Dołącz do nas

Piłka nożna

Rywal pod lupą: Marcin Radzewicz

Avatar photo

Opublikowany

dnia

W tym tygodniu bierzemy pod lupę niezwykle doświadczonego zawodnika, ba najstarszego w całej lidze! Marcin Radzewicz 30 czerwca bieżącego roku skończył 40 lat, ale w dalszym ciągu stanowi ważne ogniwo KKS-u Kalisz. W tym sezonie drugiej ligi wystąpił we wszystkich 11 spotkaniach i zanotował dwie asysty.

Marcin Radzewicz w swojej niezwykle bogatej karierze rozegrał już ponad 400 spotkań na szczeblu centralnym i dalej nie powiedział swojego ostatniego słowa. Zawodnik o charakterystycznej rudej czuprynie przez lata wyróżniał się w Ekstraklasie doskonale ułożoną lewą nogą, a także ponadprzeciętną szybkością oraz wydolnością. Na najwyższym szczeblu rozgrywkowym w Polsce spędził 8 sezonów, reprezentując barwy takich klubów jak: Odra Wodzisław Śląski, Groclin Grodzisk Wielkopolski, Piast Gliwice i Polonia Bytom. W sumie w Ekstraklasie rozegrał 188 spotkań, w których zdobył 11 bramek i zanotował 14 asyst. Kolejne lata spędził głównie na boiskach pierwszej i drugiej ligi, gdzie występował w Arce Gdynia, GKS-ie Tychy i Polonii Bytom. Od dwóch lat przywdziewa koszulkę KKS-u Kalisz, który prawdopodobnie będzie jego ostatnim przystankiem w profesjonalnej karierze.

Kręta droga do Ekstraklasy

W Ekstraklasie zadebiutował stosunkowo późno, bo dopiero w wieku 23 lat. Zanim tam trafił, musiał przebijać się przez kilka klubów w niższych ligach. Wychowanek Górnika Jastrzębia Zdrój po odejściu z rezerw Odry Wodzisław Śląski w 1999 roku miał poważne problemy, by zagrzać na dłużej miejsce w jakimś klubie. W niespełna 3 lata zwiedził takie kluby jak: Górnik MK Katowice, Bogmar Ceramed Bielsko-Biała, Rozwój Katowice i rodzimy Górnik Jastrzębie. W żadnym z tych klubów nie potrafił przebić się na stałe do pierwszego składu i w pełni pokazać swoich umiejętności. Z relacji Roberta Pisarskiego ówczesnego kolegi z Ceramedu Bielsko-Biała można wywnioskować, że głównym powodem niepowodzeń popularnego „Radzy” na początku jego przygody z piłką była dość chimeryczna postawa na boisku:

-” Trener Borecki dawał mu szansę, ale Radzewicz był wtedy piłkarzem nieobliczalnym. Raz potrafił zagrać super, a raz zepsuć prostą piłkę “

Dopiero transfer do trzecioligowego Piasta Gliwice z Górnika Jastrzębie w 2002 roku okazał się punktem zwrotnym w karierze Radzewicza. 22-letni Skrzydłowy imponował świetną formą od początku sezonu i walnie przyczynił się do awansu Gliwiczan do drugiej ligi. Radza w tamtym sezonie wykręcił kapitalne liczby. Zdobył 6 goli i zanotował aż 14 asyst. W sumie Piast zdobył w tamtej kampanii 54 bramki, a Radzewicz miał udział przy prawie 40% z nich.

W Gliwicach stało się jasne, że będzie piekielnie trudno zatrzymać Radzewicza w ich klubie. Latem 2003 roku rudowłosym zawodnikiem zainteresowane było już niemal pół Ekstraklasy(!), w tym GKS Katowice. Ofert było naprawdę dużo, co potwierdzał w swoich późniejszych wypowiedziach sam zawodnik:

-” Telefon dzwonił niemal codziennie. Czasami nie wiedziałem już, kto do mnie telefonuje. Jednak to oczywiście przyjemne móc wybierać w tylu ofertach”.

Radzewicz spośród wielu propozycji poważnie rozważał jedynie te z Amiki Wronki i Odry Wodzisław. Oferta z klubu z Wielkopolski była oczywiście atrakcyjniejsza pod względem finansowym, ale za Odrą przemawiała znów możliwość regularnych występów i osoba trenera Ryszarda Wieczorka, z którym miał już możliwość pracować kilka lat wcześniej.
Ostatecznie popularny „Radza” wybrał Wodzisław Śląski, co jak się później okazało było bardzo dobrą decyzją.

Reprezentacja

Radzewicz w swoim pierwszym sezonie na boiskach Ekstraklasy z marszu stał się jednym z objawień rozgrywek. Jednak chyba nawet w najśmielszych snach nie mógł sobie wymarzyć, że ledwie po kilku miesiącach od pojawienia się w Ekstraklasie otrzyma powołanie do Reprezentacji Polski. 3 grudnia 2003 roku Paweł Janas zdecydował się na dwa dodatkowe powołania do kadry przebywającej na zgrupowaniu na Malcie w związku z problemami zdrowotnymi Mirosława Szymkowiaka i Macieja Żurawskiego. Jedno z tych extra-powołań trafiło właśnie do Marcina Radzewicza.

Na Malcie reprezentacja miała rozegrać dwa spotkania Towarzyskie: z Maltą i Litwą. Paweł Janas już w pierwszym meczu, w którym Polska mierzyła się z gospodarzami (Malta), dał szansę debiutu 23-letniemu skrzydłowemu. Radza pojawił się na boisku w 74. minucie, zastępując na nim Patryka Rachwała. Zaledwie 8. minut po zameldowaniu się na placu gry przeprowadził dobrą akcją lewą stroną, którą zakończył podaniem w pole karne do Adriana Sikory, któremu nie pozostało nic innego, jak wpakować piłkę do siatki. Rywal, co prawda nie był za specjalnie wymagający, ale Radzewicz zaliczył debiut marzenie. Zapisał sobie asystę, a Polska gładko rozbiła Maltę 4:0.

.
Marcin Radzewicz 3 dni później w meczu z Litwą otrzymał szansę występu w podstawowej jedenastce. Rozegrał 77 minut, po czym został zmieniony przez Łukasza Surmę. Był to niestety jego drugi, a zarazem ostatni występ z orzełkiem na piersi. Jego kariera reprezentacyjna była więc bardzo krótka, ale z pewnością nie jeden zawodnik może mu pozazdrościć tego 2A przy jego nazwisku.

Piękne bramki

Marcin Radzewicz może w swojej karierze nie zdobył jakiejś oszałamiającej liczby bramek, ale jak już trafiał do siatki, to przeważnie były to trafienia warte obejrzenia co najmniej kilku powtórek. Z dostępnych bramek w internecie pozwoliłem sobie wybrać jego TOP 3 bramek w karierze:

3. Piast Gliwice – ŁKS Łódź (2008/09)

.
2. Korona Kielce – Polonia Bytom (2010/11)

.
1. Arka Gdynia – Cracovia Kraków (2012/13)

.
Mecze przeciwko GieKSie

Historia występów Marcina Radzewicza w meczach przeciwko GKS-owi Katowice jest niezwykle bogata i sięga daleko w przeszłość. Pierwsza taka rywalizacja miała miejsce aż 17 lat temu na szczeblu Ekstraklasy, kiedy reprezentował barwy Odry Wodzisław. Sobotnie spotkanie dla Radzewicza będzie w sumie już piętnastym przeciwko GieKSie, a ósmym na Bukowej. Jak dotąd korzystniejszy bilans jest po stronie defensora KKS-u Kalisz, który średnio, z co drugiego meczu z GKS-em wychodzi zwycięsko.

Radzewiczowi tylko raz udało się zdobyć bramkę w starciu z GieKSą. Miało to miejsce w 2016 roku, gdy reprezentował barwy GKS-u Tychy. Gol ten był niezwykle ważny, bo zadecydował o wygranej tyszan. Radzewicz zanotował wówczas wejście smoka, wpisując się na listę strzelców zaledwie 5 minut, po pojawieniu się na boisku.

.
Wszystkie spotkania:

2003/04
GKS Katowice – Odra Wodzisław 2:0 (grał 90 minut)
Odra Wodzisław – GKS Katowice 1:0 (grał 90 minut + żółta kartka)

2004/05
Groclin Grodzisk Wlkp. – GKS Katowice 3:2 (grał 45 minut)
GKS Katowice – Groclin Grodzisk Wlkp. 1:3 (grał 7 minut)

2011/12
GKS Katowice – Arka Gdynia 0:0 (grał 90 minut)
Arka Gdynia – GKS Katowice 1:1 (grał 45 minut)

2012/13
Arka Gdynia – GKS Katowice 1:2 (grał 45 minut)
GKS Katowice – Arka Gdynia 1:2 (grał 81 minut + asysta)

2013/14
GKS Katowice – Arka Gdynia 2:0 (grał 90 minut)
Arka Gdynia – GKS Katowice 3:0 (grał 90 minut)

2014/15
GKS Katowice – GKS Tychy 2:0 (grał 28 minut)

2016/17
GKS Tychy – GKS Katowice 1:0 (grał 24 minuty + bramka)
GKS Katowice – GKS Tychy 3:0 (grał 60 minut)

2017/18
GKS Tychy – GKS Katowice 1:0 (grał 16 minut)

Bilans: 7 zwycięstw, 2 remisy, 5 porażek (801 minut, bramka, asysta i żółta kartka)

Portal GieKSa.pl tworzony jest od kibiców, dla kibiców, dlatego zwracamy się do Ciebie z prośbą o wsparcie poprzez:

a/ przelew na konto bankowe:

SK 1964
87 1090 1186 0000 0001 2146 9533

b/ wpłatę na PayPal:

E-mail: [email protected]

c/ rejestrację w Superbet z naszych banerów.

Dziękujemy!

Kliknij, by skomentować
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

Odpowiedz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Kibice Piłka nożna

Radomiak Radom kibicowsko

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Warchoły, bo tak potocznie nazywa się kibiców Radomiaka Radom, są naprawdę starą i solidną ekipą kibicowską na piłkarskiej mapie Polski. Ich wizerunkowy problem polegał na tym, że nie grali 36 lat w Ekstraklasie, więc nie było za bardzo możliwości, by o nich usłyszeć. W latach 90., kiedy kształtowały się wszystkie chuligańskie składy, Zieloni grali na poziomie obecnej II i III ligi, siejąc spustoszenie po okolicznych miejscowościach.

Ich żywot na trybunach zapoczątkował się pod koniec lat 70., a na dobre weszli w kibicowską mapę Polski w latach 80. Od zawsze byli pozytywni nastawieni do Legii Warszawa, natomiast wzajemna nienawiść między miastami Kielce – Radom, sprawiła, że z Koroniarzami mają do dziś największą kosę.

W sezonie 1984/1985, który był ich wtedy jednosezonowym epizodem, a my graliśmy ze sobą ostatni raz, zawarli zgodę z Legią, jadąc do stolicy w 1000 głów. Przyjaźń ta nie przetrwała ze względu na ostatnią kolejkę sezonu, w której Legia zremisowała  z Pogonią Szczecin, przez co Portowcy utrzymali się w elicie, zaś Warchoły spadli z ligi.

W 1994 roku była ponowna próba nawiązania sztamy z Legią, jednak kością niezgody była Pogoń, z którą Legioniści kilka miesięcy wcześniej odnowili zgodę i fani z Radomia mieli w pamięci, przez kogo spadli z ligi, więc temat poszedł w zapomnienie.

Przez cały kolejny okres kibicowski fani Radomiaka związali się jedynie układem chuligańskim z GKS-em Bełchatów i Stalą Rzeszów, ale czas zweryfikował, że do siebie nie pasowali i relacje zostały zakończone. Okres bycia osamotnioną ekipą nie oznaczał, że stali w miejscu. Klub się piął w górę i grali na zapleczu Ekstraklasy, a dzięki temu, że polska scena kibicowska się mocno rozwijała, to dorobili się solidnych fan clubów takich ekip jak: Polonia Iłża, Proch Pionki czy Szydłowianka Szydłowiec (wszystkie już wymarły), które w swoim „primie” mocno się udzielały w regionie i trwała ciekawa regionalna rywalizacja z koalicją Broni Radom i Powiślanki Lipsko.

Odnośnie do derbowego rywala – Chłopców z placu Broni, którzy w latach 90. mieli naprawdę solidną bandę i dobrze funkcjonowali. W 2004 roku było apogeum wyjaśnienia kto „nosi spodnie” w mieście. Podczas derbów Broń – Radomiak, Zieloni wjechali na stadion gospodarzy i zajęli ich młyn, śpiewając: „Nie ma już Broni, w Radomiu nie ma już Broni”. Na uratowanie honoru gospodarzy wybiegła garstka kibiców Broni na przegrane starcie, ale było już po wszystkim. Po tym meczu ówczesna zgoda Broni – Hutnik Kraków podziękował im za przyjaźń.

Wiosną 2016 roku Radomiak zawarł układ chuligański z warszawską Legią, a finałem był mecz Radomiak – Siarka Tarnobrzeg jesienią 2017 roku, gdzie ogłoszono kibicowskiej Polsce, że Radom i Warszawę łączy sztama.

Nasze relacje z Radomiakiem ciężko opisać… Ostatni mecz ligowy na Bukowej graliśmy w październiku 1984 roku, czyli chwilę po tym jak Blaszok został oddany do użytku. Wtedy „luksusowa” trybuna i nikt nie zakładał, że będzie to siedlisko jednych z najwierniejszych grup kibicowskich w Polsce, które wyznaczą standardy, czym jest niezłomność w walce o swój klub.

W maju 1996 roku podczas meczu z Legią Warszawa, kiedy dostaliśmy sromotne lanie 0:5, doszło do zakończenia zgody z Avią Świdnik, która przyjeżdżając, usłyszała, że nic już nas nie łączy i nieświadoma tego dnia ekipa Radomiaka zawitała „po zgodę”, ale nie znalazła uznania ani chętnych do przybicia tej relacji, mimo bycia goszczonym wielokrotnie w Katowicach.

Jesienią 1996 roku na Bukowej odbył się mecz reprezentacji Polski z Mołdawią, który wygraliśmy 2:1, a samo spotkanie miało historyczny moment na naszym obiekcie, gdyż został wprowadzony przepis, że na meczach reprezentacji mogą obowiązywać tylko i wyłącznie biało-czerwone barwy, do których oczywiście nie wszyscy się zastosowali. Na Blaszoku (przy pełnym stadionie) zasiadło mnóstwo ekip, ale to chuligani GieKSy byli w tym dniu gospodarzami swojej trybuny i widząc 50-osobową ekipę Radomiaka w sektorze A, stojącą razem ze Stomilem Olsztyn i Polonią Bydgoszcz, wpadli w nich, przez co doszło do mocnej awantury, zaś „goście” musieli zostać wyprowadzeni przez policję ze stadionu. Na „pożegnanie” nasi chuligani wybili szyby w ich autokarze i niemal go wywrócili.

Jesienią 2016 roku los skrzyżował nas w Pucharze Polski, ale wtedy Szaleńcy z Bukowej nie mogli zawitać z powodu „remontu sektora gości”, co w późniejszych latach stało się mottem działaczy z Radomia. Obecnie Radomiak posiada nowy obiekt, powstał sektor gości, ale… nikt na nim nie zasiada. Miasto jest specyficznie uzależnione politycznie od służb mundurowych, które skutecznie wpływają na działaczy, przez co fani Radomiaka na meczach domowych bawią się sami. Jedynie mecz zgodowy z Legią Warszawa ma inny charakter widowiska, przez wspólny doping na jednej trybunie.

Do zobaczenia na Bukowej, bo Warchoły pierwszy i ostatni raz usłyszą huk z Blaszoka!

Kontynuuj czytanie

Galeria Piłka nożna

Ekstraklasa zawitała na Bukową

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Ekstraklasa znowu na Bukowej. Pierwszy mecz GieKSa niestety przegrała z Radomiakiem Radom. Zapraszamy do fotorelacji z tego spotkania.

Kontynuuj czytanie

Felietony Piłka nożna

Pierwsze śliwki – robaczywki

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

No i wielki mecz za nami. Doświadczyliśmy tego – niektórzy po raz pierwszy w życiu, inni po niemal jednej piątej wieku. Na Bukową zawitała ekstraklasa. Wspomniani w felietonie przedmeczowym Marcin Rosłoń i Kamil Kosowski musieli przeżyć niezły szok zasiadając na szczycie Trybuny Głównej, na miejscach prasowych. Obdrapanych z farby, z powiewem oldchoolu.

– To jest Bukowa, tu się żyje! – powiedział ten pierwszy na zakończenie transmisji Canal Plus, dając do zrozumienia, że poczuł ten już tak rzadki klimat dawnych czasów.

Morze ludzi na stadionie już długo przed meczem, ta żółta armia kibiców spragnionych wielkiego futbolu. Historia za chwilę miała dziać się na naszych oczach. Wielu kibiców spotykało dawno niewidziane twarze. Jak choćby autor tegoż felietonu, który mecz obserwował w towarzystwie swojego kolegi z podstawówki, z którym to przecież onegdaj na mecze ligowe się jeździło regularnie (pozdro Krzysiu!).

Piękna oprawa spotkania i mogliśmy grać. Niespotykane było to, że w początkowej fazie meczu nawet Główna stała, dopiero potem zaczęliśmy siadać. Czuć było, że to coś zupełnie innego niż te początki wszystkich poprzednich sezonów z 19 lat. No, może poza spotkaniem ze… Źródłem Kromołów w 2005 roku. Jakkolwiek by to dziwnie nie brzmiało, wtedy mieliśmy narodziny nowej GieKSy, które podczas tego czwartoligowego meczu zostały godnie uczczone.

Teraz to było ukoronowanie tego całego okresu i nagroda za te wszystkie lata. Będę utrzymywał, że wynik tego meczu miał drugorzędne znaczenie. Oczywiście punkty w lidze będą na pierwszy miejscu, ale ta inauguracja była po to, by ją po prostu przeżyć. Poczuć zapach ekstraklasy, poczuć klimat wielkiej piłki w Katowicach.

Dlatego apeluję o rozwagę przy ocenach za to spotkanie, bo czytając na forum wypowiedzi pomeczowe kibiców – oczy trochę więdły. Zasłużona krytyka po tym meczu – jak najbardziej, jednak defetystyczna narracja i rozprzestrzenianie widma bezdyskusyjnego spadku powodowała, że można było sobie zadać pytanie, czy niektórzy odnotowali w ogóle fakt awansu. Narracja ta niczym się bowiem nie różniła od wieloletnich na zapleczu elity. Można wręcz odnieść wrażenie, że choćbyśmy grali z Realem Madryt i przegrali np. 0:4, to psioczenie na tego czy tamtego, że się nie nadaje, że błędy trenera, byłoby wyraźne.

Nie chodzi o to, że chcę i zamierzam bronić kogokolwiek. Chodzi mi tylko o tę narrację. W meczu z Radomiakiem mieliśmy aspekty pozytywne i negatywne. I choć przed meczem mogliśmy oczekiwać wygranej z podobno zkryzysowanym Radomiakiem, to jednak ostatecznie – mimo przegranej – mecz ten pokazał, że z drużynami tego pokroju jesteśmy w stanie rywalizować.

Katowiczanie wykreowali sobie okazje bramkowe, stworzyli kilka dynamicznych, ciekawych akcji, a indywidualne wejście Rogali ze skrzydła było wręcz spektakularne. W drugiej połowie GKS zdominował Radomiak i przy odrobinie szczęścia mógł doprowadzić do wyrównania. Gra na czas rywali także dowodziła tego, że po prostu boją się o wynik. Choć i w ofensywie mogło być lepiej, to trzeba przyznać, że było całkiem nieźle.

Gorzej było z defensywą. Nasz zespół dawał się stłamsić i wepchnąć we własne pole karne, zawodnicy nie potrafili wybić piłki i zażegnać nawałnicy piłkarzy Baltazara. W zasadzie obie bramki padły po tego typu sytuacjach. Coraz bardziej pachniało bramką dla rywali, ten wskaźnik dochodził do czerwoności – aż następowało przesilenie – gol.

Nie chcę dywagować o personaliach, bo każdy widział, co się działo. Trener też starał się reagować (już w przerwie) i zapewne sam musi zobaczyć, kto się sprawdza na ekstraklasowym poziomie, a kto nie. Faktem jest, że na pierwszy mecz w ekstraklasie wyszliśmy tylko dwoma nowymi zawodnikami – Klemenzem i Galanem. No może trzema, bo Baranowicz był tak jakby nowy. Czy to była forma nagrody dla poszczególnych piłkarzy za awans – nie wiadomo. W kolejnych meczach jednak najprawdopodobniej proporcje nowych i starych zawodników będą już bardziej zbalansowane.

Widać było, że ekstraklasowe granie to inna para butów. W pierwszej połowie Radomiak pokazał ogranie, technicznie też byli niczego sobie. Trzeba się przystosować do nowych okoliczności. Pierwsza liga to był styl życia, Ekstraklasa też nim będzie – tylko innego rodzaju.

Nie ma co psioczyć, tylko zakasać rękawy i działać. Następne spotkanie gramy ze Stalą Mielec, rywalem wydaje się w naszym zasięgu. Ale to wszystko kwestia względna. Nie wiemy tak naprawdę, jaki poziom względem GKS mają rywale. Musimy więc organoleptycznie się o tym przekonać.

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga