Piłka nożna Wywiady
Okiem rywala: Ostatni moment na wyjście z kryzysu
Niemal prosto z Łodzi jedziemy do Niecieczy, gdzie czeka nas trudny i ważny dla układu ligowej tabeli sprawdzian. Będące w dołku Słoniki szukają przełamania i pierwszego zwycięstwa u siebie, my natomiast będziemy chcieli potwierdzić zwyżkę formy kolejnym zwycięstwem – a byłaby to seria dawno w Katowicach nieoglądana. Przed meczem z Bruk-Betem o ocenę formy rywala zapytaliśmy redaktora Michała Trelę, który będzie komentował piątkowe spotkanie w Niecieczy na antenie Canal+.
Bruk-Bet jest jednym z zespołów, które siedzą okrakiem gdzieś pomiędzy Ekstraklasą a pierwszą ligą. Czy przed tym sezonem zrobiono w Niecieczy coś więcej, aby przechylić szalę w stronę najwyższej klasy rozgrywkowej?
Wydawało mi się, że tak, a największe nadzieje wiązałem z osobą trenera Marcina Brosza. Uważałem, że po raz pierwszy Bruk-Bet ma tak dobrego szkoleniowca, który zagwarantuje odpowiedni poziom. Pierwsze kolejki utwierdzały mnie w tym przekonaniu, natomiast dziś, patrząc w jaki dołek wpadł zespół, powiedziałbym już, że w lecie nie zrobiono w Niecieczy wystarczająco dużo. Trener to jedno, jednak jeśli chodzi o wzmocnienie kadry, to w mojej opinii przespano nie tyle okno transferowe, co jego końcówkę, kiedy na rynku pojawiają się zawodnicy wcześniej niedostępni. Tutaj zabrakło dołożenia jakości do drużyny, tym bardziej że zaczynało być widać, że jakości, a zwłaszcza szerokości kadry może brakować.
O nadziejach na dobrą postawę Słoników w Ekstraklasie mówisz w czasie przeszłym. Aż tak nisko oceniasz ich szanse na wygrzebanie się z obecnego kryzysu?
Jeszcze nie czas na oceny, że Bruk-Bet spadnie, czy wręcz spadnie z hukiem. To, że ostatnio przegrywają mecz za meczem, nie mogą zapunktować za trzy od początku sierpnia, to niewątpliwie dołek. Na pewno mogą grać lepiej, natomiast wcześniej wydawało mi się, że będą w stanie zagrać spokojny sezon na miarę środka tabeli w stylu zeszłorocznej GieKSy. O tym można już mówić w czasie przeszłym, bo ta prognoza sprzed sezonu jest jednak nietrafiona. Bruk-Bet być może utrzyma się w lidze, ale nawet jeśli się to uda, to po ciężkiej walce.
Podstawy do optymizmu były, szczególnie patrząc na początek sezonu w wykonaniu Bruk-Betu.
Jeszcze w czwartej kolejce udało się, wprawdzie dość szczęśliwie, ale wygrać z Górnikiem w Zabrzu, a wcześniej był remis z Pogonią i porażka w Krakowie, więc początek był naprawdę niezły. Przede wszystkim jednak wygrana w Białymstoku była spektakularna – już tamtego wieczoru 4:0 dla Słoni było wynikiem szokującym, natomiast patrząc z perspektywy kolejnych 2-3 miesięcy jest on jeszcze bardziej szokujący ze względu na miejsce, w jakim dziś znajdują się oba kluby. Myślę, że do końca sezonu nie wydarzy się już w Ekstraklasie mecz, który bardziej wymykałby się logice. Niestety, Bruk-Bet nie poszedł za ciosem, a nie ułatwiał mu tego terminarz: na początku sezonu miał u siebie bardzo wymagających rywali, dlatego punkty zdobywa raczej na wyjazdach. Pogoń, Raków, Lech, rozpędzona Korona – u siebie niecieczanie zderzyli się ze ścianą. Gdyby trafili na rywali bardziej w swoim zasięgu, to być może początkowy entuzjazm związany z awansem udałoby się utrzymać dłużej. Tymczasem dość płynnie przeszli od euforii do kryzysu i to dość poważnego.
Czy Bruk-Bet Termalica to klub bez presji?
Nie powiedziałbym. Oczywiście, że presja trybun, mediów itd. nie jest taka jak w innych klubach. Widzieliśmy wprawdzie obrazki z trybun podczas meczu z Zagłębiem, gdzie kibice wieszali transparenty, ale traktujemy to raczej z przymrużeniem oka. Takiej presji raczej nie ma, natomiast jeśli chodzi o presję ze strony właścicieli, którzy w zasadzie „są klubem”, to ona jest i to dość duża. Państwo Witkowscy nie będą zadowalać się trwaniem w Ekstraklasie, a tym bardziej jeśli wchodzą do elity i przegrywają. Wewnątrz klubu jest realne ciśnienie, może nawet większe niż gdzie indziej, gdzie nie mija się na co dzień właściciela na klubowych korytarzach.
Wspomniane transparenty wyrażały poparcie dla Marcina Brosza. Czy to sygnał, że krzesło pod trenerem robi się gorące?
Nie miałem takich sygnałów, a będąc w Niecieczy słyszałem raczej o tonowaniu nastrojów. Na początku października, jeszcze przed meczem z Widzewem dawano do zrozumienia, że czas prawdy nadejdzie pomiędzy kolejnymi przerwami na kadrę, a więc w obecnym momencie: seria meczów z Wisłą Płock, Zagłębiem, GieKSą i Legią. Jeśli po tych meczach nie uda się wyjść z kryzysu, to będzie to sygnał alarmowy. Bruk-Bet ma już za sobą porażkę w Płocku i remis z Miedziowymi – zostaje GieKSa u siebie i wyjazd do Warszawy, gdzie da się wygrać, ale raczej nie ma tego w przedmeczowych kalkulacjach. Tym samym mecz z GKS-em to ostatni moment, aby wyjść z kryzysu. Po spotkaniu z Wisłą pojawiły się doniesienia, że Bruk-Bet rozgląda się na trenerskim rynku, stąd wyprzedzająca reakcja fanów Słoników. Osobiście nie dotarły do mnie sygnały, że temat zmiany trenera jest poważny, natomiast zbyt długo przyglądam się naszej lidze, aby nie zauważyć, że jeśli drużyna przegrywa tydzień w tydzień i to raczej w kiepskim stylu, to w każdym klubie właściciele biorą pod uwagę możliwość zmiany na stanowisku trenera.
Jak w tym kontekście ocenisz cierpliwość Danuty Witkowskiej w skali od jeden do Józefa Wojciechowskiego?
Byłaby blisko Józefa Wojciechowskiego, ale nie bardzo blisko. To podejście w Niecieczy trochę się zmienia, bo były czasy w niższych ligach, kiedy trenerzy pracowali tam przez całe lata. W pierwszej lidze z tą cierpliwością bywało nieźle, za to w Ekstraklasie już zdecydowanie gorzej. Państwo Witkowscy potrafią czasem zareagować w emocjach, natomiast im dłużej są w piłce, tym bardziej są cierpliwi i wydaje mi się, że jeszcze o żadnym trenerze nie mówiło się w Niecieczy w taki sposób, jak teraz mówi się o Marcinie Broszu. Więc jeśli ktoś ma mieć od nich kredyt zaufania, to właśnie on.
Kibice większych klubów często krytycznie wypowiadają się o zespołach takich jak Bruk-Bet w kontekście ich obecności w najwyższej lidze. Czy Słonie mogą wnieść coś nowego do Ekstraklasy?
Cały czas wydaje mi się, że mogą, choć jeszcze tego nie zrobili. Dobrze, jeśli w każdej lidze jest miejsce dla klubu, który z jednej strony nie zawsze bije się o czołowe lokaty, a z drugiej nie toczy dramatycznej walki o utrzymanie. W takich warunkach można coś zbudować, a myśląc na kilka lat do przodu skupić się na wprowadzaniu czy to wychowanków – choć w przypadku Niecieczy jest to raczej trudne – czy młodych polskich piłkarzy pozyskanych z innych klubów. Trener Brosz pasuje do takiego pomysłu na klub, a mając bogatego właściciela można czasem nieco przepłacić za zdolnego piłkarza. Naturalnym odniesieniem dla Bruk-Betu jest niemiecki Hoffenheim, które pokazuje, że taki klub może być pożyteczny dla całej ligi.
W tekście na temat Bruk-Betu opublikowanym na Weszło postawiłeś tezę, że sama obecność w elicie nie jest szczytem ambicji właścicieli, natomiast dotychczasowe niepowodzenia w zderzeniu z Ekstraklasą nie wynikały z braku chęci czy środków, lecz wyłącznie z niedostatecznego know-how. Czy twoim zdaniem w tym kontekście wyciągnięto wnioski z poprzednich sezonów?
Najważniejszym wnioskiem jest fakt, że tym razem mają trenera, który ma dość dużą władzę i mocną pozycję w klubie, a przede wszystkim trenerskie know-how. Wiemy jednak dobrze, że Ekstraklasa poszła mocno do przodu i trudno dziś opierać klub na jednej osobie. Dlatego to nadal jest problem w Niecieczy, choć być może już w mniejszym stopniu niż w poprzednich latach.
We wspomnianym artykule zwróciłeś uwagę, że Bruk-Bet awansował do Ekstraklasy niejako siłą rozpędu po rewelacyjnej rundzie jesiennej, a wiosną nie było już tak dobrze. Tymczasem za awansem nie poszła znacząca przebudowa kadrowa zespołu.
Niestety, jest to problem powtarzający się w Niecieczy – zbyt duża wiara w to, że co wystarczyło na 1. Ligę, wystarczy też w Ekstraklasie. Już po awansie słyszałem głosy z okolic szatni, że przed nowym sezonem potrzeba będzie wielu wzmocnień. Tymczasem znowu jest tak, że Bruk-Bet musiał się zderzyć z Ekstraklasą, przegrać kilka meczów, aby właściciele zobaczyli na własne oczy, że obecna kadra to za mało i dopiero w zimie nastąpi korekta. Tak było trzy lata temu, ale wtedy okazało się za późno. Dlatego kluczowy dla Słoni jest czas do zimy, który zadecyduje, czy w przerwie będziemy mieli do czynienia z paniczną akcją ratunkową, czy też widoki na utrzymanie będą bardziej realne.
Analizując tabelę rzuca się w oczy, że Bruk-Bet traci najwięcej bramek w lidze, zaraz po Lechii. Defensywa jest dziś największym problemem Słoni?
Zdecydowanie tak, bo nawet w słabszych meczach, jak na przykład w Płocku, zwykle są w stanie zdobyć gola. Gdyby byli takim beniaminkiem, który trafia i potrafi się zamurować, to ich sytuacja w tabeli byłaby zupełnie inna. Niestety dla nich, a dobrze dla postronnych widzów, ich mecze dobrze się ogląda, bo zawsze idą na wymianę ciosów, grając wysokim pressingiem. Wydaje mi się jednak, że jest to podejście zbyt ambitne na tę kadrę, dlatego często brakuje jakości z tyłu. Taki styl gry jest bardzo energetyczny, dlatego nawet jeśli wychodzą na prowadzenie, to często nie dowożą korzystnego wyniku.
Jak wspomniałeś, nie jest tak źle ze skutecznością Niecieczy. Nie ma jednak wyraźnego lidera, a trafienia rozkładają sie na kilku graczy. Kto ciągnie do przodu ofensywę Bruk-Betu?
Moim zdaniem wyraźny lider jest, natomiast nie chodzi tu o liczbę goli. Ofensywa opiera się mocno na Kamilu Zapolniku, do którego trafia większość długich piłek. Jest to typ napastnika, który świetnie gra tyłem do bramki i potrafi się utrzymać przy piłce, podczas gdy reszta partnerów doskakuje pressingiem do przeciwnika. Dla stylu gry Bruk-Betu Zapolnik jest niezbędny, choć w golach tego nie widać. Widać za to duży spadek jakości gry, gdy Zapolnika z przodu nie ma.
Czy znany z Górnika Jesús Jiménez jest najlepszym letnim transferem w Niecieczy?
Nie powiedziałbym. Wprawdzie dorzucił coś do ofensywnego dorobku drużyny, ale biorąc pod uwagę oczekiwania i to, jak pamiętamy go z Ekstraklasy, to mimo wszystko jest rozczarowaniem. Jako najlepszy transfer wskazałbym raczej Sergio Guerrero, który wskoczył do pierwszej jedenastki kosztem Rafała Kurzawy, który wydawał sie być pewniakiem. Jak dotąd wygląda przyzwoicie i na tle pozostałych ruchów transferowych zdecydowanie się wyróżnia.
Stadion w Niecieczy zdecydowanie nie jest twierdzą w tym sezonie. Jest to pewien handicap dla GieKSy, która wreszcie przełamała się na wyjazdach?
Myślę, że tak, choć analizując tę statystykę brałbym jednak pod uwagę poziom rywali, z jakimi gospodarzom przyszło się mierzyć w Niecieczy. Większość jest lub aspiruje do ligowej czołówki, a niewiele było meczów z rywalami, na których Bruk-Bet musi szukać punktów, jeśli poważnie myśli o utrzymaniu. Mecz z GKS-em jest właśnie jednym z takich pojedynków.
Oba zespoły w tabeli dzieli niewiele, natomiast obecna forma GieKSy zdaje się być rosnąca. To raczej zła wiadomość dla gospodarzy.
W Niecieczy doskonale zdają sobie sprawę, że w piątek nie będzie łatwo. Sytuacja Bruk-Betu jest o tyle trudna, że w większości meczów nie są faworytem – być może byli w Gliwicach, ale tam też przegrali. Dlatego jeśli mają punktować, to właśnie u siebie z GKS-em, który raczej ma mocniejszą kadrę, ale ta różnica nie jest aż tak duża jak w przypadku czołówki Ekstraklasy. Potem może być jeszcze trudniej.
Sam GKS zbierał wiele pochwał za postawę w roli beniaminka. Obecnie jest nieco gorzej, a jaka jest twoja ocena? W ubiegłym sezonie graliśmy ponad stan i dziś równamy do średniej czy też jesteśmy w stanie nawiązać do formy z poprzednich rozgrywek?
Wynik GieKSy w ubiegłym sezonie mógł być nieco powyżej realnych możliwości – środek tabeli jak najbardziej, ale to jednak była górna połowa, co niewątpliwie było zaskoczeniem. Teraz z kolei jest trochę za nisko, ale w miarę upływu sezonu GKS prawdopodobnie będzie równał do środka. Osobiście oceniam potencjał GieKSy na miejsca 9-11 i moim zdaniem macie szansę na sezon bez walki o utrzymanie. Mimo że początek mieliście trudny, to miałem poczucie, że transfery były sensowne, bo okazji szukano w zawodnikach, których sam ceniłem i coś w nich widziałem, a czas i zaufanie będą pracować na ich korzyść. Ponadto nabrałem zaufania do trenera Góraka. W zeszłym sezonie oceniałem, że GKS-owi będzie trudno w Ekstraklasie także dlatego, że nie wierzyłem, że trener udźwignie tę misję. Tymczasem udźwignął i dziś trzeba go traktować jako jeden z atutów GieKSy. Widać kierunek, w jakim chce zmierzać z tym zespołem.
Obie drużyny nie słyną ze szczelnej defensywy, w związku z tym spodziewasz się w piątek gradu bramek?
Szczerze mówiąc liczę na to, bo jednym i drugim zdarzają się błędy w obronie, jedni i drudzy potrafią takie błędy wykorzystywać, więc nastawiam się na dobre widowisko na początek weekednu z Ekstraklasą.
Jaki wynik padnie w Niecieczy?
Stawiam na wysoki bramkowy remis, co najmniej 2:2.
Piłka nożna
Losowanie PP: Koncert życzeń GieKSa.pl
Już jutro o godzinie 12:00 w siedzibie TVP Sport odbędzie się losowanie 1/8 finału Pucharu Polski. W stawce pozostało już tylko 16 drużyn: 10 ekip z ekstraklasy, 4 drużyny z I ligi, 1 z II ligi oraz 2 z III ligi. Postanowiliśmy podzielić się z Wami naszymi typami i marzeniami dotyczącymi rywala w nadchodzącej rundzie. A co przyniesie los? Zobaczymy już we wtorkowe południe.
Fonfara
Ciekawym pojedynkiem bez wątpienia byłby mecz z Polonią Bytom i możliwość spotkania Jakuba Araka, który właśnie w naszym klubie się przecież odblokował. Najgorszymi opcjami wydają się być Raków Częstochowa i Piast Gliwice, bowiem rywale o takim podejściu do piłki nożnej dodatkowo zabierają kibicom chęć przychodzenia na mecze w środku tygodnia.
Kosa
Na pewno chciałbym uniknąć (dokładnie w takiej kolejności): Górnika, Jagiellonii, Rakowa i Lecha. Z pozostałymi ekstraklasowiczami możemy zagrać, choć oczywiście preferowałbym wtedy domowe spotkanie.
Natomiast z pewnych wyjazdów, czyli wylosowania drużyn z niższych lig, to ciekawie wyglądałaby Avia (niedaleko, niska liga) oraz Polonia Bytom (lokalnie, dawno nie graliśmy). Wyjazdowicze nie obraziliby się zapewne także na Śląsk we Wrocławiu.
Ciekawostką jest to, że jeśli wylosujemy na wyjeździe Raków, Widzew, Jagiellonię lub Lechię, to… w 2025 roku zagralibyśmy aż trzy wyjazdowe spotkania z tymi rywalami.
Flifen
Najśmieszniej byłoby zagrać przeciwko Wiśle Kraków lub Pogoni Szczecin. W przypadku wygrania z jakimikolwiek kontrowersjami, z którymkolwiek z tych klubów, content na Twitterze Alexa Haditaghiego bądź Jarka Królewskiego byłby nieziemski. Natomiast pod względem poziomu sportowego i kibicowskiego dobrym losowaniem byłaby Polonia Bytom, która powinna być na spokojnie do ogrania, a i frekwencja w takim meczu nie powinna zawieść.
Misiek
Najbardziej chciałbym zagrać z Avią Świdnik lub Zawiszą Bydgoszcz lub Polonią Bytom, ponieważ to są stadiony, na których jeszcze nie byłem. Najbardziej nie chciałbym zagrać z Rakowem Częstochowa, ponieważ znów byłyby dwa mecze koło siebie w pucharze i w lidze, oraz nie widzi mi się wyjazd do Chojnic w środku tygodnia z powodu mało atrakcyjnego rywala i odległości.
Kazik
Z osobistych pobudek to Śląsk Wrocław, w zeszłym sezonie nie było mi dane tam pojechać, a teraz może się uda. Nie wiem, gdzie Polonia Bytom będzie grała ewentualnie ten mecz, ale jechać tam na ten orlik ze sztuczną trawą i granulatem niespecjalnie mi się uśmiecha… jeszcze Jakub Arak coś strzeli, a lubię go i nie chcę tego zmieniać 🙂
Marek
Przez tyle lat czekaliśmy na Puchar Polski jak na okno do Ekstraklasy z nadzieją, aby uchyliło się chociaż odrobinę i pozwoliło oddychać tym samym powietrzem co krajowa elita… Dzisiaj tuzy Ekstraklasy otwierają listę drużyn, z którymi nie chcemy grać na tym etapie. To najlepszy dowód na to, jaki skok wykonaliśmy przez ostatnie dwa lata: nomen omen lata świetlne! Z uwagi na zależności rodzinne (kuzyni z Dolnego Śląska kibicujący Śląskowi) najbardziej chciałbym trafić Śląsk na wyjeździe. U siebie zdążyliśmy zagrać i razem z kuzynami oglądaliśmy to „widowisko” na starej Bukowej. We Wrocławiu z uwagi na Święta nie mieliśmy szans się spotkać. Poza tym z uwagi na cykl „Okiem rywala” łapię kontakt z przedstawicielami innych klubów – z jednymi gorszy, z drugimi lepszy i czasem wbijamy sobie różne szpilki 😉 Tym kluczem chciałbym trafić na Widzew (pozdrawiam Michał) lub Koronę (piona Michał i marxokow). Górnik za to dopiero w finale, najlepiej na Śląskim, bo 3 maja córka ma komunię, więc logistyka byłaby łatwiejsza 😂 Rywali z niższych lig trochę się boję, z uwagi na stan boiska w grudniowe popołudnie, ale bytomski orlik powinien być wtedy jak najbardziej zdatny do użytku 😜 Tak czy inaczej, sam fakt, że w listopadzie rozmawiamy jeszcze o GieKSie w Pucharze Polski jest dla mnie powodem do uśmiechu. Czas na kolejny krok w stronę Narodowego.
Błażej
Przede wszystkim dla mnie zawsze liczy się awans, a będzie łatwiej o kolejną rundę, grając z niżej notowanym rywalem. By nie jeździć daleko, życzyłbym sobie Avię Świdnik. Polonia Bytom niby fajny rywal, ale chyba tylko jeśli mielibyśmy grać na Śląskim. Granie na Orliku w grudniu z rywalem, który dobrze się prezentuje, może nie być takie proste. Jak mamy grać z kimś z Ekstraklasy to najlepiej u siebie z Piastem. Widać po wywiadach, że trenerowi Górakowi zależy mocno by w tym roku grać w PP na wiosnę, pewnie taki cel postawili sobie przed drużyną i chcą go skutecznie realizować. Fajnie byłoby to zrealizować, bo granie na wiosnę w PP byłoby małą nowością dla nas.
Jaśka
Ja napiszę króciutko: wszyscy byle nie Górnik, mamy ostatnio złe wspomnienia z nimi odnośnie pucharu Polski.
Shellu
Na pewno nie chciałbym trafić na Wisłę Kraków. Nie dość, że mecz na wyjeździe, to jeszcze z piekielnie mocnym i rozpędzonym rywalem. Spokojnie – zmierzymy się z nimi w ekstraklasie. Zdecydowanie chciałbym też uniknąć Korony czy Górnika. Jeśli chodzi o zespoły z ekstraklasy, to nie pogardziłbym Widzewem, nawet jeśli byłby na wyjeździe. Musimy tę ekipę w końcu przełamać. Polonia Bytom i Śląsk Wrocław nie byłyby złe. Nie pogardziłbym także powrotem do Chojnic, z uwagi na ładnie położony stadion i dobre wspomnienia. A najbardziej kuriozalnym losowaniem będzie Raków na wyjeździe i dwa mecze przy Limanowskiego w grudniowym mrozie – na tym najzimniejszym stadionie w Polsce 😉
Felietony
I co, niedowiarki?
Mam satysfakcję, nie powiem. Może to i małostkowe, bo stwierdzenie „a nie mówiłem?”, często dotyczy jakichś utarczek, sporów, w których jedna strona chce coś udowodnić drugiej. Często jednak ta chęć „żeby było po mojemu” dotyczy pokazania, że coś poszło źle (tak jak przewidywałem), że ktoś nie dał rady (tak jak mówiłem). Tutaj jest inaczej. Mam satysfakcję, że zaraz po meczu z Lechem Poznań, kiedy wielu kibiców zmieszało drużynę i trenera z błotem – napisałem felieton przypominający, w jakim jeszcze niedawno byliśmy miejscu, jakie mieliśmy kryzysy i z jakiego bagna udawało nam się wygrzebać. I że teraz nie należy odtrąbiać sportowego upadku GieKSy i desperacko nawoływać do zmiany trenera. Kazimierz Greń mówił kiedyś „ruda małpo, ja jeszcze żyję”. Widziałem nie światełko, a duże światło. Widziałem, że GieKSa w końcu zaczęła grać swoje w Płocku, a i mecz z Lechem był dobry, choć przegrany. I poszło.
Oczywiście po felietonie czytałem standardowe opinie, że nie można żyć przeszłością, nie ma nic za zasługi i tak dalej. Że Górak słaby i należy go zmienić. Tyle, że ja nie pisałem o zasługach i obojętnym przechodzeniu obok porażek. Pisałem o tym, że ten trener, z tymi (niektórymi) zawodnikami był w kryzysie i potrafił z niego – nawet spektakularnie – wychodzić. I że słabszy początek sezonu, który i tak nie jest dramatyczny, bo jesteśmy „jedynie” na pograniczu strefy spadkowej, absolutnie nie jest momentem na zburzenie wszystkiego i drastyczne ruchy. Nie będę już przytaczał inwektyw w kierunku szkoleniowca i nazwijmy to – bezceremonialnego nawoływania, żeby opuścił nasz klub. Bo osoby, które wygłaszają takie tezy w taki sposób pokazują, że nie mają krzty szacunku. Nie wiem ile tych osób jest, bo mocno rozmija się to, co widzę na stadionie z tym, co w internecie. Może te moje artykuły są bezzasadne, bo może to są boty lub jakaś cyberwojna i podstawieni ludzie przez jakieś konkurujące kluby. Ale pisząc poważnie – skala tego, co w słabszym okresie GieKSy czytam w komentarzach i opiniach, jest porażająca. Na szczęście nie dotyczy to trybun.
O tym, że niektóre osoby są niereformowalne napiszę dalej. Większość kibiców bowiem się cieszy. Cieszy z tego, że od meczu z Lechem Poznań, GieKSa wskoczyła na jakieś niebywałe obroty i wygrała cztery kolejne mecze – trzy w lidze, jeden w Pucharze Polski. Jeśli chodzi o ekstraklasę to pierwszy taki wyczyn od 22 lat. W poprzednim, tak radosnym przecież sezonie, katowiczanom nie udało się triumfować w trzech kolejnych meczach. I tu dochodzimy do pewnych mitów, powielanych przez wielu. Te mity obowiązywały już na wiosnę, obowiązują i teraz.
Otóż utarło się, jaka to jesień zeszłego roku była wspaniała. Banda zakapiorów i tak dalej. GieKSa grająca z polotem, bezkompromisowo i bez kompleksów. I przede wszystkim – wygrywająca w bardzo dobrym stylu z Jagiellonią i Pogonią. I to wystarczyło by na koniec roku cieszyć się z 23 punktów. Na wiosnę pojawiły się narzekania na słabszą grę GKS, że to już nie jest taka postawa jak jesienią. Tymczasem GKS punktował na tyle solidnie, że do końca sezonu zapewnił sobie jeszcze 26 oczek i to w mniejszej liczbie spotkań, bo przecież jesienią jedno było awansem. Szybkie utrzymanie na pięć kolejek przed końcem. Ale nie – trzeba było ponarzekać, że jest słabiej.
Od początku obecnego sezonu niepokoiliśmy się o nasz zespół. GieKSa punktowała bardzo słabo i po czterech kolejkach miała na koncie tylko jeden remis u siebie z Zagłębiem. Media i wszelkiej maści specjaliści ochrzciły nas głównym kandydatem do spadku. Uwierzyli też w to chyba niektórzy kibice. Będzie ciężko wygrać choćby jeden mecz i tak dalej, bo w ogóle zobaczcie na ten świetny Radomiak. Potem było nieco lepiej i nawet katowiczanie wygrali z Arką czy tymże Radomiakiem, ale na wyjazdach nasz zespół nadal grał fatalnie i przegrał cztery mecze. To jednak ciągle powodowało zaledwie balansowanie na granicy bezpiecznej strefy i dopiero w którymś momencie GKS znalazł się pod kreską. Nie poprawiło na długo nastrojów zwycięstwo w Pucharze Polski z Wisłą Płock (może dlatego, że tak mało ludzi to widziało) i remis z płocczanami. Po porażce z Lechem wiadro pomyj się wylało.
Minęły trzy kolejki. I teraz – po czternastej serii gier i tej kapitalnej… serii – warto odnotować, że GKS Katowice ma o jeden punkt więcej niż w analogicznym momencie poprzedniego sezonu! Tak – już byliśmy wówczas i po wspomnianych triumfach z Jagą i Portowcami, byliśmy również po rozgromieniu Puszczy 6:0. I nadal mieliśmy punkt mniej niż teraz. Więc ja się pytam – do czego my porównujemy i dlaczego mityzujemy poprzednią jesień. Tak – była pełna emocji i kapitalnych wrażeń. Ale patrzmy przede wszystkim na matematykę. I w żadnym wypadku nie chodzi mi o to, by teraz tamten okres zdewaluować. Chodzi o to, by się teraz otrząsnąć i spojrzeć na obecną sytuację bardziej rzetelnie. A wygląda to tak, że na początku sezonu było fatalnie, potem trochę lepiej, ale nadal źle, w końcu pojawiły się nadzieję na lepsze jutro w grze, choć jeszcze niekoniecznie w wynikach. Ale te też przyszły i wystarczyły dwa tygodnie od Motoru do Niecieczy, aby obecną sytuacją prześcignąć punktowo tamtą jesień. I dodać bonus w postaci Pucharu Polski.
Na całokształt wpływają poszczególne mecze, jak i cała runda. Ale wpływają także serie. I tak się składa, że rok temu w tym momencie byliśmy po remisie ze słabym Śląskiem oraz porażkach z Legią i Koroną Kielce, do tego po wtopie z Unią Skierniewice. To był najgorszy moment rundy, a pewnie i całego sezonu. Teraz wydaje się – miejmy nadzieję – że najgorszy punktowo okres mieliśmy we wrześniu. Ale te składowe rok temu i teraz sumują się na lekki plus obecnego sezonu. Oczywiście jest to dynamiczne – bo za kolejkę może się ten bilans zmienić. Rok temu w piętnastej serii wygraliśmy z Cracovią. Teraz gramy z Piastem.
Jednak wczoraj – o zgrozo – zobaczyłem kolejne komentarze. Halloween ma swoje przerażające prawa. I tu mi ręce i witki opadły już zupełnie. Może byłem naiwny, ale chyba jednak łudziłem się, że niektórych da się zadowolić. W trakcie meczu w Niecieczy, po pierwszej połowie, widziałem kolejne lamenty, jak to GKS nie ma pomysłu na grę i dał się zdominować. Boże… po trzech zwycięskich meczach, przy prowadzeniu do przerwy na wyjeździe z bezpośrednim rywalem do utrzymania, jeden czy drugi płacze w necie, że GKS dał się zdominować Termalice. Pamiętajcie panowie piłkarze i trenerzy – nie możecie się nisko bronić. Musicie ciągle bez ustanku atakować, być na połowie rywala, najlepiej mieć posiadanie piłki w okolicach 80 procent. Wtedy kibic GKS będzie zadowolony. A jeśli taka Termalica nas przyatakuje – bijmy na alarm. To nic, że niecieczanie mieli na tyle niewiele jakości, że jakoś szczególnie nie zagrozili bramce Strączka. Ważne, że okresowo mieli trochę więcej piłki na naszej połowie, oddali kilka strzałów z dystansu czy wątpliwej jakości strzały z pola karnego, które chyba z litości statystycy zsumowali do xG 1,70, bo nijak nie miało się to do obrazu tych uderzeń i rzeczywistego zagrożenia.
Utrata kontroli to była w Lublinie. Utrata była w końcówce w Łodzi. Tutaj – z perspektywy trybuny – nie miałem jakiejś wielkiej obawy o nasz zespół. Taką obawę miewam często, tym bardziej, że na stadionie dynamikę rywala odbiera się jakoś bardziej niż w telewizji. Więc bałem się jak cholera, że Korona w końcówce wyrówna, bałem się trochę, że do remisu doprowadzi ŁKS. W Niecieczy tego stresu nie miałem. Oczywiście różne rzeczy się w piłce dzieją i jak pisałem ostatnio – GKS lubi coś zmajstrować – ale widziałem dużo pewności w poczynaniach defensywnych naszych zawodników, którym najwidoczniej coś „kliknęło” i przestali robić głupie błędy. Za głowę złapałem się tylko raz – gdy Marcel Wędrychowski zrobił Marcela Wędrychowskiego, czyli poszedł bez głowy ze swojego pola karnego i stracił piłkę, po czym była groźna sytuacja. No dobra, kręciłem też głową przy Rafale Strączku, który musi trochę lepszym klejem smarować rękawice, bo ten obecnie używany jest chyba przeterminowany i nie ma właściwości klejących. Poza tym jednak golkiper swoje strzały wybronił, a obrona spisała się na tyle dobrze, że bez większych błędów zaliczyła drugie z rzędu czyste konto w lidze.
W porównaniu z tym co było na początku sezonu, obecnie jest ekstremalnie dobrze. Zróbmy eksperyment myślowy. Wyobraźmy sobie, że taka Legia wygrywa na wyjeździe z Motorem 5:2, u siebie z Koroną 1:0, na wyjeździe w Niecieczy 3:0 i z tym ŁKS w Pucharze Polski 2:1. Może nie byłoby wybitnych zachwytów, ale w Warszawie wszyscy byliby zadowoleni. Mateusz Borek z uznaniem mówiłby, że Legia w końcu złapała dobry, solidny rytm i temu czy tamtemu trenerowi przy Łazienkowskiej należy dać spokojnie pracować. A gdyby na przykład te wyniki osiągnął Piast, Radomiak czy Arka? Wtedy jestem pewien, że kibice GKS spoglądaliby z zazdrością i mówili – czemu u nas nie może się stworzyć taka efektowna i skuteczna ekipa?
Trener i drużyna po raz kolejny udowadniają, że można na nich liczyć i potrafią się wygrzebać z mniejszych czy większych tarapatów. Widać, że to extra ekipa ludzi wiedzących, co mają robić. Ale nie tylko chodzi tu o piłkarzy. Można odnieść wrażenie, że i trenerzy odnaleźli swoje miejsce na ziemi i ta ekipa to naprawdę Sztab przez duże „S”. Rafał Górak dobrał sobie tych ludzi i razem z nimi przechodził trudne czasy. Dariusz Mrózek, Dariusz Okoń, Marek Stepnowski czy Jarosław Salachna oraz cała reszta nie-piłkarzy w drużynie robią świetną robotę, która skutkuje tym, że – mimo że czasem jest ciężko – GKS wychodzi na prostą. To oni wyprowadzają GieKSę na prostą w naprawdę trudnych okolicznościach, w tych trudach ekstraklasy, w której poziom się podnosi permanentnie, a GKS – z tymi samymi ludźmi – jeszcze niedawno był w piłkarskiej otchłani.
Dalej mogę nawiązać do czasów pierwszej ligi i zapytać – czy jeszcze dwa lata temu spodziewalibyśmy się, że GKS rozegra dwa mecze z rzędu na wyjeździe wygrywając różnicą trzech bramek? Przecież w dwóch ostatnich sezonach w pierwszej lidze w sumie były tylko trzy takie mecze. Czy spodziewalibyśmy się, że w jakiejkolwiek konfiguracji (zaległe mecze, środek kolejki) będziemy w tabeli nad Legią? Przecież bralibyśmy to absolutnie w ciemno.
Trener mówił o tym, jaki mecz z Lechem był w jego oczach dobry. Wiadomo, że liczy się wynik, ale już w poprzednich sezonach w gorszych momentach twierdził, że widzi dobrą grę i to powinno zacząć przynosić punkty. Dokładnie to samo przerabiamy teraz. GKS we wcześniejszych meczach potracił punkty czasem tam, gdzie nie powinien. Teraz to się wszystko wyrównuje, choć każde ostatnie zwycięstwo jest zasłużone, no – może z Koroną z przebiegu bardziej adekwatny był remis, ale zawsze mówię, że jeśli w takim meczu któraś drużyna wygra jedną bramką – to jest to jednak zasłużone.
Tabela jest niebywale spłaszczona. GieKSa w trakcie kolejki podskoczyła aż o pięć miejsc. Wiadomo, że ktoś nas wyprzedzi, choć… nadal jeszcze my możemy też przeskoczyć Pogoń czy Raków, bo tam liczy się bilans bramkowy. Najważniejsze w tym momencie jest zyskiwać przewagę nad drużynami ze strefy spadkowej oraz nie dawać odskoczyć innym w pobliżu. W meczach o sześć punktów katowiczanie wygrali z Motorem i Termaliką, zdobyli też bonusowe trzy oczka z Koroną. Mamy już dużą przewagę nad Piastem i Termaliką, a jeśli w kolejnym spotkaniu nasz zespół wygra z ekipą z Gliwic – możemy mieć dwie drużyny odsadzone już tak daleko, że tylko kataklizm będzie mógł doprowadzić do tego, żeby GieKSę dogoniły.
Poświęcę jeszcze dwa słowa piłkarzom. Defensywa naprawdę zrobiła się solidna, nie robi już głupich błędów, piłkarze grają pewnie i odpowiedzialnie. Po raz kolejny chcę wyróżnić Lukasa Klemenza, nie tylko za gola, bo to oczywiście ważny dodatek, ale za postawę w defensywie. Zawodnik gra twardo, z poświęceniem i odpowiedzialnie. Dobrze się na to patrzy. Marten Kuusk też swoje robi. Obrona zrobiła progres i to jest kluczowe w osiąganiu dobrych wyników.
Walczy o to swoje miejsce Marcel i mam nadzieję, że w końcu strzeli swojego upragnionego gola. Kacper Łukasiak też próbuje, próbuje się wstrzelić od początku sezonu, ale jeszcze nie może. Natomiast patrząc na to, że dublet zaliczył Eman Marković, który w końcu dał efekt, myślę, że dwójka „szczecinian” wkrótce również trafi do siatki.
O Panu Piłkarzu Bartku Nowaku to za chwilę stanie się nudne, żeby pisać. Zawodnik po prostu co mecz daje takie piłki, że naprawdę można się zastanawiać od ilu lat to najlepszy piłkarz w barwach GKS Katowice. W poprzednim sezonie zawodnik miał trochę przebłysków, dawał już takie „ciasteczka”, ale często mieliśmy zastrzeżenia, że za rzadko. A teraz co mecz po prostu wiąże krawaty na ekstraklasowych boiskach. Teraz po prostu będzie dla mnie szokiem, jeśli trener Jan Urban nie powoła go do reprezentacji. Jestem pewien, że Bartek na najbliższe zgrupowanie kadry pojedzie!
Trochę błędów nasz sztab popełnił – nikt bezbłędny nie jest. Postawienie na początku sezonu i oparcie ataku na Macieju Rosołku i Aleksandrze Buksie to była fatalna decyzja. To jednak odróżnia nasz sztab od innych, że szybko reagują. O Macieju i Aleksandrze nikt już nie pamięta, choć wiadomo Rosołek zmaga się z urazami. Natomiast teraz jedyną i słuszną koncepcją w ataku jest Adam Zrelak i Ilja Szkurin. Na Adama trzeba chuchać i dmuchać, bo to świetny piłkarz i znów miał udział przy golu. A Ilja jako zmiennik i strzela bramki, i asystuje – tak jak przy drugim trafieniu Markovića. Do tego naprawdę miło widzieć, jak zawodnik się cieszy po golach i meczach – powtórzę to, co po ŁKS – mam nadzieję, że Białorusin znalazł swoje piłkarskie miejsce na ziemi.
Oczywiście sezon trwa i w piłce nic – w tym przede wszystkim forma – nie jest dana raz na zawsze. Poza tym to tylko i aż sport. Statystyka też robi swoje. Więc może się zdarzyć tak, że GKS z Piastem nie wygra. Bo zagra słabszy mecz, bo coś nie wyjdzie, bo dostaniemy czerwoną kartkę, czy właśnie zadziała statystyka, w której cztery zwycięstwa z rzędu w lidze to jakaś anomalia. Należy się z tym liczyć i nie wpadać znów w minorowe nastroje w przypadku braku wygranej. Przede wszystkim liczy się trend. Wiadomo, że wszystkiego się nie wygra, ale chodzi o to, by wygrywać dość często i przegrywać dość rzadko. Wtedy naprawdę wszystko będzie w jak najlepszym porządku.
Jednak to GieKSa jest w gazie, a Piast ma swoje potężne problemy. Piast gra o życie i o to, by nie stać się takim Śląskiem z zeszłego sezonu, który tak okopał się na ostatnim miejscu, że nawet bardzo dobre wyniki na wiosnę nie uchroniły wrocławian przed spadkiem. Nóż na gardle to jednak jedno, a drugie to po prostu obecna forma, mental i jakość piłkarska. Gliwiczanie grają po prostu bardzo źle i na ten moment piłkarsko to GKS jest o dwie klasy lepszy. Jeśli nasz zespół utrzyma swoją dyspozycję, będziemy faworytem w tym spotkaniu. Tylko ten ciężar trzeba unieść.
GKS wytrzymał fizycznie i piłkarsko tę siedmiodniówkę świetnie. Były zwycięstwa, była jakość, nie było słaniania się na nogach. Logistycznie, kadrowo i realizacyjnie – majstersztyk. Zadanie nie tylko piłkarzy, ale przede wszystkim trenerów i sztabu medycznego zostało wykonane celująco.
Doceniajmy więc cały czas to, co mamy, bo mamy ekipę fajnych ludzi, którzy walczą na tej piłkarskiej wojnie zarówno w pokojach trenerów, w szatni, jak i na boisku. Nie ma ani jednego powodu, by w przypadku słabszych meczów dokonywać gwałtownych ruchów i postponować zespół w komentarzach w internecie. Ta drużyna zasługuje na to, by ją wspierać. I rozwija się na naszych oczach, mimo że momenty są ciężkie. Grajmy. Kibicujmy. Projekt GKS Katowice Rafała Góraka trwa w najlepsze.
A zabawa kibiców i piłkarzy po wygranych meczach to coś, co jest jedną z kwintesencji i esencji piłki. Na trybunach, jak i na boisku – wzór. Piłkarze grają tak, jak kibice dopingują i odwrotnie. Dostroili się do siebie i pięknie to się odbywa z meczu na mecz.
Mamy dobry czas. Piękna jest ta ekstraklasa.
Galeria Piłka nożna
Coraz bliżej… Narodowy
Zapraszamy do galerii z wyjazdu do Łodzi. GieKSa po bramkach Jędrycha i Szkurina zapewniła sobie awans do 1/8 STS Pucharu Polski.



Najnowsze komentarze