Dołącz do nas

Felietony

Teraz już z górki – ostrożnie, by się nie wywrócić!

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Drużynę GieKSy należy rozpatrywać w tym momencie dwutorowo. Po pierwsze w kontekście wyników. Po drugie w kontekście jakości gry. Jeśli chodzi o ten pierwszy aspekt, trzeba powiedzieć, że jest…idealnie. GieKSa wygrywa prawie wszystko jak leci i nie potrafi tego zmącić nawet utrata punktów ze Stalą Mielec. No bo skoro katowiczanie po chwili jadą do Chojnic i Głogowa, tam zgarniają komplet punktów i jeszcze nie tracą bramki, to przecież w zasadzie nie może być lepiej.

Po porażce ze Stalą katowiczanie osunęli się w tabeli, ale odrobiwszy swój zaległy mecz z Chojnicami, a także wygrywając w meczu o sześć oczek z Chrobrym, wskoczyli z powrotem na drugie miejsce i to jeszcze z nawiązką, bo teraz nad trzecią ekipą są dwa punkty przewagi. Jest jeszcze jeden ważny aspekt. GKS zbliżył się do Miedzi Legnica (co jeszcze niedawno wydawało się nieosiągalne dla kogokolwiek) i jeśli wygra swój zaległy mecz z Puszczą – wskoczy po raz pierwszy w tym sezonie na pozycję lidera, bo zrównamy się punktami z ekipą z Legnicy, a mamy z nią dodatni bilans.

GieKSa wczorajszym meczem zakończyła spotkania z górną połówką tabeli. Teraz do końca sezonu pozostają nam mecze z pozostałymi ekipami, niemal w komplecie walczącymi o utrzymanie lub mających pewny plac w okolicach 10-12 miejsca. Wyjątkiem są rozpędzone Tychy, które poprawiły swoją pozycję w tabeli od początku rundy, ale nadal nie zaliczamy ich do czołówki.

GKS wdrapał się praktycznie na szczyt, po łańcuchach, klamrach, ponad przepaściami. Teraz będzie już tylko z górki. Ale uwaga – aby ktoś przypadkiem nie posądził mnie o hurraoptymizm i lekceważenie pozostałych meczów. Ta góra, z której trzeba zejść nadal jest stroma, nadal z wieloma pułapkami, wystarczy jeden nierozważny ruch i można się wy…wrócić. Więc o ile w to schodzenie nie trzeba już wkładać siły koniecznej przy podchodzeniu, to trzeba zwiększyć koncentrację, wykonywać pewne ruchy i po prostu robić swoje. I to powinno umożliwić dotarcie do celu i osiągnięcie sukcesu.

Piszę o tym dlatego, bo dziwią mnie askeuracyjne wypowiedzi wszystkich mówiące, że teraz mecze będą trudniejsze, od tych wcześniejszych. Nie, nie będą trudniejsze. Znaczy mogą być, ale tylko w głowach. Logika podpowiada, że drużyny z dołu tabeli są po prostu słabsze od tych z czołówki. I jeśli GKS potrafi grać dobrze, konsekwentnie, zdyscyplinowanie taktycznie z takimi ekipami jak Wigry, Chojnice czy Głogów, a dodatkowo wygrywa te mecze – to z tą dyscypliną i konsekwencją powinien też dać radę ze słabszymi technicznie i taktycznie ekipami. Chodzi o to, by nie „zrezygnować” ze swojej piłki, utrzymać naprawdę solidną defensywę i ciągle poprawiać się i poprawić w ofensywie.

Z okazji wspomnianych bardzo dobrych wyników, warto pokusić się o pewne porównania i przewidywania statystyczne. Na początek porównajmy nasz dorobek po 26 meczach z analogicznym okresem w niektórych poprzednich sezonach. Wiadomo oczywiście, że w tych najlepszych rozgrywkach katowiczanie mieli bardzo dobrą jesień i fatalną wiosnę, więc trzeba na to brać poprawkę. W sezonie 2009/10 po niezłej jesieni Adama Nawałki przyszedł do klubu Robert Moskal i po 26 meczach GKS miał na koncie 39 punktów. W sezonie Kazimierza Moskala tych oczek było 38. A rok temu podczas pracy Jerzego Brzęczka – 43. Można więc powiedzieć, że zespół Jacka Paszulewicza odsadził już ekipy Moskali zdecydowanie, natomiast na ten moment jest lepszy również od zeszłorocznego „team”. Musimy również pamiętać o kontekście zeszłego roku – po kilku fatalnych meczach na początku wiosny, zespół wygrał w Pruszkowie i Puławach i nieco poprawił swoją sytuację. Ale właśnie 26. mecz to był mecz o lidera z Miedzią Legnica – przegrany dość spektakularnie i po raz kolejny wówczas odbierający nadzieję na cokolwiek. Teraz jest inaczej.

I jeszcze jedna ciekawa statystyka – GKS po 26 kolejkach ma już lepszy dorobek punktowy niż w kilku z poprzednich sezonów w całości. Nawet obecna ilość punktów – 46 – to dorobek z całego sezonu Kazimierza Moskala. I choć to nieprawdopodobne – tak właśnie jest.

Warto pobawić się też w przewidywanie, ile punktów powinno wystarczyć do awansu do ekstraklasy. Biorąc pod uwagę osiem poprzednich sezonów, do awansu z drugiego miejsca starczała liczba: 61, 69, 61, 64, 61, 73, 63, 58. Te 73 punkty to sezon, w którym dominowało zdecydowanie Zagłębie Lubin i Nieciecza, a 69 punktów osiągnęło rewelacyjne wówczas Podbeskidzie. Wiemy, że take sezony terazsię nie powtórzą, więc te ilości oczek z naszych przewidywań należy odrzucić, jako ekstremum. Miedź obecnie zbiera 1,81 punktu na mecz, GKS – 1,76. Mnożąc to razy 34 mecze, otrzymujemy informację, że utrzymując taką średnią – ekipy te zdobyłyby 60-61 punktów. Nie bierzemy w tym momencie po uwagę formy Miedzi i GieKSy, czyli formy wysokiej, bo trzeba też patrzeć na zmienną formę innych rywali. Jeśli jednak przyjąć założenie, że pewien trend w pierwszoligowej stawce się utrzymuje, a przeciwnicy będą regularnie tracić punkty w bezpośrednich starciach, można założyć, że do awansu powinno wystarczyć 61-62 punkty, a każda liczba tych oczek powyżej, praktycznie ten awans zapewni.

Co to oznacza dla GieKSy? Nic więcej niż to, że…trzeba punktować. Że obecna liczba jest bardzo komfortowa, ale nie jest w żadnym stopniu wystarczająca. Tym bardziej, że nie mamy jeszcze wielkiej przewagi nad przeciwnikami. Nie da się jednak ukryć, że jeśli na osiem pozostałych spotkań, katowiczanie wygrają pięć, to tylko kataklizm może spowodować brak awansu.

Dobrze, dość matematyki. Drugim aspektem, który chcemy poruszyć, to jakość gry. I tu mamy również bardzo dobre wieści. O ile mecze w Suwałkach, Chojnicach i Głogowie były bardzo podobne pod względem scenariusza, to należy wyróżnic spotkanie z Chrobrym w innym aspekcie. Z Wigrami i Chojniczanką GKS był bowiem zepchnięty do defensywy, miał trochę szczęścia, ale braki w utrzymaniu się przy piłce były aż nadto widoczne, to we wczorajszym spotkaniu widać było w tym aspekcie zdecydowany progres. Pewność, z jaką GKS rozegrał to spotkanie, była naprawdę zaskakująca. Mądra, rzetelna i przede wszystkim spokojna gra spowodowała to, że gospodarze sobie za bardzo nie pograli. Oczywiście jakieś tam sytuacje mieli, ale te mogą się zdarzyć zawsze. Nie było mowy o takiej nawałnicy jak w Choinicach, czy nieco mniejszej – ale jednak – w Suwałkach. To zdecydowany plus dla trenera Jacka Paszulewicza i drużyny i dużu zastrzyk optymizmu na przyszłość. I bardzo, bardzo ważna sprawa – informacja, że mecz ze Stalą Mielec był wypadkiem przy pracy, a zespół mimo to, systematycznie notuje postępy. Brawo!

Cieszy bardzo wysoka forma naszego bramkarza Abramowicza. Znów świetnie zagrali stoperzy, a Kamiński okrasił to bonusem w postaci gola – drugim w rundzie, co mu się bardzo dawno nie zdarzyło. Cieszy gra Kamila Słabego, który po słabym meczu w Chojnicach zagrał bardzo dobrze. Świetny jest Poczobut, który chodzi po tym boisku z igłą i nićmy i szyje wszędzie tam, gdzie jest choćby najmniejsza dziurka. Adrian Błąd znów z asystą – i tu się zatrzymajmy na chwilę, bo to co zrobiła GieKSa w tym momencie było perfekcyjne. Abramowicz widząc, że jest pusta bramka rywali, szybko uruchomił kontrę, Błąd włączył turbo, na centymentry podał do Słomki, a ten jak rasowy napastnik wykończył sytuację. To była klasowa kontra, z wszystkimi podstawowymi elementami – uruchomienie, zdobycie przewagi szybkością, precyzja, wykończenie. Jedna najlepszych (najmądrzejszych) akcji GKS, jakie widziałem w ostatnich latach.

Nadal są rezerwy. Więcej spodziewamy się od młodzieżowców, w tym przypadku Oktawiana Skrzecza, bo przecież Słomka zrobił swoje. Warto jednak, aby ci młodzieżowcy ugruntowali swoją pozycję i nie robili pojedynczych błysków, tylko załpali regularność. Ciągle czekamy na coś więcej od Łukasza Zejdlera, który choć aktwyny, to nie notuje np. otwierających podań, jak choćby Prokić, który świetnie uruchomił we wczorajszym meczu Skrzecza. No i ciągle pytanie, co z linią napadu? Grzegorz Goncerz zaczął grać od początku i to jeszcze nie jest to, choć nie odbierajmy zawodnikowi, że jest dużo lepiej niż w meczach na jesieni i tutaj wietrzymy możliwość bramek w kolejnych meczach. Najlepiej charakterystycznych dla niego swego czasu dubletów. Ale Gonzo musi zacząć być efektywny, bo Wojciech Kędziora nie śpi.

Ogólnie rzecz biorąc jest dobrze, naprawdę dobrze. GKS wygrywa mecze z ciężkimi przeciwnikami, a do tego gra coraz lepiej. Wygląda to optymistycznie, ale nie można ani na chwilę uśpić czujności. Wszystkie spotkania są punktowane za tyle samo, czyli za trzy. Przed Jackiem Paszulewiczem ważne zadanie utrzymania formy i mobilizacji, a także tego charakteru, naprawdę kapitalnego charakteru widocznego w tej rundzie. Tego nam brakowało, a słysząc teraz na wyjazdach potężną radość drużyny w szatni po zwycięskich meczów, człowiek nabiera wiary, że to wszystko ma sens, ma cel, a sukces naprawdę jest możliwy.

Pracujcie więc dalej, tak jak do tej pory!



5 komentarzy
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

5 komentarzy

  1. Avatar photo

    Erwin

    22 kwietnia 2018 at 22:16

    Pierwsza połowa tej rundy to wynik 7 zwycięstw na 8 meczów, niech pozostałe 8 spotkań będzie podobne!

  2. Avatar photo

    wierny

    22 kwietnia 2018 at 23:44

    Spokojnie z tym artykulem, wrecz powiem, ze meczem o awans bedzie na smierdzielach oboczycie. Redakcja nie dmuchac.

  3. Avatar photo

    ali

    23 kwietnia 2018 at 10:21

    Oj tam, oj tam, powoli. Jeszcze jest do rozegrania 8 kolejek, jedna – dwie kolejki mogą całą czołówkę zamieszać, jeden nieudany mecz, błąd sędziego, kontuzja czerwona kartka. Wcale nie będzie łatwiej. Łęczna też tak myślała, mamy doświadczenie, taktykę i co z tego? Górnik Zabrze musiał całą drużynę przemeblować żeby awansować a ostatni mecz ze spadkowiczem (Wisła Puławy) był chyba najcięższy. Inaczej gra się z drużyna która gra w piłkę a inaczej z taką która tylko się broni i ewentualnie kontratakuje. Jeszcze derby z ruchem, będą trawę żreć byle Gieksa nie wygrała. Największy błąd jaki można zrobić w sporcie to przed zawodami rozdawać medale.

  4. Avatar photo

    stefano

    23 kwietnia 2018 at 10:56

    Wychodzi na to ze wygrywając 5 ostatnich meczów , mamy pewny awans.
    Gorole z Sosnowca już nie licza na awans , a twierdzą ze karty sa rozdane ,awans GieKSa i Miedz.

  5. Avatar photo

    Lukasz

    23 kwietnia 2018 at 18:49

    Oj. Nieładnie mi to wyglada. Jeszcze osiem spotkań. Wole być optymistą po rundzie niż w połowie. Redakcjo, mocno słuchasz balonik. A baloniki maja to do sobie ze jak się go za mocno nadmuchany to głośno pęka…

Odpowiedz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Hokej

Kompromitacja w Tychach

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

W 20. kolejce THL nasza drużyna wyruszyła do Tychów żeby zmierzyć się z miejscowym GKS-em.

Pierwszą tercję rozpoczęliśmy od szarpanej gry w tercji neutralnej. Dopiero w 4. minucie strzał na bramkę Fucika zdołał oddać Wronka, ale jego uderzenie nie sprawiło problemów bramkarzowi gospodarzy. W 7. minucie miejscowi wyszli na prowadzenie. W drugiej połowie pierwszej odsłony nasza drużyna stanęła przed szansą wyrównania wyniku za sprawą liczebnej przewagi. Pomimo oddania kilku groźnych strzałów, to żaden z naszych zawodników nie zdołał pokonać Fucika. W 19. minucie fantastyczną interwencją popisał się Eliasson ratując nas przed utratą drugiej bramki. Chwilę przed syreną kończącą pierwszą tercję Eliasson ponownie zachował czujność i pewnie obronił kolejne strzały gospodarzy.

Drugą tercję rozpoczęliśmy od zdecydowanego ataku na bramkę Fucika, blisko zdobycia bramki był Wronka i Varttinen. W 24. minucie gospodarze zdobyli drugą bramkę, wykorzystując liczebną przewagę. Kilkanaście sekund później gospodarze ponownie podwyższyli. W 25. minucie nastąpiła zmiana bramkarza w naszej drużynie. W 28. minucie czwartą bramkę dla drużyny gospodarzy zdobył Drabik, wykorzystując bierną postawę naszych obrońców. W 33. minucie w sytuacji sam na sam z Fucikiem znalazł się Dupuy, ale jego strzał był za lekki, by pokonać bramkarza gospodarzy. Na sam koniec drugiej odsłony gospodarze po raz piąty wbili krążek do naszej bramki.

Trzecią odsłonę rozpoczęliśmy od kilku strzałów na bramkę Fucika. Jednak to gospodarze ponownie znaleźli drogę do naszej bramki, zdobywając szóstą bramkę w tym meczu. Minutę później po raz siódmy do bramki trafił Viinikainen. Na sam koniec meczu bramkę honorową dla naszej drużyny zdobył Jonasz Hofman.

GKS Tychy – GKS Katowice 7:1 (1:0, 4:0, 2:1)

1:0 Filip Komorski (Valtteri Kakkonen, Rafał Drabik) 06:16
2:0 Alan Łyszczarczyk (Rasmus Hejlanko, Valtteri Kakkonen) 23:23, 5/4
3:0 Mark Viitianen (Dominik Paś) 24:18
4:0 Rafał Drabik (Szymon Kucharski, Mateusz Bryk) 27:48
5:0 Mateusz Gościński (Hannu Kuru, Olli Kaskinen) 38:56
6:0 Hannu Kuru (Juuso Walli, Bartłomiej Pociecha) 45:23
7:0 Olli-Petteri Viinikainen (Alan Łyszczarczyk, Rasmus Hejlanko) 47:54
7:1 Jonasz Hofman

GKS Tychy: Fucik, Lewartowski – Viinikainen, Bryk, Łyszczarczyk, Komorski, Knuutinen – Kaskinen, Kakkonen, Jeziorski, Kuru, Heljanko- Walli, Pociecha, Karkkanen, Paś, Viitanen – Bizacki, Ubowski, Drabik, Kucharski, Gościński.

GKS Katowice: Eliasson, Kieler – Maciaś, Hoffman, Wronka, Pasiut, Fraszko – Varttinen, Verveda, Anderson, Monto, Dupuy – Runesson, Lundegard, Michalski, McNulty, Hofman Jo. – Chodor, Dawid, Hofman Ja.

Kontynuuj czytanie

Felietony Piłka nożna

Komu nie zależało, by zagrać?

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Gdy wyjrzałem dziś za okno z pokoju hotelowego, zobaczyłem szron na pobliskich dachach. I tyle. Śniegu nie było ani grama, jedyne, co mogło nas przyprawiać o lekkie dreszcze to przymrozek i konieczność spędzenia tego meczu w tak niskiej temperaturze. Wiadomo jednak, że podczas dobrego widowiska można się porządnie rozgrzać i emocje sportowe niwelują jakiekolwiek atmosferyczne niedogodności. Głowiłem się, jak to jest, że w różnych rejonach Polski mamy atak zimy, a przecież okolice bieguna zimna, które teoretycznie najbardziej są narażone na popularny biały puch, tym razem są wolne od tego.

Gdy jechałem autobusem na mecz i zaczęło lekko prószyć – a było to o godz. 10.30 ani przez myśl nie przeszło mi, jak to się wszystko skończy. Po prostu – śnieg zaczął sobie padać, nie był to jakiś armagedon, a i same opady śniegu, choć były wyraźne, nie przypominały tych, które znamy z przeszłości.

Po wejściu na stadion zobaczyłem taką właśnie oprószoną murawę – niezasypaną. Białawo-zieloną lub zielonkawo-białą. Typowy widok, gdy mamy pierwsze opady śniegu w roku lub też szron po mroźnej nocy. Białe gunwo (że tak zejdziemy z romantycznej wersji o puchu) ciągle jednak z białostockiego nieba spadało. I w pewnym momencie rzeczywiście murawa stała się dość biała. Nie przeszkodziło to jednak obu drużynom oraz sędziom rozgrzewać się. Kibice wypełniali stadion, zwłaszcza ci z Jagiellonii jeszcze przed meczem głośno dopingując swój zespół. Sympatycy GieKSy powoli zaczęli wchodzić na sektor gości i też dali znać o sobie. Przyznam, że nie myślałem w ogóle o tym, że mecz może się nie odbyć. Nie miałem takiego konceptu w głowie.

Za łopaty wzięło się… kilka osób. Zaczęli odśnieżać pola karne. Wyglądało to tak, że na jednym skrzydle stało trzech chłopa i sami nie wiedzieli, jak się za to zabrać. „Gdzie kucharek sześć…” – powiedziałem Miśkowi. A na drugim skrzydle szesnastki jeden jegomość odśnieżył na kilka metrów szerokość pola karnego, pokazując, że „da się”. A tamci deliberowali. Do tej pory odśnieżone były tylko linie i wspomniany kawałek. Na drugim polu karnym natomiast jakiś artysta „odśnieżał” w taki sposób, że zagarniał, wręcz zdrapywał śnieg, zamiast go nabierać na łopatę. Nie trzeba być śnieżnym omnibusem, żeby wiedzieć, że średnio efektywna jest to metoda. Po niedługim czasie wszyscy położyli na to lachę i sobie poszli czy tam przestali działać.

Dopiero kilka minut przed meczem zorientowałem się, że sędzia się dziwnie zachowuje, wychodzi i sprawdza. Załączyłem Canal+, by nasłuchiwać wieści i tam było jasne, że arbiter Wojciech Myć sugerował, iż szanse na rozegranie tego spotkania są dość marne. Potem wyszedł na boisko jeszcze raz, ze swoimi asystentami i patrzyli, jak zachowuje się piłka. W moim odczuciu ta rzucana i turlana przez nich futbolówka reagowała normalnie, z odpowiednim odbiciem czy brakiem większego oporu przy toczeniu się po ziemi. Do końca miałem nadzieję, że mecz się odbędzie.

Sędzia jednak zadecydował inaczej. W wywiadzie dla Canal+ powiedział, że ze względu na zdrowie zawodników, a także ograniczoną widoczność – podejmuje decyzję o odwołaniu meczu. Podał też argument, że do pomarańczowej piłki przykleja się śnieg i tak jej nie widać. A linie, które zostały odśnieżone i tak za chwilę zostałyby zasypane.

Mecz się nie odbył.

Odniosę się więc najpierw do słów sędziego, bo już one są dla mnie kuriozalne. Odśnieżone linie po 40 minutach (także już po odwołaniu meczu) nadal były widoczne. I nie zanosiło się specjalnie na to, że mają zostać momentalnie zasypane. Nawet jeśli – to chwila przerwy w meczu lub po prostu w przerwie między dwiema połowami – pospolite ruszenie do łopat i gotowe. A argument o piłce to już kuriozum do kwadratu. Na Boga – przecież śnieg to nie jest jakiś klej czy oleista substancja. I nawet jeśli w statycznej sytuacji klei się do piłki, to jest ona cały czas KOPANA. Dla informacji pana Mycia – to powoduje drgania w futbolówce, a to (plus odbijanie się od ziemi) z piłki przyklejony kawałek śniegu strząsa. Więc naprawdę nie mówmy takich głodnych kawałków na głos, bo tylko wzmacniamy opinię o sędziach taką, a nie inną.

Trener Siemieniec już po decyzji mówił dla Canal Plus, że z punktu widzenia logistyki w rundzie jesiennej, nie na rękę jest im nie grać, w domyśle, że ten mecz trzeba będzie jeszcze gdzieś wcisnąć. Tylko przecież WIADOMO, że tego spotkania nie da się rozegrać jesienią, bo przecież po ostatnim meczu ligowym Jaga gra dwa razy w Lidze Europy plus jeszcze w środku grudnia zaległy mecz z Motorem. Więc z GKS musieliby zagrać tuż przed świętami, a przecież nikt przy zdrowych zmysłach nie przedłuży rundy GieKSie o dwa tygodnie z powodu zaległego meczu. Niech więc trener Adrian nie robi ludziom wody z mózgu. Poza tym trener powiedział, że ze względu na stan boiska, była to jedyna i słuszna decyzja i trudno nie było odnieść wrażenia, że z powodu napiętego terminarza właśnie TERAZ, dłuższy oddech dla Jagiellonii to najlepsze, co może ich spotkać…

A Rafał Górak? Bardzo dyplomatycznie mówił, że rozumie decyzję sędziów, ale chyba trzy razy podczas wywiadu dał do zrozumienia, jakie miał zdanie… Panowie za zamkniętymi drzwiami rozmawiali, każdy dał swoje argumenty. Trener zwrócił uwagę, że ze względu na szczelnie wypełniony sektor gości mogło to wyglądać inaczej. Że białe linie widać i przy dobrej woli organizatora, boisko można byłoby doprowadzić do stanu używalności. Że taki wyjazd bez meczu to dodatkowe koszty dla klubu. Jakbym więc miał typować, to pewnie wyglądało to tak „ej Rafał, wiesz, jak jest, jaką mamy sytuację, wiem, że nie jest to wam na rękę, ale zgódź się na przełożenie meczu, odwdzięczymy się dobrym winkiem”… Być może więc ze względu na solidarność kolegów po fachu i gentelmen’s agreement, szkoleniowiec, mimo że wolałby zagrać – nie oponował.

No i właśnie. To jest pytanie – czy komuś zależało, żeby wykorzystać opady i meczu nie rozegrać? Powiem wprost – reakcja organizatora meczu na tę „zimę” jest mocno zastanawiająca i nie wiem, czy Jagiellonia nie powinna z tego tytułu ponieść konsekwencji. Powtórzę – klub nie zrobił absolutnie nic, żeby ten mecz rozegrać. Począwszy od prognoz – przecież atak zimy w Polsce był już wczoraj, więc nie można było nie zakładać, że podobna sytuacja powtórzy się w Białymstoku. A jeśli tak, to przygotowuje się zastępy ludzi – choćby na wszelki wypadek – do tego, żeby boisko odśnieżyć. Pamiętacie, co było w zeszłym sezonie w meczu Radomiaka z Zagłębiem? Momentalnie, w ciągu kilku minut płyta po nawałnicy zrobiła się biała. Tam też było ryzyko przerwania i odwołania meczu. Ale ludzie robili, co w swojej mocy, odśnieżali, jak tylko się da i spotkanie zostało dokończone. Wczoraj w Rzeszowie kompletnie zasypany stadion został odśnieżony i mecz również się odbył. A w Białymstoku? Nie było chętnych czy nie miało ich być? Mogli nawet tych żołnierzy wziąć, co to zawsze są na trybunach. Cokolwiek. A tutaj kilku ludzi z łopatą zaczęło nieskładnie machać, ale chyba ktoś im powiedział, że to bez sensu – no i przestali.

Nie będę wnikał, czy na takim boisku można grać czy nie. Jak bardzo wpływa to na zdrowie zawodników. Wiem, że w przeszłości takie mecze się odbywały i nikt nie płakał i nie zasłaniał się ani zdrowiem, ani terminarzem. GieKSa taki mecz rozgrywała z Arką Gdynia – pamiętny z niewykorzystanym karnym Adamczyka – i jakoś się dało. Nie jest to może najbardziej estetyczne widowisko, ale mecz jest rozegrany i jest z głowy.

Natomiast tu nie chodzi o to, czy na zaśnieżonym boisku można grać. Chodzi o to, że nikt nie zajął się odśnieżaniem. Dlatego cała ta sytuacja ostatecznie wydaje mi się po prostu skandaliczna. Dosłownie godzinkę śnieg poprószył – bez jakiejś większej nawałnicy – i odwołujemy mecz.

I tak – piłkarze pojechali sobie na drugi koniec polski, by pobiegać na murawie stadionu Jagiellonii. Klub zapłacił za hotel, wyżywienie, przejazd. Teraz będzie to musiał zrobić drugi raz – najpewniej na wiosnę. Kibice zrywali się o drugiej w nocy, niektórzy pewnie nawet nie poszli spać, by stawić się na zbiórkę w ciemnych Katowicach. Jechali w tak wielkiej liczbie przez cały kraj – też przecież zapłacili za bilety i przejazd. I dostali w bambuko, bo paru osobom nie chciało się wyjść i doprowadzić boisko do jako takiego stanu.

Uważam, że PZPN czy Ekstraklasa, czy kto tam zarządza tym całym grajdołkiem, nie powinien przyzwalać na taką fuszerkę. To jest kupa kasy i czas wielu ludzi, którzy zdecydowali się do Białegostoku przyjechać. To po prostu jest nie fair.

Nieraz bywały jakieś sytuacje czy to z pogodą, czy wybrykami kibiców i kapitanowie lub trenerzy obu drużyn zgodnie mówili – gramy/nie gramy. Była ta wyraźna jednogłośność. A czasem spór. Grano nawet po zapaści Christiana Eriksena – choć tam akurat uważam, że ta decyzja była fatalna (choć z drugiej strony to Euro, więc logistyka dużo trudniejsza). Tutaj zabrakło determinacji, żeby mecz rozegrać. Rozumiem trenera Góraka, że podszedł dyplomatycznie do sprawy. Ja tego protokołu dyplomatycznego trzymać nie muszę i wysuwam hipotezę, że komuś na rękę był ten niezbyt wielki opad śniegu.

Dotychczas wielokrotnie pisałem i mówiłem, że cenię Jagiellonię i Adriana Siemieńca za to, jak łączą ligę i puchary. Byłem pod wrażeniem, że rok temu Jaga nie przełożyła spotkania z GKS na jesień, gdy sama była pomiędzy meczami z Ajaxem – trener gospodarzy dzisiejszego niedoszłego pojedynku mówił, że poważna drużyna musi umieć grać co trzy dni. Tym razem jednak w obliczu meczu z KuPS i końcówki ligi, takie zdanie przestało już zobowiązywać.

Nam nie pozostaje nic innego, jak przygotować się do sobotniego spotkania z Pogonią. Oby piłkarze GKS również wykorzystali fakt, że nie będą mieli Jagi w nogach i jak najlepiej mentalnie i fizycznie przygotowali się do spotkania z Portowcami. A z Jagiellonią i tak się już niedługo zmierzymy, bo za jedenaście dni w Pucharze Polski.

Kups!

Kontynuuj czytanie

Piłka nożna

Mecz z Jagiellonią odwołany!

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

W związku z atakiem zimy w Białymstoku i niezdatnymi według sędziego warunkami do gry mecz Jagiellonia Białystok – GKS Katowice został odwołany.

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga