Dołącz do nas

Hokej Piłka nożna Prasówka Siatkówka

Wielosekcyjny przegląd mediów: Liga Mistrzów. Szkoła życia

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Zapraszamy do przeczytania doniesień mass mediów z ostatniego tygodnia, które obejmują dotyczące sekcji piłki nożnej, siatkówki oraz hokeja GieKSy. Prezentujemy, naszym zdaniem, najciekawsze z nich.

Ekstraliga ze względu na zgrupowanie kadry pauzuje. Kolejna runda spotkań zostanie rozegrana 15-16 października. Nasza drużyna zmierzy się w Katowicach ze Sportową Czwórką Radom. Piłkarze wygrali w ramach trzynastej kolejki spotkań z Chrobrym Głogów 1:0. Prasówkę po tym meczu znajdziecie TUTAJ. Męska drużyna kolejne spotkanie rozegra na wyjeździe w Niepołomicach z Puszczą. Mecz zostanie rozegrany w najbliższą sobotę, o godzinie 15:00.

Drużyna siatkarzy rozpoczęła rozgrywki ligowe w sezonie 2022/23. W ubiegłym tygodniu drużyna rozegrała dwa spotkania, pierwsze z nich wygrała 3:0 z Projektem Warszawa. Drugie tym razem na wyjeździe w Olsztynie z AZS-em, przegrała 0:3. Następne spotkanie ligowe siatkarze zagrają z ukraińską drużyną VC Barkom Każany Lwów. Początek meczu w niedzielę (16.10) o 17:30 w hali w Szopienicach.

W minionym tygodniu hokeiści rozegrali dwa spotkania – niestety oba przegrane. We wtorek w CHL z Fehérvár AV19 (2:4), w niedzielę na wyjeździe z Unią Oświęcim (2:6). W bieżącym tygodniu drużyna zagra rewanż z Fehérvár AV19 (12.10 o godz. 18), następnie spotkania domowe z JKH GKS Jastrzębiem (w piątek, 14.10, o godz. 18:30) i w niedzielę (16.10 o godz. 17) z GKS-em Tychy.

 

PIŁKA NOŻNA

sportdziennik.com – Rogala po setce

Lewy obrońca ma za sobą okrągłe sto występów w barwach drużyny z Bukowej. Większą liczbą spośród obecnej kadry mogą pochwalić się jedynie dwaj zawodnicy.

To zawsze godny odnotowania jubileusz. Przy okazji sobotniego meczu ze Skrą Częstochowa w Bełchatowie, Grzegorz Rogala zaliczył swój setny oficjalny występ w GieKSie.

– Jestem z tego powodu bardzo zadowolony i dumny. Nie każdy piłkarz ma możliwość rozegrania stu meczów w barwach takiego klubu. Pozostaje mi tylko dalej pracować, by regularnie wychodzić na boisko. Zaczynam drugą setkę – mówi Rogala. Jubileusz okazał się udany, bo katowiczanie wygrali ze Skrą do zera, dlatego on jako nominalny obrońca mógł cieszyć się z wywiązania ze swoich obowiązków.

Lewy defensor, który w przyszłym tygodniu skończy 27 lat, gra w GKS-ie już czwarty sezon. Trafił tu latem 2019, gdy po spadku przy Bukowej budowano zespół na drugą ligę. Nie od razu został jednak zakontraktowany. Sięgnięto po niego, gdy podczas ostatniego wieczoru na zgrupowaniu w Kamieniu „zasiedzieli” się czterej zawodnicy, Mateusz Kamiński, Adrian Frańczak, Mateusz Mączyński i Bartłomiej Poczobut. Klub rozwiązał z nimi umowy, w kadrze zrobiło się kilka luk. Wtedy właśnie sięgnięto m.in. po Rogalę, będącego po trzech sezonach rozegranych na poziomie drugiej ligi w barwach Błękitnych Stargard, czyli klubu z rodzinnej miejscowości, którego jest wychowankiem. W Katowicach szybko wypracował sobie mocną pozycję.

– Trafiłem do GieKSy z klubu z nieco niższej półki. Każdy wie, jakie jest miejsce GKS-u w polskiej piłce. Jestem bardzo zadowolony z postępu, jaki poczyniłem w Katowicach. Ważniejsze były jednak dla mnie wyniki zespołu. Awans do pierwszej ligi, a teraz walka w górnej części tabeli pokazuje, że zmierzamy w dobrą stronę – przekonuje lewy defensor, który wcześniej grał nie tylko w Błękitnych, ale też rezerwach Lecha Poznań czy II-ligowym wówczas Rakowie Częstochowa.

Dłużej od niego grają w GieKSie jedynie trzej zawodnicy: Arkadiusz Jędrych, Adrian Błąd i Patryk Szwedzik. Równie długo – Grzegorz Janiszewski, Zbigniew Wojciechowski i Marcin Urynowicz, przy czym akurat żaden z tej trójki nie dobił jeszcze do granicy 100 rozegranych meczów (Janiszewski ma 66, Wojciechowski – 87, Urynowicz – 94). W przypadku Rogali składa się na to 95 meczów ligowych, 1 barażowy i 4 w Pucharze Polski. Zaliczył 9 asyst, ujrzał 8 żółtych kartek, strzelił 3 gole. Tego ostatniego – jeszcze w II lidze, w marcu 2021, podczas wygranego spotkania w Siedlcach. Trafieniem mógł uczcić swój sobotni jubileusz, po akcji Adriana Błąda i interwencji bramkarza Skry Jakuba Bursztyna trafił w boczną siatkę.

– Próbowałem uderzyć po krótkim słupku, jednak bramkarz Skry dobrze zamknął mi miejsce. Przed nami kolejne mecze i wierzę, że ta bramka w pierwszej lidze w końcu nadejdzie, bo cały czas na nią czekam – przyznaje Rogala.

W tym sezonie gra od deski do deski – w lidze nie opuścił jeszcze ani minuty, został jedynie zdjęty z boiska na 6 ostatnich minut w spotkaniu Pucharu Polski z III-ligowymi rezerwami Pogoni Szczecin. Tak naprawdę 26-latek nie ma dziś pełnowartościowego zmiennika na lewym wahadle. Mogą grać tam Dominik Brzozowski czy Marcin Wasielewski, ale obaj są prawonożni. Trener Rafał Górak próbował takiego wariantu w niedawnym sparingu z Sandecją Nowy Sącz (1:1), Rogalę ustawiając z kolei w trójce środkowych obrońców. Potrzebny jest jednak na boku. O ile w poprzednim sezonie zagrał tylko w 20 z 34 kolejek, o tyle zarówno wcześniej w II lidze, jak i teraz, jego pozycja jest niepodważalna, dlatego w jutrzejszym meczu z Chrobrym Głogów powinien rozpocząć drugą setkę.

– W poprzednim sezonie rywalizacja z Chrobrym różnie się dla nas układała, ale cel zawsze jest taki sam, czyli zdobycie 3 punktów na własnym boisku – deklaruje Rogala. Kontrakt z GieKSą, podpisany w styczniu 2021, obowiązuje go do końca czerwca i zawiera opcję prolongaty o 12 miesięcy.

100 MECZÓW w barwach GKS-u rozegrał Grzegorz Rogala (173 ma Adrian Błąd, 133 – Arkadiusz Jędrych).

 

SIATKÓWKA

siatka.org – GKS Katowice z kompletem punktów w meczu z Projektem Warszawa

Drużyny GKS Katowice i Projektu Warszawa rozegrały  między sobą  mecz w ramach drugiej kolejki. W pierwszej serii zmagań obie ekipy solidarnie przegrały swoje spotkania w stosunku 0:3. W tym starciu lepsi okazali się siatkarze ze stolicy Górnego Śląska, którzy wygrali całe spotkanie 3:1. Było to ich pierwsze zwycięstwo w obecnych rozgrywkach,  ekipa ze stolicy doznała drugiej porażki.

Po skutecznej kontrze w wykonaniu Jakuba Szymańskiego oraz dobrym bloku Georgi Seganowa katowiczanie prowadzili 4:1. Dobrze rozpoczął zwłaszcza Szymański, który na lewej flance był nie do zatrzymania. Jedynym ich mankamentem była spora liczba zepsutych zagrywek, dzięki czemu nie dawali sobie szansy na zwiększenie przewagi. Na dodatek przestrzelił Jakub Jarosz i dystans zmalał do punktu (11:12). Błędami własnymi roztrwonili całą swoją przewagę i musieli rozpocząć budowanie jej od nowa. To już nie było takie łatwe, gdyż warszawianie po słabym początku zaczęli punktować po swoich akcjach. Dopiero Szymański swoim zagraniem sprawił, że gracze Gieksy mieli dwa ,,oczka” więcej, dzięki czemu wszystko miało rozstrzygać się w samej końcówce. Goście cały czas świetnie bronili się blokiem, gdyż w przeciwnym przypadku przegrywaliby znacznie wyżej. Po autowym ataku Igora Grobelnego zrobiło się 20:23. Jak się później okazało do końca premierowej odsłony spotkania nic się już nie zmieniło i po zagraniu Jarosza miejscowi wygrali do 22.

Katowiczanie poszli za ciosem i po ustawieniu skutecznego bloku przez Jakuba Jarosza prowadzili 4:2. Szybko jednak je roztrwonili, gdyż asa serwisowego posłał Kamil Baranek, a Jarosz swój atak przestrzelił (4:5). Przyjezdni prowadzili nawet dwoma ,,oczkami”, ale po raz kolejny Jakub Szymański skończył posłaną do niego piłkę, czym doprowadził do wyrównania. Gracze Projektu uciekli przy zagrywce Linusa Webera. Zawodnik ten najpierw posłał dwa asy serwisowe, a następnie po jego zagrywce piłka przeszła na drugą stronę siatki, co wykorzystał Igor Grobelny (15:11). Katowiczanie mieli ogromne problemy w przyjęciu, a Niemiec na zagrywce nie zwalniał ręki i posłał kolejną punktową zagrywkę. Po wykorzystaniu przechodzącej piłki przez Gonzalo Quirogę miejscowi zmniejszyli straty do trzech ,,oczek”, a po autowym uderzeniu Baranka nawiązali kontakt punktowy. Jednak w tym momencie Piotr Nowakowski dwukrotnie powstrzymał ich blokiem i sytuacja powróciła do tej sprzed chwili. Drugą część spotkania zakończył Baranek, dzięki czemu podopieczni Roberto Santilliego doprowadzili do wyrównania.

Trzy pierwsze punkty trzeciej części meczu padły łupem siatkarzy GKS-u. Duża w tym zasługa Jakuba Jarosza, który posyłał zagrywki nie do przyjęcia. Dodatkowo Kamil Baranek zaatakował po antence, a przyjęcie na drugą stronę siatki wykorzystał Jakub Szymański i trener Santilli poprosił o czas (7:2). Gra jego podopiecznych całkowicie się załamała i nie funkcjonowali w żadnym siatkarskim elemencie. Po kiwce Igora Grobelnego w aut było już 3:9. Wysokie prowadzenie miejscowych utrzymywało się przez dłuższy czas i dopiero po bloku Jana Firleja oraz zagraniu Mateusza Janikowskiego gracze ze stolicy zmniejszyli nieco różnicę (10:15). Niemniej stan taki nie utrzymał się długo, gdyż w dalszym ciągu warszawianie mieli problemy w ofensywie. W tym secie bardzo widoczny był Jakub Jarosz, który udowadniał, że jest prawdziwym liderem swojego zespołu. Całego seta zakończył Gonzalo Quiroga punktową zagrywką. Licznik przyjezdnych zatrzymał się na 16 ,,oczkach”.

Katowiczanie, mimo iż przegrywali 0:2, szybko nie tylko doprowadzili do wyrównania, ale wyszli na prowadzenie. Stało się tak, gdyż ich rywale nie kończyli swoich ataków, a gospodarze nadarzające się kontrataki potrafili wykorzystać. Po krótkiej zagranej z Piotrem Hainem na tablicy wyników było już 7:4. Miejscowi zwiększyli dystans, gdy Jarosz wykorzystał kolejną nadarzającą się kontrę. Po stronie przyjezdnych najlepszym zawodnikiem był Linus Weber i to jego zagranie dawało jeszcze nadzieję jego ekipie na skuteczną pogoń. Udało im się to po zagraniu Igora Grobelnego, kiedy zrobiło się po 10. Wynik remisowy nie utrzymywał się długo, gdyż Jarosz posłał asa serwisowego, a dodatkowo powstrzymany został Weber (12:16). Każda próba zbliżenia się graczy Projektu była natychmiast niwelowana, dlatego czteropunktowa przewaga utrzymywała się przez dłuższy czas. Błędy własne gości także im nie pomagały. Po zagraniu blok-aut Jarosza gracze GKS-u mieli aż pięć meczboli. Wykorzystali już pierwszego, gdy Weber zaatakował w aut. Tym samym podopieczni Grzegorza Słabego odnieśli pierwsze zwycięstwo w lidze, a ich przeciwnicy zanotowali drugą porażkę.

MVP: Jakub Jarosz

GKS Katowice – Projekt Warszawa 3:1 (25:22, 20:25, 25:16, 25:19)

 

sportdzienniki.com – GieKSa wróciła z Olsztyna na tarczy

Katowiczanie w pierwszym secie roztrwonili wysoką przewagę i w efekcie do zera przegrali z Indykpolem AZS Olsztyn. Gospodarzy do sukcesu poprowadził Karol Butryn.

Katowiczanie w starciu z Indykpolem AZS nie stali na straconej pozycji. W poprzednich spotkaniach z Jastrzębskim Węglem (0:3) i Projektem Warszawa (3:1) pokazali, że są dobrze przygotowani do sezonu i powinni się liczyć w walce o play-ff. Gracze ze stolicy Warmii i Mazur natomiast dwa pierwsze mecze przegrali, ale grali z mistrzem i wicemistrzem kraju, czyli Grupą Azoty ZAKSĄ Kędzierzyn-Koźle oraz Jastrzębskim Węglem.

Przyjezdni zaczęli z dużym rozmachem. Od początku prowadzili. W końcówce mieli nawet sześć punktów więcej od rywali (22:16).  Wydawało się, że nic im nie jest w stanie zabrać wygranej. I wtedy zaczął się dramat. Katowiczanie nagle stanęli. Ich katem okazał się były gracz GieKSy Karol Butryn. Atakujący najpierw popisał się potężnym atakiem, a następnie serią zagrywek. Nie wszystkie były punktowe, ale były na tyle trudne, że ani Gonzalo Guiroga, ani Jakub Szymański nie byli w stanie dokładnie dograć piłki do rozgrywającego. Serię punktową gospodarzy przerwał dopiero Szymański. Olsztynianie poszli jednak za ciosem. Po dramatycznej końcówce zdołali złamać opór rywali. Decydujący punkt wywalczyli po błędzie Szymańskiego, który nie utrzymał piłki po zagrywce drugiego z bohaterów Indykpolu AZS Moritza Karlitzka.

W każdym kolejnym secie przewaga miejscowych była większa. W drugim kluczowe okazały się zagrywki i ataki Butryna. To głównie dzięki niemu ze stanu 12:12, olsztynianie wygrywali 19:15. Z kolei w trzeciej odsłonie serią asów serwisowych popisał się Karlitzek. Indykpol AZS wygrywał 6:0, od razu stawiając gości w bardzo trudnej sytuacji. Stać ich było jedynie na zmniejszenie strat (12:15).

Indykpol AZS Olsztyn – GKS Katowice 3:0 (28:26, 25:19, 25:21)

 

HOKEJ

sportdziennik.com – Liga Mistrzów. Szkoła życia

Mistrzowie Polski dzielnie walczyli, ale nie zdołali zdobyć punktów z Fehervarem. Gra w hokejowej LM to dla naszych drużyn prawdziwa szkoła życia i… przeżycia. Hokeiści GKS-u Katowice w 5. występie podejmowali węgierski Fehervar AV 19, który na co dzień gra w Ice HL. I od razu było widać różnice dotyczące poziomów, na których rywalizują. Katowicka ekipa takie mecze w takim tempie rozgrywa od święta, zaś goście mają w każdej kolejce ligowej. Iskry leciały, ale ostatecznie goście cieszyli się z kompletu punktów. Gospodarzom nie można odmówić ambicji, ale ciut, ciut zabrakło do pełni szczęścia.

Polak – Madziar dwa bratanki, ale przyjaźń będzie tylko na trybunach, bo na tafli będzie twarda walka – tak mówił przed meczem trener gospodarzy, Jacek Płachta. – Z GKS-em mam pewne rachunki do wyrównania, bo gdy prowadziłem zespół z Oświęcimia, przegrałem w ćwierćfinale play offu. Tak więc teraz nie mogę się doczekać, by zrewanżować się rywalom – stwierdził trener przyjezdnych, [Kevin Constantin].

Pod nieobecność dwóch czołowych napastników: Grzegorza Pasiuta i Patryka Krężołka trenerzy dokonali roszad w formacjach. Węgierski zespół rozpoczął z impetem i John Murray od pierwszych chwil miał sporo pracy. W 5 min uchronił zespół przed stratą gola, bo Istav Bartelis z bliskiej odległości nie zdołał go pokonać. W rewanżu wyśmienitą sytuację zmarnował Joona Monto, który zwiódł Oliviera Roya i dwa razy nie trafił niemal do pustej bramki. Gola nie strzelisz to gola dostaniesz – takie powiedzenie funkcjonuje w środowisku i znalazło potwierdzenie w tej potyczce. W 8 min goście bezkarnie wjechali do tercji GKS-u i Janos Hari pokonał Murraya. Goście byli w ciągłym natarciu i szukali kolejnych szans na podwyższenie rezultatu. W 16 min Natan Vertes miał dogodną sytuację, ale krążek został zatrzymany przez Murraya. Przyjezdni mieli przewagę i uwidoczniło się to w strzałach celnych 5-13. W tej sytuacji hokeiści GKS-u powinni się cieszyć, że stracili tylko jednego gola.

A w kolejnej odsłonie wiele się działo i zobaczyliśmy aż 4 gole. Goście przyśpieszyli tempo akcji i zaczęły się mnożyć błędy gospodarzy. Najpierw Brett Findlay wykorzystał pierwszą z podwójnej kary Mateusza Bepierszcza, a potem Akos Mihaly podwyższył na 3:0, wykorzystując błąd w ustawieniu. W szeregach gospodarzy zrobiło się nerwowo i atmosfera udzieliła się przede wszystkim Murrayowi. Reprezentacji golkiper 2 razy otrzymał karę mniejszą i było gorąco.

Gdy Pulkkinen zmniejszył straty była nadzieja na następne trafienia. Jednak na kolejne musieliśmy czekać do 40 min, kiedy to Bartosz Fraszko w osłabieniu po brawurowej akcji umieścił krążek w siatce. Kibice mieli nadzieję na korzystny rezultat. Na lód wyjechała rolba, by udoskonalić taflę, ale zepsuła się. Po kilku minutach ruszyła i uniknęliśmy kompromitacji.

Goście już na początku 3. tercji chcieli rozstrzygnąć losy tej potyczki. Ruszyli z impetem na bramkę GKS-u. Jednak napór trwał krótko i, co najważniejsze, nie było bramek. Gospodarze nie mieli nic do stracenia i ambitnie ruszyli do przodu, szukając swojej szansy. Gdy 45 min do boksu kar powędrował po raz drugi Daniel Szabo, była okazja doprowadzić do remisu. Kilka akcji w tej przewadze było dobrze rozegranych, ale krążek nie wpadł do siatki. A potem rozgorzał twardy bój i na tafli mocno iskrzyło. Jedni i drudzy wyciskali ostatnie soki spod wątroby, by uzyskać korzystny rezultat. W 51 min Murray interweniował w nadzwyczajnych okolicznościach i uratował GKS przed stratą gola. Ambitna gra gospodarzy nie została nagrodzona golem. Na 45 sek. przed końcem trener Płachta poprosił o czas i rozrysował akcję z wycofaniem bramkarza. I tak też się stało, ale na 4 sek. przed końcem Hari z dystansu trafił do pustej bramki.

 

Nieoczekiwany zwrot

Obrońcy tytułu mistrzowskiego do pewnego czasu mieli wszystko pod kontrolą, ale potem wszystko się rozsypało jak z domek z kart.

Drugie spotkanie pomiędzy Re-Plastem Unią i GKS-em Katowice w Oświęcimiu i tym razem wynik był odwrotny. W pierwszym obrońcy tytułu mistrzowskiego prezentowali dojrzałą grę i wygrali 4:1. W rewanżu było już znacznie gorzej, bowiem po 2. tercji gra gości się „rozsypała” i rezulatacie wyraźnie przegrali. Teraz trzeba będzie czekać na kolejną potyczkę już w „Satelicie”.

Hokeiści GKS-u przystąpili do meczu w Oświęcimiu już w pełnym składzie, bowiem Grzegorz Pasiut uporał się z chorobą, zaś Patryk Krężołek z kontuzją barku. Trener Jacek Płachta dokonał drobnych zmian w poszczególnych formacjach, ale to zrozumiałe skoro wróciły 2. ważne postacie tej drużyny. Natomiast gospodarze występują bez kontuzjowanego szwedzkiego golkipera Linusa Lundina. Jednak gwoli sprawiedliwości trzeba dodać, że zastępujący go Robert Kowalówka spisuje się więcej niż poprawnie.

Obie drużyny od początku nie zamierzały się oszczędzać i szukały swojej szansy w przemyślanych atakach. Było kilka spięć podbramkowych i Teddy Da Costa miał okazję zmienić rezultat. Z drugiej strony Mateusz Bepierszcz i Joona Monto mieli okazję otworzyć wynik tej potyczki. Jednak najmłodszy z braci Kowalówków zachował czyste konto. Jednak w 14 min Bartosz Fraszko, znajdujący się od początku sezonu w znakomitej formie, otrzymał krążek z własnej tercji do środkowej strefy i pomknął w stronę bramki.

„Fracho”, mimo asysty 2. obrońców, odjechał od nich i wyszedł sam na sam z bramkarzem. I nie dał mu najsmniejszcyh szans, posyłając go do siatki. Słowa uznania dla strzelca, ale również brawa dla autora podania – Brandona Magee. Gościę grali rozważnie i stworzyli więcej sytucji podbramkowych, ale wszystko skończyło się na jednym trafieniu.

Gdy Patryk Wajda precyzyjnym uderzeniem w „okienko” zdobył 2. gola dla GKS-u wydawało się, że goście opanowali sytuację. Nic z tego! Od tego momentu zaczęły się problemy gości. Mimo kilku dobrych sytuacji nie zdołali pokonać bramkarza Unii, ale stracili 2. bramki w krótkim odstępie czasowym. Najpierw Aleksandrs Jerofiejews zaskoczył Johna Murraya uderzeniem z niebieskiej linii, a potem Aleks Szczechura umieścił krążek w siatce. To nie było koniec nieszczęść goście. Na 24 sek. przed końcem 2. odsłony Krystina Dziubiński znalazł się w sytuacji sam na sam i takie sytuacje zwyczajowo wykorzystuje. Tak też się stało!

I karta odwróciła się na korzyść gospodarzy, którzy osiągnęli przewagę i uwidocznili ją zdobytymi golami. 2 zdobyli liczebnej przewadze, zaś Peter Bezuszka zaskoczył Murraya uderzeniem z daleka. Końcowe fragmenty były mało ciekawe, bo gospodarze wędrowali do boksu kar, ale przyjezdni nie potrafili tego wykorzystać. Tym razem gospodarze byli góra i rywalizacja między tymi drużynami zapowiada się ciekawie.

Portal GieKSa.pl tworzony jest od kibiców, dla kibiców, dlatego zwracamy się do Ciebie z prośbą o wsparcie poprzez:

a/ przelew na konto bankowe:

SK 1964
87 1090 1186 0000 0001 2146 9533

b/ wpłatę na PayPal:

E-mail: [email protected]

c/ rejestrację w Superbet z naszych banerów.

Dziękujemy!

Kliknij, by skomentować
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

Odpowiedz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Felietony Piłka nożna

„Skupieni na wnętrzu” – czyli PS po Śląsku i tryptyk krakowski

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Post scriptum to od lat jeden ze stałych punktów newsów pomeczowych na GieKSa.pl. Założeniem tego rodzaju artykułu było zamknięcie tematu meczowego i zebranie kilku ciekawostek, spinających klamrą dane spotkanie. Początkowo „PS” dotyczył wszystkich meczów, potem jednak zrezygnowaliśmy z niego przy spotkaniach domowych, bo to właśnie na wyjazdach pojawiało się mnóstwo ciekawostek i anegdotek, które mogliśmy tu przytoczyć. Teraz w związku z nowymi kwestiami w GieKSa.pl wracamy do post scriptów z meczów domowych. Będzie on się zapewne różnił od wyjazdów, przede wszystkim długością, ale taka to już specyfika.

1. Chcemy, by nasza strona – GieKSa.pl – stale się rozwijała. Od ponad 12 lat dostarczamy Wam w przeważającej wersji autorskie treści dotyczące naszego klubu, opakowujemy mecze dużą liczbą newsów i możecie znaleźć sporo dobrego czytadła, mnóstwo zdjęć i inne materiały. Nie tylko piłkarskie, bo prężnie działa nasza grupa hokejowa, a także od piłki kobiecej. W trakcie tego sezonu – w związku z awansem do ekstraklasy – postanowiliśmy rozszerzyć nasze działania, poprawić mankamenty, tak – abyśmy i my mogli osiągnąć poziom ekstraklasowy.

2. Wróć… Poziom ekstraklasowy to my od dawna mamy. Nieskromnie mówiąc – jesteśmy jednym z najlepszych serwisów sportowych w Polsce, a już zwłaszcza jeśli chodzi o strony klubowe – oficjalne i nieoficjalne. Jeśli nie wierzycie, zróbcie sobie tour po stronach piłkarskich i zobaczcie, jak one działają, a potem wróćcie na GieKSa.pl 😉

3. Stworzyliśmy m.in. nową grupę WhatsApp-ową, na której komunikujemy się co do działania strony, jest więc mniejsze ryzyko, że ktoś spali janka, coś odpuści itd., bo wzajemna motywacja to jednak coś naprawdę dobrego 😉

4. Dobra, jedziemy z tematem meczu ze Śląskiem.

5. Choć… zanim to, jeszcze kilka wtrętów na inny temat – wyjazdowy temat. Chciałem napisać osobny reportaż z moich weekendowych wojaży, ale najnormalniej w świecie nie starczyło mi czasu. Bo za chwile trzeba pisać newsy na Legię. Poprzestanę więc na kilku punktach, oczywiście z odniesieniami do GKS Katowice, żeby nie było tak – jak do dzisiaj wypominają mi członkowie redakcji – kiedy to napisałem chyba najbardziej absurdalny artykuł na stronę.

6. To było którejś zimy, kiedy mieliśmy w redakcji dyżury do pisania newsów na sezon ogórkowy. Tematy kompletnie mi się wyczerpały, nie wiedziałem zupełnie, o czym pisać. To napisałem felieton o… Barcelonie. Bez odniesienia do naszego klubu w jakikolwiek sposób. Po prostu artykuł o FC Barcelona. Tak było 🙂

7. W piątek wybrałem się do Krakowa, aby zrobić tour po krakowskich stadionach. Akurat tak wyszło, że i Wisła, i Cracovia grały mecze u siebie plus do tego jeszcze doszła Wieczysta, która również mecz miała zaplanowany na swoim stadionie.

8. Jakie powiązania z GieKSą miał mecz Wisła Kraków – Termalica Bruk-Bet Nieciecza? Ano bardzo proste. Z oboma tymi ekipami w tym roku wygraliśmy, wpędzając je w mniejszą lub większą traumę. Wiślaków pokonaliśmy w maju 5:2 dając sobie szansę awansu bezpośredniego do ekstraklasy, a krakowian niemal pozbawiając baraży (ostatecznie się w nich nie znaleźli). A Nieciecza to całkiem świeża sprawa – zwyciężyliśmy przecież z nimi kilka tygodni temu w Pucharze Polski. No i przez tyle lat bywało się na meczach pierwszej ligi… Nie mam sentymentu. Podziękuję 🙂


9. Nie rozpisując się zbytnio – powiem, że wrażenie na mnie zrobiło uhonorowanie wiślackich Mistrzów Polski w blind footballu. W tego typu sytuacjach reakcje trybun na różnych stadionach są dość… letnie. Tutaj naprawdę ci piłkarze dostali bardzo dużą owację i cały stadion oklaskiwał ich na stojąco.

10. Sam mecz był natomiast dość nudny i Nieciecza nie pokazała nic godnego lidera i jeśli będzie tak grać dalej, to szybko spadnie z miejsca premiowanego awansem. To gospodarze dominowali i seryjnie marnowali sytuacje, ale w końcu w końcówce dwa razy trafili do siatki. Najefektowniejsze były dwa racowiska, które zaprezentowali gospodarze.

11. Następnego dnia udałem się na stadion Wieczystej. Tym razem obiekt drugoligowy przypomniał czas, kiedy graliśmy na trzecim poziomie rozgrywkowym. Wizyty w Wejherowie, Stargardzie, ale też nieraz na różnych stadionach pierwszoligowych przypomniały te czasy. Co prawda to po meczu Wisły kibice śpiewali „jaki tu spokój…”, ale to tutaj NAPRAWDĘ był spokój.

12. Na wielu stadionach byłem, nawet po malutkich miejscowościach, ale takiej wręcz ciszy jak makiem zasiał nie słyszałem nigdzie indziej. Nie było wręcz słychać nawet gwaru jakichś emocjonalnych rozmów. Wybijała się jedynie pani Grażyna, która głośno dopingowała, a Jackowi Góralskiemu po jego wybuchu złości (co za nowość) krzyknęła „Jacula, nie denerwuj się, bo ja cię kochom”.

13. Punktami wspólnymi z GKS są oczywiście byli zawodnicy naszego klubu, którzy w różnych rolach pracują obecnie w klubie z Krakowa. W sztabie szkoleniowym są Adrian Frańczak i Maciej Bębenek, natomiast czynnym piłkarzem jest ciągle Rafał Pietrzak. Zawodnika zabrakło w meczu, gdyż kolejkę wcześniej w Puławach odniósł kontuzję. Po meczu widziałem Rafała, który uciął sobie dłuższą pogawędkę z Jarosławem Krzoską (skandalicznie zwolnionym z Wisły) i Rodado, który cały na szaro postanowił odwiedzić m.in. swojego rodaka Goku, który również wcześniej brał udział w rozmowie.

14. Zarówno Rodado, jak i Goku brali udział we wspomnianym przegranym 2:5 meczu Wisły w Katowicach. Rodado zdobył nawet dwa gole, ale nie dało to punktów jego drużynie.

15. Na Wisłę miałem kupiony bilet, na Wieczystą i Cracovię udało się już zdobyć akredytację. I chyba dobrze, bo… uratowałem Wieczystej konferencję. Aż byłem w totalnym szoku, bo przecież to medialny klub z wielkimi aspiracjami – w składzie z Góralskim, Pazdanem i innymi znanymi zawodnikami. A na konferencji pojawiła się tylko… operatorka kamery Chojniczanki i chyba fotograf z Chojnic. Przez to byłem jedyną osobą postronną. Skorzystałem z okazji i zadałem Sławomirowi Peszce pytanie o Pietrzaka 😉

16. Wieczorem udałem się na hit ekstraklasy, czyli pojedynek Cracovii z Lechem. Mecz przyjaźni na trybunach, efektowna oprawa i sztuczne ognie oraz walka na boisku. Były to przeszpiegi, bo przecież z Cracovią zagramy dziewiątego listopada, a z Kolejorzem dwa tygodnie później. Przy okazji można było zobaczyć, spisują się nasi byli zawodnicy – Bartosz Mrozek i Antoni Koubal.

17. Zabawna sytuacja miała miejsce przed meczem, bo poszedłem sfotografować autokary obu ekip i zauważył mnie taki starszy ochroniarz i dostałem solidną zjebkę, że nie mogę tu być. Ale pokazałem mu akredytację. „Oooo, to zmienia postać rzeczy” – załagodził ton. Zaczął opowiadać, jak to niektórzy z nim wchodzą w dyskusję i on najpierw prosi, a potem jest bardziej stanowczy. A ci ludzie wredni mówią „mógłby pan powiedzieć proszę”. I jego konstatacja – „oni nie słuchają, tylko skupieni są na swoim wnętrzu”. Spodobało mi się to zdanie, jest takie głębokie i filozoficzne 🙂

18. Spotkałem też jegomościa z vloga, o którym pisałem w PS po meczu z Górnikiem Zabrze. Przywitaliśmy się serdecznie.

19. Cracovia tylko na początku się stawiała Lechowi, potem lider ekstraklasy pokazał, kto rządzi na boisku i bez większych problemów wygrał to spotkanie. Na trybunach kibice stworzyli kapitalne widowisko.

20. Szybka nocka i rano musiałem się zebrać na pociąg, by zdążyć do Katowic na mecz. Kto wymyślił granie o takich porach?

21. No dobra, teraz już na pewno piszę o meczu ze Śląskiem 😀

22. No właśnie ta pora… Aż sobie sprawdziłem, kiedy ostatnio graliśmy w okolicach godziny 12:15. Nie liczę godz. 12:40, tylko właśnie bliżej południa. Okazuje się, że nie tak całkiem dawno. W sezonie 2020/21, czyli zakończonym awansem do pierwszej ligi, zagraliśmy kilka spotkań w samo południe. Były to pucharowy mecz z Garbarnią na inaugurację, potem wyjazdowe spotkanie ze Śląskiem II Wrocław, no i na koniec pojedynek z Sokołem w Ostródzie.

23. Od razu przypomniały mi się jeszcze wcześniejsze godziny meczów. Jeszcze w czwartej lidze o 11:00 graliśmy z Carbo w Gliwicach czy u siebie z ŁTS Łabędy, a potem na zapleczu ekstraklasy o 11:30 ze Stalą Stalowa Wola czy GKS Jastrzębie w słynnym przerwanym meczu. Tam swój popis dał jeden z kibiców, jeśli to czytasz daj znaka, bo mam w swoich archiwach film z tego performance’u 😉

24. Co do naszego redakcyjnego działania, to po raz pierwszy spróbowaliśmy nowej formuły relacji LIVE. Poprzednia, czyli suchy tekst z relacją minuta po minucie nie sprawdzał się, bo w dobie, kiedy wszystkie mecze są transmitowane, nie ma to sensu. Postanowiliśmy zostawić na stronie edytowalny news z protokołem meczowym i wynikiem w tytule newsa, a zdjęcia i ciekawostki wrzucać na nasze media społecznościowe, głównie Facebooka. Tak, to zdecydowanie był dobry pomysł i Misiek, który się tym zajmuje, zdecydowanie dał radę.

25. Ostatni raz graliśmy ze Śląskiem w 2008 roku, co przypomniał Krzysztof Kaliciak na swoim FB, z dopiskiem „kiedyś to się grało”, a polegało to na tym, że mijając rywala Kali naciągnął mu koszulkę na głowę i ten zrozpaczony piłkarz Śląska nie wiedział co się dzieje, gdy Kali asystował do Grażvydasa Mikulenasa strzelającego bramkę 😉

26. Mecz zakończył się remisem 0:0, podobnie jak pierwsze spotkanie wspomnianego sezonu we Wrocławiu. Błażej się spierał ze mną w innym artykule, że ten mecz nie był jakiś szczególny, ja obstaję przy swoim, że tamten bezbramkowy remis ze słupkami, poprzeczkami i sytuacjami sam na sam był naprawdę ekscytujący.

27. Jeszcze przypomniała mi się jedna rzecz z tegoż spotkania – w 90. minucie Krzysztof Markowski za lekko podawał do Jacka Gorczycy i chyba Benjamin Imeh wyszedł sam na sam. Gołot to obronił, a po meczu gdy zapytałem Maro, co sobie pomyślał po tym niefortunnym podaniu odparł „modliłem się tylko, żeby Jacek to obronił”.

28. Wiemy, dlaczego GKS Katowice nie wygrał tego meczu! Przed spotkaniem nasz redaktor Marek przeprowadził wywiad z Krzysztofem Banasikiem, redaktorem naczelnym serwisu Śląsknet.com i poprosił o wytypowanie wyniku. Odpowiedź brzmiała: jeśli zagra Bergier to 1:0 dla GKS, jeśli nie – będzie bezbramkowy remis. Więc panie trenerze: trzeba było po prostu na jedną minutę wpuścić kontuzjowanego Sebastiana, bo to były pewny gol i trzy punkty!

29. Jak tam wspomniałem o tych słupkach i poprzeczkach z 2007 roku, to przecież w niedzielę również mieliśmy uderzenia w obramowanie bramki. Gdyby trafili Nowak i Schwarz mielibyśmy kandydatki do bramki kolejki. W poprzeczkę trafiali również dwaj kibice GieKSy i w końcu ktoś wygrał nagrodę od Superbetu. Byłem w tym czasie na stronie za trybuną główną i sukces wywnioskowałem z energicznej reakcji trybun. Dwukrotnej.

30. Mecz komentował z ramienia Canal Plus Wojciech Jagoda. Popisał się on dwoma zabawnymi wypowiedziami – gdy po strzale Alana Czerwińskiego piłka wyleciała poza sektor gości, redaktor z niepokojem stwierdził, że piłka spadła w okolice ich służbowego samochodu. A w przerwie skomentował słowa Jacka Magiery z przedmeczowej konferencji prasowej, kiedy to szkoleniowiec gości zasugerował, że jeszcze w tym sezonie Śląsk powalczy o puchary. Jagoda powiedział, że jest to tak samo prawdopodobne, że na koniec sezonu on stanie się młodym, przystojnym mężczyzną, z bujną czupryną.

31. Pomeczowe komentarze kibiców Śląska w internecie często nie pozostawiały suchej nitki na zespole. Sympatycy z Wrocławia nie byli zadowoleni z kolejnego braku zwycięstwa. Dla nich to utrata dwóch punków i obawa, że mogą ugrzęznąć na ostatnim miejscu w ligowej tabeli.

32. Nie pomógł Śląskowi wprowadzony w drugiej połowie Jakub Świerczok. Kiedyś pokarał nasz zespół hat-trickiem, teraz też próbował strzelić gola, ale był bezradny.

33. W Lidze Minus obecni w studiu eksperci w dużej mierze kładli nacisk na słabą grę Śląska. Jeden z nich jednak powiedział, że jest zawiedziony przede wszystkim postawą GKS, który mając słabego rywala – nieważne że wicemistrza Polski – nie potrafił tego wykorzystać i po prostu zawiódł. Dziennikarz ten przeniósł środek ciężkości na nasz zespół i to bardzo dobrze, bo skoro GKS potrafi zawieść w ekstraklasie, to znaczy, że musiał już pokazać swój potencjał będący punktem odniesienia.

34. GieKSa ma w tym sezonie po cztery zwycięstwa, remis i porażki. Jak na beniaminka to bardzo dobrze. W ośmiu na dwanaście meczów nie przegraliśmy. To naprawdę bardzo ważny aspekt i dający dużo pewności zespołowi. Do tego drugie czyste konto z rzędu. Oby tak dalej!

35. A teraz zapominamy o Śląsku Wrocław i skupiamy się na kolejnym meczu – już w niedzielę czeka nas starcie z Legią Warszawa!

Kontynuuj czytanie

Galeria Piłka nożna

U(j)nia w Skierniewicach

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Zapraszamy do galerii ze Skierniewic, gdzie GieKSa przegrała z trzecioligową Unią 1:2. Zdjęcia przygotowała dla Was Madziara. 

Kontynuuj czytanie

Felietony Piłka nożna

Czas odświeżyć pamięć #13 – Legia Warszawa

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Legia Warszawa będzie kolejnym przeciwnikiem GKS Katowice w tym sezonie. Chyba najbardziej wyczekiwanym po awansie do Ekstraklasy. Spotkanie z rywalem, z którym nie graliśmy od wielu lat, a z którym rywalizacja zawsze była niezwykle zaciekła. Poniżej moje wspomnienia.

#1 – Puchar na placu – Pamiętam jeden z finałów Pucharu Polski rozgrywanych w Warszawie. Byłem wtedy dzieciakiem mającym jakieś 13-14 lat. Do Warszawy się nie wybierałem, ale była okazja to spotkanie obejrzeć na telebimie na placu Sejmu Śląskiego w Katowicach. Dla mnie jako młodego kibica było to wydarzenie rodem z science fiction. Satelita i materiały z takich imprez w Niemczech działały na wyobraźnie i wyobrażałem sobie tłumy ludzie na placu kibicujące GieKSie. Był to chyba pierwszy taki telebim w historii naszego klubu.

#2 – Najlepszy mecz – 3:1 GieKSa wygrała z Legią w 94 roku. Legia była po spotkaniu w Lidze Mistrzów z Hajdukiem Split, a GieKSa… rozpędzona. Niedzielne popołudnie, pełne słońce i jeden z najlepszych meczów GieKSy w tamtym okresie. Świetne akcje i fantastyczne bramki Maciejewskiego, Strojka i Ledwonia. Kto nie widział, może poczuć tamten klimat, oglądając drugą połowę tego spotkania.

.

#3 – Beniaminek ogrywa Legię – 1:0 w 2000 roku. GieKSa wygrała z Legią jako beniaminek Ekstraklasy. To była 10. kolejka i co ciekawe było to pierwsze zwycięstwo ekipy Bobo Kaczmarka. GieKSa nie grała w poprzednich spotkaniach źle, zaliczając kilka remisów, ale brakowało szczęścia i bramek. Tutaj nie zabrakło niczego. Emocje były do samego końca, Legia nie strzeliła karnego, a GieKSa w 92. minucie miała piłkę meczową. Rzut karny, do którego podszedł Moussa Yahaya na długo został w pamięci kibiców. Zobaczcie radość po bramce.

.

#4 – Wielkanocne 3:3 – „Warszawscy dziennikarze dworowali sobie na stadionie przy Bukowej w przerwie spotkania, ponieważ Legia pewnie prowadziła grę i miała dobry wynik w Katowicach.” Taki tekst wrył mi się w pamięć z „Katowickiego Sportu”. Relację z tego spotkania czytałem po tym spotkaniu wiele razy, ponieważ był to jeden z najlepszych meczów, jakie Bukowa widziała. GieKSa pokazała w nim wszystko to, co najlepsze. Charakter, ambicję, grę do końca i efektowne akcje w spotkaniu z najważniejszym rywalem. Szybkie 0:2 dla Legii, ale jeszcze przed przerwą wróciliśmy do tego meczu po golu Sznaucnera. Była to jego pierwsza bramka w barwach GieKSy. Następnie wolej Jacka Wysockiego z 30 metrów w słupek i z niecierpliwością czekaliśmy na drugą połowę. A w niej koncert gry i wyrównanie po golu Świerczewskiego z karnego. Chwilę później fantastyczna kontra Gajtkowskiego i gol tego młodego zawodnika na 3:2. Bukowa była w ekstazie. Legia zdołała ten mecz zremisować, ale znacznie utrudniła sobie marsz po mistrzostwo. Po spotkaniu mogliśmy spokojnie oczekiwać Świąt Wielkanocnych.

#5 – Oczekiwanie na wynik – GieKSa grała w Warszawie spotkanie w sezonie 1992/93 jako ostatnie w kolejce w niedzielny wieczór. Pamiętam ten mecz, mimo tego, że miałem jakieś 10 lat z racji tego, że czekało się na wynik spotkania. To były czasy, które dzisiaj wydają się niemożliwe. Nie było telegazety, nie było internetu, a wyniki znajdowało się w radiu bądź dziennikach sportowych. Pamiętam, że czekałem na wynik i skrót z tego spotkania w Sportowej Niedzieli. „Leciała” ona dość późno, ale twardo czekałem na wynik. Niestety porażka 1:3 sprawiła, że spać poszedłem wkurzony. Jeszcze ta kontuzja Szewczyka…

.

#6 – Największe upokorzenie – Wśród tych dobrych spotkań są również te słabsze oraz te, które przez lata wywołują traumę w naszym życiu. Jednym z nich było spotkanie z Legią przy Bukowej, które GieKSa przegrała 0:5. Trzy bramki Wieszczyckiego, szybkie prowadzenie i GieKSa ogrywana jak dziecko we mgle. Jedyny plus to Trybuna Północna, która wtedy wypełniła się kibicami, a wkrótce miał się na niej pojawić zegar…

***

Wiele innych spotkań jest jeszcze w pamięci. Wygrana 2:0 na Łazienkowskiej po golach Moskały i Yahai. w 2001 roku. Przegrana 2:4, która odebrała nam na Bukowej szansę walki w europejskich pucharach na rzecz Odry Wodzisław. Wygrana w Superpucharze. Wygrana w Pucharze Polski. Wielkie gwizdy na Karwana, który po ucieczce do Legii przyjechał na Bukową, a w pierwszej połowie (po zaledwie 13 minutach) poprosił o zmianę, bo nie wytrzymał akompaniamentu gwizdów i epitetów w swoim kierunku.

Spotkania z Legią były zawsze pełne emocji i dobrej gry w latach 90. i na zawsze będą w naszych wspomnieniach. Zobaczymy, jakie dadzą nam chłopaki Góraka, którzy na początek muszą zmierzyć się z serią 6 porażek z warszawskim klubem… Ostatnia z nich miała miejsce 2005 roku. Czas więc napisać najnowszą historię.

Bilans 60 spotkań: 16 wygranych – 19 remisów – 25 porażek.

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga