Dołącz do nas

Hokej Piłka nożna Piłka nożna kobiet Prasówka Siatkówka

Tygodniowy przegląd mediów: Bardzo dobre widowisko przy Bukowej!

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Zapraszamy do przeczytania doniesień mass mediów z ostatnich dziesięciu dni, które dotyczą sekcji piłki nożnej, siatkówki oraz hokeja GieKSy. Prezentujemy, naszym zdaniem, najciekawsze z nich.

Mistrzynie Polski rozpoczęły sezon ligowy 2023/24 od domowego zwycięstwa nad Czarnymi Sosnowiec 4:1 (2:1). Następne spotkanie zespół rozegra na wyjeździe z beniaminkiem Orlen Ekstraligi drużyną Stomilanek Olsztyn. Mecz zostanie rozegrany w niedzielę, 27 sierpnia o godzinie 14:15 i będzie transmitowany na antenie TVP Sport. W poniedziałek piłkarze rozegrali kolejne ligowe spotkanie, ze Zniczem Pruszków 1:1. Nasz zespół prowadził do przerwy 1:0. Prasówkę po tym spotkaniu znajdziecie TUTAJ. Kolejny mecz nasza drużyna rozegra w sobotę, 26 sierpnia na Bukowej o godzinie 15:00 z Resovią. Trener Rafał Górak w meczu z Wisła Płock prowadził GieKSę po raz 226, co jest klubowym rekordem pod tym względem.

Siatkarze w miniony weekend wzięli udział w turnieju PreZero Grand Prix PLS. Zespół odpadł w ćwierćfinale po przegranej z Indykpolem AZS-em Olsztyn 0:2. W rozgrywkach grupowych siatkarze kolejno: przegrali z Immergas Warszawa 0:2, następnie pokonali Barkom Każany Lwów 2:1 i Aluron CMC Warta Zawiercie 2:0. Cały turniej wygrała drużyna Immergas Warszawa, zwycięzca z naszego meczu ćwierćfinałowego AZS Olsztyn zajął trzecie miejsce. Mistrzowie Polski w hokeju na lodzie, w minionym tygodniu rozegrali dwa sparingi – oba wygrane. W pierwszym z nich pokonali czeski AZ Havirov 7:0, w drugim Sokół Kijów 6:0.

W bieżącym tygodniu zespół rozegra dwa test-mecze z niemieckim Lausitzer Füchse z Weißwasser/Oberlausitz. Spotkania zostały zaplanowane na najbliższy piątek i sobotę. Rozgrywki Tauron Hokej Ligi wystartują ósmego września.

PIŁKA NOŻNA

kobiecyfutbol.pl – Bardzo dobre widowisko przy Bukowej!

Nowy sezon Orlen Ekstraligi rozpoczyna się z wielkim przytupem, bowiem już w pierwszej kolejce jesteśmy świadkami hitowego pojedynku pomiędzy GKS-em Katowice a KKS-em Czarnymi Antrans Sosnowiec!

Zespół prowadzony przez Karolinę Koch staje przed nie lada wyzwaniem, obrona tytułu mistrzyń Polski nie będzie należeć do zadań najłatwiejszych, ale z pewnością nie niemożliwych. Pozytywnie “nakręcić” się na rozpoczynający się sezon katowiczanki mogły już dzisiaj, w hitowym pojedynku z Czarnymi, prowadzonymi przez Annę Szymańską. Spotkanie przy Bukowej prowadziła jako sędzia główna Angelika Gębka.

Pierwszy strzał na bramkę oddały piłkarki z Katowic w piątej minucie spotkania, jeszcze tym razem był to jednak strzał niecelny. Druga próba, po upływie kolejnych pięciu minut również zakończyła się niepowodzeniem, inicjatywa w tym fragmencie gry należała do GieKSy. Po raz pierwszy do interwencji zmuszona była Oliwia Szperkowska w 13. minucie rywalizacji. Kolejne minuty to okres twardej walki z obu stron, gra często przerywana była faulami. W 20. minucie rywalizacji katowiczanki wyszły na zasłużone prowadzenie za sprawą trafienia Karoliny Bednarz. Stracona bramka zmobilizowała Czarne do bardziej dynamicznych, odważniejszych ataków, w wyniku czego oddały w okolicach 28. minuty dwa strzały na bramkę, z czego jeden był celny.

Starania sosnowiczanek przyniosły efekt w 38. minucie meczu, kiedy bramkę wyrównującą zdobyła Anna Rędzia. Spotkanie toczyło się w bardzo dobrym tempie, przyjemnie oglądało się grę obu zespołów, wyrównująca bramka mogła tylko jeszcze bardziej przebieg boiskowych wydarzeń zdynamizować. Tak też się stało, bowiem jeszcze przed przerwą na prowadzenie swój zespół wyprowadziła Dżesika Jaszek! Na przerwę GKS zszedł przy jednobramkowym prowadzeniu.

Druga część spotkania rozpoczęta została przez oba zespoły w składach wyjściowych. Pierwsze celny strzał na bramkę po zmianie stron oddały katowiczanki, w 49. minucie meczu. Sosnowiczanki odpowiedziały niecelnym uderzeniem dwie minuty później. W kolejnych fragmentach spotkania gra toczyła się w bardzo dobrym tempie, brakowało jednak klarownych sytuacji do zdobycia bramki przez jedną lub drugą drużynę. Aż do sześćdziesiątej minuty gry, kiedy po raz drugi dzisiejszego popołudnia do siatki trafiła Dżesika Jaszek. GieKSa bardzo dobrze wyprowadziła akcję długim podaniem z własnej połowy do Julii Włodarczyk, która fantastycznie opanowała piłkę i wyłożyła ją jak na tacy Jaszek. Byłej zawodniczce Czarnych nie pozostało nic innego, jak wpakować futbolówkę do siatki.

Sosnowiczanki chciały szybko odpowiedzieć, jednak dwa kolejne strzały z 62. minuty zostały skutecznie zablokowane. Kolejne minuty to trzy zmiany w zespole KKS-u, Anna Szymańska starała się pomóc swojemu zespołowi, dać jakiś pozytywny impuls, jednak dzisiejszego dnia na katowiczanki nie było sposobu. Czarne próbowały, oddawały strzały na bramkę, z których kilka trafiło w światło bramki, futbolówka nie chciała wpaść jednak do siatki. GKS kontrolował przebieg boiskowych wydarzeń, rewelacyjnie w tym meczu spisywała się Dżesika Jaszek. Zwycięstwo aktualnych mistrzyń Polski przypieczętowała bramka Nikoli Brzęczek zdobyta w 85. minucie spotkania, kiedy świetnie zakończyła akcję ofensywną swojej drużyny, skutecznie wykorzystała prostopadłe podanie i bez kłopotu w pojedynku “jeden na jeden” pokonała Oliwię Szperkowską. Nic nie mogło odebrać zwycięstwa katowiczankom w tym spotkaniu. Angelika Gębka zakończyła spotkanie po siedmiu doliczonych minutach, GieKSa wkracza na zwycięską ścieżkę.

Pierwszy w tym sezonie mecz transmitowany przez TVP Sport stał na bardzo dobrym poziomie, oba zespoły pokazały naprawdę kawał bardzo ciekawego futbolu. Kibice zgromadzeni przy Bukowej i przed telewizorami z pewnością mogli być usatysfakcjonowani. Pojedynek jedynych kobiet na stanowisku trenerek w Orlen Ekstralidze zakończył się zwycięsko dla Karoliny Koch.

dziennikzachodni.pl – Kibice GKS Katowice i Czarnych Sosnowiec zobaczyli gorący mecz

Mistrzynie Polski, piłkarki GKS Katowice, nowy sezon rozpoczęły od efektownego zwycięstwa nad Czarnymi Sosnowiec. Spotkanie rozgrywano w upale, ale na trybunach kibice i tak tworzyli gorącą atmosferę.

Prowadzone przez Karolnę Koch piłkarki GKS Katowice efektownie rozpoczęły nowy sezon Orlen Ekstraligi. Mistrzynie Polski rozbiły 4:1 Czarne Sosnowiec po grze, która z pewnością podobała się kibicom, którzy licznie stawili się na Bukowej w upalne sobotnie późne południe.

Mecz rozpoczął się od mocnego uderzenia sosnowiczanek, które między innymi trafiły w słupek, ale w 20 minucie było już 1:0. Nowy nabytek GieKsy, czyli Karolina Bednarz, lobem pokonała bramkarkę gości. Czarne zdołały jednak odpowiedzieć. Anna Rędzia kilkakrotnie szukała szczęścia, aż posłała piłkę do siatki sprzed pola karnego.

Gospodynie wyszły na prowadzenie jeszcze przed przerwą. Asystę na swoje konto zapisała Kamili Tkaczyk, a gola w sytuacji sam na sam strzeliła Dżesika Jaszek.

Dobry mecz i głośny doping ze wsparciem instrumentów w drugiej połowie jeszcze mocniej nabrał tempa. Po godzinie gry było 3:1- po drugiej bramce Jaszek, która miała szansę na hattricka, ale przy kolejnej okazji była na spalonym, a później kopnęła piłkę w poprzeczkę. W 85 minucie czwarty cios posłał Czarne na deski, a zadała go Nikola Brzęczek wygrywając pojedynek z bramkarką.

sportdziennik.com – Przebił największych

Rafał Górak od poprzedniego piątku jest szkoleniowcem legitymującym się największą liczbą poprowadzonych meczów w dziejach GieKSy.

W piątkowy wieczór przeszedł do historii. Mecz z Wisłą Płock był 226 o stawkę, w którym GKS Katowice poprowadził [Rafał Górak]. Szkoleniowiec pochodzący z Bytomia niespełna dwa tygodnie temu wyrównał osiągnięcie Piotra Piekarczyka, mogącego pochwalić się 225 oficjalnymi spotkaniami na trenerskiej ławie GieKSy, a w ubiegłym tygodniu minął go już w tej dającej do myślenia klasyfikacji, przechodząc na zawsze do historii klubu z Bukowej, który w przyszłym roku obchodzić będzie 60-lecie istnienia.

– Trudno cokolwiek powiedzieć – przyznał poruszony trener Górak. – To taki dzień, który na zawsze zabiorę wiadomo gdzie, bo każdy ma jakiś koniec. Piękny moment dla mnie, ogromnie wzruszający. Jestem z tego powodu niesłychanie szczęśliwy. Wiadomo jacy trenerzy pracowali tu wcześniej, jakie GKS osiągał sukcesy na arenie polskiej i międzynarodowej. A ja, szary chłopak, mam teraz przyjemność wyjść na prowadzenie.

Dla Rafała Góraka to druga kadencja w GKS-ie. Pierwszy raz trafił tu w 2011 roku, z II-ligowego GKS-u Tychy. Zastąpił Wojciecha Stawowego, trafiając na trudny okres klubu i łącząc końcówkę burzliwych rządów Ireneusza Króla z przejęciem spółki przez miasto. Pierwszy sezon ukończył na 13 miejscu na zapleczu ekstraklasy, drugi – na 10. Został zwolniony, gdy zaczynało dziać się lepiej: po sześciu meczach trzeciego roku, z których 3 wygrał. Zadecydowało 0:5 w Bełchatowie.

Prezes Wojciech Cygan postawił wtedy na Kazimierza Moskala. Dla Góraka do dziś pozostaje to jedynym zwolnieniem, mimo że jego CV jest całkiem obfite. Z Ruchu Radzionków, Tychów, BKS-u Stali Bielsko-Biała odchodził na własnych warunkach, z Elany Toruń zaś w 2019 roku wykupiła go… GieKSa, odbudowująca się po spadku do II ligi i szukającego trenera po rozstaniu z Dariuszem Dudkiem. Cel w postawi powrotu na zaplecze elity został zrealizowany dwa lata później. Teraz zaczął piąty z rzędu, a trzeci w I lidze sezon w Katowicach. I z trzecim kolejnym asystentem, bo Dawid Szwarga i Tomasz Włodarek są dziś w Rakowie Częstochowa, a prawą ręką Góraka od tego lata jest Dariusz Mrózek. Niezmiennie w jego sztabie jest też Dariusz Okoń.

Warto zauważyć, że okres od zwolnienia z GKS-u do zatrudnienia w III-ligowym wtedy BKS-ie – 3 miesiące – to było ostatnie wolne szkoleniowca. Od tamtej pory pracuje nieprzerwanie. Biorąc pod uwagę zatrudnienie w jednym i tym samym klubie na szczeblu centralnym, to dłuższym stażem niż Górak w GieKSie może pochwalić się tylko Tomasz Tułacz w Puszczy Niepołomice.

– Wszystkim, którzy byli tu ze mną przez te lata, bardzo dziękuję. Trudno kogokolwiek wymienić z imienia i nazwiska, ale dzięki, że tyle ze mną żeście wytrzymali i wytrzymujecie. Mam nadzieję, że wspólnie razem będziemy pisać kolejną historię, która przed nami i będę miał w jakiś sposób szansę zbliżyć się do osiągnięć tych wszystkich wspaniałych osób, które pracowały tu przede mną – stwierdził Rafał Górak.

Jego pierwsza kadencja w Katowicach trwała niespełna 800 dni i 76 meczów. Teraz – już ponad 1500 dni i okrągłych 150 meczów. Jego kontrakt obowiązuje do 30 czerwca 2024. Nie będzie chyba kontrowersji w stwierdzeniu, że gdyby nie ważna umowa, latem pożegnałby się już z Bukową. Tego w trakcie bardzo słabej rundy wiosennej – i po dwóch z rzędu sezonach zakończonych jedynie utrzymaniem w I lidze – domagali się kibice. Nowy wiceprezes Krzysztof Nowak, obejmujący schedę po Marku Szczerbowskim, zdecydował, że zmiany nie będzie.

Na razie wychodzi na tym dobrze, bo GKS zaczął sezon obiecująco. W piątek rozbił Wisłę Płock 4:1, ma już na koncie 7 punktów.

– Dobrze, że rozmawiamy już w trochę uzdrowionej atmosferze – mówił Górak do przedstawicieli kibicowskich redakcji po zwycięstwie z „Nafciarzami”. – Musimy mieć głowę na karku. Czeka nas naprawdę dużo ciężkich spotkań. Tak jak teraz graliśmy ze spadkowiczem z ekstraklasy, tak teraz pojedziemy do beniaminka ligi, który radzi sobie bardzo dobrze. Nie będzie to wcale łatwiejszy mecz.

Rafał Górak nie został latem na stanowisku trenera zmieniony, ale za to zmienił się… on sam, bo w porównaniu do rundy wiosennej, teraz przy linii bocznej GieKSą dyryguje osoba, która gołym okiem straciła ze 20 kilogramów.

– Z pewnością nie dzieje się nic złego z moim zdrowiem. W pewnym momencie postanowiłem bardzo mocno wziąć się do roboty, również ze swoim „ja”. Być może pomogło mi to w spojrzeniu z innej perspektywy na pewne kwestie. Ostatni czas w moim życiu był czasem ogromnej refleksji, niektóre rzeczy trzeba było przemyśleć. Dziękuję wszystkim za miłe słowa i za to, że jest to zauważalne. To moja sprawa, dobrze mi z tym – uśmiechnął się szkoleniowiec.

Najczęściej prowadzili GieKSę

226 meczów – Rafał Górak (2011-13, 2019 – nadal)

225 meczów – Piotr Piekarczyk (1993-95, 1996-98, 2006-08, 2015)

143 mecze – Alojzy Łysko (1985-87, 1991-92)

126 meczów – Jerzy Nikiel (1964-67)

115 meczów – Władysław Żmuda (1980-81, 1987-89)

polsatsport.pl – Drugiego takiego w Fortuna 1 Lidze nie ma. „10 lat temu spadłbym z krzesła”

Rafał Górak jest najdłużej pracującym trenerem w klubie Fortuna 1 Ligi. Właśnie zaczął piąty sezon. Nieźle zaczął, bo drużyna GKS-u Katowice jest w czubie tabeli. – W tym roku mamy walczyć o baraże – powiedział szkoleniowiec. – Stać nas na to. Zresztą ja potrzebuję takiego sezonu, w którym zagramy o coś więcej – dodał w rozmowie z Polsatsport.pl.

Dariusz Ostafiński, Polsat Sport: Drugiego takiego trenera jak pan w pierwszej lidze nie ma.

Rafał Górak, trener GKS-u Katowice: Nie ma. Nie powiedzielibyśmy tego, gdyby w pierwszej lidze była nadal Puszcza Niepołomice. Tomasz Tułacz pracuje tam nieprzerwanie od połowy 2015 rok. Niedawno zaskoczył wszystkich i awansował do Ekstraklasy, choć rok wcześniej bronił się przed spadkiem.

Zaczyna pan piąty?

Tak. Piąty z rzędu, ale w sumie to siódmy, boi już pracowałem wcześniej w GKS-ie. Dla mnie to jest taki moment refleksji. Wyliczono, że w roli trenera GKS-u wystąpił już 226 razy na szczeblu centralnym. Ta liczba znaczy tyle, że wyprzedziłem Piotra Piekarczyka, który jako trener ma 225 meczów. To wielki honor dla mnie, bo wiadomo, jaką postacią jest w GKS-ie Piekarczyk.

Wiadomo.

Dlatego uważam, że ta moja historia w tym klubie jest niesamowita. Wiadomo, kim był Piekarczyk, ale wiadomo też, jacy trenerzy tu pracowali i jakie sukcesy odnosili. Także na arenie międzynarodowej. Ja przy nich jest szarym facetem z Bytomia, dla którego każdy dzień na Bukowej jest wyjątkowy. Piękna historia. Nikt mi tego nie zabierze. Zabiorę to ze sobą do grobu. Oczywiście, nie teraz, bo jeszcze chciałbym dalej pisać historię tego klubu.

A poza tym?

Poza tym to cieszę się, że tyle to trwa, bo trener pracujący tyle lat w jednym klubie, to ewenement. Jeśli do tego dodamy, że krzesło w Katowicach zawsze jest gorące, to jest się z czego cieszyć. Nie zawsze było w ciągu tych kilku sezonów różowo, ale jestem, pracuję i mam apetyt na więcej.

Mówi pan, że nie zawsze było różowo.

Dlatego każdemu życzę, żeby tak długo pracował w jednym miejscu. Wiadomo, że piłka, w każdym miejscu i w każdym klubie, niesie za sobą duży ładunek emocji. A z tymi emocjami idą przeróżne decyzje. Trener zawsze jest najbardziej narażony. On z porażką zostaje sam. Nie jest jednak sztuką prowadzić zespół, gdy jest łatwo i przyjemnie. To jest proste. Gorzej w momentach trudnych. Trochę ich przeżyłem, ale zawsze na końcu górę brała chęć mojej pracy z drużyną i uczciwe podejście do mnie drugiej strony.

A był taki moment, gdy czuł pan, że to może być koniec?

Trener zawsze czuje, gdy coś jest nie tak. Widać, gdy atmosfera staje się napięta, gdy ludzie z zewnątrz naciskają, żeby coś zrobić. Do tego dochodzi niezadowolenie kibiców i to jest prosta droga do utraty pracy.

Pan jej nie stracił.

Chciałem jednak powiedzieć, że wielu niepotrzebnie traciło. Nie w GKS-ie. W ogóle. Nie, żebym się porównywał do Fergusona, ale on kilka lat czekał na pierwsze trofeum. Bodaj siedem. A wspomniany przeze mnie Tomek Tułacz. Tyle lat w jednym klubie i zrobił awans na stulecie, choć rok temu był blisko spadku. Tak czasem w sporcie bywa. Przez ten rok nic się w Puszczy i Tułaczu nie zmieniło, a cierpliwość działaczy została nagrodzona.

Pan dotąd wszystkie cele w GKS-ie zrealizował?

Cztery cele zostały wykonane. Wiem, że może opinia publiczna czasem chciałaby czegoś więcej, najpewniej walki o Ekstraklasę, ale my idziemy swoim tempem.

A teraz jest ten moment?

Nie wiem. Natomiast prezes i wiceprezes mówią, że mamy walczyć o baraże. Ja to przyjąłem, chcę się tego podjąć. Mieliśmy długą i szczerą rozmowę po sezonie, wiele aspektów poruszyliśmy i mogę powiedzieć, że ja chcę ten kolejny krok zrobić.

To realny cel?

Mam przekonanie, że to się da zrobić. Ja nigdy nie mówię inaczej, niż jest, zawsze gram w otwarte karty i może dlatego jesteśmy w GKS-ie tak długo razem. Zresztą ja potrzebuję takiego sezonu, w którym zagramy o coś więcej. Była długa rozmowa z drużyną na ten temat, a teraz trzeba działać, zawalczyć o marzenia.

Z początku sezonu jest pan zadowolony?

Jest całkiem przyzwoity. Jeśli dalej będziemy grali na tym poziomie organizacyjnym, to kolejne mecze też będą udane. Organizacja gry to nasza siła. Do tego zawodnicy muszą zadbać o to, żeby dalej tak dobrze sprzedawać swoje umiejętności. Przegraliśmy mecz w Legnicy, ale tam graliśmy w dziesiątkę. W pozostałych wypadliśmy dobrze. Żeby jednak w pełni ocenić, na co będzie nas stać, to potrzeba siedmiu spotkań.

Żeby lepiej ocenić innych też trzeba czasu.

Już teraz widać jednak, że ta liga będzie pełna niespodzianek. Jak się zobaczy czub tabeli, to tam jest Odra i Motor. Kto się tego spodziewał. A GKS Tychy wygrywający cztery mecze, to też zaskoczenie.

Eksperci mówią, że tak mocnej ligi jeszcze nie było.

Ja widzę duży progres, jak chodzi o poziom piłki w Polsce w ogóle. Każdy oczywiście może narzekać, bo zdarzają się gnioty, ale ja oglądam mecze Ekstraklasy i pierwszej ligi. Są u nas fajne stadiony, ciekawi piłkarze i dobrze to wygląda.

Miernikiem wzrostu poziomu jest chyba wynik Rakowa w kwalifikacjach do Ligi Mistrzów.

W słabej lidze taki zespół by się nie urodził. Wyeliminowanie Arisu to jest coś. Raków grał tam przy wilgotności sięgającej 80 procent. W Arisie grało ośmiu czarnoskórych zawodników, którzy lepiej znoszą grę w takich warunkach, są do tego przyzwyczajeni. Widać było po naszych, że cierpieli, ale jednak sforsowali kolejną przeszkodę.

Wróćmy do pierwszej ligi.

Pierwsza liga wykonała olbrzymi skok jakościowy. A w tym sezonie ten poziom jest wyższy, niż wcześniej. Podnieśli go beniaminkowie, jak Motor i Znicz, ale spadkowicze, jak Wisła Płock i Lechia Gdańsk też robią swoje. Dalej jest Wisła Kraków. To jest mocny zestaw.

A w tym zestawie jest GKS.

Już 18 sezonów poza Ekstraklasą, ale nie ma co grzebać. Wiemy, jak jest. Ruch awansował, Górnik z Piastem sobie radzą, więc i u naszych sympatyków pojawia się tęsknota, żeby wrócić.

Tyle że wy na razie w pierwszej lidze, a kobieca drużyna GKS-u została mistrzem Polski.

To jest jednak żadna konkurencja dla nas. My nasz żeński zespół wspieramy, dopingujemy. Ja się bardzo cieszę, że kobieca Gieksa się rozwija. Kiedyś grały na Podlesiance, teraz są na Bukowej i to jest ich miejsce. Za chwilę one grają w Lidze Mistrzów. Musimy to tak poukładać, żeby nic nikomu nie kolidowało.

Pan by chciał kiedyś poprowadzić kobiecy zespół?

Nad tym się nigdy nie zastanawiałem, choć dużo piłki kobiecej oglądam. Dziesięć lat temu jakby pan mnie spytał, to bym z krzesła spadł. I nie podjąłbym się, bo bym się bał. Teraz już nie. Marek Chojnacki dobrze radzi sobie w kobiecej piłce, więc takie wolty nie są złe.

Żeńską drużynę GKS-u prowadzi kobieta.

Karolina Koch. To pierwsza kobieta, która zdobyła z drużyną tytuł mistrza w żeńskiej lidze. W tamtym sezonie wygrała w lidze zdominowanej przez mężczyzn na trenerskich stołkach. Za chwilę gra z zespołem w Lidze Mistrzów. Najpierw z Anderlechtem Bruksela, a potem ze zwycięzcą w parze bułgarsko-norweskiej. Trzymam kciuki.

SIATKÓWKA

siatka.org – Grupa d zaczęła od tie-breaka, komplet oczek warszawian

W pierwszym meczu grupy D PreZero Grand Prix PLS Aluron CMC Warta Zawiercie pokonał Barkom Każany Lwów, ale nie przyszło mu to łatwo, bo potrzebował do tego trzech setów. W ostatnim z czwartkowych spotkań Immergas Warszawa bez większych problemów w dwóch setach pokonał GKS Katowice.

[…] Początek spotkania należał do warszawian, którzy po błędzie rywali prowadzili 4:1. Jednak dwa nieudane ataki Artura Szalpuka zmieniły obraz gry i po asie serwisowym Piotra Fenoszyna było 5:5. Przy serwisach Jędrzeja Gruszczyńskiego stołeczni odbudowali zaliczkę (10:5), potem z pola zagrywki zapunktował również Szalpuk (12:6). Jego zespół spokojnie kontrolował wydarzenia na boisku, kończyli swoją pierwszą akcję (20:16) i po zagraniu ze skrzydła mieli piłkę setową (24:19). Ostatni punkt w premierowej odsłonie zdobył Maciej Stępień, atakując z drugiej piłki.

Błędy katowiczan sprawiły, że początek kolejnej partii toczył się pod dyktando warszawian, którzy po asie Igora Grobelnego prowadzili 6:1. Gra GKS-u zaczęła wyglądać lepiej (3:6), jednak inicjatywa nieprzerwanie była po stronie stołecznych (13:9). Popełniali oni mniej błędów, dobrze grali w ofensywie (15:8). Podopieczni Piotra Grabana pewnie zmierzali w kierunku zwycięstwa, ze środka mocno zaatakował Gruszczyński (18:10). Co prawda Wiktor Mielczarek sprawił rywalom trochę problemów swoim serwisem, ale w ofensywie cały czas dobrze radził sobie Szalpuk (22:16). Długą akcję skończył jeszcze kiwką Mielczarek, ale warszawianie szybko doprowadzili do piłki meczowej i  po dobrej zagrywce Grobelnego triumfowali w całym spotkaniu.

Immergas Warszawa – GKS Katowice 2:0 (25:20, 25:19)

W grupie D wygrane GKS-u i Immergasu

W grupie D PreZero Grand Prix Polskiej Ligi Siatkówki drugiego dnia zmierzyły się ze sobą zespoły Barkom Każany Lwów i GKS Katowice oraz Aluron CMC Warta Zawiercie i Immergas Warszawa. W pierwszym spotkaniu lepsi byli katowiczanie, chociaż potrzebowali do zwycięstwa trzech setów. W drugim spotkaniu triumfowali warszawianie, którzy w trzech setach pokonali Wartę.

Świetnie rozpoczęli spotkanie z Barkomem siatkarze GKS Katowice. Po bloku Walińskiego prowadzili już 5:0 i o czas poprosili rywale. Przez moment oglądaliśmy serię zepsutych zagrywek po obu stronach, co nieco zmniejszyło dynamikę gry. Zbicie Gueye zmniejszyło straty Barkomu do trzech „oczek” (7:10). Francuz świetnie zagrał również w bloku, lwowianie dołożyli też punktową zagrywkę i zrobiło po 11. Tym razem o przerwę poprosił szkoleniowiec katowiczan. Mocne zbicie Mielczarka dało GKS-owi ponownie punkt przewagi (15:14). Na pierwsze prowadzenie w tym secie siatkarze Barkomu wyszli po asie serwisowym Gueye (19:18). Zapowiadała się interesująca końcówka. Skuteczniej w tej części seta grali siatkarze Barkomu. Piłkę setową dał im blok Gueye, a partię zakończył asem Holoven.

W drugiego seta nieco lepiej weszli lwowianie (2:0), ale GKS szybko wyrównał wynik (3:3). Z czasem na dwupunktowe prowadzenie osiągnęli zawodnicy z Katowic (10:8). Po mocnym ataku Walińskiego GKS miał już trzypunktową przewagę (14:11). Gdy siatki dotknął Gueye, zrobiło się 16:11 dla katowiczan. GKS-owi pomagali również rywale, popełniając błędy m.in. w ataku. W drugim secie katowiczanie wygrali 25:18 i wynik meczu musiał rozstrzygnąć tie-break.

Początek trzeciego seta należał do katowiczan. Atak Walińskiego dał GKS-owi prowadzenie 5:2 i o czas poprosili rywale. Kiwkę w aut wykonał Dardzāns i GKS miał już przewagę 8:3. Lekki plas dołożył Waliński, czym przybliżył swój zespół do zwycięstwa (13:6). Ostatecznie GKS triumfował 15:9 i w całym meczu 2:1.

Barkom Każany Lwów – GKS Katowice 1:2 (25:20, 18:25, 9:15)

Warszawianie i katowiczanie nie do zatrzymania

Siatkarze Immergas Warszawa znakomicie radzą sobie na boiskach PreZero Grand Prix PLS. W sobotnie przedpołudnie zdecydowanie pokonali oni Barkom Każany Lwów i z kompletem zwycięstw wygrali swoją grupę.  W kolejnym meczu turnieju GKS Katowice pokonał siatkarzy Aluron CMC Warty Zawiercie. Tym samym zawiercianie zakończyli swój udział w turnieju.

[…] Przy zagrywkach Patryka Łaby zawiercianie szybko przejęli kontrolę nad partią premierową (5:1). Po drugiej stronie dobrze spisywał się m.in. Mielczarek i GKS złapał kontakt punktowy z rywalami (4:5). Po kolejnych wymianach to katowiczanie byli na czele, a po błędzie na siatce Łaby prowadzili oni już 9:7. Na boisku było coraz ciekawie, obie drużyny wymieniały się atakami i żadna nie była w stanie przejąć wyraźnie inicjatywy.  Im bliżej końca, tym gra była coraz bardziej wyrównana (17:17). Celna zagrywka Ogórka pozwoliła mu ponownie prowadzić dwoma punktami. Ten po przerwie ponownie punktował serwisem, a GKS mocno zbliżył się do wygranej w secie (22:19) i nie oddał już przewagi do końca.

Katowicki zespół również w kolejnej odsłonie radził sobie bardzo dobrze i szybko odskoczył na 4:0. Po stronie zawiercian skuteczny i aktywny był Łaba, ale jego ekipi zdarzały się błędy i to GKS utrzymywał przewagę (7:3). Zespół z Katowic zdecydowanie lepiej radził sobie w polu i w kontrze, po uderzeniu Mielczarka prowadząc 11:6. On też punktował z pola zagrywki, co tylko pomagało GKS-owi utrzymać przewagę. Nie na długo, bowiem w kolejnych akcjach stracili skuteczność, wykorzystali to zawiercianie, którzy po udanej kontrze zbliżyli się na 12:13. Katowiczanie wytrzymali presję i wrócili do swojej dobrej gry. Szybko wrócili do wysokiego prowadzenia, po udanej kontrze i bloku (19:14). GKS trochę na własne życzenie zmniejszał dystans – błędami, ale utrzymał nadwyżkę i zakończył całe spotkanie  w drugim secie.

Aluron CMC Warta Zawiercie – GKS Katowice 0:2 (20:25, 20:25)

PreZero Grand Prix PLS: AZS ostatnim półfinalistą

O ostatnie miejsce w półfinale turnieju walczyły ze sobą drużyny z Katowic i z Olsztyna.

Na początku meczu obie drużyny miały sporo problemów w polu zagrywki. Nicolas Szerszeń bardzo dobrze czuł się w roli lidera swojego zespołu (7:6). Olsztynianie dysponowali nieco większą siłą ataku i z dobrej strony prezentował się Mateusz Janikowski. Dopiero czujność na siatce Jakubiszaka pomogła siatkarzom AZS-u zbudować lekką przewagę. Autowa kiwka Ogórka sprawiła, że przy zmianie stron to drużyna z Olsztyna prowadziła (16:13) i coraz pewniej kontrolowała wydarzenia na boisku. Katowiczan uratowało jeszcze dotknięcie siatki przez rywali. Nicolas Szerszeń kiwnął przez blok (25:19)

Plas Mateusza Janikowskiego otworzył drugą partię. Jego zespół bronił wręcz spektakularnie, ale Olsztynianie zapraszali rywali z Katowic do gry błędami własnymi. Po odbiciu Janikowskiego w siatkę to GKS prowadził (7:6). Katowiczanie znacznie lepiej pracowali również w polu zagrywki, ale to nie przekładało się na wykorzystane okazje w ataku. Wiktorowi Mielczarkowi brakowało wsparcia kolegów w ofensywie (14:11). Wtedy bezcenna okazała się obecność na boisku Damiana Domagały. Katowiczanie wywalczyli sobie zaciętą końcówkę seta głównie znakomitą pracą w obronie. Po dłuższej chwili „przeciągania liny” na boisku okazało się, że warto stawiać na grę blokiem. Skuteczna akcja na siatce Szymona Jakubiszaka zakończyła seta i mecz na korzyść akademików (29:27).

Indykpol AZS Olsztyn – GKS Katowice 2:0 (25:19, 29:27)

HOKEJ

hokej.net – Monto: Przed nami kolejny sezon, w którym będziemy się dobrze czuć razem

O miłości do golfa, potencjalnym pojedynku z Mariuszem Czerkawskim, życiu w Katowicach i pierwszych celach na nowy sezon porozmawialiśmy z Jooną Monto. – Czuję, że Katowice stały się dla mnie w pewnym sensie drugim domem – wyjaśnił fiński napastnik.

HOKEJ.NET: – Ostatnio można było waszą drużynę spotkać na polu golfowym. Wiem o tym, że jesteś zapalonym golfistą, zatem okiem wytrawnego gracza patrząc, który z zawodników ma największy potencjał w tym kierunku? Widziałem, że całkiem nieźle radził sobie Shigeki.

Joona Monto: – Ooo tak, Shigeki był naprawdę niezły. Część z chłopaków po raz pierwszy pojawiła się na polu, ale niektórzy mają całkiem sporą praktykę i pokazali swoje umiejętności. Nie ulega jednak wątpliwości, że to ja jestem najlepszym golfistą w drużynie (śmiech).

Skoro tak, to muszę cię zapytać, czy pamiętasz występującego przed laty na taflach NHL Mariusza Czerkawskiego?

– Oczywiście, że tak.

Obecnie Mariusz jest również aktywnym golfistą. Rozumiem, że w przypadku, gdyby zaproponował wspólną grę, jesteś gotów obronić swój tytuł najlepszego golfisty wśród hokeistów?

– Zdecydowanie. Jestem gotowy w każdym momencie.

Wracając do tematów hokejowych. Chciałbym zapytać o atmosferę w drużynie po powrocie. Mam wrażenie, że „teamspirit”w ostatnich sezonach zdecydowanie był atutem drużyny GKS-u. Wyglądaliście po prostu jak ekipa dobrych kumpli. Dwa lata temu wasza skandynawska grupa działała jako „Baildona boys”, rok temu ujawniliście się jako „Sokolska boys”. Czy w tym roku fiński pluton GKS-u ma swój kryptonim?

– Tak, kolejny raz będziemy „Sokolska boys”, a w nadchodzącym sezonie będzie nas nieco więcej. Do naszej fińskiej dwójki dołączyło dwóch Szwedów oraz Kanadyjczyków, więc w tym roku nasza szóstka żyjąca na Sokolskiej jest nieco bardziej międzynarodowa. Co prawda jesteśmy dopiero w pierwszych tygodniach przygotowań, jednak zaczyna to wyglądać dobrze na lodzie. A co najważniejsze to jestem przekonany, że przed nami kolejny sezon, w którym będziemy się dobrze czuć razem, jako drużyna.

To jeden z powodów dla których zdecydowałeś się spędzić kolejny sezon w Polsce?

– Podczas całego okresu mojego pobytu w Polsce, nie wydarzyło się absolutnie nic, abym miał powód mówić o Katowicach w zły sposób. Uważam, że to naprawdę świetne miejsce i wracając tutaj na kolejny sezon, czuję, że Katowice stały się dla mnie w pewnym sensie drugim domem.

Niejednokrotnie słyszałem ze strony fińskich zawodników, że Polska była dla nich bardzo dobrym miejscem do życia, a z Polakami było im wyjątkowo łatwo znaleźć wspólny język i to nie tylko ze względu na obopólną miłość do piwa.

– Tak, czujemy się tutaj naprawdę swobodnie i również uważam, że można znaleźć tutaj wiele podobieństw, do tego życie jest tutaj zwyczajnie tańsze niż w Finlandii.

Nie obyło się bez ruchów kadrowych w waszych szeregach, jednak trzeba przyznać, że tego lata żadna z drużyn nie próżnuje i próbuję zbudować silne, konkurencyjne zespoły. Nie masz wrażenia, że przed wami wyjątkowo trudny, ale również ciekawy sezon?

– Czeka nas naprawdę długi sezon, z wieloma wyzwaniami. Uważam, że w tym roku układ sił jaki znamy może się nieco przetasować. Przed startem sezonu naprawdę ciężko ocenić która z drużyn może być najlepsza, a która najsłabsza. Wystarczy popatrzeć chociażby na transfery Podhala, które może być naprawdę silną drużyną w nadchodzących rozgrywkach czy Zagłębia, któremu również udało się ściągnąć ciekawych graczy.

To świadczy o tym, że polska liga wciąż się rozwija i staje się bardziej atrakcyjna?

– Moim zdaniem nie brakuje tutaj dobrych zespołów i polska liga jest naprawdę silna. Wiem, że nie wszyscy się z tym zgodzą, ale wystarczy tylko popatrzeć na poziom reprezentantów Polski, którzy na co dzień występują w Polsce. Zagrali naprawdę świetny turniej Mistrzostw Świata i bardzo się cieszę, że będę mógł znowu z nimi się spotkać na jednej tafli. Przede wszystkim Polska wywalczyła w bardzo dobrym stylu awans do Elity i mam nadzieję, że teraz polski hokej będzie traktowany z należytym szacunkiem.

Pierwsze cele na nadchodzący sezon? Żaden z spośród zagranicznych graczy, nie jest w drużynie GKS-u tak długo tak jak Ty, więc z całą pewnością wpływa to również na Twoją rolę w drużynie.

– W najbliższym czasie czeka nas przede wszystkim dużo pracy nad tym, aby funkcjonować jak najlepiej jako drużyna i na tym skupiamy się podchodząc do gier kontrolnych. Będąc kolejny rok w drużynie naturalnym jest, że stajesz się coraz istotniejszym ogniwem i spełniasz ważniejszą rolę zarówno na lodzie jak i w szatni.

GieKSa rozbiła czeskiego drugoligowca

Już w pierwszej tercji hokeiści Mistrza Polski z Katowic odskoczyli na cztery bramki czeskiemu AZ Hawierzów. W kolejnych dwóch odsłonach dołożyli trzy gole i pewnie pokonali czeskiego drugoligowca 7:0. Podopieczni Jacka Płachta obronili wszystkie osiem osłabień swojego zespołu.

W pierwszych fragmentach spotkania więcej determinacji wydawali się przejawiać gospodarze. Niewiele później Czesi stworzyli sobie pierwszą dogodną sytuację do pokonania Johnego Murraya. Czekający w tercji gospodarzy na zagrany po bandzie krążek Bartosz Fraszko został uprzedzony przez Marcela Kunca, który zdecydował się na indywidualne rozwiązanie akcji i wprowadzając gumę do tercji katowiczan stanął oko w oko z bramkarzem GKS-u jednak ostatecznie musiał uznać jego wyższość. Wydawało się w utrzymaniu przewagi gospodarzom pomoże kara nałożona na Santeri Koponena, jednak wydarzenia na boisku pokazały, że wykluczenie zadziałało pobudzająco na podopiecznych Jacka Płachty. Po podaniu Hampusa Olssona okazję do otwarcia wyniku miał Sam Marklund jednak z najbliższej odległości nie zdołał sposobu aby zaskoczyć dobrze ustawionego Davida Sachra. Większych problemów z wykończeniem akcji nie miał jednak w 4 minucie Ryan Cook, który dobrze został wypatrzony przez Grzegorza Pasiuta. W 5 minucie na ławkę kar został wysłany Ondrej Sevcik. Grający w przewadze GKS Katowice sprawnie przeszedł do szybkiej pracy krążkiem w tercji gospodarzy i w 6 minucie rasowym strzałem spod niebieskiej linii prowadzenie Mistrzów Polski podwyższył Maciej Kruczek, po kolejnej asyście Pasiuta. W 10 minucie spotkania Bartosz Fraszko zdecydował się wprowadzić krążek za bramę skąd wypatrzył dobrą pozycje strzelecką dla Macieja Kruczka, a ten wyprowadził GieKSe na trzybramkowe prowadzenie. Koljne minuty spotkania upływały pod znakiem prowadzenia gry przez drużynę GKS-u. W 14 minucie dobrą pozycję strzelecką w okolicach koła bulikowego zdołał sobie wypracować Mateusz Michalski, a następnie nie myśląc długo, szybkim uderzeniem w okienko bramki zdobył czwartą bramkę dla Mistrzów Polski.

Wraz z początkiem drugiej odsłony spotkania w bramce gospodarzy pojawił się Martin Sindelka. W 22 minucie w dogodnej sytuacji na prawym skrzydle znalazł się Olli IIsakka i piąta bramka dla GKS-u Katowice stała się faktem. W tej sytuacji do na fińskim napastniku do końca pracował Simon Kratochvil, który dynamicznym atakiem nie oszczędził zawodnika GKS-u, jednak po chwili spędzonej na lodzie o własnych siłach zjechał do boksu. Najlepszą okazję do zdobycia pierwszej bramki dla gospodarzy miał Tomas Franek, jednak w trakcie gry w przewadze po jego strzale, guma odbiła się jedynie od słupka bramki Johna Murraya. Pomimo niekorzystnego wyniku Drużynie z Hawierzowa nie sposób było odmówić ambicji, która objawiała się fizyczną grą a momentami owocowała twardymi pojedynkami. W 32 minucie spotkania Mateusz Michalski wypatrzył pod bramką gospodarzy Mateusza Bepierszcza, a ten ostatecznie dograł krążek na kij Sama Marklunda, który dopełnił formalności wykończenia akcji.

Trzecia tercja to wyraźne wyhamowanie zapędów ofensywach GKSu Katowice. Obie strony pomimo towarzyskiego charakteru spotkania nie odpuszczały twardych pojedynków czego efektem były kolejne wykluczenia oraz zaogniająca się atmosfera na tafli Gascontrol Areny. Momentem kulminacyjnym był atak przy bandzie Jakuba Mrvy na Mateuszu Bepierszczu, który momentalnie postanowił pomścić Bartosz Fraszko. Arbitrom spotkania udało się jednak stosunkowo szybko zaprowadzić porządek nakładając obopólne wykluczenia. W trzeciej tercji z dobrej strony pokazali się młodzieżowi zawodnicy. Jonasz Hofman aktywnie pracował pokazując się na wolnych pozycjach, a w sytuacjach, kiedy sam posiadał krążek nie bał się go wyprowadzać. W 58 minucie w protokole sędziego asystą zapisał się Błażej Chodor, który przytomnie zagrał wzdłuż bramki do Grzegorza Pasiuta, a ten ustalił wynik końcowy spotkania na 7:0.

Mistrz Polski wypunktował mistrza Ukrainy. Sześć bramek GieKSy

Czwarty sparing i czwarte zwycięstwo! Hokeiści GKS-u Katowice pokonali w Tychach Sokił Kijów 6:0. Aż cztery bramki zdobyli w drugiej odsłonie.

Początek spotkania przebiegał bez wyraźnej dominacji żadnej ze stron. Drużyny skupiały się przede wszystkim na odpowiedzialnej pracy defensywnej, więc ofensywnych fajerwerków i okazji bramkowych było niewiele.

W 4. minucie na ławkę kar przez sędziów spotkania został odesłany Aleksi Varttinen. Pierwsza gra w osłabieniu okazała się bardzo pracowita dla defensywy katowiczan. Największym zagrożeniem był Roman Błahy, który dwukrotnie sprawdził gotowość Michała Kielera, raz próbując strzału przy krótkim słupku, drugi raz dobrze korzystając z podani Wsewołoda Tołstuszki. Po wyrównaniu liczby graczy zawodnicy Sokiła zdołali przez chwilę zamknąć GKS Katowice we własnej tercji, jednak bez efektu w postaci zagrożenia bramkowego.

Ze strony mistrzów Polski sporą aktywność wykazywał Mateusz Michalski, któremu udawało się dochodzić do sytuacji strzeleckich, jednak w żadnej nie był w stanie pokusić się o pokonanie Bogdana Diaczenki. W drużynie Sokiła indywidualnych ataków próbował Igor Slusar, który swoją dynamiką wdawał się we znaki defensywie GieKSy. W 13. minucie to właśnie na aktywnego napastnika drużyny z Kijowa została nałożona kara dwóch minut. Pierwsza grze w przewadze katowiczan upłynęła pod znakiem prób wypracowania pozycji strzeleckich dla Macieja Kruczka, jednak ten uderzając z dystansu nie zdołał zaskoczyć defensywy rywala.

Początek drugiej tercji przebiegał w świetle odpowiedzialności za defensywę. Gracze Sokoła ewidentnie mieli problem z przebiciem się przez szyki katowiczan, zaś mistrzowie Polski – próbując wychodzić na dobre pozycje – po długich podaniach musieli liczyć się z asystą czujnych kijowskich defensorów.

W miarę upływu czasu katowiczanie zaczęli przyspieszać rozegranie krążka, szczególnie o podkręcenie obrotów zadbała formacja z uprzedzającym rywali w walce o gumę Hampusem Olssonem. W 25. minucie cierpliwe rozegranie podopiecznych Jacka Płachty zaowocowało otwarciem wyniku meczu, za sprawą trafienia Olliego Issaka. Zdobycie bramki w żaden sposób nie ostudziło zapałów ofensywnych katowiczan. W 27. minucie spotkania Mateusz Michalski po podaniu Grzegorza Pasiuta podwyższył wynik spotkania, a minutę później Aleksi Varttinen zdobył trzecią bramkę. W 38. minucie krążek po wygranym buliku w tercji Sokiła trafił na kij Kacpra Maciasia , który podjął decyzję o wrzuceniu gumy na bramkę Bogdana Diaczenki, czym kompletnie zaskoczył mającego mocno ograniczoną widoczność golkipera, zdobywając czwartą bramkę.

W trzeciej tercji między słupkami bramki Sokoła zobaczyliśmy Conrada Möldera, a o to by nie pozostawał bezrobotny zawodnicy napastnicy GKS-u zadbali bardzo szybko. W 46. minucie spotkania przy piątej bramce na listę strzelców wpisał się Sam Marklund, a kilkanaście sekund później za sprawą trafienia Grzegorza Pasiuta, katowiczanie celebrowali zdobycie szóstej bramki.

Szansą na odpowiedź ze strony Sokiła Kijów mógł być okres gry w przewadze po karze nałożonej na Santeriego Koponena. Najbliżej zdobycia bramki był Wołodymyr Czedrak, którego obecność przy prawym słupku uciekła uwadze obrony GKS-u.

Portal GieKSa.pl tworzony jest od kibiców, dla kibiców, dlatego zwracamy się do Ciebie z prośbą o wsparcie poprzez:

a/ przelew na konto bankowe:

SK 1964
87 1090 1186 0000 0001 2146 9533

b/ wpłatę na PayPal:

E-mail: [email protected]

c/ rejestrację w Superbet z naszych banerów.

Dziękujemy!


Kliknij, by skomentować
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

Odpowiedz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Felietony Piłka nożna

Balon de GieKS’or

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Tak, tak, Shellu wrócił do działalności redakcyjnej rok temu i faktom nie da się zaprzeczyć. Mianowicie od tego czasu byłem na 17 meczach wyjazdowych. Bilans: 3-1-13. Z różnych powodów nie zawitałem na czterech meczach w delegacji. Bilans: 3-0-1. Niech to szlag!

Miejmy więc te heheszki, że Shellu przynosi pecha za sobą. Pośmialiśmy się, fajnie. Teraz przejdźmy do rzeczy poważnych.

To co oglądamy w tym sezonie na wyjeździe, to co widzieliśmy wczoraj w Gdańsku, to jest jakiś jeden wielki koszmar. W zasadzie nawet nie wiem, co pisać, bo jestem zażenowany. Przede wszystkim dysproporcją pomiędzy meczami u siebie i na wyjeździe. Dysproporcja, w której GieKSa u siebie od przerwy meczu z Zagłębiem walczy, gra agresywnie, zmiata tego przeciwnika i nawet jeśli pojawiają się błędy w defensywie, to nadrabiamy grą ofensywną i strzelanymi bramkami. Na wyjazdach nie ma ani ofensywy, ani defensywny. Jest jedno wielkie nic.

Mecz z Lechią został oddany. Nie mam na myśli, że bez walki, choć tej determinacji mogło być zdecydowanie więcej. Ale został oddany bez jakichkolwiek atutów piłkarskich. Był to absolutnie beznadziejny mecz, który jakby potrwał drugie 90 minut, to GKS i tak by bramki nie strzelił. Nie da się strzelić gola, gdy nie potrafi się stworzyć dogodnej sytuacji do zdobycia bramki. Bramkarz Lechii Paulsen został zatrudniony w zasadzie tylko przy strzale dystansu Nowaka. I kilka razy wyłapał, względnie wypiąstkował piłkę po bardzo słabych dośrodkowaniach. Najlepszą akcję katowiczanie przeprowadzili wtedy, gdy Galan wypuścił Nowaka, ten zrobił zwód i uderzał, ale został zablokowany. Poza tym – nie było nic.

Strasznie się na to patrzyło. Na pierwszą połowę nasz zespół nie dojechał w ogóle. Tam to nawet i tej determinacji nie było widocznej. I myślę, że raz na zawsze warto między bajki z mchu i paproci włożyć krążące w piłce historię o tym, jak to jest ciężko, gdy gra się co trzy dni. Tym razem bowiem były dwa tygodnie przerwy i w żaden sposób nie wpłynęło to pozytywnie na zespół. Katowiczanie byli ospali, bez pomysłu, bez widocznej chęci przyciśnięcia przeciwnika.

Zawsze na meczach posiłkuję się transmisją z Canal+, czy to odpalając na laptopie i oglądając powtórki, czy zapuszczając żurawia w monitory komentatorów stacji, tym razem Bartosza Glenia i Michała Żyro (na monitorach zawsze jest od razu, nie trzeba czekać „poślizgu”). Gdy około 36. minut zobaczyłem, że GKS nie oddał nawet jednego strzałów, choćby niecelnego, nie mogłem uwierzyć. Oto gramy z najsłabszą obroną w lidze, której Zagłębie Leszka Ojrzyńskiego potrafi wklupać sześć bramek, a my nie potrafimy choćby postraszyć bramkarza gospodarzy. Po prostu koszmar. Na koniec połowy był już jeden celny strzał o xG… 0,01. Ja bym to jeszcze na części tysięczne rozłożył, żeby zobaczyć, czy nie było to 0,001. Natomiast sytuację, w której Galan zagrał – co by nie mówić – kapitalną piłkę do Wasyla, a Wasyl zamiast albo przyjąć i strzelić, albo poczekać, albo zrobić cokolwiek innego, odgrywał z pierwszej do tyłu, do nikogo, zakwalifikowałbym jako ujemne xG. No, po prostu tak nie można.

Mimo wszystko coś tam w końcówce pierwszej połowy leciutko zaczęło się dziać i dawało to jakąś nadzieję na grę po przerwie. I rzeczywiście, GKS miał dużo więcej posiadania piłki w drugiej części gry. Z 52-48 dla Lechii w pierwszej połowie, cały mecz skończyliśmy z bilansem 58-42 na korzyść GKS, czyli po przerwie GKS musiał mieć piłkę przez 68 procent czasu. I choć na koniec meczu to xG było już na poziomie 0,76, to nadal bardzo słabo. Nie mieliśmy groźnych sytuacji.

Zapytałem trenera na konferencji o kwestię braku prostoty w grze, tylko zbyt dużego kombinowania. Trener zaprzeczył mówiąc, że w tym spotkaniu było być może najwięcej dośrodkowań w całym sezonie, bo około czterdziestu i chodzi o jakość. Nie doprecyzowałem, więc doprecyzuję teraz – bardziej chodzi mi o sytuacje, w których naprawdę można już próbować oddać strzał, czy może nawet trochę popróbować zrobić coś na aferę, jakieś zamieszanie itd. A my kombinujemy, tak jak wspomniany Wasyl, tak jak Bartek Nowak w jednej sytuacji, gdzie się wygonił i został zablokowany. Kilka takich sytuacji by się jeszcze znalazło. Natomiast faktem jest, tak jak stwierdził szkoleniowiec, że chodzi też o samą jakość dośrodkowań, a ta była bardzo słaba. Nawet komentatorzy określili centry GieKSy jako „baloniaste”. Golkiper gospodarzy nie miał z reguły z nimi problemów, a jak kilka razy nasi zawodnicy doszli do główki, to po prostu odbili piłkę gdzieś do góry czy nie wiadomo gdzie. Zagrożenia żadnego. Po francusku i hiszpańsku piłka to „balon”. Piłkarze GKS za bardzo chyba wzięli sobie to do serca.

Piszę o tej aferce, bo GKS potrafi taką grać. Ja wiem, że Jacek Gmoch kiedyś chciał zmatematyzować piłkę i dziś wielu szkoleniowców to robi – to znaczy chcą jak najmniej pozostawić przypadkowi. I ja to rozumiem. Natomiast wydaje się, że potrzebny jest w tym wszystkim balans, po ostatecznie piłka to taki kulisty przedmiot, który w dużej prędkości zachowuje się nieprzewidywalnie, gdy napotka na przeszkodę taką, czy owaką – tu się odbije, tu podskoczy, tu zakręci i po prostu trzeba mieć refleks i dołożyć nogę. Przecież strzelaliśmy takie bramki – Marten Kuusk w poprzednim sezonie z Cracovią czy Lukas Klemenz niedawno z Arką. Więc i to GKS potrafi.

Jeśli miałbym wyróżnić jakiegokolwiek zawodnika w tym meczu, to pewnie postawiłbym na Galana, choć widząc po opiniach kibiców, moglibyśmy się w tych opiniach rozminąć. Ale Borja coś tam próbował i zagrał dwie bardzo dobre piłki w pole karne. Poza tym mizeria i raczej kilku bohaterów negatywnych.

Trener pokombinował ze składem, więc mogliśmy obejrzeć zaskakujące zestawienie. Jak przyznał na konferencji, zmasakrowani po wyjazdach na reprezentacje byli Kuusk i Kowalczyk. Tego pierwszego zabrakło nawet na ławce, Mateusz wszedł w drugiej połowie. I okej, może podróż z Armenii, może kadra, ale kurka wodna, tak przegrać pojedynek biegowy z Meną, który grał od początku. Nie godzi się.

I znów ta cholerna bramka w końcówce. Znów zapytam – ileż można? I mam gdzieś, że to kontra wynikająca z odkrycia się. Bramka to bramka. Z jednej strony nie pozwalamy Kudle polecieć w pole karne przeciwnika w 107. minucie meczu, z drugiej dajemy sobie w taki sposób wbić bramkę. W siódmym meczu z rzędu tracimy gola w końcówce połowy. W tym sezonie to już dziesięć (!) takich goli. A w ostatnich szesnastu meczach – szesnaście!

A’propos Camilo Meny – po meczu, gdy wychodziliśmy ze stadionu, wychodził też Kolumbijczyk, więc stwierdziłem, że to idealna okazja podziękować mu za gola z Arką Gdynia, który dał naszemu klubowi możliwość walki o awans do ekstraklasy w maju rok temu. Co uczyniłem. Camilo był zdziwiony, dlaczego jakiś gość dziękuje mu za tego akurat gola, gdy przecież przed chwilą strzelił. Ale wyjaśniłem mu wszystko, tak więc w imieniu kibiców GieKSy osobiste podziękowania zostały złożone. Dzięki Camilo!

Wracając do składu. W miejsce Kuuska na boisku pojawił się po raz pierwszy od wielu miesięcy Grzegorz Rogala. Kibice łapali się za głowy, ale myślałem sobie – dajmy mu szansę. Po meczu mam taką myśl, która by mi jeszcze niedawno do głowy nie przyszła… królestwo za Klemenza! Rozumiem brak ogrania, ale na Boga – czy to przeszkadza w tym, żeby prosto i mocno kopnąć piłkę? Zawodnik udzielał się w ofensywie, ale kopał tak, jakby to była piłka lekarska, względnie nie jadł śniadania, ni obiadu. I po takiej dwukrotnej próbie kopnięcia piłki, została ona wybita i padła pierwsza bramka.

No i z bólem serca muszę też powiedzieć, że Dawid Kudła w tym sezonie nie pomaga. Absolutnie. Nie wybronił żadnego meczu, nie jest pewnym punktem, a ta bramka obciąża go strasznie. To nie jest zły bramkarz, ale jeśli nie poprawi się w najbliższym czasie, to nie zdziwię się, jeśli trener postawi na Rafała Strączka. W pucharowym meczu z Wisłą na pewno. Ale też w lidze. Mimo wszystko jestem fanem Dawida i mam nadzieję, że się ogarnie i wróci do formy z poprzedniego sezonu.

Zagrali Milewski i Bosch, i z ich gry nic kompletnie nie wynikało. Sebastian generalnie niewiele wnosi do zespołu, jedynie raz na jakiś czas zagra dobry mecz. Jesse na razie wystąpił w Zabrzu i w Gdańsku i na razie cienizna totalna.

Adam Zrelak niewidzialny, podobnie jak Ilja Szkurin, który wszedł w drugiej połowie, choć Białorusin wypadł minimalnie lepiej niż Słowak, coś tam próbował powalczyć. Ale bez efektu.

Wprowadzony na boisko w drugiej połowie Adrian Błąd też już młodszy nie będzie. Z całym szacunkiem – także za poprzedni sezon, gdzie dawał radę, w tym zawodnik już piłkarsko po prostu nie pomaga. Kompletnie.

Reszta nie dała po prostu nic dobrego zespołowi i jako całość, zagraliśmy po prostu ultra beznadziejne zawody. Wiadomo też, że była przerwa z powodu zadymienia, ale psychologicznie, gdy sędzia pokazał doliczonych 16 minut, to powinniśmy natrzeć na tego rywala i po prostu go stłamsić. I trochę tej aferki zrobić, tak jak Wszołek z Jędzą zrobili nam w Warszawie. Oczywiście jakościowo – z idealną centrą i strzałem.

0-0-4, bramki 1:11. Bilans na wyjazdach tragiczny. Problem w tym, że ten bilans jest adekwatny do gry. W Łodzi było po prostu słabo, na Legii całkiem nieźle, za to na Górniku i Lechii totalnie beznadziejnie i dramatycznie. Jeśli trener chciał coś zmienić na wyjazdach, to na razie efektów nie ma. Jest tak samo źle jak było. Natomiast swoją drogą piłkarze muszą się ogarnąć, bo to naprawdę niemożliwe, że u siebie można, a na wyjeździe nie można. Nie wiem, może mówcie sobie do lustra przed wyjazdami: „O, ale fajnie, znów gramy na Nowej Bukowej, znów gramy na Arenie Katowice”. Taką mini ściemkę róbcie, żeby wydawało wam się, że gracie u siebie. Nie wiem.

W każdym razie znów robi się nieciekawie. My przegrywamy bezdyskusyjnie z Lechią, a takie Zagłębie jedzie do Poznania i wygrywa. Musimy jak ognia pilnować tej bezpiecznej strefy. A łatwo przecież nie będzie, bo zaraz czeka nas mecz z obecnie drugą i pierwszą drużyną w tabeli. Jeśli nie wygramy choćby jednego z tych dwóch meczów – będzie gorąco.

Niezależnie od tego i tej całej krytyki – będę powtarzał – wspieramy! Będę powtarzał, że ta drużyna zasłużyła już nieraz na to, by ją wspierać w trudnym momencie. Dali nam ekstraklasę, to teraz zróbmy wszystko – także my, jako kibice – żeby tę ekstraklasę utrzymać. Wszyscy na Cracovię!

Kontynuuj czytanie

Felietony Piłka nożna

Powaga drużyny zachowana

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Po emocjach – dodajmy bardzo pozytywnych – związanych z meczami reprezentacji, czas wrócić do ligowej piłki. Oj działo się, działo, mimo że to tylko dwa tygodnie. Najmniej w tym wszystkim istotnym był chyba mecz z Górnikiem Zabrze, sparingowy Śląski Klasyk, który GKS Katowice wygrał w samej końcówce 2:1. Bohaterem spotkania – o ile w ogóle określenie „bohater” pasuje (nie pasuje) do meczu kontrolnego, był zawodnik, którego w GieKSie już nie ma. Aleksandrowi Buksie skrócono wypożyczenie z Górnika i zawodnik poszedł dalej – do Polonii Warszawa. Nie pierwszy i nie ostatni raz okazało się, że to, co mówią kibice o piłkarzu – opierając się na swoich obserwacjach i opiniach – materializuje się w związku z danym zawodnikiem. Od początku wiedzieliśmy, że Olek to „odrzut” z Górnika, a nie realne wzmocnienie i raczej nic z tego nie będzie. To nic personalnego do zawodnika. Po prostu są piłkarze, którzy tym realnym wzmocnieniem są (później się sprawdzają lub zawodzą), a są tacy, gdzie jakaś metamorfoza na plus rozpatrywana jest raczej w kategorii wielkiego zaskoczenia.

Pojawiły się jednak też solidne wzmocnienia, przynajmniej tak się wydaje. Emana Markovića widziałem podczas meczu z Górnikiem i zaprezentował się bardzo przyzwoicie, strzelił bramkę, był aktywny. Cały czas czekamy na wejście do składu Jesse Boscha, który co prawda w GKS już zadebiutował, ale jeszcze nie wywarł żadnego piętna na grze zespołu. No i transfer niemal last minute – Ilja Szkurin i to wydaje się być wyjściowo kapitalne wzmocnienie. Co prawda w Legii zawodnik zawiódł i tam się go pozbyli – uważam zbyt pochopnie – ale przecież w Stali Mielec ten piłkarz wiązał krawaty. Choć marnował w warszawskim klubie sytuacje na potęgę (także w meczu w Katowicach), to przecież trafiał do siatki w finale Pucharu Polski, w superpucharze, na Nowej Bukowej mimo wszystko również, kiedy to aż uklęknął i schował twarz w dłoniach z ulgi po odblokowaniu i celebrował tym swoją radość.

Doszło też do jednego oczywistego wzmocnienia, które jest sytuacją nieoczywistą. Mianowicie, do GKS… nie trafił Tymoteusz Puchacz. Większości kibiców spadł kamień z serca. Nie wiemy, co do głowy przyszło trenerowi, że chciał mieć w drużynie tego hm… celebrytę. Można mówić o ambicji tego chłopaka, walorach czysto piłkarskich i na siłę unikać jak ognia tego, co sobą prezentuje… generalnie. Człowiek, który swoją „karierę” zbudował na farmazonie i JBL-ach, bo tak naprawdę nigdy się nie wyróżniał niczym poza szybkością. Wielu było w światowej piłce piłkarzy, którzy wydawali się wielkimi odkryciami, bo robili te efektowne sprinty. Tyle, że później okazywało się, że gdy przeciwnicy ich przeczytali, poza szybkością nie mieli nic do zaoferowania.

GieKSa potrzebuje piłkarzy, którzy są poważni i poważnie podchodzą do tego wszystkiego. Trzeba patrzeć na konteksty. To, że Afrykanie przyjeżdżają na Mundialu na mecze i wchodzą na stadion tańcząc i śpiewając to zupełnie inny kulturowo schemat niż w Europie. I tam to pasuje. Tutaj nie. Jeśli jeden piłkarz będzie traktował ten sport tylko jako głównie zabawę i taką czystą radość z życia, to w naszej kulturze to po prostu będzie wyraz braku profesjonalizmu. Nie będzie to „dostrojone” do całości. Nie zrozumcie mnie źle – nie mówię, że piłkarze mają się nie cieszyć z uprawiania tego sportu, nie czerpać radości z gry, ze zwycięstw, z tego, że być może mają najlepszą pracę świata. Mają się cieszyć, jak najbardziej. Tylko jest różnica pomiędzy tym cieszeniem się i utrzymywanie profesjonalizmu – nie tylko na boisku, ale także poza nim – a zwykłym… pajacowaniem.

Byli tacy pajacujący piłkarze, którzy dobrze się zapowiadali, mieli piłkarsko papiery może nawet na Złotą Piłkę, a skończyli na peryferiach futbolu. Pierwszy do głowy przychodzi taki Mario Balotelli, który przecież talent miał wybitny, ale rozmienił go na drobne swoimi głupotami typu puszczanie fajerwerków w łazience czy wjeżdżanie na teren więzienia dla kobiet.

Może Puszka aż tak spektakularnych ekscesów nie miał, ale te różne celebryckie historie z Julią Wieniawą, wypisywanie do Dody na Instagramie czy jakieś akcje z tym Slow Speedem, czy ja tak się zwie ten osioł (WTF?) to po prostu taka błazenada, że nie przystoi to piłkarzowi czy kandydatowi na piłkarza GieKSy. Wystarczy spojrzeć na takiego Arka Jędrycha, normalny spokojny facet i jako kapitan wzór. I zestawcie go w drużynie z Puszkinem… aaaaa, szkoda gadać. A dziw, że kiedyś grali razem.

W czasach, kiedy jeszcze nie gryzłem się w język (teraz jestem kilka lat dojrzalszy) napisałem zaraz po meczu z Bytovią:

Więc spadaj sobie Puczi „zapierdalać tak jak Kante” do Poznania, bo ostatnio pogwiazdorzyłeś i jeśli nie opanujesz sodówki, to nici z kariery.

Cóż… Przez te sześć lat na farmazonie wycisnął maxa. Szacun. To też jest umiejętność. Ale prawda gwiazdorzenia prędzej czy później wychodzi.

Puchacz był jedną z twarzy spadku do drugiej ligi. Ktoś powie, że Arkadiusz Jędrych i Adrian Błąd też byli. No byli – i nawet sam miałem zdanie, że z tymi zawodnikami wiele nie osiągniemy i powinni odejść. Ale zostali w GieKSie przez tyle lat i awansowali – do pierwszej ligi i do ekstraklasy. I jakkolwiek dalej uważam, że od czasu, kiedy na GieKSie się udzielam, czyli przez te 20 lat większość moich przewidywań się sprawdzała, to tutaj akurat nie. Co do Arka i Adriana mogę powiedzieć jedynie – sorry panowie, pomyliłem się.

Nie sądzę, że cokolwiek takiego mogłoby się przydarzyć przy Tymoteuszu. Choć mimo wszystko mu tego życzę, bo ciągle chłopak jest młody, ma 26 lat i jeśli rzeczywiście by się ogarnął, to coś jeszcze może w tę piłkę pograć. Nie na najwyższym poziomie, ale jakiś klub z ekstraklasy może go przygarnąć.

Podsumowując więc – bo już dajmy spokój Puchaczowi – to naprawdę świetna wiadomość, że do nas nie trafił. Nie wiem, co tam się podziało, czy GieKSę wyd… wymanewrował, ale sama ta historia z wysypaniem się jego transferu przecież do niego bardzo pasuje. Niech się kopie po czołach z Azerami, krzyżyk na drogę i obyśmy już nigdy więcej nie mieli pomysłów ściągania takich „gwiazdorów” do naszego klubu. Bądźmy poważni.

Napisałem wcześniej, że mecz z Górnikiem, sparing sparingiem… Niestety wydarzyła się rzecz, której najmniej byśmy chcieli. Aleksander Paluszek zerwał więzadła w kolanie i na wiele miesięcy z jego gry będą nici. Jak to dobrze ktoś napisał – szkoda, że zagrał z Radomiakiem, bo tylko narobił nadziei… To prawda, debiut zawodnika w katowickich barwach był bardzo obiecujący. Nie pozostaje nic innego, jak trzymać kciuki za zawodnika i życzyć szybkiego powrotu do zdrowia.

Niestety w związku z tym skomplikowała się nasza sytuacja w obronie. Nie pozyskaliśmy dodatkowego obrońcy i GieKSa będzie musiała rzeźbić w tym, co ma. Póki co nasza defensywa nie spisuje się dobrze w lidze, tracimy mnóstwo bramek, a ostatni mecz na zero z tyłu rozegraliśmy prawie pięć miesięcy temu. Jeśli chcemy się utrzymać i punktować w lidze, ten aspekt musi być poprawiony. Nie zawsze bowiem będziemy strzelać cztery gole, jak z Arką, i trzy – jak z Radomiakiem. Tak więc Arek Jędrych, Marten Kuusk, Lukas Klemenz i Alan Czerwiński będą musieli wziąć tę odpowiedzialność i praktycznie w tym kwartecie zamykają się nasze możliwości. Problem się pojawi, gdy przyjdą kartki czy nawet drobne urazy. Choć Bartek Jaroszek to fajny chłop, ratowanie się nim będzie aktem desperacji. Ale pozdro Bartek 😉

Jutro czeka nas starcie z Lechią Gdańsk. Wyjazdy, ach te nieszczęsne wyjazdy. Mamy z nimi potężny problem i to nie od dziś. Choć w tym roku katowiczanie wygrali przecież w Częstochowie, Wrocławiu czy Gdańsku właśnie, to seria czterech porażek z rzędu na wiosnę czy trzech w obecnym sezonie jest niepokojąca. Dodatkowo przyglądając się tym spotkaniom – w większości GKS nie miał czego szukać. Patrząc jeszcze na wiosnę, najlepszy był mecz z Motorem, ale pozostałe przegrane to była lipa. Teraz bardzo słabe występy w Łodzi i Zabrzu, niezły w Warszawie. To za mało. Trener na konferencji po Górniku mówił o tym, że możliwa jest jakaś zmiana, jeśli chodzi o delegacje. Na czym będzie ona polegać – zobaczymy.

Nadal wielkim problemem są też bramki tracące w końcówkach połów. Od tych pięciu miesięcy w dwunastu meczach GKS stracił trzynaście bramek w ostatnich pięciu minutach pierwszej lub drugiej połowy. I z Radomiakiem tak było, a gdyby sędzia uznał gola w końcówce meczu – mielibyśmy tego jeszcze więcej. Fatalna statystyka i ja naprawdę łapię się na tym, że marzę, żebyśmy w pierwszej połowie dociągnęli choćby do 0:0. W obecnym sezonie udało się to tylko raz – w pierwszej kolejce.

Lechia to nie będzie łatwy przeciwnik, ale nie jest to rywal nie do ogrania. Co prawda słynął z tego, że strzelał i tracił mnóstwo bramek, ale ostatnio się to trochę zmniejszyło. Bo ultrabezbarwnym i nudnym meczu Lechiści pokonali w derbach Arkę 1:0, a w Białymstoku przegrali 0:2. A wiemy, że wcześniej dostali oklep w Lubinie 2:6. Można więc tej ekipie strzelać bramki, zresztą GKS w ostatniej kolejce poprzedniego sezonu trafił w Gdańsku trzy razy, natomiast jak uruchomi się Bobcek z Wiunnykiem, to naprawdę trzeba się mieć na baczności i nasza obrona musi być zwarta i zwrotna.

Mecz z Radomiakiem był epicki. Pod kątem emocji to było jedno z najlepszych spotkań od wielu lat, niektórzy kibice musieli do siebie dochodzić po nim przez kilka dni. Dużo dało to jednak pozytywnej adrenaliny i nakręcania się na dalsze losy naszego zespołu.

Jednak kochani – Lechia jest dopiero jutro. Teraz i dzisiaj najważniejszy jest inny mecz GieKSy. Wszyscy o 18:00 trzymamy kciuki za dziewczyny w boju z Twente Enschede. Dajcie z siebie Dziołszki wszystko, żeby przed rewanżem mieć jak najlepszą sytuację wyjściową!

Kontynuuj czytanie

Piłka nożna

Ilja Szkurin w GieKSie!

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Ilja Szkurin został nowym zawodnikiem GKS Katowice. Napastnik będzie występować w klubie przez trzy kolejne sezony, a umowa zawiera opcję przedłużenia kontraktu. 26-letni Białorusin reprezentował do tej pory Legię Warszawa. 

Szkurin w przeszłości występował między innymi w CSKA Moskwa, Dynamo Kijów, Hapolel Petah Tikawa. Udane występy w tym ostatnim klubie zaowocowały transferem do Stali Mielec. W sezonie 2023/24 zdobył 16 bramek i został wicekrólem strzelców Ekstraklasy. W trakcie kolejnej kampanii, w lutym bieżącego roku, został kupiony przez Legię Warszawa. W ostatnim sezonie Ekstraklasy Szkurin wystąpił w 33 spotkaniach (20 w Stali Mielec i 13 w Legii Warszawa) i strzelił 7 bramek (odpowiednio: 5 i 2). Do tego dołożył dwa trafienia w Pucharze Polski dla Legii, w tym jedno w finale. W trwającym sezonie wystąpił w 9 meczach (3 Ekstraklasa, 4 Liga Europy, 1 Liga Konferencji i 1 Superpuchar Polski), w których zdobył jedną bramkę – w finale Superpucharu Polski, dając tym samym Legii kolejne trofeum. 

Życzymy powodzenia w naszych barwach!

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga