Hokej Piłka nożna Piłka nożna kobiet Prasówka Siatkówka
Tygodniowy przegląd mediów: To duży krok w stronę mistrzostwa Polski
Zapraszamy do przeczytania doniesień mass mediów z ostatniego tygodnia, które obejmują dotyczące sekcji piłki nożnej, siatkówki oraz hokeja GieKSy. Prezentujemy, naszym zdaniem, najciekawsze z nich.
W ramach dwudziestej kolejki spotkań Orlen Ekstraligi Kobiet piłkarki pokonały na wyjeździe obecnego Mistrza Polski drużynę TME SMS Łódź 3:1 (2:1). Dzięki tej wygranej zespół prowadzi w tabeli z trzy punktową przewagą nad SMS-em. W następnej kolejce zespół zmierzy się na Bukowej ze Śląskiem Wrocław. Początek spotkania, w poniedziałek, piętnastego maja o godzinie 17:45. Mecz będzie transmitowany na antenie TVP Sport. Do końca rozgrywek pozostały dwie kolejki spotkań. Drużyna męska rozegrała w niedzielę spotkanie z Chrobrym Głogów, w którym zanotowano remis 0:0. Prasówkę po tym meczu znajdziecie TUTAJ. Następny mecz zespół rozegra u siebie z Puszczą Niepołomice, w sobotę 13 maja od godziny 15:00.
Siatkarze zakończyli rozgrywki PlusLigi na jedenastej pozycji. W lidze trwają jeszcze mecze o miejsca 1-2 (Jastrzębski Węgiel – ZAKSA Kędzierzyn-Koźle) oraz 3-4 (Resovia Rzeszów – Warta Zawiercie). Wypożyczony, do Al Ain, Jakub Szymański udzielił obszernego wywiadu na temat gry w Zjednoczonych Emiratach Arabskich i reprezentacji Polski.
Na lodowisku w Nottingham zakończył się turniej Dywizji IA, nasza reprezentacja uzyskała awans do przyszłorocznych rozgrywek Mistrzostw Świata Elity, które odbędą się w Pradze i Ostrawie. W składzie Polskiej drużyny grało siedmiu zawodników GieKSy, analitykiem był II trener GKS-u Ireneusz Jarosz. Zamieszczamy fragment statystyk z zakończonego turnieju dotyczących naszych hokeistów.
PIŁKA NOŻNA
kobiecyfutbol.pl – GKS Katowice blisko mistrzostwa, wspaniała reklama kobiecego futbolu na stadionie Widzewa!
Na stadionie Widzewa odbył się najprawdopodobniej najważniejszy mecz tego sezonu. Na pewno był to mecz, który miał wskazać potencjalnego mistrza Polski kobieciej Orlen Ekstraligi.
To miał być mecz walki o każdy metr boiska, z którego zwycięsko wyszedł GKS Katowice. Piłkarki Karoliny Koch pokonały TME SMS Łódź 3:1.
Łodzianki od początku próbowały narzucić GKS-owi swoje warunki gry. W 14. minucie Nicol Zając odważnie weszła w pole karne i została zahaczona przez Katarzynę Konat. Marlena Hajduk podeszła do wapna i mierzonym strzałem pokonała z jedenastego metra Oliwię Szperkowską. Gospodynie starały się odzyskać kontrolę i w 32. minucie Dominika Kopińska pokonała Weronikę Klimek dając swojej drużynie wyrównanie. Katowicznaki jednak nie poddały się i już w 39. minucie po wrzutce Anity Turkiewicz Katarzyna Konat trafiła do własnej bramki.
Po 45 minutach to GieKSa była minimalnie bliższa złota. Po przerwie łodzianki ruszyły do boju i już w 49. minucie po strzale Gabrieli Grzybowskiej piłka trafiła w słupek. Kolejne minuty przebiegały pod dyktando mistrzyń Polski, jednak nie potrafiły one zamienić przewagi na bramkę. Mimo kontroli SMS-u, to w 83. minucie Klaudia Maciążka przepięknym strzałem “wsadziła za kołnierz” piłkę do bramki Oliwii Szperkowskiej.
Katowiczanki dzięki temu zwycięstwu są już o krok od zdobycia mistrzostwa Polski. Jeśli za tydzień pokonają Śląsk Wrocław, to na Śląsku będą świętować mistrzostwo. SMS musi natomiast liczyć teraz na wpadkę liderek.
sportowefakty.wp.pl – To duży krok w stronę mistrzostwa Polski. GKS Katowice do bólu skuteczny w Łodzi
Całkiem możliwe, że to spotkanie wyłoniło nam przyszłego mistrza Polski. Piłkarki GKS-u Katowice pokonały w Łodzi TME SMS 3:1 w hicie 20. kolejki Orlen Ekstraligi i odskoczyły od wciąż jeszcze aktualnych mistrzyń kraju na trzy punkty.
[…] Katowiczanki prowadzenie objęły w 15. minucie, gdy Marlena Hajduk wykorzystała rzut karny po faulu Katarzyny Konat. Nieco ponad kwadrans później wyrównała Dominika Kopińska, ale jeszcze przed przerwą Konat zaliczyła samobójcze trafienie „zamykając” dośrodkowanie Anity Turkiewicz.
Łodzianki w drugiej połowie rzuciły się na przeciwniczki, ale nie potrafiły już ani razu znaleźć drogi do bramki Weroniki Klimek. Sztuka ta udała się za to Klaudii Maciążce, która przepięknie uderzyła zza narożnika pola karnego „za kołnierz” Oliwii Szperkowskiej i ustaliła wynik meczu na 3:1.
Dzięki tej wygranej piłkarki trener Karoliny Koch oddaliły się od TME SMS-u na trzy punkty. Do końca sezonu pozostały dwie kolejki. Nawet w przypadku równej liczby oczek ekip z Łodzi i Katowic to GKS będzie wyżej dzięki bezpośredniemu bilansowi. W praktyce oznacza to, że jeśli GKS wygra za tydzień u siebie ze Śląskiem Wrocław, zapewni sobie pierwszy w historii klubu tytuł mistrzowski.
A wspominany Śląsk w 20. kolejce przegrał u siebie z AZS-em UJ Kraków 0:2 po dwóch golach Agnieszki Derus.
dziennikzachodni.pl – Piłkarki GKS Katowice o krok od mistrzostwa Polski!
[…] To był kluczowy mecz w walce o mistrzostwo Polski. W spotkaniu rozegranym na stadionie Widzewa Łódź piłkarki GKS Katowice pokonały TME SMS Łódź 3:1. Do zdobycia tytułu katowiczanki potrzebują trzech punktów w dwóch ostatnich meczach. Zmierzą się w nich ze Śląskiem Wrocław (u siebie, 14 maja o 13, obecnie 7 miejsce w Orlen Ekstralidze) i Medykiem Konin (wyjazd, 28 maja o 17, 10 miejsce).
Ozdobą spotkania było ostatnie trafienie Klaudii Maciążki, pieczętujące sukces ekipy Karoliny Koch. Cały zespół zagrał jednak znakomicie i wykorzystał okazje do zdobycia goli. Imponująca była także postawa defensywy.
sportdziennik.com – Cel nie będzie zrealizowany?
Trzy najbliższe spotkania rozczarowujący tej wiosny GKS Katowice rozegra z rywalami mierzącymi w awans albo co najmniej baraże – czyli Puszczą, Stalą i Ruchem.
Katowiczanie w niedzielę nie dali rady poprawić atmosfery wokół zespołu. Zaledwie zremisowali na wyjeździe bezbramkowo z Chrobrym Głogów, czyli najgorzej punktującym wiosną I-ligowcem i tracącym najwięcej goli w stawce (50, z czego 24 – w tym roku).
– GKS był na pewno zespołem lepszym i bliższym zwycięstwa – ocenia trener Rafał Górak. Jak to w piłce bywa, nie udało nam się go odnieść. Niestety, jeśli nie strzela się tak stuprocentowej sytuacji, jaką jest rzut karny, to jest ogromna złość. Jesteśmy niezadowoleni. Z drugiej strony, wiemy też, w jakiej sytuacji jest Chrobry. Jak punktował w pierwszej rundzie, jak groźnym był zespołem (skończył ją na 4. miejscu – dop. red.). Dziś ma swoje kłopoty. Wiedzieliśmy, że będzie to takie spotkanie „face to face, box to box”, zdawaliśmy sobie sprawę z zagrożenia. Wywozimy stąd punkt, czyli nie to, po co przyjechaliśmy – dodaje szkoleniowiec GieKSy.
Drużyna z Bukowej nie zrehabilitowała się za bardzo słaby występ ze Skrą Częstochowa (0:1 i rekordowo niski współczynnik goli oczekiwanych – 0,05). Mało tego – zanotowała kolejne w krótkim odstępie czasu spotkanie – po tych ze Skrą i Odrą Opole (0:2), które mogło wręcz irytować kibiców bezradnością, bezbarwnością, brakiem werwy.
– Przytrafił nam się słabszy mecz ze Skrą. W Głogowie gra była pod naszą kontrolą. Zasłużyliśmy na pełną pulę, nie udało się tego zrobić, dlatego wracamy z żalem. Mimo wszystko dopisaliśmy punkt, ale w szatni panuje niedosyt. Za tydzień jest kolejne spotkanie (z Puszczą – dop. red.) i zrobimy wszystko, by punkty zostały przy Bukowej – zapewnia Bartosz Jaroszek, stoper GKS-u, czyli zespołu, który ma na koncie 3 z rzędu niestrzelone karne. Z Sandecją jedenastki nie wykorzystał Jakub Arak, z Resovią – Arkadiusz Jędrych. Z kolei w Głogowie piłkę z 11 metrów nad poprzeczką przeniósł Sebastian Bergier. Zawodzą umiejętności, głowa…? – Nie strzelamy karnych, takie są fakty, a reszta nie ma znaczenia – ucina Jaroszek.
Katowiccy kibice w tym sezonie mieli trochę żalu i pretensji do klubu czy trenera, że nie mówi się głośno o żadnym ambitnym celu postawionym przed zespołem. Z Bukowej płynął raczej asekuracyjny komunikat, iż założenie jest takie, aby zapewnić sobie utrzymanie szybciej niż w poprzednim sezonie. Ewentualnie na tej bazie powalczyć potem o coś więcej, spróbować zaatakować czołową szóstkę. Rok temu GKS w roli beniaminka przypieczętował byt po niełatwym sezonie dopiero w 32. kolejce, pokonując spadającego imiennika z Jastrzębia. Teraz? Raczej nie stanie się to szybciej.
Matematycznie, cel zatem jest zagrożony, a baraże odjechały… Dziś katowiczanie mają przewagę 7 punktów nad otwierającą strefę spadkową Skrą Częstochowa, a do rozegrania pozostały przecież jeszcze 4 kolejki. Przed rokiem na 4 kolejki przed końcem GKS zajmował 11. miejsce z 36 punktami, 6 „oczkami” przewagi nad kreską (Stomil Olsztyn) i stratą do szóstki (Odra Opole) wynoszącą 10 punktów.
Obecnie ich położenie jest tylko trochę lepsze – 9. pozycja, 7 pkt przewagi nad kreską, a 8 punktów straty do szóstej Stali Rzeszów. Różnica jest też taka, że wtedy GieKSa nabierała rozpędu. Finalnie w ostatnich 7 kolejkach zgarnęła aż 17 punktów i skończyła na 8. miejscu, choć byłam zespołem przez większość sezonu zagrożonym.
Tej wiosny o taki finisz rozczarowujących katowiczan trudno podejrzewać. Terminarz mają interesujący: zakończą sezon wyjazdem do dalekich Chojnic, które spadają do II ligi, ale nim to nastąpi, czekają ich jeszcze 3 spotkania z zespołami mającymi o co grać, walczącymi o ekstraklasę i baraże. Puszcza przy Bukowej, wyjazd do Rzeszowa, domowe derby z Ruchem… Przystąpią do niej po dwóch występach bez zdobytej bramki (Skra, Chrobry). Seria trzech meczów na zero z tyłu jeszcze im się w tym sezonie nie zdarzyła.
– Zdaję sobie sprawę, że na pewno nie olśniewamy grą, ale stawka jest ogromnie ciężka. Wyobraźmy sobie, jakie kluby będą grały w pierwszej lidze w przyszłym sezonie, jakie tego chcą. To będzie zacne towarzystwo. Życzyłbym sobie, by w tym zacnym towarzystwie był GKS Katowice – mówi trener Górak, jakby nie kryjąc już, że o barażach nawet nie ma co marzyć, a należy skupić się na bezkolizyjnym zapewnieniu sobie utrzymania i – zapewne – mierzeniu się od lipca z „nowymi” rywalami pokroju Lechii Gdańsk czy Polonii Warszawa.
SIATKÓWKA
sport.tvp.pl – Jakub Szymański z GKS Katowice dostał powołanie i podpisał kontrakt w… Emiratach. Pięciu profesjonalistów, reszta to policjanci
Sam nie wiem, czego się spodziewałem poza dużo niższym poziomem niż w PlusLidze. Wiedziałem, że razem ze mną będzie pięciu zawodników, którzy grają w siatkówkę profesjonalnie. Reszta to policjanci, którzy dołączali do nas wyłącznie na wieczorne treningi, ponieważ wcześniej byli na służbie – opowiada Jakub Szymański z GKS Katowice, który po sezonie w Polsce przeniósł się do Al Ain, do Zjednoczonych Emiratów Arabskich.
Sara Kalisz, TVPSPORT.PL: – Gdzie teraz jesteś?
Jakub Szymański: – Obecnie jestem w Al Ain, w hotelu. W niedzielę czeka mnie mecz o Puchar Prezydenta. Klub zdecydował się pozyskać wzmocnienie – padło na mnie. Słyszałem też o innych nazwiskach, ale tylko w przypadku, gdyby władzom nie udało się mnie zakontraktować.
– Byłeś po sezonie spędzonym w GKS Katowice. Jak to się stało, że ostatecznie zdecydowałeś się na dołączenie do kolejnego klubu?
– Przede wszystkim na koniec sezonu czułem się dobrze fizycznie. Nie odczuwałem większego zmęczenia. Mecze o niższe miejsca nie należą do tych wymarzonych przez sportowców. Nie zmienia to jednak faktu, że lepiej jest zakończyć sezon wygraną. To generuje lepsze emocje na koniec.
Temat Emiratów pojawił się w środę, po starciu z PGE Skrą Bełchatów, które graliśmy we wtorek. Po południu zadzwonił do mnie menedżer Jakub Michalak. Powiedział, że klub jest mną zainteresowany na jeden konkretny mecz. Zaznaczył, że to szybki temat, ponieważ wylot byłby już w sobotę. Przed tym trzeba było „klepnąć” transfer. Miałem kilka godzin, żeby zdecydować się na wyjazd.
– To przygoda, zastrzyk gotówki, niezbyt duże obciążenie, bo to tylko jeden mecz, a także otwarcie się na coś nowego.
– Zdecydowanie tak. Zgodziłem się w sumie nie wiedząc, ile mogę zarobić. Wstępnie podano mi kwotę, ale wszystko weryfikował kontrakt. Ostatecznie wyszło to trochę inaczej, bo istotna była też kwestia premii po zwycięstwie w meczu. Niezależnie od okoliczności powiedziałem jednak, że chcę jechać do Emiratów.
– W skali plusligowej, o jakim procencie kontraktu mówimy w przypadku jednego meczu w Emiratach?
– Gdyby władze klubu chciały sięgnąć po kogoś, kto umiejętnościami jest nieco wyżej ode mnie, to kwota, którą otrzymam, pewnie nie do końca by temu siatkarzowi odpowiadała. To nie jest nie wiadomo jaki strzał finansowy, ale godziwa zapłata za usługę gracza na moim poziomie.
– Kiedy przyleciałeś do ZEA?
– Byłem w sobotę wieczorem. W niedzielę dzień był wolny, a od poniedziałku zaczęły się treningi.
– Co na nich zastałeś?
– Sam nie wiem, czego się spodziewałem poza dużo niższym poziomem niż w PlusLidze. Wiedziałem, że razem ze mną będzie pięciu zawodników, którzy grają w siatkówkę profesjonalnie. Reszta to policjanci, którzy dołączali do nas wyłącznie na wieczorne treningi o 19:00, ponieważ wcześniej byli na służbie.
– Dobrzy są?
– Jestem miło zaskoczony poziomem, który zastałem. Zaangażowanie na treningu jest bardzo duże. Rywalizacja i chęć wygrywania są ogromne. Czasami pojawiają się nawet… kłótnie. Przed przylotem oglądałem wideo różnych drużyn i już wtedy zauważyłem, że rywalizacja jest emocjonalna (śmiech). Zarówno jedna, jak i druga strona bardzo mocno się denerwowały. Spodziewałem się, że momentami na treningach może być nerwowo, ale to wszystko uspokaja trener. Zawodnicy też wiedzą, że najważniejszy jest mecz, który gramy w niedzielę wieczorem.
– A jak wygląda infrastruktura sportowa?
– Porównałbym to do Realu Madryt.
– Naprawdę?
– Myślałem, że z hotelu przedstawiciele klubu przewiozą mnie do małego budynku, w którym odbędą się zajęcia. Rzeczywistość okazała się zupełnie inna. Zmierzając do hali przejechaliśmy przez jeden, drugi szlaban. Dojechaliśmy do ogromnego obiektu, który na każdym zrobiłby wrażenie. Nic dziwnego – klub jest wielosekcyjny, łączy siatkówkę z koszykówką i piłką nożną. Na ten ostatni sport jest największy nacisk. Jest tu hala, imponujący stadion, a jest on tylko treningowy! Byłem w ogromnym szoku. Nacisk na sport w tym kraju jest naprawdę duży. Niesamowicie to wszystko wygląda. Nie spodziewałem się tego. Pełen profesjonalizm.
– A jak wygląda liga?
– Sam nie wiem za dużo. Prosiłem o podejrzenie statystyk, by zobaczyć, którzy siatkarze grają w lidze. W sobotę mieliśmy wideo i analizowaliśmy grę przeciwnika. W drużynie rywali jest zawodnik, który przyszedł w styczniu z ligi chińskiej, to serbski przyjmujący. Jest również atakujący, który występował w Polsce, czyli Felipe Bandero. Poza tym są gracze, o których nigdy nie słyszałem. Wiem, że nasi najbliżsi przeciwnicy wygrywali z zespołem, do którego dołączyłem, zazwyczaj w stosunku 3:2. W półfinale nasi oponenci pokonali też zespół, w którym gra kanadyjski atakujący Ryan Sclater. W tej lidze grają naprawdę nieźli siatkarze.
– Zgrałeś się z drużyną?
– Czuję się trochę pewniej w towarzystwie chłopaków. Na początku była duża niepewność, trochę stresu przed prezesami. Nie wiem nawet kto tu kim jest, bo jest tych osób tak dużo (śmiech). Na treningi przychodzi sześciu, siedmiu ludzi „u władzy”, które opiekują się sekcjami, klubem. Można się w tym pogubić. Stres minął jednak po dwóch dniach. Potrzebowałem też trochę czasu, by złapać kontrakt z rozgrywającym. Pierwsze piłki były tylko wysokie na skrzydło. Teraz jest już lepiej, nasza praca zaowocowała.
– Ponoć w jednym czasie dowiedziałeś się o powołaniu i ofercie z ZEA, to prawda?
– Rozmawiałem z Kubą Michalakiem odnośnie do wyjazdu do Emiratów. Padło kilka pytań o kadrę, o to kiedy ewentualnie bym zaczynał. Skończyłem rozmowę z menedżerem i w tym samym momencie napisał do mnie selekcjoner Nikola Grbić. Zapytał mnie kiedy moglibyśmy porozmawiać. Zaraz się połączyliśmy i dostałem informację o powołaniu. 8 maja mam się zameldować w Spalę.
– W zeszłym sezonie brałeś udział w treningach, jednak nie grałeś w meczach. Na co teraz się nastawiasz?
– Wtedy zacząłem od pierwszych dni, ale po pewnym czasie wyjechałem, ponieważ z urlopów wrócili inni przyjmujący, czyli Tomasz Fornal i Rafał Szymura. Wcześniej byłem tylko z Bartłomiejem Lipińskim i Bartoszem Kwolkiem. Moja rola w zeszłym roku szybko się więc skończyła. W tym nastawiam się na więcej. Fajnie byłoby, gdyby tym razem była większa.
HOKEJ
hokej.net – Statystyczne podsumowanie po Mistrzostwach Świata IA. Część pierwsza
Za nami Mistrzostwa Świata Dywizji IA. Dla fanów liczb przygotowaliśmy tradycyjne podsumowanie statystyczne. Kto strzelił najwięcej bramek, który gracz najlepiej rozgrywał krążek, a kogo sędziowie najczęściej odsyłali na ławkę kar?
ZAWODNICY Z POLA
Najlepiej punktujący zawodnicy MŚ IA:
[…] 3. Grzegorz Pasiut (Polska) – 9pkt w 5 spotkaniach (2 G + 7 A)
[…] Najlepsi asystenci:
1. Grzegorz Pasiut (Polska), Liam Kirk (Wielka Brytania) – po 7 asyst.
[…] Najlepiej punktujący obrońcy:
[…] 5. Marcin Kolusz (Polska) – 4 punktów w 5 spotkaniach (1 G + 3 A)
Najlepsi strzelcy wśród obrońców:
[…] 3. Nathanael Halbert, Sam Ruopp, Evan Mosey (Wielka Brytania), Marcin Kolusz, Maciej Kruczek (Polska), Alex Trivellato, Daniel Glira (Włochy)– 1 bramka
Najlepsi strzelcy podczas gier w przewadze:
[…] 2. Grzegorz Pasiut, Patryk Wronka (Polska), Liam Kirk, Brett Perlini (Wielka Brytania), Phil Pietroniro (Włochy)– po 2
[…] Najlepiej punktujący zawodnicy podczas gier w przewadze:
1. Grzegorz Pasiut (Polska) – 6 pkt (2 G + 4 A)
[…] Najlepsi we wznowieniach:
[…] 4. Grzegorz Pasiut (Polska) – 60%
[…] BRAMKARZE (minimum 30 procent rozegranych spotkań)
Skuteczność obron:
[…] 2. John Murray (Polska)– 93,14 %, 4 spotkania, 102strzały, 95 obronionych
[…] Średnia wpuszczonych bramek na mecz:
[…] 2. 1,73 – John Murray (Polska)
Mecze bez straty gola:
[…] 2. John Murray (Polska)– 2.
Hokej
Kompromitacja w Tychach
W 20. kolejce THL nasza drużyna wyruszyła do Tychów żeby zmierzyć się z miejscowym GKS-em.
Pierwszą tercję rozpoczęliśmy od szarpanej gry w tercji neutralnej. Dopiero w 4. minucie strzał na bramkę Fucika zdołał oddać Wronka, ale jego uderzenie nie sprawiło problemów bramkarzowi gospodarzy. W 7. minucie miejscowi wyszli na prowadzenie. W drugiej połowie pierwszej odsłony nasza drużyna stanęła przed szansą wyrównania wyniku za sprawą liczebnej przewagi. Pomimo oddania kilku groźnych strzałów, to żaden z naszych zawodników nie zdołał pokonać Fucika. W 19. minucie fantastyczną interwencją popisał się Eliasson ratując nas przed utratą drugiej bramki. Chwilę przed syreną kończącą pierwszą tercję Eliasson ponownie zachował czujność i pewnie obronił kolejne strzały gospodarzy.
Drugą tercję rozpoczęliśmy od zdecydowanego ataku na bramkę Fucika, blisko zdobycia bramki był Wronka i Varttinen. W 24. minucie gospodarze zdobyli drugą bramkę, wykorzystując liczebną przewagę. Kilkanaście sekund później gospodarze ponownie podwyższyli. W 25. minucie nastąpiła zmiana bramkarza w naszej drużynie. W 28. minucie czwartą bramkę dla drużyny gospodarzy zdobył Drabik, wykorzystując bierną postawę naszych obrońców. W 33. minucie w sytuacji sam na sam z Fucikiem znalazł się Dupuy, ale jego strzał był za lekki, by pokonać bramkarza gospodarzy. Na sam koniec drugiej odsłony gospodarze po raz piąty wbili krążek do naszej bramki.
Trzecią odsłonę rozpoczęliśmy od kilku strzałów na bramkę Fucika. Jednak to gospodarze ponownie znaleźli drogę do naszej bramki, zdobywając szóstą bramkę w tym meczu. Minutę później po raz siódmy do bramki trafił Viinikainen. Na sam koniec meczu bramkę honorową dla naszej drużyny zdobył Jonasz Hofman.
GKS Tychy – GKS Katowice 7:1 (1:0, 4:0, 2:1)
1:0 Filip Komorski (Valtteri Kakkonen, Rafał Drabik) 06:16
2:0 Alan Łyszczarczyk (Rasmus Hejlanko, Valtteri Kakkonen) 23:23, 5/4
3:0 Mark Viitianen (Dominik Paś) 24:18
4:0 Rafał Drabik (Szymon Kucharski, Mateusz Bryk) 27:48
5:0 Mateusz Gościński (Hannu Kuru, Olli Kaskinen) 38:56
6:0 Hannu Kuru (Juuso Walli, Bartłomiej Pociecha) 45:23
7:0 Olli-Petteri Viinikainen (Alan Łyszczarczyk, Rasmus Hejlanko) 47:54
7:1 Jonasz Hofman
GKS Tychy: Fucik, Lewartowski – Viinikainen, Bryk, Łyszczarczyk, Komorski, Knuutinen – Kaskinen, Kakkonen, Jeziorski, Kuru, Heljanko- Walli, Pociecha, Karkkanen, Paś, Viitanen – Bizacki, Ubowski, Drabik, Kucharski, Gościński.
GKS Katowice: Eliasson, Kieler – Maciaś, Hoffman, Wronka, Pasiut, Fraszko – Varttinen, Verveda, Anderson, Monto, Dupuy – Runesson, Lundegard, Michalski, McNulty, Hofman Jo. – Chodor, Dawid, Hofman Ja.
Felietony Piłka nożna
Komu nie zależało, by zagrać?
Gdy wyjrzałem dziś za okno z pokoju hotelowego, zobaczyłem szron na pobliskich dachach. I tyle. Śniegu nie było ani grama, jedyne, co mogło nas przyprawiać o lekkie dreszcze to przymrozek i konieczność spędzenia tego meczu w tak niskiej temperaturze. Wiadomo jednak, że podczas dobrego widowiska można się porządnie rozgrzać i emocje sportowe niwelują jakiekolwiek atmosferyczne niedogodności. Głowiłem się, jak to jest, że w różnych rejonach Polski mamy atak zimy, a przecież okolice bieguna zimna, które teoretycznie najbardziej są narażone na popularny biały puch, tym razem są wolne od tego.
Gdy jechałem autobusem na mecz i zaczęło lekko prószyć – a było to o godz. 10.30 ani przez myśl nie przeszło mi, jak to się wszystko skończy. Po prostu – śnieg zaczął sobie padać, nie był to jakiś armagedon, a i same opady śniegu, choć były wyraźne, nie przypominały tych, które znamy z przeszłości.
Po wejściu na stadion zobaczyłem taką właśnie oprószoną murawę – niezasypaną. Białawo-zieloną lub zielonkawo-białą. Typowy widok, gdy mamy pierwsze opady śniegu w roku lub też szron po mroźnej nocy. Białe gunwo (że tak zejdziemy z romantycznej wersji o puchu) ciągle jednak z białostockiego nieba spadało. I w pewnym momencie rzeczywiście murawa stała się dość biała. Nie przeszkodziło to jednak obu drużynom oraz sędziom rozgrzewać się. Kibice wypełniali stadion, zwłaszcza ci z Jagiellonii jeszcze przed meczem głośno dopingując swój zespół. Sympatycy GieKSy powoli zaczęli wchodzić na sektor gości i też dali znać o sobie. Przyznam, że nie myślałem w ogóle o tym, że mecz może się nie odbyć. Nie miałem takiego konceptu w głowie.
Za łopaty wzięło się… kilka osób. Zaczęli odśnieżać pola karne. Wyglądało to tak, że na jednym skrzydle stało trzech chłopa i sami nie wiedzieli, jak się za to zabrać. „Gdzie kucharek sześć…” – powiedziałem Miśkowi. A na drugim skrzydle szesnastki jeden jegomość odśnieżył na kilka metrów szerokość pola karnego, pokazując, że „da się”. A tamci deliberowali. Do tej pory odśnieżone były tylko linie i wspomniany kawałek. Na drugim polu karnym natomiast jakiś artysta „odśnieżał” w taki sposób, że zagarniał, wręcz zdrapywał śnieg, zamiast go nabierać na łopatę. Nie trzeba być śnieżnym omnibusem, żeby wiedzieć, że średnio efektywna jest to metoda. Po niedługim czasie wszyscy położyli na to lachę i sobie poszli czy tam przestali działać.
Dopiero kilka minut przed meczem zorientowałem się, że sędzia się dziwnie zachowuje, wychodzi i sprawdza. Załączyłem Canal+, by nasłuchiwać wieści i tam było jasne, że arbiter Wojciech Myć sugerował, iż szanse na rozegranie tego spotkania są dość marne. Potem wyszedł na boisko jeszcze raz, ze swoimi asystentami i patrzyli, jak zachowuje się piłka. W moim odczuciu ta rzucana i turlana przez nich futbolówka reagowała normalnie, z odpowiednim odbiciem czy brakiem większego oporu przy toczeniu się po ziemi. Do końca miałem nadzieję, że mecz się odbędzie.
Sędzia jednak zadecydował inaczej. W wywiadzie dla Canal+ powiedział, że ze względu na zdrowie zawodników, a także ograniczoną widoczność – podejmuje decyzję o odwołaniu meczu. Podał też argument, że do pomarańczowej piłki przykleja się śnieg i tak jej nie widać. A linie, które zostały odśnieżone i tak za chwilę zostałyby zasypane.
Mecz się nie odbył.
Odniosę się więc najpierw do słów sędziego, bo już one są dla mnie kuriozalne. Odśnieżone linie po 40 minutach (także już po odwołaniu meczu) nadal były widoczne. I nie zanosiło się specjalnie na to, że mają zostać momentalnie zasypane. Nawet jeśli – to chwila przerwy w meczu lub po prostu w przerwie między dwiema połowami – pospolite ruszenie do łopat i gotowe. A argument o piłce to już kuriozum do kwadratu. Na Boga – przecież śnieg to nie jest jakiś klej czy oleista substancja. I nawet jeśli w statycznej sytuacji klei się do piłki, to jest ona cały czas KOPANA. Dla informacji pana Mycia – to powoduje drgania w futbolówce, a to (plus odbijanie się od ziemi) z piłki przyklejony kawałek śniegu strząsa. Więc naprawdę nie mówmy takich głodnych kawałków na głos, bo tylko wzmacniamy opinię o sędziach taką, a nie inną.
Trener Siemieniec już po decyzji mówił dla Canal Plus, że z punktu widzenia logistyki w rundzie jesiennej, nie na rękę jest im nie grać, w domyśle, że ten mecz trzeba będzie jeszcze gdzieś wcisnąć. Tylko przecież WIADOMO, że tego spotkania nie da się rozegrać jesienią, bo przecież po ostatnim meczu ligowym Jaga gra dwa razy w Lidze Europy plus jeszcze w środku grudnia zaległy mecz z Motorem. Więc z GKS musieliby zagrać tuż przed świętami, a przecież nikt przy zdrowych zmysłach nie przedłuży rundy GieKSie o dwa tygodnie z powodu zaległego meczu. Niech więc trener Adrian nie robi ludziom wody z mózgu. Poza tym trener powiedział, że ze względu na stan boiska, była to jedyna i słuszna decyzja i trudno nie było odnieść wrażenia, że z powodu napiętego terminarza właśnie TERAZ, dłuższy oddech dla Jagiellonii to najlepsze, co może ich spotkać…
A Rafał Górak? Bardzo dyplomatycznie mówił, że rozumie decyzję sędziów, ale chyba trzy razy podczas wywiadu dał do zrozumienia, jakie miał zdanie… Panowie za zamkniętymi drzwiami rozmawiali, każdy dał swoje argumenty. Trener zwrócił uwagę, że ze względu na szczelnie wypełniony sektor gości mogło to wyglądać inaczej. Że białe linie widać i przy dobrej woli organizatora, boisko można byłoby doprowadzić do stanu używalności. Że taki wyjazd bez meczu to dodatkowe koszty dla klubu. Jakbym więc miał typować, to pewnie wyglądało to tak „ej Rafał, wiesz, jak jest, jaką mamy sytuację, wiem, że nie jest to wam na rękę, ale zgódź się na przełożenie meczu, odwdzięczymy się dobrym winkiem”… Być może więc ze względu na solidarność kolegów po fachu i gentelmen’s agreement, szkoleniowiec, mimo że wolałby zagrać – nie oponował.
No i właśnie. To jest pytanie – czy komuś zależało, żeby wykorzystać opady i meczu nie rozegrać? Powiem wprost – reakcja organizatora meczu na tę „zimę” jest mocno zastanawiająca i nie wiem, czy Jagiellonia nie powinna z tego tytułu ponieść konsekwencji. Powtórzę – klub nie zrobił absolutnie nic, żeby ten mecz rozegrać. Począwszy od prognoz – przecież atak zimy w Polsce był już wczoraj, więc nie można było nie zakładać, że podobna sytuacja powtórzy się w Białymstoku. A jeśli tak, to przygotowuje się zastępy ludzi – choćby na wszelki wypadek – do tego, żeby boisko odśnieżyć. Pamiętacie, co było w zeszłym sezonie w meczu Radomiaka z Zagłębiem? Momentalnie, w ciągu kilku minut płyta po nawałnicy zrobiła się biała. Tam też było ryzyko przerwania i odwołania meczu. Ale ludzie robili, co w swojej mocy, odśnieżali, jak tylko się da i spotkanie zostało dokończone. Wczoraj w Rzeszowie kompletnie zasypany stadion został odśnieżony i mecz również się odbył. A w Białymstoku? Nie było chętnych czy nie miało ich być? Mogli nawet tych żołnierzy wziąć, co to zawsze są na trybunach. Cokolwiek. A tutaj kilku ludzi z łopatą zaczęło nieskładnie machać, ale chyba ktoś im powiedział, że to bez sensu – no i przestali.
Nie będę wnikał, czy na takim boisku można grać czy nie. Jak bardzo wpływa to na zdrowie zawodników. Wiem, że w przeszłości takie mecze się odbywały i nikt nie płakał i nie zasłaniał się ani zdrowiem, ani terminarzem. GieKSa taki mecz rozgrywała z Arką Gdynia – pamiętny z niewykorzystanym karnym Adamczyka – i jakoś się dało. Nie jest to może najbardziej estetyczne widowisko, ale mecz jest rozegrany i jest z głowy.
Natomiast tu nie chodzi o to, czy na zaśnieżonym boisku można grać. Chodzi o to, że nikt nie zajął się odśnieżaniem. Dlatego cała ta sytuacja ostatecznie wydaje mi się po prostu skandaliczna. Dosłownie godzinkę śnieg poprószył – bez jakiejś większej nawałnicy – i odwołujemy mecz.
I tak – piłkarze pojechali sobie na drugi koniec polski, by pobiegać na murawie stadionu Jagiellonii. Klub zapłacił za hotel, wyżywienie, przejazd. Teraz będzie to musiał zrobić drugi raz – najpewniej na wiosnę. Kibice zrywali się o drugiej w nocy, niektórzy pewnie nawet nie poszli spać, by stawić się na zbiórkę w ciemnych Katowicach. Jechali w tak wielkiej liczbie przez cały kraj – też przecież zapłacili za bilety i przejazd. I dostali w bambuko, bo paru osobom nie chciało się wyjść i doprowadzić boisko do jako takiego stanu.
Uważam, że PZPN czy Ekstraklasa, czy kto tam zarządza tym całym grajdołkiem, nie powinien przyzwalać na taką fuszerkę. To jest kupa kasy i czas wielu ludzi, którzy zdecydowali się do Białegostoku przyjechać. To po prostu jest nie fair.
Nieraz bywały jakieś sytuacje czy to z pogodą, czy wybrykami kibiców i kapitanowie lub trenerzy obu drużyn zgodnie mówili – gramy/nie gramy. Była ta wyraźna jednogłośność. A czasem spór. Grano nawet po zapaści Christiana Eriksena – choć tam akurat uważam, że ta decyzja była fatalna (choć z drugiej strony to Euro, więc logistyka dużo trudniejsza). Tutaj zabrakło determinacji, żeby mecz rozegrać. Rozumiem trenera Góraka, że podszedł dyplomatycznie do sprawy. Ja tego protokołu dyplomatycznego trzymać nie muszę i wysuwam hipotezę, że komuś na rękę był ten niezbyt wielki opad śniegu.
Dotychczas wielokrotnie pisałem i mówiłem, że cenię Jagiellonię i Adriana Siemieńca za to, jak łączą ligę i puchary. Byłem pod wrażeniem, że rok temu Jaga nie przełożyła spotkania z GKS na jesień, gdy sama była pomiędzy meczami z Ajaxem – trener gospodarzy dzisiejszego niedoszłego pojedynku mówił, że poważna drużyna musi umieć grać co trzy dni. Tym razem jednak w obliczu meczu z KuPS i końcówki ligi, takie zdanie przestało już zobowiązywać.
Nam nie pozostaje nic innego, jak przygotować się do sobotniego spotkania z Pogonią. Oby piłkarze GKS również wykorzystali fakt, że nie będą mieli Jagi w nogach i jak najlepiej mentalnie i fizycznie przygotowali się do spotkania z Portowcami. A z Jagiellonią i tak się już niedługo zmierzymy, bo za jedenaście dni w Pucharze Polski.
Kups!
Piłka nożna
Mecz z Jagiellonią odwołany!
W związku z atakiem zimy w Białymstoku i niezdatnymi według sędziego warunkami do gry mecz Jagiellonia Białystok – GKS Katowice został odwołany.




Najnowsze komentarze