Dołącz do nas

Siatkówka

Siatkarska czapa czyli – Co słychać w sieci? – po porażce w Spodku

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Euforia i uniesienie po zwycięstwie nad mistrzem Polski z Kędzierzyna, szybko prysła jak bańka mydlana, za sprawą wicemistrzów Polski z Bełchatowa, którzy pokazali co znaczy stabilność formy oraz gry na siatkarskich parkietach. O ile jeszcze pierwsze dwa sety były do wygrania przez GKS (właściwie to zostały przegrane na własne życzenie), to już w trzecim nie mieliśmy nic do powiedzenia. Te dwa mecze pokazały dobitnie dlaczego GieKSa nie jest w górnej połówce tabeli tylko w dolnej… niestety… no i ten Spodek… jakieś fatum czy co?… czwarta przegrana w tym sezonie, więc grać tam czy nie grać?… oto jest pytanie…

 

katowickisport.pl – Zaprzepaszczona szansa katowiczan

GKS Katowice nie podtrzymał dobrej passy zapoczątkowanej w Kędzierzynie-Koźlu. PGE Skra Bełchatów zaprezentowała dojrzalszą i skuteczniejszą siatkówkę. Po środowym triumfie nad mistrzem Polski ZAKSĄ Kędzierzyn-Koźle w katowickiej ekipie przed starciem z innym krajowym potentatem, tym razem z Bełchatowa, oczekiwania i nadzieje były spore. Siatkarze po cichu liczyli na sprawienie kolejnej niespodzianki, tym bardziej, że Skra jest jedynym zespołem z czołówki, którego ekipa trenera Piotra Gruszki jeszcze nie pokonała. Ten stan rzeczy się nie zmienił. Mimo walki w dwóch pierwszych setach górą byli goście. którzy w trzecim secie dopełnili dzieła. Katowiczanom nie udało się też osiągnąć innego z zaplanowanych celów. Bardzo chcieli zdobyć pierwsze w tym sezonie punkty w Spodku i znów się nie dało. Po porażkach z Łuczniczką Bydgoszcz, ZAKSĄ oraz Asseco Resovią teraz doszła kolejna. Spodek wciąż jest dla nich zaczarowany. Wynik spotkania może być nieco mylący, bowiem w dwóch pierwszych odsłonach miejscowi byli równorzędnymi rywalami dla siatkarzy Roberto Piazzy. Po ataku Pawła Pietraszki, a następnie skutecznym bloku objęli prowadzenie 18:16. Bełchatowianie szybko jednak odpowiedzieli i końcówka należała do nich. Dla losów starcia kluczowy okazał się drugi set. Seria zagrywek Karola Butryna dała GieKSie prowadzenie 13:9. Do stanu 18:14 wszystko przebiegało po myśli podopiecznych Piotra Gruszki. Wówczas jednak przytrafiła im się fatalna seria pięciu pomyłek. W nerwowej końcówce znów lepsi okazali się bełchatowianie. Po dziesięciominutowej przerwie siatkarze Skry szybki zbudowali przewagę i utrzymali ją do samego końca przerywając serię pięciu zwycięstw z rzędu GKS-u.  -W środę zwyciężyliśmy w Kędzierzynie-Koźlu i wszystkim wokoło wydawało się, że jesteśmy w stanie sprawić kolejną niespodziankę. Wiedzieliśmy jednak z kim gramy. Niestety, zabrakło w naszej grze jakości. Być może nie potrafimy jeszcze zagrać na wysokim poziomie dwóch meczów pod rząd z najlepszymi drużynami w kraju – przyznał Piotr Gruszka, trener katowiczan. – W meczu z ZAKSĄ siedziała nam zagrywka i blok. Dzisiaj niestety tego zabrakło. Mieliśmy kilka udanych serwisów, ale rywale wiedzieli jak tę zagrywkę przyjąć – dodał trener katowiczan. – Szkoda. Chcieliśmy powalczyć i przez pierwsze dwa sety to się udawało. Oczywiście najbardziej szkoda drugiego seta, bo gdyby nie ta seria pięciu punktów, to wynik mógł się potoczyć inaczej. Zabrakło w tym momencie trochę szczęścia – dodał Adrian Stańczak, libero katowickiego zespołu.  (…)

siatka.org – PL:  W katowickim Spodku górą PGE Skra Bełchatów

Siatkarze GKS-u Katowice nie poszli za ciosem po wygranej nad ZAKSĄ Kędzierzyn-Koźle. Podopieczni Piotra Gruszki w katowickim Spodku okazali się słabsi od PGE Skry Bełchatów jedynie momentami podejmując wyrównaną walkę.  Hala ta zatem po raz kolejny nie przyniosła szczęścia GieKSie.  Najlepszym zawodnikiem spotkania został Grzegorz Łomacz. GKS bardzo dobrze rozpoczął spotkanie. Po ataku Serhija Kapelusa katowiczanie objęli 3-punktowe prowadzenie (3:0). Bełchatowianie jednak szybko doprowadzili do remisu (6:6), a chwilę póżniej PGE Skra wyszła na pierwsze prowadzenie w tym meczu po świetnej kiwce Mariusza Wlazłego (9:8). Od tego momentu, oba zespoły prezentowały dobrą i równą grę przez co żadna z ekip nie potrafiła zbudować bezpiecznej przewagi (15:15). Tę serię przerwał Paweł Pietraszko, a po jego punktowym bloku o czas poprosił Roberto Piazza (18:16). Jednak Skra tak jak w początkowej fazie seta odrobiła straty z nawiązką. Skuteczny atak z krótkiej Karola Kłosa, zmusił Piotra Gruszkę do przerwania gry (20:19). W końcówce świetną zmianę dał Grzegorz Łomacz. Jego zagrywki sprawiły wiele problemów gospodarzom i dzięki nim bełchatowianie do końca seta nie stracili już żadnego punktu i pewnie zwyciężyli (25:20).  (…)

 

siatka.org – Marcin Komenda: Mecze w Spodku nam nie wychodzą

(…)  Ostatnio odnieśliście pięć zwycięstw z rzędu. Po raz czwarty wróciliście do Spodka i czwarty raz kończycie bez punktów. Chyba można powiedzieć, że w tym sezonie ta hala jest dla was pechowa?  Marcin Komenda: – Zgadza się. Mieliśmy ostatnio serię pięciu zwycięstw i na pewno było to coś fajnego. Dało nam to dużo motywacji i mogliśmy się dzięki temu poczuć trochę lepiej. Niestety, dzisiaj mecz nam nie wyszedł, ale Bełchatów zagrał swoją siatkówkę i wystarczyło to na nas. W tym sezonie mecze w Spodku nam nie wychodzą. Nie wiem z czego to wynika. My i goście mamy takie same warunki, więc nie tłumaczmy się halą. Po prostu tak się to wszystko układa, być może akurat wtedy trafia nam się ten słabszy dzień.

Między meczami ze Skrą i ZAKSĄ mieliście niecałe 48 godzin przerwy. Uważasz, że wpływ na to spotkanie mogła mieć ta niespotykanie krótka przerwa? – Myślę, że nie. My jako zawodnicy cieszymy się kiedy możemy często grać. Mecz daje nam mnóstwo frajdy, tym bardziej kiedy mierzymy się z takimi zespołami jak Skra i ZAKSA. Dlatego uważam, że nie miało to żadnego znaczenia. Wydaje mi się, że czuliśmy się dobrze. Skra wygrała z nami siatkarsko i nie ma co ukrywać, ten zespół ma inne cele niż my, więc trzeba przyjąć to z pokorą. Teraz musimy skoncentrować się na kolejnych spotkaniach, bo fajnie by było je wygrać.

Jeśli miałbyś określić to, który z elementów siatkarskiego rzemiosła najmocniej wpłynął na to zwycięstwo bełchatowian? – Na pewno zagrywka. Przeciwnicy zagrywali bardzo mądrze. Może nie były to jakieś bardzo mocne zagrywki, ale ich taktyczne założenia w tym elemencie sprawdzały się. To jest klasowy zespół. Oni wiedzą jak grać i jak poradzić sobie z tymi teoretycznie słabszymi zespołami. Dzisiaj większość naszych niedociągnięć wykorzystali i wygrali ten mecz 3:0. Uważam, że to jest zasłużone zwycięstwo, chociaż mamy lekki niedosyt, bo w jednym secie było naprawdę blisko.

Oglądacie się jeszcze za siebie patrząc na tabelę, czy uważasz że siedmiopunktowa przewaga jest wystarczająca, aby nie spaść na miejsce barażowe? – Na pewno każdy śledzi tabelę, ale nie powinno być to dla nas najistotniejsze. My mamy w każdym meczu dawać z siebie wszystko, a jeśli to się uda to jeszcze nie jedno zwycięstwo możemy odnieść. Musimy podchodzić do każdego meczu mocno skoncentrowani i cieszyć się z tego co robimy. Wtedy zwycięstwa przyjdą i nie będzie potrzeby, aby spoglądać się na tabelę.

Zostało wam pięć kolejek do rozegrania. Terminarz jest dla was dość trudny, bo między innymi mierzycie się u siebie z Jastrzębskim Węglem, czy wyjeżdżacie do Rzeszowa. Macie jakieś określone cele na te spotkania? – Myślę, że jak w większości spotkań w tym sezonie chcemy grać swoją najlepszą siatkówkę. Nasz potencjał i nasz poziom, daje nam duże szanse z większością zespołów. Musimy grać swoje i wtedy nie stoimy na straconej pozycji. W każdym z tych spotkań możemy pokusić się o satysfakcjonujący wynik. Musimy podejść do tych meczów z podniesioną głową i nie patrzeć na dzisiejszą porażkę, tylko po prostu cieszyć się z gry i dawać jak najwięcej radości naszym kibicom i sobie.

 

polsatsport.pl – PlusLiga: Nic dwa razy… GKS wyraźnie przegrał z PGE Skrą

W spotkaniu inaugurującym 25. kolejkę PlusLigi siatkarze GKS Katowice przegrali w Spodku z PGE Skrą Bełchatów 0:3. W dwóch pierwszych setach gospodarze mieli przewagę, jednak w końcówce dali sobie wydrzeć zwycięstwo; w trzecim bełchatowianie wygrali zdecydowanie. W środę ekipa trenera Piotra Gruszki sensacyjnie pokonała na wyjeździe ZAKSĘ Kędzierzyn-Koźle 3:1. Drugiej, podobnej niespodzianki nie udało się siatkarzom GKS sprawić. Konfrontacja w katowickim Spodku zakończyła się zdecydowanym zwycięstwem PGE Skry. Gospodarze dobrze rozpoczęli to spotkanie (3:0), jednak gra się szybko wyrównała i wynik długo oscylował wokół remisu (10:10, 14:14, 16:16). Później dwa punkty dla katowiczan wywalczył Paweł Pietraszko i gospodarze uzyskali przewagę (18:16). W końcówce inicjatywę przejęli jednak siatkarze PGE Skry, którzy dobrze prezentowali się w obronie i skutecznie kontrowali. Wygrali najpierw trzy akcje z rzędu (19:20), następnie kolejne pięć przy zagrywkach Grzegorza Łomacza i zwyciężyli w premierowej partii (20:25). Decydujące punkty dla gości zdobyli Srecko Lisinac i Karol Kłos. Set numer dwa miał podobny scenariusz. Po wyrównanym początku (8:8), gospodarze uzyskali wyraźną przewagę (12:8, 16:12) i znów pozwolili rywalom przejąć inicjatywę w końcowych fragmentach, popełniając przy tym proste błędy. Od stanu 18:14 przyjezdni wygrali pięć kolejnych piłek (18:19). Podopieczni trenera Roberto Piazza nie zmarnowali okazji i wygrali tę odsłonę 25:23. Seta skutecznym atakiem zakończył Patryk Czarnowski.  (…)

sportowefakty.wp.pl – GKS – PGE Skra: bez niespodzianki w katowickim Spodku, bełchatowianie umocnili się pozycji wicelidera

(…) Katowiczanie przystępowali do piątkowego pojedynku w bardzo dobrych humorach po środowej wiktorii z ZAKSĄ Kędzierzyn-Koźle (3:1). Jednakże to bełchatowianie byli faworytami starcia w Spodku i chcieli umocnić się na pozycji wicelidera rozgrywek.   (…) Po zmianie stron drużyny walczyły punkt za punkt, a dopiero, gdy katowicki zespół wzmocnił zagrywkę i blok, odskoczył rywalom na cztery punkty (13:9). Nieźle rozgrywał Marcin Komenda, który dobrze współpracował między innymi z Serhiyem Kapelusem. Mimo niekorzystnego rezultatu, wicemistrzowie Polski nie zamierzali odpuszczać i w końcu dopięli swego, doprowadzając do remisu 19:19. Ostatecznie doszło do interesującej końcówki partii, którą ponownie lepiej rozegrali bełchatowscy siatkarze, zwyciężając 25:23. Po dziesięciominutowej przerwie bełchatowianie chcieli postawić kropkę nad „i”, a problemy przeciwnikom sprawiał Srecko Lisinac, który zmienił Czarnowskiego (7:10). Umiejętnie poczynaniami gości kierował Grzegorz Łomacz, zaś jego klubowi koledzy wykorzystywali swoje okazje w ofensywie (14:19). PGE Skra Bełchatów już tylko kontrolowała boiskowe wydarzenia i wygrała 3. część zawodów 25:18, natomiast cały mecz 3:0.  (…)

 

czassiatkowki.pl – PlusLiga: PGE Skra Bełchatów po trzech setach zwycięża w Katowicach

W meczu dwudziestej piątej kolejki PlusLigi zespół GKS-u Katowice podejmował ekipę PGE Skry Bełchatów. Mecz dostarczył kibicom wrażeń, ciekawych wymian i zwrotów akcji na korzyść bełchatowian. Po całkowitej kontroli trzeciego i ostatniego seta wicemistrzowie Polski dopisali do tabeli komplet punktów. MVP spotkania został wybrany Grzegorz Łomacz.  (…)  Trzeciego seta korzystniej rozpoczęli siatkarze z Bełchatowa, obejmując po pierwszych akcjach dwupunktowe prowadzenie (4:2). Katowiczanie nie tracili z nimi kontaktu, dosyć szybko doprowadzając do wyrównania (6:6). Bełchatowscy gracze szybko odzyskali swoją przewagę (9:6), utrzymując się na prowadzeniu. Czteropunktowa przewaga poskutkowała przerwą na żądanie trenera Piotra Gruszki (16:12). To jednak nie zdało się na nic. Bełchatowianie nie wypuszczali z rąk swojego prowadzenia, zapisując na swoim koncie zarówno te partię, jak i cały mecz (25:18).  (…)

skra.pl – Wygrywamy w Spodku 3:0

W 25 kolejce PlusLigi PGE Skra wygrała wyjazdowe spotkanie z GKS-em Katowice 3:0. Statuetkę MVP odebrał Grzegorz Łomacz. Premierowy set był wyrównany i rozstrzygnął się dopiero w końcówce. Na podwójną zmianę pojawili się Grzegorz Łomacz i Srećko Lisinac. Pierwszy przywitał się z publicznością asem serwisowym, drugi atakiem ze skrzydła i to przesądziło o zwycięstwie PGE Skry. Najjaśniejszą postacią w przekroju całej partii był jednak Milad Ebadipour (6 zdobytych punktów). W drugiej odsłonie przy prowadzeniu gospodarzy 12:8 trener Roberto Piazza powtórzył ten manewr… i raz jeszcze zaskoczył on rywali. Serb potwierdził, że atak ze skrzydła nie stanowi dla niego problemu, a chwilę później przy zagrywkach naszego rozgrywającego bełchatowianie wyszli na prowadzenie. Wspomniana dwójka pozostała na parkiecie na trzecią partię, ale Lisinac powrócił już na swoją nominalną pozycję środkowego. Gra bełchatowian była w tym fragmencie pewniejsza, a ich przewaga wyraźniejsza. Wygrali do 18 i całe spotkanie 3:0.  (…)

Portal GieKSa.pl tworzony jest od kibiców, dla kibiców, dlatego zwracamy się do Ciebie z prośbą o wsparcie poprzez:

a/ przelew na konto bankowe:

SK 1964
87 1090 1186 0000 0001 2146 9533

b/ wpłatę na PayPal:

E-mail: [email protected]

c/ rejestrację w Superbet z naszych banerów.

Dziękujemy!


Kliknij, by skomentować
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

Odpowiedz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Kibice Piłka nożna

Arka Gdynia kibicowsko

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Fani Arki Gdynia są weteranami polskich trybun. Mogą pochwalić się zorganizowanym ruchem kibicowskim już w połowie lat 70. Kiedy w wielu polskich miastach nie istniał nawet zalążek kibicowania, to Arkowcy na początku lat 80. ściągali kibiców do Gdyni na Zjazd Klubów Kibica. Na początku lat 80. słynna „Górka” dopingowała już swoich zawodników. Wejście na legendarną trybunę było od strony lasu, w tyle Bałtyk – klimat nie do powtórzenia w dzisiejszych czasach. Później Arka przeniosła się w miejsce, w którym swój stadion miał Bałtyk Gdynia. Natomiast na Górce co roku spotykają się pokolenia fanów MZKS-u. 

Liczba zgód Arki jest ogromna. Ich najstarsza przyjaźń, która przetrwała do dziś, to Polonia Bytom (1974 rok). Inne bardzo stare zgody Arkowców to Zaglębie Lubin (1983), Cracovia (1988) czy Gwardia Koszalin (1989). W 1996 roku związali się sztamą z Lechem Poznań, co równolegle utworzyło tzw. Wielką Triadę. Najmłodsza przyjaźń to KSZO Ostrowiec Świętokrzyski (2004), choć z perspektywy czasu to już stara zgoda – ma przecież 21 lat. Arkowcy mają pod sobą również fan cluby, które działają prężnie pod skrzydłami Arki. Są to Gryf Wejherowo, Kaszubia Kościerzyna i Orkan Rumia.

W przypadku kibiców Gryfa warto na chwilę się zatrzymać. Jeszcze w 2004 roku dla naszego magazynu „Bukowa”, zaprezentowali się jako… kibice GieKSy. Obecnie działają już na innej płaszczyźnie, tworząc „sportowy” skład, dzięki któremu dorobili się zgody z Gwardi. Mimo tego, że Gwardia jest sztamą Arki, to wciąż są postrzegani jako fan club, ale czasy się zmieniają i coraz częsciej mówi się po prostu „rodzina”.

W pewnym okresie Arka posiadała tak wiele zgód równolegle, że powstała flaga „Arka Przymierza”, ale nie wszystkie relacje przetrwały próbę czasu. W przypadku Górnika Wałbrzych czy Polonii Warszawa to były również bardzo stare przyjaźnie.

Mieli również epizod jednej zagranicznej zgody, jakim było związanie się ze słynnym Olimpique Marsylia, co na tamte czasy (choć zapewne i w obecnych) było czymś głośnym.

Arka, oprócz wczesnego zapoczątkowania swojego kibicowskiego rzemiosła na trybunach, była również od samego początku organizatorem Zjazdów Klubu Kibica. Dbano na nich o swoich gości, a spotkanie nie kończyło się na wymianie pamiątek klubowych. Fani Arki zabierali przyjezdnych nad Morze Bałtyckie, pokazywali marynarkę wojenną czy udawali się pod pomnik Westerplatte.

Na początku 1995 roku Arka była inicjatorem turnieju kibiców, na którym utworzony został pakt na reprezentację. Ustalono wtedy:

„1. Na meczach reprezentacji następuje rozejm pomiędzy zwaśnionymi kibicami poszczególnych klubów. Dotyczy to zarówno spotkań wyjazdowych, jak i rozgrywanych w kraju.
2. Ustalenie to dotyczy również tras dojazdowych.
3. Na spotkaniach wyjazdowych z uwagi na ograniczoną ilość miejsca, fajni jednego klubu będą mieli prawo do wywieszania tylko jednej flagi.
4. Zaprzestaje się niszczenia pozostających na parkingach pojazdów fanów innych drużyn.
5. Kibice klubów, które nie zechcą zastosować się do powyższych ustaleń będą traktowani „po staremu” przez wszystkie umawiające się strony aż do chwili przyjęcia tych zasad.
6. Zebrani i uchwalający powyższe ustalenia zdają sobie sprawę, że podczas spotkań wyjazdowych reprezentacji ze ścisłym przestrzeganiem ustalonych reguł nie będzie kłopotów, choćby dlatego, że umawiający stanowią znaczny procent polskiej publiczności na trybunach. Z pewnością ustalenia te spotkają się z oporem w czasie rozgrywania meczów na terenie kraju, lecz będą one konsekwentnie wdrażane w życie.
7. Konflikt pomiędzy fanatykami Pogoni Szczecin i Cracovii zostanie uregulowany przez obie zainteresowane grupy bez wtrącania się szalikowców innych zespołów.
8. Wszystkie powyższe ustalenia dotyczą spotkań reprezentacji narodowej. W spotkaniach drużyn ligowych zachowanie kibiców nie ulegnie zmianie.”

Pakt nie przetrwał próby czasu, bo dojeżdżanie na kadrze cały czas trwało i co chwilę pojawiały się wzajemne zarzuty. Na meczach kadry działo się naprawdę wiele i Arka, zanim jeszcze przystąpiła do paktu i Wielkiej Triady, naprawdę tam namieszała, czym zyskała uznanie w całej Polsce. Ich fenomen polegał na tym, że jechali na mecz reprezentacji do Chorzowa lub Zabrza, i mimo odległości potrafili się znakomicie pokazać i zlać wiele ekip. Na meczu z Rumunią pojechało 300 osób do bicia, a ich flaga „Ultras Arka” wisiała obok naszej barwówki. Nie inaczej było na wyjazdach kadry. Później Polska rozgrywała mecze na stadionie Legii Warszawa i tam również wyjaśniano swoje waśnie, mając mocno na pieńku z Legią i Zagłębiem Sosnowic. Arka miała ten „problem”, że grając na poziomie obecnej drugiej ligi (trzecim poziom rozgrywkowy), nie miała za wiele możliwości do spotkań z ekipami z wyższych lig. Mecze reprezentacji stały się dla nich miejscem, gdzie mogli wyjaśniać swoje sprawy ze znienawidzonymi ekipami, między innymi Legią czy Śląskiem Wrocław.

W 1997 roku Polska grała w Ostravie. Na ten mecz wiele ekip ostrzyło sobie i coraz więcej z nich chciało trafić legendarną Arkę. Wyjątkowo ciśnienie miało na nich Zagłębie Sosnowiec, które stoczyło tam starcie z Arką&Lechem oraz nami. O nas było wyjątkowo głośno tego dnia. Nie było wówczas Internetu i szybkiego rozpowszechniania wieści, jakie mamy obecnie. Pod koniec 1996 roku powstała pierwsza międzynarodowa zgoda – GieKSy i Banika. W marcu na meczu Czechy – Polska ekipa GieKSy, która przyjechała w 80 głów, zasiadła wspólnie z Banikiem na jednym sektorze wywieszając flagę „GKS Katowice”. Dzięki temu pozostałe ekipy z naszego kraju dowiedziały się o nowej sztamie.

Co do naszej styczności z kibicami Arki, to była ona bardzo słaba. W połowie lat 80. przez zgodę z Górnikiem Zabrze, mieliśmy chwilową sztamę z Arkowcami, ale była to bardzo krótka relacja. Arka z Górnikiem do połowy lat 90. miała bardzo dobre relacje – w młynie MZKS-u przewijały się szale Górnika, a znana flaga „Hooligans From Arka” wisiała na Roosevelta. Na początku lat 90., kiedy Arkowcy przyjeżdżali do Tychów, Rydułtowy czy Wodzisławia Śląskiego, to właśnie KSG dawało wsparcie Arce. Wszystko zakończył miraż „Śląskiej siły”, czyli utworzenie zgody Górnika z Ruchem Chorzów na mecz kadry. Arka ostro na nim dymiła, co w Bytomiu przyjęto z ogromnym entuzjazmem.

Z Arką graliśmy wiele spotkań ze sobą w latach 70., ale świadomie (mimo przecinania się na meczach kadry w latach 90.), trafiliśmy ich w Pucharze Polski jesienią 1995 roku. Na 1/16 rozgrywek wyruszyło 8 fanatyków GieKSy, ale zostali rozkminieni i obici. Arka doceniła jednak ich poświęcenie i dała możliwość obejrzenia meczu. Gospodarze niespodziewanie wyeliminowali GKS i w następnej rundzie zagrali właśnie z Górnikiem Zabrze, na którym definitywnie zakończyła się zgoda MZKS i KSG.

Po 8 latach ponownie zagraliśmy z Arkowcami i znowu w Pucharze Polski. Jednak wtedy jechaliśmy już jako inna ekipa, która zaczynała budować swoją pozycję na Górnym Śląsku, słynąca z zaliczenia wszystkich wyjazdów. Przez renomę, jaką wówczas miała Arka, ciśnienie na wyjazd było potężne. We wrześniu 2003 roku do Gdyni pojechało 361 głów, co na środę było fenomenalnym wynikiem. Mało tego i dla porównania – w całym sezonie 2003/2004 naszym najlepszym wyjazdem był… Górnik Zabrze w 270 głów. To tylko pokazuje jaką rangę miał wyjazd Gdyni i to mimo meczu w środku tygodnia. Było o nas głośno na tym wyjeździe i to nie tylko przez liczbę. Wszystko za sprawą sytuacji po meczu rozgrywanym kilka dni wcześniej w Łęcznej, na którym nie mogliśmy się pojawić przez remont sektora gości. Piłkarze po laniu 1:4 zastali na parkingu klubowym komitet powitalny chuliganów. Wypłacono kilka strzałów, a TVN zrobił z tego ogólnopolską aferę. Ich dziennikarze dotarli do Gdyni, prosząc o wypowiedź do kamery, ale zostali z niczym. GKS wygrał 1:0 i awansował dalej.

W sezonie 2007/2008 spotkaliśmy się w pierwszej lidze. Wyjazd mimo środy cieszył się u nas sporym zainteresowaniem i do Trójmiasta wybrało się 334 fanatyków, w tym 13 Banik Ostrava. Rekordu sprzed 4 lat nie udało się pobić, ale Arkowcy chwalili nas za liczbę (to była środa), jak i całą prezentację. Piłkarze przegrali 2:3.

Wiosną 2008 graliśmy u siebie. W marcu niestety, podczas powrotu ze Stalowej Woli, miały miejsce w wydarzenia znane później jako „Mydlniki”. To właśnie na krakowskiej stacji kolejowej zostaliśmy skatowani przez policję, a kilkadziesiąt osób zostało aresztowanych na kilka miesięcy. Na wielu stadionach wisiały wtedy transparenty „Stop policyjnej prowokacji”. Nie inaczej było w sektorze gości, a kibice Arki zrobili zrzutkę we własnym gronie i przekazali nam pieniądze na pomoc prawną. Tego dnia zawitali w rekordowe 1000 głów, w tym 340 Polonia Bytom, co do dzisiaj jest ich najlepszą liczbą wyjazdową w Katowicach. Po meczu zgody się rozdzieliły  – Arka pomaszerowała na Stadion Śląski wspierać Lecha Poznań, który grał z Ruchem (wówczas też wynajmowali ten stadion). Piłkarze wygrali 3:2.

Kolejne nasze spotkanie to sezon 2011/2012. Te mecze odbyły się jedynie na murawie. Na Bukowej graliśmy w październiku 2011 roku, ale przez wyłączoną Trybunę Północną nie mogliśmy przyjmować kibiców gości i spotkania na Bukowej zaczynały tracić na wartości. Arki zabrakło, a na murawie dostaliśmy nudne 0:0.

W maju 2012 roku graliśmy w Gdyni, ale mecz nie miał charakteru święta na trybunach. Arka od dłuższego czasu walczyła z zarządem o dobro klubu (podobny scenariusz co my z Markiem Szczerbowskim), więc cały zorganizowany ruch kibicowski na Arce zawiesił działalność. GieKSiarze uszanowali sytuację Arki i nie pojechali do Trójmiasta. Na murawie było 1:1.

W październiku 2012 roku graliśmy ponownie w Gdyni. Początkowo mieliśmy informację, że sektor gości będzie zamknięty (Arka zakończyła bojkot, wróciła na trybuny), ale chwilę przed meczem okazało się, że zostaniemy wpuszczeni. Przełożyło się to na naszą liczbę – do Gdyni pojechało 140 fanatyków GieKSy, w tym 33 Górnik Zabrze i 3 JKS Jarosław. GieKSa niespodziewanie wygrała 2:1.

W maju 2013 roku ponownie zabrakło fanów Arki. Tym razem mieli zakaz wyjazdowy, a 3 przedstawicieli zasiadło gościnnie na naszych sektorach. Ultras GieKSa świętowała 10-lecie działalności i zaprezentowała oprawę: „Wszyscy jedziemy na wózku wspólnym, reprezentujemy GieKSę to powód do dumy”, z użyciem flag z nazwami dzielnic i fan clubów. GieKSa niestety przegrała 1:2.

Jesienią 2013 roku ponownie podejmowaliśmy Arkę. Goście mogli wreszcie przyjechać do Katowic. Środowy termin sprawił, że na stadionie pojawiło się tylko 2200 widzów. W tej liczbie było 220 kibiców gości, z czego 150 stanowiła Polonia Bytom. GKS wygrał 2:0.

Wiosną 2014 graliśmy z Arką na wyjeździe. Sobotni termin sprawił, że pobiliśmy nasz rekord wyjazdowy do Gdyni – pojawiliśmy się liczbie 425 osób, w tym 44 fanów Górnika Zabrze. Arkowcy świętowali tego dnia 40-lecie zgody z Polonią. Piłkarze gospodarzy zlali naszych 3:0.

W listopadzie 2014 roku graliśmy ponownie w Gdyni, ale po awanturze z GKS-em Tychy PZPN przywalił nam półroczny zakaz wyjazdowy, więc zabrakło nas nad Bałtykiem. Arka wygrała 2:1.

Z Arką kończyliśmy sezon 2014/2015, Na mecz przyszło 1900 fanatyków, z czego 100 Arkowców. Po problemach z ochroną, która nie pozwoliła wnieść płótna Pasów „Jude Gang” doszło kłótni i goście opuścili przedwcześnie stadion. Na murawie nudne 0:0.

Chwilę po rozpoczęciu ligi w sezonie 2015/2016 graliśmy w sierpniu w Gdyni, ale wciąż wiszący na nas zakaz wyjazdowy sprawił, że zabrakło tam kibiców GieKSy. GKS przegrała 0:1.

W marcu 2016 roku na inaugurację rundy wiosennej zmierzyliśmy z Arką. Do tego po blisko pół roku mogliśmy wrócić na Blaszok (awantura z Zagłębiem Sosnowiec), więc głód dopingu był ogromny. Ultras GieKSa stworzyła ogromną sektorówkę „GieKSiarze – Zawsze Wierni”, która była nawiązaniem do repliki flagi, mającej swój debiut na tym meczu. Arkowcy przyjechali w komplecie, wykorzystując pulę 409 biletów. W tej liczbie tradycyjnie znalazła się Polonia Bytom, tym razem w 100 osób. Arka wygrała pewnie 2:0 i ostatecznie zameldowała się w Ekstraklasie.

Nasza późniejsza rozłąka była dłuższa. Arka pograła w Ekstraklasie i spadła do pierwszej ligi, ale w tym czasie po nieudolnych podejściach i nadziejach, że w końcu się uda, spadliśmy do drugiej Ligi na dwa sezony. W 2021 roku, czyli po 7 latach, Arka znowu mogła zawitać do Katowic. Goście w tamtym okresie wpadli w spory kryzys wyjazdowy, ale mimo meczu w czwartek o 18:00 nikt nie pomyślałby, że ich zabraknie. Przyjęliśmy to ze sporym szokiem i postanowiliśmy wbić szpilkę nieobecnym, wywieszając transparent: „Mieliście być tutaj wy, a są tylko świnki trzy.”, a towarzyszyły temu powiewające trzy świnki Peppa. Arka pokonała nas 4:2, ale wyjazdowe „zero” będzie im wypominane przy każdej okazji. W trakcie tego meczu pojawił się transparent w kierunku zarządu, a relacje między kibicami a klubem zaczynały się psuć.

W marcu 2022 roku mogliśmy po 8 latach pojechać do Gdyni, choć wszystko stało pod znakiem zapytania. Był to czas covidowych obostrzeń. Na szczęście wszystko się udało i pojechaliśmy w 361 osób, w tym 10 Górnik Zabrze. Gospodarze w 89. minucie strzelili bramkę na 2:1, ale… w 97. minucie Arkadiusz Jędrych doprowadził do wyrównania.

W sezonie 2022/2023 wiele się u nas wydarzyło. Podjęliśmy decyzję o bojkocie (Szczerbowski ciągnął klub na dno) i na meczach domowych pojawialiśmy się jedynie pod stadionem. Arka przyjechała wspierać swoich zawodników – pojawili się w 470 osób, w tym 300 Polonia Bytom. Goście wygrali 1:0.

W kwietniu 2023 roku graliśmy w Gdyni. Początkowo dostaliśmy 300 biletów, ale dzięki uprzejmości kibiców Arki mogliśmy pojawić się w 621 osób, w tym 40 Górnik Zabrze, 12 Banik Ostrava i 4 JKS Jarosław, co było naszą najlepszą liczbą w historii wizyt w Trójmieście. Gospodarze uczcili 20. rocznicę śmierci śp. Mariego, który zginął w awanturze na Grabiszyńskiej. Na murawie 2:2.

W sezonie 2023/2024 wydarzło się coś niezwykłego. Podejmowaliśmy Arkę w grudniu, a goście mimo liderowania w tabeli i sobotniego terminu, zawitali tylko w… 8 osób. GKS, w akrtycznych warunkach, zremisował 1:1, a Dawid Kudła wybronił rzut karny. Osatecznie ten 1 punkt miał ogromny wpływ na mecz w Gdyni…

Ostatnia kolejka sezonu i wiedzieliśmy, że w najgorszej opcji czekają nas baraże. Do Gdyni pojechaliśmy w 724 osoby, w tym 9 Górnik Zabrze i 19 ROW Rybnik. GieKSa po golu Adriana Błąda wygrała 1:0 i po 19 latach wróciła do upragnionej Ekstraklasy.

Arka Gdynia po 5 latach wróciła do Ekstraklasy i pierwszy raz od 1980 roku zagramy ze sobą mecz ligowy na najwyższym ligowym poziomie.

Wracając na koniec do fanów Arki, nie można zapomnieć o ich ikonie ruchu kibicowskiego – Zbyszku Rybaku. Rybak to Arka, Arka to Rybak. Legenda nie tylko kibiców Arki, ale całej polskiej sceny kibicowskiej. Budził strach i szacunek, a jego występ w słynnym filmie „Pod napięciem” jest już nieśmiertelny i znany każdemu kibicowi bez względu na wiek. Miał ogromny wpływ na utworzenie sekcji rugby, która nie dość, że zbudowała mistrzowską ekipę w tej dyscyplinie, to dorobiła się również stadionu, na którym reprezentacja Polski rozgrywa mecze w rugby. Polecam dokument „To My, rugbiści”, w którym można wczuć się w klimat tej zajawki. Jego kibicowski dorobek oraz sportową pasję do rugby można również poznać w książce „Zbigniew Rybak Syn Józefa”, którą wydał w 2022 roku. Wspomniał w niej także o GieKSie:

”Jakiś czas temu miałem też fajne spotkanie z kilkoma chuliganami GKS-u Katowice. W zasadzie byli to znajomi mojego dobrego kumpla, z którym pojawili się u mnie na sali treningowej. W trakcie treningu łatwo można poznać, z kim ma się do czynienia. Wystarczy zobaczyć, jak ktoś się zachowuje. W tym wypadku z chłopakami nie było żadnych problemów. Kultura i szacunek.”

Niestety ledwo po premierze książki, w dniu 21 grudnia 2022 roku, 49-letnia kibicowska Legenda odeszła do Valhalli. Dla mnie była to ogromna strata, a dedykacja od ikony trybun w książce jest jedną z moich najcenniejszych pamiątek w kibicowskich zbiorach. Zbyszek Rybak – szacunek na zawsze!

Kontynuuj czytanie

Piłka nożna

Szymon Marciniak w końcu sędzią El Clasico

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Sędzią sobotniego meczu Górnik Zabrze – GKS Katowice będzie Szymon Marciniak z Płocka. Śląski Klasyk odbędzie się w sobotę o godzinie 20.15.

Arbitra przedstawiać nie trzeba, ale jednak to zrobimy. Nasz sędzia międzynarodowy ma CV tak bogate, że ciężko objąć wszystko. Według portalu 90minut.pl pierwsze udokumentowane spotkanie to mecz Pucharu Polski w 2006 roku pomiędzy Spartą Augustów i Mrągowią Mrągowo. Szybko piął się po szczeblach kariery i już w kolejnym sezonie prowadził trzy mecze ówczesnej drugiej ligi, czyli zaplecza ekstraklasy.

Uwaga! Wówczas – 5 kwietnia 2008 poprowadził jedyny w swojej karierze mecz GKS Katowice, było to spotkanie w Turku, w którym GKS Katowice zremisował z miejscowym Turem 1:1. Poniżej możecie zobaczyć bramki z tego meczu, nakręcone przez autora niniejszego artykułu. Gola dla GKS zdobył wówczas Krzysztof Kaliciak, a wyrównał dobrze nam znany, grający później w GieKSie – Filip Burkhardt.

Już w sezonie 2008/09 zadebiutował w ekstraklasie, prowadząc mecz GKS Bełchatów z Odrą Wodzisław. Od następnego był już etatowym arbitrem w ekstraklasie, w której sędziuje nieprzerwanie od 15 lat.

W sezonie 2012/13 przyszedł debiut w europejskich pucharach, gdy w Lidze Europy sędziował mecz Lazio z Mariborem. Dwa lata później zadebiutował w Lidze Mistrzów spotkaniem Juventus – Malmo.

Wyliczanie wszystkich prowadzonych przez Marciniaka meczów byłoby dużym wyzwaniem. Spójrzmy po prostu na zbiorczą liczbę spotkań, które prowadził konkretnym europejskim drużynom na przestrzeni tych lat – głównie w Lidze Mistrzów, a także w minimalnym stopniu w Lidze Europy:

Inter Mediolan – 10
Real Madryt – 9
Atletico Madryt – 8
Liverpool, PSG – 7
Juventus, Barcelona, Milan – 6
Bayern, Manchester City, Tottenham, Lyon, Benfica – 4
Sevilla, Feyenoord, Napoli – 3

W mniejszej liczbie prowadził też mecze takich drużyn jak m.in. Lazio, Fiorentina, Manchester United, Roma, BVB, Ajax, Bayer Leverkusen, Lipsk, Atalanta, OM, FC Porto, Chelsea, Sporting, Galatasaray czy Arsenal. Dodajmy, że w zestawieniu nie są uwzględnione spotkaniach w ramach choćby Klubowych Mistrzostw Świata, gdzie dodatkowo dwukrotnie sędziował Realowi Madryt.

W 2013 sędziował swój pierwszy finał Pucharu Polski – pierwszy z dwóch meczów Śląska Wrocław z Legią Warszawa. Później jeszcze trzykrotnie prowadził mecz finałowy na Stadionie Narodowym.

W swojej europejskiej przygodzie był arbitrem kilku spotkań, które obrosły legendą. Na przykład w 2017 był rozjemcą pierwszego meczu 1/8 finału Ligi Mistrzów, w którym PSG pokonało Barcelonę 4:0. Ten mecz był preludium do historii z rewanżu, gdzie Blaugrana po niesamowitej remontadzie zwyciężyła 6:1. Rok później w tej samej fazie na Marciniaka posypała się lawina krytyki po meczu Tottenham – Juventus (1:2), w którym nasz arbiter popełnił duże błędy. W 2023 roku sędziował w półfinale pogrom Realu Madryt przez Manchester City, kiedy podopieczni Pepa Guardioli wygrali 4:0. A w zeszłym sezonie niesamowite spotkania w 1/8 i 1/2 finału pomiędzy Atletico i Realem oraz Interem i Barceloną – w obu przypadkach były to rewanże. W derbach Madrytu arbiter miał absolutnie nietypową sytuację, gdy w konkursie jedenastek Julian Alvarez dwa razy dotknął piłkę – co dopiero – i to w wielkich kontrowersjach – wykazał VAR. Znowuż w pojedynku na Giuseppe Meazza widzieliśmy prawdziwy spektakl piłki. Gdy w 87. minucie Raphinia trafiał na 3:2 dla Barcelony, wydawało się, że jest pozamiatane. Wyrównał w doliczonym czasie Acerbi, a w dogrywce Nero-Azurri za sparwą Frattesiego przechyli szalę na swoją korzyść.

Szymon Marciniak od dekady prowadzi też mecze reprezentacji. Prowadził spotkania na Mistrzostwach Europy i Świata. W 2016 roku był rozjemcą meczów Hiszpania – Czechy, Islandia – Austria i Niemcy – Słowacja. Podczas Mundialu w Rosji sędziował spotkania Argentyna – Islandia i Niemcy – Szwecja z fenomenalnym trafieniem Kroosa w doliczonym czasie z rzutu wolnego. Na Mistrzostwach Świata w Katarze prowadził spotkania Francja – Dania i Argentyna – Australia, a na Euro 2024 Belgia – Rumunia i Szwajcaria – Włochy.

Na deser zostawiliśmy oczywiście największe sukcesy polskiego sędziego. Czyli sędziowane finały. Najpierw finał Klubowych Mistrzostw Świata 2024, w którym Manchester City pokonał Fliminense 4:0. City zapewniło sobie udział w turnieju poprzez wygranie Ligi Mistrzów w 2023 roku, który również prowadził polski sędzia – Anglicy pokonali Inter Mediolan 1:0 po golu Rodriego. No i nade wszystko mecz meczów, najważniejsze wydarzenie w czteroleciu światowej piłki, czyli finał Mistrzostw Świata 2022 w Katarze: Argentyna – Francja. Finał niebanalny, bo z dwoma golami Leo Messiego i hat-trickiem Kyliana Mbappe. Marciniak był świadkiem ukoronowania Leo Messiego jako najlepszego piłkarza w historii futbolu, zwieńczającego swoją piękną karierę tytułem Mistrza Świata.

Ma w swoim dorobku także prowadzone finały Cypru, Grecji i Albanii oraz Superpuchar Europy.

Przechodząc do spraw przyziemnych – w obecnym sezonie Marciniak prowadził cztery spotkania ekstraklasy, w których pokazał 16 żółtych kartek (średnio 4 na mecz) i ani jednej czerwonej. Podyktował jeden rzut karny – dla Pogoni w meczu z Arką.

Oficjalnie prowadził tylko jedno wspomniane spotkanie GKS Katowice, natomiast na uwagę zasługuje fakt, że Marciniak był gościem specjalnym i sędzią podczas turniejów Spodek Super Cup 2024 i 2025. W obecnym roku zrobił też rzecz niesamowitą – prowadząc mecz w Arabii Saudyjskiej wieczorem dzień przed turniejem, sobie tylko znanymi sposobami przemieścił się do Katowic, by w Spodku już być około godziny 15.00 zwartym i gotowym do pracy.

Będzie to pierwszy Klasyk Szymona Marciniaka, bo mimo wielu wybitnych spotkań, nie udało mu się jeszcze poprowadzić hiszpańskiego El Clasico pomiędzy Realem Madryt i Barceloną.

Kontynuuj czytanie

Piłka nożna

Kompromitacja

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Po ostatnim meczu z Arką Gdynia, humory w Katowicach były bardzo dobre. GieKSa odbiła się od dna i w fantastycznym stylu pokonała gdynian. Piłkarze Rafała Góraka chcieli podtrzymać tę passę. Ten sam plan miał jednak Górnik Zabrze, który również efektownie odprawił z kwitkiem Pogoń Szczecin. Przy Roosevelta zapowiadało się naprawdę świetne widowisko, przy rekordowej – 28-tysięcznej – frekwencji.

W GieKSie nastąpiła jedna zmiana w porównaniu z meczem z Arką. Kontuzjowanego Alana Czerwińskiego zastąpił Lukas Klemenz, czyli bohater meczu z gdynianami. W składzie zabrzan ponownie zabrakło Lukasa Podolskiego (ale był już na ławce), mogliśmy natomiast obawiać się dynamicznych Ousmane Sowa i Tofeeka Ismaheela.

Początek meczu był wyrównany, ale drużyny nie stwarzały sobie sytuacji bramkowych, choć gdyby w 5. minucie Adam Zrelak dobrze przyjął piłkę wyszedłby sam na sam od połowy boiska z Łubikiem. W 11. minucie lekko uciekał Klemenzowi Tofeek Ismaheel, który wbiegł w pole karne i nawijał naszego obrońcę, ale Lukas ostatecznie zablokował ten strzał. W 19. minucie Kubicki bardzo dobrze obsłużył prostopadłym podaniem Ambrosa, który kąśliwie uderzał, ale Dawid Kudła bardzo dobrze obronił ten strzał. Pięć minut później w pole karne próbował wdzierał się Borja Galan, ale jego strzał został zamortyzowany. W pierwszych trzydziestu minutach nieco lepiej prezentował się Górnik i mógł to przypieczętować bramką, gdy fatalną stratę przed polem karnym zaliczył Kacper Łukasiak, ale po wygarnięciu piłki przez Kubickiego nie doszedł do niej Liseth. Niestety cofnięta gra GKS nie opłaciła się. Galan dał bardzo dużo miejsca w polu karnym rywalowi, a Ousmane Sow skrzętnie to wykorzystał, wycofując piłkę na 16. metr do Patrika Hellebranda, który pewnym strzałem pokonał Kudłę. W końcówce GKS miał kilka stałych fragmentów gry, ale w przeciwieństwie do meczu z Arką, tutaj nie było z tego żadnego zagrożenia.

Początek drugiej połowy mógł być fatalny. Klemenz wyprowadzał tak, że podał do przeciwnika, piłka zaraz poszła do niepilnowanego Janży, ten wycofał do Sowa, analogicznie jak ten zawodnik w pierwszej połowie, jednak Sow strzelił technicznie obok słupka. Po chwili, w zamieszaniu w polu karnym po wrzucie z autu Kowalczyka, ekwilibrystycznie do piłki próbował dopaść Kuusk, ale nic z tego nie wyszło. Po chwili i tak było 2:0. W 53. minucie piłkarze GKS zagrali niebywale statycznie w polu karnym. Dośrodkowywał Ambros, a kompletnie niepilnowany, choć wśród tłumu naszych (!) zawodników Liseth z bliska skierował piłkę do siatki. W 61. minucie znów rozmontowali naszą dziurawą obronę rywale, Janża znów mając lotnisko na skrzydle, popędził i wycofał po ziemi, a Sow tym razem strzelił niecelnie. Po chwili mieliśmy zmiany, weszli na boisko Aleksander Buksa i debiutujący w GKS Jesse Bosch. Trzy minuty później było po meczu, gdy doszło do absolutnie kuriozalnej sytuacji. Marten Kuusk zagrywał do Kudły. Problem w tym, że naszego bramkarza nie było w bramce i piłka wpadła do siatki ku rozpaczy estońskiego defensora. Kilka minut później swoją szansę miał Ismaheel, ale po dośrodkowaniu z prawej stroną i strzale zawodnika bardzo dobrze interweniował Kudła. W 81. minucie z dystansu uderzał wprowadzony na boisko Lukas Podolski, ale znów obronił bramkarz. W 88. minucie na strzał zdecydował się Kuusk, a piłka musnęła górną stronę poprzeczki. Po chwili była powtórka, uderzał z daleka Gruszkowski i również piłka otarła obramowanie, tym razem spojenie.

Wygląda na to, że GKS przegrał to spotkanie już przed meczem, ewentualnie w trakcie pierwszej połowy. Nie da się z Górnikiem Zabrze, grając tak asekuracyjnie, liczyć na cud i to, że rywale nie strzelą bramki. Dodatkowo po utracie bramki posypało się całkowicie wszystko i nie dość, że nadal nie mieliśmy nic z przodu, to jeszcze popełnialiśmy katastrofalne błędy z tyłu, a gospodarze skrzętnie to wykorzystali. Był to najsłabszy mecz GKS w tym sezonie. Nie chodzi o wynik. Sposób gry był nieprzystający ekstraklasowej drużynie.

23.08.2025, Zabrze
Górnik Zabrze – GKS Katowice 3:0 (1:0)
Bramki: Hellebrand (40), Liseth (53), Kuusk (64-s).
Górnik: Łubik – Kmet (70. Szcześniak), Janicki, Josema (76. Pingot), Janża, Kubicki, Hellebrand, Ambros (70. Podolski), Sow (69. Dzięgielewski), Liseth, Ismaheel (76. Lukoszek).
GKS: Kudła – Wasielewski, Klemenz, Jędrych, Kuusk, Galan (70. Gruszkowski) – Błąd (70. Łukowski), Kowalczyk, Łukasiak (61. Bosch), Nowak (78. Wędrychowski) – Zrelak (61. Buksa).
Żółte kartki: Nowak.
Sędzia: Szymon Marciniak (Płock).
Widzów: 28236 (w tym 4300 kibiców GieKSy).

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga