Dołącz do nas

Piłka nożna

Szok zaklęty w ułamku sekundy

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Od strasznego w skutkach i okolicznościach meczu z Bytovią minęło już ponad dwa tygodnie. Emocje już opadły, myślimy o kolejnym sezonie. Choć w sumie staramy się myśleć, bo ciężko to robić w momencie, kiedy właśnie od dwóch tygodni można odnieść wrażenie, że nasz klub nie istnieje. Dwa tygodnie w zawieszeniu, bez trenera, z prezesem, który oddał się do dyspozycji rady nadzorczej, bez dyrektora sportowego i nikogo, kto mógłby choćby logistycznie zrobić coś w kontekście przyszłych rozgrywek. I posprzątać ten bałagan.

Czas daje możliwość spojrzenia już z mniejszymi, nie tak żywymi emocjami na to, co właściwie się stało w 97. minucie meczu GKS Katowice – Bytovia Bytów. A stało się coś, co dla kibica najgorsze. Dla kibica już świętującego osiągnięcie celu, gdy w ostatniej akcji w dramatycznych okolicznościach jego drużyna przegrywa i kończy piłkarski sezon klęską. I to w sytuacji, która zdarza się raz na tysiąc meczów.

Kilka tygodni temu zastanawiałem się, co muszą czuć kibice Ajaxu. Doliczony czas gry meczu z Tottenhamem, fiesta na stadionie, awans do finału Ligi Mistrzów. Czas przedłużony już dawno się skończył, kolejna piłka wybita, londyńczycy grają już tylko na kompletną aferę. Zaraz końcowy gwizdek i wielka euforia. Jest ta laga do przodu, przypadkowe odbicie piłki, rywal jednak strzela gola i na stadionie zalega cisza. Z nieba zrobiło się piekło. z euforii zrobiła się rozpacz. Z wesela zrobił się pogrzeb.

W najśmielszych snach nie spodziewałem się, że my kibice GieKSy możemy doświadczyć czegoś podobnego. Naprawdę niewiele osób zakładało, że katowiczanie są w stanie przegrać z drużyną, która nie potrafi wygrać meczu. W najgorszym razie braliśmy pod uwagę remis. Gdy Filip Burkhardt strzelił gola, widmo spadku jednak zaczęło nam zaglądać w oczy. Po tym jednak, jak Callum Rzonca wyrównał, wydawało się, że do powtórki – czyli wyjścia gości na prowadzenie – już nie dojdzie.

Problem z tym, że GKS grał słabo, a od początku drugiej połowy bardzo słabo. Dużo błędów, mnóstwo prostych strat i niepewności, a w końcówce – cofnięcie się. Dramatyczne cofnięcie się, które w przypadku lepszego rywala skończyłoby się utrata bramki pewnie po 2-3 minutach. Tutaj trwało to dłużej, ale umówmy się – tą bramką śmierdziało już gdzieś od 70-75. minuty.

W naszych rozmowach przewijało się oczywiście – znając historię GieKSy z ostatnich kilku lat – że może zdarzyć się coś trudnego do wyobrażenia w doliczonym czasie. Historia dała nam dwa awanse, które wydawały się pewne, a zostały przegrane, historia dała nam 90. minutę meczu z Kluczborkiem i gola rywali z połowy boiska. Dlaczego teraz nie miało być powtórki?

Lubię, gdy bramkarze idą w pole karne. To zawsze jest coś spektakularnego, gdy golkiper strzeli gola. Problem w tym, że od kiedy pamiętam, chyba nie widziałem meczu na żywo w telewizji, w którym taka sytuacja miałaby miejsce. Interesując się piłką od dwudziestu kilku lat. Widziałem za to, jak bramkarz Olimpii strzelił gola GieKSie. Widziałem jak bramkarz Kolumbii strzelił gola Polsce (choć w innych okolicznościach niż doliczony czas gry). Teraz w nasze pole karne postanowił się wybrać Andrzej Witan.

Pierwsze jego podejście do tej sprawy nie odbyło się. Na linii środkowej spojrzał na ławkę rezerwowych Bytovii i prawdopodobnie dostał sygnał, żeby nie iść. Działo się to około 91. minuty. Rzut wolny w 97. minucie był oczywistą ostatnią akcją meczu, więc tu już nie było kalkulacji – poszedł do naszej szesnastki.

Sytuacja oczywiście została już wielokrotnie opisana: niepokrycie Witana, jego nabieg na długi słupek i bardzo mocny strzał. Ja jednak chciałbym się podzielić swoimi osobistymi wrażeniami, bo pamiętam klatka po klatce, co się ze mną działo oraz jak odbierałem rzeczywistość w te kilka sekund, a potem już po fakcie…

Nie wierzyłem, że z tego może paść gol, a już tym bardziej strzelony przez bramkarza. Byłem więc umiarkowanie spokojny, z tym jednym aspektem, który nie dawał spokoju całkowitego – wspomniane wszelkie dziwne historie naszego klubu. Ogólnie wiadomo było, że za kilka sekund… wszystko będzie wiadomo.

Burkhardt dośrodkował.

Gdy zorientowałem się, że piłka podąża w kierunku długiego słupka, a Witan jest niepokryty, niepokój momentalnie wzrósł o kilkaset procent. Stosunkowo rzadko, ale zdarzają się takie dośrodkowania, które człowiek oglądający piłkę od wielu lat potrafi momentalnie w głowie przeanalizować w kontekście zawodnika, który na daną piłkę ma nabiec. Z pewnością sami macie podobne doświadczenia, że już w momencie dośrodkowania wiedzieliście, że to będzie gol.

Nasz mózg działa automatycznie, także w kontekście szybkiej analizy kilku zmiennych. W tym wypadku są to zmienne przestrzenne, czyli ustawienie i przemieszczanie się zawodników, ich prędkość, a także tor lotu i prędkość piłki. Ułamek sekundy i już wszystko wiadomo.

W tym ułamku sekundy, w momencie dolatywania piłki w okolice długiego słupka i nabiegu Witana, czułem, że to się skończy tragicznie. Wszystko było perfekcyjne w tym stałym fragmencie gry gości.

Oczy otwierałem coraz szerzej, jednocześnie ze strachu, przesądzonego losu i szoku. I potwierdzenia kuriozalnych sytuacji, które właśnie po raz kolejny miało się ziścić.

Witan trafił do bramki.

Jakiś mechanizm zaprzeczania w pierwszej chwili dał mi znak zapytania, czy rzeczywiście ta bramka padła, czy piłka wpadła do siatki. Zaraz jednak widoczna reakcja zawodników powiedziała wszystko.

Odgłos, który rozległ się na stadionie, to jest coś, czego nigdy nie wyreżyserowałby największy mistrz kina. To nie jest „jest!” po bramce, to nie jest słynne „no… no… kurwa!” po niewykorzystanej sytuacji. To nie jest zwykła cisza po zwykłej straconej bramce.

To był ogromny balon napięcia, które właśnie zeszło, bo wszystko już było wiadome. To był odgłos szoku, niedowierzania, całkowitego zawodu i jednocześnie złości. Obejrzyjcie sobie filmik z tej bramki, żeby usłyszeć ten odgłos. Coś niesamowitego, jak w tej trwającej kolejny ułamek sekundy reakcji było zaklęte całe spektrum emocji setek ludzi na stadionie.

Ja osobiście czułem szok i niedowierzanie, że po raz kolejny potwierdziły się kuriozalne okoliczności i że właśnie bramkarz spuścił nas do drugiej ligi. Ten moment, w którym to się stało to było coś nierealnego, nie z tego świata. Jak to możliwe, że to się właśnie stało? – zastanawiałem się.

Na stadionie nie rozległa się cisza tylko jakiś wielki szum. Ludzie stali jak wryci i patrzeli się na boisko. Jak w jakimś transie. Podobnie jak ja, chyba nikt nie potrafił uwierzyć, w to co się wydarzyło. Ale nie tak, jak to jest w sloganach tego typu. Tutaj naprawdę szok był tak wielki, że ludzie przez chwilę musieli po prostu dojść do pełni, że tak powiem, władzy umysłowej. Musieli mentalnie wrócić do siebie i uznać, że tak – to właśnie się wydarzyło. To jest prawda.

Trwało to około pół minuty.

Dopiero po upływie tego czasu pojawiła się potężna złość, której efektem były okrzyki „wypierdalać” skierowane w stronę piłkarzy. Zaraz po golu to nie było możliwe. „Ściągać koszulki” było już mniej słyszalne. Część ludzi pozostawała w szoku.

Sędzia zakończył spotkanie z momencie, kiedy na boisku znajdowali się już nie tylko piłkarze. GKS nie miał już szans na odrobienie straty, ale to było wiadomo.

Bycie w tym momencie na stadionie, obserwowanie, widzenie i słyszenie wszystkich tych ludzi dookoła było kolejnym dowodem na to, czym jest piłka i czym jest GKS Katowice. Teraz już mogłem wiedzieć, co poczuli kibice Ajaxu. Poczułem to sam, chłonąłem to, co czują kibice będący na tej samej trybunie.

To straszne i smutne. Ale jednocześnie mam wielki szacunek do tej sytuacji i do tego, że w niej się znalazłem. To te momenty będziemy kiedyś przypominać, momenty bólu i kibicowskiego cierpienia. Będziemy je przypominać w momencie wielkiego sukcesu.

Warto o tej chwili pamiętać. Nie ma co jej zamiatać pod dywan. To jest życie kibica, a życie kibica GieKSy jest naznaczone cierpieniem.

Po to, żeby triumf smakował kiedyś wielokrotnie lepiej.

Portal GieKSa.pl tworzony jest od kibiców, dla kibiców, dlatego zwracamy się do Ciebie z prośbą o wsparcie poprzez:

a/ przelew na konto bankowe:

SK 1964
87 1090 1186 0000 0001 2146 9533

b/ wpłatę na PayPal:

E-mail: [email protected]

c/ rejestrację w Superbet z naszych banerów.

Dziękujemy!


7 komentarzy
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

7 komentarzy

  1. Avatar photo

    Jurek

    3 czerwca 2019 at 14:33

    Gorak trenerem.

  2. Avatar photo

    Scifo

    3 czerwca 2019 at 18:33

    Dobrze napisane.

  3. Avatar photo

    KaTe

    3 czerwca 2019 at 19:59

    Tiaaa, richtig bolało…

  4. Avatar photo

    BB 1907 TS

    4 czerwca 2019 at 09:23

    Super artykuł. Nie dziwi mnie szok ludzi na stadionie, bo jako kibic Podbeskidzia, dla którego losy Gieksy są obojętne, sam byłem w szoku jak się o tych okolicznościach dowiedziałem. Ba, do dziś jestem w szoku. Pamiętam jak spadliśmy z Ex, pomimo że w sezonie zasadniczym zajęliśmy 8 miejsce. Też wtedy nie wierzyłem że to się stało, ale to co wydarzyło się u Was, to historia nie z tej planety. Ale głowa do góry, trzeba żyć dalej. Bardzo fajne ostatnie zdania artykułu. Jeszcze nadejdą piękne czasy. Bierzcie się do roboty.

  5. Avatar photo

    Kato

    4 czerwca 2019 at 09:43

    Fajny artykuł.
    Życie kibica GIEKSY…
    INO GIEKSA!

  6. Avatar photo

    Irishman

    5 czerwca 2019 at 07:11

    Fajnie napisane! Ale z jednym się nie zgadzam. Ja w końcówce meczu nie świętowałem utrzymania. Było to raczej takie poczucie ulgi, że ten syf okraszony zaledwie jednym zwycięstwem na Bukowej nareszcie się kończy. Jednocześnie też z obawami myślałem co będzie dalej, co tam Dudek z dyrektorem Bartnikiem, z akceptacją prezesa Janickiego wymyśla? Co będzie jak zostaną w klubie Wawrzyniak, Piesio, Śpiączka?
    I jeśli można znaleźć w tym bagnie jakieś plusy (a mnie tak życie już dało w dupę, że zawsze próbuję) to jednym z nich jest to, że tych ludzi już prawie w komplecie nie ma na Bukowej.
    Poza tym, tak pół żartem ale jednak pół serio – jeśli przez te wszystkie lata prześladował nas jakiś pech to w 97 minucie tego meczu wyczerpał już cała swoją wredną dla nas moc, albo jeśli musieliśmy odpokutować za jakieś grzechy z przeszłości to już chyba w tym momencie odpokutowaliśmy. Więc teraz może być już tylko lepiej!!! 🙂

  7. Avatar photo

    oldskul

    6 czerwca 2019 at 00:51

    Zgadzam się co do artykułu, żeby jeszcze tylko udało się dożyć do tego triumfu…

Odpowiedz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Kibice

Odszedł od nas Sztukens

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Dotarła do nas smutna wiadomość o śmierci kibica GKS Katowice Grzegorza Sztukiewicza.

Grzegorz kibicował GieKSie „od zawsze” – jeździł na wyjazdy już w latach 90. Był także członkiem Stowarzyszenia Kibiców GKS-u Katowice „SK 1964”. Na kibicowskim forum wpisywał się jako NICKczemNICK, ale na trybunach był znany jako Sztukens.

Ostatnie pożegnanie będzie miało miejsce 4 września o godzinie 14:00 w Sanktuarium  św. Antoniego w Dąbrowie Górniczej – Gołonogu. 

Rodzinie i bliskim składamy najszczersze kondolencje. 

 

Kontynuuj czytanie

Piłka nożna

GieKSa znów na koniec karci Górnik

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

W przerwie reprezentacyjnej spotkały się drużyny GKS Katowice i Górnik Zabrze. Półtora tygodnia po ligowym Śląskim Klasyku, mogliśmy na Bukowej znów oglądać derbową rywalizację, tym razem w formie meczu kontrolnego.

W 10. minucie, po dośrodkowaniu z rzutu rożnego Łukowskiego, Arkadiusz Jędrych uderzał głową, ale nad poprzeczką. W 25. minucie GKS miał idealną okazję do zdobycia bramki. Znów po kornerze wykonywanym przez Łukowskiego, piłkę zgrywał Jaroszek, ta po rykoszecie leciała w kierunku bramki, gdzie na wślizgu jeszcze próbował ją wepchnąć do bramki Łukasiak, jednak obrońcy Górnika wybili piłkę z linii bramkowej. Po pół godziny pierwszą okazję miał Górnik – z około 17 metrów uderzał Chłań, ale czujny Rafał Strączek złapał piłkę. W 37. minucie do prostopadłej piłki z chaosu doszedł Eman Marković, który wyszedł sam na sam i płaskim strzałem pokonał Loskę. Chwilę później z kontrą ruszyli katowiczanie, Błąd i Rosołek mieli naprzeciw jednego obrońcę, Maciej zdecydował się na strzał, ale przeniósł piłkę nad poprzeczką. W 43. minucie ponownie Rosołek uderzał z dystansu, ale bez problemu dla Loski. Do przerwy GKS prowadził posiadając lekką przewagę. Górnik nie zagroził poważnie naszej bramce.

W przerwie trener dokonał kilku zmian w składzie. W 50. minucie po zwodzie uderzał na bramkę Wędrychowski, ale bramkarz bez problemu poradził sobie z tym strzałem. Chwilę później wdzierał się w pole karne Massimo, ale został powstrzymany. W 55. minucie znakomitą okazję miał Zahović, który dostał od Massimo piłkę i z centrum pola karnego uderzał na bramkę, jednak nasz golkiper świetnie interweniował. W 68. minucie Bród podał do Swatowskiego, ten uderzał kąśliwie, ale bramkarz wybił na róg. Po chwili korner wykonywał Rejczyk, a Jędrych uderzał głową, minimalnie niecelnie. W 74. minucie do wybitej przed pole karne piłki dopadł Chłań i strzelił mocno, ale świetnie interweniował nasz golkiper. Po chwili jednak było 1:1, gdy po rzucie rożnym najwyżej wyskoczył rekonwalescent Barbosa i mocnym strzałem głową doprowadził do wyrównania. W 82. minucie Galan uderzał z dystansu, ale prosto w ręce bramkarza. Trzy minuty przed końcem koronkową akcję przeprowadził… Klemenz z Buksą, a ten pierwszy po odegraniu znalazł się w idealnej sytuacji, jednak po nodze rywala strzelił nad poprzeczką. W 90. minucie katowiczanie przeprowadzili decydującą akcję. Galan podał do Swatowskiego, ten mocno wstrzelił, a na wślizgu Buksa strzelił zwycięską bramkę. Druga połowa była już bardziej wyrównana, a momentami Górnik osiągał lekką przewagę. Jednak to katowiczanie okazali się zwycięzcami i podobnie jak w ligowym klasyku na Nowej Bukowej, w samym końcu strzelili zwycięską bramkę.

3.09.2025 Katowice
GKS Katowice – Górnik Zabrze 2:1
Bramka: Marković (37), Buksa (90) – Barbosa (74)
GKS: (I połowa) Strączek – Rogala, Jędrych, Paluszek (8. Jaroszek), Wasielewski, Łukowski – Błąd Bosch, Łukasiak, Marković – Rosołek.
(II połowa) Strączek – Bród, Klemenz, Jędrych, Rogala (60. Trepka), Łukowski (60. Galan) – Wędrychowski, Bosch (60. Milewski), Marković, Rejczyk, – Buksa
Górnik: (wyjściowy skład): Loska – Olkowski, Szcześniak, Pingot, Lukoszek, Chłań, Donio, Goh, Dzięgielewski, Zahović, Massimo. Grali także: Podolski, Tsirogotis, Barbosa.

Kontynuuj czytanie

Felietony Piłka nożna kobiet

Post scriptum ze Słowenii

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Turniej kwalifikacyjny do Ligi Mistrzyń był spełnieniem marzeń – GieKSa wygrała dwa mecze i awansowała do ostatniej rundy eliminacji. Drużyna prezentowała się doskonale i zapewniła sobie przynajmniej cztery kolejne mecze w Europie. Zapraszamy Was do zapoznania się z naszym podsumowaniem wyjazdu do Słowenii, w którym uchylimy trochę „redakcyjnej kuchni”!

  1. Na mecz wyjechaliśmy we wtorkowy poranek w trzy osoby. Do granicy między Austrią i Słowenią czekały nas same autostrady, jednak samo przejście graniczne (widoczne w grafice do tego wpisu) było „doskonale” zabezpieczone – wąska droga, przejazd niemalże przez podwórka okolicznych domów i niespotykane na głównych drogach ostre zakręty.
  2. Przez całą drogę na miejsce towarzyszyły nam pola, głównie kukurydzy. Zgadzało się to z naszymi oczekiwaniami wobec terenów byłej Jugosławii.
  3. Jeszcze tego samego dnia postanowiliśmy wybrać się na oba obiekty – w Radenci i Murskiej Sobocie, co okazało się bardzo dobrym pomysłem. Obiekt w Radenci jest skrzętnie schowany pośród pól kukurydzy i niemal przeoczyliśmy prowadzącą do niego trasę.

    Stadion w Radenci

  4. W drugi dzień udaliśmy się na kawę do popularnej sieci fast foodów i tam szybko okazało się, że niesłusznie oceniliśmy stan postępu technologicznego kraju. Jedzenie dostarczane do stolików było za pomocą robotów, a trawniki kosiły urządzenia bez udziału człowieka.

    Robo-kelner

  5. Następnego dnia odpowiednio wcześniej zameldowaliśmy się na terenie stadionu, dostrzegając przy tym minusy – murawa była bardzo nierówna i zupełnie zniszczona w polach bramkowych. Same zawodniczki przyznawały, że dało się to odczuć, ale nikt na to przesadnie nie narzekał.
  6. Odbiór akredytacji był pierwszym sygnałem, że z językami obcymi wcale nie jest w Słowenii tak kolorowo. Jak się później okazało, pani ochroniarz chciała dopytać czy jesteśmy z klubowych mediów. Koniec końców wspólnymi wysiłkami udało się wszystko wytłumaczyć i odebrać kolorowe plakietki.
  7. Niezastąpiony ojciec Katarzyny Nowak zjawił się z przygotowaną flagą-banerem. Los chciał, że idealnie wpasowała się swoimi wymiarami w wielkość sektora, przez co prezentowała się jeszcze lepiej. Wraz z dopingiem kilkunastu gardeł pozwoliło to stworzyć namiastkę atmosfery godnej meczu Mistrzyń Polski.

    Flaga rozwieszana przez kibiców podczas turnieju w Słowenii

  8. Mecz półfinałowy wygraliśmy bardzo pewnie, co potwierdziła Karolina Koch, choć upał i narastająca bezradność Kazachstanek znacząco wpłynęły na intensywność starcia w drugiej połowie. Piłkarki w doskonałych humorach podeszły pod trójkolorowy sektor, a ich nastrój znalazł także odzwierciedlenie w pomeczowych wywiadach.
  9. W trakcie podróży na drugi półfinał (w Murskiej Sobocie) padło zasadne pytanie dotyczące wyboru jadłodajni. Z pomocą przyszedł jednak szyld na stadionie, bowiem sponsorem głównym i tytularnym kobiecej drużyny jest pizzeria „Nona”, co po polsku oznacza dosłownie pizzerię „Babcia”.
  10. Przejście spod stadionu Mury do restauracji jest spacerem przez niemal całe miasto, czyli… nieco ponad 2 kilometry. Już z daleka można było zauważyć, że dla właściciela jest to coś więcej, niż tylko sponsoring. Obok restauracji znaleźć można wielką piłkę z herbem ZNK Mury, przy wejściu stoi Puchar Kraju, a w samym menu jest kilka fotografii drużyny.

    Gostilna-Pizzeria Nona, sponsor tytularny ZNK Mury

  11. Jedzenie było, jak na Babcię przystało, wyśmienite i mogliśmy w doskonałych nastrojach powrócić do piłkarskich emocji. Na stadion większość kibiców przemieszczała się pieszo, co w połączeniu z ich czarno-białym ubiorem tworzyło ładny dla oka efekt.
  12. Sklep Mury zlokalizowany jest w zewnętrznej części trybuny. Choć produktów nie jest zbyt wiele, są dobrej jakości i ładnie zaprojektowane. Niemałą część stanowiły produkty skierowane do młodszych kibiców, którzy w licznej grupie pojawili się na meczu swojej drużyny.
  13. Doping po stronie ZNK Mury prowadził samotny ultras, który przez pełne 90 minut wołał „tri, štiri, Mura!” doprowadzając wszystkich do śmiechu, ale i granic cierpliwości. Zadbał także o oprawę pirotechniczną, odpalając świecę dymną. Na stadionie pojawiło się około 1000 osób, jednak to niewielka grupa ze Słowacji okazała się głośniejsza, wnosząc bęben i wuwuzelę.

    Stadion ZNK Mura, trybuna za bramką

  14. Sam stadion jest zgrabny, choć przejścia są niewielkie i przy otwarciu jedynego punktu gastronomicznego powodowało to zatory.
  15. Po emocjonującym starciu porozmawialiśmy z jedną ze zwyciężczyń, czyli Joanną Olszewską, która niedawno dołączyła do lokalnej drużyny i z marszu stała się kluczową zawodniczką. Ucieszyła się z faktu, że w Katowicach nadal jest ciepło wspominana, jednak nie zamierzała przez to ułatwiać zadania swoim byłym koleżankom.
  16. Między meczami odwiedziliśmy Soboski Grad, czyli pałac w samym centrum miasta, który jednak lata świetności ma już za sobą. Obok niego znajdował się zadbany park i pomnik upamiętniający wydarzenia z czasów II Wojny Światowej. Ewidentnie Słoweńcy mają jeszcze przed sobą problem związany z dekomunizacją (dopisek – kosa).

    Pomnik upamiętniający poległych żołnierzy

  17. Kwestie spacerów po okolicznych terenach są mocno dyskusyjne, bowiem każdy chodnik jest też drogą rowerową, po której mogą (a w zasadzie muszą) poruszać się także motorowery i skutery.
  18. W jeden dzień zwiedziliśmy całą główną ulicę, jednak mimo niewielkich rozmiarów miasto posiada kilka miejsc wartych odwiedzenia.
  19. Ciekawym punktem na gastronomicznej mapie Murskiej Soboty jest „Bunker”, czyli postapokaliptyczny bar. W Polsce rzadko można spotkać tak klimatyczny wystrój, dodatkowo połączony z doskonałą kuchnią.
  20. W tak zwanym międzyczasie udaliśmy się także do hotelu, w którym zamieszkały przyjezdne drużyny. Zawodniczki miały bardzo komfortowe warunki i niezbędne zaplecze, a wokół były liczne parki i inne miejsca do zabicia nudy. Celem naszych odwiedzin było przeprowadzenie wywiadu z Klaudią Słowińską, czego efekty już niedługo ukażą się na naszej stronie.
  21. Przed weekendem nasi sąsiedzi na szczęście już się wymeldowali, bowiem emocje w meczu z Radomiakiem nam się udzieliły i po strzelonych bramkach zdarzyło się nam zakłócić ciszę nocną. Brawo drużyna!
  22. W sobotę nadszedł czas na mecz o 3. miejsce i kosztował on nas naprawdę wiele w kwestii emocjonalnej – przez godzinę gry zdążyliśmy się porządnie wynudzić.

    Autokar Spartaka Myjava

  23. Największą atrakcję postanowiła zapewnić sędzia, w dość kontrowersyjny sposób prowadząca spotkanie. Po jednym z incydentów odesłała na trybuny fizjoterapeutę Spartaka Myjava, który do końca meczu wygłaszał swoje komentarze dotyczące sędziowania.
  24. W ostatniej akcji meczu BIIK Shymkent zdobył bramkę i doprowadził Słowaczki do rozpaczy, długo nie mogły się po tym pozbierać. Jeden z kibiców z frustracji rzucił swoim bębnem na murawę, na szczęście nie wyrządzając nikomu krzywdy. Ostatecznie dość szybko go odzyskał od ochrony.
  25. Chcieliśmy przed wyjazdem odwiedzić festiwal balonów, który miał budzić zainteresowanie na całym świecie. Problemem okazała się pogoda, która zmusiła organizatorów do odwołania wydarzenia, więc nic z naszych planów nie wyszło.

    Jezioro Sobosko, na drugim brzegu teren festiwalowy

  26. Skończyło się na rzucie oka na sztuczne jezioro pozostałe po żwirowni, w którym woda była bardzo przejrzysta. Wszystko znajdowało się niedaleko autostrady.
  27. Deszcze nie zamierzały ustąpić, więc pojawiliśmy się na stadionie Fazanerija (po polsku: Bażantarnia) na dwie godziny przed finałem. Kilka minut po naszym wejściu rozpętała się prawdziwa ulewa i byliśmy sobie wdzięczni za ten pomysł.

    Zawodniczki wychodzą na finał turnieju

  28. Na sektorze wywieszono trójkolorową flagę z podpisami piłkarek oraz pokazaną wyżej „Fans on tour”, co wzbudziło niemałe zainteresowanie na trybunach. Kibice gospodyń byli jednak bardzo sympatyczni, dołączając nawet do wspólnych zdjęć.
  29. GieKSa zupełnie kontrolowała to spotkanie, a gdyby nie Joanna Olszewska i niezliczone spalone, spokojnie moglibyśmy zamknąć mecz już w pierwszej połowie. Z każdą sekundą byliśmy bliżej triumfu, ale też i zatopienia obiektu, bowiem deszcz jedynie się nasilał.
  30. Na całe szczęście nie było potrzeby przerwania meczu, a GieKSa uzyskała upragniony awans. Tytuł na relację podrzucił kilka dni temu redaktor Shellu – GieKSa Pa(n)ny!
  31. Historyczny sukces piłkarki świętowały wraz z kibicami, całkowicie zagłuszając pustoszejący stadion. Europa da się lubić!
  32. Na meczu zameldował się prezes Sławomir Witek, który był pod wrażeniem determinacji fanów podążających za drużyną oraz wyników obu sekcji piłkarskich w tym tygodniu.
  33. Oprócz kibiców gospodyń, sukcesu pogratulował nam także sam właściciel pizzerii Nona – naprawdę sympatyczny gest i ciepło będziemy wspominać nasz pobyt w tym regionie.

    Świętowanie zwycięstwa w finale

  34. Na bocznym boisku zebrało się już pół centymetra deszczu, gdy jeszcze przeprowadzaliśmy krótkie (ze względu na warunki atmosferyczne) wywiady z zawodniczkami oraz trener Karoliną Koch.
  35. Opuszczenie zalewającego się stadionu nie należało do najłatwiejszych, jednak piłkarki (w szczególności rozśpiewana Kinga Seweryn) były zbyt uradowane, by im to przeszkadzało.
  36. Zespół udał się do hotelu na imprezę zasłużony odpoczynek, a my wyruszyliśmy w drogę powrotną do Katowic. Ta zdawała się przebiegać znacznie szybciej, w końcu wracaliśmy po zobaczeniu dwóch doskonałych występów GieKSy.
  37. W niedzielę odbyło się losowanie trzeciej rundy eliminacyjnej, a w niej przyjdzie nam zmierzyć się 11 i 18 września z holenderskim FC Twente. Pierwszy mecz zagramy u siebie na Arenie Katowice. Bądźcie tam razem z uKochanymi, bo zasłużyły na wsparcie! Zadanie będzie niezwykle trudne, ale gramy do końca!

Do zobaczenia na meczach GKS Katowice w europejskich pucharach!

Za wszystkie teksty, wywiady, zdjęcia, wideo, relacje i inne medialne materiały na naszej stronie z turnieju na Słowenii odpowiadał redaktor Fonfara, który był wspierany przez redaktora Flifena. Pozostałe dwie osoby pojechały typowo turystycznie-kibicowsko, a za całą pracę i relacjonowanie przygody uKochanych w Europie podziękowania należą się wyżej wymienionym. – dopisek od kosy.

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga