Dołącz do nas

Hokej Piłka nożna Prasówka Siatkówka

Tygodniowy przegląd mediów: GieKSa pozostaje na zwycięskim szlaku!

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Zapraszamy do przeczytania doniesień mass mediów z ostatniego tygodnia, które dotyczą sekcji piłki nożnej, siatkówki oraz hokeja GieKSy. Prezentujemy, naszym zdaniem, najciekawsze z nich.

Mistrzynie Polski mają przerwę w rozgrywkach ze względu na mecze reprezentacji Polski. Najbliższe spotkanie drużyna rozegra w Katowicach z APLG Gdańsk, czwartego listopada o godzinie 12:45. Bezpośrednią transmisję z tego meczu będzie można zobaczyć na kanale TVP Sport. Piłkarze przegrali kolejne spotkanie ligowe, tym razem z Polonią Warszawa 0:2. Prasówkę po tym spotkaniu możecie przeczytać TUTAJ. W najbliższą niedzielę (piątego listopada) o godzinie 15:00 zespół rozpocznie kolejne spotkanie ligowe, na wyjeździe ze Stalą Rzeszów.

Siatkarze po dwóch ligowych przegranych 0:3 (z Treflem i w ubiegłym tygodniu z Projektem) dzisiaj podejmą w hali w Szopienicach Ślepsk Malow Suwałki. Spotkanie rozpocznie się o 17:30, transmisję przeprowadzi kanał Polsat Sport. W rozpoczętym tygodniu drużyna zmierzy się jeszcze z Wartą Zawiercie (w niedzielę, piątego listopada od godziny 17:30).

W ubiegłym tygodniu zespół hokeistów rozegrał dwa spotkania, z Ciarko Sanok oraz z Energą Toruń. W obu spotkaniach wygrała GieKSa, odpowiednio 5:2 i 3:2. W tym tygodniu drużyna rozegra jedno spotkanie, w piątek (trzeciego listopada) z Zagłębiem w Sosnowcu. Nasz zespół przewodzi w ligowej tabeli, do tej pory nie zaznał goryczy porażki.

 

PIŁKA NOŻNA

sportdziennik.com – Sytuacja GieKSy nie jest katastrofalna!

Prezes GKS-u Katowice Krzysztof Nowak przekonuje, że drużyna poradzi sobie z kryzysem.

Po zremisowanym meczu z Górnikiem Łęczna trener Rafał Górak pojawił się na konferencji prasowej w nieco lepszym humorze niż po poprzednich spotkaniach, w których GKS nie wygrywał. Remis został wywalczony przez katowiczan, którzy odrobili straty, co z pewnością ucieszyło sztab szkoleniowy. Opiekun GieKSy stwierdził, że chciałby widzieć tak grający zespół w każdym kolejnym spotkaniu, bo to przyniesie w końcu upragnioną wygraną. Tak duży powiew optymizmu oczywiście był nieco przytłumiony przez wynik, jednak widać było w trenerze Góraku ulgę. Zapytaliśmy prezesa klubu Krzysztofa Nowaka, czy on również podziela odczucia trenera po niedzielnym meczu, który koniec końców był szóstym spotkaniem bez zwycięstwa w lidze dla GKS-u.

– Czuję ten powiew optymizmu. Przegraliśmy cztery mecze (w tym pucharowy z Górnikiem Zabrze – red.) z różnych przyczyn. Mało kto analizuje to w taki sposób, że mieliśmy sporo żółtych, czerwonych kartek. Chodziło o podstawowych zawodników. Mieliśmy też kontuzje, więc w zasadzie rozsypała nam się cała linia obrony – powiedział sternik katowickiego klubu.

– Nie zwraca się na to uwagi, że Górnik nie przegrał żadnego meczu, że to my byliśmy drużyną przeważającą i zdobyliśmy bramkę wyrównującą. Do końca chcieliśmy ten mecz wygrać, bo trener Górak stawiał na zawodników ofensywnych. Nasza klubowa ocena rozmija się trochę z oceną kibiców, którzy chcieliby, żeby GKS wygrywał każdy mecz. Przypomnę tylko, że przed sezonem postawiłem cel, aby drużyna znalazła się w strefie barażowej, a w barażach można dokonać wszystkiego. Na teraz mamy 4 punkty straty do tego miejsca.

Z jednej strony 4 punkty straty to niewiele, z drugiej natomiast GKS rozbudził nadzieje kibiców na awans po bardzo udanym początku rozgrywek. Nagły spadek formy spowodował, że fani zespołu z Bukowej zaczęli myśleć o tym, czy nie powinno dojść do zmiany trenera. Rafał Górak na swoim stanowisku jest od 2019 roku i kibice w mediach społecznościowych zaczęli głośno zastanawiać się nad tym, czy nie przyszedł już moment na zmiany.

