Zapraszamy do przeczytania doniesień mass mediów z ostatnigo tygodnia, które dotyczą sekcji piłki nożnej, siatkówki i hokeja GieKSy. Prezentujemy najciekawsze z nich.
W meczu na szczycie Orlen Ekstraligi Kobiet, piłkarki pokonały drużynę Czarnych Sosnowiec 2:1 (0:0). W następnej, piątej rundzie rozgrywek, nasz zespół zmierzy się na wyjeździe z Mistrzem Polski Pogonią Szczecin. Mecz zostanie rozegrany w sobotę 14 września o godzinie 11:15. Piłkarze rozegrali w ramach siódmej kolejki PKO BP Ekstraklasy spotkanie z Zagłębiem Lubin. GieKSa przegrała w Lubinie 0:1 (0:0). Kolejne spotkanie piłkarze rozegrają w piątek 13 sierpnia, na Bukowej z Widzewem Łódź. Spotkanie rozpocznie się o 20:30. Z zespołem pożegnał się Shun Shibata, który podpisał kontrakt z Wartą Poznań. Mateusz Kowalczyk otrzymał powołanie do reprezentacji Polski.
W turnieju towarzyskim rozgrywanym w Krośnie siatkarze przegrali z Resovią Rzeszów 1:3. W drugim spotkaniu, drużyna pokonała MKS Będzin 3:2. Na najbliższą sobotę i niedzielę zaplanowane są sparingi z Norwidem Częstochowa i ZAKSą Kędzierzyn-Koźle.
W miniony weekend hokeiści rozegrali trzy sparingi. Z HC RT Torax Poruba zespół przegrał 2:3, ale dwukrotnie pokonał Icefighters Leipzig 3:2 i 2:1. Przed startem ligi zaplanowano jeszcze jeden sparing z Podhalem. Spotkanie zostanie rozegrane w najbliższą sobotę.
PIŁKA NOŻNA
kobiecyfutbol.pl – Zwycięstwo GieKSy w derbach
W niekwestionowanym hicie 4. kolejki Ekstraligi GKS Katowice gościł u siebie prowadzących w lidze Czarnych Sosnowiec. Obie ekipy weszły genialnie w sezon i w bezpośrednim pojedynku tym bardziej chciały udowodnić świetną dyspozycję.
Trzeba otwarcie z samego początku pochwalić sztaby trenerskie obu ekip, gdyż w końcu mogliśmy zaobserwować niesamowite przygotowanie na wszelkie taktyczne zagrywki rywalek. Każda ze stron próbowała tworzyć sobie sytuacje, jednak bloki defensywne był absolutnie nie do przejścia. Drużyna z Sosnowca świetnie przesuwała się w formacjach w momentach, kiedy mistrzynie z sezonu 2022/2023 budowały atak pozycyjny. Przyjezdnym pozostawało głównie granie z kontrataku, a adresatką większości podań zostawała Klaudia Miłek, która łatwego życia nie miała, otoczona przez stoperki „GieKSy”. Próby kreowane skrzydłami także nieszczególnie stanowiły zagrożenie dla Kingi Seweryn. Wydaje się, że biorąc pod uwagę poziom samego widowiska, jedyne czego brakowało w ciągu pierwszej połowy to bramek.
W drugiej połowie zarówno Czarni, jak i gospodynie przeprowadzały ataki. W 77. minucie Katowiczanki wyszły na prowadzenie za sprawą Anity Turkiewicz. W 81. minucie nadarzyła się świetna okazja ku wyrównaniu – Zuzanna Grzywińska uderzyła z dość ostrego kąta, ale jedna z defensorek Gieksy wybiła piłkę z linii bramkowej. W 85. minucie wicemistrzynie Polski dopięły swego i zdobyły drugą bramkę – tym razem na listę strzelczyń wpisała się Klaudia Słowińska.
Pomimo dwubramkowej straty, drużyna z Sosnowca usiłowała odrobić straty. W doliczonym czasie gry Karlina Miksone zdobyła bramkę kontaktową. Po chwili pani arbiter Anna Adamska zakończyła mecz.
Dzięki zwycięstwu GKS Katowice wskoczył na pierwsze miejsce w tabeli.
dziennikzachodni.pl – GKS Katowice – Czarni Sosnowiec. Hit przy Bukowej. Wicelider zagrał z liderem Orlen Ekstraligi
W poprzednim sezonie GieKSa nie obroniła tytułu mistrzowskiego w piłce nożnej kobiet, zajmując 2. miejsce w tabeli (mistrzem została Pogoń Szczecin). Czarne zakończyły sezon na najniższym stopniu ligowego podium. W obecnych rozgrywkach w trzech pierwszych kolejkach obie drużyny zdobyły komplet punktów. Sosnowiczanki przystąpiły do derbów województwa śląskiego jako liderki, a GieKSa jako wicelider.
Fani GieKSy pojechali do Lubina na mecz PKO Ekstraklasy z Zagłębiem, a ci, którzy zostali mieli możliwość zobaczenia w akcji piłkarki tego klubu. Również kibice Czarnych wybrali się na Bukową, aby wspierać swój zespół. Wstęp dla kibiców był darmowy, więc chętnych na piłkę nożną w wykonaniu kobiet nie brakowało. Kibice obu drużyn głośno wspierali piłkarki.
Mimo wysokiej temperatury mecz był prowadzony w żywym tempie, choć w pierwszej połowie górą były defensywy, bo brakowało klarownych sytuacji. Na początku Klaudia Maciążka z GieKSy strzelała z woleja z kilku metrów, ale będąc w niewygodnej pozycji posłała piłkę na poprzeczką. Przed przerwą gospodynie przycisnęły rywalki, było trochę zamieszania na polu karnym Czarnych, ale do szatni drużyny udały się przy wyniku 0:0.
W 77. minucie GKS objął prowadzenie. Anita Turkiewicz posłała z bocznej strefy podanie w pole bramkowe. Bramkarka Czarnych Martyna Małysa zawahała się przy wyjściu do piłki, mając przed sobą walczące o nią dwie zawodniczki. Centrostrzał skończył się golem.
Pięć minut później sosnowiczanki były bardzo bliskie wyrównania. Z ostrego kąta główkowała Zuzanna Grzywińska, ale Marlena Hajduk jakimś cudem, ekwilibrystycznie, wybiła piłkę z linii bramkowej. Niewykorzystana okazja szybko się zemściła. Klaudia Słowińska z bliska głową uderzyła na 2:0.
Czarne do końca walczyły o zmianę wyniku i zrobiły to w ostatniej doliczonej minucie. W zamieszaniu po rzucie rożnym Karlina Miksone ustaliła wynik meczu. GKS wskoczył na 1. miejsce w tabeli.
katowickisport.pl – Piłkarz GKS-u Katowice zagra w pierwszej lidze
Shun Shibata, 27-letni japoński pomocnik, podpisał roczny kontrakt z Wartą Poznań do końca sezonu 2024/25, z opcją przedłużenia. Wcześniej grał w GKS Katowice.
wkatowicach.eu – Terminarz GieKSy we wrześniu elektryzuje kibiców. GKS Katowice zagra w Pucharze Polski i w „Meczu Przyjaźni” z Górnikiem Zabrze
Przed nami miesiąc wielkich sportowych emocji dla kibiców GKS-u Katowice. „Mecz Przyjaźni”, pierwsza runda rozgrywek Pucharu Polski i mecze z ekipami z górnej połowy tabeli Ekstraklasy – to wszystko będziemy przeżywać wraz z podopiecznymi trenera Rafała Góraka we wrześniu.
Bardzo gorąco zapowiada się wrzesień dla piłkarzy i kibiców GKS-u Katowice. W nadchodzącym miesiącu czeka nas wiele arcyciekawych spotkań, zarówno przy Bukowej, jak i na wyjeździe.
W pierwszej połowie września podopieczni trenera Rafała Góraka zmierzą się łódzkim Widzewem. Ten mecz z pewnością przyniesie wiele piłkarskich emocji. Spotkanie 8. kolejki Ekstraklasy zostanie rozegrane 13 września na Stadionie Miejskim przy ulicy Bukowej w Katowicach.
Nieco ponad tydzień później „Mecz Przyjaźni”, czyli ekstraklasowy pojedynek pomiędzy zaprzyjaźnionymi klubami z Katowic i Zabrza. Na zabrzańskim stadionie oprócz kibiców gospodarzy zapowiedziało się ponad 4 tys. kibiców GieKSy. Oprawa tego meczu z całą pewnością będzie robiła wrażenie. Pierwszy gwizdek w sobotę, 21 września o 20:15.
Niezwykłą rangę dla GieKSy będzie miało spotkanie z Bruk-Betem Termalicą Niecieczą w 1. rundzie Pucharu Polski. Przeciwnik, z którym GieKSa rywalizowała w zeszłym sezonie na poziomie pierwszoligowym, nie jest najłatwiejszym, na którego katowiczanie mogli trafić na tym etapie rywalizacji o trofeum. Nie chodzi jednak o to, by było łatwo, ale o to, by było emocjonująco i ciekawie – a tak się właśnie zapowiada mecz, który zostanie rozegrany w środę, 25 września w Niecieczy.
A wrześniowym deserem dla kibiców GieKSy będzie spotkanie ze szczecińską Pogonią w ramach 10. Kolejki Ekstraklasy. Pogoń Szczecin to jeden z klubów górnej połowy tabeli najwyższego szczebla rozgrywkowego w kraju. Z pewnością trybuny Stadionu Miejskiego w Katowicach po raz kolejny w tym sezonie będą pękać w szwach. Mecz z gośćmi z Pomorza Zachodniego w piątek, 27 września.
weszlo.com – Bulterier bez twarzy Gattuso. Mateusz Kowalczyk w reprezentacji Polski
Gdy w Katowicach usłyszeli, że Mateusz Kowalczyk został powołany do reprezentacji Polski, cały GKS był przekonany, że chodzi o młodzieżówkę. Michał Probierz zaskoczył wszystkich. Dokładnie miesiąc po debiucie w Ekstraklasie sięgnął po dwudziestolatka grającego w ligowym beniaminku. Jak do tego doszło i o kim w ogóle mówimy?
Na Śląsku rozdzwoniły się telefony. GKS Katowice wysłał do reprezentacji Polski Piotra Świerczewskiego czy Jana Furtoka. Na krajowym podwórku są to nazwiska wielkiego kalibru. W narodowych barwach łącznie zagrało piętnastu GieKSiarzy, jednak w 2007 roku brzmiało to jak opowieści o czasach zamierzchłych, dawno minionych. Właśnie wtedy rzucono pomysł, żeby następny reprezentant Polski z Bukowej otrzymał specjalną premię.
Po awansie do Ekstraklasy historię przypomniał portal „GieKSainfo.pl”:
– To był ruch typowo marketingowy, PR-owy. Szukaliśmy przebicia. Mało kto chyba o tej akcji pamięta, minęło już wiele lat…
W Katowicach naprawdę jednak wierzyli, że są bliżsi wychowania kadrowicza, niż mogłoby się wydawać. W GieKSie szlify zbierał wtedy Piotr Polczak, który jeździł na młodzieżówki. Stoper faktycznie w reprezentacji Polski zagrał, ale dopiero jako piłkarz Cracovii. Pierwszoligowy GKS nie okazał się wystarczająco mocny, choć Leo Beenhakker zaglądał pod każdy kamień. Powołanie na zaplecze wysłał dopiero jego następca, Adam Nawałka, który zauroczył się Rafałem Leszczyńskim z Dolcanu Ząbki.
Wyczekiwany powrót do elity nieśmiało rozbudził temat obiecanego bonusu. Zastanawiano się, czy dziesięciotysięczna premia przypadkiem się nie przeterminowała i nie zginęła w próżni. Mateusz Kowalczyk nie miał jeszcze nawet swojej szafki na Bukowej, więc życzeniowo rzucano, że może piękną puentę kariery napisałby w ten sposób Adrian Błąd? Nikt nie mógł zakładać, że już przy pierwszej okazji trzeba będzie wygospodarować środki, żeby dotrzymać umowy.
Prezes Krzysztof Nowak zapewnił, że premię wypłaci. Mateusz Kowalczyk stanie się bogatszy o dziesięć kafli, a może i o coś znacznie cenniejszego: wpis „1A” przy nazwisku.
Michał Probierz zostawiał wskazówki. „Przeglądowi Sportowemu” na starcie sierpnia opowiedział o Kowalczyku sam z siebie. Ot, wtrącił, że cieszy go jego powrót do Ekstraklasy, że jego wyjazd do Danii powinien być przestrogą, żeby nie działać w pośpiechu. Przypomniał o tym, jak wiele wie o chłopakach, którzy przewinęli się przez kadry młodzieżowe, bo śledził wszystko i wszystkich. Chwalił Mateusza Kowalczyka w kuluarach, więc wydawało się, że chłopak będzie wokół drużyny narodowej krążył.
Że wskoczy do niej po pięciu spotkaniach w elicie? To jednak duże zaskoczenie.
W Katowicach koledzy spodziewali się, że młokos jedzie na młodzieżówkę. Fakt, że dwudziestolatek wskoczył do składu i nie zawalał. Nie zszedł poniżej dobrego poziomu, kupił kolegów pracą oraz agresją. Według „StatsBomb”, najlepszej analitycznej platformy na rynku, na starcie rozgrywek jest czołowym środkowym pomocnikiem Ekstraklasy. Oczywiście wciąż mamy za mało danych, żeby wyciągać daleko idące wnioski, ale spójrzmy na atuty Kowalczyka w liczbach:
najlepsze defensive action OBV – rubryka określająca wpływ zawodnika na zmniejszenie lub zwiększenie szans swojej drużyny na zdobycie bramki; upraszczając: działania Kowalczyka w obronie pomagają GieKSie tworzyć sytuacje bramkowe
najlepsze OBV – to samo, ale dodając także podania, dryblingi czy prowadzenie piłki
dziewiąty najczęściej pressujący środkowy pomocnik w lidze
czwarty najskuteczniej pressujący środkowy pomocnik (liczone odzyskanymi przez drużynę piłkami w efekcie pressingu)
trzeci najlepszy odbierający/przejmujący na swojej pozycji (więcej odbiorów i przejęć: Taras Romanczuk, Yoav Hoffmeister)
piąty najlepiej zatrzymujący dryblerów środkowy pomocnik Ekstraklasy
piąty najczęściej faulowany piłkarz na swojej pozycji
ósmy środkowy pomocnik pod względem przewidywanych asyst.
Jest to garść pozytywów, którymi można się podeprzeć, argumentując powołanie dla Mateusza Kowalczyka. Jego największym atutem wydaje się mobilność i agresja w środkowej strefie: nie traci czasu, błyskawicznie atakuje piłkę, jest bardzo użyteczny w pressingu. Bardzo dobrze pracę wykonywaną przez tego zawodnika pokazuje mapa działań defensywnych.
W pełni można jednak zrozumieć sceptyków, bo Mateusz Kowalczyk wskakuje do reprezentacji Polski naprawdę błyskawicznie. Czy w Ekstraklasie nie znalazł się ani jeden zawodnik, który dłużej pracował na szansę, który wcale od Kowalczyka nie odstaje? Większość ma nawet na końcu języka nazwisko takiego chłopaka. Antoni Kozubal, czyli człowiek, którego nowy kadrowicz w GieKSie zastąpił. Facet od czarnej roboty w Lechu Poznań, równie aktywny i skuteczny w pressingu, może ciut słabiej wyglądający w liczbach, które wynoszą Kowalczyka na piedestał, ale jednak dźwigający presję gry w wielkim klubie.
Kozubal też jest diamencikiem, pewnie nawet większym od Mateusza. Doświadczeniem zjada go na starcie: właśnie rozegrał setne spotkanie na szczeblu centralnym, połowę z tych meczów zaliczył na zapleczu Ekstraklasy. Do tego ponad trzydzieści gier w młodzieżówkach. Ci, którzy stwierdzą, że to on powinien być w reprezentacji, mają ku temu argumenty.
Mateusza Kowalczyka i Antoniego Kozubala łączy parę rzeczy. Przede wszystkim GKS Katowice i trener Rafał Górak, do którego dzwonimy, żeby dowiedzieć się więcej o sensacyjnym reprezentancie.
Jest pan tak samo zaskoczony, jak my?
Nie wiem, bo wy rzadko jesteście zaskoczeni!
Tym razem naprawdę jesteśmy. Więcej: słyszę, że w GieKSie też wszyscy są zaskoczeni.
Dostałem informację od trenera Miłosza Stępińskiego, że Mateusz będzie powołany do reprezentacji Polski U-20. Był podany termin, szczegóły, wszystko wiedziałem. Ale że przeskoczy od razu dwie kadry wyżej — bo jest jeszcze drużyna U-21 Adama Majewskiego — nie wiedziałem. Mam satysfakcję, wielką radość, strasznie się cieszę. Zwłaszcza drugim zawodnikiem z Ekstraklasy w kadrze jest Bartosz Mrozek, z którym pracowałem jeszcze w Elanie Toruń.
Nie ma pan wrażenia, że trochę za szybko, na wyrost?
Nie wiem, trzeba byłoby zapytać selekcjonera. Świat różne historie widział, w europejskiej piłce nastolatkowie odgrywają czasami tak znaczącą rolę, że nie ma sensu mówić, że ktoś jest za młody. To, że selekcja jest niestandardowa, dobrze o niej świadczy. Mamy koło zamachowe dla pozostałych: Mateusz się dostał, więc jak będę pracował, to może i moja szansa nadejdzie.
Czym Mateusz Kowalczyk zapracował na powołanie do reprezentacji Polski?
Dobrze, agresywnie działający w środkowej strefie boiska zawodnik. Nie fauluje nadmiernie, dobrze się ustawia, ma timing w przechwycie. Czyta grę. Być może wiele pracy przed nim, ale to bodziec do dalszej roboty. Mateusz na pewno dużo już ma, chociaż nie spodziewałem się, że aż tyle, że zostanie sprawdzony w reprezentacji.
Wiadomo, że nie macie dużej rywalizacji wśród młodzieżowców, więc łatwiej było mu wskoczyć do składu…
Szczerze: gdy Mateusz przychodził, nie brałem pod uwagę kwestii młodzieżowca. W tym temacie nie jest tak, jakbym sobie życzył, ale to inny temat.
Tym bardziej: zaskakująco szybko się dostosował, bo gra po prostu dobrze.
Szybko się wdrażał. Wydawało mi się, że z uwagi na system i sposób gry przyjdzie to trudniej, że będzie potrzebował czasu na aklimatyzację, bo w przypadku środkowego pomocnika może ona być dłuższa. Okazał się chłonnym chłopakiem, przeniósł wiedzę na boisko. Gdy przyszedł do mnie Antoni Kozubal potrzebował więcej czasu, choć też był wówczas młodszy.
O wilku mowa. Ludzie pytają: czemu nie Kozubal? Też wszedł przebojem do Ekstraklasy i to w lepszym zespole. Wcześniej ograł się w niższej lidze.
Trzeba jednak powiedzieć, że kiedy Mateusz Kowalczyk wyjechał do Broendby, to po świetnym sezonie w Łódzkim Klubie Sportowym, z którym wywalczył awans.
Prawda.
Był tam przez rok, w pewnym sensie nadal jest. Pewnie pytano, co się działo, jak to wyglądało. Wrócił, dostał szansę, szybko ją wykorzystał. O resztę trzeba pytać Michała Probierza.
Pokusi się pan o porównanie Antka i Mateusza?
Długo mógłbym mówić, przytaczać statystyki, dane. Powiem inaczej: Antek to ogromna elegancja w ruchach, Mateusz jest bulterierowaty, nastawiony na grę w kontakcie i bardzo dobrze sobie w tym radzący. Przede wszystkim mają ogromny potencjał jeśli chodzi o kreowanie gry w środkowej strefie. Dla mnie to najtrudniejsza rola dla młodego zawodnika w piłce seniorskiej, chodzi o newralgiczną część boiska. Gdy Antek odchodził do Lecha, życzyłem mu, żeby dali mu szansę, bo martwiłem się, że grając o mistrzostwo Polski, szans może brakować. Dostał zaufanie, gra bardzo dobrze, podobnie jak u nas. To będzie klasowy zawodnik, a Mateusz Kowalczyk ma podobny potencjał. Cieszmy się, że przy nawale obcokrajowców w polskiej piłce tacy chłopcy dają nam dużo radości.
Bulterier, który nie wygląda na bulteriera.
To nie jest twarz Gennaro Gattuso! Bardzo fajnie czuje i rozumie timing, wchodzi w kontakt, to jest dobre i potrzebne w tym rejonie boiska. Potrafi piłkę odebrać, przerwać sytuację, bardzo dobrze rozegrać. Dużo widzi. Inteligentny chłopak.
Trzeba będzie go teraz sprowadzać na ziemię?
Proszę zobaczyć, jak to u niego jest: gdy otworzyły mu się wrota do Europy, gdy trafił do Danii, mógł patrzeć na powrót do Polski jak na krok do tyłu. „Robię coś źle”. Krótka chwila i dostaje powołanie do reprezentacji, więc co było lepsze? Moim zdaniem trzeba ciągle likwidować sufit nad głową, patrzeć w niebo. Cały czas. Młodzi ludzie muszą marzyć, muszą też bardzo ciężko pracować. Jeżeli ma mu to zaszkodzić, niech nie gra w piłkę. Wiem, że znajdzie się taki, który wykorzysta szansę i pójdą za nim następni. Młodzież pracuje na to, żeby dobrze grać w piłkę. Wszystko przed nimi.
Co pan mu powiedział, gdy dostał powołanie?
Nic! (śmiech) Gdy zadzwoniłem, usłyszałem, że ciężko mu rozmawiać. Rozmowę przerwały emocje, chyba było wzruszenie. Czekam na niego od rana i go wyściskam.
Nie byłoby Mateusza Kowalczyka w reprezentacji Polski, gdyby nie GKS Katowice. Złośliwi powiedzą, że ktoś w końcu podjął dobrą decyzję w jego karierze. Dokładnie rok temu środkowy pomocnik był złotym dzieckiem Łódzkiego Klubu Sportowego i szykował się do debiutu w Ekstraklasie. Dosłownie: piłkarz przekazał Kazimierzowi Moskalowi, że nie pali się do odejścia i może brać go pod uwagę przy ustalaniu składu na inauguracyjny mecz z Legią Warszawa.
O Kowalczyka biło się mnóstwo drużyn, bo jego sezon na pierwszoligowym poziomie był wręcz – jak na chłopaka w takim wieku – wybitny. Kazimierz Moskal odważnie na niego postawił, a on zaliczył sześć bramek, trzy asysty, asystę drugiego stopnia i wywalczył rzut karny. Był liderem ŁKS-u i jedną z ważniejszych składowych awansu do Ekstraklasy, wyróżniał się tym, czym teraz odznacza się w Katowicach: skuteczny w obronie, agresywny, kreatywny środkowy pomocnik.
Rozmyślał o nim Raków Częstochowa, Legia Warszawa widziała w nim następcę Bartosza Slisza. Górnik Zabrze w zasadzie przekonał go do przeprowadzki na Śląsk, ale nie był w stanie spełnić oczekiwań finansowych łodzian. Robił się coraz większy zamęt, bo ŁKS nie zdołał wynegocjować nowej umowy i jeśli chciał na Kowalczyku zarobić, musiał go sprzedać. W efekcie Robert Platek, który wówczas jeszcze kręcił się po Łodzi, negocjując zakup klubu, uruchomił kontakty i opchnął piłkarza do Broendby IF, którego właścicielem był jego kolega.
Rację mógł mieć jednak Michał Probierz, stwierdzając, że Mateusz Kowalczyk zbyt szybko nastawił się na wyjazd. W Łodzi wiele osób powtarzało, że ktoś chłopakowi mąci w głowie. Wskazywano Marcina Kołdeja, który widniał w wykazie pośredników transakcyjnych przy nazwisku zawodnika. Wspominano też o pierwszym trenerze z Ząbkovii, który mocno rozwinął Mateusza piłkarsko, zresztą chyba cały czas pomaga mu w dodatkowych treningach. ŁKS mówił jednak, że wszyscy ci doradcy czynili wyłącznie szkody.
Fakt, że łódzki klub mógł usiąść do rozmów o nowej umowie wcześniej, a nie dopiero wtedy, gdy Kowalczyk jako wiodąca postać miał oczekiwania wyższe niż podstawowy młodzieżowiec. Fakt, że owe oczekiwania były przesadzone i nakręcone. Dlatego przyszłości w ŁKS-ie nie było, a atmosfera troszkę się popsuła. Łodzi Mateusz sporo jednak zawdzięcza. Szczególnie Krzysztofowi Przytule, który ściągnął go do klubowej akademii i wspomnianemu Moskalowi, który zrobił z niego pierwszoplanową postać drużyny.
Zagraniczna przygoda potoczyła się jednak tak, jak można było się spodziewać. Pomocnik od Broendby po prostu się odbił. Dostał parę minut i tyle, grał głównie w rezerwach. W połowie sezonu mógł wrócić do Polski na wypożyczenie, sprawa była niemal dograna, ale znów zmienił zdanie. Uwierzył, że w Danii ma jeszcze szansę powalczyć o skład. Wiosną w wykazie spotkań w jego wykonaniu widzimy jednak tylko „poza kadrą meczową”.
Lato było ostatnim dzwonkiem, żeby się ratować i zacząć grać na najwyższym poziomie. Wyszło lepiej niż dobrze. Znów biło się o niego sporo klubów, ale wybrał ten, w którym młodzieżowiec potrzebny był na już. Rafał Górak mówi, że nie miało to znaczenia, ale umówmy się: to zawsze krótsza droga do składu, pewniejsza sytuacja. GKS zapewnił mu minuty, on zaś dał Katowicom upragnionego kadrowicza.
Gdzieś w tym wszystkim trzeba jednak umiejscowić także Michała Probierza. Selekcjoner reprezentacji Polski nie od dziś i nie od wczoraj próbuje się jawić jako wizjoner. Chce wymyślić coś, na co nie wpadłby nikt i udowodnić, że miał rację. W powołaniach do drużyny narodowej widzimy to już po raz enty, najbardziej jaskrawym przykładem było zaproszenie na kadrę Patryka Pedy, uparte trzymanie się go, wojowanie z każdym, kto pytał, czy to naprawdę ma sens.
Na kadrę jeździli już chłopcy z mistrzowskiej Jagiellonii – Bartłomiej Wdowik czy Dominik Marczuk. Obaj z mizernym skutkiem, bo choć Wdowik pokopał chwilę z Łotyszami, to jednak była to tylko przelotna przygoda, której już nie powtórzył. Tarasa Romanczuka zabrał przynajmniej na mistrzostwa Europy, czego nie można powiedzieć o Patryku Dziczku. W pewnym momencie próbowano nam wmówić, że reprezentacyjny poziom osiągnął Karol Struski, który po prostu solidnie grał na Cyprze.
Nie zrozumcie nas źle: kimś grać trzeba. Kończy się era drużyny, w której kilka pozycji zawsze obsadzały postacie z najlepszych lig Europy. W dodatku dawno już ustaliliśmy, że nie ma sensu po raz pięćdziesiąty oglądać tych samych twarzy, które czterdzieści dziewięć razy nie dowiozły. Pytanie tylko, czy w tym wizjonerstwie selekcjoner nie idzie jednak krok za daleko?
Z drugiej strony: nawet na pustym przelocie na zgrupowaniu takiego Kowalczyka nic nie tracimy. Jeżeli Michał Probierz chce go sprawdzić, to w porządku, takie jego prawo. Dopóki wybory selekcjonera można wybronić sportowo, nie ma co przesadnie roztrząsać takich wyborów. Mateusz Kowalczyk nie jest pierwszy i nie będzie ostatni. Może trafienie jednego nieoczywistego kandydata wyjdzie nam na dobre?
W końcu po EURO łakniemy więcej Kacprów Urbańskich, a przecież oni sami się nie znajdują. To też zasługa Probierza.
SIATKÓWKA
nowiny24.pl – Asseco Resovia pokonała GKS Katowice. W niedzielę zagra w finale Turnieju o Puchar Prezydenta Miasta Krosna z PSG Stalą Nysa
W półfinałowym meczu Turnieju o Puchar Prezydenta Miasta Krosna siatkarzy Asseco Resovia pokonała GKS Katowice 3:1 (21:25, 25:17, 25:19, 25:18) i w niedzielę zagra w finale. Nagrodę MVP spotkania otrzymał Stéphen Boyer.
Rzeszowianie wystąpili w najmocniejszym składzie. Katowiczanie tylko w pierwszym secie, głównie dzięki wysokiej skuteczności w ataku (71 procent), cieszyli się ze zwycięstwa. Trzy kolejne partie bez historii dla resoviaków, którzy byli lepsi w każdym elemencie, a liderami ekipy znad Wisłoka byli Stephen Boyer i Klemen Cebulj, którzy zdobyli odpowiednio 22 i 17 punktów. Po katowickiej stronie warto odnotować 3 asy serwisowe Aymena Bouguerry i 3 punktowe bloki Bartłomieja Krulickiego.
Nie spełniły się więc nadzieje ekipy ze Śląska o powtórzenia wyniki z 2018 roku, kiedy to w tym samym turnieju w Krośnie pokonała zespół z Rzeszowa 3:1.
siatka.org – Turniej w Krośnie: bez zaskoczenia, Resovia podniosła Puchar
W weekend na przełomie sierpnia oraz września w Krośnie doszło do turnieju towarzyskiego. W nim swoją formę na dwa tygodnie przed startem nowego sezonu PlusLigi sprawdziły cztery ekipy. Finalnie po trofeum sięgnęli zdobywcy Pucharu CEV, siatkarze Asseco Resovii Rzeszów. W małym finale lepsi od beniaminka okazali się katowiczanie.
[…] W meczu o 3. miejsce doszło do starcia rywali zza miedzy. Nowak-Mosty MKS Będzin rywalizował z GKS-em Katowice. Warto już na starcie dodać, że zespoły te zmierzą się w 1. kolejce nowego sezonu PlusLigi w Katowicach. Od triumfu spotkanie rozpoczęli podopieczni trenera Dawida Murka, w wyniku czego w szeregach GKS-u na rozegraniu pojawił się Piotr Fenoszyn. Zmiana poskutkowała tym, że w kolejnych dwóch odsłonach górą był zespół ze Śląska. Beniaminek wziął odwet i przejechał się po przeciwniku, triumfując do 14. Tym samym triumfatora musiał wyłonić tie-break, który rozgrywał się pod dyktando GieKSy. Gracze trenera Grzegorza Słabego punktowali zagrywką.
Nowak-Mosty MKS Będzin – GKS Katowice 2:3 (25:21, 22:25, 22:25, 25:14, 9:15)
HOKEJ
hokej.net – Przesądziły karne. Frenks Razgals katem GieKSy
Skuteczność wykonywania karnych oraz zbyt łatwo stracone bramki u progu pierwszej i drugiej odsłony, przekreśliły szansę GKS-u Katowice na korzystny rezultat. Podopieczni Jacka Płachty po raz drugi w letniej serii gier sparingowych zmuszeni byli uznać wyższość zespołu HC RT Torax Poruba.
[…] Podopieczni Jiříego Režnara już w 2. minucie przypomnieli zawodnikom GKS-u Katowice o zabójczej sile swoich kontrataków. Katowiczanie po wygranym buliku nie zdołali zamknąć rywala w w jego własnej tercji, po chwili tracąc posiadanie krążka. Zawodnicy Poruby nie przebierając w środkach zdecydowali się na błyskawiczne zainicjowanie akcji długim podaniem, które w tempo przyjął Frenks Razgals. Dochodząc do optymalnej pozycji strzeleckiej, 28-latek posłał soczyste uderzenie z nadgarstka, po którym krążek wybrzmiał na parkanie Johna Murraya. Odbita guma wróciła jednak wprost na kij Łotysza, który dobijając własny strzał otworzył wynik spotkania.
W miarę upływu czasu zespół Jacka Płachty coraz lepiej czytał próby rozgrywania krążka przez rywali, tym samym niwelując zagrożenie. W kolejnych minutach gra przenosiła się również w okolice bramki Daniela Dolejša, jednak na wypracowanie dogodnych sytuacji strzeleckich nie pozwoliła zwarta obrona gości.
Podobnie jak z pierwszą, tak i z druga tercją, zawodnicy Poruby przywitali się zdobytą bramką. Drugie trafienie przyszło gościom jednak nad wyraz łatwo. Defensywa GKS-u wyprowadzając krążek zza własnej bramki nadała go wprost do pracującego w pressingu Tomáša Šoustala. 27-latek precyzyjnym strzałem spomiędzy wąsów, nie miał większych problemów aby zamienić taki prezent na bramkę. Katowiczanie dwukrotnie w drugiej odsłonie stawali przed sposobnością gry w przewadze, jednak nie zdołali liczebnej przewagi na lodzie zamienić na kontaktową bramkę. Po przewinieniu Arkadiusza Kostka możliwość sprawdzenia swoich sił w „power-playu” mieli także goście, lecz również nie wpłynęło to na zmianę wyniku spotkania.
W trzeciej odsłonie spotkania zawodnicy GKS-u dążyli do zaprezentowania więcej gry w ataku pozycyjnym, wypracowując pozycje strzeleckie na niebieskiej linii swoim defensorom. Konsekwentna praca w tercji rywala przyniosła upragnione trafienie. W 49. minucie aktywny w ofensywnych poczynaniach Albin Runesson uderzeniem pod samą poprzeczkę z lewego bulika zdobył kontaktową bramkę. Zdobyta bramka ożywiła poczynania GieKSy, a bliski doprowadzenia do wyrównania był z najbliższej odległości Pontus Englund. Daniel Dolejš instynktownie pozostawił jednak parkan, którym zbił krążek. W 54. minucie katowiczanie wykazali się efektywną grą w przewadze i za sprawą trafienia Mateusza Bepierszcza doprowadzili do wyrównania.
Taki wynik utrzymał się aż do 60. minuty spotkania, w związku z czym po chwili arbitrzy zaprosili strony do rywalizacji w dogrywce, rozgrywanej w formule 3×3. W takim zestawieniu lepiej odnaleźli się katowiczanie, którzy wyprowadzając dwójkową akcję, mieli wszystkie argumenty po swojej stronie, aby zakończyć spotkanie. Chwilę później zespół Jacka Płachty znalazł się w sporych tarapatach będąc zmuszony bronić niewygodnego osłabienia 4×3. Z tych tarapatów wybronił jednak dobrze dysponowany tego wieczoru John Murray. W ostatnich sekundach rolę się odwróciły i to GKS Katowice przebywał na lodzie w liczebnej przewadze. Przesądzić o losach spotkania próbowali Varttinen i Englund, zabrakło jednak celności.
Losy spotkania rozstrzygnęły się w serii najazdów. Po stronie GKS-u kolejny raz w tym elemencie zaimponował Stephen Anderson, który silnym strzałem z nadgarstka pokonał Daniela Dolejša. Bohaterem zespołu z Poruby okazał się Frenks Razgals, który dwukrotnie w najazdach pokonał Murraya.
Znów rozstrzygnęły karne. GKS Katowice pokonuje IceFighters Leipzig
Kolejny raz w sparingu GKS-u Katowice do wyłonienia zwycięzcy potrzeba było serii najazdów. Tym razem, skuteczniejsi w ich egzekwowaniu okazali się zawodnicy Jacka Płachty. Choć wicemistrzowie Polski dwukrotnie zmuszeni byli odrabiać straty, to za sprawą wykorzystanego karnego Grzegorza Pasiuta, zdołali przechylić szalę zwycięstwa na swoją stronę.
Pierwsza odsłona spotkania minęła pod znakiem wzajemnych prób przejęcia inicjatywy. Pierwsi do głosu w ofensywie doszli zawodnicy Jacka Płachty. Jednak zagrożenie ze strony katowiczan w dużej mierze bazowało na kontratakach, aniżeli na wypracowanych okazjach w ataku pozycyjnym. W 4. minucie obronie gości zdołał się zerwać Bartosz Fraszko, jednak po jego uderzeniu krążek jedynie odbił się od barku Konstantina Kesslera, a następnie opuścił światło bramki.
Chwilę później kolejny raz obnażył się mankament z którym katowiczanie mierzą się w letnich sparingach. Pomimo wygranego bulika w tercji rywala, wicemistrzowie Polski stracili posiadanie krążka, po czym pozwolili ekipie z Lipska wyprowadzić groźny kontratak. Twarzą w twarz z Michałem Kielerem stanął Michael Burns. Obrona GKS-u interweniowała z naruszeniem przepisów, w związku z czym po chwili sam poszkodowany stanął przed możliwością wyegzekwowania karnego najazdu. Choć wydawało się, że Burns wykonał wszystko zgodnie z hokejowym elementarzem, to Kieler do końca wyczekał rywala, efektownie interweniując parkanem. W 14. minucie przed świetną okazją do otwarcia wyniku stanął Dante Salituro, jednak jego uderzenie z prawego bulika zostało skierowane wprost w stojącego między słupkami Kesslera.
Druga tercja przyniosła otwarcie wyniku. Goście lepiej weszli w kolejną odsłonę spotkania, kilkukrotnie utrzymując w pełnej gotowości Michała Kielera. W 29. minucie na katowicką bramkę został posłany soczysty strzał spod niebieskiej linii. Zasłonięty Kieler instynktownie zbił krążek. W walce o jego przejęcie najwięcej sprytu wykazał Emil Aronsson, który dobijając uderzenie, umieścił gume w siatce katowickiej bramki. Odpowiedź GKS-u nadeszła błyskawicznie. Podopieczni Patrica Wenera nieroztropnie wyprowadzali krążek z własnej tercji, co skrzętnie wykorzystał Stephen Anderson. Kanadyjczyk postanowił indywidualnie wykończyć akcję i precyzyjnym strzałem z nadgarstka wyrównał wynik rywalizacji.
W trzeciej tercji obie ekipy dołożyły po kolejnym trafieniu. W 44. minucie podopieczni Patrica Wenera raz jeszcze zmusili GKS do odrabiania strat. Po wznowieniu w tercji katowiczan, do krążka dopadł Johan Eriksson. Ściągając na siebie obrońców, wypracował nieco przestrzeni dla Michaela Burnsa, który nie mia większych problemów aby zaadresować krążek do bramki Kielera. Odpowiedź wicemistrzów Polski nadeszła w 50. minucie. Tym razem wznowienie pod bramką gości padło łupem zawodników GieKSy, a po chwilowym zamieszaniu, krążek dotarł do Bartosza Fraszki, który ponownie wyrównał wynik.
Regulaminowy czas nie przyniósł rozstrzygnięć, w związku z czym sędziowie zarządzili pięciominutową dogrywkę, jednak i ponadnormatywny czas gry nie wyłonił zwycięzcy. O losach spotkaniach zadecydowała więc seria najazdów. Spośród wszystkich zawodników najazd zdołał wykorzystać jedynie Grzegorz Pasiut i to właśnie jego próba zadecydowała o wygranej GieKSy.
Lepsi po raz drugi! GieKSa pokonuje IceFighters Leipzig
Zawodnicy GKS-u Katowice po dogrywce pokonali 2:1 IceFighters Leipzig. Wicemistrzowie Polski kolejny raz zdołali odwrócić niekorzystny wynik spotkania, by za sprawą złotego trafienia Santeriego Koponena rozstrzygnąć losy spotkania na swoją korzyść.
Od mocnego akcentu rozpoczęli dzisiejsze spotkanie zawodnicy GKS-u Katowice. Podopieczni Jacka Płachty od pierwszych sekund wyrażali spore chęci do gry na krążku, a w przypadku utraty, silnie dążyli do jego przejęcia. Taka postawa zaowocowała szybkim wypracowaniem pierwszej sytuacji bramkowej. Krążek spod posiadania rywala w tercji neutralnej przejął Grzegorz Pasiut, który przed bramką przeniósł ciężar gry na drugą stronę, dogrywając gumę do Dantego Salituro. Kanadyjczyk nie zdołał jednak znaleźć sposobu na zaskoczenie Konstantina Kesslera. W raz z upływem kolejnych minut, stroną odpowiedzialną za kontrolowanie wydarzeń na lodzie starał się pozostawać GKS. Podopiecznym Jacka Płachty udawało się zamykać rywala w jego własnej tercji, sprawnie operując krążkiem. Równie dobrze wyglądała praca wicemistrzów po drugiej stronie tafli, gdzie zawodnicy z Lipska mieli zdecydowanie mniej swobody, aniżeli we wczorajszym pojedynku.
Podobnie wyglądał początek drugiej odsłony. W pierwszym ofensywnym akcencie główną rolę również odegrał Grzegorz Pasiut. Tym razem, doświadczony środkowy sam stanął przed możliwością otwarcia wyniku, jednak jego strzał z prawego bulika wybrzmiał jedynie na bandzie okalającej pole gry. W dalszym ciągu katowiczanie mocno starali się ograniczać zapędy rywali w rozgrywaniu krążka. Choć wicemistrzowie Polski w dzisiejszym spotkaniu zdawali się wyglądać lepiej, w najważniejszych elementach hokejowego rzemiosła, to zawodnikom GieKSy nie udawało się tego przełożyć, na wypracowanie dogodnych okazji bramkowych. Z dobrej strony katowiczanie pokazali się również podczas gry w osłabieniu, kiedy to przy wsparciu Johna Murraya, zdołali przetrwać ten okres, bez straty bramki. W 39. minucie katowiczanie boleśnie przekonali się o tym, że hokej to gra błędów. Nieudana próba wyprowadzenia krążka z własnej tercji zakończyła się jego stratą na rzecz rywala. Po chwili w dogodnej sytuacji znalazł się Dennis Reimer i silnym strzałem z nadgarstka pokonał Murraya.
Strata bramki w samej końcówce drugiej tercji mocno podrażniła ambicję katowiczan, którzy na trzecią część gry wyjechali z mocnym postanowieniem odrobienia straty. I tak o to w 43. minucie starania GieKSy się zmaterializowały. Krążek pod bramkę rywala wprowadził Bartosz Fraszko, indywidualnie wykańczając swoją akcję. Tę próbę zdołał zbić parkanem Kessler, jednak wobec dobitki Salituro nie miał już żadnych szans. GKS Katowice stanął również przed sposobnością gry w przewadze, choć w tym elemencie zdaje się, że zabrakło katowiczanom dynamiki, aby myśleć o zdobyciu bramki.
W kolejnym spotkaniu regulaminowy czas gry nie wystarczył do wyłonienia zwycięzcy, w związku z czym byliśmy świadkami dogrywki. W tej, podobnie jak wczoraj lepsze wrażenie w rozgrywaniu krążka sprawiali zawodnicy z Katowic. W 64. minucie miała miejsce akcja rozstrzygająca o losach spotkania. Bartosz Fraszko wyprowadził szybki atak GKS-u, nadając krążek do Santeriego Koponena, który precyzyjnym strzałem poza zasięgiem Kesslera zakończył spotkanie.
Najnowsze komentarze