GieKSa wygrała. Znów wygrała. Znów nie przegrała. I znów osiągnęła z dobrym przeciwnikiem bardzo dobry wynik. I to na jego – nazwijmy to – stadionie.
Trudna jeszcze jest ta drużyna do zdefiniowania, ale to, co jest widoczne i najbardziej cieszy, to jej rozwój. Zarówno czysto sportowy, jak i mentalny. Cieszy to, że nawet gdy gra słabo, a nadal zdarzają się takie pierwsze połowy i to w sumie w każdym meczu, to po przerwie następuje zmiana jakościowa na duży plus. Strzela gole, które w efekcie dają punkty.
To było widać w Rzeszowie, u siebie z Legionovią, to było widać z Garbarnią. To chyba na dzisiaj największy problem Rafała Góraka – jak spowodować, żeby drużyna grała w pierwszej połowie tak, jak gra po przerwie. Gdyby to się udało – moglibyśmy już od początku być spokojniejsi, zyskiwać bramkowe przewagi i z radością, a nie niepokojem, odliczać minuty do końca spotkania.
Nie ma co jednak narzekać, że pierwsza połowa taka i owaka, bo od porażki w Łęcznej odbyły się cztery mecze, w których zespół zdobył dziesięć punktów. I choć częściowo rywale byli słabsi (choć przecież Skra ostatnio wygrywa mecze), to Stal Rzeszów i Garbarnia w początkowej fazie sezonu należeli do najmocniejszych w lidze i zdobycze z tymi ekipami – dodatkowo na wyjazdach – mają swoją wymowę.
Wiadomo, że w tej lidze nie ma czegoś takiego, że ktoś jest zdecydowanym faworytem i to się zawsze potwierdza. Więc wygrana GieKSy w Krakowie nie była czymś z gatunku science fiction. A jednak, gdy spojrzymy na to, że Garbarnia dotychczas straciła tylko pięć bramek (średnio nieco ponad pół gola na mecz) oraz nie przegrała od ośmiu meczów – zadanie wydawało się trudne, wymagające dobrej gry, skuteczności oraz organizacji taktycznej.
I to wszystko się podziało. Jeśli chodzi o organizację w defensywie, to była ona bardzo dobra przez cały mecz, a w drugiej połowie w szczególności. Nawet mimo tego, że rywalom raz udało się wymanewrować obrońców i strzelić bramkę. Ponadto mimo naprawdę wysokiego procenta posiadania piłki przez gospodarzy, nawet blisko naszego pola karnego, mieli oni duży problem z oddaniem strzału czy stworzeniem groźnej sytuacji. Bartosz Mrozek nie musiał interweniować spektakularnie, a to, co miał wyłapać, to wyłapał bardzo pewnie. Defensorzy na czele z Arkadiuszem Jędrychem spisywali się bez zarzutu. Swoje robili też defensywni pomocnicy, którzy również mieli udział w tym, że przeciwnik frustrował się niemożnością zrobienia czegoś sensownego z piłką.
W ofensywie w pierwszej połowie gra wychodziła nam mocno średnio. Co prawda Szymon Kiebzak już na samym początku meczu miał idealną sytuację, której nie wykorzystał, ale potem była posucha. Widząc wysoko grającą linię defensywą gospodarzy, nasz zespół próbował grać długie piłki (głównie na prawe skrzydło), w czym celował Jędrych i wyglądało to na naprawdę perspektywiczny sposób gry jeszcze przed przerwą, nawet mimo tego, że nie przynosiło pożądanego efektu.
I w ten sposób strzeliliśmy w ciągu kilku minut dwie bramki w drugiej połowie. W końcu typowo na skrzydle różnicę zrobił Arkadiusz Woźniak, w końcu widzieliśmy coś takiego, że zawodnik mający sporo miejsca na boku rozpędza się, wpada w pole karne, podaje po ziemi do kolegi, a ten ma tylko za zadanie dopełnić formalności. Tego nam bardzo brakowało w początkowych meczach tego sezonu, gdy niektórzy nasi zawodnicy również mieli autostradę przed sobą, a zupełnie nie potrafili tego wykorzystać. Tutaj zawodnik w końcu pokazał umiejętności i potwierdził swoją dobrą dyspozycję z ostatnich meczów. Rok Arkadiuszowi zajęło dojście do takiej dyspozycji i pozostaje mieć nadzieję, że ją utrzyma, bo choć wydawało się, że to ostatni dzwonek na poprawę jego gry, to na ten moment ten ostatni dzwonek bardzo dobrze wykorzystuje.
Cieszy również to, jacy zawodnicy strzelili bramki. Dawid Rogalski – potrzebujemy napastnika, który strzela gole. To trzecia bramka tego zawodnika i już ma na koncie więcej trafień w GieKSie niż Daniel Rumin. Szymon Kiebzak – no w końcu, naprawdę w końcu wstrzelił się w tę bramkę. Wydawało się bowiem, nawet w tym meczu, że zawodnik ma jakąś klątwę i trudno będzie ją zlikwidować. Ale udało się – trafił do siatki, strzelił bardzo ważnego gola i oby teraz ten worek się rozwiązał. No i wracający po kontuzji Marcin Urynowicz, świetne wykorzystanie sytuacji sam na sam z minięciem bramkarza. Dla niego taki powrót z golem musi również być bardzo korzystnym aspektem na dalsze spotkania.
Wspomnijmy też o rezerwowych, którzy również sporo wnieśli. Może najmniej widoczny był Jakub Habusta (błędów nie popełnił), ale wspomniany Urynowicz strzelił bramkę, Patryk Grychtolik pokazał się z bardzo aktywnej strony i miał w tym golu udział, a Kacper Tabiś zaliczył jedną bardzo ważną interwencję w defensywie. Więc w przeciwieństwie do niektórych meczów, w których zawodnicy z ławki nie pomagali zespołowi – tutaj należy powiedzieć, że ta pomoc była bardzo ważna.
Wiadomo, że są rzeczy do poprawy (wspomniane pierwsze połowy!), ale gdyby po bardzo słabym meczu w Łęcznej ktoś powiedział, że w kolejnych czterech wygramy trzy razy i zremisujemy na boisku lidera, musiałby zostać okrzyknięty hurraoptymistą. A jednak – dobra praca trenera i zespołu przełożyła się na efekt w postaci punktów i doskoczenia do czołówki.
Teraz przed nami dwa mecze z drużynami z Poznania – Wartą w Pucharze Polski i Lechem II w lidze. Warto by było tę dobrą formę podkreślić w starciach z drużynami z Wielkopolski.
A za Kraków – brawa!
Najnowsze komentarze