– Ja biorę pod uwagę wszystkie opinie. Jednak to ja zostałem powołany na funkcję prezesa przez Radę Nadzorczą z polecenia pana prezydenta Marcina Krupy. To ja odpowiadam przede wszystkim za sytuację finansową spółki. Żeby zmieniać trenera, żeby zmieniać sztab szkoleniowy, trzeba mieć plan „B”, plan „C” i tak dalej. Na tę chwilę nie uważam, że trzeba dokonywać jakichkolwiek drastycznych zmian. Jeżeli jakiekolwiek tego typu zmiany mają być podjęte, to musi się to stać tylko i wyłącznie po bardzo dogłębnej analizie i w momencie, gdy będziemy w katastrofalnej sytuacji, w której nie jesteśmy – zaznaczył Krzysztof Nowak.

– Oczywiście rozumiem kibiców, rozumiem ich oczekiwania, bo 20at czekają na ekstraklasę l. Jednak powiem jedno – nie przychodziłem z AZS-u AWF-u Katowice (tam Krzysztof Nowak był dyrektorem przez 12 lat – red.), z klubu, z którym odnieśliśmy międzynarodowe sukcesy, włącznie z medalami olimpijskimi, do GKS-u po to, żeby trwać. Problem jest jednak bardziej złożony, wielowarstwowy. Problem nie leży w potencjalnej zmianie trenera – zakończył prezes GKS-u Katowice, który oficjalnie od sierpnia znajduje się na tym stanowisku. Wcześniej, od lutego 2023 roku, pełnił funkcję wiceprezesa.

To oznacza, że na wielkie zmiany przy Bukowej na razie się nie zapowiada. Polityka powściągliwości często przynosi bardzo korzystne skutki. Niejednokrotnie zauważamy, że polskim klubom, niezależnie od poziomu rozgrywkowego, na jakim grają, brakuje cierpliwości wobec trenerów. Po spotkaniu w Łęcznej znów widać, że GieKSa zmierza w dobrym kierunku. Z pewnością potrzebuje zwycięstwa, żeby odblokować się i zakończyć rok 2023 w dobrych nastrojach. Czy uda się to osiągnąć w najbliższy piątek? Na Bukową przyjedzie beniaminek z Warszawy. Polonia nie radzi sobie najgorzej. Jednak z pewnością jest zespołem, z którym katowiczanie muszą wygrać, jeśli marzą o awansie do ekstraklasy.

– Drużyna jest mocno zmotywowana, jest wkurzona na siebie za to, że w Łęcznej się nie udało. Wchodzimy powoli w kolejną fazę rozgrywek, jestem optymistą i myślę, że ta drużyna wyjdzie z kryzysu – zapewnił Krzysztof Nowak.

 

SIATKÓWKA

siatka.org – Pewna wygrana Projektu z GKS-em Katowice

Siatkarze Projektu Warszawa zapisali na swoim koncie drugie zwycięstwo w sezonie. W meczu 2. kolejki PlusLigi podejmowali przed własną publicznością GKS Katowice. Stołeczni nie dali przyjezdnym większych szans. Podopieczni Piotra Grabana dość pewnie wygrali spotkanie w trzech setach. Najwięcej emocji dostarczyła ostatnia partia spotkania, która rozstrzygnęła się dopiero po grze na przewagi.

Spotkanie zaczęło się od wyrównanej gry punkt za punkt. Przełamanie nastąpiło dopiero po błędzie przełożenia ręki po stronie GKS-u (7:9). Przewaga gospodarzy zaraz się powiększyła, gdyż wśród nich asem serwisowym popisał się Bartłomiej Bołądź. Nie na długo, gdyż katowiczanie dobrze pograli blokiem (10:11). W ataku musiał więc popracować Artur Szalpuk, aby Projekt znów miał cenne trzy oczka z przodu. Jego rywale nie odpuszczali i zbliżyli się po raz kolejny, gdy udaną akcję zanotował na swoim koncie Damian Domagała (13:14). Cały czas to jednak gospodarze utrzymywali się na prowadzeniu i w okolicach końcówki byli bliżej wygranej po nieudanej próbie przebicia piłki na drugą stronę przyjezdnych (14:18). Szczególnie, że kolejnego asa w tej partii dołożył Bołądź. Obyło się zatem bez niespodzianek w końcówce i to Projekt Warszawa triumfował po pewnym ataku Bołądzia (25:18).

Blokiem otworzyli warszawianie partię numer dwa. Po ataku Bołądzia to więc oni znaleźli się jako pierwsi na dwupunktowym prowadzeniu (6:4). Dobrze popracował jednak Lukas Vasina, co w połączeniu z punktową zagrywką Domagały sprawiło, że tym razem to GKS miał dwa oczka z przodu. Nie cieszył się nimi długo, gdyż błąd popełnił Marcin Waliński (12:12). Przez pewien czas trwała wyrównana walka, ale w okolicach końcówki gospodarze popracowali blokiem, dzięki czemu znaleźli się bliżej kolejnej wygranej (19:17). Kontynuowali dobrą grę w tym elemencie, co powiększyło ich przewagę o dodatkowe oczko. Poszli więc za ciosem i znów cieszyli się ze zwycięstwa, o którym zdecydował atak Szalpuka z drugiej linii (25:22).

Od dwupunktowego prowadzenia Projektu zaczęła się kolejna odsłona. Duży udział miał w tym as w wykonaniu Jurija Semeniuka. Do tego doszły skuteczne ataki gospodarzy, po których ich przewaga wzrosła w szybkim tempie do czterech oczek (5:1). Szczególnie, że katowiczanie nie pomagali sobie, popełniając błędy własne. Dzięki Vasinie zdołali się na chwilę zbliżyć do rywali, ale po ataku Szalpuka Projekt znów miał bezpieczną sytuację (12:7). W kontrataku musiał więc popracować Domagała, aby jego zespół zdołał zmniejszyć dystans. Po asie Walińskiego wynosił on zaledwie jeden punkt (13:14). Było to jednak zbyt mało, aby ekipa z Katowic przejęła prowadzenie. W jednej z kolejnych akcji wdarło się bowiem do jej gry nieporozumienie, a do tego Projekt „poczęstował” ją blokiem (18:14). Nie był to jednak koniec emocji, gdyż w aut posłał piłkę Bołądź, przez co drużyny dzieliło tylko oczko. W decydującym momencie asa dołożył Domagała, wobec czego konieczna okazała się gra na przewagi. Mimo tego katowiczanie nie odwrócili losów spotkania i musieli pogodzić się ze swoją porażką po autowym ataku Domagały (24:26).

Projekt Warszawa – GKS Katowice 3:0 (25:18, 25:22, 26:24)

 

sportdziennik.com – Siła wodospadu

Fragmenty dobrej gry to stanowczo za mało, by zdobyć seta z tak renomowanym rywalem.

Siatkarze Projektu Warszawa po wygranej w Rzeszowie na własnym parkiecie pokazali wszystkie swoje walory i dość pewnie wygrali z GKS-em Katowice 3:0. Wszystkie walory były po stronie gospodarzy, którzy atakowali z całą mocą i nie mieli, zwłaszcza w pierwszych dwóch odsłonach, problemów z wypracowanie przewagi. Siatkarzom GKS-u Katowice trudno było odmówić ambicji i wieloma fragmentami nawiązywali wyrównaną grę. W ostatniej odsłonie nawet doprowadzili do gry na przewagi, ale to było stanowczo za mało, by myśleć o urwaniu seta.

Siatkarze GKS-u Katowice doskonale zdawali sobie sprawę ze skali trudności jakie ich czeka w stolicy. Zespół Projektu rozpoczął sezon z wysokiego „C” i wygrał w Rzeszowie. Teraz też uchodził za faworyta, a tymczasem „GieKSiarze” wcale nie zamierzali oddawać pola. Od początku pierwszego seta do stanu 14:13 trwała zacięta walka i gra toczyła się punkt za punkt. W końcu jednak siła ofensywna gospodarzy wzięła górę. Bartłomiej Bołądź i Artur Szalpuk byli niezwykle skuteczni, a na dodatek ten pierwszy był niezwykle groźny w polu serwisowym. Gospodarze w tym elemencie popełnili trzy błędy, ale zaliczyli trzy asy serwisowe. Natomiast goście mieli cztery pomyłki i ani jednego punktu. Gospodarze objęli prowadzenie 18:14 najpierw trzymali tę przewagę, a potem ją tylko powiększyli.

A w kolejnej odsłonie scenariusz się powtórzył znów trwała twarda walka. Dwa skuteczne blok i jeden skuteczny atak sprawił, że gospodarze objęli prowadzenie 21:18 i już go nie oddali do samego końca. Zespół z Katowic wzmocnił nieco siłę zagrywki (jeden as przy pięciu błędach), ale to było stanowczo za mało na tak dobrze dysponowanych gospodarzy.

Po dwóch wygranych odsłon siatkarze Projektu nabrali pewności siebie i z jeszcze większą mocą rozpoczęli. Prowadzili już 7:2 i 13:8, ale goście nie dawali za wygraną i zbliżyli się na punkt (14:13). Wystarczyło chwila słabości i gospodarze prowadzili 18:14. Jednak wszystko się skończyło grą na przewagi, bo Damian Domagała dwoma udanymi atakami doprowadził do remisu 24:24. Jednak ostatnie słowo należało do gospodarzy. Niemniej goście zaprezentowali się znacznie lepiej niż w inauguracyjnym meczu na własnym parkiecie z Treflem Gdańsk.

 

HOKEJ

hokej.net – Trwa zła passa STS-u. 15. z rzędu zwycięstwo GieKSy!

Dziewiątej porażki z rzędu doznali hokeiści Marmy Ciarko STS Sanok. W piątkowy wieczór ulegli mistrzom Polski z Katowic 2:5, a nie najlepiej w bramce gospodarzy zaprezentował się Kristian Tamminen. Dla GieKSy, która jest niepokonana w tym sezonie to 15. zwycięstwo z rzędu.

Po urazach i chorobach do składu drużyny gospodarzy wrócił Lauri Huhdanpää, Mark Viitanen i Sami Tamminen. W ekipie gości zabrakło Grzegorza Pasiuta, Bartosza Fraszko oraz Maciej Kruczka.

Pierwsza akcja w meczu mogła się zakończyć golem dla gospodarzy, lecz Krzysztof Bukowski nie zdołał dobić krążka, który stanął przed Michałem Kielerem. Katowicki bramkarz zdołał położyć się na krążek zanim sanoczanin go trącił w kierunku bramki. W 4. minucie katowiczanie objęli prowadzenie. Strzał Ryana Cooka odbił Kristian Tamminen, lecz dobitka Joony Monto była już skuteczna.

W 15. minucie sanoczanie powinni wyrównać gdy Christian Lindberg wyłożył gumę Konradowi Filipkowi, lecz ten w doskonałej sytuacji nie zdołał pokonać Kielera. Dobitka Alexa Binnera, również padła łupem katowickiego bramkarza.

Na trzy sekundy przed syreną kończącą pierwszą tercję aktualni mistrzowie Polski podwyższyli wynik. Kontrę 3 na 2 wykończył strzałem nad parkanem Sam Marklund.

Na początku drugiej odsłony sanoczanie ponownie powinni zdobyć gola, ale fatalna skuteczność Samiego Tamminena, ponownie dała o sobie znać. W osłabieniu gumę w kontrze 2 na 1 wyłożył mu Mark Viitanen, ale kapitan sanoczan nie może się przełamać kolejny mecz.

Trzeci gol padł w 33 minucie gdy Joona Monto idealnym podanie podczas gry w przewadze obsłużył Santeriego Koponona. Fiński defensor był niepilnowany i mimo wyciągnięcia się jak długi Kristiana Tamminena, bez problemu skierował gumę do bramki.

Dopiero w 35. minucie gola zdobyli gospodarze podczas okresu gry w podwójnej przewadze. Strzał Christiana Lindberga z pierwszego krążka z okolicy bulika wylądował w bramce Michała Kielera.

Czwarty gol dla katowiczan padł na początku trzeciej tercji. Ben Sokay najpierw próbował z jednej strony słupka, następnie z drugiej zdołał zdobyć gola od zakrystii. Kristian Tamminen nie zdołał przypilnować swojego słupka i zostawił lukę co wykorzystał kanadyjski napastnik. 31 sekund później dystans do dwóch goli zmniejszył Lauri Huhdanpää, który trafił w okienko po tym jak gumę mu wyłożył Saku Kivinen po zabraniu jej Cookowi pod bandą.

Wynik ustalił Joona Monto, który w 55 minucie idealnie przymierzył i mocnym strzałem po krótkim rogu z bulika pokonał sanockiego bramkarza.

 

GKS pozostaje na zwycięskim szlaku. 16. zwycięstwo mistrzów Polski!

GKS Katowice pokonał przed własną publicznością KH Energe Toruń 3:2. Dla gospodarzy było to 16. z rzędu ligowe zwycięstwo w obecnym sezonie. Bohaterem GieKSy został Hampus Olsson, który zdobył dwie bramki w niedzielnym spotkaniu.

W niedzielnym spotkaniu do głosu pierwsi doszli mistrzowie Polski. Drużyna Jacka Płachty dawała popis szybkiego rozegrania krążka, czując się bardzo swobodnie w tercji gości. Nadążenie za forsowanym przez GieKSe tempem było sporym wyzwaniem dla defensywy torunian, czego efektem były wykluczenia nałożone w 6. minucie na Jakuba Gimińskiego oraz w 7. minucie na Eryka Schafera. Pomimo ponad trzyminutowej gry w osłabieniu, drużyna Juhy Nurminena zdołała obronić dostęp do własnej bramki. Walnie przyczynił się do tego swoją dobrą postawą w bramce Mateusz Studziński. Przewaga GKS-u Katowice narastała z każdą sekundą, a większość wydarzeń skupiała się w tercji gości. Wbrew wydarzeniom na lodzie, w 11. minucie trzeci atak „Stalowych Pierników” wyprowadził trójkową akcję. Walkę o krążek na bandzie wygrał Kamil Kalinowski, który do spółki z Patrykiem Kogutem i Michałem Kalinowskim zdołał rozpracować obronę gospodarzy. Inicjator kontry otrzymał świetne podanie i nie miał większych problemów, aby pokonać Johna Murraya. Po zdobytej bramce torunianie nabrali dużo większej pewności siebie, szukając swoich szans w ofensywie. W 18. minucie świetnie w kontrze pograli ze sobą Issakka, Monto oraz Varttinen, jednak przy wykończeniu akcji fińskie trio pokusiło się o jedno podanie za dużo. W 19. minucie krążek po bandzie za bramkę zagrał Jakub Wanacki. Do gumy dopadł Ben Sokay, który indywidualnie wyprowadził grę, a następnie precyzyjnym podaniem obsłużył Hampusa Olssona, który wyrównał stan rywalizacji.

Od obrony osłabienia zmuszeni byli rozpocząć drugą tercję torunianie, bowiem 11 sekund przed końcem pierwszej odsłony spotkania, karą mniejszą został ukarany Szymon Maćkowski. Goście zdołali jednak kolejny raz postawić się sile ofensywnej mistrzów Polski i wybronić kolejną grę w osłabieniu. Swoją dobrą dyspozycję podkreślał Ben Sokay, który pozostawał niezwykle aktywny, szukając kolejnych sposobów na przełamanie toruńskiej defensywy. W 29. minucie katowiczanie w odstępie 30 sekund złapali dwa wykluczenia, za sprawą przewinień Mateusza Bepierszcza oraz Olli Iisakki. Drużyna Juhy Nurminena nie miała większych trudności w zamknięciu broniącej katowickiej trójki. „Stalowe Pierniki” oddały serię strzałów w kierunku katowickiej bramki, jednak albo były to uderzenia niecelne, albo takie z którymi nie miał większych problemów John Murray. W 32. minucie Kacper Maciaś wrzucił krążek spod niebieskiej linii na toruńską bramkę. Tor lotu strzału przeciął zasłaniający golkipera gości Hampus Olsson. Mający ograniczoną widoczność Mateusz Studziński próbował interweniować, jednak ostatecznie po kontakcie z bramkarzem gości krążek wpadł do bramki.

W 43. przewinienie Kamila Kalinowskiego zostało przez arbitrów spotkania wycenione na dwuminutową karę. Kolejny okres gry w przewadze w dzisiejszym spotkaniu nie przyniósł i tym razem bramek. Odpowiednio w 48. i 49. minucie GKS Katowice, kolejny raz wyciągnął rękę do próbujących odrobić straty torunian, łapiąc wykluczenia skutkujące ponad półminutową grą w podwójnym osłabieniu. „Stalowe Pierniki” podtrzymały jednak serię niewykorzystanych przewag i przed wyrównaniem formacji na lodzie nie zdołały wyrównać wyniku spotkania. W 55. minucie Jakub Wanacki wyprowadzał kolejny atak mistrzów Polski. Gdy wydawało się, że akcja straciła na swoim tempie i inicjatywa zostanie przejęta przez defensywę gości, to do krążka doszedł Igor Smal, który podwyższył prowadzenie GieKSy. Trzecie trafienie gospodarzy nie oznaczało jednak końca emocji. W 58. minucie drużynie Juhy Nurminena udało się zamknąć gospodarzy we własnej tercji. Goście próbowali strzałów i pracy na bramkarzu, doszło do zamieszania w którym najlepiej odnalazł się Michał Kalinowski, zdobywając kontaktową bramkę. Niespełna pół minuty po zdobyciu bramki na ławkę kar zawędrował Noah Delmas. Trener Nurminen próbował podwoić przewagę, poprzez wycofanie z bramki Mateusza Studzińskiego, jednak jego podopieczni nie zdołali już odwrócić losów spotkania i musieli uznać wyższość mistrzów Polski, którzy mogli celebrować szesnaste ligowe zwycięstwo w obecnym sezonie!



Kliknij, by skomentować
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

Odpowiedz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Hokej

Kompromitacja w Tychach

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

W 20. kolejce THL nasza drużyna wyruszyła do Tychów żeby zmierzyć się z miejscowym GKS-em.

Pierwszą tercję rozpoczęliśmy od szarpanej gry w tercji neutralnej. Dopiero w 4. minucie strzał na bramkę Fucika zdołał oddać Wronka, ale jego uderzenie nie sprawiło problemów bramkarzowi gospodarzy. W 7. minucie miejscowi wyszli na prowadzenie. W drugiej połowie pierwszej odsłony nasza drużyna stanęła przed szansą wyrównania wyniku za sprawą liczebnej przewagi. Pomimo oddania kilku groźnych strzałów, to żaden z naszych zawodników nie zdołał pokonać Fucika. W 19. minucie fantastyczną interwencją popisał się Eliasson ratując nas przed utratą drugiej bramki. Chwilę przed syreną kończącą pierwszą tercję Eliasson ponownie zachował czujność i pewnie obronił kolejne strzały gospodarzy.

Drugą tercję rozpoczęliśmy od zdecydowanego ataku na bramkę Fucika, blisko zdobycia bramki był Wronka i Varttinen. W 24. minucie gospodarze zdobyli drugą bramkę, wykorzystując liczebną przewagę. Kilkanaście sekund później gospodarze ponownie podwyższyli. W 25. minucie nastąpiła zmiana bramkarza w naszej drużynie. W 28. minucie czwartą bramkę dla drużyny gospodarzy zdobył Drabik, wykorzystując bierną postawę naszych obrońców. W 33. minucie w sytuacji sam na sam z Fucikiem znalazł się Dupuy, ale jego strzał był za lekki, by pokonać bramkarza gospodarzy. Na sam koniec drugiej odsłony gospodarze po raz piąty wbili krążek do naszej bramki.

Trzecią odsłonę rozpoczęliśmy od kilku strzałów na bramkę Fucika. Jednak to gospodarze ponownie znaleźli drogę do naszej bramki, zdobywając szóstą bramkę w tym meczu. Minutę później po raz siódmy do bramki trafił Viinikainen. Na sam koniec meczu bramkę honorową dla naszej drużyny zdobył Jonasz Hofman.

GKS Tychy – GKS Katowice 7:1 (1:0, 4:0, 2:1)

1:0 Filip Komorski (Valtteri Kakkonen, Rafał Drabik) 06:16
2:0 Alan Łyszczarczyk (Rasmus Hejlanko, Valtteri Kakkonen) 23:23, 5/4
3:0 Mark Viitianen (Dominik Paś) 24:18
4:0 Rafał Drabik (Szymon Kucharski, Mateusz Bryk) 27:48
5:0 Mateusz Gościński (Hannu Kuru, Olli Kaskinen) 38:56
6:0 Hannu Kuru (Juuso Walli, Bartłomiej Pociecha) 45:23
7:0 Olli-Petteri Viinikainen (Alan Łyszczarczyk, Rasmus Hejlanko) 47:54
7:1 Jonasz Hofman

GKS Tychy: Fucik, Lewartowski – Viinikainen, Bryk, Łyszczarczyk, Komorski, Knuutinen – Kaskinen, Kakkonen, Jeziorski, Kuru, Heljanko- Walli, Pociecha, Karkkanen, Paś, Viitanen – Bizacki, Ubowski, Drabik, Kucharski, Gościński.

GKS Katowice: Eliasson, Kieler – Maciaś, Hoffman, Wronka, Pasiut, Fraszko – Varttinen, Verveda, Anderson, Monto, Dupuy – Runesson, Lundegard, Michalski, McNulty, Hofman Jo. – Chodor, Dawid, Hofman Ja.

Kontynuuj czytanie

Felietony Piłka nożna

Komu nie zależało, by zagrać?

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Gdy wyjrzałem dziś za okno z pokoju hotelowego, zobaczyłem szron na pobliskich dachach. I tyle. Śniegu nie było ani grama, jedyne, co mogło nas przyprawiać o lekkie dreszcze to przymrozek i konieczność spędzenia tego meczu w tak niskiej temperaturze. Wiadomo jednak, że podczas dobrego widowiska można się porządnie rozgrzać i emocje sportowe niwelują jakiekolwiek atmosferyczne niedogodności. Głowiłem się, jak to jest, że w różnych rejonach Polski mamy atak zimy, a przecież okolice bieguna zimna, które teoretycznie najbardziej są narażone na popularny biały puch, tym razem są wolne od tego.

Gdy jechałem autobusem na mecz i zaczęło lekko prószyć – a było to o godz. 10.30 ani przez myśl nie przeszło mi, jak to się wszystko skończy. Po prostu – śnieg zaczął sobie padać, nie był to jakiś armagedon, a i same opady śniegu, choć były wyraźne, nie przypominały tych, które znamy z przeszłości.

Po wejściu na stadion zobaczyłem taką właśnie oprószoną murawę – niezasypaną. Białawo-zieloną lub zielonkawo-białą. Typowy widok, gdy mamy pierwsze opady śniegu w roku lub też szron po mroźnej nocy. Białe gunwo (że tak zejdziemy z romantycznej wersji o puchu) ciągle jednak z białostockiego nieba spadało. I w pewnym momencie rzeczywiście murawa stała się dość biała. Nie przeszkodziło to jednak obu drużynom oraz sędziom rozgrzewać się. Kibice wypełniali stadion, zwłaszcza ci z Jagiellonii jeszcze przed meczem głośno dopingując swój zespół. Sympatycy GieKSy powoli zaczęli wchodzić na sektor gości i też dali znać o sobie. Przyznam, że nie myślałem w ogóle o tym, że mecz może się nie odbyć. Nie miałem takiego konceptu w głowie.

Za łopaty wzięło się… kilka osób. Zaczęli odśnieżać pola karne. Wyglądało to tak, że na jednym skrzydle stało trzech chłopa i sami nie wiedzieli, jak się za to zabrać. „Gdzie kucharek sześć…” – powiedziałem Miśkowi. A na drugim skrzydle szesnastki jeden jegomość odśnieżył na kilka metrów szerokość pola karnego, pokazując, że „da się”. A tamci deliberowali. Do tej pory odśnieżone były tylko linie i wspomniany kawałek. Na drugim polu karnym natomiast jakiś artysta „odśnieżał” w taki sposób, że zagarniał, wręcz zdrapywał śnieg, zamiast go nabierać na łopatę. Nie trzeba być śnieżnym omnibusem, żeby wiedzieć, że średnio efektywna jest to metoda. Po niedługim czasie wszyscy położyli na to lachę i sobie poszli czy tam przestali działać.

Dopiero kilka minut przed meczem zorientowałem się, że sędzia się dziwnie zachowuje, wychodzi i sprawdza. Załączyłem Canal+, by nasłuchiwać wieści i tam było jasne, że arbiter Wojciech Myć sugerował, iż szanse na rozegranie tego spotkania są dość marne. Potem wyszedł na boisko jeszcze raz, ze swoimi asystentami i patrzyli, jak zachowuje się piłka. W moim odczuciu ta rzucana i turlana przez nich futbolówka reagowała normalnie, z odpowiednim odbiciem czy brakiem większego oporu przy toczeniu się po ziemi. Do końca miałem nadzieję, że mecz się odbędzie.

Sędzia jednak zadecydował inaczej. W wywiadzie dla Canal+ powiedział, że ze względu na zdrowie zawodników, a także ograniczoną widoczność – podejmuje decyzję o odwołaniu meczu. Podał też argument, że do pomarańczowej piłki przykleja się śnieg i tak jej nie widać. A linie, które zostały odśnieżone i tak za chwilę zostałyby zasypane.

Mecz się nie odbył.

Odniosę się więc najpierw do słów sędziego, bo już one są dla mnie kuriozalne. Odśnieżone linie po 40 minutach (także już po odwołaniu meczu) nadal były widoczne. I nie zanosiło się specjalnie na to, że mają zostać momentalnie zasypane. Nawet jeśli – to chwila przerwy w meczu lub po prostu w przerwie między dwiema połowami – pospolite ruszenie do łopat i gotowe. A argument o piłce to już kuriozum do kwadratu. Na Boga – przecież śnieg to nie jest jakiś klej czy oleista substancja. I nawet jeśli w statycznej sytuacji klei się do piłki, to jest ona cały czas KOPANA. Dla informacji pana Mycia – to powoduje drgania w futbolówce, a to (plus odbijanie się od ziemi) z piłki przyklejony kawałek śniegu strząsa. Więc naprawdę nie mówmy takich głodnych kawałków na głos, bo tylko wzmacniamy opinię o sędziach taką, a nie inną.

Trener Siemieniec już po decyzji mówił dla Canal Plus, że z punktu widzenia logistyki w rundzie jesiennej, nie na rękę jest im nie grać, w domyśle, że ten mecz trzeba będzie jeszcze gdzieś wcisnąć. Tylko przecież WIADOMO, że tego spotkania nie da się rozegrać jesienią, bo przecież po ostatnim meczu ligowym Jaga gra dwa razy w Lidze Europy plus jeszcze w środku grudnia zaległy mecz z Motorem. Więc z GKS musieliby zagrać tuż przed świętami, a przecież nikt przy zdrowych zmysłach nie przedłuży rundy GieKSie o dwa tygodnie z powodu zaległego meczu. Niech więc trener Adrian nie robi ludziom wody z mózgu. Poza tym trener powiedział, że ze względu na stan boiska, była to jedyna i słuszna decyzja i trudno nie było odnieść wrażenia, że z powodu napiętego terminarza właśnie TERAZ, dłuższy oddech dla Jagiellonii to najlepsze, co może ich spotkać…

A Rafał Górak? Bardzo dyplomatycznie mówił, że rozumie decyzję sędziów, ale chyba trzy razy podczas wywiadu dał do zrozumienia, jakie miał zdanie… Panowie za zamkniętymi drzwiami rozmawiali, każdy dał swoje argumenty. Trener zwrócił uwagę, że ze względu na szczelnie wypełniony sektor gości mogło to wyglądać inaczej. Że białe linie widać i przy dobrej woli organizatora, boisko można byłoby doprowadzić do stanu używalności. Że taki wyjazd bez meczu to dodatkowe koszty dla klubu. Jakbym więc miał typować, to pewnie wyglądało to tak „ej Rafał, wiesz, jak jest, jaką mamy sytuację, wiem, że nie jest to wam na rękę, ale zgódź się na przełożenie meczu, odwdzięczymy się dobrym winkiem”… Być może więc ze względu na solidarność kolegów po fachu i gentelmen’s agreement, szkoleniowiec, mimo że wolałby zagrać – nie oponował.

No i właśnie. To jest pytanie – czy komuś zależało, żeby wykorzystać opady i meczu nie rozegrać? Powiem wprost – reakcja organizatora meczu na tę „zimę” jest mocno zastanawiająca i nie wiem, czy Jagiellonia nie powinna z tego tytułu ponieść konsekwencji. Powtórzę – klub nie zrobił absolutnie nic, żeby ten mecz rozegrać. Począwszy od prognoz – przecież atak zimy w Polsce był już wczoraj, więc nie można było nie zakładać, że podobna sytuacja powtórzy się w Białymstoku. A jeśli tak, to przygotowuje się zastępy ludzi – choćby na wszelki wypadek – do tego, żeby boisko odśnieżyć. Pamiętacie, co było w zeszłym sezonie w meczu Radomiaka z Zagłębiem? Momentalnie, w ciągu kilku minut płyta po nawałnicy zrobiła się biała. Tam też było ryzyko przerwania i odwołania meczu. Ale ludzie robili, co w swojej mocy, odśnieżali, jak tylko się da i spotkanie zostało dokończone. Wczoraj w Rzeszowie kompletnie zasypany stadion został odśnieżony i mecz również się odbył. A w Białymstoku? Nie było chętnych czy nie miało ich być? Mogli nawet tych żołnierzy wziąć, co to zawsze są na trybunach. Cokolwiek. A tutaj kilku ludzi z łopatą zaczęło nieskładnie machać, ale chyba ktoś im powiedział, że to bez sensu – no i przestali.

Nie będę wnikał, czy na takim boisku można grać czy nie. Jak bardzo wpływa to na zdrowie zawodników. Wiem, że w przeszłości takie mecze się odbywały i nikt nie płakał i nie zasłaniał się ani zdrowiem, ani terminarzem. GieKSa taki mecz rozgrywała z Arką Gdynia – pamiętny z niewykorzystanym karnym Adamczyka – i jakoś się dało. Nie jest to może najbardziej estetyczne widowisko, ale mecz jest rozegrany i jest z głowy.

Natomiast tu nie chodzi o to, czy na zaśnieżonym boisku można grać. Chodzi o to, że nikt nie zajął się odśnieżaniem. Dlatego cała ta sytuacja ostatecznie wydaje mi się po prostu skandaliczna. Dosłownie godzinkę śnieg poprószył – bez jakiejś większej nawałnicy – i odwołujemy mecz.

I tak – piłkarze pojechali sobie na drugi koniec polski, by pobiegać na murawie stadionu Jagiellonii. Klub zapłacił za hotel, wyżywienie, przejazd. Teraz będzie to musiał zrobić drugi raz – najpewniej na wiosnę. Kibice zrywali się o drugiej w nocy, niektórzy pewnie nawet nie poszli spać, by stawić się na zbiórkę w ciemnych Katowicach. Jechali w tak wielkiej liczbie przez cały kraj – też przecież zapłacili za bilety i przejazd. I dostali w bambuko, bo paru osobom nie chciało się wyjść i doprowadzić boisko do jako takiego stanu.

Uważam, że PZPN czy Ekstraklasa, czy kto tam zarządza tym całym grajdołkiem, nie powinien przyzwalać na taką fuszerkę. To jest kupa kasy i czas wielu ludzi, którzy zdecydowali się do Białegostoku przyjechać. To po prostu jest nie fair.

Nieraz bywały jakieś sytuacje czy to z pogodą, czy wybrykami kibiców i kapitanowie lub trenerzy obu drużyn zgodnie mówili – gramy/nie gramy. Była ta wyraźna jednogłośność. A czasem spór. Grano nawet po zapaści Christiana Eriksena – choć tam akurat uważam, że ta decyzja była fatalna (choć z drugiej strony to Euro, więc logistyka dużo trudniejsza). Tutaj zabrakło determinacji, żeby mecz rozegrać. Rozumiem trenera Góraka, że podszedł dyplomatycznie do sprawy. Ja tego protokołu dyplomatycznego trzymać nie muszę i wysuwam hipotezę, że komuś na rękę był ten niezbyt wielki opad śniegu.

Dotychczas wielokrotnie pisałem i mówiłem, że cenię Jagiellonię i Adriana Siemieńca za to, jak łączą ligę i puchary. Byłem pod wrażeniem, że rok temu Jaga nie przełożyła spotkania z GKS na jesień, gdy sama była pomiędzy meczami z Ajaxem – trener gospodarzy dzisiejszego niedoszłego pojedynku mówił, że poważna drużyna musi umieć grać co trzy dni. Tym razem jednak w obliczu meczu z KuPS i końcówki ligi, takie zdanie przestało już zobowiązywać.

Nam nie pozostaje nic innego, jak przygotować się do sobotniego spotkania z Pogonią. Oby piłkarze GKS również wykorzystali fakt, że nie będą mieli Jagi w nogach i jak najlepiej mentalnie i fizycznie przygotowali się do spotkania z Portowcami. A z Jagiellonią i tak się już niedługo zmierzymy, bo za jedenaście dni w Pucharze Polski.

Kups!

Kontynuuj czytanie

Piłka nożna

Mecz z Jagiellonią odwołany!

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

W związku z atakiem zimy w Białymstoku i niezdatnymi według sędziego warunkami do gry mecz Jagiellonia Białystok – GKS Katowice został odwołany.

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga