko się udało i pojechaliśmy w 361 osób, w tym 10 Górnik Zabrze. Gospodarze w 89. minucie strzelili bramkę na 2:1, ale… w 97. minucie Arkadiusz Jędrych doprowadził do wyrównania.

W sezonie 2022/2023 wiele się u nas wydarzyło. Podjęliśmy decyzję o bojkocie (Szczerbowski ciągnął klub na dno) i na meczach domowych pojawialiśmy się jedynie pod stadionem. Arka przyjechała wspierać swoich zawodników – pojawili się w 470 osób, w tym 300 Polonia Bytom. Goście wygrali 1:0.

W kwietniu 2023 roku graliśmy w Gdyni. Początkowo dostaliśmy 300 biletów, ale dzięki uprzejmości kibiców Arki mogliśmy pojawić się w 621 osób, w tym 40 Górnik Zabrze, 12 Banik Ostrava i 4 JKS Jarosław, co było naszą najlepszą liczbą w historii wizyt w Trójmieście. Gospodarze uczcili 20. rocznicę śmierci śp. Mariego, który zginął w awanturze na Grabiszyńskiej. Na murawie 2:2.

W sezonie 2023/2024 wydarzło się coś niezwykłego. Podejmowaliśmy Arkę w grudniu, a goście mimo liderowania w tabeli i sobotniego terminu, zawitali tylko w… 8 osób. GKS, w akrtycznych warunkach, zremisował 1:1, a Dawid Kudła wybronił rzut karny. Osatecznie ten 1 punkt miał ogromny wpływ na mecz w Gdyni…

Ostatnia kolejka sezonu i wiedzieliśmy, że w najgorszej opcji czekają nas baraże. Do Gdyni pojechaliśmy w 724 osoby, w tym 9 Górnik Zabrze i 19 ROW Rybnik. GieKSa po golu Adriana Błąda wygrała 1:0 i po 19 latach wróciła do upragnionej Ekstraklasy.

Arka Gdynia po 5 latach wróciła do Ekstraklasy i pierwszy raz od 1980 roku zagramy ze sobą mecz ligowy na najwyższym ligowym poziomie.

Wracając na koniec do fanów Arki, nie można zapomnieć o ich ikonie ruchu kibicowskiego – Zbyszku Rybaku. Rybak to Arka, Arka to Rybak. Legenda nie tylko kibiców Arki, ale całej polskiej sceny kibicowskiej. Budził strach i szacunek, a jego występ w słynnym filmie „Pod napięciem” jest już nieśmiertelny i znany każdemu kibicowi bez względu na wiek. Miał ogromny wpływ na utworzenie sekcji rugby, która nie dość, że zbudowała mistrzowską ekipę w tej dyscyplinie, to dorobiła się również stadionu, na którym reprezentacja Polski rozgrywa mecze w rugby. Polecam dokument „To My, rugbiści”, w którym można wczuć się w klimat tej zajawki. Jego kibicowski dorobek oraz sportową pasję do rugby można również poznać w książce „Zbigniew Rybak Syn Józefa”, którą wydał w 2022 roku. Wspomniał w niej także o GieKSie:

”Jakiś czas temu miałem też fajne spotkanie z kilkoma chuliganami GKS-u Katowice. W zasadzie byli to znajomi mojego dobrego kumpla, z którym pojawili się u mnie na sali treningowej. W trakcie treningu łatwo można poznać, z kim ma się do czynienia. Wystarczy zobaczyć, jak ktoś się zachowuje. W tym wypadku z chłopakami nie było żadnych problemów. Kultura i szacunek.”

Niestety ledwo po premierze książki, w dniu 21 grudnia 2022 roku, 49-letnia kibicowska Legenda odeszła do Valhalli. Dla mnie była to ogromna strata, a dedykacja od ikony trybun w książce jest jedną z moich najcenniejszych pamiątek w kibicowskich zbiorach. Zbyszek Rybak – szacunek na zawsze!

Kontynuuj czytanie

Piłka nożna

Górak: Nie wziąć do autobusu marudnej niechęci

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Po meczu Legii Warszawa z GKS Katowice tradycyjnie wypowiedzieli się trenerzy obu drużyn – Edward Iordanescu i Rafał Górak. Poniżej prezentujemy główne wypowiedzi szkoleniowców, a na dole można znaleźć zapis audio całej konferencji prasowej.

Edward Iordanescu (trener Legii Warszawa):
Wierzę, że to zasłużone trzy punkty. Gratuluję zespołowi, że pokazali charakter. Wolałbym jednak wygrać do zera. Jedyna dobra rzecz, że mieliśmy dwóch zawodników w końcówce, którzy strzelili bramki. Ale GKS grał z dobrą intensywnością, natomiast w drugiej połowie to była ich jedyna szansa i wyrównali. Byłoby niesprawiedliwe, gdyby ten mecz zakończył się remisem. Najważniejsze są trzy punkty. Gratuluję moim piłkarzom tego wysiłku. To bardzo ważny moment. Teraz musimy odpocząć, bo za trzy dni mamy bardzo ważny mecz w Europie i chcemy powalczyć o awans.

Rafał Górak (trener GKS Katowice):
Zdają sobie państwo sprawę, że gdy przegrywa się w 5. czy 7. minucie doliczonego czasu, to sportowej złości jest bardzo dużo. Nie zamierzam natomiast przepraszać za to, że graliśmy dobrze i zaklinać rzeczywistości i pochylać głowy. Będę wyciągał bardzo dużo dobrego, jeśli chodzi o morale mojego zespołu i tego, jak postawili się Legii, w jaki sposób grali i wykonywali zadania. Mogło się dużo więcej dla nas wydarzyć, niż się wydarzyło, a wydarzyło się to, że przegrywamy. Jednak nie zawsze tylko wynik trzeba brać do autobusu i taką marudną niechęć, że się przegrało. Taka jest piłka, ona czasem bardzo boli, czasem daje dużo szczęścia, też niejednokrotnie wygraliśmy w końcówce. Szkoda, bo byliśmy bardzo blisko, byliśmy solidni i zdyscyplinowani, mieliśmy swoje momenty i mogliśmy zdobyć nawet więcej bramek, gdyby ciut tej precyzji więcej było. Na razie na gorąco tak to odbieram, chcąc przygotowywać się do następnych spotkań, bo przed przerwą reprezentacyjną czekają nas trzy bardzo trudne spotkania i na bazie tego spotkania, chcemy być jak najlepiej przygotowani. Dzisiaj na pewno poboli i może być przykro, ale na bazie tego, jak drużyna się prezentowała, możemy z optymizmem patrzeć w przyszłość.

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga