Felietony Piłka nożna
Retro Szpil: GieKSa w Glasgow
Niestety ze względu na panującą pandemię koronawirusa w dalszym ciągu zmuszeni jesteśmy czekać na powrót do normalnego życia, a co za tym idzie także na emocje związane z piłką nożną. Myślę, że dobrym sposobem na przetrwanie tego trudnego dla nas wszystkich czasu będzie swego rodzaju powrót do przeszłości.
Cofnijmy się zatem do września 1988 roku, kiedy to GieKSa dzięki wywalczeniu wicemistrzostwa Polski w sezonie 87/88 zdobyła przepustkę do gry w Pucharze UEFA. Była to dla nas czwarta szansa w historii by zaprezentować się na arenie międzynarodowej. W tamtym okresie w rozgrywkach o Puchar UEFA brały udział w sumie tylko 64 drużyny i nawet te z najlepszych lig na starym kontynencie musiały zaczynać zmagania już od pierwszej rundy. Z tego powodu już na starcie można było wylosować takie marki jak: AS Roma, Bayern Monachium, Inter Mediolan, Juventus Turyn, Ajax Amsterdam, Atletico Madryt czy Napoli z samym Diego Armando Maradoną w składzie. Dla nas los był jednak trochę bardziej łaskawy i przydzielił nam najbardziej utytułowany szkocki klub Glasgow Rangers.
Zespół naszych rywali był wtedy prowadzony przez grającego managera Graema Sounessa. Szkot trafił do Rangersów 8 kwietnia 1986 z Sampdorii Genua za 300 tysięcy funtów z misją przywrócenia dawnego blasku klubu z Ibrox. Rozpoczął się wówczas okres nazywany w historii klubu z Glasgow „The Souness Revolution”. Rangersi po 9 latach posuchy i braku mistrzowskiego tytułu już w pierwszym sezonie pod wodzą Sounessa triumfowali w Scottish Premier Division. Sezon 87/88 okazał się już jednak mniej udany dla szkockiego managera i jego podopiecznych co poskutkowało zajęciem dopiero 3 miejsca w ligowej tabeli.
O sile zespołu Graema Sounessa stanowili wtedy przede wszystkim sprowadzeni przez niego Anglicy. Do tej grupy należeli, chociażby tacy zawodnicy jak obrońca Terry Butcher z Ipswich Town czy bramkarz Chris Woods z Norwich City. Oboje byli etatowymi reprezentantami swojego kraju. Do transferów angielskich zawodników do szkockiego zespołu z pewnością jednak by nie doszło, gdyby nie fakt, że angielskie kluby były zawieszone w występach w europejskich pucharach na okres pięciu lat za wydarzenia z Heysel z 1985 roku.
Niekwestionowaną gwiazdą zespołu był jednak szkocki napastnik Ally McCoist. Prawdziwa maszynka do zdobywania goli. Sezon poprzedzający rywalizację Rangersów z GieKSą zakończył z 42 golami zdobytymi we wszystkich rozgrywkach.
Dla Graema Sounessa i jego zawodników rywalizacja z GKS-em Katowice nie była pierwszą okazją do wizyty na Górnym Śląsku. Sezon wcześniej los przydzielił im w drugiej rundzie Pucharu Mistrzów zespół Górnika Zabrze. Szkoci po zwycięstwie u siebie 3:1, zremisowali w Zabrzu 1:1, co pozwoliło im przejść dalej. Dwa gole dla „The Gers” w dwumeczu z Górnikiem zdobył wyżej wymieniony przeze mnie supersnajper Ally McCoist.
Manager Rangersów w wywiadzie dla klubowych mediów w takich oto słowach wypowiadał się na temat nadchodzącej rywalizacji w pierwszej rundzie Pucharu UEFA z GieKSą:
”Rozpoczynamy naszą drogę do chwały przeciwko mało znanemu GKS-owi Katowice, stosunkowo młodemu klubowi jak na Europejskie warunki. To zadziwiające, że wylosowaliśmy po raz czwarty z rzędu zespół z Europy Wschodniej (sezon wcześniej Rangersi trafiali na Dynamo Kijów, Górnik Zabrze i Steaua Bukareszt), ale oczywiście akceptujemy to. Walter Smith (asystent Sunessa) widział GKS w akcji i z jego raportu wynika, że nie powinniśmy lekceważyć polskiego zespołu. Mogą nie być rozpoznawalną marką na Europejskiej scenie, ale nie ma już dziś łatwych spotkań w pucharach”.
Jak widać teoria o tym, że w Europie nie ma już słabych drużyn była już także powtarzana ponad 30 lat temu. Mimo wszystko Szkoci podchodzili do rywalizacji z GieKSą bardzo poważnie i nie było mowy o lekceważeniu ekipy prowadzonej przez Władysława Żmudę.
Dla Graema Sounessa i Władysława Żmudy ta rywalizacja miała również dodatkowy smaczek. Była to okazja dla tego pierwszego do wzięcia rewanżu za porażkę z 1983 roku w ćwierćfinale Pucharu Europy Mistrzów Klubowych. Prowadzony wtedy przez Żmudę Widzew Łódź pokonał 4:3 (2:0,2:3) w dwumeczu Liverpool z Sounessem w składzie.
Mecz sprzed pięciu lat nie umknął uwadze także szkockiej prasie, która zapowiadała potyczkę na Ibrox jako osobisty rewanż Graema Sounessa.
.Dzień wcześniej dziennikarze z „Evening Times” poświęcili także na swoich łamach trochę uwagi GieKSie umieszczając artykuł zatytułowany „Polacy przylatują z ostrzeżeniem”. Zaraz po przylocie naszego zespołu do Glasgow, dziennikarze wypytali ówczesnego szkoleniowca GKS-u o jego odczucia przed zbliżającym się spotkaniem oraz o jego opinię na temat Rangersów.
Władysław Żmuda –„Jesteśmy zdeterminowani, by wywieźć stąd dobry rezultat z powrotem do Polski i jesteśmy w stanie to zrobić… Wiem wszystko o formie Rangersów, ale my także gramy bardzo dobrze i jesteśmy liderem naszej ligi po pierwszych sześciu spotkaniach z 11 punktami na koncie”
”Przyjechaliśmy tutaj w optymistycznym nastroju i jesteśmy pewni, że wrócimy do domu co najmniej z remisem, który da nam realną szansę w drugim meczu”
Żmuda skomentował także możliwą absencję z powodu kontuzji najlepszego strzelca Rangersów McCoista oraz defensywę rywala:
”McCoist jest bardzo dobrym strzelcem i jeśli nie zagra, będzie to korzyścią dla nas… ale wiem również, że obrona Rangersów będzie trudna do przełamania. Podziwiam Terry’ego Butchera”
.Zdecydowanie więcej miejsca GieKSie poświęcił natomiast „Rangers Matchday Magazine”, w którym umieszczono opisy zawodników oraz przybliżono historię klubu.
“Nowicjusze na Europejskiej scenie piłkarskiej” – tak Szkoci zatytułowali tekst w gazetce meczowej, który miał przedstawić ich kibicom sylwetkę GieKSy.
.Klub nie tylko został utworzony dla piłki nożnej, ale uruchomiono także sekcje hokeja na lodzie, szermierki i zapasów. Mieszkańcy Katowic stolicy Śląska byli niezadowoleni z sukcesów klubów z mniejszych miast w regionie takich jak Zabrze, Chorzów, Bytom i Sosnowiec. Pragnęli silnej drużyny zlokalizowanej w największym mieście w regionie i GKS przeszedł długą drogę w krótkim odstępie czasu, by im to zapewnić.
Grali na szczeblu pierwszej ligi Polskiej w latach 1966 – 1971, 1978 – 1980 oraz nieprzerwanie od 1983 roku, a swój debiut w Europejskich pucharach zaliczyli w sezonie 1970-71 w Pucharze Miast Targowych. Dość pechowo wylosowali w pierwszej rundzie FC Barcelonę, ale pokazali się z dobrej strony, przegrywając jedynie 4:2 w dwumeczu. Jednakże przez kolejne 16 lat kibice GKS-u nie doświadczyli Europejskich Pucharów. Katowiczanie zakwalifikowali się do nich w wielkim stylu, kiedy to zdobyli ich pierwszy i jak dotąd jedyny tytuł wygrywając Puchar Polski w sezonie 1985-86. Rok wcześniej w finale po rzutach karnych ulegli Widzewowi Łódź, ale za drugim razem byli nie omylni. Oszołomili całą piłkarską piłkę, pokonując lokalnego rywala Górnika Zabrze aż 4:1. W pierwszej rundzie Pucharu Zdobywców Pucharów pokonali w dwumeczu Islandzki Fram Reykjavik 4:0, ale w kolejnej rundzie odpadli ze Szwajcarskim Sionem po przegranej 2:5 w ogólnym rozrachunku. W kolejnym sezonie (86-87) GKS ponownie doszedł do finału Pucharu Polski, w którym przegrał ze Śląskiem Wrocław, ale dzięki wysokiej lokacie w ligowej tabeli zakwalifikował się do rozgrywek Pucharu UEFA. Ponownie jednak ich przygoda w pucharach była krótka, bo już w pierwszej rundzie odpadli z rumuńskim Sportul Studentesc po porażce 3:1 w dwumeczu.
Władysław Żmuda to trener GKS-u, notujący dobre wyniki w Polskim futbolu, dwukrotnie zdobywał tytuł mistrzowski, prowadząc Widzew Łódź. Swoją piłkarską karierę rozpoczynał w małym klubie Slavia Nowa Ruda, ale sławę zyskał, dopiero kiedy przeniósł się do Śląska Wrocław, dla którego ogromnie się zasłużył.
Zawiesił buty na kołku w wieku 32 lat i dołączył do sztabu szkoleniowego Śląska Wrocław, z którego później trafił do Górnika Zabrze, gdzie wygrał Drugą Ligę Polską. Zaliczył także krótki pobyt w GKS-ie, zanim odszedł do Widzewa, z którym święcił mistrzowskie tryumfy. Doprowadził także Widzew do półfinału Pucharu Mistrzów w sezonie 198-83, pokonując w ćwierćfinale Liverpool mający w swoim składzie Graema Sounessa. Żmuda miał jeszcze krótki epizod w Ruchu Chorzów, zanim ponownie trafił do GKS-u Katowice. W ubiegłym sezonie doprowadził GKS do najlepszej lokaty w historii, plasując się na drugim miejscu w Polskiej lidze. Jest zdeterminowany, by zdobyć z klubem ich pierwszy mistrzowski tytuł. Rozpoczął świetnie tegoroczny sezon od 5 meczów bez porażki i lideruje w tabeli wspólnie z Górnikiem Zabrze i Ruchem Chorzów. Bardzo przyjemne dla fanów GKS-u było z pewnością zwycięstwo 3-2 w pierwszym derbowym meczu tego sezonu przeciwko Górnikowi. Klub posiada stadion o pojemności 20 tysięcy przechodzący obecnie rekonstrukcję, dzięki której obiekt będzie posiadał wszystkie miejsca siedzące i zostanie jednym z najnowocześniejszych w Polsce. Rangersi mecz rewanżowy rozegrają jednak w pobliżu, bo na Stadionie Śląskim o pojemności około 90 tysięcy, położonym pomiędzy Chorzowem i Katowicami.”
Po całkiem fajnym opisie naszego klubu scharakteryzowani zostali wszyscy zawodnicy:
„Janusz Jojko (Bramkarz) – 28 lat. 1 mecz w kadrze. Rozpoczynał swoją karierę w lokalnej drużynie Chorzowiance zanim przeniósł się do pierwszoligowego Ruchu Chorzów. Dwa lata temu odszedł okryty hańbą po tym jak wrzucił piłkę do swojej bramki w meczu decydującym o spadku Ruchu do drugiej ligi. Został przechwycony przez GKS, a rok temu zadebiutował w reprezentacji w meczu przeciwko Finlandii.
Marek Biegun (Obrońca) – 29 lat. 1 mecz w kadrze. Pozyskany z Zagłębia Lubin w 1980 roku. Jest filarem defensywy GKS-u, lubi iść do przodu kiedy nadarzy się ku temu okazja.
Jerzy Kapias (Obrońca) – 30 lat. Ofensywnie grający boczny obrońca. Kapias zyskał rozgłos w Pierwszej lidze dzięki Ruchowi Chorzów skąd odszedł do Górnika Mysłowice, z którego pozyskał go GKS.
Piotr Nazimek (Obrońca) – 25 lat. Swoją karierę rozpoczynał w Orle Piaski zanim przyciągnął uwagę większych klubów i trafił do Cracovii. GKS ściągnął o siebie tego bocznego obrońcę w 1984 roku.
Piotr Piekarczyk (Obrońca) – 29 lat. Zaczynał w Górniku Czerwionka skąd przeszedł do ROW-u Rybnik. GKS zakontraktował go w 1982 roku i jest on niezwykle ważny dla klubu.
Robert Razakowski (Obrońca) – 19 lat. Melodia przyszłości. Razakowki przyszedł z Rakowa Częstochowa w 1986 roku, a w ostatnim sezonie powoływany był do młodzieżowej reprezentacji Polski.
Jerzy Wijas (Obrońca) – 29 lat. 12 meczów w kadrze. Jest to jego drugi pobyt w GKS-ie. Wijas jest jednym z najlepszych libero w Polskiej Lidze. Reprezentant kraju rozpoczynał swoją karierę w Górniku 09, później trafił do GKS-u skąd przeszedł do Widzewa Łódź gdzie zyskał sławę. Wrócił do Katowic po krótkim epizodzie w LZS Czarne.
Wiktor Morcinek (Pomocnik) – 27 lat. Dla niego to także drugi pobyt w GKS-ie. Marcinek świętował wczoraj swoje urodziny. Do Katowic wrócił tego lata z występującego w drugiej lidze Piasta Gliwce i służby wojskowej.
Janusz Nawrocki (Pomocnik) – 26 lat. Zakontraktowany z Wisły Kraków dwa lata temu, szybko stając się jednym z najpewniejszych punktów w składzie GKS-u.
Andrzej Rudy (Pomocnik) – 22 lata. 8 meczów w kadrze. GKS wywołał sensację sprowadzając tego lata utalentowanego reprezentanta ze Śląska Wrocław za rekordową kwotę 50 milionów złotych. Niski ale dynamiczny zawodnik. Rudy uwielbia znajdować się w centrum wydarzeń na boisku i GKS wierzy, że poprowadzi ich do sukcesów w tym sezonie.
Mirosław Kubisztal (Pomocnik) – 25 lat. Odkryty przez miejscowy klub Unię Tarnów, trafiał na coraz wyższe ligowe szczeble ostatecznie trafiając do GKS-u z Cracovii w 1984 roku. Szybko zadomowiając się w pierwszej drużynie.
Krzysztof Walczak (Pomocnik) – 25 lat. Trafił do klubu przed sezonem z Polonii Bytom. Walczak debiutował w lidze w barwach Ruchu Chorzów w 1981 roku. Były reprezentant młodzieżowy szukający spełnienia pokładanych w nim wcześniej nadziei.
Jan Furtok (Napastnik) – 26 lat. 14 meczów w kadrze. Najdłużej reprezentujący klub zawodnik sprowadzony 11 lat temu z amatorskiego MK Katowice. Został najlepszym strzelcem zespołu w ostatnim sezonie z 18 golami na koncie. Był uczestnikiem Mistrzostw Świata w Meksyku 2 lata temu. Wielu uważa, ze jest u szczytu swojej kariery.
Marek Koniarek (Napstnik) – 26 lat. 2 mecze w kadrze. Obecnie zmaga się z kontuzją i walczy by być w pełni sprawny na mecze przeciwko Rangers. Przyszedł z Szombierek Bytom, a swój reprezentacyjny debiut zaliczył w 1986 roku z Irlandią, w którym zdobył nawet bramkę.
Dariusz Rzeźniczek (Napastnik) – 20 lat. Bardzo obiecujący młody napastnik, który już ustatkował swoją pozycję w pierwszej drużynie reprezentacji Polski do lat 21. Pozyskany ze Stadionu Śląskiego w 1987 roku.”
Wieczór na Ibrox
Mecz na Ibrox oglądało ponad 40 tysięcy widzów, którzy mogli być mocno zaniepokojeni postawą swoich zawodników w pierwszej połowie spotkania. Gospodarze nie potrafili sforsować solidnej obrony GKS-u, a co gorsza przytrafiało im się także nadziewać na kontrataki. Właśnie po jednym z takich szybkich ofensywnych wypadów bardzo bliski szczęścia był Jan Furtok. Niestety piłkę zmierzającą po jego strzale do pustej bramki zdołał ostatecznie wybić sprzed linii bramkowej Gary Stevens. W drugiej części spotkania GieKSa w dalszym ciągu dzielnie się broniła, ale ataki gospodarzy były coraz groźniejsze. Zwłaszcza stałe fragmenty sprawiały, że raz po raz kotłowało się pod bramką Janusza Jojki. Najpierw po jednym z dośrodkowań z rzutu wolnego piłka po strzale głową Johna Browna trafiła w poprzeczkę, a kilka chwil później po dalekim wrzucie z autu w pole karne przez Stevensa, GKS przed utratą bramki uratowała tylko ofiarna postawa obrońców.
W 73. minucie Rangersi wykonywali już swój dziewiąty rzut rożny w tym spotkaniu, po którym niestety uśmiechnęło się do nich szczęście. Najprzytomniej w polu karnym GieKSy zachował się Walters, który z kilku metrów wpakował piłkę do siatki obok bezradnego Jojki. W samej końcówce kapitalna interwencja bramkarza GKS-u po strzale Kevina Drinkella uchroniła katowiczan przed jeszcze wyższą porażką.
Mecz zakończył się zwycięstwem Glasgow Rangers 1:0, ale zawodnicy GieKSy nie mieli się czego wstydzić. Uzyskany wynik w dalszym ciągu dawał nadzieję na wyeliminowanie Szkotów i awans do kolejnej rundy Pucharu UEFA.
Skrót:
Szkockie media zwróciły uwagę, w relacji pomeczowej, że słaba gra Rangersów w pierwszej połowie spotkania mogła ich sporo kosztować. Według ich oceny zespół Graema Sounessa stać na wiele lepszą grę i nie mogą być zadowoleni z osiągniętego końcowego rezultatu. Jednak mimo wszystko dziennikarze znaleźli także plusy w występie podopiecznych Sounessa. Największym z nich było oczywiście zachowanie czystego konta w tym spotkaniu, które miało mieć znaczący wpływ na wynik całego dwumeczu. Drugim pozytywnym aspektem w ich ocenie był występ Marka Waltersa, zastępującego kontuzjowanego McCoista. Jego gola z 73. minuty porównywano do magicznego dotknięcia, które pozwoliło Rangersom utrzymać się na powierzchni w rywalizacji z Polakami.
Podsumowując nie była to dla fanów “The Gers” niezapomniana noc z Europejskimi Pucharami, a przy lepszej skuteczności zawodników GieKSy mogła skończyć się dla nich jeszcze gorzej…
Na zakończenie dwie ciekawostki związane z meczem w Glasgow.
„The Katowice Vase”
W muzeum klubowym Glasgow Rangers do dziś można podziwiać okolicznościową wazę wykonaną z węgla, podarowaną przez nasz klub Szkotom przed pierwszym meczem na Ibrox.
Opis katowickiego prezentu można także przeczytać na stronie gersnet.co.uk
Latająca torba medyczna
Z meczu w Glasgow do dziś wśród kibiców “The Gers” wspominana jest jedna sytuacja, która wydarzyła się w drugiej połowie tamtej rywalizacji.
Obrońca Rangersów John Brown, kompletnie stracił panowanie nad sobą, gdy kolejny z zawodników GieKSy padł na murawę i oczekiwał na pomoc medyczną. Defensor zabrał wtedy torbę z zaopatrzeniem medycznym jednemu z lekarzy i rzucił nią w kierunku leżącego na murawie Krzysztofa Walczaka. Torba po uderzeniu w murawę otworzyła się i wypadła z niej niemal cała zawartość.
Na forach kibiców Glasgow Rangers ta sytuacja jest oceniana jako jedna z najśmieszniejszych, jaka miała miejsce w historii gier ich klubu w Europejskich Pucharach. Jeden z użytkowników słusznie zauważył jednak, że gdyby do podobnej sytuacji doszło dziś, John Brown został by z automatu ukarany czerwoną kartką i zawieszeniem na wiele spotkań. Poniżej wstawiam dwa wpisy o tej sytuacji z dwóch różnych forów kibiców „The Gers”
Całą sytuacja nie przeszła uwadze także w mediach. W wyżej wstawionym przeze mnie skanie ze szkockiej gazety z relacją pomeczową, również możemy przeczytać wzmiankę o tym incydencie.
Na koniec chciałbym podziękować wszystkim, którzy doczytali ten tekst do końca i życzyć dużo zdrowia w tym trudnym dla nas aktualnie czasie.
Hokej
Kompromitacja w Tychach
W 20. kolejce THL nasza drużyna wyruszyła do Tychów żeby zmierzyć się z miejscowym GKS-em.
Pierwszą tercję rozpoczęliśmy od szarpanej gry w tercji neutralnej. Dopiero w 4. minucie strzał na bramkę Fucika zdołał oddać Wronka, ale jego uderzenie nie sprawiło problemów bramkarzowi gospodarzy. W 7. minucie miejscowi wyszli na prowadzenie. W drugiej połowie pierwszej odsłony nasza drużyna stanęła przed szansą wyrównania wyniku za sprawą liczebnej przewagi. Pomimo oddania kilku groźnych strzałów, to żaden z naszych zawodników nie zdołał pokonać Fucika. W 19. minucie fantastyczną interwencją popisał się Eliasson ratując nas przed utratą drugiej bramki. Chwilę przed syreną kończącą pierwszą tercję Eliasson ponownie zachował czujność i pewnie obronił kolejne strzały gospodarzy.
Drugą tercję rozpoczęliśmy od zdecydowanego ataku na bramkę Fucika, blisko zdobycia bramki był Wronka i Varttinen. W 24. minucie gospodarze zdobyli drugą bramkę, wykorzystując liczebną przewagę. Kilkanaście sekund później gospodarze ponownie podwyższyli. W 25. minucie nastąpiła zmiana bramkarza w naszej drużynie. W 28. minucie czwartą bramkę dla drużyny gospodarzy zdobył Drabik, wykorzystując bierną postawę naszych obrońców. W 33. minucie w sytuacji sam na sam z Fucikiem znalazł się Dupuy, ale jego strzał był za lekki, by pokonać bramkarza gospodarzy. Na sam koniec drugiej odsłony gospodarze po raz piąty wbili krążek do naszej bramki.
Trzecią odsłonę rozpoczęliśmy od kilku strzałów na bramkę Fucika. Jednak to gospodarze ponownie znaleźli drogę do naszej bramki, zdobywając szóstą bramkę w tym meczu. Minutę później po raz siódmy do bramki trafił Viinikainen. Na sam koniec meczu bramkę honorową dla naszej drużyny zdobył Jonasz Hofman.
GKS Tychy – GKS Katowice 7:1 (1:0, 4:0, 2:1)
1:0 Filip Komorski (Valtteri Kakkonen, Rafał Drabik) 06:16
2:0 Alan Łyszczarczyk (Rasmus Hejlanko, Valtteri Kakkonen) 23:23, 5/4
3:0 Mark Viitianen (Dominik Paś) 24:18
4:0 Rafał Drabik (Szymon Kucharski, Mateusz Bryk) 27:48
5:0 Mateusz Gościński (Hannu Kuru, Olli Kaskinen) 38:56
6:0 Hannu Kuru (Juuso Walli, Bartłomiej Pociecha) 45:23
7:0 Olli-Petteri Viinikainen (Alan Łyszczarczyk, Rasmus Hejlanko) 47:54
7:1 Jonasz Hofman
GKS Tychy: Fucik, Lewartowski – Viinikainen, Bryk, Łyszczarczyk, Komorski, Knuutinen – Kaskinen, Kakkonen, Jeziorski, Kuru, Heljanko- Walli, Pociecha, Karkkanen, Paś, Viitanen – Bizacki, Ubowski, Drabik, Kucharski, Gościński.
GKS Katowice: Eliasson, Kieler – Maciaś, Hoffman, Wronka, Pasiut, Fraszko – Varttinen, Verveda, Anderson, Monto, Dupuy – Runesson, Lundegard, Michalski, McNulty, Hofman Jo. – Chodor, Dawid, Hofman Ja.
Felietony Piłka nożna
Komu nie zależało, by zagrać?
Gdy wyjrzałem dziś za okno z pokoju hotelowego, zobaczyłem szron na pobliskich dachach. I tyle. Śniegu nie było ani grama, jedyne, co mogło nas przyprawiać o lekkie dreszcze to przymrozek i konieczność spędzenia tego meczu w tak niskiej temperaturze. Wiadomo jednak, że podczas dobrego widowiska można się porządnie rozgrzać i emocje sportowe niwelują jakiekolwiek atmosferyczne niedogodności. Głowiłem się, jak to jest, że w różnych rejonach Polski mamy atak zimy, a przecież okolice bieguna zimna, które teoretycznie najbardziej są narażone na popularny biały puch, tym razem są wolne od tego.
Gdy jechałem autobusem na mecz i zaczęło lekko prószyć – a było to o godz. 10.30 ani przez myśl nie przeszło mi, jak to się wszystko skończy. Po prostu – śnieg zaczął sobie padać, nie był to jakiś armagedon, a i same opady śniegu, choć były wyraźne, nie przypominały tych, które znamy z przeszłości.
Po wejściu na stadion zobaczyłem taką właśnie oprószoną murawę – niezasypaną. Białawo-zieloną lub zielonkawo-białą. Typowy widok, gdy mamy pierwsze opady śniegu w roku lub też szron po mroźnej nocy. Białe gunwo (że tak zejdziemy z romantycznej wersji o puchu) ciągle jednak z białostockiego nieba spadało. I w pewnym momencie rzeczywiście murawa stała się dość biała. Nie przeszkodziło to jednak obu drużynom oraz sędziom rozgrzewać się. Kibice wypełniali stadion, zwłaszcza ci z Jagiellonii jeszcze przed meczem głośno dopingując swój zespół. Sympatycy GieKSy powoli zaczęli wchodzić na sektor gości i też dali znać o sobie. Przyznam, że nie myślałem w ogóle o tym, że mecz może się nie odbyć. Nie miałem takiego konceptu w głowie.
Za łopaty wzięło się… kilka osób. Zaczęli odśnieżać pola karne. Wyglądało to tak, że na jednym skrzydle stało trzech chłopa i sami nie wiedzieli, jak się za to zabrać. „Gdzie kucharek sześć…” – powiedziałem Miśkowi. A na drugim skrzydle szesnastki jeden jegomość odśnieżył na kilka metrów szerokość pola karnego, pokazując, że „da się”. A tamci deliberowali. Do tej pory odśnieżone były tylko linie i wspomniany kawałek. Na drugim polu karnym natomiast jakiś artysta „odśnieżał” w taki sposób, że zagarniał, wręcz zdrapywał śnieg, zamiast go nabierać na łopatę. Nie trzeba być śnieżnym omnibusem, żeby wiedzieć, że średnio efektywna jest to metoda. Po niedługim czasie wszyscy położyli na to lachę i sobie poszli czy tam przestali działać.
Dopiero kilka minut przed meczem zorientowałem się, że sędzia się dziwnie zachowuje, wychodzi i sprawdza. Załączyłem Canal+, by nasłuchiwać wieści i tam było jasne, że arbiter Wojciech Myć sugerował, iż szanse na rozegranie tego spotkania są dość marne. Potem wyszedł na boisko jeszcze raz, ze swoimi asystentami i patrzyli, jak zachowuje się piłka. W moim odczuciu ta rzucana i turlana przez nich futbolówka reagowała normalnie, z odpowiednim odbiciem czy brakiem większego oporu przy toczeniu się po ziemi. Do końca miałem nadzieję, że mecz się odbędzie.
Sędzia jednak zadecydował inaczej. W wywiadzie dla Canal+ powiedział, że ze względu na zdrowie zawodników, a także ograniczoną widoczność – podejmuje decyzję o odwołaniu meczu. Podał też argument, że do pomarańczowej piłki przykleja się śnieg i tak jej nie widać. A linie, które zostały odśnieżone i tak za chwilę zostałyby zasypane.
Mecz się nie odbył.
Odniosę się więc najpierw do słów sędziego, bo już one są dla mnie kuriozalne. Odśnieżone linie po 40 minutach (także już po odwołaniu meczu) nadal były widoczne. I nie zanosiło się specjalnie na to, że mają zostać momentalnie zasypane. Nawet jeśli – to chwila przerwy w meczu lub po prostu w przerwie między dwiema połowami – pospolite ruszenie do łopat i gotowe. A argument o piłce to już kuriozum do kwadratu. Na Boga – przecież śnieg to nie jest jakiś klej czy oleista substancja. I nawet jeśli w statycznej sytuacji klei się do piłki, to jest ona cały czas KOPANA. Dla informacji pana Mycia – to powoduje drgania w futbolówce, a to (plus odbijanie się od ziemi) z piłki przyklejony kawałek śniegu strząsa. Więc naprawdę nie mówmy takich głodnych kawałków na głos, bo tylko wzmacniamy opinię o sędziach taką, a nie inną.
Trener Siemieniec już po decyzji mówił dla Canal Plus, że z punktu widzenia logistyki w rundzie jesiennej, nie na rękę jest im nie grać, w domyśle, że ten mecz trzeba będzie jeszcze gdzieś wcisnąć. Tylko przecież WIADOMO, że tego spotkania nie da się rozegrać jesienią, bo przecież po ostatnim meczu ligowym Jaga gra dwa razy w Lidze Europy plus jeszcze w środku grudnia zaległy mecz z Motorem. Więc z GKS musieliby zagrać tuż przed świętami, a przecież nikt przy zdrowych zmysłach nie przedłuży rundy GieKSie o dwa tygodnie z powodu zaległego meczu. Niech więc trener Adrian nie robi ludziom wody z mózgu. Poza tym trener powiedział, że ze względu na stan boiska, była to jedyna i słuszna decyzja i trudno nie było odnieść wrażenia, że z powodu napiętego terminarza właśnie TERAZ, dłuższy oddech dla Jagiellonii to najlepsze, co może ich spotkać…
A Rafał Górak? Bardzo dyplomatycznie mówił, że rozumie decyzję sędziów, ale chyba trzy razy podczas wywiadu dał do zrozumienia, jakie miał zdanie… Panowie za zamkniętymi drzwiami rozmawiali, każdy dał swoje argumenty. Trener zwrócił uwagę, że ze względu na szczelnie wypełniony sektor gości mogło to wyglądać inaczej. Że białe linie widać i przy dobrej woli organizatora, boisko można byłoby doprowadzić do stanu używalności. Że taki wyjazd bez meczu to dodatkowe koszty dla klubu. Jakbym więc miał typować, to pewnie wyglądało to tak „ej Rafał, wiesz, jak jest, jaką mamy sytuację, wiem, że nie jest to wam na rękę, ale zgódź się na przełożenie meczu, odwdzięczymy się dobrym winkiem”… Być może więc ze względu na solidarność kolegów po fachu i gentelmen’s agreement, szkoleniowiec, mimo że wolałby zagrać – nie oponował.
No i właśnie. To jest pytanie – czy komuś zależało, żeby wykorzystać opady i meczu nie rozegrać? Powiem wprost – reakcja organizatora meczu na tę „zimę” jest mocno zastanawiająca i nie wiem, czy Jagiellonia nie powinna z tego tytułu ponieść konsekwencji. Powtórzę – klub nie zrobił absolutnie nic, żeby ten mecz rozegrać. Począwszy od prognoz – przecież atak zimy w Polsce był już wczoraj, więc nie można było nie zakładać, że podobna sytuacja powtórzy się w Białymstoku. A jeśli tak, to przygotowuje się zastępy ludzi – choćby na wszelki wypadek – do tego, żeby boisko odśnieżyć. Pamiętacie, co było w zeszłym sezonie w meczu Radomiaka z Zagłębiem? Momentalnie, w ciągu kilku minut płyta po nawałnicy zrobiła się biała. Tam też było ryzyko przerwania i odwołania meczu. Ale ludzie robili, co w swojej mocy, odśnieżali, jak tylko się da i spotkanie zostało dokończone. Wczoraj w Rzeszowie kompletnie zasypany stadion został odśnieżony i mecz również się odbył. A w Białymstoku? Nie było chętnych czy nie miało ich być? Mogli nawet tych żołnierzy wziąć, co to zawsze są na trybunach. Cokolwiek. A tutaj kilku ludzi z łopatą zaczęło nieskładnie machać, ale chyba ktoś im powiedział, że to bez sensu – no i przestali.
Nie będę wnikał, czy na takim boisku można grać czy nie. Jak bardzo wpływa to na zdrowie zawodników. Wiem, że w przeszłości takie mecze się odbywały i nikt nie płakał i nie zasłaniał się ani zdrowiem, ani terminarzem. GieKSa taki mecz rozgrywała z Arką Gdynia – pamiętny z niewykorzystanym karnym Adamczyka – i jakoś się dało. Nie jest to może najbardziej estetyczne widowisko, ale mecz jest rozegrany i jest z głowy.
Natomiast tu nie chodzi o to, czy na zaśnieżonym boisku można grać. Chodzi o to, że nikt nie zajął się odśnieżaniem. Dlatego cała ta sytuacja ostatecznie wydaje mi się po prostu skandaliczna. Dosłownie godzinkę śnieg poprószył – bez jakiejś większej nawałnicy – i odwołujemy mecz.
I tak – piłkarze pojechali sobie na drugi koniec polski, by pobiegać na murawie stadionu Jagiellonii. Klub zapłacił za hotel, wyżywienie, przejazd. Teraz będzie to musiał zrobić drugi raz – najpewniej na wiosnę. Kibice zrywali się o drugiej w nocy, niektórzy pewnie nawet nie poszli spać, by stawić się na zbiórkę w ciemnych Katowicach. Jechali w tak wielkiej liczbie przez cały kraj – też przecież zapłacili za bilety i przejazd. I dostali w bambuko, bo paru osobom nie chciało się wyjść i doprowadzić boisko do jako takiego stanu.
Uważam, że PZPN czy Ekstraklasa, czy kto tam zarządza tym całym grajdołkiem, nie powinien przyzwalać na taką fuszerkę. To jest kupa kasy i czas wielu ludzi, którzy zdecydowali się do Białegostoku przyjechać. To po prostu jest nie fair.
Nieraz bywały jakieś sytuacje czy to z pogodą, czy wybrykami kibiców i kapitanowie lub trenerzy obu drużyn zgodnie mówili – gramy/nie gramy. Była ta wyraźna jednogłośność. A czasem spór. Grano nawet po zapaści Christiana Eriksena – choć tam akurat uważam, że ta decyzja była fatalna (choć z drugiej strony to Euro, więc logistyka dużo trudniejsza). Tutaj zabrakło determinacji, żeby mecz rozegrać. Rozumiem trenera Góraka, że podszedł dyplomatycznie do sprawy. Ja tego protokołu dyplomatycznego trzymać nie muszę i wysuwam hipotezę, że komuś na rękę był ten niezbyt wielki opad śniegu.
Dotychczas wielokrotnie pisałem i mówiłem, że cenię Jagiellonię i Adriana Siemieńca za to, jak łączą ligę i puchary. Byłem pod wrażeniem, że rok temu Jaga nie przełożyła spotkania z GKS na jesień, gdy sama była pomiędzy meczami z Ajaxem – trener gospodarzy dzisiejszego niedoszłego pojedynku mówił, że poważna drużyna musi umieć grać co trzy dni. Tym razem jednak w obliczu meczu z KuPS i końcówki ligi, takie zdanie przestało już zobowiązywać.
Nam nie pozostaje nic innego, jak przygotować się do sobotniego spotkania z Pogonią. Oby piłkarze GKS również wykorzystali fakt, że nie będą mieli Jagi w nogach i jak najlepiej mentalnie i fizycznie przygotowali się do spotkania z Portowcami. A z Jagiellonią i tak się już niedługo zmierzymy, bo za jedenaście dni w Pucharze Polski.
Kups!
Piłka nożna kobiet
1/8 finału dla Katowic
Trójkolorowe w chłodną i ponurą sobotę wygrały, po równie ponurym meczu, z Rekordem Bielsko-Biała 2:0 i awansowały do 1/8 Pucharu Polski.
Przed spotkaniem Karolina Koch odebrała pamiątkowe zdjęcie z rąk prezesa Sławomira Witka za pokonanie bariery 100 występów w roli trenerki naszej drużyny. Gratulujemy i jeszcze raz dziękujemy za wszystkie dotychczasowe sukcesy! Warto także wspomnieć, że kilka dni przed spotkaniem, swój kontrakt o trzy lata przedłużyła Nicola Brzęczek.
W 2. minucie Marcjanna Zawadzka musiała uznać wyższość Roksany Gulec, która wymanewrowała ją w pole i oddała strzał w kierunku dalszego słupka. Oliwia Macała niewiele mogłaby w tej sytuacji zrobić, gdyby po rykoszecie futbolówka nie zmieniła swojej trajektorii na górną część poprzeczki. Po trzecim rzucie rożnym dopiero udało się oddać rekordzistkom strzał, natomiast Agnieszka Glinka była bardzo daleka od trafienia choćby w okolice bramki. W 7. minucie niemal wyczyn Lukasa Klemenza z meczu z Piastem powtórzyła Patrycja Kozarzewska, na szczęście nie udało jej się aż tak dokładnie przymierzyć w kierunku swojej bramki. Pierwszą klarowną akcję dla GieKSy wykreowała Jagoda Cyraniak dalekim podaniem do Julii Włodarczyk, skrzydłowa po wymagającym sprincie zgrała do otoczonej przez rywalki Aleksandry Nieciąg i skończyło się na wymuszonej stracie. Kolejne minuty upłynęły obu drużynom w środku pola, mnóstwo było przepychanek i przerw w grze. W 26. minucie groźny strzał z pierwszej piłki oddała Patrycja Kozarzewska, a poprzedzone to było tradycyjnym pokazem zdolności dryblerskich Klaudii Maciążki na prawej flance i kąśliwą centrą Katarzyny Nowak. Kolejny kwadrans czekaliśmy na ciekawszą akcję, skonstruowaną bardzo nietypowo: Patricia Hmirova z poziomu murawy walczyła o piłkę, ostatecznie zagrywając ją na lewe skrzydło. Finalnie na prawej flance strzał oddała Dżesika Jaszek, choć znacząco przesadziła z siłą tego uderzenia. W 43. minucie doskonałe podanie Jagody Cyraniak za linię obrony zmarnowała Klaudia Maciążka złym przyjęciem, choć nie była to też łatwa piłka. Na zakończenie połowy obrończyni jeszcze sama spróbowała szczęścia z dystansu, jednak tego szczęścia jej nieco zabrakło.
Z przytupem drugą część gry rozpoczęła Julia Włodarczyk, jej centra była o milimetry od dotarcia do dobrze ustawionej Aleksandry Nieciąg. W 52. minucie wynik starcia otworzyła Nicola Brzęczek po dośrodkowaniu Klaudii Maciążki. Dobrą pracę na obrończyniach wykonała Dżesika Jaszek, a wcześniej na obieg z Maciążką zagrała Patricia Hmirova. Kilka centymetrów od podwyższenia wyniku był duet wpisany już do protokołu meczowego, choć tym razem w odwróconych rolach: Włodarczyk wypuściła skrzydłem Brzęczek, ta zgrała na środek do Maciążki i piłka zatrzymała się na linii bramkowej po rykoszecie. Bliźniaczą akcję w 58. minucie, z pominięciem zgrania do środka, finalizowała sama Nicola Brzeczek, jednak zbyt długim prowadzeniem zmusiła się do sytuacyjnego i bardzo nieudanego strzału. W 63. minucie Dżesika Jaszek z Maciążką doskonale zagrały na jeden kontakt, ostatecznie jednak znów defensywa Rekordzistek zdołała zablokować zarówno dośrodkowanie Nieciąg, jak i strzał Włodarczyk. W 68. minucie doskonałe sytuacje miały Nicola Brzęczek oraz Aleksandra Nieciąg, jednak miały sporo pecha przy swoich próbach i nadal utrzymywał się wynik 1:0. W 74. minucie Klaudia Maciążka zeszła do środka boiska i choć jej podanie zostało zablokowane, to Dżesika Jaszek zdołała odzyskać posiadanie już w polu karnym i precyzyjnym strzałem przy słupku podwyższyła na 2:0. Wahadłowa powinna mieć na swoim koncie także asystę już chwilę później, jednak w zupełnie niezrozumiały sposób podała za plecy wszystkich swoich koleżanek spod linii końcowej. W 83. minucie jej podanie zakończyło się podobnym skutkiem, choć tym razem Hmirova zdołała zebrać wybitą piłkę i oddać strzał pełen fantazji. Dwie minuty później kolejną bramkę powinna mieć na swoim koncie Brzęczek, aż sama złapała się za głowę. Santa Vuskane udanie zastosowała skok pressingowy i wycofała do Włodarczyk, która przytomnie odnalazła wybiegającą w korytarz napastniczkę, a ta przelobowała golkiperkę, nie trafiając jednocześnie w szerokość bramki. W doliczonym czasie gry skrzydłowa zrozumiała gest Vuskane i posłała mocną piłkę za linię obrony, jednak te zamiary odgadnęła także Kinga Ptaszek i zatrzymała futbolówkę tuż przed głową Łotyszki.
GieKSa wygrała 2:0 i awansowała do 1/8 Pucharu Polski.
GKS Katowice – Rekord Bielsko-Biała 2:0 (0:0)
Bramki: Brzęczek (52), Jaszek (75).
GKS Katowice: Macała – Nowak, Zawadzka, Cyraniak – Dżesika Jaszek, Kozarzewska (82. Kalaberova), Hmirova, Włodarczyk – Maciążka, Nieciąg (77. Vuskane), Brzęczek (90. Langosz).
Rekord Bielsko-Biała: Ptaszek – Glinka, Dereń, Jendrzejczyk (82. Krysman), Niesłańczyk, Zgoda (67. Dębińska), Sowa, Janku, Gulec (67. Sikora), Katarzyna Jaszek (73. Conceicao), Bednarek (67. Długokęcka).
Kartki: Kozarzewska, Włodarczyk – Sowa.











Kamel
29 marca 2020 at 16:46
fajny text,ino trocha smutno sie robi,fragment „cofnijmy sie zatem do 1988…” a co momy 2020 ? we 10 kolyjnych sezonuw uefa robi ze pucharuw totolne gowno,a mo byc ino smiesznij.
Marcin z Wełnowca
30 marca 2020 at 21:00
Ciekawy tekst. Gratuluję.