Dołącz do nas

Piłka nożna

Rywal Pod lupą: Enkeleid Dobi, czyli pierwszy Albańczyk w polskiej lidze

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Następna ligowa kolejka przed nami, zatem nie może zabraknąć u nas kolejnej osobistości związanej z klubem naszych najbliższych rywali. W tym tygodniu przyjrzymy się jednemu z głównych architektów awansu Górnika Polkowice do II ligi, czyli albańskiemu trenerowi Enkeleidowi Dobiemu. Z pewnością dla sporej rzeszy kibiców nie jest on anonimową postacią, chociażby dzięki jego występom na boiskach polskiej ekstraklasy w barwach Zagłębia Lubin i Górnika Zabrze na pozycji napastnika.

Niespełniony talent

Spoglądając w piłkarską karierę Enkeleida Dobiego szybko można stwierdzić, że był to tylko jeden z wielu piłkarzy z Bałkanów, którzy pojawili się na polskich boiskach. W skrócie nic specjalnego. Jednak niewiele zabrakło, a kariera Dobiego mogła potoczyć się zupełnie inaczej. Był on uważany za jeden z największych jak nie największy talent albańskiej piłki nożnej lat 90’. W seniorskiej piłce zadebiutował już w wieku 16 lat w barwach rodzimego klubu Teuta Durres. Po dziś dzień właśnie do niego należy rekord najmłodszego debiutanta w ekstraklasie Albanii. Wynosi on dokładnie 16 lat i 4 dni.

Z Teutą sięgnął po mistrzowski tytuł w sezonie 93/94 co dało mu możliwość zaprezentowania swoich umiejętności po raz pierwszy w europejskich pucharach. Niestety dla albańskiego klubu z Enkeleidem Dobim w składzie przygoda w Europie zakończyła się bardzo szybko, bo już na rundzie kwalifikacyjnej do Pucharu UEFA po porażce w dwumeczu z cypryjskim Apollonem Limassol (1:4, 2:4). Rok później Dobi wraz z Teutą zdobył krajowy puchar i ponownie zameldował się w pucharach. Tym razem jednak z lepszym skutkiem. Po wyeliminowaniu fińskiego TPS Turku (3:0,0:1) w kolejnej rundzie Pucharu Zdobywców Pucharów Teuta trafiła na naszpikowaną gwiazdami AC Parmę. Enkeleid Dobi zaprezentował się na tyle dobrze w dwumeczu z włoskim klubem, że wzbudził zainteresowanie swoją osobą u ówczesnego trenera Parmy – Nevio Scali. Zaowocowało to wszystko zaproszeniem na testy do Parmy, w której parę napastników tworzyli w tamtym okresie 29-letni Gianfranco Zola i 22-letni Filippo Inzaghi. Ostatecznie Enkeleid Dobi angażu we włoskim gigancie nie dostał. Jak sam twierdzi, nie był mentalnie gotowy na ten transfer. Jego braki w profesjonalnym podejściu do zawodu i uważanie się już wtedy za „pana piłkarza” zadecydowały o jego losie. Skracając, po prostu popularna sodówka uderzyła do głowy naszemu dzisiejszemu bohaterowi co zamknęło mu drogę do wielkiej kariery. Jeżeli wierzyć słowom Dobiego, który twierdzi, że zjadał na śniadanie pod względem wyszkolenia technicznego Inzaghiego, to może rzeczywiście coś w tym jest. W każdym razie sprowadzony na ziemie Dobi zamiast do Serie A trafił do trzeciej drużyny ligi chorwackiej Varteksu Varażdin.

Miała być Bundesliga, a skończyło się na Ekstraklasie.

Po 3 latach w Chorwacji przed rozpoczęciem sezonu 2000/01 Enkeleid Dobi otrzymał propozycję od świeżo upieczonego beniaminka Bundesligi Energie Cottbus. Dzięki pozytywnym testom wszystko wydawało się praktycznie przesądzone i Albańczyk ostatecznie trafi do Niemiec. Jednak w wyniku nieporozumień na linii agent piłkarza-klub negocjacje się przeciągały i wraz z zamknięciem okna transferowego w Niemczech temat transferu upadł. Wtedy do gry o podpis albańskiego napastnika pod kontraktem, weszło niespodziewanie Zagłębie Lubin. Dłuższe okienko transferowe w Polsce pozwoliło ówczesnemu trenerowi Mirosławowi Jabłońskiemu na dopięcie wszystkich szczegółów i Enkeleid Dobi oficjalnie został pierwszym Albańczykiem w polskiej lidze.

Pobyt w Ekstraklasie i mecze z GieKSa

W Zagłębiu Lubin Enkeleid Dobi trafił na bardzo dużą rywalizację w formacji ataku. Występował tam wtedy duet Arkadiusz Klimek-Zbigniew Grzybowski, przez co trudno było wywalczyć Albańczykowi miejsce w podstawowym składzie. W trakcie 2,5-letniego pobytu w barwach „miedziowych” uzbierał 51 meczów i zdobył 6 bramek w Ekstraklasie. Następnie podczas zimowego okna transferowego sezonu 2002/03 trafił na Górny Śląsk, gdzie miał zastąpić w barwach Górnika Zabrze wytransferowanego wtedy do Groclinu Andrzeja Niedzielana. Udało mu się to z mizernym skutkiem, ponieważ jego przygoda w Zabrzu zakończyła się zaledwie na jednej rozegranej rundzie i tylko 8 występach.

Enkeleid Dobi podczas swojego pobytu w Polsce czterokrotnie miał okazję zmierzyć się z GieKSą. Tylko raz Albańczykowi udało się wygrać i było to w jego premierowym meczu przeciwko nam w 2001 roku, kiedy to po dwóch golach Zbigniewa Grzybowskiego jego Zagłębie Lubin wygrało na Bukowej 2:0. Dobi w tym spotkaniu rozegrał 45 minut, zmieniając w przerwie Aleksandra Osipowicza. Pozostałe rywalizacje zakończyły się dwukrotnie naszymi zwycięstwami i jednym remisem. Albańskiemu napastnikowi w żadnym z tych spotkań nie udało się trafić do siatki GieKSy.

Tym razem już nie w roli piłkarza, a jako trenera przyjdzie mu rywalizować z nami. Jak więc będzie przy okazji piątego spotkania Enkeleida Dobiego z GKS-em Katowice w najbliższą sobotę?

Portal GieKSa.pl tworzony jest od kibiców, dla kibiców, dlatego zwracamy się do Ciebie z prośbą o wsparcie poprzez:

a/ przelew na konto bankowe:

SK 1964
87 1090 1186 0000 0001 2146 9533

b/ wpłatę na PayPal:

E-mail: [email protected]

c/ rejestrację w Superbet z naszych banerów.

Dziękujemy!

Kliknij, by skomentować
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

Odpowiedz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Piłka nożna

Rafał Górak: „Obawiam się o nasz stan kadrowy”

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Prezentujemy zapis z konferencji po remisie 0:0 z Górnikiem Łęczna.

Pavol Stano: Uważam, że widzieliśmy dobre widowisko, choć bez bramek. Staraliśmy się eliminować te mocne strony GieKSy i grać tak, jak chcieliśmy. Zaangażowanie chłopaków było fajne, jakość adekwatna do meczu, wyglądało na to, że to zrobimy i doprowadzimy ten mecz do końca. Trzeba przyznać, że gospodarze też mieli sytuacje. Remis, każdy chciał więcej, trzeba ten punkt szanować.

***

Rafał Górak: Skończyło się meczem remisowym, wydaje się, że były momenty, gdzie Górnik Łęczna prowadził grę w sposób bardziej spójny. Nie można tu mówić jednak o czystych sytuacjach, a szkoda mi sytuacji Kuuska, najlepszej ze wszystkich. Widać progres w grze drużyny z Łęcznej, nie będę w jakiś sposób narzekał. Obawiam się o nasz stan kadrowy, mamy dwa treningi, a łatwy mecz nas nie czeka. Musimy ciężko pracować, by zawodników doprowadzić do dyspozycji, bo mamy dużo tych kontuzji. Dopadła nas grypa jelitowa. Trzeba szanować ten punkt i doceniam tę walkę z naprawdę dobrze grającym rywalem.

Urazy Rogali i Wasielewskiego?
Górak: Grzesiek to uraz mięśniowy, Marcin zmagał się z urazem od dłuższego czasu. Marcin, jak go znam, będzie robił wszystko, by być gotowym na następne spotkanie. Czasu mamy mało, trzeba myśleć o tym, kim ich zastąpimy.

Wracają demony jesieni?
Górak: Nigdy nie miałem demonów, nic mi się nie przypomina. Mocna liga i wymagający rywale, rzeczywiście dzisiaj ten punkt biorę do kieszeni, myślę o meczu w Warszawie.

Arek Jędrych stracił przytomność czy było to zwykłe zderzenie?
Górak: Nie stracił, natomiast otrzymał poważny cios. Nos jest złamany, ale to nie złamie Jędrycha.

Duża delegacja z GKS-u Tychy na trybunach. Było dziś jakieś ukrycie schematu?
Górak: Żadnego ukrycia schematu dzisiaj nie było.

Mecz z Polonią Warszawa to spotkanie z zespołem z dołu tabeli. Będzie to trudne spotkanie?
Górak: Zespół z Warszawy to zdeterminowany i niezły zespół. Mamy całkowity obraz tej drużyny, spodziewamy się naprawdę trudnego spotkania. Zdajemy sobie sprawę, że jest na co patrzeć i łatwo nie będzie.

Kończąc temat zawieszeń i nieobecnych zawodników. Ile meczów zawieszenia otrzymał Repka i jak powrót Komora?
Górak:
Oskar dwa spotkania, więc nie będzie dostępny w Warszawie, a Komor można powiedzieć już w 80% wyleczony. Nie chcieliśmy dzisiaj ryzykować zawodnika, ale wydaje mi się, że te dwa dni doprowadzą go do 100% dyspozycji.

Kontynuuj czytanie

Hokej

GieKSa hokejowym wicemistrzem Polski

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Ostatnie spotkanie finałowe nie zawiodło nikogo. Obie drużyny prezentowały dojrzały hokej, o czym świadczy fakt, że w regulaminowym czasie gry nie obejrzeliśmy bramek i o tym, która drużyna została Mistrzem Polski, rozstrzygnęła dogrywka. W niej złotego gola zdobył Kaleinikovas zapewniając Re-Plast Unii Oświęcim tytuł Mistrza Polski w hokeju na lodzie.

Świadome wagi spotkania obie drużyny od początku starały się narzucić przeciwnikowi swój styl gry, jednak dobrze w obu ekipach spisywały się formacje defensywne. W 5. minucie Kaleinikovas i Dziubiński sprawdzili dyspozycję Murraya. W odpowiedzi Kovalchuk, który rozgrywał bardzo dobre zawody, dograł do Hitosato, lecz uderzenie Japończyka obronił Lundin. Z upływem czasu częściej przy krążku utrzymywali się katowiczanie, a oświęcimianie próbowali wyprowadzać szybkie kontry. Mimo prób Maciasia, Iisakki, Pasiuta po stronie GieKSy oraz Heikkinena, Ackereda, Denyskina i Dyukova po stronie Re-Plast Unii Oświęcim bramek w pierwszej tercji nie obejrzeliśmy. Natomiast równo z syreną za grę wysokim kijem do boksu kar został odesłany Marklund.

Drugą tercję rozpoczęliśmy od gry w osłabieniu. Pierwszą minutę dobrze się broniliśmy, ale w drugiej minucie tego osłabienia groźne strzały oddali Sadłocha i Ahopelto, które obronił Murray. Po wyrównaniu sił na lodzie mecz się wyrównał, a obie drużyny grały uważnie w defensywie. W 30. minucie na ławkę kar został odesłany Heikkinen. Podczas okresu gry w przewadze Lundina próbowali pokonać Hitosato i Monto. W ostatnich pięciu minutach drugiej tercji mecz nabrał rumieńców. Najpierw w 36. minucie Marklund trafił w słupek, a w odpowiedzi Heikkinen przegrał pojedynek sam na sam z bramkarzem GieKSy. Dwie minuty później Murray z kłopotami obronił strzał Ackereda. Druga tercja zakończyła się także wynikiem bezbramkowym.

Początek trzeciej tercji należał do GieKSy, ale krążek po uderzeniach Michalskiego i Isakki minął bramkę Lundina, ale podobnie jak to było w poprzednich tercjach, z biegiem czasu mecz się wyrównał. W 50. minucie Murray obronił uderzenia Karjalajnen, Kowalówki i Sołtysa. Podobnie jak dwie poprzednie tercje, również trzecia zakończyła się wynikiem 0:0, a zatem o tytule Mistrza Polski rozstrzygnęła dogrywka.

Dogrywkę rozpoczęliśmy od dwóch niewykorzystanych sytuacji.  Najpierw bliski pokonania Lundina był Koponen, a chiwlę później po uderzeniu Iisakki krążek minimalnie minął oświęcimską bramkę. W odpowiedzi Ackered trafił w obramowanie naszej bramki. Sytuacja ta była jeszcze sprawdzana na wideo.  W 66. minucie groźnie strzelał Ackered, a chwilę później Murray uprzedził Sadłochę, który znalazłby się w sytuacji sam na sam. O tytule Mistrza Polski zdecydowała sytuacja z68. minucie, kiedy Kaleinikovas strzałem po dalszym słupku pokonał Murraya.

GKS Katowice – Re Plast Unia Oświęcim 0:1 (0:0, 0:0, 0:0 d. 0:1)

0:1 Mark Kaleinikovas  (Elliot Lorraine) 66:21

GKS Katowice: Murray, (Kieler) – Delmas, Kruczek, Bepierszcz, Pasiut, Fraszko – Varttinen, Koponen, Iisakka, Monto, Lehtimaki – Wanacki, Cook, Smal, Michalski, Marklund – Lebek, Chodor, Hitosato, Maciaś, Kovalchuk.

Re-Plast Unia Oświęcim: Lundin, (Kowalówka R.) – Dyukov, Jakobsons, Sadłocha, Dziubiński, Kaleinikovas – Valtola, Uimonen, Ahopelto, Heikkinen, Karjalainen – Bezuska, Ackered, Kowalówka S., Lorraine, Denyskin – Noworyta, Łukawski, Wanat, Krzemień, Sołtys.

Kontynuuj czytanie

Piłka nożna

Rafał Górak: „Każdy popełnia jakieś błędy”

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Zapraszamy do przeczytania zapisu konferencji prasowej po remisie 2:2 z Termalicą Bruk-Bet Niecieczą.

Rafał Górak: Dobry wieczór. Niewątpliwie, mecz jakby o dwóch historiach i nad tym ubolewam, bo wydaje mi się, że gdyby nas było po równo, to wyjechalibyśmy stąd z trzema punktami. Wyjeżdżamy z jednym punktem i również, wydaje mi się, należy to w jakiś sposób przyjąć. Wszelkie złości i wszelkie jakieś trudności trzeba wystudzić, schować dzisiaj do kieszeni i zabrać punkt z trudnego terenu. Po prostu przeanalizować spotkanie, w czwartek już kolejne i trzeba, wydaje mi się, pozytywnie nastawiać na to, co przed nami. Niestety, każdy popełnia jakieś błędy, myśmy się ich nie ustrzegli. Ta czerwona kartka, podyktowana oczywiście słusznie, to błąd naszego zawodnika, no i cóż zrobić. Nie jestem od tego, aby go ganić, wprost przeciwnie, zawsze będę zawodników podnosił na duchu i w jakiś sposób rozumiał emocje. Szkoda, bo wydaje mi się, tak jak powiedziałem na początku, że wyjeżdżalibyśmy stąd z trzema punktami. 

Pytanie: Ten mecz pan traktuje jako wygrany jeden punkt, czy jednak mimo wszystko przegrane dwa, biorąc pod uwagę tę pierwszą połowę? 2:0 wynik, praktycznie czerwona kartka już w doliczonym czasie, ale patrząc stricte na statystyki z całego meczu, to GieKSa powinna się cieszyć z tego, że wywozi stąd jeden punkt. Czy tym spotkaniem Dawid Kudła troszeczkę odkupił winy ze spotkania z Odrą Opole?

Górak: Sumarycznie, gdyby zobaczyć, to tak, jak mówię: gdyby mówić tylko o samej grze i o samej historii tego spotkania to wydaje mi się, że grę mieliśmy pod kontrolą, w szczególności, że prowadziliśmy 2:0 do przerwy. Jeżeli utrzymalibyśmy równowagę, osobową wydaje mi się, że nie udałoby się rywalom zdobyć dwóch bramek, a wydaje mi się, ze my byśmy cały czas dążyli do tego, by strzelić kolejną. To jest finał tych dywagacji, po prostu przyjmuję ten punkt, biorę go na klatę, bo zdaję sobie sprawę, że statystyki całego meczu po stracie zawodnika leciały na łeb, na szyję i na pewno tutaj należy podkreślić dominację Termaliki i to, że stwarzała sytuację, że było bardzo, bardzo groźnie. Dawid dzisiaj zagrał bardzo dobre spotkanie, ja nie winiłem go z punktu widzenia zero-jedynkowego za to spotkanie z Odrą, myśmy tam też zawalili w innych aspektach. Tam nie było akurat tej bezpośredniej winy Dawida, a dzisiaj bronił bardzo dobrze i na pewno to był jego dobry występ. Bierzemy ten punkt z pokorą, nie cieszymy się i nie jest to dla nas jakaś wielka sprawa, ale tez nie popadamy w jakiś smutek. Po prostu skończyło się remisem i taki jest stan faktyczny. 

***

Marcin Brosz: Oglądaliśmy naprawdę emocjonujące widowisko i to tak naprawdę od pierwszej do ostatniej minuty, aż szkoda, że się skończyło. Patrząc na przebieg meczu, graliśmy z jednym z zespołów, który aspiruje do tego, by w przyszłym sezonie występować w Ekstraklasie. To, co łączy ten mecz i poprzedni, to mieliśmy dużo sytuacji bramkowych z meczu, i to strzałów groźnych, i to stwarzanych takich groźnych sytuacji. Bardzo dużo. To, co podkreślam, posiadanie piłki, tak chcemy grać. Wiadomo, na końcu jest ta najważniejsza rubryczka: bramki i jedna droga: tu trzeba konsekwentnie pracować nad wykończeniem, bo widać, że jesteśmy w stanie stwarzać sytuacje, natomiast ta finalizacja to jest praca na treningach. Widać progres, natomiast to nie jest tak, że z treningu na trening będzie tak łatwo wykonywany, więc to jest moment, nad którym pracujemy. Podsumowując: ciekawe widowisko, dużo emocji, dużo pojedynków jeden na jeden, to co kibice lubią. Do końca mecz trzymał w napięciu i w emocjach. 

Pytanie: Po pierwszej połowie wydawało się, że trudno wam będzie wrócić do gry. Było 2:0, po przerwie przejęliście inicjatywę. Bramka w 93. minucie, daje dużo radości, czy niedosyt zostaje?

Brosz: Wartość dodana, to to, że po raz któryś do końca gonimy, wierzymy w to, że jesteśmy w stanie odwrócić wynik meczu i tu widać, że jest duży progres. Ta pierwsza połowa, przegrywaliśmy 2:0, te bramki… Też wiemy, jak padały, jakby je wziąć, ten mecz był bardzo dobry, z jednej i drugiej strony. Naprawdę to było dobre widowisko na dobrym poziomie. Były te sytuacje, których musimy zdecydowanie unikać, i pierwsza i druga bramka. Oczywiście, to nas nie usprawiedliwia. Podział punktów, i my i GKS walczyliśmy o trzy, nie rozpatrywałbym w tych kategoriach. Dla nas jest ważne to, że po raz kolejny z zespołem, który walczy o najwyższe cele, byliśmy w stanie i nawiązać na boisku bardzo równą walkę, jak również udało nam się strzelić dwie bramki. Mieliśmy sytuację na zdobycie kolejnych.

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga