Hokej Piłka nożna Prasówka Siatkówka
Tygodniowy przegląd mediów: GieKSa pozostaje na zwycięskim szlaku!

Zapraszamy do przeczytania doniesień mass mediów z ostatniego tygodnia, które dotyczą sekcji piłki nożnej, siatkówki oraz hokeja GieKSy. Prezentujemy, naszym zdaniem, najciekawsze z nich.
Mistrzynie Polski mają przerwę w rozgrywkach ze względu na mecze reprezentacji Polski. Najbliższe spotkanie drużyna rozegra w Katowicach z APLG Gdańsk, czwartego listopada o godzinie 12:45. Bezpośrednią transmisję z tego meczu będzie można zobaczyć na kanale TVP Sport. Piłkarze przegrali kolejne spotkanie ligowe, tym razem z Polonią Warszawa 0:2. Prasówkę po tym spotkaniu możecie przeczytać TUTAJ. W najbliższą niedzielę (piątego listopada) o godzinie 15:00 zespół rozpocznie kolejne spotkanie ligowe, na wyjeździe ze Stalą Rzeszów.
Siatkarze po dwóch ligowych przegranych 0:3 (z Treflem i w ubiegłym tygodniu z Projektem) dzisiaj podejmą w hali w Szopienicach Ślepsk Malow Suwałki. Spotkanie rozpocznie się o 17:30, transmisję przeprowadzi kanał Polsat Sport. W rozpoczętym tygodniu drużyna zmierzy się jeszcze z Wartą Zawiercie (w niedzielę, piątego listopada od godziny 17:30).
W ubiegłym tygodniu zespół hokeistów rozegrał dwa spotkania, z Ciarko Sanok oraz z Energą Toruń. W obu spotkaniach wygrała GieKSa, odpowiednio 5:2 i 3:2. W tym tygodniu drużyna rozegra jedno spotkanie, w piątek (trzeciego listopada) z Zagłębiem w Sosnowcu. Nasz zespół przewodzi w ligowej tabeli, do tej pory nie zaznał goryczy porażki.
PIŁKA NOŻNA
sportdziennik.com – Sytuacja GieKSy nie jest katastrofalna!
Prezes GKS-u Katowice Krzysztof Nowak przekonuje, że drużyna poradzi sobie z kryzysem.
Po zremisowanym meczu z Górnikiem Łęczna trener Rafał Górak pojawił się na konferencji prasowej w nieco lepszym humorze niż po poprzednich spotkaniach, w których GKS nie wygrywał. Remis został wywalczony przez katowiczan, którzy odrobili straty, co z pewnością ucieszyło sztab szkoleniowy. Opiekun GieKSy stwierdził, że chciałby widzieć tak grający zespół w każdym kolejnym spotkaniu, bo to przyniesie w końcu upragnioną wygraną. Tak duży powiew optymizmu oczywiście był nieco przytłumiony przez wynik, jednak widać było w trenerze Góraku ulgę. Zapytaliśmy prezesa klubu Krzysztofa Nowaka, czy on również podziela odczucia trenera po niedzielnym meczu, który koniec końców był szóstym spotkaniem bez zwycięstwa w lidze dla GKS-u.
– Czuję ten powiew optymizmu. Przegraliśmy cztery mecze (w tym pucharowy z Górnikiem Zabrze – red.) z różnych przyczyn. Mało kto analizuje to w taki sposób, że mieliśmy sporo żółtych, czerwonych kartek. Chodziło o podstawowych zawodników. Mieliśmy też kontuzje, więc w zasadzie rozsypała nam się cała linia obrony – powiedział sternik katowickiego klubu.
– Nie zwraca się na to uwagi, że Górnik nie przegrał żadnego meczu, że to my byliśmy drużyną przeważającą i zdobyliśmy bramkę wyrównującą. Do końca chcieliśmy ten mecz wygrać, bo trener Górak stawiał na zawodników ofensywnych. Nasza klubowa ocena rozmija się trochę z oceną kibiców, którzy chcieliby, żeby GKS wygrywał każdy mecz. Przypomnę tylko, że przed sezonem postawiłem cel, aby drużyna znalazła się w strefie barażowej, a w barażach można dokonać wszystkiego. Na teraz mamy 4 punkty straty do tego miejsca.
Z jednej strony 4 punkty straty to niewiele, z drugiej natomiast GKS rozbudził nadzieje kibiców na awans po bardzo udanym początku rozgrywek. Nagły spadek formy spowodował, że fani zespołu z Bukowej zaczęli myśleć o tym, czy nie powinno dojść do zmiany trenera. Rafał Górak na swoim stanowisku jest od 2019 roku i kibice w mediach społecznościowych zaczęli głośno zastanawiać się nad tym, czy nie przyszedł już moment na zmiany.
– Ja biorę pod uwagę wszystkie opinie. Jednak to ja zostałem powołany na funkcję prezesa przez Radę Nadzorczą z polecenia pana prezydenta Marcina Krupy. To ja odpowiadam przede wszystkim za sytuację finansową spółki. Żeby zmieniać trenera, żeby zmieniać sztab szkoleniowy, trzeba mieć plan „B”, plan „C” i tak dalej. Na tę chwilę nie uważam, że trzeba dokonywać jakichkolwiek drastycznych zmian. Jeżeli jakiekolwiek tego typu zmiany mają być podjęte, to musi się to stać tylko i wyłącznie po bardzo dogłębnej analizie i w momencie, gdy będziemy w katastrofalnej sytuacji, w której nie jesteśmy – zaznaczył Krzysztof Nowak.
– Oczywiście rozumiem kibiców, rozumiem ich oczekiwania, bo 20at czekają na ekstraklasę l. Jednak powiem jedno – nie przychodziłem z AZS-u AWF-u Katowice (tam Krzysztof Nowak był dyrektorem przez 12 lat – red.), z klubu, z którym odnieśliśmy międzynarodowe sukcesy, włącznie z medalami olimpijskimi, do GKS-u po to, żeby trwać. Problem jest jednak bardziej złożony, wielowarstwowy. Problem nie leży w potencjalnej zmianie trenera – zakończył prezes GKS-u Katowice, który oficjalnie od sierpnia znajduje się na tym stanowisku. Wcześniej, od lutego 2023 roku, pełnił funkcję wiceprezesa.
To oznacza, że na wielkie zmiany przy Bukowej na razie się nie zapowiada. Polityka powściągliwości często przynosi bardzo korzystne skutki. Niejednokrotnie zauważamy, że polskim klubom, niezależnie od poziomu rozgrywkowego, na jakim grają, brakuje cierpliwości wobec trenerów. Po spotkaniu w Łęcznej znów widać, że GieKSa zmierza w dobrym kierunku. Z pewnością potrzebuje zwycięstwa, żeby odblokować się i zakończyć rok 2023 w dobrych nastrojach. Czy uda się to osiągnąć w najbliższy piątek? Na Bukową przyjedzie beniaminek z Warszawy. Polonia nie radzi sobie najgorzej. Jednak z pewnością jest zespołem, z którym katowiczanie muszą wygrać, jeśli marzą o awansie do ekstraklasy.
– Drużyna jest mocno zmotywowana, jest wkurzona na siebie za to, że w Łęcznej się nie udało. Wchodzimy powoli w kolejną fazę rozgrywek, jestem optymistą i myślę, że ta drużyna wyjdzie z kryzysu – zapewnił Krzysztof Nowak.
SIATKÓWKA
siatka.org – Pewna wygrana Projektu z GKS-em Katowice
Siatkarze Projektu Warszawa zapisali na swoim koncie drugie zwycięstwo w sezonie. W meczu 2. kolejki PlusLigi podejmowali przed własną publicznością GKS Katowice. Stołeczni nie dali przyjezdnym większych szans. Podopieczni Piotra Grabana dość pewnie wygrali spotkanie w trzech setach. Najwięcej emocji dostarczyła ostatnia partia spotkania, która rozstrzygnęła się dopiero po grze na przewagi.
Spotkanie zaczęło się od wyrównanej gry punkt za punkt. Przełamanie nastąpiło dopiero po błędzie przełożenia ręki po stronie GKS-u (7:9). Przewaga gospodarzy zaraz się powiększyła, gdyż wśród nich asem serwisowym popisał się Bartłomiej Bołądź. Nie na długo, gdyż katowiczanie dobrze pograli blokiem (10:11). W ataku musiał więc popracować Artur Szalpuk, aby Projekt znów miał cenne trzy oczka z przodu. Jego rywale nie odpuszczali i zbliżyli się po raz kolejny, gdy udaną akcję zanotował na swoim koncie Damian Domagała (13:14). Cały czas to jednak gospodarze utrzymywali się na prowadzeniu i w okolicach końcówki byli bliżej wygranej po nieudanej próbie przebicia piłki na drugą stronę przyjezdnych (14:18). Szczególnie, że kolejnego asa w tej partii dołożył Bołądź. Obyło się zatem bez niespodzianek w końcówce i to Projekt Warszawa triumfował po pewnym ataku Bołądzia (25:18).
Blokiem otworzyli warszawianie partię numer dwa. Po ataku Bołądzia to więc oni znaleźli się jako pierwsi na dwupunktowym prowadzeniu (6:4). Dobrze popracował jednak Lukas Vasina, co w połączeniu z punktową zagrywką Domagały sprawiło, że tym razem to GKS miał dwa oczka z przodu. Nie cieszył się nimi długo, gdyż błąd popełnił Marcin Waliński (12:12). Przez pewien czas trwała wyrównana walka, ale w okolicach końcówki gospodarze popracowali blokiem, dzięki czemu znaleźli się bliżej kolejnej wygranej (19:17). Kontynuowali dobrą grę w tym elemencie, co powiększyło ich przewagę o dodatkowe oczko. Poszli więc za ciosem i znów cieszyli się ze zwycięstwa, o którym zdecydował atak Szalpuka z drugiej linii (25:22).
Od dwupunktowego prowadzenia Projektu zaczęła się kolejna odsłona. Duży udział miał w tym as w wykonaniu Jurija Semeniuka. Do tego doszły skuteczne ataki gospodarzy, po których ich przewaga wzrosła w szybkim tempie do czterech oczek (5:1). Szczególnie, że katowiczanie nie pomagali sobie, popełniając błędy własne. Dzięki Vasinie zdołali się na chwilę zbliżyć do rywali, ale po ataku Szalpuka Projekt znów miał bezpieczną sytuację (12:7). W kontrataku musiał więc popracować Domagała, aby jego zespół zdołał zmniejszyć dystans. Po asie Walińskiego wynosił on zaledwie jeden punkt (13:14). Było to jednak zbyt mało, aby ekipa z Katowic przejęła prowadzenie. W jednej z kolejnych akcji wdarło się bowiem do jej gry nieporozumienie, a do tego Projekt „poczęstował” ją blokiem (18:14). Nie był to jednak koniec emocji, gdyż w aut posłał piłkę Bołądź, przez co drużyny dzieliło tylko oczko. W decydującym momencie asa dołożył Domagała, wobec czego konieczna okazała się gra na przewagi. Mimo tego katowiczanie nie odwrócili losów spotkania i musieli pogodzić się ze swoją porażką po autowym ataku Domagały (24:26).
Projekt Warszawa – GKS Katowice 3:0 (25:18, 25:22, 26:24)
sportdziennik.com – Siła wodospadu
Fragmenty dobrej gry to stanowczo za mało, by zdobyć seta z tak renomowanym rywalem.
Siatkarze Projektu Warszawa po wygranej w Rzeszowie na własnym parkiecie pokazali wszystkie swoje walory i dość pewnie wygrali z GKS-em Katowice 3:0. Wszystkie walory były po stronie gospodarzy, którzy atakowali z całą mocą i nie mieli, zwłaszcza w pierwszych dwóch odsłonach, problemów z wypracowanie przewagi. Siatkarzom GKS-u Katowice trudno było odmówić ambicji i wieloma fragmentami nawiązywali wyrównaną grę. W ostatniej odsłonie nawet doprowadzili do gry na przewagi, ale to było stanowczo za mało, by myśleć o urwaniu seta.
Siatkarze GKS-u Katowice doskonale zdawali sobie sprawę ze skali trudności jakie ich czeka w stolicy. Zespół Projektu rozpoczął sezon z wysokiego „C” i wygrał w Rzeszowie. Teraz też uchodził za faworyta, a tymczasem „GieKSiarze” wcale nie zamierzali oddawać pola. Od początku pierwszego seta do stanu 14:13 trwała zacięta walka i gra toczyła się punkt za punkt. W końcu jednak siła ofensywna gospodarzy wzięła górę. Bartłomiej Bołądź i Artur Szalpuk byli niezwykle skuteczni, a na dodatek ten pierwszy był niezwykle groźny w polu serwisowym. Gospodarze w tym elemencie popełnili trzy błędy, ale zaliczyli trzy asy serwisowe. Natomiast goście mieli cztery pomyłki i ani jednego punktu. Gospodarze objęli prowadzenie 18:14 najpierw trzymali tę przewagę, a potem ją tylko powiększyli.
A w kolejnej odsłonie scenariusz się powtórzył znów trwała twarda walka. Dwa skuteczne blok i jeden skuteczny atak sprawił, że gospodarze objęli prowadzenie 21:18 i już go nie oddali do samego końca. Zespół z Katowic wzmocnił nieco siłę zagrywki (jeden as przy pięciu błędach), ale to było stanowczo za mało na tak dobrze dysponowanych gospodarzy.
Po dwóch wygranych odsłon siatkarze Projektu nabrali pewności siebie i z jeszcze większą mocą rozpoczęli. Prowadzili już 7:2 i 13:8, ale goście nie dawali za wygraną i zbliżyli się na punkt (14:13). Wystarczyło chwila słabości i gospodarze prowadzili 18:14. Jednak wszystko się skończyło grą na przewagi, bo Damian Domagała dwoma udanymi atakami doprowadził do remisu 24:24. Jednak ostatnie słowo należało do gospodarzy. Niemniej goście zaprezentowali się znacznie lepiej niż w inauguracyjnym meczu na własnym parkiecie z Treflem Gdańsk.
HOKEJ
hokej.net – Trwa zła passa STS-u. 15. z rzędu zwycięstwo GieKSy!
Dziewiątej porażki z rzędu doznali hokeiści Marmy Ciarko STS Sanok. W piątkowy wieczór ulegli mistrzom Polski z Katowic 2:5, a nie najlepiej w bramce gospodarzy zaprezentował się Kristian Tamminen. Dla GieKSy, która jest niepokonana w tym sezonie to 15. zwycięstwo z rzędu.
Po urazach i chorobach do składu drużyny gospodarzy wrócił Lauri Huhdanpää, Mark Viitanen i Sami Tamminen. W ekipie gości zabrakło Grzegorza Pasiuta, Bartosza Fraszko oraz Maciej Kruczka.
Pierwsza akcja w meczu mogła się zakończyć golem dla gospodarzy, lecz Krzysztof Bukowski nie zdołał dobić krążka, który stanął przed Michałem Kielerem. Katowicki bramkarz zdołał położyć się na krążek zanim sanoczanin go trącił w kierunku bramki. W 4. minucie katowiczanie objęli prowadzenie. Strzał Ryana Cooka odbił Kristian Tamminen, lecz dobitka Joony Monto była już skuteczna.
W 15. minucie sanoczanie powinni wyrównać gdy Christian Lindberg wyłożył gumę Konradowi Filipkowi, lecz ten w doskonałej sytuacji nie zdołał pokonać Kielera. Dobitka Alexa Binnera, również padła łupem katowickiego bramkarza.
Na trzy sekundy przed syreną kończącą pierwszą tercję aktualni mistrzowie Polski podwyższyli wynik. Kontrę 3 na 2 wykończył strzałem nad parkanem Sam Marklund.
Na początku drugiej odsłony sanoczanie ponownie powinni zdobyć gola, ale fatalna skuteczność Samiego Tamminena, ponownie dała o sobie znać. W osłabieniu gumę w kontrze 2 na 1 wyłożył mu Mark Viitanen, ale kapitan sanoczan nie może się przełamać kolejny mecz.
Trzeci gol padł w 33 minucie gdy Joona Monto idealnym podanie podczas gry w przewadze obsłużył Santeriego Koponona. Fiński defensor był niepilnowany i mimo wyciągnięcia się jak długi Kristiana Tamminena, bez problemu skierował gumę do bramki.
Dopiero w 35. minucie gola zdobyli gospodarze podczas okresu gry w podwójnej przewadze. Strzał Christiana Lindberga z pierwszego krążka z okolicy bulika wylądował w bramce Michała Kielera.
Czwarty gol dla katowiczan padł na początku trzeciej tercji. Ben Sokay najpierw próbował z jednej strony słupka, następnie z drugiej zdołał zdobyć gola od zakrystii. Kristian Tamminen nie zdołał przypilnować swojego słupka i zostawił lukę co wykorzystał kanadyjski napastnik. 31 sekund później dystans do dwóch goli zmniejszył Lauri Huhdanpää, który trafił w okienko po tym jak gumę mu wyłożył Saku Kivinen po zabraniu jej Cookowi pod bandą.
Wynik ustalił Joona Monto, który w 55 minucie idealnie przymierzył i mocnym strzałem po krótkim rogu z bulika pokonał sanockiego bramkarza.
GKS pozostaje na zwycięskim szlaku. 16. zwycięstwo mistrzów Polski!
GKS Katowice pokonał przed własną publicznością KH Energe Toruń 3:2. Dla gospodarzy było to 16. z rzędu ligowe zwycięstwo w obecnym sezonie. Bohaterem GieKSy został Hampus Olsson, który zdobył dwie bramki w niedzielnym spotkaniu.
W niedzielnym spotkaniu do głosu pierwsi doszli mistrzowie Polski. Drużyna Jacka Płachty dawała popis szybkiego rozegrania krążka, czując się bardzo swobodnie w tercji gości. Nadążenie za forsowanym przez GieKSe tempem było sporym wyzwaniem dla defensywy torunian, czego efektem były wykluczenia nałożone w 6. minucie na Jakuba Gimińskiego oraz w 7. minucie na Eryka Schafera. Pomimo ponad trzyminutowej gry w osłabieniu, drużyna Juhy Nurminena zdołała obronić dostęp do własnej bramki. Walnie przyczynił się do tego swoją dobrą postawą w bramce Mateusz Studziński. Przewaga GKS-u Katowice narastała z każdą sekundą, a większość wydarzeń skupiała się w tercji gości. Wbrew wydarzeniom na lodzie, w 11. minucie trzeci atak „Stalowych Pierników” wyprowadził trójkową akcję. Walkę o krążek na bandzie wygrał Kamil Kalinowski, który do spółki z Patrykiem Kogutem i Michałem Kalinowskim zdołał rozpracować obronę gospodarzy. Inicjator kontry otrzymał świetne podanie i nie miał większych problemów, aby pokonać Johna Murraya. Po zdobytej bramce torunianie nabrali dużo większej pewności siebie, szukając swoich szans w ofensywie. W 18. minucie świetnie w kontrze pograli ze sobą Issakka, Monto oraz Varttinen, jednak przy wykończeniu akcji fińskie trio pokusiło się o jedno podanie za dużo. W 19. minucie krążek po bandzie za bramkę zagrał Jakub Wanacki. Do gumy dopadł Ben Sokay, który indywidualnie wyprowadził grę, a następnie precyzyjnym podaniem obsłużył Hampusa Olssona, który wyrównał stan rywalizacji.
Od obrony osłabienia zmuszeni byli rozpocząć drugą tercję torunianie, bowiem 11 sekund przed końcem pierwszej odsłony spotkania, karą mniejszą został ukarany Szymon Maćkowski. Goście zdołali jednak kolejny raz postawić się sile ofensywnej mistrzów Polski i wybronić kolejną grę w osłabieniu. Swoją dobrą dyspozycję podkreślał Ben Sokay, który pozostawał niezwykle aktywny, szukając kolejnych sposobów na przełamanie toruńskiej defensywy. W 29. minucie katowiczanie w odstępie 30 sekund złapali dwa wykluczenia, za sprawą przewinień Mateusza Bepierszcza oraz Olli Iisakki. Drużyna Juhy Nurminena nie miała większych trudności w zamknięciu broniącej katowickiej trójki. „Stalowe Pierniki” oddały serię strzałów w kierunku katowickiej bramki, jednak albo były to uderzenia niecelne, albo takie z którymi nie miał większych problemów John Murray. W 32. minucie Kacper Maciaś wrzucił krążek spod niebieskiej linii na toruńską bramkę. Tor lotu strzału przeciął zasłaniający golkipera gości Hampus Olsson. Mający ograniczoną widoczność Mateusz Studziński próbował interweniować, jednak ostatecznie po kontakcie z bramkarzem gości krążek wpadł do bramki.
W 43. przewinienie Kamila Kalinowskiego zostało przez arbitrów spotkania wycenione na dwuminutową karę. Kolejny okres gry w przewadze w dzisiejszym spotkaniu nie przyniósł i tym razem bramek. Odpowiednio w 48. i 49. minucie GKS Katowice, kolejny raz wyciągnął rękę do próbujących odrobić straty torunian, łapiąc wykluczenia skutkujące ponad półminutową grą w podwójnym osłabieniu. „Stalowe Pierniki” podtrzymały jednak serię niewykorzystanych przewag i przed wyrównaniem formacji na lodzie nie zdołały wyrównać wyniku spotkania. W 55. minucie Jakub Wanacki wyprowadzał kolejny atak mistrzów Polski. Gdy wydawało się, że akcja straciła na swoim tempie i inicjatywa zostanie przejęta przez defensywę gości, to do krążka doszedł Igor Smal, który podwyższył prowadzenie GieKSy. Trzecie trafienie gospodarzy nie oznaczało jednak końca emocji. W 58. minucie drużynie Juhy Nurminena udało się zamknąć gospodarzy we własnej tercji. Goście próbowali strzałów i pracy na bramkarzu, doszło do zamieszania w którym najlepiej odnalazł się Michał Kalinowski, zdobywając kontaktową bramkę. Niespełna pół minuty po zdobyciu bramki na ławkę kar zawędrował Noah Delmas. Trener Nurminen próbował podwoić przewagę, poprzez wycofanie z bramki Mateusza Studzińskiego, jednak jego podopieczni nie zdołali już odwrócić losów spotkania i musieli uznać wyższość mistrzów Polski, którzy mogli celebrować szesnaste ligowe zwycięstwo w obecnym sezonie!
Felietony Piłka nożna
8:8 i bal pękła

Tego jeszcze nie grali. GieKSa chyba lubi być pionierem. We współpracy z drugą Gieksą, która Gieksą oczywiście nie jest, bo „GieKSa je yno jedna”, jak mawiał niegdysiejszy prezes GKS Katowice Jacek Krysiak. Więc ten drugi klub to Gie Ka Es Tychy. Klub z ulicy Edukacji. W Tychach.
Miesiąc temu katowiczanie rozegrali sparing z Górnikiem Zabrze. Ten towarzyski Śląski Klasyk przyciągnął na Bukową rekordową liczbę kilku dziennikarzy. Był zamknięty dla kibiców, do czego się już przyzwyczailiśmy w przeszłości, natomiast nie było żadnych problemów z relacjonowaniem, pojawiły się nawet później na telewizji klubowej bramki.
Teraz we wtorek czy środę klub poinformował, że GieKSa zagra z Tychami mecz kontrolny w czwartek. Mecz zamknięty dla publiczności i przedstawicieli mediów. Okej – pomyślałem. Choć nadal wydaje mi się to dość absurdalnym rozwiązaniem, to tak jak wspomniałem – przywykliśmy.
Każdy jednak w tenże czwartek był ciekawy, jaki wynik padł w tych niesamowitych sparingowych bojach. Ja sprawdzałem sobie co jakiś czas w internecie, czy jest już podany rezultat. Dzień mijał, mijał, a wyniku nie było. Pomyślałem – kurde, może grają o 20.45 jak Polska z Nową Zelandią. Przy jupiterach, bo wiadomo, derby, mecz na noże i tak dalej. Odświętna atmosfera, tyle że bez kibiców i mediów.
No ale i po zakończeniu meczu „Orłów Urbana” z finalistą przyszłorocznego Mundialu, wyniku nie było. Kibicie już zaczęli się zastanawiać, czy sparing w ogóle się odbył. Zaczęły się pierwsze „śmiechy , chichy”. Że grają dogrywkę. Potem, że strzelają karne. Potem, że grają tak długo, aż ktoś strzeli bramkę, ale nikt nie może trafić do siatki… to akurat byłoby bardzo pozytywne, bo w końcu kilka godzin umielibyśmy zachować zero z tyłu.
No i nie doczekaliśmy się.
Za to w piątek po południu czy wczesnym wieczorem na Facebooku klubowym w KOMENTARZU do informacji zapowiadającej sparing kilka dni temu, czyli nawet nie w nowym, osobnym wpisie, pojawiła się informacja, że oba kluby uzgodniły, że nie będą do wiadomości publicznej podawały wyniku oraz składów.
I szczęka mi opadła i leży na podłodze do teraz.
W czasach czwartej czy trzeciej ligi trener Henryk Górnik prosił nas lub miał pretensje (już nie pamiętam dokładnie), że napisaliśmy o jakiejś czerwonej kartce, którą nasz piłkarz dostał w sparingu. Innym razem któryś trener w klubie miał pretensje, że wrzucamy bramki – chyba nawet z meczów ligowych (sic!), jak jeszcze prawa telewizyjne w niższych ligach nie były określone i była wolna amerykanka z tym. Trener Górnik na jednej z konferencji mówił, że gdzieś tam „może i nawet być k… sto kamer i coś tam”… Spoglądaliśmy na siebie wtedy z ludźmi z GKS porozumiewawczo. Już wtedy wygłaszałem twierdzenia, że przecież taka „Barcelona i Real znają się jak łyse konie, a my próbujemy ukryć, jak kopiemy się po czołach – i to jeszcze nieudanie”.
Żeby nie było – trener Górnik to legenda i GieKSiarz z krwi i kości, a wspomnianą sytuację przypominam z lekkim uśmiechem na tamte dziwne czasy.
Nie sądziłem, że w czasach nowoczesnych, w ekstraklasie, po tylu latach, jeszcze coś przebije tamten pomysł.
Jak po meczu z Lechem napisałem krytyczny wobec kibiców tekst dotyczący zbyt dużej „jazdy” po zespole i trenerze, tak tutaj trudno decyzję o niepodawaniu wyniku ocenić inaczej niż kabaret. Przecież tu nawet nikt nie oczekiwałby szczegółów przebiegu meczu czy materiału filmowego. Po prostu kibic jeśli wie, że jego drużyna gra mecz, chce poznać przynajmniej wynik i strzelców bramek. Ewentualnie składy. Nawet jakby był jakiś testowany zawodnik, to można to jakoś ukryć i po prostu dać info, że „zawodnik testowany”. Też śmieszne, ale to absolutnie nie ten kaliber, co całkowite odcięcie wiedzy o wyniku.
I tu nawet nie chodzi o sam fakt podania czy niepodania rezultatu. Tu chodzi o całą otoczkę i PR tej sytuacji. Przecież to jest tak absurdalne, że za chwilę wszystkie Paczule i Weszło będą miały niesamowite używanie po naszym klubie. To się kwalifikuje do czegoś, co jest określane „polskim uniwersum piłkarskim”, czyli wszelkie kradzieże znaków przez sędziów z ekstraklasy, dyskusje Haditagiego czy Królewskiego z kibicami i wiele innych.
Kibice już zaczęli drwić, że pewnie „Rosołek strzelił cztery bramki i żeby Legia go z powrotem nie wzięła, zrobiliśmy blokadę wyniku”. Ktoś inny, że zagraniczne kluby zaraz wykupią nam zawodników po tym wybitnym występie. Przecież taka informacja o… braku informacji to pożywka dla szyderców. Co przecież w kontekście słabych wyników w tym sezonie jest oczywiste, bo jakby GKS był w czubie tabeli, to wszyscy by machnęli ręką.
Strategia klubu też jest jakaś pomylona, bo przecież można byłoby o tym sparingu nie informować w ogóle. Wtedy nikt by o niczym nie wiedział, chyba że jakiś piłkarz by się pochwalił na swoich social mediach. A tak poszła jedna informacja o meczu, który się odbędzie i druga, że nie podamy wyniku. PR-owy strzał w stopę. Naprawdę chcemy w ekstraklasie klubu poważnego, ale też poważnego sztabu trenerskiego i piłkarzy.
Teraz można snuć domysły, dlaczego nie chcą podawać wyniku. Czy znów ktoś odniósł bardzo poważną kontuzję, tak jak Aleksander Paluszek ostatnio? A może GKS przegrał 0:5 i nie chcą podgrzewać negatywnych nastrojów? A może jeszcze coś innego? Tego na razie nie wiemy. Co może być tak istotnego w suchym wyniku spotkania, że aż trzeba go ukryć?
Mnie osobiście takie akcje niepokoją. Już mówię, dlaczego. Mam wrażenie i poczucie, że w futbolu, cokolwiek by się nie działo, czynnikiem, który pomaga, jest transparentność, a to, co zdecydowanie przeszkadza – tej transparentności brak. Ja nie mówię, że my musimy wszystko wiedzieć. Wiadomo, że są kwestie choćby taktyczne, które dla kibica i przede wszystkim przeciwników – mają być tajemnicą. Nikt też nie wymaga ujawniania rozmów transferowych z piłkarzami. Jednak są pewne podstawy.
I właśnie to mnie niepokoi, bo takie ukrycie wyniku dla mnie świadczy o dużej nerwowości, która panuje w zespole. Że po prostu to jest taki poziom lęku czy spięcia, że zaczynamy wymyślać jakieś dziwne zabiegi, w swojej istocie kuriozalne. To mało kiedy się kończy dobrze. Ostatnio zademonstrował to mistrz strategii Eduard Iordanescu, który wystawił mocno rezerwowy skład w Lidze Konferencji i efekt był taki, że co prawda z Samsunsporem przegrał, ale za to nie wygrał, ani nie zremisował z Górnikiem.
Nie oceniam tego komunikatu jako złego samego w sobie. Sam ten fakt niewiele zmienia w życiu piłkarzy, trenerów i kibiców. Bardziej chodzi o kuriozalność tej sytuacji i przyczynek do spekulacji. Kompletnie niepotrzebnych, bo ta drużyna przede wszystkim potrzebuje spokoju. Z Wisłą Płock i Lechem Poznań zagrali naprawdę niezłe mecze w porównaniu z poprzednimi. Po co to psuć głupotami?
Wiadomo, że jak GKS wygra z Motorem, to nie będzie tematu i wszyscy o tym zapomną. Ale jeśli naszemu zespołowi powinie się noga, to jestem przekonany, że ci kibice, którzy tak mocno jechali ostatnio po zespole i szkoleniowcu, teraz znów będą mieli mocne używanie.
Nie tędy droga.
Czekamy na piątek i to arcyważne starcie w Lublinie. Oby mimo wszystko ten sparing – cokolwiek się w nim nie wydarzyło – miał pozytywne przełożenie na mecz z Motorem. Punktów potrzebujemy jak tlenu.
PS Tytuł tego felietonu zapożyczony oczywiście od kibica GieKSy – Krista. Pasuje idealnie!
Felietony Piłka nożna
Post scriptum do meczu… z Tychami

Z alfabetycznego obowiązku (czyli jak się powiedziało A, to trzeba powiedzieć B) zamieszczamy wytłumaczenie zaistniałej sytuacji ze sparingiem z GKS Tychy. Po wczorajszym artykule na GieKSa.pl (tutaj) do sprawy odniósł się Michał Kajzerek – rzecznik prasowy klubu.
Błędy zdarzają się każdemu, a rzecznik GieKSy – jak wyjaśnił w twitcie, kierował się dobrą współpracą z tyskim klubem na poziomie klubowych mediów. Też został de facto postawiony w niezbyt komfortowej sytuacji.
Dlatego jeśli chodzi o naszą stronę sportową, czyli sztab szkoleniowy, uznajemy temat za zamknięty. I mamy nadzieję, że nigdy naszemu pionowi sportowemu nie przyjedzie do głowy zatajać tego typu rzeczy. Jednocześnie, jeśli istnieje jakiś tyski Shellu, to mógłby spokojnie artykuł w podobnym tonie, jak nasz, napisać w stosunku do swojego klubu. Mogą sobie nawet skopiować, tylko zmienić nazwę klubu. To taki żart.
Co prawda nadal istnieją niedomówienia i podejrzenia co do wyniku, choć idą one w drugą stronę – być może to Tychy mogły sromotnie ten mecz przegrać, co w kontekście fatalnej atmosfery naszego sparingowego derbowego rywala, mogło być przyczynkiem do zatajenia wyniku. Ale to tylko takie luźne domysły. I w zasadzie sportowo, nie ma to żadnego znaczenia.
Tak więc, działamy dalej i – to się akurat w kontekście wczorajszego artykułu nie zmienia – z niecierpliwością czekamy na piątkowy mecz z Motorem!
Piłka nożna kobiet
Trzy punkty z Dolnego Śląska

GieKSa po ułożonym taktycznie występie wraca z Wrocławia z trzema punktami i poprawiła sobie humory przed nadchodzącym spotkaniem z BK Hacken.
W trakcie spotkania arbiter główna spotkania miała założoną kamerę (tzw. GoPro „RefCam”), co jest czymś zupełnie nowym na boiskach Ekstraligi i jest związane z bardzo dobrym odbiorem tego typu rozwiązania w niedawnych meczach. W najbliższym czasie na kanale Łączy Nas Piłka pojawi się materiał wideo z tego spotkania.
Już w 1. minucie Kinga Seweryn musiała interweniować po zdublowaniu pozycji przez Jaszek i Kalaberovą, na szczęście nasza golkiperka nie dała się zaskoczyć. Pierwszego gola zaskakująco szybko zdobyła za to Aleksandra Nieciąg, z łatwością przepychając pilnującą ją defensorkę i mierzonym strzałem przy słupku pokonała byłą koleżankę z klubu. Napastniczka wykorzystała udane zgranie Nicoli Brzęczek wysokiej piłki posłanej przez Marcjannę Zawadzką z głębi pola. Szybko mogło paść wyrównanie po spóźnionym powrocie Kalaberovej, ale i tym razem interweniowała skutecznie Seweryn. W 11. minucie Zuzanna Błaszczyk zupełnie spanikowała pod naciskiem ze strony Aleksandry Nieciąg, szczęśliwie dla niej z odsieczą nadeszła jedna z defensorek i zablokowała uderzenie. Poza wspomnianymi dwiema akcjami ze strony wrocławianek w pierwszym kwadransie GieKSa miała wszystko pod zupełną kontrolą. W 16. minucie tylko poprzeczka uratowała Błaszczyk przed utratą kuriozalnej bramki po lobie Klaudii Maciążki zza pola karnego, a wszystko rozpoczęło się udanym przejęciem Dżesiki Jaszek w trzeciej tercji. Groźnie było w 23. minucie po kontrataku i zagraniu prostopadłym Joanny Wróblewskiej, Natalia Sitarz została jednak wzorowo powstrzymana wślizgiem przez Katarzynę Nowak. Odważniejsze poczynania Śląska w drugim kwadransie odzwierciedlał strzał Sokołowskiej z okolic 25. metra, gdy piłka minimalnie minęła bramkę katowiczanek. 35. minuta znów należała do Kingi Seweryn, tym razem wykazała się umiejętnościami po strzale Guzik z rzutu wolnego wprost w okienko. Pięć minut później oglądaliśmy dwa szybkie ataki GieKSy, każdorazowo główną postacią była Nicola Brzęczek: raz dobrze podawała, a raz zdawała się być faulowaną w szesnastce – gwizdek arbiter milczał. W 41. minucie Jagoda Cyraniak postanowiła wziąć sprawy we własne nogi, samodzielnie przedarła się flanką i oddała mocny strzał, który niemal przełamał ręce Błaszczyk. Dwie minuty później tercet Hmirova-Brzęczek-Włodarczyk popisowo stworzył sobie okazję do zdobycia bramki grą na jeden kontakt, jednak przechwyt pierwszej z listy zmarnowała Włodarczyk zbyt lekkim uderzeniem. Pierwszą połowę z hukiem zamknęła Joanna Wróblewska, wybijając futbolówkę daleko poza teren stadionu przy próbie uderzenia z dystansu.
Drugą połowę przebojowo chciała rozpocząć Marcelina Buś, jednak Jagoda Cyraniak bezproblemowo wygrała pojedynek fizyczny w polu karnym. Napór wrocławianek trwał, a w 48. minucie Martyna Guzik była o ułamek sekundy spóźniona do dośrodkowania – stanęłaby oko w oko z Kingą Seweryn. Kolejną dobrą sytuację miały pięć minut później, jednak dwie próby uderzeń skończyły się na błędach technicznych. Odpowiedziały Jaszek z Maciążką dwójkową akcją skrzydłem, ta druga posłała niestety zbyt lekkie dośrodkowanie w ostatniej fazie. Po godzinie gry mocno poturbowana z murawy zeszła Julia Włodarczyk, oby to nie było nic poważniejszego. Wejście z futryną mogła zanotować Santa Sanija Vuskane, bowiem po podniesieniu się z ławki nawet nie zdążyła się zatrzymać, a już uderzała po dośrodkowaniu z prawej flanki – niestety z minimalnej odległości mocno chybiła. W 81. minucie kontratak finalizowała Karolina Gec, na szczęście dla Kingi Seweryn na drodze stanęła Marcjanna Zawadzka. W 86. minucie Patricia Hmirova zapoczątkowała dobry kontratak podaniem do Oliwii Malesy, ta z kolei o kilka milimetrów przeceniła pozycję Aleksandry Nieciąg i na strachu się skończyło. 120 sekund później Santa Vuskane wykorzystała chwilę nieuwagi Sokołowskiej i po odbiorze piłki ruszyła na bramkę Zuzanny Błaszczyk, niestety zbyt długo musiała czekać na odsiecz swoich koleżanek. W doliczonym czasie gry czujność golkiperki z ostrego kąta sprawdziła Oliwia Malesa po rajdzie Maciążki, a dobrym odbiorem popisała się Hmirova.
Dwie połówki dominacji, mnóstwo przepychanek i niewiele klarownych sytuacji strzeleckich dla obu zespołów – GieKSa znacznie lepiej odnalazła się w meczu o takich cechach, nadrabiając dwa punkty do Czarnych Sosnowiec i Górnika Łęczna.
Śląsk Wrocław – GKS Katowice 0:1 (0:1)
Bramki: Nieciąg (2).
Śląsk Wrocław: Błaszczyk – Marcelina Buś (60. Ziemba), Martyna Buś (60. Gec), Żurek (79. Białoszewska), Piksa, Sitarz (79. Stasiak), Sokołowska, Wróblewska, Szkwarek, Jędrzejewska, Guzik.
GKS Katowice: Seweryn – Nowak, Zawadzka, Cyraniak – Jaszek (75. Malesa), Kalaberova (63. Kozarzewska), Hmirova, Włodarczyk (63. Michalczyk) – Maciążka, Nieciąg, Brzęczek (75. Vuskane).
Kartki: Martyna Buś – Jaszek, Kozarzewska.
Najnowsze komentarze