Hokej Piłka nożna Piłka nożna kobiet Prasówka Siatkówka
Wielosekcyjny przegląd doniesień mediów: Lider stracił punkty
Zapraszamy do przeczytania doniesień mass mediów, które obejmują informacje z ubiegłego tygodnia dotyczące sekcji piłki nożnej, siatkówki oraz hokeja GieKSy.
Piłkarki po przerwie reprezentacyjnej wróciły na boiska ligowe. Niestety, wyjazd na mecz z drużyną Śląska Wrocław, nie przyniósł spodziewanych punktów. Panie przegrały 1:3 (0:1). Drużyna żeńska następne spotkanie zagra w Katowicach drugiego października z Tarnovią Tarnów. Piłkarze w sobotę przegrali kolejne ligowe spotkanie z Odrą Opole. Prasówkę po tym spotkaniu znajdziecie TUTAJ.
Siatkarze wzięli udział w dwudniowym Turnieju o Puchar Złotego Kiwona w Kobylance. Po przegranej w pierwszym spotkaniu z Cuprum Lubin 1:3, wygrali w drugim meczu z LUK Politechniką Lublin 3:0 i zajęli trzecie miejsce. W najbliższą środę siatkarze zagrają sparing z Aluronem CMC Wartą Zawiercie. Rozgrywki Plusligi startują w przyszły weekend, pierwszym przeciwnikiem siatkarzy będzie drużyna Trefla Gdańsk.
W szóstej kolejce rozgrywek PLH hokeiści przegrali pierwsze spotkanie z drużyną GKS-u Tychy 3:4. Nasza drużyna w dalszym ciągu jest liderem rozgrywek.
PIŁKA NOŻNA
tylkokobiecyfutbol.pl – Śląsk lepszy od GieKSy
Miało być ciekawie i było. Śląsk Wrocław po bardzo ciekawym i zaciętym spotkaniu pokonał katowicką GieKSę 3:1. Ozdobą meczu były piękne trafienia gospodyń. Od początku to podopieczne Piotra Jagieły były aktywniejsze od przyjezdnych i los nagrodził ich bramką już w 25. minucie. Wtedy to po dośrodkowaniu Karolina Ostrowska pokonała młodą bramkarkę GieKSy. Jeszcze przed przerwą odgryźć próbowały się Maciążka, Kłoda i Vojtkova, lecz przed przerwą nie udało się pokonać Sowalskiej.
Po zmianie stron było zdecydowanie ciekawiej i mieliśmy bitwę 'cios za cios’. Bardzo groźną okazję miała Kiszkis, lecz nie potrafiła pokonać Seweryn. Szybko się to zemściło, bo chwilę potem błąd obrony gospodyń wykorzystała Vojtkova wyrównując stan spotkania. Już chwilę potem Wróblewska mogła trafić na 2:1, lecz bramkarka GieKSy wykazała się bardzo dobrym refleksem. Śląsk wrzucił 'piąty bieg’ i nacierał coraz bardziej. W 70. minucie świetnym strzałem z dystansu popisała się Joanna Krzyżanowska, odzyskując prowadzenie dla gospodyń. GieKSa próbowała się odgryźć, lecz Sowalska była na posterunku bramki Śląska. W doliczonym czasie gry dublet ustrzeliła Ostrowska, ustalając wynik spotkania na 3:1.
sportdziennik.com – Zmarł Jan Piecyk
W wieku 81 lat zmarł Jan Piecyk.
Jan Piecyk urodził się 17 września 1940 roku. W barwach GKS-u Katowice wystąpił w 87 spotkaniach na najwyższym poziomie rozgrywkowym (w latach 1963-1971).
GKS Katowice. Na alarm jeszcze za wcześnie
Po ćwiartce sezonu GieKSa ma dokładnie taki dorobek, co… trzy lata temu, gdy finalnie spadła z ligi. Czy przy Bukowej mają się czego bać?
Weszła w ligę tak, jak trzy lata temu w sezonie spadkowym. Wtedy też po 9 meczach rundy jesiennej GieKSa miała na koncie 7 punktów – choć 2 zwycięstwa, a nie 1, jak dziś – i plasowała się pod kreską tabeli zaplecza ekstraklasy. Kibicowski portal gieksa.pl swój cykliczny podcast podsumowujący kolejne występy zespołu od pewnego momentu zaczynał wtedy symboliczną syreną alarmową. Czy to już pora, by znów ją włączyć?
Trener Rafał Górak powtarzał na kilku konferencjach prasowych, że jego drużyna musi nauczyć się tej ligi. Takie słowa nie do końca podobały się kibicom. Patrząc przecież na skład GKS-u, na tak wysokim szczeblu nie grało dotąd tylko trzech zawodników: Danian Pawłas, Grzegorz Rogala i Zbigniew Wojciechowski. Ale nie oznacza to, że szkoleniowiec mija się z prawdą. Zespół był zbudowany w taki sposób, by dyktować warunki w II lidze, dominować w meczach, móc czerpać profity z ataku pozycyjnego. Po czterech okienkach transferowych i realizacji celu w postaci awansu nie zszedł z obranej drogi. To naturalne, że nadal chce grać piłkę ładną dla oka, tworzyć widowiska. Niełatwo jednak wymagać, by stało się to na pstryknięcie palców, w kilka tygodni, skoro skala trudności wraz ze zmianą klasy rozgrywkowej wzrosła diametralnie, a klub nie był latem na transferowym rynku nadaktywny. Do pierwszego składu wskoczyli tylko bramkarz Dawid Kudła i napastnik Filip Szymczak, reszta nowych miała stanowić uzupełnienie, zwiększenie rywalizacji, bo szansę zweryfikowania się na wyższym szczeblu dostała ta grupa, która wywalczyła I ligę.
Już widać, że – w ujęciu ogólnym – ta weryfikacja przebiega raczej negatywnie niż pozytywnie i zimowe okienko musi okazać się dużo konkretniejsze niż to letnie, jeśli GKS ma robić postęp i trzymać się ofensywnego stylu. Trudno byłoby przewracać sposób grania do góry nogami. Drużyna ma swoją charakterystykę i – wydaje się – nie jest stworzona do tego, by głównie stosowanym środkiem była niska obrona, ale na to, by zbierać takie owoce gry do przodu, co szczebel niżej, jest po prostu zbyt słaba i dlatego potrzebuje wzmocnień. Szczególnie w tylnich formacjach.
[…] Statystyczny współczynnik goli oczekiwanych (xG) w meczach rozegranych dotąd na I-ligowym gruncie przez GieKSę niezmiennie dowodzi, że strzela mniej, a traci więcej niż powinna. Zawodzi skuteczność w działaniach zarówno pod bramką przeciwnika, jak i tą własną. Sumując xG dla GieKSy, wychodzi liczba 13,93 (dane za footystats.org), czyli o blisko 3 większa niż bramek zdobyła w rzeczywistości (11). Z kolei xG wypracowane przez rywali to 14,85 – to o ponad 4 mniej niż liczba strzałów, które wpadły do katowickiej siatki (19). GKS musi zrobić dużo, by strzelić gola, a przeciwnicy – mniej niż powinni. Z drugiej strony, tylko w trzech meczach zespół Góraka wypracował xG wyższe – z Podbeskidziem, Sandecją i Polkowicami. Żadnego z nich nie wygrał, wszystkie zakończyły się remisem.
Spotkania z Sandecją i Polkowicami były zarazem jedyne, w których GKS uderzał na bramkę częściej niż rywal. Dzieje się tak, mimo że drużyna ma w swoim składzie zawodnika uderzającego tak często, jak mało który I-ligowiec, czyli Adriana Błąda (25 prób – to 5. największy wynik w stawce). Dawid Kudła obronił w tym sezonie już 33 strzały, częściej interweniowali jedynie Konrad Jałocha z GKS-u Tychy, Mateusz Kuchta z Odry Opole i Rafał Leszczyński z Chrobrego Głogów, a przecież golkiper GieKSy rozegrał 8, nie 9 spotkań, bo w poniedziałek w Polkowicach jego miejsce mięzy słupkami zajął Patryk Królczyk. Tylko 3-krotnie katowiczanie górowali w posiadaniu piłki (nad Miedzią, Podbeskidziem i Sandecją). Ani razu nie przełożyło się to na zwycięstwo.
[…] Frazes głosi, że w tej lidze nie ma łatwych meczów. To banał, ale dotychczasowy terminarz GieKSy rzeczywiście był raczej trudniejszy niż prostszy. Mierzyła się z czterema zespołami plasującymi się obecnie w szóstce, czyli Widzewem, Sandecją, Miedzią i Podbeskidziem. Z tymi sklasyfikowanymi póki co w drugiej dziesiątce – Polkowicami, Resovią, Zagłębiem – każdorazowo punktowała. Spotkania, które pokażą, czy przy Bukowej należy rzeczywiście nastawiać się na rozpaczliwą walkę o utrzymanie, dopiero zatem nadejdą. Stomil Olsztyn, GKS Jastrzębie, Puszcza Niepołomice, Skra Częstochowa – tu leży klucz do względnie spokojnej zimy i z tymi rywalami najbardziej trzeba będzie wymagać od GieKSy konkretnych zdobyczy. Do zajęcia 15. miejsca – w tym sezonie pierwszego bezpiecznego – w poprzednich latach trzeba było punktować ze średnią mniej więcej 1,1 – 1,2 na mecz. Ta GKS-u wynosi póki co 0,77.
SIATKÓWKA
siatka.org – Stal Nysa i Cuprum Lubin zagrają w Finale Pucharu Złotego Kiwona
Stal Nysa pokonała beniaminka z Lublina 3:1, a lubińska drużyna Cuprum w takim samym stosunku wygrała z GKS-em Katowice. Tym samym zwycięskie drużyny zagrają o pierwsze miejsce w turnieju o Puchar Złotego Kiwona, przegrane ekipy będą rywalizowały o trzecie miejsce.
W półfinale towarzyskiego turnieju puchar Złotego Kiwona, rozgrywanego w hali sportowej w Kobylance koło Gorlic, GKS Katowice zmierzył się z Cuprum Lubin. Zespołu z Katowic nie mógł tego dnia wesprzeć dochodzący do pełni zdrowia Belg Tomas Rousseaux. W pierwszym secie GKS utrzymywał małą przewagę za sprawą spokojnych ataków Jakuba Jarosza o blok lubinian, ale po asie serwisowych Ferensa Cuprum prowadził 8:5. Starania GieKSy dały efekt po widowiskowym bloku Koguta na remis po 12. Ciężar gry w ataku wziął na siebie skuteczny Jakub Szymański, do tego na blok katowiczan nadział się Waliński i zespól ze stolicy Górnego Śląska był bliski końcowego powodzenia. Sytuacja szybko zmieniła się na korzyść Cuprum po trzech punktach rywala z rzędu. Mimo niekorzystnego przebiegu gry katowiczanie podjęli walkę o uratowanie wyniku, autowy atak Piotr Haina dał graczom trenera Ruska wygraną 25:22.
Katowiczanie nie załamali się niepowodzeniem i sprawnie punktowali blokiem (6:5), na co przeciwnik odpowiadał mocą z prawego skrzydła i solidną grą w obronie. Siatkarze Cuprum wyszli na dwupunktowe prowadzenie (15:13), jednak mieli prawo czuć się niepewnie, bo siatkarska GieKSa po dobrym przyjęciu swobodnie działała w ofensywie. Po błędach lubinian w ataku GKS wygrywał 21:19, by potem pozwolić oponentom na remis punktowy. W ostatnich piłkach partii po raz kolejny minimalnie lepsi okazali się gracze Cuprum, a seta zakończył autowy serwis Ma’a.
Trener Grzegorz Słaby musiał szybko prosić o czas tuż po starcie kolejnego seta przy wyniku 4:1 dla Cuprum; napomnienia dały efekt, bo GKS zdołał odrobić część strat po akcjach środkiem. Konsekwencja w działania sprawiła, że GKS zasłużenie prowadził 13:11, z tym że przez późniejsze kłopoty w przyjęciu wynik na tablicy znów zmienił się na korzyść rywali (17:16). Drużyna trenera Słabego starała się korzystać ze sprytu w ataku i pomyłek Cuprum; plan był bliski realizacji, po autowym ataku z lewego skrzydła (22:22) katowiczanie skazali się na kolejne nerwowe wymiany. Doszło do długiej gry na przewagi, którą zakończył as serwisowy Jarosza (29:31). Czwarty set potoczył się zupełnie nie po myśli katowiczan, kolejne bloki lubinian sprawiły, że partia zakończyła się ich wysokim zwycięstwem 25:12 i wygraną 3:1.
[…] Cuprum Lubin – GKS Katowice 3:1 (25:22, 25:23, 29:31, 25:12)
Cuprum Lubin zwycięzcą Turnieju o Puchar Złotego Kiwona
Cuprum Lubin pokonał w trzech setach Stal Nysa w Turnieju o Puchar Złotego Kiwona, a w meczu o trzecie miejsce GKS Katowice w takim samym stosunku pokonał LUK Politechnikę Lublin.
[…] W meczu o 3. miejsce Turnieju o Puchar Złotego Kiwona w Kobylance koło Gorlic GKS Katowice zmierzył się się z beniaminkiem PlusLigi – LUK Lublin. W ekipie rywali, prowadzonej przez Dariusza Daszkiewicza, gra obecnie kilku siatkarzy znanych z występów w śląskim klubie, natomiast przeciwko GKS-owi w tym spotkaniu w podstawowej szóstce wyszedł jedynie libero Szymon Gregorowicz. Trener Grzegorz Słaby zdecydował się na zmiany w wyjściowym zestawieniu, dając szansę na grę Damianowi Domagale i Gonzalo Quirodze.
GKS zaczął mecz od czteropunktowego prowadzenia 8:4 i spokojnej realizacji planu na to spotkanie. Widać było wyraźną poprawę w organizacji gry w porównaniu do starcia z Cuprum Lubin; po wzorowych akcjach Domagały i Quirogi prowadził już 17:8, a po punkcie Piotra Haina spokojnie i zasłużenie triumfował do 15.
Lublinianie wrócili do lepszej gry na starcie kolejnej partii, którą zaczęli od prowadzenia 5:3, ale tego dnia katowiczanie mogli liczyć na skuteczność Jakuba Szymańskiego i presję na zagrywce. Po autowej zagrywce przeciwników prowadzili 19:16, by chwilę później stracić przewagę po autowym ataku Quirogi. Nie pozwolili sobie na odebranie kontroli i po raz kolejny spokojnie doprowadzili do finiszu seta, wygranego po ataku lublinian poza boisko (21:25).
Po starcie trzeciej odsłony meczu mogliśmy być pewni, ze GKS nie da się łatwo wytrącić z równowagi. W pełni skoncentrowani podopieczni trenera Słabego zaczęli od wyniku 9:6, a Micah Ma’a miał pełen komfort w dogrywaniu piłek do swoich partnerów z parkietu. Po dwóch asach z rzędu Amerykanina GKS wypracował sobie przewagę 16:7 i właściwie nic nie stało na przeszkodzie do domknięcia spotkania. Domagała znów dokazywał w polu serwisowym, siatkarze GieKSy bez kłopotów obijali ręce graczy LUK w bloku i zakończyli spotkanie po dotknięciu siatki przez oponentów, a tym samym zajęli trzecie miejsce w turnieju w Kobylance.
LUK Politechnika Lublin – GKS Katowice 0:3 (15:25, 21:25, 15:25)
HOKEJ
sportdziennik.com – Lider stracił punkty
[…] Derby Śląska pomiędzy GKS-ami rozgrywane były pod kuratelą hokejowych ikon: Henryka Grutha oraz Mariusza Czerkawskiego. Byli pilnymi obserwatorami i komentowali akcje obu zespołów. Po niezłym spotkaniu komplet punktów pozostał w Tychach. Lider stracił pierwsze punkty, zaś tyszanie przerwali serię 3. porażek.
John Murray, bramkarz przyjezdnych, kilka sezonów spędził w Tychach. Patryk Wronka po rocznym pobycie w Tychach powrócił do Katowic, zaś w drugą stronę powędrował Filip Starzyński. Lepiej zaczęli katowiczanie i zyskali przewagę. Gdy Michał Kotlorz powędrował na ławkę kar, zrobiło się groźnie pod bramką Kamila Lewartowskiego. Najpierw Grzegorz Pasiut trafił w słupek, zaś kilkanaście sekund później Carl Hudson zdobył prowadzenie dla gości. Gospodarze od połowy tercji przyspieszyli. Murray spisywał się bez zarzutu, ale końcu skapitulował po uderzeniu Bartłomieja Jeziorskiego.
Druga odsłona była już wyraźnie lepsza w wykonaniu gospodarzy i w pełni zasłużenie objęli prowadzenie. Mogło być ono wyższe, ale Jason Seed oraz Jegor Fieofanow w dobrych sytuacjach nie zdołali pokonać Murraya. W rewanżu Anthon Eriksson obił słupek bramki Lewartowskiego. Gol na 2:1 padł po szybkiej akcji pierwszego ataku, którą sfinalizował Michael Cichy. Wkrótce tyszanie otrzymali karę za nadmierną ilość graczy na lodzie i Fin Joon Monto doprowadził do remisu, jednak tyscy Rosjanie stanęli na wysokości zadania. Denis Sierguszkin podał do Artema Smirnowa, a uderzeniem na lodem posłał krążek do bramki.
W ostatniej odsłonie najpierw Anthon Eriksson doprowadził do kolejnego remisu. W 42:03 do boksu kar powędrował Mateusz Bepierszcz i Aleks Szczechura strzelił w słupek, zaś krążek do siatki skierował Jeziorski. Na 2:24 min przed syreną trener Jacek Płachta wycofał bramkarza i „6” gości z pasją zaatakowała. Jednak tyszanie ze spokojnie interweniującym bramkarzem Lewartowskim nie dali się.
hokej.net – Wanacki: Bierzemy się za siebie i jedziemy dalej
Zwycięski marsz GKS-u Katowice, trwający pięć spotkań, został przerwany przez hokeistów GKS-u Tychy. Podopieczni Jacka Płachty ulegli trójkolorowym 3:4. – Dwadzieścia minut to za mało, by pokonać taką drużynę jak tyszanie – zaznaczył Jakub Wanacki, obrońca GieKSy.
Katowiczanie w 5. minucie wyszli na prowadzenie po golu zdobytym w przewadze. Na listę strzelców wpisał się Carl Hudson. Później ekipa z alei Korfantego musiała gonić rywali i ostatecznie przegrała różnicą jednej bramki.
– Niestety nie udało nam się przedłużyć naszej zwycięskiej passy. Powiedzieliśmy sobie w szatni, że dwadzieścia minut to za mało, by pokonać taką drużynę jak GKS Tychy. Jest początek sezonu, bierzemy się za siebie, robimy to, co trzeba i jedziemy dalej – wyjaśnił Wanacki.
Doświadczony defensor GKS-u Katowice zaznaczył, że tyszanie byli w piątek drużyną bardziej zdeterminowaną i grającą ambitniej.
– Tyszanie chcieli dziś bardziej. To był nasz błąd, ale nie wiem, z czego on wynikał. Wygrywali pojedynki 1 na 1, ogrywali nas pod bandami przez co mieli też więcej sytuacji. Johny pomógł nam na tyle, na ile mógł. My jemu za bardzo nie pomagaliśmy, więc stąd taki wynik – podkreślił.
– Z takich meczów trzeba wyciągnąć wnioski. Ważna jest nasza reakcja na ten wynik i to, jak zagramy w najbliższych starciach – dodał.
Ekipa dowodzona przez Jacka Płachtę w niedzielę ma wolne, a w najbliższy piątek zmierzy się na własnym lodzie z KH Energą Toruń, która jest obecnie wiceliderem tabeli.
Galeria Piłka nożna
Kurczaki odleciały z trzema punktami
Felietony Piłka nożna
Plagi gliwickie
No i po raz kolejny potwierdziło się, jak dziwna bywa piłka. Przynajmniej jeśli przekładamy matematykę na boisko. I punkty oraz miejsca w tabeli. Matematycznie Piast nie miał prawa z nami wygrać, statystycznie niby też, choć patrząc na rachunek prawdopodobieństwa, kiedyś musieli to drugie zwycięstwo osiągnąć. Stało się i nikt w Katowicach nie jest z tego powodu zadowolony. Faktem jest, że Piast na to zwycięstwo zasłużył, choćby dlatego, że był bardziej zdeterminowany. Jednak czy był lepszy na tyle, aby dokonać takiej deklasacji?
Śmiem twierdzić, że jakby taki mecz powtórzyć, to wcale nie byłoby oczywiste, że goście znów by wygrali. Zwycięstwo odnieśli zasłużone, jednak splot różnego rodzaju okoliczności – tak nieszczęśliwych dla GKS, a fortunnych dla gliwiczan spowodował, że wykorzystując sposobność z zimną krwią, zainkasowali trzy punkty. Ale tę sposobność najpierw musieli mieć.
Zaczęło się od kontuzji Mateusza Kowalczyka. Zawodnik jeszcze próbował po obiciu okolic nerki pozostać na boisku, ale sam po chwili poprosił o zmianę. Kontuzja niepiłkarska, więc w tej chwili najważniejsze jest po prostu jego zdrowie i miejmy nadzieję, że ostatecznie nie będzie to nic poważnego. Potem w kilka minut katowiczanie stracili dwie bramki. Najpierw fatalnie zachowali się w obronie, bo Drapiński był kompletnie niepilnowany i wystarczyło mu tylko dołożyć stopę do piłki, aby pokonać Rafała Strączka. No a potem Lukas Klemenz też jakoś intuicyjnie chciał wybić piłkę, ale pokonał własnego bramkarza. Mieliśmy nadzieję na ten rzut karny, ale po analizie VAR sędzia Raczkowski podyktowaną jedenastkę anulował – słusznie, bo faulu nie było. I tak mieliśmy jeszcze szczęście, bo tych plag mogło być więcej – w początkowej fazie meczu na boisku opatrywany był Bartosz Nowak, interwencja medyczna była też przez chwilę potrzebna Wasylowi. Mimo wszystko za dużo tych nieszczęść, jak na jeden mecz.
Problem jest taki, że po pierwszej połowie, gdy GKS przegrywał 0:2 i nie miał nic do stracenia, myśleliśmy, że nasz zespół rzuci się na przeciwnika i wybije im z głowy myśl o punktach. Miało być tak, że goście będą żałowali, że te dwa gole strzelili. Nic takiego nie miało miejsca. Druga połowa była równie zła jak pierwsza albo nawet gorsza. GieKSa biła głową w mur, kompletnie nie potrafiąc zagrozić bramce Placha. Piast wyprowadzał kontry, z czego jedną wykorzystał i gliwicki Di Maria zamknął spotkanie. A mogło być jeszcze wyżej, bo nasz zespół tak się odkrył, że rekordowa porażka na Nowej Bukowej stawała się coraz bardziej realna. Bramka Lukasa Klemenza na koniec tylko dała drobną korektę na wyniku. Osobliwe jest to, że Lukas strzelił w tym meczu do właściwej i niewłaściwej siatki, jeszcze bardziej osobliwe, że powtórzył tego typu wyczyn Arkadiusza Jędrycha sprzed… dwóch meczów.
Trzeba przyznać, że Piast zagrał kapitalnie w defensywie. Zneutralizował nasz zespół kompletnie, dodatkowo nie bronił się jakoś bardzo głęboko, GKS skutecznie był wypychany, a wszelkie próby licznych prostopadłych podań ze strony piłkarzy Góraka kończyły się „sukcesem” Piasta. No i właśnie to mam na myśli, pisząc, że mecz mógł się potoczyć inaczej. Bo trzeba przyznać, że pomysł na mecz z podaniami za plecy – czy to długimi w powietrzu, czy bardziej po ziemi, wyglądał na całkiem niezły i nawet próby nie były najgorsze. Czujność obrońców Piasta była jednak na wysokim poziomie. Gdy już taka piłka przeszła, to albo Adam Zrelak został wzięty w kleszcze (sytuacja z odwołanym karnym), albo Ilja Szkurin był na spalonym po podaniu Wędrychowskiego (ale i tak Białorusin trafił w Placha).
Problem widzę inny. GieKSa chyba za bardzo postawił na tę kwestię czysto piłkarską. Chcieliśmy ten mecz wygrać umiejętnościami i kunsztem, a zabrakło walki wręcz. Piast tę „grę w piłkę” od początku meczu próbował nam wybić z głowy i zrobił to skutecznie. Nie mieliśmy więc – tak jak na wiosnę – łupanki, którą trudno było nazwać meczem piłkarskim. Mieliśmy GieKSę, która w piłkę chciała grać i Piasta, który był jednak dużo bardziej zdeterminowany do walki. Nie odbieram oczywiście Piastowi tego, że w kluczowych momentach też pokazał umiejętności, bo to jest oczywiste. Poziom agresji jednak zdecydowanie był po stronie zawodników Myśliwca i teraz to oni okazali się „zakapiorami”. Trochę to wyglądało tak, jak na szkolnym korytarzu, kiedy z klasowym łobuzem kujon chce rozmawiać na argumenty. I ma je sensowne, logiczne, tylko co z tego, skoro łobuz wyprowadził szybki cios i kujonowi tylko spadły okulary z nosa…
Ogólnie nie chcę jakoś specjalnie krytykować tego sposobu naszej gry, natomiast wygląda na to, że sztab trenerski się przeliczył, a przez to, że do przerwy było już 0:2, trudno było to skorygować. Osobiście chciałbym, żeby GKS dążył do gry w piłkę i generalnie nie będę o to miał pretensji. Czasem jednak być może trzeba postawić na proste i bardziej… prymitywne środki. To tak jak z tym rozgrywaniem od tyłu, kiedy różne drużyny nieraz tak bardzo chcą ten schemat utrzymywać, że czasem, zamiast po prostu wywalić piłkę w oczywistej sytuacji, klepią ją sobie trzy metry od bramki i za chwilę dostają gonga.
A już nie bawiąc się w porównania, metafory i piękne słowa. Piast po prostu od początku meczu zaczął dosłownie spuszczać wpierdol naszym piłkarzom, a ci nie potrafili odpowiedzieć tym samym. I też dlatego przegraliśmy. Z Koroną GieKSa potrafiła pójść na noże. W meczu derbowym – zupełnie nie.
Wracając do tematu bramek samobójczych – to niesłychane, że GKS ma ich w tym sezonie już pięć. I solidarni są ze sobą środkowi obrońcy, bo już każdy z nich ma po jednym takim trafieniu. Piątego samobója zaliczył Kowal w Łodzi. Wiadomo, że jest to często pech, ale skoro sytuacja się powtarza – to jest jakiś defekt, nad którym pewnie trzeba popracować. Jest to jakaś niefrasobliwość naszych zawodników, może czasami wręcz lekka niechlujność.
Nie ma co płakać. Już nie będę się rozpisywał na temat opinii niektórych kibiców, bo poświęciłem na to poprzednie felietony i… straciłem sporo nerwów. Teraz nawet nie czytałem (jeszcze) wielu komentarzy, ale jeśli natknąłem się po tej porażce znów na zdanie jednego ancymona, że mamy fatalnego trenera, fatalnych piłkarzy i zespół na co najwyżej pierwszą ligę, to wiem po prostu, że mam do czynienia z osobą niezbyt lotną. Tyle.
Sam nie wierzyłem, że możemy ten mecz przegrać. Nie sądziłem natomiast, że zwycięstwo będzie formalnością. A już na pewno nie spodziewałem się, że Piast nas tak rozjedzie. Ten mecz ostatecznie był fatalny. Nie wychodziło nam nic. Piastowi wyszło wszystko. Powtórzę – wykorzystali wszystkie swoje sposobności otwierające im drogę do zwycięstwa. To oni byli wyrachowani. Ale matrycą była agresja.
Październikowo-listopadowy piękny sen z serią czterech zwycięstw się skończył, przyszła szara jesienna rzeczywistość. Jednak dziś jest kolejny dzień, a wkrótce następne. GieKSa to nie jest drużyna perfekcyjna i jeszcze nie jest na tyle dobra, żeby takie mecze jak z Piastem zdecydowanie wygrywać. Absolutnie jednak nie jesteśmy tak słabi, żeby znów mówić, że zlecimy z hukiem z ekstraklasy. Mogliśmy stworzyć sobie ultra-komfortową sytuację przed końcem rundy jesiennej. Nie udało się. Nadal musimy punktować, żeby zadomowić się mocniej w środku tabeli.
Przed nami przerwa reprezentacyjna, a po niej piekielnie ciężkie spotkania. Tak jak pisałem, o punkty będzie niebywale trudno, ale musimy grać swoje. Może z większą różnorodnością środków, w zależności od rywala. Skoro jednak Piast wygrał z GKS, to dlaczego GieKSa ma nie móc wygrać z Jagiellonią? W tej lidze wszystko jest możliwe. I katowiczan stać na punktowanie nawet z Jagą, Pogonią i Rakowem.
Także GieKSiarze nie ma co się załamywać i wchodzić w jakieś smuty. Zostawmy to ludziom, dla których frustracja jest życiowym paliwem. Niech dla nas paliwem będzie nieustający optymizm – oparty na faktach i doświadczeniu. Doświadczeniu takim, że GieKSa jeszcze dopiero co potrafiła bardzo dobrze grać w piłkę, być lepsza od przeciwników i wygrywać mecz za meczem.
Piłka nożna kobiet
1/8 finału dla Katowic
Trójkolorowe w chłodną i ponurą sobotę wygrały, po równie ponurym meczu, z Rekordem Bielsko-Biała 2:0 i awansowały do 1/8 Pucharu Polski.
Przed spotkaniem Karolina Koch odebrała pamiątkowe zdjęcie z rąk prezesa Sławomira Witka za pokonanie bariery 100 występów w roli trenerki naszej drużyny. Gratulujemy i jeszcze raz dziękujemy za wszystkie dotychczasowe sukcesy! Warto także wspomnieć, że kilka dni przed spotkaniem, swój kontrakt o trzy lata przedłużyła Nicola Brzęczek.
W 2. minucie Marcjanna Zawadzka musiała uznać wyższość Roksany Gulec, która wymanewrowała ją w pole i oddała strzał w kierunku dalszego słupka. Oliwia Macała niewiele mogłaby w tej sytuacji zrobić, gdyby po rykoszecie futbolówka nie zmieniła swojej trajektorii na górną część poprzeczki. Po trzecim rzucie rożnym dopiero udało się oddać rekordzistkom strzał, natomiast Agnieszka Glinka była bardzo daleka od trafienia choćby w okolice bramki. W 7. minucie niemal wyczyn Lukasa Klemenza z meczu z Piastem powtórzyła Patrycja Kozarzewska, na szczęście nie udało jej się aż tak dokładnie przymierzyć w kierunku swojej bramki. Pierwszą klarowną akcję dla GieKSy wykreowała Jagoda Cyraniak dalekim podaniem do Julii Włodarczyk, skrzydłowa po wymagającym sprincie zgrała do otoczonej przez rywalki Aleksandry Nieciąg i skończyło się na wymuszonej stracie. Kolejne minuty upłynęły obu drużynom w środku pola, mnóstwo było przepychanek i przerw w grze. W 26. minucie groźny strzał z pierwszej piłki oddała Patrycja Kozarzewska, a poprzedzone to było tradycyjnym pokazem zdolności dryblerskich Klaudii Maciążki na prawej flance i kąśliwą centrą Katarzyny Nowak. Kolejny kwadrans czekaliśmy na ciekawszą akcję, skonstruowaną bardzo nietypowo: Patricia Hmirova z poziomu murawy walczyła o piłkę, ostatecznie zagrywając ją na lewe skrzydło. Finalnie na prawej flance strzał oddała Dżesika Jaszek, choć znacząco przesadziła z siłą tego uderzenia. W 43. minucie doskonałe podanie Jagody Cyraniak za linię obrony zmarnowała Klaudia Maciążka złym przyjęciem, choć nie była to też łatwa piłka. Na zakończenie połowy obrończyni jeszcze sama spróbowała szczęścia z dystansu, jednak tego szczęścia jej nieco zabrakło.
Z przytupem drugą część gry rozpoczęła Julia Włodarczyk, jej centra była o milimetry od dotarcia do dobrze ustawionej Aleksandry Nieciąg. W 52. minucie wynik starcia otworzyła Nicola Brzęczek po dośrodkowaniu Klaudii Maciążki. Dobrą pracę na obrończyniach wykonała Dżesika Jaszek, a wcześniej na obieg z Maciążką zagrała Patricia Hmirova. Kilka centymetrów od podwyższenia wyniku był duet wpisany już do protokołu meczowego, choć tym razem w odwróconych rolach: Włodarczyk wypuściła skrzydłem Brzęczek, ta zgrała na środek do Maciążki i piłka zatrzymała się na linii bramkowej po rykoszecie. Bliźniaczą akcję w 58. minucie, z pominięciem zgrania do środka, finalizowała sama Nicola Brzeczek, jednak zbyt długim prowadzeniem zmusiła się do sytuacyjnego i bardzo nieudanego strzału. W 63. minucie Dżesika Jaszek z Maciążką doskonale zagrały na jeden kontakt, ostatecznie jednak znów defensywa Rekordzistek zdołała zablokować zarówno dośrodkowanie Nieciąg, jak i strzał Włodarczyk. W 68. minucie doskonałe sytuacje miały Nicola Brzęczek oraz Aleksandra Nieciąg, jednak miały sporo pecha przy swoich próbach i nadal utrzymywał się wynik 1:0. W 74. minucie Klaudia Maciążka zeszła do środka boiska i choć jej podanie zostało zablokowane, to Dżesika Jaszek zdołała odzyskać posiadanie już w polu karnym i precyzyjnym strzałem przy słupku podwyższyła na 2:0. Wahadłowa powinna mieć na swoim koncie także asystę już chwilę później, jednak w zupełnie niezrozumiały sposób podała za plecy wszystkich swoich koleżanek spod linii końcowej. W 83. minucie jej podanie zakończyło się podobnym skutkiem, choć tym razem Hmirova zdołała zebrać wybitą piłkę i oddać strzał pełen fantazji. Dwie minuty później kolejną bramkę powinna mieć na swoim koncie Brzęczek, aż sama złapała się za głowę. Santa Vuskane udanie zastosowała skok pressingowy i wycofała do Włodarczyk, która przytomnie odnalazła wybiegającą w korytarz napastniczkę, a ta przelobowała golkiperkę, nie trafiając jednocześnie w szerokość bramki. W doliczonym czasie gry skrzydłowa zrozumiała gest Vuskane i posłała mocną piłkę za linię obrony, jednak te zamiary odgadnęła także Kinga Ptaszek i zatrzymała futbolówkę tuż przed głową Łotyszki.
GieKSa wygrała 2:0 i awansowała do 1/8 Pucharu Polski.
GKS Katowice – Rekord Bielsko-Biała 2:0 (0:0)
Bramki: Brzęczek (52), Jaszek (75).
GKS Katowice: Macała – Nowak, Zawadzka, Cyraniak – Dżesika Jaszek, Kozarzewska (82. Kalaberova), Hmirova, Włodarczyk – Maciążka, Nieciąg (77. Vuskane), Brzęczek (90. Langosz).
Rekord Bielsko-Biała: Ptaszek – Glinka, Dereń, Jendrzejczyk (82. Krysman), Niesłańczyk, Zgoda (67. Dębińska), Sowa, Janku, Gulec (67. Sikora), Katarzyna Jaszek (73. Conceicao), Bednarek (67. Długokęcka).
Kartki: Kozarzewska, Włodarczyk – Sowa.




Najnowsze komentarze