Dołącz do nas

Piłka nożna Prasówka

To już dziewięć – media o meczu GKS Katowice – Odra Opole

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Zapraszamy do przeczytania fragmentów doniesień mediów na temat wczorajszego meczu GKS Katowice – Odra Opole. GieKSa przegrała 0:2 (0:2).

 

sportowefakty.wp.pl – Potknięcie lidera Fortuna I ligi. Ratował się w doliczonym czasie

[…] Także we wtorek doszło do pojedynku GKS-u Katowice z Odrą Opole. Goście odpowiedzieli na pierwsze ataki katowiczan. W 6. minucie opolanie wyszli na prowadzenie 1:0, a uderzenie do bramki Dawida Kudły oddał Borja Galan. Obrona gospodarzy zaspała i cała drużyna musiała odrabiać stratę po falstarcie.

W 32. minucie Odra powiększyła prowadzenie na 2:0, a dwubramkowe prowadzenie zdobyła dzięki zaledwie dwóm strzałom. Tym razem do bramki katowiczan przymierzył Maciej Makuszewski po wrzutce Borji Galana. Opolanie byli bardzo skuteczni, a ich zaliczka stała się konkretna.

Po przerwie GKS zmieniał piłkarzy. Trener Rafał Górak wprowadził pięciu zmienników zanim szkoleniowiec Odry dokonał jakiejkolwiek korekty w jedenastce. Nie zmienił się jednak obraz meczu, a ataki katowiczan były niezdarne. Gospodarzom nie udało się strzelić nawet gola kontaktowego, a i szans było na to niewiele. Odra utrzymała zaliczkę z pierwszej połowy i zwyciężyła przy Bukowej 2:0.

 

sportdziennik.com – To już dziewięć

GieKSa nadal bez zwycięstwa, ale tym razem w jej grze trudno już było doszukać się jakichkolwiek pozytywów. Kibice nawoływali trenera Rafała Góraka do spakowania walizek. Opolanie wyszli ze strefy spadkowej.

Ulewny deszcz, słabo dysponowana GieKSa, kibice (znów…) nawołujący trenera Rafała Góraka do spakowania walizek i „wyp…”. krzyczący, aby na murawę wybiegli hokeiści. Przygnębiające wrażenie z perspektywy gospodarzy sprawiał wczorajszy mecz z Odrą, którym po kilku tygodniach wrócili na Bukową. Posłuszeństwa w I połowie odmówił nawet zegar na stadionowym telebimie, zatrzymując się po 20 minutach… Zatrzymać za to nie chce się licznik kolejnych ligowych występów katowiczan bez zwycięstwa. Wskazuje już cyfrę „9”, choć najwierniejsi kibice z pewnością ruszali na trybuny z nadzieją w przełamanie. Tej wiosny GKS z pewnością nie grał tak źle, by nie zasłużyć na nawet jedną wygraną, w poprzedniej kolejce zremisował w Gdyni, wcześniej uległ Resovii tylko przez własną nieskuteczność. Z Odrą nie było jednak ani wyniku, ani też gry. Argumentów na obronę takiego stanu rzeczy, pozwalających na wiarę i cierpliwość, znów ubyło.

GKS przystąpił do wczorajszego meczu nadal bez kontuzjowanego Rafała Figla, za to już z Dawidem Kudłą między słupkami. Nawet tak dobry bramkarz był całkowicie bezradny wobec goli, jakie strzelała Odra – po uderzeniach z bliskiej odległości. Katowiczan rozmontował duet Maciej Makuszewski – Borja Galan. Najpierw Hiszpan wykończył na długim słupku centrę „Makiego” z prawej flanki, potem – „Maki” główkował na długim słupku po dośrodkowaniu Hiszpana. Do postawy katowickich defensorów, Grzegorza Rogali czy Bartosza Jaroszka, można było mieć zastrzeżenia.

Makuszewskiego zaś prześladują urazy, w wyjściowym składzie wybiegł dopiero trzeci raz za kadencji Adama Noconia, ale wniósł jakość. Nocoń już po raz 12. mierzył się z Rafałem Górakiem. Dwaj szkoleniowcy znają się jak łyse konie, rywalizowali ze sobą jeszcze w III lidze w meczach Ruchu Zdzieszowice czy LKS-u Bełk z BKS-em Stalą Bielsko-Biała, rywalizowali też w drugiej lidze i raz Nocoń (Olimpia Elbląg) zabrał Górakowi awans (Elana Toruń), a raz doszło do rewanżu, gdy GKS na ostatniej prostej pokonał Chojniczankę 3:0. Nocoń tamtą porażkę przypłacił posadą. Niejeden kibic w Katowicach zapewne chciałby teraz, by historia zatoczyła koło, ale wedle tego, co było słychać na Bukowej, taki scenariusz ze względów formalnych jest niemal niemożliwy – no chyba, że broń złożyłby sam trener Górak, czekający na zwycięstwo swojej drużyny od początku listopada.

Opolanie tak jak katowiczanie obserwowani byli z trybun przez liczną delegację GKS-u Tychy, na czele z przedstawicielami nowego inwestora, oglądającymi z trybun dwóch najbliższych rywali. Widzieli, że GieKSa nieźle zaczęła ten mecz. Gdy Artur Haluch w 4 minucie nogami obronił strzał Grzegorza Rogali po kontrze napędzonej przez Jakuba Araka, trudno było przypuszczać, że większego zagrożenia w I połowie miejscowi już nie stworzą. Co prawda w 26 minucie Arkadiusz Jędrych ustawił już piłkę na rzucie karnym, ale sędzia Kornel Paszkiewicz ocenił na VAR-ze, że zagranie ręką Mateusza Kamińskiego po strzale Jakuba Araka jednak na odgwizdanie się nie nadawało. Dlatego nie przekonaliśmy się, czy GieKSa wreszcie – po fiasku w meczach z Sandecją i Resovią – zamieni jedenastkę na gola.

Odra, musząca zapunktować, by wyjść ze strefy spadkowej, grała konsekwentnie, agresywnie, o czym przekonali się m.in. Daniel Dudziński czy Grzegorz Rogala, którym po starciach z Rafałem Niziołkiem musiała być udzielana pomoc. „Oderka nigdy nie spadnie” – śpiewało po drugiej bramce kilkudziesięciu fanatyków z Opola.

W przerwie, podczas której kibicom na murawie zaprezentowała się mistrzowska drużyna hokeistów GieKSy, trener Górak dokonał potrójnej zmiany, przetasowując ofensywę i dziękując m.in. Mateuszowi Marcowi, wykupionemu zimą z Odry za 80 tys. zł, wczoraj przeciw swym byłym kolegom bezproduktywnemu. Zmiennicy wiele nie poprawili. To był piach jak na pustyni… Złośliwi w trakcie II połowy mówili, że kibice nie wychodzą ze stadionu tylko dlatego, że czekają na krytych trybunach, aż przejdzie ulewa. Równie dobrze ta część gry mogła się nie odbyć. „Na Blaszoku cię wspieramy, a ty znowu ch… grasz” – śpiewali przez dłuższy czas i dosadnie katowiccy fanatycy, dla których jedynym pozytywem jest to, że przewaga nad strefą spadkową, już opuszczonej przez Odrę, wciąż wydaje się bezpieczna.

 

nto.pl – GKS Katowice – Odra Opole 0:2

Odra Opole zdążyła się już zapoznać ze strefą spadkową, w końcu spędziła tam wiele tygodni. Niemniej opolanie chyba jednak wolą zostawić za sobą trudną przeszłość, bo zwycięstwem z GKS-em Katowice awansowali na (teoretycznie) bezpieczną 15. lokatę Fortuna 1 Ligi. I oby ten mecz był symbolicznym rozpoczęciem nowego etapu pt. „utrzymanie” oraz rozłamu z niechlubną historią.

A jest to scenariusz całkiem możliwy, jeśli na boisku będziemy obserwować taką współpracę dwójki Borja Galan – Mateusz Makuszewski, jaka miała miejsce we wtorkowy wieczór przy Bukowej 1 w Katowicach. Obaj panowie popisali się golem i asystą, świetnie odnajdując się w polu karnym rywala.

Co ważne dla przebiegu całego meczu, niebiesko-czerwoni otworzyli wynik bardzo szybko, bo już sześć minut po pierwszym gwizdku Kornela Paszkiewicza. Akcja została poprowadzona prawą stroną boiska. Były reprezentant Polski dośrodkował tak precyzyjnie do Hiszpana, że temu pozostało dołożyć nogę.

Galan zrewanżował się Makuszewskiemu w 32. minucie rywalizacji. Tym razem akcja potoczyła się z lewej strony, gdzie niedawno sprowadzony na Oleską piłkarz opanował futbolówkę i dośrodkował ją na głowę swojego kolegi.

Jednocześnie warto podkreślić spokój i umiejętne zarządzanie meczem w fazie bronienia. Jak na zespół, który do niedawna stracił najwięcej goli w Fortuna 1 Lidze, opolanie zagrali naprawdę mądrze i dokładnie, a przede wszystkim zdyscyplinowanie i bez rażących błędów własnych.

Wynikiem tak dobrej dyspozycji była kompletnie bezzębna GieKSa, której piłkarze schodzili do szatni w akompaniamencie gwizdów i wyrazów dezaprobaty sympatyków klubu dla ich postawy na murawie. Efektem niezadowalającego wyniku było kilka zmian dokonanych w przerwie, a wśród zawodników, którzy mieli już się nie pojawić na boisku, był Mateusz Marzec, dobrze znany w Opolu eks piłkarz niebiesko-czerwonej ekipy. Niesprawiedliwie byłoby jednak stwierdzić, że drużyna Rafała Góraka nie stworzyła kompletnie żadnego zagrożenia pod bramką Artura Halucha.

Mało tego, pierwsza z nich nadarzyła się dość szybko, bo już w czwartej minucie. Marcin Wasilewski szukał szczęścia po strzale z woleja, jednak piłka trafiła wprost w bramkarza. Nieco później, bo w 26. Minucie arbiter wskazał na 11. metr od bramki za domniemane zagranie ręką Mateusza Kamińskiego w polu karnym. Na szczęście interweniował VAR, a Paszkiewicz był zmuszony do anulowania swojej decyzji.

Odra zakończyła ten mecz ze świadomością, że stać ją na dobrą, a co ważniejsze skuteczną grę. Oby jej postawa na obu frontach była zwiastunem mądrze poukładanego zespołu, który wprawdzie nie bryluje w ofensywie (dwa strzały celne w tym meczu, sześć w ogóle), ale potrafi wykorzystać nadarzające się okazje i – kiedy trzeba – zachowuje spokój, stroniąc od niepotrzebnej paniki i niezrozumiałych zagrań.

 

dziennikzachodni.pl – Kibice GKS Katowice wściekli na piłkarzy i trenera po meczu z Odrą Opole (0:2)

Piłkarze GKS Katowice rozegrali koszmarny mecz i przegrali z Odrą Opole na swoim boisku 0:2. Kibice niemiłosiernie, ale zasłużenie, wygwizdali zespół, a pod adresem trenera Rafała Góraka skandowali „pakuj walizki”.

Zespół GKSKatowice po raz ostatni wygrał mecz 5 listopada, gdy na Bukowej pokonał Chojniczankę 3:0. Przez kolejne miesiące fani nie mogli doczekać się zdobycia przez ekipę Rafała Góraka trzech punktów, a wiosna 2023 w ogóle stanowi katastrofę – ostatnie miejsce w tabeli obejmującej spotkania od początku roku mówią same za siebie.

Przyjazd Odry Opole zdawał się stanowić niezłą okazję do zatrzymania tych liczników i przy okazji wypracowania nad strefą spadkową przewagi oznaczającej utrzymanie.

Tyle tylko, że Odra mecz na Bukowej traktowała jako okazję do wyrwania się nad kreskę i to ona już po sześciu minutach zrobiła krok w kierunku realizacji celu. Przy kompromitującym zachowaniu obrońców GieKSy dośrodkowana w pole karne piłka spadła tuż przed Borją Galanem i ten kopnął ją do siatki.

Kolejne bezbarwne minuty przerwało zdarzenie w polu karnym Odry. Mateusz Kamiński odbił piłkę ręką i arbiter podyktował rzut karny. Radość gospodarzy okazała się przedwczesna, bo VAR decyzję anulował. Wkrótce potem opolanie przeprowadzili akcję odwetową. Obrońcy znów zagrali jak amatorzy, dzięki czemu Maciej Makuszewski skorzystał z prezentu i z bliska podwyższył wynik.

– Hej Górak pakuj walizki! – zagrzmiały trybuny, dodając, że „GieKSa to my, a nie wy”, ale też podkreślając, że „pierwsza, druga, trzecia liga, to nieważne dla nas jest”.

Zdesperowany szkoleniowiec gospodarzy w szatni dokonał trzech zmian, ukierunkowując zespół na ofensywę. W tym czasie na murawie trwała feta dla hokeistów prezentujących trofeum dla mistrzów Polski.

– To jest ta GieKSa, piłkarze, to jest ta GieKSa! – skandowały trybuny.

Katowiczanie w drugiej połowie przejęli środek boiska, ale nie przekuwali tego na konkretne sytuacje podbramkowe. Odra broniła się konsekwentnie i dość spokojnie dotrwała do końca spotkania, którego ostatnim akordem była burza gwizdów z trybun.

3 komentarze
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

3 komentarze

  1. Avatar photo

    Shsbshs

    12 kwietnia 2023 at 13:21

    Wyjabac Rafał góraka

  2. Avatar photo

    Bolo

    13 kwietnia 2023 at 10:27

    Tyle lat mydlił oczy ludziom. A GIEKSA bez prezesa bez trenera, zawodników a co najgorsze bez zdolnej młodzieży (grupy młodziezowe grają w słabych ligach).
    Jesteśmy w czarnej dupie

  3. Avatar photo

    Bob

    13 kwietnia 2023 at 14:22

    Najłatwiej wywalić trenera. Piłkarzyków trzeba niektórych wypieprzyć. I tych co są odpowiedzialni za politykę transferową. A grajki za taką grę powinni zafundować darmowy wstęp dla kibiców do końca sezonu.

Odpowiedz

Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Felietony Piłka nożna

Komu nie zależało, by zagrać?

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Gdy wyjrzałem dziś za okno z pokoju hotelowego, zobaczyłem szron na pobliskich dachach. I tyle. Śniegu nie było ani grama, jedyne, co mogło nas przyprawiać o lekkie dreszcze to przymrozek i konieczność spędzenia tego meczu w tak niskiej temperaturze. Wiadomo jednak, że podczas dobrego widowiska można się porządnie rozgrzać i emocje sportowe niwelują jakiekolwiek atmosferyczne niedogodności. Głowiłem się, jak to jest, że w różnych rejonach Polski mamy atak zimy, a przecież okolice bieguna zimna, które teoretycznie najbardziej są narażone na popularny biały puch, tym razem są wolne od tego.

Gdy jechałem autobusem na mecz i zaczęło lekko prószyć – a było to o godz. 10.30 ani przez myśl nie przeszło mi, jak to się wszystko skończy. Po prostu – śnieg zaczął sobie padać, nie był to jakiś armagedon, a i same opady śniegu, choć były wyraźne, nie przypominały tych, które znamy z przeszłości.

Po wejściu na stadion zobaczyłem taką właśnie oprószoną murawę – niezasypaną. Białawo-zieloną lub zielonkawo-białą. Typowy widok, gdy mamy pierwsze opady śniegu w roku lub też szron po mroźnej nocy. Białe gunwo (że tak zejdziemy z romantycznej wersji o puchu) ciągle jednak z białostockiego nieba spadało. I w pewnym momencie rzeczywiście murawa stała się dość biała. Nie przeszkodziło to jednak obu drużynom oraz sędziom rozgrzewać się. Kibice wypełniali stadion, zwłaszcza ci z Jagiellonii jeszcze przed meczem głośno dopingując swój zespół. Sympatycy GieKSy powoli zaczęli wchodzić na sektor gości i też dali znać o sobie. Przyznam, że nie myślałem w ogóle o tym, że mecz może się nie odbyć. Nie miałem takiego konceptu w głowie.

Za łopaty wzięło się… kilka osób. Zaczęli odśnieżać pola karne. Wyglądało to tak, że na jednym skrzydle stało trzech chłopa i sami nie wiedzieli, jak się za to zabrać. „Gdzie kucharek sześć…” – powiedziałem Miśkowi. A na drugim skrzydle szesnastki jeden jegomość odśnieżył na kilka metrów szerokość pola karnego, pokazując, że „da się”. A tamci deliberowali. Do tej pory odśnieżone były tylko linie i wspomniany kawałek. Na drugim polu karnym natomiast jakiś artysta „odśnieżał” w taki sposób, że zagarniał, wręcz zdrapywał śnieg, zamiast go nabierać na łopatę. Nie trzeba być śnieżnym omnibusem, żeby wiedzieć, że średnio efektywna jest to metoda. Po niedługim czasie wszyscy położyli na to lachę i sobie poszli czy tam przestali działać.

Dopiero kilka minut przed meczem zorientowałem się, że sędzia się dziwnie zachowuje, wychodzi i sprawdza. Załączyłem Canal+, by nasłuchiwać wieści i tam było jasne, że arbiter Wojciech Myć sugerował, iż szanse na rozegranie tego spotkania są dość marne. Potem wyszedł na boisko jeszcze raz, ze swoimi asystentami i patrzyli, jak zachowuje się piłka. W moim odczuciu ta rzucana i turlana przez nich futbolówka reagowała normalnie, z odpowiednim odbiciem czy brakiem większego oporu przy toczeniu się po ziemi. Do końca miałem nadzieję, że mecz się odbędzie.

Sędzia jednak zadecydował inaczej. W wywiadzie dla Canal+ powiedział, że ze względu na zdrowie zawodników, a także ograniczoną widoczność – podejmuje decyzję o odwołaniu meczu. Podał też argument, że do pomarańczowej piłki przykleja się śnieg i tak jej nie widać. A linie, które zostały odśnieżone i tak za chwilę zostałyby zasypane.

Mecz się nie odbył.

Odniosę się więc najpierw do słów sędziego, bo już one są dla mnie kuriozalne. Odśnieżone linie po 40 minutach (także już po odwołaniu meczu) nadal były widoczne. I nie zanosiło się specjalnie na to, że mają zostać momentalnie zasypane. Nawet jeśli – to chwila przerwy w meczu lub po prostu w przerwie między dwiema połowami – pospolite ruszenie do łopat i gotowe. A argument o piłce to już kuriozum do kwadratu. Na Boga – przecież śnieg to nie jest jakiś klej czy oleista substancja. I nawet jeśli w statycznej sytuacji klei się do piłki, to jest ona cały czas KOPANA. Dla informacji pana Mycia – to powoduje drgania w futbolówce, a to (plus odbijanie się od ziemi) z piłki przyklejony kawałek śniegu strząsa. Więc naprawdę nie mówmy takich głodnych kawałków na głos, bo tylko wzmacniamy opinię o sędziach taką, a nie inną.

Trener Siemieniec już po decyzji mówił dla Canal Plus, że z punktu widzenia logistyki w rundzie jesiennej, nie na rękę jest im nie grać, w domyśle, że ten mecz trzeba będzie jeszcze gdzieś wcisnąć. Tylko przecież WIADOMO, że tego spotkania nie da się rozegrać jesienią, bo przecież po ostatnim meczu ligowym Jaga gra dwa razy w Lidze Europy plus jeszcze w środku grudnia zaległy mecz z Motorem. Więc z GKS musieliby zagrać tuż przed świętami, a przecież nikt przy zdrowych zmysłach nie przedłuży rundy GieKSie o dwa tygodnie z powodu zaległego meczu. Niech więc trener Adrian nie robi ludziom wody z mózgu. Poza tym trener powiedział, że ze względu na stan boiska, była to jedyna i słuszna decyzja i trudno nie było odnieść wrażenia, że z powodu napiętego terminarza właśnie TERAZ, dłuższy oddech dla Jagiellonii to najlepsze, co może ich spotkać…

A Rafał Górak? Bardzo dyplomatycznie mówił, że rozumie decyzję sędziów, ale chyba trzy razy podczas wywiadu dał do zrozumienia, jakie miał zdanie… Panowie za zamkniętymi drzwiami rozmawiali, każdy dał swoje argumenty. Trener zwrócił uwagę, że ze względu na szczelnie wypełniony sektor gości mogło to wyglądać inaczej. Że białe linie widać i przy dobrej woli organizatora, boisko można byłoby doprowadzić do stanu używalności. Że taki wyjazd bez meczu to dodatkowe koszty dla klubu. Jakbym więc miał typować, to pewnie wyglądało to tak „ej Rafał, wiesz, jak jest, jaką mamy sytuację, wiem, że nie jest to wam na rękę, ale zgódź się na przełożenie meczu, odwdzięczymy się dobrym winkiem”… Być może więc ze względu na solidarność kolegów po fachu i gentelmen’s agreement, szkoleniowiec, mimo że wolałby zagrać – nie oponował.

No i właśnie. To jest pytanie – czy komuś zależało, żeby wykorzystać opady i meczu nie rozegrać? Powiem wprost – reakcja organizatora meczu na tę „zimę” jest mocno zastanawiająca i nie wiem, czy Jagiellonia nie powinna z tego tytułu ponieść konsekwencji. Powtórzę – klub nie zrobił absolutnie nic, żeby ten mecz rozegrać. Począwszy od prognoz – przecież atak zimy w Polsce był już wczoraj, więc nie można było nie zakładać, że podobna sytuacja powtórzy się w Białymstoku. A jeśli tak, to przygotowuje się zastępy ludzi – choćby na wszelki wypadek – do tego, żeby boisko odśnieżyć. Pamiętacie, co było w zeszłym sezonie w meczu Radomiaka z Zagłębiem? Momentalnie, w ciągu kilku minut płyta po nawałnicy zrobiła się biała. Tam też było ryzyko przerwania i odwołania meczu. Ale ludzie robili, co w swojej mocy, odśnieżali, jak tylko się da i spotkanie zostało dokończone. Wczoraj w Rzeszowie kompletnie zasypany stadion został odśnieżony i mecz również się odbył. A w Białymstoku? Nie było chętnych czy nie miało ich być? Mogli nawet tych żołnierzy wziąć, co to zawsze są na trybunach. Cokolwiek. A tutaj kilku ludzi z łopatą zaczęło nieskładnie machać, ale chyba ktoś im powiedział, że to bez sensu – no i przestali.

Nie będę wnikał, czy na takim boisku można grać czy nie. Jak bardzo wpływa to na zdrowie zawodników. Wiem, że w przeszłości takie mecze się odbywały i nikt nie płakał i nie zasłaniał się ani zdrowiem, ani terminarzem. GieKSa taki mecz rozgrywała z Arką Gdynia – pamiętny z niewykorzystanym karnym Adamczyka – i jakoś się dało. Nie jest to może najbardziej estetyczne widowisko, ale mecz jest rozegrany i jest z głowy.

Natomiast tu nie chodzi o to, czy na zaśnieżonym boisku można grać. Chodzi o to, że nikt nie zajął się odśnieżaniem. Dlatego cała ta sytuacja ostatecznie wydaje mi się po prostu skandaliczna. Dosłownie godzinkę śnieg poprószył – bez jakiejś większej nawałnicy – i odwołujemy mecz.

I tak – piłkarze pojechali sobie na drugi koniec polski, by pobiegać na murawie stadionu Jagiellonii. Klub zapłacił za hotel, wyżywienie, przejazd. Teraz będzie to musiał zrobić drugi raz – najpewniej na wiosnę. Kibice zrywali się o drugiej w nocy, niektórzy pewnie nawet nie poszli spać, by stawić się na zbiórkę w ciemnych Katowicach. Jechali w tak wielkiej liczbie przez cały kraj – też przecież zapłacili za bilety i przejazd. I dostali w bambuko, bo paru osobom nie chciało się wyjść i doprowadzić boisko do jako takiego stanu.

Uważam, że PZPN czy Ekstraklasa, czy kto tam zarządza tym całym grajdołkiem, nie powinien przyzwalać na taką fuszerkę. To jest kupa kasy i czas wielu ludzi, którzy zdecydowali się do Białegostoku przyjechać. To po prostu jest nie fair.

Nieraz bywały jakieś sytuacje czy to z pogodą, czy wybrykami kibiców i kapitanowie lub trenerzy obu drużyn zgodnie mówili – gramy/nie gramy. Była ta wyraźna jednogłośność. A czasem spór. Grano nawet po zapaści Christiana Eriksena – choć tam akurat uważam, że ta decyzja była fatalna (choć z drugiej strony to Euro, więc logistyka dużo trudniejsza). Tutaj zabrakło determinacji, żeby mecz rozegrać. Rozumiem trenera Góraka, że podszedł dyplomatycznie do sprawy. Ja tego protokołu dyplomatycznego trzymać nie muszę i wysuwam hipotezę, że komuś na rękę był ten niezbyt wielki opad śniegu.

Dotychczas wielokrotnie pisałem i mówiłem, że cenię Jagiellonię i Adriana Siemieńca za to, jak łączą ligę i puchary. Byłem pod wrażeniem, że rok temu Jaga nie przełożyła spotkania z GKS na jesień, gdy sama była pomiędzy meczami z Ajaxem – trener gospodarzy dzisiejszego niedoszłego pojedynku mówił, że poważna drużyna musi umieć grać co trzy dni. Tym razem jednak w obliczu meczu z KuPS i końcówki ligi, takie zdanie przestało już zobowiązywać.

Nam nie pozostaje nic innego, jak przygotować się do sobotniego spotkania z Pogonią. Oby piłkarze GKS również wykorzystali fakt, że nie będą mieli Jagi w nogach i jak najlepiej mentalnie i fizycznie przygotowali się do spotkania z Portowcami. A z Jagiellonią i tak się już niedługo zmierzymy, bo za jedenaście dni w Pucharze Polski.

Kups!

Kontynuuj czytanie

Piłka nożna

Mecz z Jagiellonią odwołany!

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

W związku z atakiem zimy w Białymstoku i niezdatnymi według sędziego warunkami do gry mecz Jagiellonia Białystok – GKS Katowice został odwołany.

Kontynuuj czytanie

Kibice Klub Piłka nożna

Puchar Polski dla wyjazdowiczów

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Wczoraj klub GKS Katowice ogłosił, że wszyscy wyjazdowicze (a było ich aż 1022!), którzy pojechali na mecz do Białegostoku, mają w systemie biletowym przypisany voucher, który można wymienić na darmowy bilet na pucharowe spotkanie z Jagiellonią.

Jak informuje na swojej stronie internetowej klub (tutaj): Wyjazdowicze na swoich profilach w Systemie Biletowym GieKSy otrzymali voucher rabatujący cenę biletu na mecz pucharowy do 0 zł. Z prezentu można skorzystać już teraz! Voucher nie obejmuje biletów parkingowych oraz VIP. Co ważne, jeśli któryś z wyjazdowiczów nabył już wcześniej bilet na mecz pucharowy, to wówczas może wykorzystać voucher przy zakupie biletu na mecz innej sekcji GKS-u w 2025 r.

To kolejny miły gest ze strony klubu w kierunku najwierniejszych kibiców GieKSy. Już w niedzielę, zaraz po decyzji o niegraniu, piłkarze GieKSy podeszli pod sektor gości, a część z nich się na nim znalazła. Tam podziękowali fanatykom za tak liczną obecność, wspomnieli, że zawsze grają w „12” i dziś też chcieli dla nas wygrać. Oprócz tego rozdali swoje koszulki najmłodszym kibicom GKS Katowice, którzy wybrali się do Białegostoku. O tej sytuacji piszą więcej sami kibice na Facebooku (tutaj).

Przypomnijmy, że mecz z Jagiellonią zostanie rozegrany w czwartek 4 grudnia o 17:00 na Arenie Katowice. Na ten mecz NIE obowiązują karnety – wszyscy kibice muszą zakupić bilety (lub wykorzystać wspomniany wcześniej voucher). Bilety dostępne są w internetowym systemie (tutaj).

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga