Piłka nożna Prasówka
GKS Katowice nakręcił pucharowy thriller
Zapraszamy do przeczytania fragmentów doniesień mediów na temat wczorajszego pucharowego spotkania ŁKS Łódź – GKS Katowice 1:2 (0:1).
lodzkisport.pl – ŁKS pomógł awansować GKS-owi Katowice
ŁKS Łódź zagrał słabe spotkanie przeciwko GKS-owi Katowice w 1/16 finału STS Pucharu Polski. Łodzianie długimi fragmentami dawali swoim rywalom zbyt dużo miejsca, a to bez problemu wykorzystywał zespół z PKO Ekstraklasy. Zawodnicy ŁKS-u mieli też duży, zbyt duży udział przy obu trafieniach przeciwnika.
Nie tak ten wieczór wyobrażał sobie Szymon Grabowski. Trener ŁKS-u chciał, aby jego podopieczni stanęli na wysokości zadania i wyeliminowali GKS Katowice. Niestety zamiast tego łodzianie w zasadzie podarowali przeciwnikom dwie bramki. Tak naprawdę ŁKS obudził się dopiero w 84. minucie po samobójczym trafieniu GKS-u. Od tamtej pory gospodarze naciskali rywala z ekstraklasy, ale nie zdołali już umieścić piłki w siatce, chociaż gospodarze wypracowali sobie znakomitą okazję strzelecką w ostatniej akcji tego spotkania.
[…] Długimi fragmentami w tym meczu ŁKS Łódź nie radził sobie z atakami GKS-u, który zbyt łatwo potrafił przedostawać się pod bramkę Łukasza Jakubowskiego i m.in. jego znakomita postawa między słupkami sprawiła, że ŁKS nie przegrał wyżej.
[…] W ofensywie ŁKS także nie wyglądał zbyt dobrze. Gol był efektem błędu Artura Jędrycha, który trafił do własnej siatki. Trzeba jednak oddać ŁKS-owi, że potrafił zagrażać bramce Rafała Strączka. Zawodnicy ŁKS-u podejmowali jednak często złe decyzje w polu karnym.
dziennikzachodni.pl – GKS Katowice nakręcił pucharowy thriller w Łodzi. Na szczęście z pomyślnym zakończeniem. Powinno być 4:0, a skończyło się 2:1
GKS Katowice w 1/16 STS Pucharu Polski pokonał w Łodzi pierwszoligowy ŁKS 2:1. Sytuacje, jakie zmarnowali piłkarze Rafała Góraka, powinny ich prześladować po nocach.
GKS Katowice był faworytem pucharowego meczu z ŁKS-em w Łodzi. Stwierdzenie to wynikało przede wszystkim z różnicy w klasach rozgrywkowych, ale także z deklaracji Rafała Góraka, że zespół z Nowej Bukowej STS Puchar Polski traktuje absolutnie poważnie.
Mniej serio do tego meczu podszedł Ilia Szkurin, bo nonszalancja, z jaką Białorusin marnował w pierwszej połowie świetne okazje do zdobycia gola, mocno irytowały nie tylko szkoleniowca i kibiców GKS-u. Tym bardziej, że w bramce łodzian debiutował 18-letni Łukasz Jakubowski, który swoimi interwencjami ucierał nosa ewidentnie lekceważącego go napastnika.
Przewaga katowiczan nie podlegała dyskusji. Gospodarze nie mieli argumentów, by oprzeć się tej nawałnicy, ale ostatecznie sami rywalom pomogli. Sebastian Rudol pogubił się we własnym polu karnym, sfaulował atakującego go Szkurina i Arkadiusz Jędrych pewnie wykorzystał rzut karny, dając GKS-owi zasłużone prowadzenie.
Po przerwie czas płynął dość monotonnie, ale w 60 minucie Bastien Toma popełnił błąd, a Szkurin za trzecim razem wreszcie trafił do siatki, bo kopnął piłkę potężnie, bez kombinowania. Co najmniej tak samo z tego gola ucieszył się Bartosz Nowak, bo partner wreszcie wykorzystał jedno z całej serii jego świetnych podań.
Za nieskuteczność zazwyczaj jednak się płaci. W Łodzi od tej reguły wyjątku nie było. Na sześć minut przed końcem Arkadiusz Jędrych pokonał dla odmiany Rafała Strączka i zrobiło się mocno nerwowo, a awans zaczął się chwiać. Ostatecznie jednak udało się go katowiczanom utrzymać dzięki… Szkurinowi, który w ostatniej sekundzie zablokował strzał na remis.
katowickisport.pl – GKS Katowice gra dalej w pucharze Polski. ŁKS bez szans
Piłkarze GKS-u Katowice nie dali większych szans piłkarzom ŁKS-u Łódź w 1/16 finału STS Pucharze Polski. Co prawda końcówka była bardzo nerwowa, ale z przebiegu całego spotkania awans podopiecznych Rafała Góraka jest jak najbardziej zasłużony. Każdy inny rezultat byłby po prostu niesprawiedliwy.
ŁKS dobrze zaczął spotkanie 1/16 finału pucharu Polski. Podopieczni trenera Grabowskiego dłużej utrzymywali się przy piłce, a GKS miał problem, żeby wyprowadzić piłkę z własnej połowy. Nie trwało to jednak długo, bo im dłużej trwał mecz, tym większa robiła się przewaga gości. Dwie świetne sytuacje miał Ilya Shkuryn, ale Białorusin w obu przypadkach przegrał pojedynek z Łukaszem Jakubowskim. Napastnik GKS-u może żałować zwłaszcza tej drugiej, bo w sytuacji sam na sam z młodym bramkarzem ŁKS-u Łódź, kompletnie go zlekceważył i w zasadzie próbując podcinki podał piłkę w ręce Jakubowskiego.
To, co udało się uratować Jakubowskiemu, zawalił Sebatian Rudol. Obrońca przyjmował niedokładną piłkę zagraną przez zawodników GKS-u i zrobił to dobrze. Problem pojawił się, gdy Rudol potknął się, co wykorzystał przeciwnik. Zawodnik ŁKS-u próbował się ratować, chcąc zagrać do Jakubowskiego, ale został uprzedzony przez Wasielewskiego i kopnął go w nogi. Sędzia podyktował rzut karny, który bez problemu na bramkę zamienił Artur Jędrych.
Strata gola trochę obudziła ŁKS, ale nadal gospodarzy musiał ratować Jakubowski, który po dwóch strzałach Shkuryna znakomicie poradził sobie także z próbą Bartosza Nowaka, który w dziecinny sposób zwiódł Krykuna i stanął przed znakomitą szansą w polu karnym ŁKS-u. Dzięki swojemu bramkarzowi ŁKS przegrywał do przerwy z GKS-em Katowice tylko 0:1.
Po zmianie stron znów ŁKS zaczął odważnie, ale już po upływie dwóch minut mogło być 0:2. Nowak zagrał do Marcela Wędrychowskiego, a ten ściął do środka i lewą nogą zza pola karnego uderzył w słupek. ŁKS w kolejnych minutach zaczął kreować jakieś sytuacje. Znakomitą miał Serhij Krykun, ale zbyt długo zwlekał ze strzałem. Głową uderzał też Mateusz Lewandowski. To był dobry moment ŁKS-u, ale gospodarze błyskawicznie zostali zgaszeni przez GKS. Łodzianie stracili piłkę przed własnym polem karnym. Piłka szybko trafiła do Shkuryna, który w myśl zasady “do trzech razy sztuka” tym razem się nie pomylił i pokonał Jakubowskiego.
Niewiele przemawiało za bramką dla ŁKS-u, ale takowa padła. Artur Jędrych, a więc kapitan i strzelec pierwszego gola dla GKS-u niefortunnie interweniował we własnym polu karnym i pokonał własnego bramkarza. Ten gol wlał na nowo nadzieję w serca kibiców i samych piłkarzy z Łodzi. W 88. minucie byliśmy świadkami długo wyczekiwanego powrotu Andreu Arasy, który zmienił Mateusza Lewandowskiego. Ełkaesiacy nacierali i w ostatniej akcji meczu przed znakomitą szansą stanął Mateusz Wysokiński. Ofiarnie zablokował go jednak Shkuryn i uchronił swój zespół przed dogrywką.
expressilustrowany.pl – Beznadziejna postawa łódzkiej drużyny na pustym stadionie
Piłkarze ŁKS w spotkaniu 1/16 finału Pucharu Polski, rozegranym przy al. Unii, przegrali 1:2 z GKS Katowice. Wszystkie gole zdobyli goście! Łodzianie zaprezentowali fatalny styl i nie ma się co dziwić, że na trybunach nie było prawie wcale kibiców! Widać, fani przeczuwali, że nie warto wybierać się na stadion, by oglądać tak słabych ełkaesiaków.
Niespodzianki na stadionie przy al. Unii nie było. ŁKS, wystraszony niczym kompletny nowicjusz, przegrał z ekstraklasowym GKS Katowice i odpadł z rozgrywek Pucharu Polski. Śląski zespół wystąpił w rezerwowym składzie (pięć zmian w wyjściowej jedenaste w porównaniu z dwoma poprzednimi meczami ekstraklasy), ale mimo to zdominował wydarzenia na łódzkim stadionie.
Łodzianie zostali zmuszeni do roli statystów i obserwatorów boiskowych wydarzeń. A wszystko przez to, że najzwyczajniej w świecie zabrakło im umiejętności oraz determinacji i niezbędnej woli walki. Pewnie po tym meczu wiadomo już, ile dzieli ełkaesiaków od krajowej elity. A należy przy tym pamiętać, że GKS to przeciętniak ekstraklasy, który po trzynastu mistrzowskich seriach znajduje się na piętnastej pozycji w tabeli!
Należy oczywiście odnotować, że w ŁKS też zabrakło dwóch ważnych zawodników: Michała Mokrzyckiego (infekcja), Krzysztofa Fałowskiego (uraz stawu skokowego), a także Łukasza Bomby (przeciążenie stopy).
W ŁKS zadebiutował Łukasz Jakubowski i trzeba przyznać, że 18-letni bramkarz doskonale się zaprezentował. Gdyby nie jego wyśmienita postawa, to gospodarze już do przerwy przegrywaliby 0:4! Skończyło się na jednym golu po rzucie karnym podarowanym gościom przez Rudola. Postawa defensora ŁKS w tej akcji wołała o pomstę do nieba!
Tuż po przerwie ŁKS mógł mówić o szczęściu, bowiem piłka po strzale Wędrychowskiego trafiła w słupek. Później znów dobrą interwencję popisał się młodzian strzegący bramki gospodarzy. W 61 minucie Jakubowski był już bezradny przy strzale Skhurina, ale akcja GKS to zasługa…Tomy!
Tuż przed końcem spotkania, po dośrodkowaniu Balicia, piłkę, po niegroźnej sytuacji, do własnej siatki skierował Jędrych.
Mecz obejrzało, jak podali organizatorzy 3280 widzów, w tym 1/3 stanowili fani śląskiej drużyny.
gol24.pl – GKS Katowice z awansem w STS Pucharze Polski. ŁKS Łódź o klasę gorszy od ekstraklasowicza
GKS Katowice we wtorkowy wieczór zapewnił sobie awans do 1/8 finału STS Pucharu Polski. Przedstawiciel PKO Ekstraklasy wygrał na wyjeździe z ŁKS Łódź 2:1 po golach Arkadiusza Jędrycha i Ilji Szkurina. Ten pierwszy wpisał się na listę strzelców także po stronie gości, notując trafienie samobójcze.
Od początku spotkania GKS Katowice miał dużą przewagę, ale objął prowadzenie dopiero tuż po upływie pół godziny gry i to po fatalnym błędzie rywali. Sebastian Rudol nie zdołał dobrze przyjąć piłki we własnym polu karnym i chwilę później sfaulował rywala. Do „jedenastki” podszedł Arkadiusz Jędrych i pewnym uderzeniem – wpisał się na listę strzelców.
Mimo prowadzenia, katowiczanie mogli czuć niedosyt, bo jeszcze w pierwszej połowie mogli rozstrzygnąć sprawę awansu do 1/8 finału STS Pucharu Polski.
Po zmianie stron popularna GieKSa zadała drugi cios. Piłkę do siatki gospodarzy skierował Ilja Szkurin, który wcześniej nie wykorzystał kilku bardzo dobrych okazji.
Gdy wydawało się, że GKS Katowice dociągnie pewne prowadzenie do ostatniego gwizdka, w 84. minucie niespodziewanie futbolówkę do własnej bramki skierował Arkadiusz Jędrych. Doświadczony defensor fatalnie interweniował we własnym polu karnym przy dośrodkowaniu z bocznej strefy boiska.
ŁKS Łódź ruszył do ataku, ale nie zdołał strzelić drugiego gola, który dałby dogrywkę. W efekcie to przybysze z Katowic cieszyli się z awansu do 1/8 finału rozgrywek.
Piłka nożna
Losowanie PP: Koncert życzeń GieKSa.pl
Już jutro o godzinie 12:00 w siedzibie TVP Sport odbędzie się losowanie 1/8 finału Pucharu Polski. W stawce pozostało już tylko 16 drużyn: 10 ekip z ekstraklasy, 4 drużyny z I ligi, 1 z II ligi oraz 2 z III ligi. Postanowiliśmy podzielić się z Wami naszymi typami i marzeniami dotyczącymi rywala w nadchodzącej rundzie. A co przyniesie los? Zobaczymy już we wtorkowe południe.
Fonfara
Ciekawym pojedynkiem bez wątpienia byłby mecz z Polonią Bytom i możliwość spotkania Jakuba Araka, który właśnie w naszym klubie się przecież odblokował. Najgorszymi opcjami wydają się być Raków Częstochowa i Piast Gliwice, bowiem rywale o takim podejściu do piłki nożnej dodatkowo zabierają kibicom chęć przychodzenia na mecze w środku tygodnia.
Kosa
Na pewno chciałbym uniknąć (dokładnie w takiej kolejności): Górnika, Jagiellonii, Rakowa i Lecha. Z pozostałymi ekstraklasowiczami możemy zagrać, choć oczywiście preferowałbym wtedy domowe spotkanie.
Natomiast z pewnych wyjazdów, czyli wylosowania drużyn z niższych lig, to ciekawie wyglądałaby Avia (niedaleko, niska liga) oraz Polonia Bytom (lokalnie, dawno nie graliśmy). Wyjazdowicze nie obraziliby się zapewne także na Śląsk we Wrocławiu.
Ciekawostką jest to, że jeśli wylosujemy na wyjeździe Raków, Widzew, Jagiellonię lub Lechię, to… w 2025 roku zagralibyśmy aż trzy wyjazdowe spotkania z tymi rywalami.
Flifen
Najśmieszniej byłoby zagrać przeciwko Wiśle Kraków lub Pogoni Szczecin. W przypadku wygrania z jakimikolwiek kontrowersjami, z którymkolwiek z tych klubów, content na Twitterze Alexa Haditaghiego bądź Jarka Królewskiego byłby nieziemski. Natomiast pod względem poziomu sportowego i kibicowskiego dobrym losowaniem byłaby Polonia Bytom, która powinna być na spokojnie do ogrania, a i frekwencja w takim meczu nie powinna zawieść.
Misiek
Najbardziej chciałbym zagrać z Avią Świdnik lub Zawiszą Bydgoszcz lub Polonią Bytom, ponieważ to są stadiony, na których jeszcze nie byłem. Najbardziej nie chciałbym zagrać z Rakowem Częstochowa, ponieważ znów byłyby dwa mecze koło siebie w pucharze i w lidze, oraz nie widzi mi się wyjazd do Chojnic w środku tygodnia z powodu mało atrakcyjnego rywala i odległości.
Kazik
Z osobistych pobudek to Śląsk Wrocław, w zeszłym sezonie nie było mi dane tam pojechać, a teraz może się uda. Nie wiem, gdzie Polonia Bytom będzie grała ewentualnie ten mecz, ale jechać tam na ten orlik ze sztuczną trawą i granulatem niespecjalnie mi się uśmiecha… jeszcze Jakub Arak coś strzeli, a lubię go i nie chcę tego zmieniać 🙂
Marek
Przez tyle lat czekaliśmy na Puchar Polski jak na okno do Ekstraklasy z nadzieją, aby uchyliło się chociaż odrobinę i pozwoliło oddychać tym samym powietrzem co krajowa elita… Dzisiaj tuzy Ekstraklasy otwierają listę drużyn, z którymi nie chcemy grać na tym etapie. To najlepszy dowód na to, jaki skok wykonaliśmy przez ostatnie dwa lata: nomen omen lata świetlne! Z uwagi na zależności rodzinne (kuzyni z Dolnego Śląska kibicujący Śląskowi) najbardziej chciałbym trafić Śląsk na wyjeździe. U siebie zdążyliśmy zagrać i razem z kuzynami oglądaliśmy to „widowisko” na starej Bukowej. We Wrocławiu z uwagi na Święta nie mieliśmy szans się spotkać. Poza tym z uwagi na cykl „Okiem rywala” łapię kontakt z przedstawicielami innych klubów – z jednymi gorszy, z drugimi lepszy i czasem wbijamy sobie różne szpilki 😉 Tym kluczem chciałbym trafić na Widzew (pozdrawiam Michał) lub Koronę (piona Michał i marxokow). Górnik za to dopiero w finale, najlepiej na Śląskim, bo 3 maja córka ma komunię, więc logistyka byłaby łatwiejsza 😂 Rywali z niższych lig trochę się boję, z uwagi na stan boiska w grudniowe popołudnie, ale bytomski orlik powinien być wtedy jak najbardziej zdatny do użytku 😜 Tak czy inaczej, sam fakt, że w listopadzie rozmawiamy jeszcze o GieKSie w Pucharze Polski jest dla mnie powodem do uśmiechu. Czas na kolejny krok w stronę Narodowego.
Błażej
Przede wszystkim dla mnie zawsze liczy się awans, a będzie łatwiej o kolejną rundę, grając z niżej notowanym rywalem. By nie jeździć daleko, życzyłbym sobie Avię Świdnik. Polonia Bytom niby fajny rywal, ale chyba tylko jeśli mielibyśmy grać na Śląskim. Granie na Orliku w grudniu z rywalem, który dobrze się prezentuje, może nie być takie proste. Jak mamy grać z kimś z Ekstraklasy to najlepiej u siebie z Piastem. Widać po wywiadach, że trenerowi Górakowi zależy mocno by w tym roku grać w PP na wiosnę, pewnie taki cel postawili sobie przed drużyną i chcą go skutecznie realizować. Fajnie byłoby to zrealizować, bo granie na wiosnę w PP byłoby małą nowością dla nas.
Jaśka
Ja napiszę króciutko: wszyscy byle nie Górnik, mamy ostatnio złe wspomnienia z nimi odnośnie pucharu Polski.
Shellu
Na pewno nie chciałbym trafić na Wisłę Kraków. Nie dość, że mecz na wyjeździe, to jeszcze z piekielnie mocnym i rozpędzonym rywalem. Spokojnie – zmierzymy się z nimi w ekstraklasie. Zdecydowanie chciałbym też uniknąć Korony czy Górnika. Jeśli chodzi o zespoły z ekstraklasy, to nie pogardziłbym Widzewem, nawet jeśli byłby na wyjeździe. Musimy tę ekipę w końcu przełamać. Polonia Bytom i Śląsk Wrocław nie byłyby złe. Nie pogardziłbym także powrotem do Chojnic, z uwagi na ładnie położony stadion i dobre wspomnienia. A najbardziej kuriozalnym losowaniem będzie Raków na wyjeździe i dwa mecze przy Limanowskiego w grudniowym mrozie – na tym najzimniejszym stadionie w Polsce 😉
Felietony
I co, niedowiarki?
Mam satysfakcję, nie powiem. Może to i małostkowe, bo stwierdzenie „a nie mówiłem?”, często dotyczy jakichś utarczek, sporów, w których jedna strona chce coś udowodnić drugiej. Często jednak ta chęć „żeby było po mojemu” dotyczy pokazania, że coś poszło źle (tak jak przewidywałem), że ktoś nie dał rady (tak jak mówiłem). Tutaj jest inaczej. Mam satysfakcję, że zaraz po meczu z Lechem Poznań, kiedy wielu kibiców zmieszało drużynę i trenera z błotem – napisałem felieton przypominający, w jakim jeszcze niedawno byliśmy miejscu, jakie mieliśmy kryzysy i z jakiego bagna udawało nam się wygrzebać. I że teraz nie należy odtrąbiać sportowego upadku GieKSy i desperacko nawoływać do zmiany trenera. Kazimierz Greń mówił kiedyś „ruda małpo, ja jeszcze żyję”. Widziałem nie światełko, a duże światło. Widziałem, że GieKSa w końcu zaczęła grać swoje w Płocku, a i mecz z Lechem był dobry, choć przegrany. I poszło.
Oczywiście po felietonie czytałem standardowe opinie, że nie można żyć przeszłością, nie ma nic za zasługi i tak dalej. Że Górak słaby i należy go zmienić. Tyle, że ja nie pisałem o zasługach i obojętnym przechodzeniu obok porażek. Pisałem o tym, że ten trener, z tymi (niektórymi) zawodnikami był w kryzysie i potrafił z niego – nawet spektakularnie – wychodzić. I że słabszy początek sezonu, który i tak nie jest dramatyczny, bo jesteśmy „jedynie” na pograniczu strefy spadkowej, absolutnie nie jest momentem na zburzenie wszystkiego i drastyczne ruchy. Nie będę już przytaczał inwektyw w kierunku szkoleniowca i nazwijmy to – bezceremonialnego nawoływania, żeby opuścił nasz klub. Bo osoby, które wygłaszają takie tezy w taki sposób pokazują, że nie mają krzty szacunku. Nie wiem ile tych osób jest, bo mocno rozmija się to, co widzę na stadionie z tym, co w internecie. Może te moje artykuły są bezzasadne, bo może to są boty lub jakaś cyberwojna i podstawieni ludzie przez jakieś konkurujące kluby. Ale pisząc poważnie – skala tego, co w słabszym okresie GieKSy czytam w komentarzach i opiniach, jest porażająca. Na szczęście nie dotyczy to trybun.
O tym, że niektóre osoby są niereformowalne napiszę dalej. Większość kibiców bowiem się cieszy. Cieszy z tego, że od meczu z Lechem Poznań, GieKSa wskoczyła na jakieś niebywałe obroty i wygrała cztery kolejne mecze – trzy w lidze, jeden w Pucharze Polski. Jeśli chodzi o ekstraklasę to pierwszy taki wyczyn od 22 lat. W poprzednim, tak radosnym przecież sezonie, katowiczanom nie udało się triumfować w trzech kolejnych meczach. I tu dochodzimy do pewnych mitów, powielanych przez wielu. Te mity obowiązywały już na wiosnę, obowiązują i teraz.
Otóż utarło się, jaka to jesień zeszłego roku była wspaniała. Banda zakapiorów i tak dalej. GieKSa grająca z polotem, bezkompromisowo i bez kompleksów. I przede wszystkim – wygrywająca w bardzo dobrym stylu z Jagiellonią i Pogonią. I to wystarczyło by na koniec roku cieszyć się z 23 punktów. Na wiosnę pojawiły się narzekania na słabszą grę GKS, że to już nie jest taka postawa jak jesienią. Tymczasem GKS punktował na tyle solidnie, że do końca sezonu zapewnił sobie jeszcze 26 oczek i to w mniejszej liczbie spotkań, bo przecież jesienią jedno było awansem. Szybkie utrzymanie na pięć kolejek przed końcem. Ale nie – trzeba było ponarzekać, że jest słabiej.
Od początku obecnego sezonu niepokoiliśmy się o nasz zespół. GieKSa punktowała bardzo słabo i po czterech kolejkach miała na koncie tylko jeden remis u siebie z Zagłębiem. Media i wszelkiej maści specjaliści ochrzciły nas głównym kandydatem do spadku. Uwierzyli też w to chyba niektórzy kibice. Będzie ciężko wygrać choćby jeden mecz i tak dalej, bo w ogóle zobaczcie na ten świetny Radomiak. Potem było nieco lepiej i nawet katowiczanie wygrali z Arką czy tymże Radomiakiem, ale na wyjazdach nasz zespół nadal grał fatalnie i przegrał cztery mecze. To jednak ciągle powodowało zaledwie balansowanie na granicy bezpiecznej strefy i dopiero w którymś momencie GKS znalazł się pod kreską. Nie poprawiło na długo nastrojów zwycięstwo w Pucharze Polski z Wisłą Płock (może dlatego, że tak mało ludzi to widziało) i remis z płocczanami. Po porażce z Lechem wiadro pomyj się wylało.
Minęły trzy kolejki. I teraz – po czternastej serii gier i tej kapitalnej… serii – warto odnotować, że GKS Katowice ma o jeden punkt więcej niż w analogicznym momencie poprzedniego sezonu! Tak – już byliśmy wówczas i po wspomnianych triumfach z Jagą i Portowcami, byliśmy również po rozgromieniu Puszczy 6:0. I nadal mieliśmy punkt mniej niż teraz. Więc ja się pytam – do czego my porównujemy i dlaczego mityzujemy poprzednią jesień. Tak – była pełna emocji i kapitalnych wrażeń. Ale patrzmy przede wszystkim na matematykę. I w żadnym wypadku nie chodzi mi o to, by teraz tamten okres zdewaluować. Chodzi o to, by się teraz otrząsnąć i spojrzeć na obecną sytuację bardziej rzetelnie. A wygląda to tak, że na początku sezonu było fatalnie, potem trochę lepiej, ale nadal źle, w końcu pojawiły się nadzieję na lepsze jutro w grze, choć jeszcze niekoniecznie w wynikach. Ale te też przyszły i wystarczyły dwa tygodnie od Motoru do Niecieczy, aby obecną sytuacją prześcignąć punktowo tamtą jesień. I dodać bonus w postaci Pucharu Polski.
Na całokształt wpływają poszczególne mecze, jak i cała runda. Ale wpływają także serie. I tak się składa, że rok temu w tym momencie byliśmy po remisie ze słabym Śląskiem oraz porażkach z Legią i Koroną Kielce, do tego po wtopie z Unią Skierniewice. To był najgorszy moment rundy, a pewnie i całego sezonu. Teraz wydaje się – miejmy nadzieję – że najgorszy punktowo okres mieliśmy we wrześniu. Ale te składowe rok temu i teraz sumują się na lekki plus obecnego sezonu. Oczywiście jest to dynamiczne – bo za kolejkę może się ten bilans zmienić. Rok temu w piętnastej serii wygraliśmy z Cracovią. Teraz gramy z Piastem.
Jednak wczoraj – o zgrozo – zobaczyłem kolejne komentarze. Halloween ma swoje przerażające prawa. I tu mi ręce i witki opadły już zupełnie. Może byłem naiwny, ale chyba jednak łudziłem się, że niektórych da się zadowolić. W trakcie meczu w Niecieczy, po pierwszej połowie, widziałem kolejne lamenty, jak to GKS nie ma pomysłu na grę i dał się zdominować. Boże… po trzech zwycięskich meczach, przy prowadzeniu do przerwy na wyjeździe z bezpośrednim rywalem do utrzymania, jeden czy drugi płacze w necie, że GKS dał się zdominować Termalice. Pamiętajcie panowie piłkarze i trenerzy – nie możecie się nisko bronić. Musicie ciągle bez ustanku atakować, być na połowie rywala, najlepiej mieć posiadanie piłki w okolicach 80 procent. Wtedy kibic GKS będzie zadowolony. A jeśli taka Termalica nas przyatakuje – bijmy na alarm. To nic, że niecieczanie mieli na tyle niewiele jakości, że jakoś szczególnie nie zagrozili bramce Strączka. Ważne, że okresowo mieli trochę więcej piłki na naszej połowie, oddali kilka strzałów z dystansu czy wątpliwej jakości strzały z pola karnego, które chyba z litości statystycy zsumowali do xG 1,70, bo nijak nie miało się to do obrazu tych uderzeń i rzeczywistego zagrożenia.
Utrata kontroli to była w Lublinie. Utrata była w końcówce w Łodzi. Tutaj – z perspektywy trybuny – nie miałem jakiejś wielkiej obawy o nasz zespół. Taką obawę miewam często, tym bardziej, że na stadionie dynamikę rywala odbiera się jakoś bardziej niż w telewizji. Więc bałem się jak cholera, że Korona w końcówce wyrówna, bałem się trochę, że do remisu doprowadzi ŁKS. W Niecieczy tego stresu nie miałem. Oczywiście różne rzeczy się w piłce dzieją i jak pisałem ostatnio – GKS lubi coś zmajstrować – ale widziałem dużo pewności w poczynaniach defensywnych naszych zawodników, którym najwidoczniej coś „kliknęło” i przestali robić głupie błędy. Za głowę złapałem się tylko raz – gdy Marcel Wędrychowski zrobił Marcela Wędrychowskiego, czyli poszedł bez głowy ze swojego pola karnego i stracił piłkę, po czym była groźna sytuacja. No dobra, kręciłem też głową przy Rafale Strączku, który musi trochę lepszym klejem smarować rękawice, bo ten obecnie używany jest chyba przeterminowany i nie ma właściwości klejących. Poza tym jednak golkiper swoje strzały wybronił, a obrona spisała się na tyle dobrze, że bez większych błędów zaliczyła drugie z rzędu czyste konto w lidze.
W porównaniu z tym co było na początku sezonu, obecnie jest ekstremalnie dobrze. Zróbmy eksperyment myślowy. Wyobraźmy sobie, że taka Legia wygrywa na wyjeździe z Motorem 5:2, u siebie z Koroną 1:0, na wyjeździe w Niecieczy 3:0 i z tym ŁKS w Pucharze Polski 2:1. Może nie byłoby wybitnych zachwytów, ale w Warszawie wszyscy byliby zadowoleni. Mateusz Borek z uznaniem mówiłby, że Legia w końcu złapała dobry, solidny rytm i temu czy tamtemu trenerowi przy Łazienkowskiej należy dać spokojnie pracować. A gdyby na przykład te wyniki osiągnął Piast, Radomiak czy Arka? Wtedy jestem pewien, że kibice GKS spoglądaliby z zazdrością i mówili – czemu u nas nie może się stworzyć taka efektowna i skuteczna ekipa?
Trener i drużyna po raz kolejny udowadniają, że można na nich liczyć i potrafią się wygrzebać z mniejszych czy większych tarapatów. Widać, że to extra ekipa ludzi wiedzących, co mają robić. Ale nie tylko chodzi tu o piłkarzy. Można odnieść wrażenie, że i trenerzy odnaleźli swoje miejsce na ziemi i ta ekipa to naprawdę Sztab przez duże „S”. Rafał Górak dobrał sobie tych ludzi i razem z nimi przechodził trudne czasy. Dariusz Mrózek, Dariusz Okoń, Marek Stepnowski czy Jarosław Salachna oraz cała reszta nie-piłkarzy w drużynie robią świetną robotę, która skutkuje tym, że – mimo że czasem jest ciężko – GKS wychodzi na prostą. To oni wyprowadzają GieKSę na prostą w naprawdę trudnych okolicznościach, w tych trudach ekstraklasy, w której poziom się podnosi permanentnie, a GKS – z tymi samymi ludźmi – jeszcze niedawno był w piłkarskiej otchłani.
Dalej mogę nawiązać do czasów pierwszej ligi i zapytać – czy jeszcze dwa lata temu spodziewalibyśmy się, że GKS rozegra dwa mecze z rzędu na wyjeździe wygrywając różnicą trzech bramek? Przecież w dwóch ostatnich sezonach w pierwszej lidze w sumie były tylko trzy takie mecze. Czy spodziewalibyśmy się, że w jakiejkolwiek konfiguracji (zaległe mecze, środek kolejki) będziemy w tabeli nad Legią? Przecież bralibyśmy to absolutnie w ciemno.
Trener mówił o tym, jaki mecz z Lechem był w jego oczach dobry. Wiadomo, że liczy się wynik, ale już w poprzednich sezonach w gorszych momentach twierdził, że widzi dobrą grę i to powinno zacząć przynosić punkty. Dokładnie to samo przerabiamy teraz. GKS we wcześniejszych meczach potracił punkty czasem tam, gdzie nie powinien. Teraz to się wszystko wyrównuje, choć każde ostatnie zwycięstwo jest zasłużone, no – może z Koroną z przebiegu bardziej adekwatny był remis, ale zawsze mówię, że jeśli w takim meczu któraś drużyna wygra jedną bramką – to jest to jednak zasłużone.
Tabela jest niebywale spłaszczona. GieKSa w trakcie kolejki podskoczyła aż o pięć miejsc. Wiadomo, że ktoś nas wyprzedzi, choć… nadal jeszcze my możemy też przeskoczyć Pogoń czy Raków, bo tam liczy się bilans bramkowy. Najważniejsze w tym momencie jest zyskiwać przewagę nad drużynami ze strefy spadkowej oraz nie dawać odskoczyć innym w pobliżu. W meczach o sześć punktów katowiczanie wygrali z Motorem i Termaliką, zdobyli też bonusowe trzy oczka z Koroną. Mamy już dużą przewagę nad Piastem i Termaliką, a jeśli w kolejnym spotkaniu nasz zespół wygra z ekipą z Gliwic – możemy mieć dwie drużyny odsadzone już tak daleko, że tylko kataklizm będzie mógł doprowadzić do tego, żeby GieKSę dogoniły.
Poświęcę jeszcze dwa słowa piłkarzom. Defensywa naprawdę zrobiła się solidna, nie robi już głupich błędów, piłkarze grają pewnie i odpowiedzialnie. Po raz kolejny chcę wyróżnić Lukasa Klemenza, nie tylko za gola, bo to oczywiście ważny dodatek, ale za postawę w defensywie. Zawodnik gra twardo, z poświęceniem i odpowiedzialnie. Dobrze się na to patrzy. Marten Kuusk też swoje robi. Obrona zrobiła progres i to jest kluczowe w osiąganiu dobrych wyników.
Walczy o to swoje miejsce Marcel i mam nadzieję, że w końcu strzeli swojego upragnionego gola. Kacper Łukasiak też próbuje, próbuje się wstrzelić od początku sezonu, ale jeszcze nie może. Natomiast patrząc na to, że dublet zaliczył Eman Marković, który w końcu dał efekt, myślę, że dwójka „szczecinian” wkrótce również trafi do siatki.
O Panu Piłkarzu Bartku Nowaku to za chwilę stanie się nudne, żeby pisać. Zawodnik po prostu co mecz daje takie piłki, że naprawdę można się zastanawiać od ilu lat to najlepszy piłkarz w barwach GKS Katowice. W poprzednim sezonie zawodnik miał trochę przebłysków, dawał już takie „ciasteczka”, ale często mieliśmy zastrzeżenia, że za rzadko. A teraz co mecz po prostu wiąże krawaty na ekstraklasowych boiskach. Teraz po prostu będzie dla mnie szokiem, jeśli trener Jan Urban nie powoła go do reprezentacji. Jestem pewien, że Bartek na najbliższe zgrupowanie kadry pojedzie!
Trochę błędów nasz sztab popełnił – nikt bezbłędny nie jest. Postawienie na początku sezonu i oparcie ataku na Macieju Rosołku i Aleksandrze Buksie to była fatalna decyzja. To jednak odróżnia nasz sztab od innych, że szybko reagują. O Macieju i Aleksandrze nikt już nie pamięta, choć wiadomo Rosołek zmaga się z urazami. Natomiast teraz jedyną i słuszną koncepcją w ataku jest Adam Zrelak i Ilja Szkurin. Na Adama trzeba chuchać i dmuchać, bo to świetny piłkarz i znów miał udział przy golu. A Ilja jako zmiennik i strzela bramki, i asystuje – tak jak przy drugim trafieniu Markovića. Do tego naprawdę miło widzieć, jak zawodnik się cieszy po golach i meczach – powtórzę to, co po ŁKS – mam nadzieję, że Białorusin znalazł swoje piłkarskie miejsce na ziemi.
Oczywiście sezon trwa i w piłce nic – w tym przede wszystkim forma – nie jest dana raz na zawsze. Poza tym to tylko i aż sport. Statystyka też robi swoje. Więc może się zdarzyć tak, że GKS z Piastem nie wygra. Bo zagra słabszy mecz, bo coś nie wyjdzie, bo dostaniemy czerwoną kartkę, czy właśnie zadziała statystyka, w której cztery zwycięstwa z rzędu w lidze to jakaś anomalia. Należy się z tym liczyć i nie wpadać znów w minorowe nastroje w przypadku braku wygranej. Przede wszystkim liczy się trend. Wiadomo, że wszystkiego się nie wygra, ale chodzi o to, by wygrywać dość często i przegrywać dość rzadko. Wtedy naprawdę wszystko będzie w jak najlepszym porządku.
Jednak to GieKSa jest w gazie, a Piast ma swoje potężne problemy. Piast gra o życie i o to, by nie stać się takim Śląskiem z zeszłego sezonu, który tak okopał się na ostatnim miejscu, że nawet bardzo dobre wyniki na wiosnę nie uchroniły wrocławian przed spadkiem. Nóż na gardle to jednak jedno, a drugie to po prostu obecna forma, mental i jakość piłkarska. Gliwiczanie grają po prostu bardzo źle i na ten moment piłkarsko to GKS jest o dwie klasy lepszy. Jeśli nasz zespół utrzyma swoją dyspozycję, będziemy faworytem w tym spotkaniu. Tylko ten ciężar trzeba unieść.
GKS wytrzymał fizycznie i piłkarsko tę siedmiodniówkę świetnie. Były zwycięstwa, była jakość, nie było słaniania się na nogach. Logistycznie, kadrowo i realizacyjnie – majstersztyk. Zadanie nie tylko piłkarzy, ale przede wszystkim trenerów i sztabu medycznego zostało wykonane celująco.
Doceniajmy więc cały czas to, co mamy, bo mamy ekipę fajnych ludzi, którzy walczą na tej piłkarskiej wojnie zarówno w pokojach trenerów, w szatni, jak i na boisku. Nie ma ani jednego powodu, by w przypadku słabszych meczów dokonywać gwałtownych ruchów i postponować zespół w komentarzach w internecie. Ta drużyna zasługuje na to, by ją wspierać. I rozwija się na naszych oczach, mimo że momenty są ciężkie. Grajmy. Kibicujmy. Projekt GKS Katowice Rafała Góraka trwa w najlepsze.
A zabawa kibiców i piłkarzy po wygranych meczach to coś, co jest jedną z kwintesencji i esencji piłki. Na trybunach, jak i na boisku – wzór. Piłkarze grają tak, jak kibice dopingują i odwrotnie. Dostroili się do siebie i pięknie to się odbywa z meczu na mecz.
Mamy dobry czas. Piękna jest ta ekstraklasa.
Galeria Piłka nożna
Kurczaki odleciały z trzema punktami



Najnowsze komentarze