Dołącz do nas

Felietony Piłka nożna

Zwyciężył jako człowiek

Avatar photo

Opublikowany

dnia

W zawodzie trenera przywykło się mówić, że „jesteś tak dobry, jak twój ostatni mecz”. Pewnie jest w tym dużo racji, choć uproszczonej – bo można by to zdanie rozszerzyć na „jesteś tak dobry, jak twoja ostatnia runda”. Gdy dodamy do tego „łaska kibica na pstrym koniu jeździ” – mamy już całkiem solidny zestaw sentencji, które w efekcie wynoszą danego szkoleniowca pod niebiosa lub degradują go całkowicie.

Zazwyczaj jednak jest tak, że nawet jeśli konkretny trener ma przeciwko sobie rzesze kibiców, a wyniki nadal są złe, po prostu podaje się do dymisji lub odchodzi z klubu. Sytuacja się rozwiązuje, przychodzi nowa miotła, pojawiają się nowe nadzieje.

Trudno jednoznacznie powiedzieć, co powodowało, że włodarze GieKSy trzymali tak długo Rafała Góraka na stanowisku. Jak mawia klasyk – nie wiem, ale się domyślam. Nie chce mi się wierzyć aż tak bardzo w dalekowzroczność, bo tym, czym praktycznie zawsze kierują się decydenci – są wyniki. Tych w rundzie jesiennej nie było i możemy teraz wierzyć w bajki, że prezes widział potencjał w tej drużynie i nie można zmieniać trenera. Czy to ten argument czy sternik GKS nie miał nikogo „lepszego” czy po prostu była to kwestia niechęci do konieczności wypłacenia odprawy – tego na sto procent nie wiemy. Ale na dziewięćdziesiąt dziewięć już tak.

Z całą pewnością wiemy za to, jak było w szorstkiej relacji szkoleniowca i kibiców. Choć niechęć do Rafała Góraka narastała stopniowo i już w zeszłym sezonie sympatycy GKS dawali zdecydowany wyraz swojemu niezadowoleniu – trener pozostał na stanowisku. W jakiejś mierze na chwilę pomogły zwycięskie derby z Ruchem Chorzów, ale potem mieliśmy ostatni mecz sezonu w Chojnicach, gdzie na rozluźnieniu i plażowaniu kibice dość jasno dawali do zrozumienia, że nie widzą przyszłości z tym trenerem.

Chyba dla wszystkich zaskakującym było, że Rafał Górak pozostał na stanowisku. Choćby z tego powodu wiele osób przekreśliło ten sezon już na starcie, uważając, że „wuefista” nie jest w stanie niczego sensownego dokonać, a awans jest zbyt wysokimi progami dla warsztatu i umiejętności Góraka.

Na szczęście nie przełożyło się to na wsparcie i doping dla zespołu podczas całego sezonu, ale ilość inwektyw, niechęci i nawoływania do „pakowania walizek”, których nasłuchał się trener zniechęciłaby niejednego do pracy w klubie.

Jednym z zarzutów do trenera było to, że trzyma się stołka za wszelką cenę, bo doskonale zdaje sobie sprawę, że na tym poziomie – w przypadku odejścia z GieKSy – szybko nie popracuje. Taka interpretacja tylko powodowała zwiększenie złości wśród kibiców. Dlatego czasem nawet po meczach, w których GKS zdobywał punkty, z trybun i tak padały niewybredne okrzyki.

Trener był „dociskany” i przez naszą redakcję na konferencjach pomeczowych, pytaniami o to, czy nie powinien podać się do dymisji, czy formuła prowadzenia przez niego zespołu już się nie wyczerpała. Padały niemalże żądania deklaracji dotyczącej awansu. Trener zbywał te pytania odpowiedziami, że ich nie rozumie, a deklaracji dotyczącej promocji do ekstraklasy nie złożył. Mówimy o sytuacjach, które miały miejsce nie tylko w zakończonym sezonie, ale także w jeszcze poprzednim. Trener zarówno z kibicami, jak i naszą stroną łatwego życia nie miał.

Stopniowo ta niechęć się zwiększała przeradzając się wręcz w coś, co można nazwać odrazą. O ile na trybunach kibice jeszcze jako tako trzymali pewien poziom – choć czasem szuderstwa była spore – to w internecie była to już jazda bez trzymanki i nawet jeśli piłkarze i trenerzy wielokrotnie lubili mówić, że nie czytają opinii na swój temat, to trudno uwierzyć, że pewne rzeczy – nawet pośrednio – do Góraka nie docierały.

W opozycji kibice dawali choćby przykład zeszłorocznego awansu Ruchu Chorzów i postawy Jarosława Skrobacza, niegdysiejszego asystenta Rafała Góraka. W Chorzowie jasno i konkretnie mówiono o awansie i w sposób pewny ten awans rok temu Niebiescy wywalczyli. A u nas? Wicie się, niczym w gorącej wodzie, gdy tylko padało „przerażające” słowo „awans”.

Były takie momenty, w których trener na konferencji wyglądał na załamanego. Czasem może i postawą drużyny, ale czasem po prostu całą otoczką wynikającą z nagromadzonej u kibiców wieloletniej frustracji, w wyniku której wszystko ogniskowało się na nim. Na jednej z konferencji przyznał, że jest to najtrudniejszy okres w jego życiu – nie tylko zawodowym, ale całościowo.

Jesień zakończonego sezonu nie pomagała. Choć GKS zanotował w jej początkowej fazie serię sześciu meczów bez porażki, potrafił też w bardzo efektowny sposób wygrać z Wisłą Płock czy Resovią – niedługo przyszło kolejne załamanie formy i wyników. Znów drużyna rozbudziła apetyt kibiców po to, by potem nie wygrać ośmiu meczów z rzędu plus ponieść klęskę w Pucharze Polski. Frustracja sięgała zenitu, bo nawet jak było dobrze, to było źle – stracone dwubramkowe prowadzenie w Rzeszowie czy porażka w Krakowie po dwóch golach Wisły w doliczonym czasie gry. Wydawało się, że notowania trenera u kibiców są tak fatalne, że nie da się już tego odwrócić. GieKSa skończyła rundę na jedenastym miejscu, czyli można było powiedzieć, że w Katowicach było chujowo, ale stabilnie lub raczej… stabilnie, czyli chujowo.

Żeby było jeszcze gorzej, spotkanie prezesa Krzysztofa Nowaka z kibicami i niektóre wypowiedzi sternika GieKSy trener określił jako policzek wymierzony w niego i drużynę. Prezes mówił kibicom, żeby wytrzymali jeszcze pół roku, czyli do końca kontraktu – dając do zrozumienia, że opcja pożegnania się jest bardzo realna. Można powiedzieć, że wszystko sprzysięgło się przeciw trenerowi. Wyniki, kibice, a teraz nawet prezes.

W tej atmosferze zespół przygotowywał się do rundy wiosennej. Co w niej się działo – wszyscy wiemy. GieKSa wygrała z Miedzią, przegrała z Wisłą Płock, a potem zanotowała sześć zwycięstw z rzędu. Przecieraliśmy oczy ze zdumienia widząc, jak GKS bije rekordy seryjnych wygranych, nie pozostawiając rywalom żadnych złudzeń. Przestaliśmy tracić bramki, zaczęliśmy je w bardzo dużej liczbie zdobywać. Zespół znacząco poprawił swoją pozycję w tabeli oraz nastroje kibiców. Do tego stopnia, że z przegranego sezonu nieśmiało zaczęliśmy myśleć o barażach. Komplet publiczności na meczu z Lechią pokazywał, jak wielki w Katowicach jest głód sukcesu. Złość i niechęć do Rafała Góraka przycichła. Kibice cieszyli się z wygranych i zaczęli znów mieć nadzieję. Nawet mając z tyłu głowy, że w poprzednich sezonach i tak na finiszu była ona zawodzona.

I gdy wydawało się, że opinie na temat szkoleniowca już na dobre się poprawią – choć nie w stronę entuzjastycznych, a na razie po prostu neutralnych – przyszła zadyszka i w trzech kolejnych meczach zespół nie wygrał. Porażka z Odrą, słaby mecz z Łęczną i utrata zwycięstwa w końcówce w Niecieczy znów spowodowała wylew niepohamowanej krytyki. Trwała ona i w trakcie meczu z Polonią Warszawa. GKS w spektakularny sposób wygrał w końcówce, ale wiele osób miało w pamięci obraz gry i nie mogło się powstrzymać przed dalszą krytyką opiekuna GieKSy.

To był tak naprawdę ostatni moment „jazdy” po trenerze. Potem zespół nie dał już ani jednego powodu, żeby ktokolwiek rzucał hasło o pakowaniu walizek. Przy seriach wygranych kibice – na razie żartobliwie – mówili raczej o rozpakowywaniu bagażu.

Ostatnie kolejki to było istne szaleństwo. Przed wspomnianym meczem na Konwiktorskiej katowiczanie mieli osiem punktów straty do Arki Gdynia – wówczas nikt w ogóle nie marzył o awansie bezpośrednim. Zajmowaliśmy czwarte miejsce z punktem zapasu w strefie barażowej, ale też zaledwie dwupunktową przewagą nad miejscem dziewiątym. Twardo trzeba było więc walczyć o to, by w ogóle się w tych barażach znaleźć.

Po Polonii GKS był nadal czwarty, a przewaga nad siódmym miejscem wynosiła dwa punkty.

Po Stali GKS wskoczył już na trzecie miejsce, nad siódmym mając już cztery punkty przewagi, a strata do Arki zmniejszyła się do sześciu oczek.

Baraże zdawały się na wyciągnięcie ręki, więc zaczęliśmy marzyć o utrzymaniu podium, co dawałoby możliwość grania dwóch spotkań play off u siebie.

Po wygranej z Tychami wirtualnie zbliżyliśmy się do Arki na trzy punkty i tu już pojawiły się pewnie nieśmiałe myśli, że… a może? Gdynianie jednak wygrali z Zagłębiem i znów była szóstka. Zeszliśmy na ziemię i dalej skupialiśmy się na barażu, chociaż kibice snuli pewien scenariusz, który przy korzystnych okolicznościach miał dać nam ekstazę. Górakiem się już nikt nie zajmował.

Kapitalne spotkanie z Wisłą zapewniło nam trzeci plac, a potem w niedzielny wieczór wszyscy z zapartym tchem oglądaliśmy derby Trójmiasta. Jakaż była euforia, gdy sędzia po analizie VAR nie podyktował rzutu karnego dla Arki w doliczonym czasie gry. Niesamowite. Za tydzień mieliśmy grać o awans.

Zapytany o to, czy będzie oglądał w telewizji pojedynek Lechii z Arką na konferencji prasowej po meczu z Wisłą trener powiedział, że nie będzie na żywo obserwował tego spotkania. Czy tak było w istocie? Nie wiemy. W którymś momencie szkoleniowiec jednak dowiedział się wyniku i musiał zdać sobie sprawę, że otworzyła się przed nim życiowa szansa. Szansa na odwrócenie… wszystkiego.

Najważniejszy mecz GieKSy na przestrzeni dwóch dekad. Na gorącym terenie, przy kapitalnej publiczności. Do awansu Arce wystarczał remis. Rafał Górak i jego drużyna wygrali ten mecz. Wygrali pewnie, dojrzale, nie pozostawiając żądnego pola do dyskusji, komu ten awans się należał.

Po meczu trybuny skandowały nazwisko Rafała Góraka. W Katowicach wszyscy wpadli w euforię, w wyniku spełnionego marzenia, tak wyczekanego, tak wyśnionego, a jednocześnie tak nierealistycznego patrząc na przebieg rundy jesiennej.

To co było udziałem trenera w tym sezonie, ale co miało początek już w poprzednim – jest gotowym scenariuszem nie tylko na film o sukcesie sportowym, o tym, że kogoś się skreśliło, a ten odniósł sukces. To byłoby zbyt banalne. To film o człowieku, który został zmieszany z błotem, był sam (ze swoją drużyną) przeciw wszystkim. I nie poddał się.

Ludzie mają różną odporność psychiczną, ale to nie oznacza, że taka opresja, bo tak można to nazwać, byłaby dla kogokolwiek obojętna. Dodam na marginesie, że nie wnikam w tym felietonie kompletnie w kwestie związane ze stanowiskiem takim czy innym trenera podczas konfliktu kibiców z Markiem Szczerbowskim. Nie wnikam, bo 99% wszystkich zdań „do” i „o” trenerze było związanych po prostu z postawą drużyny.

Żal było patrzeć na trenera stojącego w swoim boksie i bezradnie wysłuchującego, że kibice po prostu go tu nie chcą i mimo spędzenia tylu lat w klubie – jest tu postacią niemile widzianą. Jakkolwiek my kibice jesteśmy często w gorącej wodzie kąpani, obecna sytuacja każe się zastanowić, czy przypadkiem nie przekraczamy w swoich reakcjach pewnej granicy. To znaczy – my na pewno ją przekraczamy. Jak to napisał jeden z kibiców, ta cała historia jest nauką na temat człowieczeństwa.

Oczywiście to nie jest tak, że krytyka była bezpodstawna. Trener nieraz mówił (i mówi teraz), że wyniki na jesień były zdecydowanie gorsze niż gra. Nawet jeśli to prawda, to nasłuchaliśmy się od różnych trenerów podobnych tekstów, które wcześniej zawsze były mydleniem oczu, bo efekt końcowy był taki, że kończyliśmy sezony klęskami. Dlatego tak trudno było przekonać kibiców, że wszystko idzie w dobrą stronę. Jedyne, co mogło ich przekonać – to wyniki. Powstaje jednak pytanie o formę wyrażania swojego niezadowolenia.

To musiało być okrutne. A jednak Rafał Górak robił swoje i dodatkowo całą sytuację przetrwał z godnością. Nie poszedł na wojnę z kibicami, nie wdawał się w pyskówki, nie stracił panowania nad emocjami, choć kilkukrotnie wyglądał na konferencjach prasowych, że jest tego blisko. Oczywiście zdarzały się pojedyncze docinki typu „a GieKSa.pl dzisiaj nie ma pytań?” po wygranym meczu z Łęczną w jeszcze poprzednim sezonie, ale jeżeli to były jedyne formy odreagowania, to nadal jest to z reakcja z klasą.

Padały też zarzuty i przewidywania, że jak GKS awansuje do ekstraklasy, to ego Góraka rozsadzi stadion. Jak widać nic takiego się nie wydarzyło. Choć szkoleniowiec ma pełne prawo chować urazę i mógłby teraz powiedzieć w emocjach kilka słów „prawdy” – nie zrobił tego. Kolejny punkt do godności.

Trener obronił się w każdym aspekcie piłkarskim i ludzkim. W piłkarskim zrealizował powiedzenie, że o awansach się nie mówi, tylko się je robi. To, że nie zająknął się o walce o awans było totalnie irytujące. Ale ten awans solidną pracą wywalczył – i to jest lepsze niż mówienie. Kawał dobrej pracy.

Na marginesie – można teraz też spojrzeć na to, jak potoczyły się losy wspomnianego Ruchu Chorzów i trenera Skrobacza (którego osobiście bardzo cenię). I jak ta interpretacja zdecydowanego klubu idącego jak taran na awans przez chwilę miała rację bytu, a potem wszystko posypało się jak domek z kart.

Wielokrotnie wytykane było Górakowi zdanie o „uczeniu się ligi”. No ale jak się jej nauczył, to GieKSa rządziła i to inni mogli się od tego zespołu nabywać wiedzy. Jak grać do końca, jak utrzymywać dyscyplinę taktyczną, jak grać ładnie dla oka. Ta nauka naprawdę nie poszła w las i okazało się, że trener wiedział, co mówi, a GieKSa stała się profesorem w tej lidze.

Cała ta runda i awans to autorski projekt trenera, odpowiedni dobór ludzi w sztabie, piłkarzy i solidna, merytoryczna praca. I porządny plan. Taki, który pozwolił zniwelować straty z jesieni i na samym finiszu wychylić głowę do linii mety ułamek sekundy szybciej niż przeciwnik.

Trener wygrał jednak coś więcej niż awans do ekstraklasy. Wygrał przede wszystkim jako człowiek. Sposób w jaki przetrwał ten „najgorszy czas w życiu” godny jest prawdziwego szacunku. Nie odszedł, nie złamał się, nie porzucił projektu. Nawet jeśli zrealizował cytat, który sam wiele lat temu przytoczył, czyli „bądź najlepszy tam, gdzie cię nienawidzą”, to sposób w jaki to zrobił był najlepszym z możliwych. I my, jako kibice, tylko możemy na tym skorzystać.

Człowiek, którego odsądziliśmy od czci i wiary, dał nam tyle radości i powodów do wzruszeń i wylewania hektolitrów łez (a dla innych wlewania hektolitrów piwa). Awanse są różne. Ten można śmiało nazwać pomnikowym.

Trener już zdał egzamin z człowieczeństwa. Teraz czas na nas.

Shellu

PS Na koniec przypomnijmy wypowiedź trenera z portalu TVP Sport ze stycznia:

– Na pewno nie jest to strata, która sprawia, że już teraz można uznać sezon za skreślony. W piłce nożnej odrabiano już większe straty niż siedem punktów. Przed nami cała runda wiosenna, do której chcemy podejść jak najlepiej przygotowani. Widzę ogromne zaangażowanie drużyny i sztabu w czasie procesu treningowego. Każdy jest bardzo skoncentrowany na swojej pracy. To napawa mnie ogromnym optymizmem.

I niech to wystarczy.


9 komentarzy
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

9 komentarzy

  1. Avatar photo

    Afera

    30 maja 2024 at 11:32

    Trenerze gratulacje👏💪👏 teraz podbój GieKStraklasy powodzenia,a także szczere przeprosiny że zwątpiłem jak większość zimą.

  2. Avatar photo

    GREG

    30 maja 2024 at 21:22

    Pierwszy mecz w ekstraklasie i podziękowanie w ciągu I połowy, jak również oprawa powinna być dedykowana Rafałowi Górakowi. Bez względu na wszystko pozostałe!!! Ten CZŁOWIEK i NASZ TRENER, jak nikt inny na to zasłużył. PANIE TRENERZE – JESTEŚ WIELKI !!!!

  3. Avatar photo

    PołudnioweKce

    30 maja 2024 at 23:04

    Shellu zmartwychwstał 😉.Cudów ciąg dalszy..
    Bardzo dobry felieton. Gratulacje dla trenera, sztabu i piłkarzy. Myślę że teraz ta przysłowiowa ”głowa w lodówce” i nam się przyda. Cieszmy się tym co mamy ze spokojem i realnie patrząc w przeszłość. Tyle lat czekania już myślałem że nie zobacze meczu z Legią, Lechem itd. bo w przeszłości na takich byłem.
    To była Piękna niedziela.
    Ps. nam cichą satysfakcje że nie gnoiłem naszego trenera, nawet lekko go broniłem w rozmowach z kumplami bo miałem przekonanie że hamulcowym są władze miasta i nie chcą awansu dopóki nie powstanie nasz nowy dom. Jak widać coś jednak się zmieniło.. Całe Szczęście

    • Avatar photo

      Kato

      31 maja 2024 at 17:19

      Zielone światło po pięciolatce przy budowanym nowym stadionie zostało zapalone. Męczarni w wywiadach co tu powiedzieć nadszedł koniec i dobrze. Moje gratulacje całej społeczności Gieksy. zastanawiało mnie tylko czy pierwsza będzie przeprowadzka, czy awans.
      Wyszło że awans. Trenerowi należał się ten awans, teraz olbrzymie wyzwania przed nim. Czy sprosta temu zadaniu… zobaczymy.
      Powodzenia GKS KATOWICE!!!

      • Avatar photo

        Kato

        31 maja 2024 at 17:36

        Może doczekam jeszcze majstra! Większe szanse
        Dzięki!

  4. Avatar photo

    piv

    30 maja 2024 at 23:51

    Kawał dobrego tekstu Shellu! Tylko jak być 'mądrzejszym’ przed szkodą?

    • Avatar photo

      Kazik

      31 maja 2024 at 21:46

      Kiedyś spotkałem naszego Trenera na jakimś evencie gdzie robiłem foty, dodam tylko że wszyscy byliścmy wtedy na etapie „pakuj walizki” i tak z głupa zagadałem czy będzie awans? Trochę się uśmiechnął i powiedział tylko że kiedyś na pewno, ale jakoś wtedy nie dowierzałem…na szczęście w Gdyni udało mi się zagadać go jeszcze raz i podziękować. O dziwo pamiętał tamtą sytuacje:)
      Także Panie Rafale, jeszcze raz dziękuję!!!
      Ps. Shellu, fajne pióro

      • Avatar photo

        Fan

        31 maja 2024 at 23:44

        Panie Shellu. Tak jak Pan pisał trenerowi „pakuj walizki” to jakby Pan miał chociaż trochę honoru to Pan powinien teraz spakować walizki i oddać pióro. Drużyna piłki nożnej to nie jest fabryka czekolady tylko żywy twór. Jak się chce coś w życiu robić to trzeba się choć trochę na tym znać. Pozdrawiam SK1964. Tylko GieKSa🟡🟢⚫️

  5. Avatar photo

    FC Szombry

    31 maja 2024 at 14:13

    szacun za tekst Shellu bardzo dobry artykuł

Odpowiedz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Piłka nożna

Losowanie PP: Koncert życzeń GieKSa.pl

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Już jutro o godzinie 12:00 w siedzibie TVP Sport odbędzie się losowanie 1/8 finału Pucharu Polski. W stawce pozostało już tylko 16 drużyn: 10 ekip z ekstraklasy, 4 drużyny z I ligi, 1 z II ligi oraz 2 z III ligi. Postanowiliśmy podzielić się z Wami naszymi typami i marzeniami dotyczącymi rywala w nadchodzącej rundzie. A co przyniesie los? Zobaczymy już we wtorkowe południe.

Fonfara
Ciekawym pojedynkiem bez wątpienia byłby mecz z Polonią Bytom i możliwość spotkania Jakuba Araka, który właśnie w naszym klubie się przecież odblokował. Najgorszymi opcjami wydają się być Raków Częstochowa i Piast Gliwice, bowiem rywale o takim podejściu do piłki nożnej dodatkowo zabierają kibicom chęć przychodzenia na mecze w środku tygodnia.

Kosa
Na pewno chciałbym uniknąć (dokładnie w takiej kolejności): Górnika, Jagiellonii, Rakowa i Lecha. Z pozostałymi ekstraklasowiczami możemy zagrać, choć oczywiście preferowałbym wtedy domowe spotkanie.

Natomiast z pewnych wyjazdów, czyli wylosowania drużyn z niższych lig, to ciekawie wyglądałaby Avia (niedaleko, niska liga) oraz Polonia Bytom (lokalnie, dawno nie graliśmy). Wyjazdowicze nie obraziliby się zapewne także na Śląsk we Wrocławiu.

Ciekawostką jest to, że jeśli wylosujemy na wyjeździe Raków, Widzew, Jagiellonię lub Lechię, to… w 2025 roku zagralibyśmy aż trzy wyjazdowe spotkania z tymi rywalami.

Flifen
Najśmieszniej byłoby zagrać przeciwko Wiśle Kraków lub Pogoni Szczecin. W przypadku wygrania z jakimikolwiek kontrowersjami, z którymkolwiek z tych klubów, content na Twitterze Alexa Haditaghiego bądź Jarka Królewskiego byłby nieziemski. Natomiast pod względem poziomu sportowego i kibicowskiego dobrym losowaniem byłaby Polonia Bytom, która powinna być na spokojnie do ogrania, a i frekwencja w takim meczu nie powinna zawieść.

Misiek
Najbardziej chciałbym zagrać z Avią Świdnik lub Zawiszą Bydgoszcz lub Polonią Bytom, ponieważ to są stadiony, na których jeszcze nie byłem. Najbardziej nie chciałbym zagrać z Rakowem Częstochowa, ponieważ znów byłyby dwa mecze koło siebie w pucharze i w lidze, oraz nie widzi mi się wyjazd do Chojnic w środku tygodnia z powodu mało atrakcyjnego rywala i odległości.

Kazik
Z osobistych pobudek to Śląsk Wrocław, w zeszłym sezonie nie było mi dane tam pojechać, a teraz może się uda. Nie wiem, gdzie Polonia Bytom będzie grała ewentualnie ten mecz, ale jechać tam na ten orlik ze sztuczną trawą i granulatem niespecjalnie mi się uśmiecha… jeszcze Jakub Arak coś strzeli, a lubię go i nie chcę tego zmieniać 🙂

Marek
Przez tyle lat czekaliśmy na Puchar Polski jak na okno do Ekstraklasy z nadzieją, aby uchyliło się chociaż odrobinę i pozwoliło oddychać tym samym powietrzem co krajowa elita… Dzisiaj tuzy Ekstraklasy otwierają listę drużyn, z którymi nie chcemy grać na tym etapie. To najlepszy dowód na to, jaki skok wykonaliśmy przez ostatnie dwa lata: nomen omen lata świetlne! Z uwagi na zależności rodzinne (kuzyni z Dolnego Śląska kibicujący Śląskowi) najbardziej chciałbym trafić Śląsk na wyjeździe. U siebie zdążyliśmy zagrać i razem z kuzynami oglądaliśmy to „widowisko” na starej Bukowej. We Wrocławiu z uwagi na Święta nie mieliśmy szans się spotkać. Poza tym z uwagi na cykl „Okiem rywala” łapię kontakt z przedstawicielami innych klubów – z jednymi gorszy, z drugimi lepszy i czasem wbijamy sobie różne szpilki 😉 Tym kluczem chciałbym trafić na Widzew (pozdrawiam Michał) lub Koronę (piona Michał i marxokow). Górnik za to dopiero w finale, najlepiej na Śląskim, bo 3 maja córka ma komunię, więc logistyka byłaby łatwiejsza 😂 Rywali z niższych lig trochę się boję, z uwagi na stan boiska w grudniowe popołudnie, ale bytomski orlik powinien być wtedy jak najbardziej zdatny do użytku 😜 Tak czy inaczej, sam fakt, że w listopadzie rozmawiamy jeszcze o GieKSie w Pucharze Polski jest dla mnie powodem do uśmiechu. Czas na kolejny krok w stronę Narodowego.

Błażej
Przede wszystkim dla mnie zawsze liczy się awans, a będzie łatwiej o kolejną rundę, grając z niżej notowanym rywalem. By nie jeździć daleko, życzyłbym sobie Avię Świdnik. Polonia Bytom niby fajny rywal, ale chyba tylko jeśli mielibyśmy grać na Śląskim. Granie na Orliku w grudniu z rywalem, który dobrze się prezentuje, może nie być takie proste. Jak mamy grać z kimś z Ekstraklasy to najlepiej u siebie z Piastem. Widać po wywiadach, że trenerowi Górakowi zależy mocno by w tym roku grać w PP na wiosnę, pewnie taki cel postawili sobie przed drużyną i chcą go skutecznie realizować. Fajnie byłoby to zrealizować, bo granie na wiosnę w PP byłoby małą nowością dla nas.

Jaśka
Ja napiszę króciutko: wszyscy byle nie Górnik, mamy ostatnio złe wspomnienia z nimi odnośnie pucharu Polski.

Shellu
Na pewno nie chciałbym trafić na Wisłę Kraków. Nie dość, że mecz na wyjeździe, to jeszcze z piekielnie mocnym i rozpędzonym rywalem. Spokojnie – zmierzymy się z nimi w ekstraklasie. Zdecydowanie chciałbym też uniknąć Korony czy Górnika. Jeśli chodzi o zespoły z ekstraklasy, to nie pogardziłbym Widzewem, nawet jeśli byłby na wyjeździe. Musimy tę ekipę w końcu przełamać. Polonia Bytom i Śląsk Wrocław nie byłyby złe. Nie pogardziłbym także powrotem do Chojnic, z uwagi na ładnie położony stadion i dobre wspomnienia. A najbardziej kuriozalnym losowaniem będzie Raków na wyjeździe i dwa mecze przy Limanowskiego w grudniowym mrozie – na tym najzimniejszym stadionie w Polsce 😉

Kontynuuj czytanie

Felietony

I co, niedowiarki?

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Mam satysfakcję, nie powiem. Może to i małostkowe, bo stwierdzenie „a nie mówiłem?”, często dotyczy jakichś utarczek, sporów, w których jedna strona chce coś udowodnić drugiej. Często jednak ta chęć „żeby było po mojemu” dotyczy pokazania, że coś poszło źle (tak jak przewidywałem), że ktoś nie dał rady (tak jak mówiłem). Tutaj jest inaczej. Mam satysfakcję, że zaraz po meczu z Lechem Poznań, kiedy wielu kibiców zmieszało drużynę i trenera z błotem – napisałem felieton przypominający, w jakim jeszcze niedawno byliśmy miejscu, jakie mieliśmy kryzysy i z jakiego bagna udawało nam się wygrzebać. I że teraz nie należy odtrąbiać sportowego upadku GieKSy i desperacko nawoływać do zmiany trenera. Kazimierz Greń mówił kiedyś „ruda małpo, ja jeszcze żyję”. Widziałem nie światełko, a duże światło. Widziałem, że GieKSa w końcu zaczęła grać swoje w Płocku, a i mecz z Lechem był dobry, choć przegrany. I poszło.

Oczywiście po felietonie czytałem standardowe opinie, że nie można żyć przeszłością, nie ma nic za zasługi i tak dalej. Że Górak słaby i należy go zmienić.  Tyle, że ja nie pisałem o zasługach i obojętnym przechodzeniu obok porażek. Pisałem o tym, że ten trener, z tymi (niektórymi) zawodnikami był w kryzysie i potrafił z niego – nawet spektakularnie – wychodzić. I że słabszy początek sezonu, który i tak nie jest dramatyczny, bo jesteśmy „jedynie” na pograniczu strefy spadkowej, absolutnie nie jest momentem na zburzenie wszystkiego i drastyczne ruchy. Nie będę już przytaczał inwektyw w kierunku szkoleniowca i nazwijmy to – bezceremonialnego nawoływania, żeby opuścił nasz klub. Bo osoby, które wygłaszają takie tezy w taki sposób pokazują, że nie mają krzty szacunku. Nie wiem ile tych osób jest, bo mocno rozmija się to, co widzę na stadionie z tym, co w internecie. Może te moje artykuły są bezzasadne, bo może to są boty lub jakaś cyberwojna i podstawieni ludzie przez jakieś konkurujące kluby. Ale pisząc poważnie – skala tego, co w słabszym okresie GieKSy czytam w komentarzach i opiniach, jest porażająca. Na szczęście nie dotyczy to trybun.

O tym, że niektóre osoby są niereformowalne napiszę dalej. Większość kibiców bowiem się cieszy. Cieszy z tego, że od meczu z Lechem Poznań, GieKSa wskoczyła na jakieś niebywałe obroty i wygrała cztery kolejne mecze – trzy w lidze, jeden w Pucharze Polski. Jeśli chodzi o ekstraklasę to pierwszy taki wyczyn od 22 lat. W poprzednim, tak radosnym przecież sezonie, katowiczanom nie udało się triumfować w trzech kolejnych meczach. I tu dochodzimy do pewnych mitów, powielanych przez wielu. Te mity obowiązywały już na wiosnę, obowiązują i teraz.

Otóż utarło się, jaka to jesień zeszłego roku była wspaniała. Banda zakapiorów i tak dalej. GieKSa grająca z polotem, bezkompromisowo i bez kompleksów. I przede wszystkim – wygrywająca w bardzo dobrym stylu z Jagiellonią i Pogonią. I to wystarczyło by na koniec roku cieszyć się z 23 punktów. Na wiosnę pojawiły się narzekania na słabszą grę GKS, że to już nie jest taka postawa jak jesienią. Tymczasem GKS punktował na tyle solidnie, że do końca sezonu zapewnił sobie jeszcze 26 oczek i to w mniejszej liczbie spotkań, bo przecież jesienią jedno było awansem. Szybkie utrzymanie na pięć kolejek przed końcem. Ale nie – trzeba było ponarzekać, że jest słabiej.

Od początku obecnego sezonu niepokoiliśmy się o nasz zespół. GieKSa punktowała bardzo słabo i po czterech kolejkach miała na koncie tylko jeden remis u siebie z Zagłębiem. Media i wszelkiej maści specjaliści ochrzciły nas głównym kandydatem do spadku. Uwierzyli też w to chyba niektórzy kibice. Będzie ciężko wygrać choćby jeden mecz i tak dalej, bo w ogóle zobaczcie na ten świetny Radomiak. Potem było nieco lepiej i nawet katowiczanie wygrali z Arką czy tymże Radomiakiem, ale na wyjazdach nasz zespół nadal grał fatalnie i przegrał cztery mecze. To jednak ciągle powodowało zaledwie balansowanie na granicy bezpiecznej strefy i dopiero w którymś momencie GKS znalazł się pod kreską. Nie poprawiło na długo nastrojów zwycięstwo w Pucharze Polski z Wisłą Płock (może dlatego, że tak mało ludzi to widziało) i remis z płocczanami. Po porażce z Lechem wiadro pomyj się wylało.

Minęły trzy kolejki. I teraz – po czternastej serii gier i tej kapitalnej… serii – warto odnotować, że GKS Katowice ma o jeden punkt więcej niż w analogicznym momencie poprzedniego sezonu! Tak – już byliśmy wówczas i po wspomnianych triumfach z Jagą i Portowcami, byliśmy również po rozgromieniu Puszczy 6:0. I nadal mieliśmy punkt mniej niż teraz. Więc ja się pytam – do czego my porównujemy i dlaczego mityzujemy poprzednią jesień. Tak – była pełna emocji i kapitalnych wrażeń. Ale patrzmy przede wszystkim na matematykę. I w żadnym wypadku nie chodzi mi o to, by teraz tamten okres zdewaluować. Chodzi o to, by się teraz otrząsnąć i spojrzeć na obecną sytuację bardziej rzetelnie. A wygląda to tak, że na początku sezonu było fatalnie, potem trochę lepiej, ale nadal źle, w końcu pojawiły się nadzieję na lepsze jutro w grze, choć jeszcze niekoniecznie w wynikach. Ale te też przyszły i wystarczyły dwa tygodnie od Motoru do Niecieczy, aby obecną sytuacją prześcignąć punktowo tamtą jesień. I dodać bonus w postaci Pucharu Polski.

Na całokształt wpływają poszczególne mecze, jak i cała runda. Ale wpływają także serie. I tak się składa, że rok temu w tym momencie byliśmy po remisie ze słabym Śląskiem oraz porażkach z Legią i Koroną Kielce, do tego po wtopie z Unią Skierniewice. To był najgorszy moment rundy, a pewnie i całego sezonu. Teraz wydaje się – miejmy nadzieję – że najgorszy punktowo okres mieliśmy we wrześniu. Ale te składowe rok temu i teraz sumują się na lekki plus obecnego sezonu. Oczywiście jest to dynamiczne – bo za kolejkę może się ten bilans zmienić. Rok temu w piętnastej serii wygraliśmy z Cracovią. Teraz gramy z Piastem.

Jednak wczoraj – o zgrozo – zobaczyłem kolejne komentarze. Halloween ma swoje przerażające prawa. I tu mi ręce i witki opadły już zupełnie. Może byłem naiwny, ale chyba jednak łudziłem się, że niektórych da się zadowolić. W trakcie meczu w Niecieczy, po pierwszej połowie, widziałem kolejne lamenty, jak to GKS nie ma pomysłu na grę i dał się zdominować. Boże… po trzech zwycięskich meczach, przy prowadzeniu do przerwy na wyjeździe z bezpośrednim rywalem do utrzymania, jeden czy drugi płacze w necie, że GKS dał się zdominować Termalice. Pamiętajcie panowie piłkarze i trenerzy – nie możecie się nisko bronić. Musicie ciągle bez ustanku atakować, być na połowie rywala, najlepiej mieć posiadanie piłki w okolicach 80 procent. Wtedy kibic GKS będzie zadowolony. A jeśli taka Termalica nas przyatakuje – bijmy na alarm. To nic, że niecieczanie mieli na tyle niewiele jakości, że jakoś szczególnie nie zagrozili bramce Strączka. Ważne, że okresowo mieli trochę więcej piłki na naszej połowie, oddali kilka strzałów z dystansu czy wątpliwej jakości strzały z pola karnego, które chyba z litości statystycy zsumowali do xG 1,70, bo nijak nie miało się to do obrazu tych uderzeń i rzeczywistego zagrożenia.

Utrata kontroli to była w Lublinie. Utrata była w końcówce w Łodzi. Tutaj – z perspektywy trybuny – nie miałem jakiejś wielkiej obawy o nasz zespół. Taką obawę miewam często, tym bardziej, że na stadionie dynamikę rywala odbiera się jakoś bardziej niż w telewizji. Więc bałem się jak cholera, że Korona w końcówce wyrówna, bałem się trochę, że do remisu doprowadzi ŁKS. W Niecieczy tego stresu nie miałem. Oczywiście różne rzeczy się w piłce dzieją i jak pisałem ostatnio – GKS lubi coś zmajstrować – ale widziałem dużo pewności w poczynaniach defensywnych naszych zawodników, którym najwidoczniej coś „kliknęło” i przestali robić głupie błędy. Za głowę złapałem się tylko raz – gdy Marcel Wędrychowski zrobił Marcela Wędrychowskiego, czyli poszedł bez głowy ze swojego pola karnego i stracił piłkę, po czym była groźna sytuacja. No dobra, kręciłem też głową przy Rafale Strączku, który musi trochę lepszym klejem smarować rękawice, bo ten obecnie używany jest chyba przeterminowany i nie ma właściwości klejących. Poza tym jednak golkiper swoje strzały wybronił, a obrona spisała się na tyle dobrze, że bez większych błędów zaliczyła drugie z rzędu czyste konto w lidze.

W porównaniu z tym co było na początku sezonu, obecnie jest ekstremalnie dobrze. Zróbmy eksperyment myślowy. Wyobraźmy sobie, że taka Legia wygrywa na wyjeździe z Motorem 5:2, u siebie z Koroną 1:0, na wyjeździe w Niecieczy 3:0 i z tym ŁKS w Pucharze Polski 2:1. Może nie byłoby wybitnych zachwytów, ale w Warszawie wszyscy byliby zadowoleni. Mateusz Borek z uznaniem mówiłby, że Legia w końcu złapała dobry, solidny rytm i temu czy tamtemu trenerowi przy Łazienkowskiej należy dać spokojnie pracować. A gdyby na przykład te wyniki osiągnął Piast, Radomiak czy Arka? Wtedy jestem pewien, że kibice GKS spoglądaliby z zazdrością i mówili – czemu u nas nie może się stworzyć taka efektowna i skuteczna ekipa?

Trener i drużyna po raz kolejny udowadniają, że można na nich liczyć i potrafią się wygrzebać z mniejszych czy większych tarapatów. Widać, że to extra ekipa ludzi wiedzących, co mają robić. Ale nie tylko chodzi tu o piłkarzy. Można odnieść wrażenie, że i trenerzy odnaleźli swoje miejsce na ziemi i ta ekipa to naprawdę Sztab przez duże „S”. Rafał Górak dobrał sobie tych ludzi i razem z nimi przechodził trudne czasy. Dariusz Mrózek, Dariusz Okoń, Marek Stepnowski czy Jarosław Salachna oraz cała reszta nie-piłkarzy w drużynie robią świetną robotę, która skutkuje tym, że – mimo że czasem jest ciężko – GKS wychodzi na prostą. To oni wyprowadzają GieKSę na prostą w naprawdę trudnych okolicznościach, w tych trudach ekstraklasy, w której poziom się podnosi permanentnie, a GKS – z tymi samymi ludźmi – jeszcze niedawno był w piłkarskiej otchłani.

Dalej mogę nawiązać do czasów pierwszej ligi i zapytać – czy jeszcze dwa lata temu spodziewalibyśmy się, że GKS rozegra dwa mecze z rzędu na wyjeździe wygrywając różnicą trzech bramek? Przecież w dwóch ostatnich sezonach w pierwszej lidze w sumie były tylko trzy takie mecze. Czy spodziewalibyśmy się, że w jakiejkolwiek konfiguracji (zaległe mecze, środek kolejki) będziemy w tabeli nad Legią? Przecież bralibyśmy to absolutnie w ciemno.

Trener mówił o tym, jaki mecz z Lechem był w jego oczach dobry. Wiadomo, że liczy się wynik, ale już w poprzednich sezonach w gorszych momentach twierdził, że widzi dobrą grę i to powinno zacząć przynosić punkty. Dokładnie to samo przerabiamy teraz. GKS we wcześniejszych meczach potracił punkty czasem tam, gdzie nie powinien. Teraz to się wszystko wyrównuje, choć każde ostatnie zwycięstwo jest zasłużone, no – może z Koroną z przebiegu bardziej adekwatny był remis, ale zawsze mówię, że jeśli w takim meczu któraś drużyna wygra jedną bramką – to jest to jednak zasłużone.

Tabela jest niebywale spłaszczona. GieKSa w trakcie kolejki podskoczyła aż o pięć miejsc. Wiadomo, że ktoś nas wyprzedzi, choć… nadal jeszcze my możemy też przeskoczyć Pogoń czy Raków, bo tam liczy się bilans bramkowy. Najważniejsze w tym momencie jest zyskiwać przewagę nad drużynami ze strefy spadkowej oraz nie dawać odskoczyć innym w pobliżu. W meczach o sześć punktów katowiczanie wygrali z Motorem i Termaliką, zdobyli też bonusowe trzy oczka z Koroną. Mamy już dużą przewagę nad Piastem i Termaliką, a jeśli w kolejnym spotkaniu nasz zespół wygra z ekipą z Gliwic – możemy mieć dwie drużyny odsadzone już tak daleko, że tylko kataklizm będzie mógł doprowadzić do tego, żeby GieKSę dogoniły.

Poświęcę jeszcze dwa słowa piłkarzom. Defensywa naprawdę zrobiła się solidna, nie robi już głupich błędów, piłkarze grają pewnie i odpowiedzialnie. Po raz kolejny chcę wyróżnić Lukasa Klemenza, nie tylko za gola, bo to oczywiście ważny dodatek, ale za postawę w defensywie. Zawodnik gra twardo, z poświęceniem i odpowiedzialnie. Dobrze się na to patrzy. Marten Kuusk też swoje robi. Obrona zrobiła progres i to jest kluczowe w osiąganiu dobrych wyników.

Walczy o to swoje miejsce Marcel i mam nadzieję, że w końcu strzeli swojego upragnionego gola. Kacper Łukasiak też próbuje, próbuje się wstrzelić od początku sezonu, ale jeszcze nie może. Natomiast patrząc na to, że dublet zaliczył Eman Marković, który w końcu dał efekt, myślę, że dwójka „szczecinian” wkrótce również trafi do siatki.

O Panu Piłkarzu Bartku Nowaku to za chwilę stanie się nudne, żeby pisać. Zawodnik po prostu co mecz daje takie piłki, że naprawdę można się zastanawiać od ilu lat to najlepszy piłkarz w barwach GKS Katowice. W poprzednim sezonie zawodnik miał trochę przebłysków, dawał już takie „ciasteczka”, ale często mieliśmy zastrzeżenia, że za rzadko. A teraz co mecz po prostu wiąże krawaty na ekstraklasowych boiskach. Teraz po prostu będzie dla mnie szokiem, jeśli trener Jan Urban nie powoła go do reprezentacji. Jestem pewien, że Bartek na najbliższe zgrupowanie kadry pojedzie!

Trochę błędów nasz sztab popełnił – nikt bezbłędny nie jest. Postawienie na początku sezonu i oparcie ataku na Macieju Rosołku i Aleksandrze Buksie to była fatalna decyzja. To jednak odróżnia nasz sztab od innych, że szybko reagują. O Macieju i Aleksandrze nikt już nie pamięta, choć wiadomo Rosołek zmaga się z urazami. Natomiast teraz jedyną i słuszną koncepcją w ataku jest Adam Zrelak i Ilja Szkurin. Na Adama trzeba chuchać i dmuchać, bo to świetny piłkarz i znów miał udział przy golu. A Ilja jako zmiennik i strzela bramki, i asystuje – tak jak przy drugim trafieniu Markovića. Do tego naprawdę miło widzieć, jak zawodnik się cieszy po golach i meczach – powtórzę to, co po ŁKS – mam nadzieję, że Białorusin znalazł swoje piłkarskie miejsce na ziemi.

Oczywiście sezon trwa i w piłce nic – w tym przede wszystkim forma – nie jest dana raz na zawsze. Poza tym to tylko i aż sport. Statystyka też robi swoje. Więc może się zdarzyć tak, że GKS z Piastem nie wygra. Bo zagra słabszy mecz, bo coś nie wyjdzie, bo dostaniemy czerwoną kartkę, czy właśnie zadziała statystyka, w której cztery zwycięstwa z rzędu w lidze to jakaś anomalia. Należy się z tym liczyć i nie wpadać znów w minorowe nastroje w przypadku braku wygranej. Przede wszystkim liczy się trend. Wiadomo, że wszystkiego się nie wygra, ale chodzi o to, by wygrywać dość często i przegrywać dość rzadko. Wtedy naprawdę wszystko będzie w jak najlepszym porządku.

Jednak to GieKSa jest w gazie, a Piast ma swoje potężne problemy. Piast gra o życie i o to, by nie stać się takim Śląskiem z zeszłego sezonu, który tak okopał się na ostatnim miejscu, że nawet bardzo dobre wyniki na wiosnę nie uchroniły wrocławian przed spadkiem. Nóż na gardle to jednak jedno, a drugie to po prostu obecna forma, mental i jakość piłkarska. Gliwiczanie grają po prostu bardzo źle i na ten moment piłkarsko to GKS jest o dwie klasy lepszy. Jeśli nasz zespół utrzyma swoją dyspozycję, będziemy faworytem w tym spotkaniu. Tylko ten ciężar trzeba unieść.

GKS wytrzymał fizycznie i piłkarsko tę siedmiodniówkę świetnie. Były zwycięstwa, była jakość, nie było słaniania się na nogach. Logistycznie, kadrowo i realizacyjnie – majstersztyk. Zadanie nie tylko piłkarzy, ale przede wszystkim trenerów i sztabu medycznego zostało wykonane celująco.

Doceniajmy więc cały czas to, co mamy, bo mamy ekipę fajnych ludzi, którzy walczą na tej piłkarskiej wojnie zarówno w pokojach trenerów, w szatni, jak i na boisku. Nie ma ani jednego powodu, by w przypadku słabszych meczów dokonywać gwałtownych ruchów i postponować zespół w komentarzach w internecie. Ta drużyna zasługuje na to, by ją wspierać. I rozwija się na naszych oczach, mimo że momenty są ciężkie. Grajmy. Kibicujmy. Projekt GKS Katowice Rafała Góraka trwa w najlepsze.

A zabawa kibiców i piłkarzy po wygranych meczach to coś, co jest jedną z kwintesencji i esencji piłki. Na trybunach, jak i na boisku – wzór. Piłkarze grają tak, jak kibice dopingują i odwrotnie. Dostroili się do siebie i pięknie to się odbywa z meczu na mecz.

Mamy dobry czas. Piękna jest ta ekstraklasa.

Kontynuuj czytanie

Galeria Piłka nożna

Coraz bliżej… Narodowy

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Zapraszamy do galerii z wyjazdu do Łodzi. GieKSa po bramkach Jędrycha i Szkurina zapewniła sobie awans do 1/8 STS Pucharu Polski. 

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga