Dołącz do nas

Felietony Piłka nożna

Zwyciężył jako człowiek

Avatar photo

Opublikowany

dnia

W zawodzie trenera przywykło się mówić, że „jesteś tak dobry, jak twój ostatni mecz”. Pewnie jest w tym dużo racji, choć uproszczonej – bo można by to zdanie rozszerzyć na „jesteś tak dobry, jak twoja ostatnia runda”. Gdy dodamy do tego „łaska kibica na pstrym koniu jeździ” – mamy już całkiem solidny zestaw sentencji, które w efekcie wynoszą danego szkoleniowca pod niebiosa lub degradują go całkowicie.

Zazwyczaj jednak jest tak, że nawet jeśli konkretny trener ma przeciwko sobie rzesze kibiców, a wyniki nadal są złe, po prostu podaje się do dymisji lub odchodzi z klubu. Sytuacja się rozwiązuje, przychodzi nowa miotła, pojawiają się nowe nadzieje.

Trudno jednoznacznie powiedzieć, co powodowało, że włodarze GieKSy trzymali tak długo Rafała Góraka na stanowisku. Jak mawia klasyk – nie wiem, ale się domyślam. Nie chce mi się wierzyć aż tak bardzo w dalekowzroczność, bo tym, czym praktycznie zawsze kierują się decydenci – są wyniki. Tych w rundzie jesiennej nie było i możemy teraz wierzyć w bajki, że prezes widział potencjał w tej drużynie i nie można zmieniać trenera. Czy to ten argument czy sternik GKS nie miał nikogo „lepszego” czy po prostu była to kwestia niechęci do konieczności wypłacenia odprawy – tego na sto procent nie wiemy. Ale na dziewięćdziesiąt dziewięć już tak.

Z całą pewnością wiemy za to, jak było w szorstkiej relacji szkoleniowca i kibiców. Choć niechęć do Rafała Góraka narastała stopniowo i już w zeszłym sezonie sympatycy GKS dawali zdecydowany wyraz swojemu niezadowoleniu – trener pozostał na stanowisku. W jakiejś mierze na chwilę pomogły zwycięskie derby z Ruchem Chorzów, ale potem mieliśmy ostatni mecz sezonu w Chojnicach, gdzie na rozluźnieniu i plażowaniu kibice dość jasno dawali do zrozumienia, że nie widzą przyszłości z tym trenerem.

Chyba dla wszystkich zaskakującym było, że Rafał Górak pozostał na stanowisku. Choćby z tego powodu wiele osób przekreśliło ten sezon już na starcie, uważając, że „wuefista” nie jest w stanie niczego sensownego dokonać, a awans jest zbyt wysokimi progami dla warsztatu i umiejętności Góraka.

Na szczęście nie przełożyło się to na wsparcie i doping dla zespołu podczas całego sezonu, ale ilość inwektyw, niechęci i nawoływania do „pakowania walizek”, których nasłuchał się trener zniechęciłaby niejednego do pracy w klubie.

Jednym z zarzutów do trenera było to, że trzyma się stołka za wszelką cenę, bo doskonale zdaje sobie sprawę, że na tym poziomie – w przypadku odejścia z GieKSy – szybko nie popracuje. Taka interpretacja tylko powodowała zwiększenie złości wśród kibiców. Dlatego czasem nawet po meczach, w których GKS zdobywał punkty, z trybun i tak padały niewybredne okrzyki.

Trener był „dociskany” i przez naszą redakcję na konferencjach pomeczowych, pytaniami o to, czy nie powinien podać się do dymisji, czy formuła prowadzenia przez niego zespołu już się nie wyczerpała. Padały niemalże żądania deklaracji dotyczącej awansu. Trener zbywał te pytania odpowiedziami, że ich nie rozumie, a deklaracji dotyczącej promocji do ekstraklasy nie złożył. Mówimy o sytuacjach, które miały miejsce nie tylko w zakończonym sezonie, ale także w jeszcze poprzednim. Trener zarówno z kibicami, jak i naszą stroną łatwego życia nie miał.

Stopniowo ta niechęć się zwiększała przeradzając się wręcz w coś, co można nazwać odrazą. O ile na trybunach kibice jeszcze jako tako trzymali pewien poziom – choć czasem szuderstwa była spore – to w internecie była to już jazda bez trzymanki i nawet jeśli piłkarze i trenerzy wielokrotnie lubili mówić, że nie czytają opinii na swój temat, to trudno uwierzyć, że pewne rzeczy – nawet pośrednio – do Góraka nie docierały.

W opozycji kibice dawali choćby przykład zeszłorocznego awansu Ruchu Chorzów i postawy Jarosława Skrobacza, niegdysiejszego asystenta Rafała Góraka. W Chorzowie jasno i konkretnie mówiono o awansie i w sposób pewny ten awans rok temu Niebiescy wywalczyli. A u nas? Wicie się, niczym w gorącej wodzie, gdy tylko padało „przerażające” słowo „awans”.

Były takie momenty, w których trener na konferencji wyglądał na załamanego. Czasem może i postawą drużyny, ale czasem po prostu całą otoczką wynikającą z nagromadzonej u kibiców wieloletniej frustracji, w wyniku której wszystko ogniskowało się na nim. Na jednej z konferencji przyznał, że jest to najtrudniejszy okres w jego życiu – nie tylko zawodowym, ale całościowo.

Jesień zakończonego sezonu nie pomagała. Choć GKS zanotował w jej początkowej fazie serię sześciu meczów bez porażki, potrafił też w bardzo efektowny sposób wygrać z Wisłą Płock czy Resovią – niedługo przyszło kolejne załamanie formy i wyników. Znów drużyna rozbudziła apetyt kibiców po to, by potem nie wygrać ośmiu meczów z rzędu plus ponieść klęskę w Pucharze Polski. Frustracja sięgała zenitu, bo nawet jak było dobrze, to było źle – stracone dwubramkowe prowadzenie w Rzeszowie czy porażka w Krakowie po dwóch golach Wisły w doliczonym czasie gry. Wydawało się, że notowania trenera u kibiców są tak fatalne, że nie da się już tego odwrócić. GieKSa skończyła rundę na jedenastym miejscu, czyli można było powiedzieć, że w Katowicach było chujowo, ale stabilnie lub raczej… stabilnie, czyli chujowo.

Żeby było jeszcze gorzej, spotkanie prezesa Krzysztofa Nowaka z kibicami i niektóre wypowiedzi sternika GieKSy trener określił jako policzek wymierzony w niego i drużynę. Prezes mówił kibicom, żeby wytrzymali jeszcze pół roku, czyli do końca kontraktu – dając do zrozumienia, że opcja pożegnania się jest bardzo realna. Można powiedzieć, że wszystko sprzysięgło się przeciw trenerowi. Wyniki, kibice, a teraz nawet prezes.

W tej atmosferze zespół przygotowywał się do rundy wiosennej. Co w niej się działo – wszyscy wiemy. GieKSa wygrała z Miedzią, przegrała z Wisłą Płock, a potem zanotowała sześć zwycięstw z rzędu. Przecieraliśmy oczy ze zdumienia widząc, jak GKS bije rekordy seryjnych wygranych, nie pozostawiając rywalom żadnych złudzeń. Przestaliśmy tracić bramki, zaczęliśmy je w bardzo dużej liczbie zdobywać. Zespół znacząco poprawił swoją pozycję w tabeli oraz nastroje kibiców. Do tego stopnia, że z przegranego sezonu nieśmiało zaczęliśmy myśleć o barażach. Komplet publiczności na meczu z Lechią pokazywał, jak wielki w Katowicach jest głód sukcesu. Złość i niechęć do Rafała Góraka przycichła. Kibice cieszyli się z wygranych i zaczęli znów mieć nadzieję. Nawet mając z tyłu głowy, że w poprzednich sezonach i tak na finiszu była ona zawodzona.

I gdy wydawało się, że opinie na temat szkoleniowca już na dobre się poprawią – choć nie w stronę entuzjastycznych, a na razie po prostu neutralnych – przyszła zadyszka i w trzech kolejnych meczach zespół nie wygrał. Porażka z Odrą, słaby mecz z Łęczną i utrata zwycięstwa w końcówce w Niecieczy znów spowodowała wylew niepohamowanej krytyki. Trwała ona i w trakcie meczu z Polonią Warszawa. GKS w spektakularny sposób wygrał w końcówce, ale wiele osób miało w pamięci obraz gry i nie mogło się powstrzymać przed dalszą krytyką opiekuna GieKSy.

To był tak naprawdę ostatni moment „jazdy” po trenerze. Potem zespół nie dał już ani jednego powodu, żeby ktokolwiek rzucał hasło o pakowaniu walizek. Przy seriach wygranych kibice – na razie żartobliwie – mówili raczej o rozpakowywaniu bagażu.

Ostatnie kolejki to było istne szaleństwo. Przed wspomnianym meczem na Konwiktorskiej katowiczanie mieli osiem punktów straty do Arki Gdynia – wówczas nikt w ogóle nie marzył o awansie bezpośrednim. Zajmowaliśmy czwarte miejsce z punktem zapasu w strefie barażowej, ale też zaledwie dwupunktową przewagą nad miejscem dziewiątym. Twardo trzeba było więc walczyć o to, by w ogóle się w tych barażach znaleźć.

Po Polonii GKS był nadal czwarty, a przewaga nad siódmym miejscem wynosiła dwa punkty.

Po Stali GKS wskoczył już na trzecie miejsce, nad siódmym mając już cztery punkty przewagi, a strata do Arki zmniejszyła się do sześciu oczek.

Baraże zdawały się na wyciągnięcie ręki, więc zaczęliśmy marzyć o utrzymaniu podium, co dawałoby możliwość grania dwóch spotkań play off u siebie.

Po wygranej z Tychami wirtualnie zbliżyliśmy się do Arki na trzy punkty i tu już pojawiły się pewnie nieśmiałe myśli, że… a może? Gdynianie jednak wygrali z Zagłębiem i znów była szóstka. Zeszliśmy na ziemię i dalej skupialiśmy się na barażu, chociaż kibice snuli pewien scenariusz, który przy korzystnych okolicznościach miał dać nam ekstazę. Górakiem się już nikt nie zajmował.

Kapitalne spotkanie z Wisłą zapewniło nam trzeci plac, a potem w niedzielny wieczór wszyscy z zapartym tchem oglądaliśmy derby Trójmiasta. Jakaż była euforia, gdy sędzia po analizie VAR nie podyktował rzutu karnego dla Arki w doliczonym czasie gry. Niesamowite. Za tydzień mieliśmy grać o awans.

Zapytany o to, czy będzie oglądał w telewizji pojedynek Lechii z Arką na konferencji prasowej po meczu z Wisłą trener powiedział, że nie będzie na żywo obserwował tego spotkania. Czy tak było w istocie? Nie wiemy. W którymś momencie szkoleniowiec jednak dowiedział się wyniku i musiał zdać sobie sprawę, że otworzyła się przed nim życiowa szansa. Szansa na odwrócenie… wszystkiego.

Najważniejszy mecz GieKSy na przestrzeni dwóch dekad. Na gorącym terenie, przy kapitalnej publiczności. Do awansu Arce wystarczał remis. Rafał Górak i jego drużyna wygrali ten mecz. Wygrali pewnie, dojrzale, nie pozostawiając żądnego pola do dyskusji, komu ten awans się należał.

Po meczu trybuny skandowały nazwisko Rafała Góraka. W Katowicach wszyscy wpadli w euforię, w wyniku spełnionego marzenia, tak wyczekanego, tak wyśnionego, a jednocześnie tak nierealistycznego patrząc na przebieg rundy jesiennej.

To co było udziałem trenera w tym sezonie, ale co miało początek już w poprzednim – jest gotowym scenariuszem nie tylko na film o sukcesie sportowym, o tym, że kogoś się skreśliło, a ten odniósł sukces. To byłoby zbyt banalne. To film o człowieku, który został zmieszany z błotem, był sam (ze swoją drużyną) przeciw wszystkim. I nie poddał się.

Ludzie mają różną odporność psychiczną, ale to nie oznacza, że taka opresja, bo tak można to nazwać, byłaby dla kogokolwiek obojętna. Dodam na marginesie, że nie wnikam w tym felietonie kompletnie w kwestie związane ze stanowiskiem takim czy innym trenera podczas konfliktu kibiców z Markiem Szczerbowskim. Nie wnikam, bo 99% wszystkich zdań „do” i „o” trenerze było związanych po prostu z postawą drużyny.

Żal było patrzeć na trenera stojącego w swoim boksie i bezradnie wysłuchującego, że kibice po prostu go tu nie chcą i mimo spędzenia tylu lat w klubie – jest tu postacią niemile widzianą. Jakkolwiek my kibice jesteśmy często w gorącej wodzie kąpani, obecna sytuacja każe się zastanowić, czy przypadkiem nie przekraczamy w swoich reakcjach pewnej granicy. To znaczy – my na pewno ją przekraczamy. Jak to napisał jeden z kibiców, ta cała historia jest nauką na temat człowieczeństwa.

Oczywiście to nie jest tak, że krytyka była bezpodstawna. Trener nieraz mówił (i mówi teraz), że wyniki na jesień były zdecydowanie gorsze niż gra. Nawet jeśli to prawda, to nasłuchaliśmy się od różnych trenerów podobnych tekstów, które wcześniej zawsze były mydleniem oczu, bo efekt końcowy był taki, że kończyliśmy sezony klęskami. Dlatego tak trudno było przekonać kibiców, że wszystko idzie w dobrą stronę. Jedyne, co mogło ich przekonać – to wyniki. Powstaje jednak pytanie o formę wyrażania swojego niezadowolenia.

To musiało być okrutne. A jednak Rafał Górak robił swoje i dodatkowo całą sytuację przetrwał z godnością. Nie poszedł na wojnę z kibicami, nie wdawał się w pyskówki, nie stracił panowania nad emocjami, choć kilkukrotnie wyglądał na konferencjach prasowych, że jest tego blisko. Oczywiście zdarzały się pojedyncze docinki typu „a GieKSa.pl dzisiaj nie ma pytań?” po wygranym meczu z Łęczną w jeszcze poprzednim sezonie, ale jeżeli to były jedyne formy odreagowania, to nadal jest to z reakcja z klasą.

Padały też zarzuty i przewidywania, że jak GKS awansuje do ekstraklasy, to ego Góraka rozsadzi stadion. Jak widać nic takiego się nie wydarzyło. Choć szkoleniowiec ma pełne prawo chować urazę i mógłby teraz powiedzieć w emocjach kilka słów „prawdy” – nie zrobił tego. Kolejny punkt do godności.

Trener obronił się w każdym aspekcie piłkarskim i ludzkim. W piłkarskim zrealizował powiedzenie, że o awansach się nie mówi, tylko się je robi. To, że nie zająknął się o walce o awans było totalnie irytujące. Ale ten awans solidną pracą wywalczył – i to jest lepsze niż mówienie. Kawał dobrej pracy.

Na marginesie – można teraz też spojrzeć na to, jak potoczyły się losy wspomnianego Ruchu Chorzów i trenera Skrobacza (którego osobiście bardzo cenię). I jak ta interpretacja zdecydowanego klubu idącego jak taran na awans przez chwilę miała rację bytu, a potem wszystko posypało się jak domek z kart.

Wielokrotnie wytykane było Górakowi zdanie o „uczeniu się ligi”. No ale jak się jej nauczył, to GieKSa rządziła i to inni mogli się od tego zespołu nabywać wiedzy. Jak grać do końca, jak utrzymywać dyscyplinę taktyczną, jak grać ładnie dla oka. Ta nauka naprawdę nie poszła w las i okazało się, że trener wiedział, co mówi, a GieKSa stała się profesorem w tej lidze.

Cała ta runda i awans to autorski projekt trenera, odpowiedni dobór ludzi w sztabie, piłkarzy i solidna, merytoryczna praca. I porządny plan. Taki, który pozwolił zniwelować straty z jesieni i na samym finiszu wychylić głowę do linii mety ułamek sekundy szybciej niż przeciwnik.

Trener wygrał jednak coś więcej niż awans do ekstraklasy. Wygrał przede wszystkim jako człowiek. Sposób w jaki przetrwał ten „najgorszy czas w życiu” godny jest prawdziwego szacunku. Nie odszedł, nie złamał się, nie porzucił projektu. Nawet jeśli zrealizował cytat, który sam wiele lat temu przytoczył, czyli „bądź najlepszy tam, gdzie cię nienawidzą”, to sposób w jaki to zrobił był najlepszym z możliwych. I my, jako kibice, tylko możemy na tym skorzystać.

Człowiek, którego odsądziliśmy od czci i wiary, dał nam tyle radości i powodów do wzruszeń i wylewania hektolitrów łez (a dla innych wlewania hektolitrów piwa). Awanse są różne. Ten można śmiało nazwać pomnikowym.

Trener już zdał egzamin z człowieczeństwa. Teraz czas na nas.

Shellu

PS Na koniec przypomnijmy wypowiedź trenera z portalu TVP Sport ze stycznia:

– Na pewno nie jest to strata, która sprawia, że już teraz można uznać sezon za skreślony. W piłce nożnej odrabiano już większe straty niż siedem punktów. Przed nami cała runda wiosenna, do której chcemy podejść jak najlepiej przygotowani. Widzę ogromne zaangażowanie drużyny i sztabu w czasie procesu treningowego. Każdy jest bardzo skoncentrowany na swojej pracy. To napawa mnie ogromnym optymizmem.

I niech to wystarczy.

Portal GieKSa.pl tworzony jest od kibiców, dla kibiców, dlatego zwracamy się do Ciebie z prośbą o wsparcie poprzez:

a/ przelew na konto bankowe:

SK 1964
87 1090 1186 0000 0001 2146 9533

b/ wpłatę na PayPal:

E-mail: [email protected]

c/ rejestrację w Superbet z naszych banerów.

Dziękujemy!


9 komentarzy
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

9 komentarzy

  1. Avatar photo

    Afera

    30 maja 2024 at 11:32

    Trenerze gratulacje👏💪👏 teraz podbój GieKStraklasy powodzenia,a także szczere przeprosiny że zwątpiłem jak większość zimą.

  2. Avatar photo

    GREG

    30 maja 2024 at 21:22

    Pierwszy mecz w ekstraklasie i podziękowanie w ciągu I połowy, jak również oprawa powinna być dedykowana Rafałowi Górakowi. Bez względu na wszystko pozostałe!!! Ten CZŁOWIEK i NASZ TRENER, jak nikt inny na to zasłużył. PANIE TRENERZE – JESTEŚ WIELKI !!!!

  3. Avatar photo

    PołudnioweKce

    30 maja 2024 at 23:04

    Shellu zmartwychwstał 😉.Cudów ciąg dalszy..
    Bardzo dobry felieton. Gratulacje dla trenera, sztabu i piłkarzy. Myślę że teraz ta przysłowiowa ”głowa w lodówce” i nam się przyda. Cieszmy się tym co mamy ze spokojem i realnie patrząc w przeszłość. Tyle lat czekania już myślałem że nie zobacze meczu z Legią, Lechem itd. bo w przeszłości na takich byłem.
    To była Piękna niedziela.
    Ps. nam cichą satysfakcje że nie gnoiłem naszego trenera, nawet lekko go broniłem w rozmowach z kumplami bo miałem przekonanie że hamulcowym są władze miasta i nie chcą awansu dopóki nie powstanie nasz nowy dom. Jak widać coś jednak się zmieniło.. Całe Szczęście

    • Avatar photo

      Kato

      31 maja 2024 at 17:19

      Zielone światło po pięciolatce przy budowanym nowym stadionie zostało zapalone. Męczarni w wywiadach co tu powiedzieć nadszedł koniec i dobrze. Moje gratulacje całej społeczności Gieksy. zastanawiało mnie tylko czy pierwsza będzie przeprowadzka, czy awans.
      Wyszło że awans. Trenerowi należał się ten awans, teraz olbrzymie wyzwania przed nim. Czy sprosta temu zadaniu… zobaczymy.
      Powodzenia GKS KATOWICE!!!

      • Avatar photo

        Kato

        31 maja 2024 at 17:36

        Może doczekam jeszcze majstra! Większe szanse
        Dzięki!

  4. Avatar photo

    piv

    30 maja 2024 at 23:51

    Kawał dobrego tekstu Shellu! Tylko jak być 'mądrzejszym’ przed szkodą?

    • Avatar photo

      Kazik

      31 maja 2024 at 21:46

      Kiedyś spotkałem naszego Trenera na jakimś evencie gdzie robiłem foty, dodam tylko że wszyscy byliścmy wtedy na etapie „pakuj walizki” i tak z głupa zagadałem czy będzie awans? Trochę się uśmiechnął i powiedział tylko że kiedyś na pewno, ale jakoś wtedy nie dowierzałem…na szczęście w Gdyni udało mi się zagadać go jeszcze raz i podziękować. O dziwo pamiętał tamtą sytuacje:)
      Także Panie Rafale, jeszcze raz dziękuję!!!
      Ps. Shellu, fajne pióro

      • Avatar photo

        Fan

        31 maja 2024 at 23:44

        Panie Shellu. Tak jak Pan pisał trenerowi „pakuj walizki” to jakby Pan miał chociaż trochę honoru to Pan powinien teraz spakować walizki i oddać pióro. Drużyna piłki nożnej to nie jest fabryka czekolady tylko żywy twór. Jak się chce coś w życiu robić to trzeba się choć trochę na tym znać. Pozdrawiam SK1964. Tylko GieKSa🟡🟢⚫️

  5. Avatar photo

    FC Szombry

    31 maja 2024 at 14:13

    szacun za tekst Shellu bardzo dobry artykuł

Odpowiedz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Felietony Piłka nożna

Balon de GieKS’or

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Tak, tak, Shellu wrócił do działalności redakcyjnej rok temu i faktom nie da się zaprzeczyć. Mianowicie od tego czasu byłem na 17 meczach wyjazdowych. Bilans: 3-1-13. Z różnych powodów nie zawitałem na czterech meczach w delegacji. Bilans: 3-0-1. Niech to szlag!

Miejmy więc te heheszki, że Shellu przynosi pecha za sobą. Pośmialiśmy się, fajnie. Teraz przejdźmy do rzeczy poważnych.

To co oglądamy w tym sezonie na wyjeździe, to co widzieliśmy wczoraj w Gdańsku, to jest jakiś jeden wielki koszmar. W zasadzie nawet nie wiem, co pisać, bo jestem zażenowany. Przede wszystkim dysproporcją pomiędzy meczami u siebie i na wyjeździe. Dysproporcja, w której GieKSa u siebie od przerwy meczu z Zagłębiem walczy, gra agresywnie, zmiata tego przeciwnika i nawet jeśli pojawiają się błędy w defensywie, to nadrabiamy grą ofensywną i strzelanymi bramkami. Na wyjazdach nie ma ani ofensywy, ani defensywny. Jest jedno wielkie nic.

Mecz z Lechią został oddany. Nie mam na myśli, że bez walki, choć tej determinacji mogło być zdecydowanie więcej. Ale został oddany bez jakichkolwiek atutów piłkarskich. Był to absolutnie beznadziejny mecz, który jakby potrwał drugie 90 minut, to GKS i tak by bramki nie strzelił. Nie da się strzelić gola, gdy nie potrafi się stworzyć dogodnej sytuacji do zdobycia bramki. Bramkarz Lechii Paulsen został zatrudniony w zasadzie tylko przy strzale dystansu Nowaka. I kilka razy wyłapał, względnie wypiąstkował piłkę po bardzo słabych dośrodkowaniach. Najlepszą akcję katowiczanie przeprowadzili wtedy, gdy Galan wypuścił Nowaka, ten zrobił zwód i uderzał, ale został zablokowany. Poza tym – nie było nic.

Strasznie się na to patrzyło. Na pierwszą połowę nasz zespół nie dojechał w ogóle. Tam to nawet i tej determinacji nie było widocznej. I myślę, że raz na zawsze warto między bajki z mchu i paproci włożyć krążące w piłce historię o tym, jak to jest ciężko, gdy gra się co trzy dni. Tym razem bowiem były dwa tygodnie przerwy i w żaden sposób nie wpłynęło to pozytywnie na zespół. Katowiczanie byli ospali, bez pomysłu, bez widocznej chęci przyciśnięcia przeciwnika.

Zawsze na meczach posiłkuję się transmisją z Canal+, czy to odpalając na laptopie i oglądając powtórki, czy zapuszczając żurawia w monitory komentatorów stacji, tym razem Bartosza Glenia i Michała Żyro (na monitorach zawsze jest od razu, nie trzeba czekać „poślizgu”). Gdy około 36. minut zobaczyłem, że GKS nie oddał nawet jednego strzałów, choćby niecelnego, nie mogłem uwierzyć. Oto gramy z najsłabszą obroną w lidze, której Zagłębie Leszka Ojrzyńskiego potrafi wklupać sześć bramek, a my nie potrafimy choćby postraszyć bramkarza gospodarzy. Po prostu koszmar. Na koniec połowy był już jeden celny strzał o xG… 0,01. Ja bym to jeszcze na części tysięczne rozłożył, żeby zobaczyć, czy nie było to 0,001. Natomiast sytuację, w której Galan zagrał – co by nie mówić – kapitalną piłkę do Wasyla, a Wasyl zamiast albo przyjąć i strzelić, albo poczekać, albo zrobić cokolwiek innego, odgrywał z pierwszej do tyłu, do nikogo, zakwalifikowałbym jako ujemne xG. No, po prostu tak nie można.

Mimo wszystko coś tam w końcówce pierwszej połowy leciutko zaczęło się dziać i dawało to jakąś nadzieję na grę po przerwie. I rzeczywiście, GKS miał dużo więcej posiadania piłki w drugiej części gry. Z 52-48 dla Lechii w pierwszej połowie, cały mecz skończyliśmy z bilansem 58-42 na korzyść GKS, czyli po przerwie GKS musiał mieć piłkę przez 68 procent czasu. I choć na koniec meczu to xG było już na poziomie 0,76, to nadal bardzo słabo. Nie mieliśmy groźnych sytuacji.

Zapytałem trenera na konferencji o kwestię braku prostoty w grze, tylko zbyt dużego kombinowania. Trener zaprzeczył mówiąc, że w tym spotkaniu było być może najwięcej dośrodkowań w całym sezonie, bo około czterdziestu i chodzi o jakość. Nie doprecyzowałem, więc doprecyzuję teraz – bardziej chodzi mi o sytuacje, w których naprawdę można już próbować oddać strzał, czy może nawet trochę popróbować zrobić coś na aferę, jakieś zamieszanie itd. A my kombinujemy, tak jak wspomniany Wasyl, tak jak Bartek Nowak w jednej sytuacji, gdzie się wygonił i został zablokowany. Kilka takich sytuacji by się jeszcze znalazło. Natomiast faktem jest, tak jak stwierdził szkoleniowiec, że chodzi też o samą jakość dośrodkowań, a ta była bardzo słaba. Nawet komentatorzy określili centry GieKSy jako „baloniaste”. Golkiper gospodarzy nie miał z reguły z nimi problemów, a jak kilka razy nasi zawodnicy doszli do główki, to po prostu odbili piłkę gdzieś do góry czy nie wiadomo gdzie. Zagrożenia żadnego. Po francusku i hiszpańsku piłka to „balon”. Piłkarze GKS za bardzo chyba wzięli sobie to do serca.

Piszę o tej aferce, bo GKS potrafi taką grać. Ja wiem, że Jacek Gmoch kiedyś chciał zmatematyzować piłkę i dziś wielu szkoleniowców to robi – to znaczy chcą jak najmniej pozostawić przypadkowi. I ja to rozumiem. Natomiast wydaje się, że potrzebny jest w tym wszystkim balans, po ostatecznie piłka to taki kulisty przedmiot, który w dużej prędkości zachowuje się nieprzewidywalnie, gdy napotka na przeszkodę taką, czy owaką – tu się odbije, tu podskoczy, tu zakręci i po prostu trzeba mieć refleks i dołożyć nogę. Przecież strzelaliśmy takie bramki – Marten Kuusk w poprzednim sezonie z Cracovią czy Lukas Klemenz niedawno z Arką. Więc i to GKS potrafi.

Jeśli miałbym wyróżnić jakiegokolwiek zawodnika w tym meczu, to pewnie postawiłbym na Galana, choć widząc po opiniach kibiców, moglibyśmy się w tych opiniach rozminąć. Ale Borja coś tam próbował i zagrał dwie bardzo dobre piłki w pole karne. Poza tym mizeria i raczej kilku bohaterów negatywnych.

Trener pokombinował ze składem, więc mogliśmy obejrzeć zaskakujące zestawienie. Jak przyznał na konferencji, zmasakrowani po wyjazdach na reprezentacje byli Kuusk i Kowalczyk. Tego pierwszego zabrakło nawet na ławce, Mateusz wszedł w drugiej połowie. I okej, może podróż z Armenii, może kadra, ale kurka wodna, tak przegrać pojedynek biegowy z Meną, który grał od początku. Nie godzi się.

I znów ta cholerna bramka w końcówce. Znów zapytam – ileż można? I mam gdzieś, że to kontra wynikająca z odkrycia się. Bramka to bramka. Z jednej strony nie pozwalamy Kudle polecieć w pole karne przeciwnika w 107. minucie meczu, z drugiej dajemy sobie w taki sposób wbić bramkę. W siódmym meczu z rzędu tracimy gola w końcówce połowy. W tym sezonie to już dziesięć (!) takich goli. A w ostatnich szesnastu meczach – szesnaście!

A’propos Camilo Meny – po meczu, gdy wychodziliśmy ze stadionu, wychodził też Kolumbijczyk, więc stwierdziłem, że to idealna okazja podziękować mu za gola z Arką Gdynia, który dał naszemu klubowi możliwość walki o awans do ekstraklasy w maju rok temu. Co uczyniłem. Camilo był zdziwiony, dlaczego jakiś gość dziękuje mu za tego akurat gola, gdy przecież przed chwilą strzelił. Ale wyjaśniłem mu wszystko, tak więc w imieniu kibiców GieKSy osobiste podziękowania zostały złożone. Dzięki Camilo!

Wracając do składu. W miejsce Kuuska na boisku pojawił się po raz pierwszy od wielu miesięcy Grzegorz Rogala. Kibice łapali się za głowy, ale myślałem sobie – dajmy mu szansę. Po meczu mam taką myśl, która by mi jeszcze niedawno do głowy nie przyszła… królestwo za Klemenza! Rozumiem brak ogrania, ale na Boga – czy to przeszkadza w tym, żeby prosto i mocno kopnąć piłkę? Zawodnik udzielał się w ofensywie, ale kopał tak, jakby to była piłka lekarska, względnie nie jadł śniadania, ni obiadu. I po takiej dwukrotnej próbie kopnięcia piłki, została ona wybita i padła pierwsza bramka.

No i z bólem serca muszę też powiedzieć, że Dawid Kudła w tym sezonie nie pomaga. Absolutnie. Nie wybronił żadnego meczu, nie jest pewnym punktem, a ta bramka obciąża go strasznie. To nie jest zły bramkarz, ale jeśli nie poprawi się w najbliższym czasie, to nie zdziwię się, jeśli trener postawi na Rafała Strączka. W pucharowym meczu z Wisłą na pewno. Ale też w lidze. Mimo wszystko jestem fanem Dawida i mam nadzieję, że się ogarnie i wróci do formy z poprzedniego sezonu.

Zagrali Milewski i Bosch, i z ich gry nic kompletnie nie wynikało. Sebastian generalnie niewiele wnosi do zespołu, jedynie raz na jakiś czas zagra dobry mecz. Jesse na razie wystąpił w Zabrzu i w Gdańsku i na razie cienizna totalna.

Adam Zrelak niewidzialny, podobnie jak Ilja Szkurin, który wszedł w drugiej połowie, choć Białorusin wypadł minimalnie lepiej niż Słowak, coś tam próbował powalczyć. Ale bez efektu.

Wprowadzony na boisko w drugiej połowie Adrian Błąd też już młodszy nie będzie. Z całym szacunkiem – także za poprzedni sezon, gdzie dawał radę, w tym zawodnik już piłkarsko po prostu nie pomaga. Kompletnie.

Reszta nie dała po prostu nic dobrego zespołowi i jako całość, zagraliśmy po prostu ultra beznadziejne zawody. Wiadomo też, że była przerwa z powodu zadymienia, ale psychologicznie, gdy sędzia pokazał doliczonych 16 minut, to powinniśmy natrzeć na tego rywala i po prostu go stłamsić. I trochę tej aferki zrobić, tak jak Wszołek z Jędzą zrobili nam w Warszawie. Oczywiście jakościowo – z idealną centrą i strzałem.

0-0-4, bramki 1:11. Bilans na wyjazdach tragiczny. Problem w tym, że ten bilans jest adekwatny do gry. W Łodzi było po prostu słabo, na Legii całkiem nieźle, za to na Górniku i Lechii totalnie beznadziejnie i dramatycznie. Jeśli trener chciał coś zmienić na wyjazdach, to na razie efektów nie ma. Jest tak samo źle jak było. Natomiast swoją drogą piłkarze muszą się ogarnąć, bo to naprawdę niemożliwe, że u siebie można, a na wyjeździe nie można. Nie wiem, może mówcie sobie do lustra przed wyjazdami: „O, ale fajnie, znów gramy na Nowej Bukowej, znów gramy na Arenie Katowice”. Taką mini ściemkę róbcie, żeby wydawało wam się, że gracie u siebie. Nie wiem.

W każdym razie znów robi się nieciekawie. My przegrywamy bezdyskusyjnie z Lechią, a takie Zagłębie jedzie do Poznania i wygrywa. Musimy jak ognia pilnować tej bezpiecznej strefy. A łatwo przecież nie będzie, bo zaraz czeka nas mecz z obecnie drugą i pierwszą drużyną w tabeli. Jeśli nie wygramy choćby jednego z tych dwóch meczów – będzie gorąco.

Niezależnie od tego i tej całej krytyki – będę powtarzał – wspieramy! Będę powtarzał, że ta drużyna zasłużyła już nieraz na to, by ją wspierać w trudnym momencie. Dali nam ekstraklasę, to teraz zróbmy wszystko – także my, jako kibice – żeby tę ekstraklasę utrzymać. Wszyscy na Cracovię!

Kontynuuj czytanie

Felietony Piłka nożna

Powaga drużyny zachowana

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Po emocjach – dodajmy bardzo pozytywnych – związanych z meczami reprezentacji, czas wrócić do ligowej piłki. Oj działo się, działo, mimo że to tylko dwa tygodnie. Najmniej w tym wszystkim istotnym był chyba mecz z Górnikiem Zabrze, sparingowy Śląski Klasyk, który GKS Katowice wygrał w samej końcówce 2:1. Bohaterem spotkania – o ile w ogóle określenie „bohater” pasuje (nie pasuje) do meczu kontrolnego, był zawodnik, którego w GieKSie już nie ma. Aleksandrowi Buksie skrócono wypożyczenie z Górnika i zawodnik poszedł dalej – do Polonii Warszawa. Nie pierwszy i nie ostatni raz okazało się, że to, co mówią kibice o piłkarzu – opierając się na swoich obserwacjach i opiniach – materializuje się w związku z danym zawodnikiem. Od początku wiedzieliśmy, że Olek to „odrzut” z Górnika, a nie realne wzmocnienie i raczej nic z tego nie będzie. To nic personalnego do zawodnika. Po prostu są piłkarze, którzy tym realnym wzmocnieniem są (później się sprawdzają lub zawodzą), a są tacy, gdzie jakaś metamorfoza na plus rozpatrywana jest raczej w kategorii wielkiego zaskoczenia.

Pojawiły się jednak też solidne wzmocnienia, przynajmniej tak się wydaje. Emana Markovića widziałem podczas meczu z Górnikiem i zaprezentował się bardzo przyzwoicie, strzelił bramkę, był aktywny. Cały czas czekamy na wejście do składu Jesse Boscha, który co prawda w GKS już zadebiutował, ale jeszcze nie wywarł żadnego piętna na grze zespołu. No i transfer niemal last minute – Ilja Szkurin i to wydaje się być wyjściowo kapitalne wzmocnienie. Co prawda w Legii zawodnik zawiódł i tam się go pozbyli – uważam zbyt pochopnie – ale przecież w Stali Mielec ten piłkarz wiązał krawaty. Choć marnował w warszawskim klubie sytuacje na potęgę (także w meczu w Katowicach), to przecież trafiał do siatki w finale Pucharu Polski, w superpucharze, na Nowej Bukowej mimo wszystko również, kiedy to aż uklęknął i schował twarz w dłoniach z ulgi po odblokowaniu i celebrował tym swoją radość.

Doszło też do jednego oczywistego wzmocnienia, które jest sytuacją nieoczywistą. Mianowicie, do GKS… nie trafił Tymoteusz Puchacz. Większości kibiców spadł kamień z serca. Nie wiemy, co do głowy przyszło trenerowi, że chciał mieć w drużynie tego hm… celebrytę. Można mówić o ambicji tego chłopaka, walorach czysto piłkarskich i na siłę unikać jak ognia tego, co sobą prezentuje… generalnie. Człowiek, który swoją „karierę” zbudował na farmazonie i JBL-ach, bo tak naprawdę nigdy się nie wyróżniał niczym poza szybkością. Wielu było w światowej piłce piłkarzy, którzy wydawali się wielkimi odkryciami, bo robili te efektowne sprinty. Tyle, że później okazywało się, że gdy przeciwnicy ich przeczytali, poza szybkością nie mieli nic do zaoferowania.

GieKSa potrzebuje piłkarzy, którzy są poważni i poważnie podchodzą do tego wszystkiego. Trzeba patrzeć na konteksty. To, że Afrykanie przyjeżdżają na Mundialu na mecze i wchodzą na stadion tańcząc i śpiewając to zupełnie inny kulturowo schemat niż w Europie. I tam to pasuje. Tutaj nie. Jeśli jeden piłkarz będzie traktował ten sport tylko jako głównie zabawę i taką czystą radość z życia, to w naszej kulturze to po prostu będzie wyraz braku profesjonalizmu. Nie będzie to „dostrojone” do całości. Nie zrozumcie mnie źle – nie mówię, że piłkarze mają się nie cieszyć z uprawiania tego sportu, nie czerpać radości z gry, ze zwycięstw, z tego, że być może mają najlepszą pracę świata. Mają się cieszyć, jak najbardziej. Tylko jest różnica pomiędzy tym cieszeniem się i utrzymywanie profesjonalizmu – nie tylko na boisku, ale także poza nim – a zwykłym… pajacowaniem.

Byli tacy pajacujący piłkarze, którzy dobrze się zapowiadali, mieli piłkarsko papiery może nawet na Złotą Piłkę, a skończyli na peryferiach futbolu. Pierwszy do głowy przychodzi taki Mario Balotelli, który przecież talent miał wybitny, ale rozmienił go na drobne swoimi głupotami typu puszczanie fajerwerków w łazience czy wjeżdżanie na teren więzienia dla kobiet.

Może Puszka aż tak spektakularnych ekscesów nie miał, ale te różne celebryckie historie z Julią Wieniawą, wypisywanie do Dody na Instagramie czy jakieś akcje z tym Slow Speedem, czy ja tak się zwie ten osioł (WTF?) to po prostu taka błazenada, że nie przystoi to piłkarzowi czy kandydatowi na piłkarza GieKSy. Wystarczy spojrzeć na takiego Arka Jędrycha, normalny spokojny facet i jako kapitan wzór. I zestawcie go w drużynie z Puszkinem… aaaaa, szkoda gadać. A dziw, że kiedyś grali razem.

W czasach, kiedy jeszcze nie gryzłem się w język (teraz jestem kilka lat dojrzalszy) napisałem zaraz po meczu z Bytovią:

Więc spadaj sobie Puczi „zapierdalać tak jak Kante” do Poznania, bo ostatnio pogwiazdorzyłeś i jeśli nie opanujesz sodówki, to nici z kariery.

Cóż… Przez te sześć lat na farmazonie wycisnął maxa. Szacun. To też jest umiejętność. Ale prawda gwiazdorzenia prędzej czy później wychodzi.

Puchacz był jedną z twarzy spadku do drugiej ligi. Ktoś powie, że Arkadiusz Jędrych i Adrian Błąd też byli. No byli – i nawet sam miałem zdanie, że z tymi zawodnikami wiele nie osiągniemy i powinni odejść. Ale zostali w GieKSie przez tyle lat i awansowali – do pierwszej ligi i do ekstraklasy. I jakkolwiek dalej uważam, że od czasu, kiedy na GieKSie się udzielam, czyli przez te 20 lat większość moich przewidywań się sprawdzała, to tutaj akurat nie. Co do Arka i Adriana mogę powiedzieć jedynie – sorry panowie, pomyliłem się.

Nie sądzę, że cokolwiek takiego mogłoby się przydarzyć przy Tymoteuszu. Choć mimo wszystko mu tego życzę, bo ciągle chłopak jest młody, ma 26 lat i jeśli rzeczywiście by się ogarnął, to coś jeszcze może w tę piłkę pograć. Nie na najwyższym poziomie, ale jakiś klub z ekstraklasy może go przygarnąć.

Podsumowując więc – bo już dajmy spokój Puchaczowi – to naprawdę świetna wiadomość, że do nas nie trafił. Nie wiem, co tam się podziało, czy GieKSę wyd… wymanewrował, ale sama ta historia z wysypaniem się jego transferu przecież do niego bardzo pasuje. Niech się kopie po czołach z Azerami, krzyżyk na drogę i obyśmy już nigdy więcej nie mieli pomysłów ściągania takich „gwiazdorów” do naszego klubu. Bądźmy poważni.

Napisałem wcześniej, że mecz z Górnikiem, sparing sparingiem… Niestety wydarzyła się rzecz, której najmniej byśmy chcieli. Aleksander Paluszek zerwał więzadła w kolanie i na wiele miesięcy z jego gry będą nici. Jak to dobrze ktoś napisał – szkoda, że zagrał z Radomiakiem, bo tylko narobił nadziei… To prawda, debiut zawodnika w katowickich barwach był bardzo obiecujący. Nie pozostaje nic innego, jak trzymać kciuki za zawodnika i życzyć szybkiego powrotu do zdrowia.

Niestety w związku z tym skomplikowała się nasza sytuacja w obronie. Nie pozyskaliśmy dodatkowego obrońcy i GieKSa będzie musiała rzeźbić w tym, co ma. Póki co nasza defensywa nie spisuje się dobrze w lidze, tracimy mnóstwo bramek, a ostatni mecz na zero z tyłu rozegraliśmy prawie pięć miesięcy temu. Jeśli chcemy się utrzymać i punktować w lidze, ten aspekt musi być poprawiony. Nie zawsze bowiem będziemy strzelać cztery gole, jak z Arką, i trzy – jak z Radomiakiem. Tak więc Arek Jędrych, Marten Kuusk, Lukas Klemenz i Alan Czerwiński będą musieli wziąć tę odpowiedzialność i praktycznie w tym kwartecie zamykają się nasze możliwości. Problem się pojawi, gdy przyjdą kartki czy nawet drobne urazy. Choć Bartek Jaroszek to fajny chłop, ratowanie się nim będzie aktem desperacji. Ale pozdro Bartek 😉

Jutro czeka nas starcie z Lechią Gdańsk. Wyjazdy, ach te nieszczęsne wyjazdy. Mamy z nimi potężny problem i to nie od dziś. Choć w tym roku katowiczanie wygrali przecież w Częstochowie, Wrocławiu czy Gdańsku właśnie, to seria czterech porażek z rzędu na wiosnę czy trzech w obecnym sezonie jest niepokojąca. Dodatkowo przyglądając się tym spotkaniom – w większości GKS nie miał czego szukać. Patrząc jeszcze na wiosnę, najlepszy był mecz z Motorem, ale pozostałe przegrane to była lipa. Teraz bardzo słabe występy w Łodzi i Zabrzu, niezły w Warszawie. To za mało. Trener na konferencji po Górniku mówił o tym, że możliwa jest jakaś zmiana, jeśli chodzi o delegacje. Na czym będzie ona polegać – zobaczymy.

Nadal wielkim problemem są też bramki tracące w końcówkach połów. Od tych pięciu miesięcy w dwunastu meczach GKS stracił trzynaście bramek w ostatnich pięciu minutach pierwszej lub drugiej połowy. I z Radomiakiem tak było, a gdyby sędzia uznał gola w końcówce meczu – mielibyśmy tego jeszcze więcej. Fatalna statystyka i ja naprawdę łapię się na tym, że marzę, żebyśmy w pierwszej połowie dociągnęli choćby do 0:0. W obecnym sezonie udało się to tylko raz – w pierwszej kolejce.

Lechia to nie będzie łatwy przeciwnik, ale nie jest to rywal nie do ogrania. Co prawda słynął z tego, że strzelał i tracił mnóstwo bramek, ale ostatnio się to trochę zmniejszyło. Bo ultrabezbarwnym i nudnym meczu Lechiści pokonali w derbach Arkę 1:0, a w Białymstoku przegrali 0:2. A wiemy, że wcześniej dostali oklep w Lubinie 2:6. Można więc tej ekipie strzelać bramki, zresztą GKS w ostatniej kolejce poprzedniego sezonu trafił w Gdańsku trzy razy, natomiast jak uruchomi się Bobcek z Wiunnykiem, to naprawdę trzeba się mieć na baczności i nasza obrona musi być zwarta i zwrotna.

Mecz z Radomiakiem był epicki. Pod kątem emocji to było jedno z najlepszych spotkań od wielu lat, niektórzy kibice musieli do siebie dochodzić po nim przez kilka dni. Dużo dało to jednak pozytywnej adrenaliny i nakręcania się na dalsze losy naszego zespołu.

Jednak kochani – Lechia jest dopiero jutro. Teraz i dzisiaj najważniejszy jest inny mecz GieKSy. Wszyscy o 18:00 trzymamy kciuki za dziewczyny w boju z Twente Enschede. Dajcie z siebie Dziołszki wszystko, żeby przed rewanżem mieć jak najlepszą sytuację wyjściową!

Kontynuuj czytanie

Piłka nożna

Ilja Szkurin w GieKSie!

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Ilja Szkurin został nowym zawodnikiem GKS Katowice. Napastnik będzie występować w klubie przez trzy kolejne sezony, a umowa zawiera opcję przedłużenia kontraktu. 26-letni Białorusin reprezentował do tej pory Legię Warszawa. 

Szkurin w przeszłości występował między innymi w CSKA Moskwa, Dynamo Kijów, Hapolel Petah Tikawa. Udane występy w tym ostatnim klubie zaowocowały transferem do Stali Mielec. W sezonie 2023/24 zdobył 16 bramek i został wicekrólem strzelców Ekstraklasy. W trakcie kolejnej kampanii, w lutym bieżącego roku, został kupiony przez Legię Warszawa. W ostatnim sezonie Ekstraklasy Szkurin wystąpił w 33 spotkaniach (20 w Stali Mielec i 13 w Legii Warszawa) i strzelił 7 bramek (odpowiednio: 5 i 2). Do tego dołożył dwa trafienia w Pucharze Polski dla Legii, w tym jedno w finale. W trwającym sezonie wystąpił w 9 meczach (3 Ekstraklasa, 4 Liga Europy, 1 Liga Konferencji i 1 Superpuchar Polski), w których zdobył jedną bramkę – w finale Superpucharu Polski, dając tym samym Legii kolejne trofeum. 

Życzymy powodzenia w naszych barwach!

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga