Podczas celebracji tytułu Mistrzyń Polski na Arenie Katowice porozmawialiśmy z Julią Włodarczyk, skrzydłową GieKSy.
W pierwszej rundzie miałaś mniej minut, końcówka już w twoim wykonaniu była przebojowa. Jesteś zadowolona z całości swojego sezonu?
Julia Włodarczyk: Tak, myślę, że wywalczyłam sobie to miejsce w składzie. Cieszę się, że zyskałam zaufanie pani trener. Mam nadzieję, że wykorzystałam swoją szansę i cieszę się, że mogłam pomóc zespołowi w tych znakomitych wynikach.
Taki dzień zapamiętasz do końca życia?
Na pewno, zdecydowanie tak. Już po meczu z Tczewem, gdy zdobyłyśmy to mistrzostwo, to łezka szczęścia się w oku zakręciła. Dzisiaj troszkę inne emocje, ale jednak te cztery tysiące ludzi na trybunach tutaj nas niosło. Na pewno będę do końca życia ten dzień pamiętała.
Dla skrzydłowej ten doping jest szczególnie ważny?
Myślę, że tak. To niesie i od razu dostaje się skrzydeł, biegnie się dwa razy szybciej – przynajmniej takie się ma na boisku wrażenie. Doping dzisiaj był niesamowity, przez całe 90 minut słyszałyśmy kibiców. Jesteśmy bardzo szczęśliwe, że tak licznie się z nami zgromadzili.
Denerwowałaś się bardziej przed takim meczem?
Nie denerwowałam się, gdzieś tam adrenalinka od rana była, ale taka pozytywna. Stres też był taki pozytywny, że wielkie wydarzenie przed nami i trzeba się jak najlepiej zaprezentować, stworzyć dla kibiców wielkie widowisko.
Wolisz takie otwarte mecze, czy takie, gdzie musisz ściśle realizować plan taktyczny i pracować w obronie?
Z panią trener taktycznie bardzo dobrą robotę wykonujemy, lubię grać taktycznie, ale w ofensywie oczywiście czujemy się najlepiej.
Najnowsze komentarze