Gdy GKS Katowice przystępował do obecnego sezonu, na początku myśleliśmy, żeby dobrze się zaprezentować i zdobyć jakieś punkty w pierwszych meczach. Nikt nie myślał jeszcze o Jagiellonii, z którą mieliśmy się zmierzyć w szóstej kolejce. Pierwsze pięć meczów dało nam jako taki optymizm, ale punktowo wyglądało to bardzo średnio. Wygraliśmy wtedy raz, dwukrotnie był remis i porażka. I na Bukową przyjechał Mistrz Polski. Będący pomiędzy meczami z Ajaxem Amsterdam.
Zazdrościłem Cracovii, która tydzień wcześniej pokonała Jagę w Białymstoku. Myślałem – dlaczego to nie możemy być my? No ale Cracovia to doświadczony ekstraklasowicz, stary wyga tej ligi, więc co jakiś czas może taki wynik osiągać, zresztą w poprzednim sezonie również Pasy na Podlasiu triumfowały.
To było niesamowite sierpniowe popołudnie. Najpierw szybka euforia po golu Błąda, potem wyrównanie Pululu i wydawało się, że piłkarze Adriana Siemieńca nie oddadzą tego punktu i w końcu przejmą inicjatywę i strzelą zwycięską bramkę. Minuty mijały, goście wcale nie dominowali, GieKSa grała agresywnie i sama strzeliła gola, gdy Galan po rykoszecie od Kowalczyka skierował piłkę do siatki. Nerwowa końcówka i jeszcze pieczęć Repki. Euforia. Mistrz Polski poległ na Bukowej. Po raz pierwszy w lidze od 30 lat.
To było drugie zwycięstwo i być może taki ekstraklasowy mit założycielski. Co prawda potem GieKSa miała problemy z punktowaniem, ale wyjąwszy mecz z Górnikiem – w kolejnych spotkaniach katowiczanie grali z niesamowitą pewnością, agresywnie, z pressingiem, dokładając do tego walory czysto piłkarskie. Naprawdę fantastycznie się patrzyło, jak tydzień później w Lubinie, katowiczanie rządzili na boisku. Mimo porażki z Miedziowymi widać było olbrzymi progres w tej drużynie.
Minęła cała runda. Wtedy GieKSa się w tej lidze kształtowała, dziś ma już swoje znaki rozpoznawcze. Nie chcę jeszcze mówić, że jest ekstraklasowiczem pełną gębą i twardym uczestnikiem tej ligi, ale jest na bardzo dobrej drodze, żeby tak się stało. Styl GKS jest rozpoznawalny, ten pressing i sposób gry jest już znany trenerom innych drużyn, co choćby podkreślił Mateusz Stolarski po ostatnim meczu. Nie jesteśmy więc beniaminkiem-niewiadomą. Żeby grać z GKS i nie stracić punktów – trzeba mocno wziąć pod uwagę jakość naszego zespołu. Zapewne wie o tym trener Siemieniec.
Jaga ma swoje może nie problemy, ale tematy. Dość powiedzieć, że na tym etapie wiosny zespół rozegrał już trzy mecze więcej niż GKS. A w całym sezonie już… piętnaście więcej. Dwukrotna potyczka z Backą Topolą i ćwierćfinał Pucharu Polski z Legią Warszawa na pewno odcisnął piętno, a przecież już w czwartek zespół czeka pierwsze starcie w 1/8 finału Ligi Konferencji z Cercle Brugge.
W klubie z Białegostoku są wkurzeni o ten mecz z Legią. Choć szkoleniowiec na konferencji nie dał się zaprosić do dyskusji o sędzim, to sam klub wystosował pisma do Kolegium Sędziów i innych podmiotów o wyjaśnienie interpretacji ze środowego meczu. Wedle klubu i kibiców Jagiellonii, białostocki zespół został skrzywdzony przez błędne decyzje, niejasne są także kwestie komunikacji pomiędzy sędzią głównym, a wozem VAR.
To są jednak problemy naszych przeciwników. GieKSa natomiast jest po przegranym meczu z Motorem Lublin – po meczu naprawdę dobrym, ale z fatalnymi błędami w defensywie. Ktoś mógłby powiedzieć – no i co z tego, skoro nie ma punktów? Patrząc na jesień trzeba powiedzieć, że dobra gra w przegranych meczach była wówczas zapowiedzią naprawdę dobrej jakości w dalszych meczach, a za tym przyszły punkty. Pozostaje wierzyć, że w tym przypadku będzie dokładnie tak samo.
Z mocarzami tej ligi na wyjazdach GieKSa grała różnie. Z Legią przez kawałek meczu nasz zespół grał jak równy z równym, ale potem dał się zdominować jakości Wojskowych. W Poznaniu ekipa Rafała Góraka nie miała nic do powiedzenia. Z Rakowem trzy tygodnie temu było już zgoła odmiennie, to GKS przez spory czas dyktował swoje warunki i wygrał. A i przecież z Cracovią, czyli też bardzo czołową drużyną, GieKSa w Krakowie wygrała.
Nie ma co się spodziewać, że GKS się cofnie do głębokiej defensywy. Jest to możliwe jedynie w przypadku, gdy gospodarze przypuszczą szturm na bramkę. Jeśli nie, to możemy spodziewać się ofensywnej gry. Katowiczanie próbują grać kombinacyjnie, często właśnie środkiem, o czym mówił trener Motoru, a tak nie grają zespoły chcące wyjściowo się bronić. Całkiem możliwe jest, że obiektywnie będziemy mieli więc bardzo dobre spotkanie.
I absolutnie GKS nie jest na straconej pozycji, mimo że Jaga gra ostatnio bardzo dobrze. Pojawiają się jednak mankamenty – z Cracovią stracili dwie bramki, z Legią trzy. Dodatkowo pewne obciążenie u zawodników rywali może się pojawić – dwa trafienia Legia zanotowała w końcówce i to wcale, gdy się na to nie zanosiło. Trzeba szukać słabych punktów rywali.
Katowiczanie muszą punktów szukać. Trzydzieści punktów to dobry dorobek w tym momencie sezonu, ale kolejki trwają, mecze się toczą, a przeciwnicy w tabeli Swoje zdobycze zwiększają. Nie można więc osiąść na laurach.
Przytoczę też zdanie Adiego, naszego hokejowego redaktora, który kiedyś też pisał o piłce – mianowicie, że skoro GieKSa przegrała po takim meczu z Motorem, to odrobi te punkty w jakimś nieoczywistym meczu. I zapewne tak będzie, bo przecież działo się tak już kilkukrotnie.
Remis z Motorem. Wygrana z Jagiellonią.
Porażka z Górnikiem. Wygrana z Pogonią.
Porażka z Koroną. Wygrana z Cracovią.
Jak nic, może to się powtórzyć i tym razem.
Najnowsze komentarze