Piłka nożna Prasówka
Media o awansie GieKSy do I ligi: GieKSa efektownie przypieczętowała awans. Wielka feta na Bukowej!, GKS wywalczył bezpośredni awans do Fortuna 1 Ligi, Kibice na Bukowej zobaczyli świetny spektakl!, W końcu, Woźniak show, Awans po latach rozczarowań. Katowice świętują
Zapraszamy do przeczytania fragmentów doniesień mass mediów na temat wczorajszego meczu II ligi GKS Katowice – Stal Rzeszów. GieKSa wygrała 4:1 (2:1) i zapewniła sobie awans do I ligi.
sportowasilesia.pl – GieKSa efektownie przypieczętowała awans. Wielka feta na Bukowej!
GKS Katowice na kolejkę przed końcem sezonu zapewnił sobie awans na zaplecze Ekstraklasy! W ostatnim spotkaniu 37. serii gier rozgromił na Bukowej aż 4:1 Stal Rzeszów, z którą rok temu przegrał baraże o awans. Hattrickiem popisał się Arkadiusz Woźniak.
Prawie 2 tysiące kibiców Trójkolorowych mogło świętować w poniedziałek pierwszy awans swojego klubu od 14 lat! „GieKSa” wraca na II szczebel rozgrywkowy w kraju po 2. latach nieobecności. Pomimo pauzy – 6. barażowe miejsca utrzymała Skra Częstochowa.
sportdziennik.com – Katowice wracają na zaplecze!
GieKSa po dwóch sezonach żegna II ligę. Hat trick Arkadiusza Woźniaka, skompletowany w niespełna godzinę, pozwolił kibicom przy Bukowej fetować pierwszy od 14 lat awans.
Koniec! GieKSa w I lidze! – wykrzyczał spiker „Lyjo” o 22.17. Bo stało się! Kibice GieKSy wreszcie mieli swój dzień. Powody do radości, dumy, świętowania. Kilku z nich wbiegło na moment na murawę z radością a nie smutkiem, jak 25 miesięcy temu po porażce z Bytovią. „Czekaliśmy już tyle lat, teraz pora na awans” – płynęło z trybun przy Bukowej w II połowie, gdy przewaga była już na tyle bezpieczna, by nie wątpić, że drużyna spełni warunek, odniesie trzecie z rzędu zwycięstwo i na kolejkę przed końcem sezonu przypieczętuje promocję. Co prawda jeszcze nie do tej właściwej ligi, której życzyliby sobie w Katowicach, ale przecież to czekanie trwało 14 lat…
Wyrosło całe pokolenie fanów GKS-u, które nie pamiętało awansu, nie pamiętało niczego innego niż rozczarowań. Dlatego tak piękny dla nich musiał być ten dzisiejszy wieczór, nawet jeśli oznaczał jedynie, że ich klub wydostaje się z tak niskiego szczebla, na jakim występował w swojej historii tylko przez trzy sezony. W tym dwa ostatnie… Kiedy Arkadiusz Woźniak fetując drugiego z trzech goli stanął przed „Blaszokiem”, odpalono z niego świece dymne w klubowych barwach. „Druga liga idzie z dymem” – chciało się rzec. Za te wszystkie lata upokorzeń te trybuny zasłużyły na to, by po prostu móc trochę pocieszyć się, a nie drżeć o wynik i liczyć upływające minuty, gorączkowo sprawdzając tabelę.
Co prawda nie takie rzeczy stadion przy Bukowej widział, ale GieKSa po zwycięstwie przed 10 dniami w Chojnicach nie mogła już tego spartolić. Nie w takim roku, gdy miała stabilizację kadrową i szkoleniową, gdy pobiła dwie rekordowe serie, zwycięstw wyjazdowych i zwycięstw w ogóle, a kryzys miała jeden – bolesny, bo skutkujący utratą miejsca w top2, wywołany 2-tygodniową koronawirusową izolacją. Wyszła z tego kryzysu w najlepszym możliwym momencie, wygrywając 3 ostatnie mecze – z Bytovią, Chojniczanką i dzisiaj ze Stalą; Stalą zdeterminowaną, próbującą jeszcze złapać odjeżdżający pociąg z napisem „baraże”…
Rzeszowianie mieli przy Bukowej swoje momenty. Szybko doprowadzili do wyrównania, gdy Wojciech Reiman zaskoczył z rzutu wolnego nie najlepiej interweniującego Patryka Królczyka. Potem golkiper GieKSy, zastępujący nadal zmagającego się z urazem Bartosza Mrozka, zrehabilitował się, broniąc mocny strzał z bliska Damiana Michalika.
Wszystko o 180 stopni odwrócił gol strzelony przez GKS do szatni. Po kapitalnej akcji, napędzonej przez Rafała Figiela, a zwieńczonej dograniem Daniana Pavlasa i uderzeniem Woźniaka. Figiel, Błąd, Woźniak… Najbardziej doświadczeni zawodnicy w kluczowym momencie nie zawiedli, a przecież gdyby za żółte kartki nie pauzował Filip Kozłowski, Woźniaka może nawet zabrakłoby w podstawowym składzie. Wybiegł jednak w ataku. 3 gole, asysta… Takiego występu wcześniej w GieKSie nie miał. Gdy w II połowie opuszczał boisko, żegnała go owacja na stojąco. Podobną zgotowano też Błądowi.
A na początku wyczuwalne było napięcie. Można było odnieść wrażenie, jakby słowo „awans” było po wejściu na trybuny wręcz zakazane. Na chłodno rzeczywistość przyjmował też trener Rafał Górak, bo dyrygował zespołem zza linii w bluzie, no i oczywiście charakterystycznej czapce z daszkiem. Niecały rok temu – dokładnie przed 314 dniami – rzucił tę czapkę w stronę „Blaszoka”, wcześniej tłumacząc się z przegranego sezonu. To właśnie po porażce 0:2 ze Stalą w półfinale barażu katowiczanie stracili szansę na awans w pierwszych rozgrywkach po spadku. Teraz nastroje były o 180 stopni inne. „Brameczki strzelamy, 3 punkty dziś mamy, do I ligi wracamy” – śpiewano ze świadomością, że w sobotę do Ostródy drużyna pojedzie już na wycieczkę, a nie walczyć o życie. A rzeszowianie potrzebują chyba cudu, by załapać się do barażu.
dziennikzachodni.pl – GKS Katowice wraca do I ligi!
GKS Katowice rozbił Stal Rzeszów 4:1 i zapewnił sobie awans do Fortuna 1. Ligi po dwóch latach zesłania o klasę niżej.
GKS Katowice wykorzystał pierwszą „piłkę meczową”, pokonał Stal Rzeszów i zapewnił sobie awans do Fortuna 1. Ligi. Dzięki temu mecz ostatniej kolejki z Sokołem w Ostródzie nie ma już znaczenia.
Zespół Rafała Góraka chciał fetować powrót na zaplecze PKO Ekstraklasy na własnym boisku. Aby tak się stało konieczne było zwycięstwo nad walczącą o miejsce w barażach Stalą Rzeszów. Katowiczanie wygrali 4:1 i po dwóch sezonach żegnają II ligę.
Po ostatnim gwizdku sędziego na stadionie przy Bukowej wybuchła euforia. Kibice świętowali razem z piłkarzami pierwszy awans zespołu od 2007 roku, gdy GKS również wchodził do I ligi, z której został zdegradowany w 2019 roku po pamiętnym koszmarnym meczu z Bytovią Bytów i golu bramkarza Andrzeja Witana w 95 minucie.
Po meczu na boisku rozpoczęła się wielka feta. Piłkarze i członkowie sztabu szkoleniowego byli kolejno wywoływani na środek boiska i fetowani przez fanów. Wspólna zabawa z Blaszokiem trwała jeszcze długo po zakończeniu spotkania.
nowiny24.pl – Stal Rzeszów wysoko przegrała w Katowicach. GKS wywalczył bezpośredni awans do Fortuna 1 Ligi
[…] Pierwszy zaatakował GKS, w 4. minucie na strzał z dystansu zdecydował się Rafał Figiel, jednak piłka poszybowała nad bramką strzeżoną przez Gerarda Bieszczada. Po chwili było już 1:0, gdy Arkadiusz Błąd wykorzystał dogranie z prawej strony Arkadiusza Woźniaka i uprzedził wychodzącego z bramki Bieszczada.
Rzeszowianie momentalnie wyrównali za sprawą Wojciecha Reimana, który popisał się fantastycznym uderzeniem bezpośrednio z rzutu wolnego.
W 17. minucie po rzucie rożnym zagotowało się pod bramką „GieKSy”. Radosław Sylwestrzak po zgraniu Damiana Kostkowskiego przymierzył głową w słupek, ale arbiter i tak wcześniej odgwizdał przewinienie. Chwilę wcześniej bramkarza katowiczan próbował zaskoczył „centrostrzałem” Bartosz Wolski, ale 27-letni Patryk Królczyk był na posterunku. Bramkarz GKS-u kilka minut później znów uratował swoją drużynę, gdy wybronił sytuacyjny strzał Damiana Michalika.
Gdy rzeszowianie naciskali defensywę GKS-u, ta mocno się gubiła i popełniała proste błędy. W 28. minucie nieporadność gospodarzy chciał wykorzystać Bartosz Wolski, jednak piłka po jego uderzeniu z około 16 metrów poszybowała nad poprzeczką.
Tuż przed przerwą GKS „rozklepał” defensywę Stali, Figiel przytomnie zagrał w pole karne, Pavlas wycofał piłkę do Woźniaka, a ten dopełnił formalności. I tuż po zmianie stron katowiczanie podwyższyli prowadzenie, znów na listę strzelców wpisał się Woźniak. Wydaje się, że w tej sytuacji lepiej mógł się zachować Gerard Bieszczad.
W 55. minucie napastnik miejscowych miał już na swoim koncie hattricka, tym razem Woźniak popisał się precyzyjną główką – asystę zanotował Błąd. Po tej bramce kibice GieKSy świętowali już awans do Fortuna 1 Ligi.
Stal próbowała zdobyć kolejną bramkę, ale strzały Kłosa, Olejarki czy Mustafaeva okazywały się niecelne, a uderzenie Piotra Głowackiego z rzutu wolnego wybronił Królczyk.
Po końcowym gwizdku piłkarze i kibice GieKSy już oficjalnie świętowali awans na zaplecze PKO BP Ekstraklasy.
gol24.pl – GKS Katowice – Stal Rzeszów 4:1. Kibice na Bukowej zobaczyli świetny spektakl!
[…] To był poniedziałkowy wieczór, który należał do kibiców GKS Katowice! Zespół z Bukowej rozbił Stal Rzeszów i po dwóch sezonach wraca do 1. Ligi.sportowefakty.wp.pl – Więcej kibiców na meczu GKS-u? Klub chce wykorzystać nowe obostrzenia
[…] Kibice, którzy pojawili się w poniedziałkowy wieczór na Bukowej z pewnością nie żałowali. Piłkarze stworzyli świetne widowisko, emocji nie brakowało, a gole gospodarzy były ozdobą spotkania.
GKS w ostatniej kolejce zagra w Ostródzie, ale to spotkanie nie będzie już miało znaczenia dla losów awansu.
stalrzeszow.pl – Porażka w Katowicach
[…] Pierwsza połowa rozpoczęła się od wysokiego podejścia zespołu gospodarzy, który starał się utrudniać Stali wyprowadzenie piłki do gry. Katowiczanie byli od początku wysoko ustawieni i początkowo szukali sytuacji prawą stroną i środkiem boiska. Już w 4. minucie na strzał z dystansu z okolic 25. metra zdecydował się Figiel, jednak powędrował on nad bramką Bieszczada. Dwie minuty później akcja GieKSy doprowadziła już do bramki. Woźniak dograł piłkę na pole karne, a tam Adrian Błąd wyprzedził Bieszczada i piłka znalazła się w siatce. Stalowcy odpowiedzieli bardzo szybko. W 8. minucie dobry odbiór zanotował Wolski, który po chwili został sfaulowany, a z rzutu wolnego przymierzył Reiman i umieścił piłkę w siatce, wyrównując wynik.
W pierwszych minutach meczu Stal szukała gry w kontrach, jednak z czasem zyskała przewagę w poczynaniach ofensywnych i tworzyła dużo ciekawych sytuacji. Stalowcy szczególnie często starali się wykorzystywać szybkość Michalika i często posyłali mu piłki. W 16. minucie Wolski poszukał w polu karnym wspomnianego zawodnika, zagrał mu piłkę i interwencją na rzut rożny musiał ratować się Królczyk. W początkowych fragmentach gry na wyprowadzenie piłki do gry rajdami decydował się Głowacki, dzięki czemu napędził kilka ataków Stali. Swoją sytuację miał też Sylwestrzak, który po rzucie rożnym uderzył w słupek, ale arbiter wcześniej dopatrzył się faulu na zawodniku katowiczan.
Gospodarze wyglądali solidnie w defensywie, ale mieli swoje gorsze momenty i popełniali błędy przy wyprowadzeniu piłki do gry czy chociażby w polu karnym, gdzie sytuacji nie zdołali wykorzystać Stalowcy. Stal często w pierwszej połowie była obecna pod bramką GieKSy, ale często świetnym refleksem wykazywał się Królczyk i bronił dobre strzały. Dzięki dobremu ustawieniu Stal utrudniała katowiczanom rozegranie piłki i przez długi czas dobrze funkcjonowała w działaniach defensywnych. Minutę przed końcem pierwszej części meczu prostopadła piłka Figiela uruchomiła dobrą akcję GKS-u, którą wykończył Woźniak i po 45. minutach to gospodarze prowadzili w meczu.
Druga połowa rozpoczęła się od zmiany w naszym zespole. Boisko opuścił Radosław Sylwestrzak, a w jego miejsce zameldował się Dominik Marczuk. Gospodarze rozpoczęli spokojniej niż w pierwszej połowie, ale z czasem starali się wychodzić do ataków większą liczbą zawodników niż w pierwszej części meczu. Sporo akcji ofensywnych Stali było skutecznie przerywanych przez zespół z Katowic, a podania Stalowców były dość czytelne. W 49. minucie nastąpiło podwyższenie wyniku. Woźniak otrzymał prostopadłą piłkę, poszedł z nią od razu do przodu i zdecydował się na strzał z ostrego kąta, który dał trzecią bramkę gospodarzom.
Stalowcy byli zepchnięci do defensywy przez długi czas i nie potrafili konkretniej zagrozić pod bramką GieKSy. Dośrodkowanie Błąda na pole karne w 55. minucie i strzał Woźniaka głową dał gospodarzom radość z kolejnej bramki. Z upływem minut Stal szukała swoich sytuacji w ofensywie. Marczuk starał się dośrodkowywać piłki na szesnastkę gospodarzy, ale były one skutecznie zbijane przez defensorów GKS-u. Miejscowi byli ustawieni wysoko w strefie obronnej i zamykali grę Stali. Na kolejne zmiany trener Myśliwiec zdecydował się w 67. minucie. Boisko opuścił Michalik i Wolski, a w ich miejsce pojawili się Maciejewski i Mustafaev.
Dużą aktywnością wykazywał się Olejarka, który próbował oddawać strzały i odnajdywać się w polu karnym. Szansę na drugą bramkę bezpośrednio z rzutu wolnego w 76. minucie miał Głowacki, ale trafił w słupek. Minutę później dobrze do pola karnego zszedł Maciejewski, ale jego strzał został zablokowany przez obrońców GieKSy. Kolejne zmiany w naszym zespole przypadły na 81. minutę – boisko opuścili Kłos i Reiman, a w ich miejsce pojawili się Sławek i Szczepanek. Czas upływał, a gra stawała się spokojniejsza. Katowiczanie nie dawali Stali wielu możliwości na agresywniejsze ataki, co w ostateczności nie dało bramek. Ostatecznie, po trzech doliczonych minutach, mecz zakończył się zwycięstwem GKS-u Katowice.
weszlo.com – W końcu. GKS Katowice awansował do I ligi!
Dla GKS-u Katowice to nie był zwykły mecz. Po wpadce z Motorem Lublin wydawało się nawet, że mogą wypaść z miejsca gwarantującego awans do I ligi. Przyszła jednak seria zwycięstw, a dzisiaj udało się przyklepać awans.
Podopieczni Rafała Góraka nie pozostawili złudzeń Stali Rzeszów. Już w szóstej minucie zdobyli pierwszą bramkę, do przerwy prowadząc 2:1. Później było tylko lepiej, bo swojego gola numer dwa i trzy w tym meczu ustrzelił Arkadiusz Woźniak. 31-letni napastnik poprowadził GKS Katowice do zwycięstwa, a co za tym idzie do wydostania się z II ligi.
Można powiedzieć – w końcu. Ekipa z Katowic dość długo przedzierała się przez trzeci szczebel rozgrywkowy, psując często wszystko na własne życzenie. Teraz jednak udało się wywieźć wypracowaną przewagę do końca. Wielka w tym zasługa trzech ostatnich meczów, w których udało im się nie tylko pokonać wspomnianą Stal, ale też Bytovię Bytów i Chojniczankę Chojnice – bezpośredniego rywala w walce o awans.
sportslaski.pl – Awans przypieczętowany strzeleckim show. GieKSa wraca do pierwszej ligi!
Po dwóch sezonach, spędzonych na poziomie eWinner II Ligi, piłkarze katowickiego GKS-u są już pewni powrotu na drugi szczebel rozgrywkowy. Podopieczni Rafała Góraka przypieczętowali swój awans za sprawą efektownego zwycięstwa nad Stalą Rzeszów, a za głównego bohatera poniedziałkowej rywalizacji bezwzględnie należy uznać zdobywcę hat-tricka – Arkadiusza Woźniaka.
Nadszedł dzień dzisiejszy – tak niegdyś Kamil Grosicki zapowiadał eliminacyjny mecz do ME 2016 ze Szkocją, ale podobnie brzmiąca zbitka słów mogła również dzisiaj zaszumieć w uszach kibicom katowickiego GKS-u. W końcu w poniedziałkowy wieczór GieKSa stanęła przed znakomitą szansą na przypieczętowanie swojego powrotu na zaplecze Ekstraklasy. Warunkiem koniecznym do zapewnienia sobie bezpośredniego awansu na kolejkę przed końcem sezonu – bez patrzenia na sytuację trzeciej Chojniczanki – było jednak pokonanie przy Bukowej Stali Rzeszów.
W głowach fanów katowickiego II-ligowca zapewne zapalała się mała czerwona lampka, jak ich ulubieńcy zdołają wytrzymać presję w absolutnie kluczowym momencie sezonu. Przed kończącą się serią gier, wbrew wszelkim obawom, mogło się jednak wydawać, że GKS zdołał w odpowiednim momencie włączyć wyższy bieg i zachować odpowiedną koncentrację. Dobitnie świadczyło o tym ostatnie zwycięstwo w Chojnicach 3:0 i chyba nie będzie przesadą stwierdzenie, że zawodnicy trenera Góraka rozegrali wówczas jedno z najlepszych spotkań podczas swojego pobytu w eWinner II Lidze.
Dodatkowo katowiczanie mieli ze swoim poniedziałkowym przeciwnikiem znaczący rachunek do wyrównania. W końcu w zeszłym sezonie to właśnie Stal zamknęła drogę GieKSie do wywalczenia awansu, wygrywając przy Bukowej półfinałowy mecz barażowy. Teraz rzeszowianie zapewne ponownie chcieli utrzeć nosa faworyzowanemu przeciwnikowi – tym bardziej, że końcówka sezonu również stanowi dla nich spory ciężar gatunkowy. Zespół z Podkarpacia wciąż bowiem liczy się w walce o zajęcie 6. miejsca, przedłużającego nadzieję na wywalczenie promocji o klasę wyżej.
Mecz przy Bukowej zapowiadał się zatem niezwykle interesująco, a zainteresowanie nim było na tyle spore, że klub postanowił złożyć dziś w Urzędzie Miasta Chorzów wniosek o zgodę na organizację widowiska przy zwiększonej publiczności. Dodatkowe miejsca mogłyby jednak przysługiwać tylko osobom, zaszczepionym przeciwko wirusowi COVID-19. Ostatecznie wniosek ten został przyjęty na zaledwie kilka godzin przed pierwszym gwizdkiem, ale dzięki temu na stadionie przy Bukowej mógł pojawić się właściwie nadkomplet widzów.
Już od pierwszych minut na trybunie głównej można było usłyszeć przebijające się okrzyki „na nich”, a oczekiwania kibiców zostały poniekąd spełnione już w pierwszych minutach. Podopieczni Rafała Góraka, głównie za sprawą stosowanego ataku pozycyjnego i umiejętnej wymiany podań, bardzo szybko byli w stanie przedostawać się na połowę rywala. Efektem przejętej dominacji był zdobyty już w 6. minucie gol, a jego autorem został niezawodny Adrian Błąd. Pomocnik wykorzystał dobre zagranie Arkadiusza Woźniaka z niemal końcowej linii boiska oraz niepewne wyjście z bramki Gerarda Bieszczada, dzięki czemu wprawił liczną grupę fanów GieKSy w nielada radość. Co prawda powtórki telewizyjne mogły wskazywać na to, że Woźniak – ustawiony tego dnia na pozycji numer „9” – znajdował się na pozycji spalonej, jednak sędzia Karol Arys bez wahania wskazał na środek boiska.
Znakomite nastroje wśród kibiców gospodarzy trwały jednak wyjątkowo krótko, bo zamiast pójść za ciosem i spróbować powiększyć swoją zasłużoną przewagę, podopieczni Rafała Góraka nadziali się na znakomicie wykonany stały fragment gry. Efektownym uderzeniem z rzutu wolnego popisał się najlepszy strzelec Stali w obecnym sezonie eWinner II Ligi – Wojciech Reiman. Taki przebieg samego początku meczu mógł zwiastować dalsze spore emocje, jednak jak pokazały kolejne minuty, poza sporą liczbą fauli i twardych starć o piłkę, nieco większą pewnością oraz spokojem w swoich poczynaniach zaczęli wykazywać się przyjezdni z Podkarpacia. Ponadto podopieczni Daniela Myśliwca mogli imponować wysoko stawianym pressingiem i gdy już mogło się wydawać, że to oni zejdą na przerwę w lepszych nastrojach, obraz spotkania zmienił się o 180 stopni.
Choć za wiele na to nie wskazywało, bo GieKSa dość często traciła piłkę w dość prostych sytuacjach i zdarzało się jej nieopatrznie prokurować zagrożenie we własnej szesnastce, w 44. minucie katowiczanie zdołali przeprowadzić wręcz zabójczy kontratak. Najlepszy możliwy użytek z szybkiej akcji Daniana Pavlasa lewym skrzydłem zrobił Arkadiusz Woźniak, pokonując Bieszczada płaskim strzałem przy prawym słupku.
I o ile po pierwszej połowie gospodarze postawili krok ku wyczekiwanej pierwszej lidze, drugą stopę dołożyli po zaledwie dziesięciu minutach drugiej części gry. Absolutnym bohaterem w szeregach śląskiego drugoligowca był jednak Arkadiusz Woźniak, którego skandowane nazwisko zapewne było słyszalne nawet na drugim końcu Katowic. Nic dziwnego, skoro doświadczony pomocnik zapisał na swoim koncie hat-tricka, najpierw wykorzystując złe ustawienie Bieszczada i wieńcząc solową akcję mocnym strzałem, a następnie najwyżej wyskakując do wrzutki Adriana Błąda z prawego skrzydła.
Po tym trafieniu przy Bukowej rozpoczęła się już prawdziwa feta, a kibice mieli świadomość, że choć ostatnie lata w ich przypadku obfitowały w niemal same rozczarowania, a ich ulubieńcy mogliby obdzielić pechem kilka innych zespołów, taka przewaga nad Stalą była absolutnie nie do wypuszczenia. Co prawda rzeszowianie nie rezygnowali ze zdobycia choćby gola honorowego, ale ich ofiarne starania ostatecznie spełzły na niczym.
Tym samym poznaliśmy dziś pełen skład zespołów, które zapewniły sobie bezpośredni awans i w sezonie 2021/2022 będą występowały na zapleczu Ekstraklasy. Katowiczanie, którzy dołączyli do świętującego kilkanaście dni wcześniej Górnika Polkowice, opuścili trzeci szczebel rozgrywkowy po dwóch sezonach przerwy, a po końcowym gwizdku mogli odetchnąć z ulgą oraz absolutnie zasłużenie unieść ręce w geście triumfu.
– Dziękuje za wyrozumiałość i wszystkie ciężkie słowa. Po prostu Was uwielbiam – wykrzykiwał w stosunku do kibiców trener Rafał Górak, który po końcowym gwizdku jeszcze długo świętował ze swoimi podopiecznymi wywalczoną promocję.
infokatowice.pl – Woźniak show. Awans GieKSy!
Brameczki strzelamy, trzy punkty dziś mamy, do pierwszej ligi wracamy – śpiewali głośno kibice GieKSy, którzy po wielu ciężkich latach w końcu mają powód do radości. GieKSa pokonała na własnym stadionie Stal Rzeszów 4:1 i na jedną kolejkę przed zakończeniem sezonu zapewniła sobie awans do pierwszej ligi.
GieKSa przystąpiła do spotkania ze Stalą z dużym animuszem, co przyniosło efekty już w 6 min., kiedy dobre podanie Woźniaka na bramkę zamienił będący ostatnio w świetnej formie strzeleckiej Błąd. Gospodarze długo się jednak z tego prowadzenia nie cieszyli, bo już w 9 min. Reiman huknął z rzutu wolnego i Królczyk musiał wyciągać piłkę z siatki. Od tego momentu nadal niewielką przewagę na boisku posiadali katowiczanie, ale to goście stwarzali lepsze sytuacje podbramkowe. Najbliżej objęcia prowadzenia Stal była w 19 min., ale Królczyk efektowną interwencją uchronił GieKSę od utraty drugiego gola. Kiedy wydawało się, że pierwsze 45 minut skończy się remisem, w 44 min. podopieczni trenera Rafała Góraka rozmontowali rzeszowską obronę, a Woźniak zastępujący dzisiaj w napadzie pauzującego za kartki Kozłowskiego pokonał Bieszczada i wprowadził w euforię katowicką publiczność.
Druga odsłona znowu zaczęła się od mocnego uderzenia Trójkolorowych, którzy już w 49 min. podwyższyli prowadzenie, a strzelcem bramki po raz kolejny został Woźniak. 6 minut później ten sam zawodnik strzelił swoją trzecią bramkę i od tego momentu na stadionie przy ul. Bukowej rozpoczęła się trwająca jeszcze długo po ostatnim gwizdku sędziego fiesta z okazji awansu GieKSy do pierwszej ligi. Jeśli chodzi o sytuację na boisku, to obie drużyny stworzyły jeszcze po kilka ciekawych sytuacji, ale wynik nie uległ już zmianie i tym samym GKS pokonał Stal Rzeszów 4:1 i na jedną kolejkę przed zakończeniem sezonu może już świętować awans na zaplecze ekstraklasy.
sport.interia.pl – GKS Katowice awansował do Fortuna I ligi
[…] GKS Katowice, niesiony dopingiem ubranych na żółto kibiców zaczął ostro. Prawie od razu dało to efekt. Już w 4.minucie po podaniu z prawej strony przez Arkadiusza Woźniaka Adrian Błąd „dziubnął” piłkę, a ta wpadła do bramki.
Błąd w szaleńczej radości podbiegł do trybun, ale goście nie zamierzali się poddawać. Już pięć minut później wyrównali! Wojciech Reiman z wolnego uderzył pod poprzeczkę i bramkarz Patryk Królczyk nie miał szans. Wkrótce uratował GieKSę przed utratą drugiej bramki… Goście chcieli wygrać, bo marzyli o barażach.
Katowiczanie zaczęli grać nerwowo, popełnili w pierwszej połowie kilka rażących błędów w defensywie, ale Stal nie potrafiła ich wykorzystać. W ataku GieKSy nie było pauzującego za kartki Filipa Kozłowskiego, na pozycji napastnika wystąpił Arkadiusz Woźniak, zazwyczaj występujący na skrzydle. To właśnie został bohaterem meczu. Tuż przed przerwą strzelił drugą bramkę dla Katowic, do tego po wyjątkowo efektownej, trojkowej akcji i szybkiej wymianie podań.
GieKSa świetnie rozpoczęła drugą połowę. Po znakomitym podaniu Bartosza Jaroszka rozpędzony Woźniak uderzył w długi róg, piłka przeszła pod brzuchem bramkarza gości Gerarda Bieszczada. Po chwili popisał się celną główką. Stadion oszalał. „Nie dla nas jest porażki smak, nie dla nas formą zła” – zaśpiewał. Było też kilka innych piosenek z dawnej, dobrej przeszłości…
Stal chyba przestała w tym momencie wierzyć, że może coś jeszcze ugrać. Katowiczanie nie dali sobie już zrobić krzywdy. Po dwóch sezonach wracają na zaplecze ekstraklasy!
sportowefakty.wp.pl – eWinner II liga: awans po latach rozczarowań. Katowice świętują
Były duże upokorzenia, jest duża radość przy Bukowej. GKS Katowice nie zmarnował szansy i powrócił do Fortuna I ligi. W przedostatnim meczu sezonu zwyciężył 4:1 ze Stalą Rzeszów, a koncert dali doświadczeni Adrian Błąd i Arkadiusz Woźniak.
Trybuny przy Bukowej wybuchły radością po raz pierwszy w 6. minucie. GKS Katowice rozpoczął mecz energicznie, a przede wszystkim skutecznie. Adrian Błąd dał mu prowadzenie 1:0 po dośrodkowaniu Arkadiusza Woźniaka. Pomocnik wbiegł przed Gerarda Bieszczada i skierował futbolówkę do odsłoniętej bramki.
Stal Rzeszów potrafiła szybko odpowiedzieć i utemperować atmosferę na katowickim stadionie. W 9. minucie goście doprowadzili do remisu 1:1 strzałem Wojciecha Reimana z rzutu wolnego podyktowanego za faul Zbigniewa Wojciechowskiego. Piłka została ustawiona w znacznej odległości od bramki Patryka Królczyka, mimo to kopnięta celnie wylądowała w siatce.
Po dynamicznym rozpoczęciu meczu, można było spodziewać się kanonady. Przez ponad pół godziny nie doszło już jednak do zmiany wyniku. Stal była groźniejsza i jakby mniej spanikowana niż GKS. Groźne uderzenie oddał między innymi Damian Michalik i musiał interweniować po nim Patryk Królczyk. Była też niedokładna próba zdobycia prowadzenia przez Bartosza Wolskiego.
GKS nie poszedł za ciosem od razu po otwarciu wyniku, a jego późniejsze rozegrania nie stanowiły problemu dla żywotnych w obronie rzeszowian. Podopieczni Rafała Góraka szukali dla siebie miejsca w centrum boiska, a także na skrzydłach. W 44. minucie kibice doczekali się ich przyspieszenia, a piłka powędrowała jak po sznurku od Rafała Figiela, przez Daniana Pawłasa, do Arkadiusza Woźniaka. Pomocnik przymierzył z kilkunastu metrów na 2:1 i takim wynikiem zakończyła się pierwsza połowa.
Po przerwie Arkadiusz Woźniak ponownie w roli głównej. I to dwukrotnie. W 49. minucie strzelił on kolejnego gola. Rutyniarz dostał podanie z własnej połowy boiska, popędził w kierunku bramki i po wygraniu pojedynku biegowego z Damianem Kostkowskim, pokonał strzałem z ostrego kąta Gerarda Bieszczada. Jakby tego było mało, Woźniak w 55. minucie skompletował hat-tricka po dośrodkowaniu Adriana Błąda. 4:1 i było pozamiatane.
Kibice mogli bez obaw rozpocząć świętowanie. Trzybramkowa zaliczka gwarantowała spokój, a Stal jakby straciła wiarę w możliwość pokrzyżowania szyków gospodarzom. O swoje miejsce w barażach będzie bić się w ostatniej kolejce w meczu z Lechem II Poznań.
GKS wrócił na drugi szczebel rozgrywek w Polsce po dwóch latach nieobecności. Tegoroczny awans jest jego pierwszym od 14 lat. Kilkakrotnie drużyna z Katowic nie potrafiła wykorzystać szansy na dostanie się do PKO Ekstraklasy, a w poprzednim sezonie utknęła w eWinner II lidze. Niespełna rok temu została wyeliminowana z barażów przez Stal Rzeszów, a tym razem przypieczętowała sukces w pojedynku z nią.
katowice.naszemiasto.pl – GKS Katowice awansuje! Świetny spektakl na Bukowej i wygrana 4:1 ze Stalą Rzeszów
Stało się! Piłkarze GKS Katowice pokonali Stal Rzeszów i zapewnili sobie awans do Fortuna 1. Ligi.
sport.dziennik.pl – GKS Katowice wraca po dwóch latach do 1. ligi
Piłkarze GKS Katowice na kolejkę przed zakończeniem rozgrywek drugiej ligi piłkarskiej zapewnili sobie awans. Ostatni raz na zapleczu ekstraklasy grali w sezonie 2018/19.
O ich sukcesie zadecydował poniedziałkowy mecz ze Stalą Rzeszów, który wygrali – na swoim stadionie – 4:1 (2:1). Trzy bramki dla katowiczan zdobył Arkadiusz Woźniak.
[…] W poniedziałkowym spotkaniu szybko objęła prowadzenie. W szóstej minucie Adrian Błąd wykorzystał złe zachowanie bramkarza Stali Gerarda Bieszczada i strzałem z bliska umieścił piłkę w siatce. Niedługo utrzymał się wynik 1:0. Trzy minuty później pięknym strzałem z rzutu wolnego popisał się rzeszowski pomocnik Wojciech Reiman.
Wydawało się, że Stal pójdzie za ciosem, przeprowadziła kilka groźnych akcji. Jednak minutę przed przerwą Woźniak ponownie dał GKS prowadzenie. Ten sam zawodnik – który ma sobą 169 spotkań w ekstraklasie – cztery minuty po rozpoczęciu drugiej połowy zdobył trzeciego gola dla gospodarzy. W 55. min ponownie wpisał się on na listę strzelców.
Piłka nożna Wywiady
Okiem rywala: kibicowski boom na GieKSę zachwyca
W ostatnich tygodniach relacje z Częstochowy zdominowały czołówki serwisów sportowych w Polsce. Sprawcą zamieszania był przede wszystkim trener Marek Papszun, ale forma sportowa Medalików również jest godna podkreślenia. Jak w tym wszystkim odnajdują się kibice pod Jasną Górą? Zapytałem Roberta Parkitnego ze stowarzyszenia „Wieczny Raków”, który po raz drugi odpowiedział na nasze zaproszenie. Jednocześnie zachęcam do lektury naszej poprzedniej rozmowy, w której poruszyliśmy wiele tematów związanych z historią Rakowa i naszych pojedynków.
Meczem w Częstochowie otwieramy rundę rewanżową. Jak podsumujesz postawę Rakowa w pierwszej części sezonu?
Na początku Raków stracił, ale później odrobił i teraz nasze miejsce jest mniej więcej takie, jak należy. Natomiast z kilku względów była to dla nas ciężka runda, stąd wiele osób wyraża się o Rakowie negatywnie, nie mając pełnej wiedzy o tym, co tak naprawdę dzieje się w klubie. Ja nie mam potrzeby mówić i pisać o wszystkim tylko po to, aby zebrać dodatkowe lajki. Przede wszystkim kadra nie była odpowiednio zestawiona, aby łapać punkty na wszystkich frontach. Niektórzy powiedzą, że doszły duże nazwiska, takie jak Bulat, Diaby-Fadiga czy Konstantópoulos, mimo to na początku nie grało to, jak należy. Moim zdaniem drużyna potrzebowała czasu, aby wszystko mogło się zazębić. Zmian w kadrze było dużo, do tego doszły kontuzje, dlatego początek sezonu był ciężki. W pewnym momencie pojawiały się nawet głosy nawołujące do zwolnienia trenera, ale kryzysy trzeba przezwyciężać i cała sztuka polega na tym, aby w takich momentach karta się odwróciła. Nam się to udało i dziś idziemy jak burza w Europie, a w lidze też wyglądamy coraz lepiej. Uważam, że tę rundę zakończymy jeszcze dwoma zwycięstwami, niestety m. in. waszym kosztem. Koniec końców runda jesienna w naszym wykonaniu była dobra, natomiast jako kibic polecam krytycznie podchodzić do informacji podawanych w Internecie. Czasem spotykam się z opiniami, że ktoś nie pamięta tak słabego meczu, odkąd kibicuje Rakowowi – wtedy wiem, że nie mamy o czym rozmawiać, bo sam doskonale pamiętam ciężkie czasy w naszej całkiem niedawnej historii.
A co sądzisz o formie GieKSy?
Wydaje się, że ten sezon jest dla was cięższy niż poprzedni, w roli beniaminka. Z drugiej strony takie mecze jak pucharowy z Jagiellonią pokazują, że w waszej drużynie jest potencjał i gdybyś zapytał mnie o kandydatów do spadku, to nie wskazałbym w tym gronie GieKSy. Myślę, że te niegdyś „ulubione” przez was pozycje 8-12 w 1. lidze są teraz w waszym zasięgu, jeśli chodzi o Ekstraklasę. Natomiast z zachwytem obserwuję kibicowski boom na GieKSę, spowodowany m.in. nowym stadionem. Miałem okazję być w waszym sklepie „Blaszok”, który wygląda okazale, co chwilę przychodzili ludzie nie tylko na zakupy, ale też pogadać i zapytać o bieżące sprawy. Gdyby taki stadion jak wasz powstał w Częstochowie, to również byłby to dla nas impuls do kibicowskiego rozwoju.
Pytając o GKS w tym sezonie, przeważały opinie, że głównym powodem słabszej formy na początku sezonu był transfer Oskara Repki. Jak ten zawodnik odnalazł się pod Jasną Górą?
Pierwsze wejście Repki do zespołu było bardzo dobre. Z czasem nieco przygasł, być może z tego względu, że Marek Papszun wymaga więcej niż w większości innych klubów, nie tyle w kwestii samego zaangażowania na boisku, ale przede wszystkim całej otoczki. Była taka sytuacja po naszym meczu z Górnikiem, przegranym u siebie 0:1, który był chyba najsłabszy w całej rundzie: gra była fatalna i gdy po meczu trener nie przebierał w słowach, to mocno oberwało się m. in. Repce. Oskar wylądował na ławce i było to trudne zderzenie z rzeczywistością Marka Papszuna. Być może w GieKSie wyglądało to inaczej – po porażce trener reagował w inny sposób, jak przystało na beniaminka, natomiast w Rakowie wylicza się każdy błąd. Sam nie zwracam dużej uwagi na aspekty piłkarskie, ale czytałem opinie, że w ostatnim meczu ze Śląskiem Repka był jednym z naszych najsłabszych ogniw. Dla mnie jest to piłkarz z ogromnym potencjałem, pozostaje jednak pytanie, czy na dłuższą metę dopasuje się do naszego stylu gry. Z drugiej strony za chwilę w Rakowie będzie nowy trener, więc rola Repki też może się zmienić.
Jest też piłkarz, który kiedyś próbował podbić Częstochowę, a dziś nie wyobrażamy sobie bez niego GieKSy. Uważasz, że patrząc na obecną formę Bartosza Nowaka, odpuszczenie go przez Raków było błędem?
Przede wszystkim Bartek jest fajnym człowiekiem – otwartym, uśmiechniętym, radosnym. Widać, że gra sprawia mu przyjemność. Trudno uważać jego transfer za błąd. Kiedyś przygotowałem dla trenera statystykę zawodników, którzy nie sprawdzili się w Rakowie – większość wylądowała w 2. lub 3. lidze. Tacy jak Nowak są wyjątkami, ale nie znam dokładnie kulis jego odejścia – może sam na to nalegał, a może naciskał agent. Ja widziałbym Bartka w Rakowie, ale w tamtym czasie rywalizacja na jego pozycji była ogromna. Ponadto czasem po prostu tak jest, że w jednym klubie zawodnik gaśnie, a gdzie indziej, przy innym trenerze rozkwita i taki transfer okazuje się strzałem w dziesiątkę.
„Gdy pojawiła się informacja, że Papszun wraca, miałem mieszane uczucia, zastanawiając się, czy jest szansa po raz drugi napisać tę samą historię” – to twoje słowa z naszej poprzedniej rozmowy. Wszystko wskazuje na to, że twoje obawy były słuszne.
Mimo całego zamieszania, jakie od kilku tygodni trwa w Częstochowie, z Markiem Papszunem wciąż mam dobre relacje. Po jednym z ostatnich meczów porozmawiałem trochę dłużej z trenerem i poznałem jego punkt widzenia oraz odczucia co do obecnej sytuacji w klubie. Dlatego teraz, gdy spotykam się z innymi kibicami i słucham niepochlebnych opinii na temat trenera, to staram się tonować nastroje. Trener Papszun nie jest idealny ani bezbłędny, ale takie sprawy często mają drugie dno i nie inaczej jest w tym przypadku.
Po ewentualnym odejściu Marek Papszun zachowa status legendy?
Pod koniec jego pierwszej kadencji byłem wśród inicjatorów uroczystego pożegnania trenera w naszym kibicowskim lokalu, wręczyliśmy mu też piłkę z napisem „trener – legenda”. Żegnaliśmy go jak króla, tymczasem niedługo później on wrócił. To dowód na to, że zarząd nie był przygotowany na jego odejście, decydując się na Dawida Szwargę. Poza tym nastroje byłyby inne, gdyby w poprzednim sezonie Raków zdobył mistrzostwo. Nie każdemu pasuje praca z Markiem Papszunem, ale trzeba pamiętać, że w tym, co robi, jest profesjonalistą i nawet w sytuacji, gdy jedną nogą jest w Legii, to jego piłkarze wychodzą na boisko przygotowani i wygrywają kolejne mecze. Po pamiętnej konferencji wielu w to zwątpiło – pojawiły się głosy, że piłkarze będą grać przeciwko trenerowi. Z kolei po wysokich zwycięstwach z Rapidem i Arką ci sami ludzie mówili: wygrali, bo chcieli zrobić na złość Papszunowi. Można oszaleć…
Po deklaracji trenera o chęci trenowania Legii studziłeś na Twitterze gorące głowy częstochowskich kibiców. Jakie uczucia dominują – zawód czy zrozumienie?
Zdecydowanie negatywnie odebrano tę wypowiedź trenera, przede wszystkim co do miejsca i czasu. Natomiast ja patrzę na to w inny sposób. Owszem, trener mógł to rozegrać inaczej, ale z drugiej strony, gdyby tego nie zrobił, a niedługo później wypłynęłaby informacja o jego przejściu do Legii, to spotkałby się z zarzutem, że nas zdradził i ukrywał prawdę. Wszyscy wiemy, że Papszun jest Legionistą, warszawiakiem i prowadzenie stołecznych zawsze było jego marzeniem. W Częstochowie zrobił kawał dobrej roboty, dlatego nie widzę w jego słowach aż tak dużej sensacji, jak przedstawiają to media.
Kwestia „transferu” Papszuna do Legii jest już oficjalna?
Nie mam pojęcia. Oficjalne jest porozumienie Rakowa z Łukaszem Tomczykiem – trenerem Polonii Bytom. Było już wiele wersji rozwoju sytuacji, natomiast jeśli miałbym obstawiać, to moim zdaniem Papszun zostanie w Częstochowie do końca rundy (kilka godzin później taką informację podał Tomasz Włodarczyk w serwisie meczyki.pl – przyp. red.).
W ostatnich tygodniach forma zarówno Rakowa, jak i GKS-u wyraźnie poszła w górę. To, co jeszcze nas łączy, to lanie od ostatniego w tabeli Piasta Gliwice. Jak do tego doszło w Częstochowie?
Na ten temat nie powiem zbyt wiele, bo choć w ciągu ostatnich 18 sezonów opuściłem zaledwie siedem domowych meczów Rakowa, to właśnie z Piastem był jeden z nich. Ani go nie oglądałem, ani też nie analizowałem tej porażki. Po pierwsze, Daniel Myśliwiec jest dobrym trenerem i szybko odcisnął swoje piętno na drużynie, a po drugie liga jest mega wyrównana i nawet tak niskie miejsce w tabeli jak Piasta nie znaczy, że nie potrafią się odgryźć. Inna sprawa, że Rakowowi zawsze lepiej gra się z drużynami z czołówki – nie wiem, czy to kwestia motywacji, czy czegoś innego. Mimo że Piast zdobył 6 punktów z naszymi drużynami, to uważam, że w końcowym rozrachunku znajdzie się mimo wszystko w trójce spadkowiczów.
Jeśli natomiast chodzi o czołówkę ligi, to wielokrotnie podkreśla się w mediach postawę Jagiellonii, która dobrze prezentuje się we wszystkich rozgrywkach. Tymczasem Raków radzi sobie równie dobrze, o ile nie lepiej, bo w przeciwieństwie do Jagi nadal ma szansę na Puchar Polski. Cele na ten sezon pozostają niezmienne?
Zdecydowanie. Zarówno trener, jak i piłkarze zarabiają takie pieniądze, że nie ma innego celu jak mistrzostwo. Pochwały dla Jagiellonii przypominają mi laurki dla Rakowa przy okazji marszu z 1. ligi do Ekstraklasy – jak to wszystko było doskonale poukładane. Jaga wygląda nawet lepiej – ogromny stadion, odpowiednie zaplecze infrastrukturalne i kibicowskie. Z kolei Raków jest w Polsce wyśmiewany przede wszystkim za brak stadionu. Mieliśmy swoje pięć minut zachwytów w mediach, a teraz każdy gorszy moment jest dodatkowo rozdmuchiwany. Nic się jednak nie zmienia: zarówno mistrzostwo, jak i Puchar Polski są dla nas mega ważne. Do tego jak najdłuższa gra w Lidze Konferencji. Po to sztab liczy tylu ludzi, by odpowiednio przygotować zespół do wszystkich rozgrywek, a wyniki muszą przyjść. Tym bardziej że w Pucharze robi się powoli autostrada do finału.
Musicie tylko uważać, by nie utknąć na bramkach z napisem „GKS Katowice”, ale przy odpowiednim zrządzeniu losu być może jeszcze będzie okazja o tym porozmawiać. Tymczasem skupiacie się na lidze i rozgrywkach europejskich. Czujecie się już w Sosnowcu jak u siebie?
W żadnym wypadku. Nie było tak ani w Bełchatowie, ani teraz w Sosnowcu. Trzeba być wdzięcznym włodarzom obu miast, że Raków miał gdzie grać, ale nie da się czuć dobrze poza Częstochową. Niby to tylko 60 kilometrów, ale każdy mecz w Sosnowcu bardziej przypomina bliski wyjazd niż mecz u siebie. Ciężko przyciągnąć tłumy na takie mecze, szczególnie tych najmłodszych – w Częstochowie byłoby to dużo prostsze. Sam stadion jest kapitalny do oglądania meczu, natomiast u siebie będziemy tylko w Częstochowie, choć na ten moment jest to nierealne. I pewnie w ciągu najbliższych lat się to nie zmieni.
Mimo że spodziewam się odpowiedzi, to i tak zadam ci to samo pytanie, co ostatnio: co nowego dzieje się w sprawie stadionu dla Rakowa?
Odpowiadam tak samo: nic się nie dzieje. Jakieś rozmowy się toczą, ale dopóki nie zobaczymy łopat na terenie budowy, to nie uwierzymy w żadne obietnice. Nie da się ukryć, że blokuje to rozwój klubu i Marek Papszun musi czuć to samo. Za każdym razem słyszy od prezesa, że rozmowy z Miastem są w toku – po pięciu czy sześciu latach można mieć już tego dość.
W poprzednim sezonie typowałeś gładkie 3:0 dla Rakowa w Częstochowie, tymczasem mecz potoczył się zupełnie inaczej.
Rzeczywiście, mój typ się nie sprawdził i po meczu śmiałem się w duchu, co ze mnie za znawca. Moim zdaniem tym meczem przegraliśmy mistrzostwo Polski, więc po czasie zabolało podwójnie. Szczególnie nie lubię przegrywać z Legią, Widzewem czy Lechem, a tutaj przyszła porażka z beniaminkiem. Mówi się trudno, bo takie wpadki się zdarzają. Myślę, że w najbliższą niedzielę 3:0 dla nas już musi być. Raków jest w gazie, a GieKSa będzie delikatnie podmęczona pojedynkiem z Jagiellonią, który musiał was sporo kosztować. Raków też co prawda grał ze Śląskiem, ale moim zdaniem wyglądało to trochę tak, jakby grał na pół gwizdka. Dlatego forma fizyczna będzie działać na naszą korzyść.
Wiem, że byłeś na Nowej Bukowej w pierwszej kolejce tego sezonu. Jak wrażenia?
Jak wspominałem w naszej poprzedniej rozmowie, tylko raz miałem okazję być na starej Bukowej – załapałem się na ostatni wyjazd w ubiegłym roku. W tym sezonie wiedziałem, że z powodu narodzin dziecka będę musiał odpuścić część wyjazdów, dlatego ucieszyłem się, że do Katowic jechaliśmy na samym początku i zdążyłem się do was wybrać. Miałem podobne odczucia jak z meczu w Lublinie – imponujący stadion, wszyscy ubrani na żółto, mnóstwo ludzi i kapitalny doping. Wielokrotnie podkreślałem, że doping ekip ze Śląska, takich jak GieKSa czy Górnik, to ścisły top w Polsce. Co do samego meczu to nie powiem za wiele, bo nie należę do tych, którzy szczególnie skupiają się na analizie boiskowych wydarzeń, najważniejsze było zwycięstwo 1:0. Cały wyjazd wspominam więc bardzo dobrze, z wyjątkiem incydentu z rozpylonym gazem, który wprowadził trochę zamieszania.
Kibice Klub Piłka nożna
Puchar Polski dla wyjazdowiczów
Wczoraj klub GKS Katowice ogłosił, że wszyscy wyjazdowicze (a było ich aż 1022!), którzy pojechali na mecz do Białegostoku, mają w systemie biletowym przypisany voucher, który można wymienić na darmowy bilet na pucharowe spotkanie z Jagiellonią.
Jak informuje na swojej stronie internetowej klub (tutaj): Wyjazdowicze na swoich profilach w Systemie Biletowym GieKSy otrzymali voucher rabatujący cenę biletu na mecz pucharowy do 0 zł. Z prezentu można skorzystać już teraz! Voucher nie obejmuje biletów parkingowych oraz VIP. Co ważne, jeśli któryś z wyjazdowiczów nabył już wcześniej bilet na mecz pucharowy, to wówczas może wykorzystać voucher przy zakupie biletu na mecz innej sekcji GKS-u w 2025 r.
To kolejny miły gest ze strony klubu w kierunku najwierniejszych kibiców GieKSy. Już w niedzielę, zaraz po decyzji o niegraniu, piłkarze GieKSy podeszli pod sektor gości, a część z nich się na nim znalazła. Tam podziękowali fanatykom za tak liczną obecność, wspomnieli, że zawsze grają w „12” i dziś też chcieli dla nas wygrać. Oprócz tego rozdali swoje koszulki najmłodszym kibicom GKS Katowice, którzy wybrali się do Białegostoku. O tej sytuacji piszą więcej sami kibice na Facebooku (tutaj).
Przypomnijmy, że mecz z Jagiellonią zostanie rozegrany w czwartek 4 grudnia o 17:00 na Arenie Katowice. Na ten mecz NIE obowiązują karnety – wszyscy kibice muszą zakupić bilety (lub wykorzystać wspomniany wcześniej voucher). Bilety dostępne są w internetowym systemie (tutaj).
Piłka nożna
Nowa Bukowa pisze swoją historię
Gdy wydaje nam się, że i tak dużo przeżyliśmy w tym roku, GieKSa dokłada kolejną cegiełkę. Do wspomnień. Do historii. Do legendy. Rok 2025 to kolejny, który będziemy mogli wspominać z rozrzewnieniem i dumą. To nie jest jeszcze podsumowanie, bo czeka nas niedzielny mecz z Rakowem Częstochowa. Ale to, jak szybko Nowa Bukowa zaczęła pisać swoją historię, jest po prostu ewenementem. Ten stadion to już nie nowość i ciekawostka. To miejsce, w którym JUŻ przeżyliśmy piękne chwile, o których będziemy pamiętać na zawsze.
Wczorajsze późne popołudnie i wieczór było magiczne. Nie pamiętam tak głośnych i długich podziękowań i świętowania po meczu. Mimo mniejszej niż na meczach ligowych frekwencji było w tym tyle esencji, a euforia utrzymująca się po bramce Bartosza Nowaka była ciągle wyczuwalna. Nasz zespół osiągnął naprawdę wielki sukces ogrywając – nie waham się tego określenia użyć – obecnie najlepszą drużynę w Polsce. Tak, Jaga mimo chwilowego zawahania (które i tak nie jest naznaczone porażkami), jest w mojej opinii najlepiej i najrówniej grającą drużyną naszej ekstraklasy. I co najlepsze – GieKSa wygrała ten mecz zasłużenie. Znów żelaznym realizowaniem taktyki i przede wszystkim efektywnością w działaniu. Piłkarze Jagi dwoili się i troili próbując wejść w nasze pole karne, a wręcz bramkowe, ale zaraz mieli naprzeciw siebie gąszcz nóg i tułowi katowickich rywali. Nasi piłkarze byli jak smok, któremu w momencie obcięcia jednej nogi (czytaj minięciu jednego przeciwnika), wyrastały trzy nowe. Przez to Jaga nie stworzyła sobie bardzo klarownych sytuacji. Było kilka zamieszań, kilka strzałów z dystansu, kilka interwencji Strączka. Ale summa summarum, podobnie, jak w meczu z Pogonią, zagrożenia wielkiego z tej ofensywy Jagi nie było.
Pan Piłkarz Bartosz Nowak… Boże. Przecież to jest obecnie najlepszy piłkarz ekstraklasy. Inteligencja i efektywność tego zawodnika sprawia, że śmiało może on kandydować do najlepszego piłkarza GKS w ostatnim dwudziestoleciu. Przy czym nie mówimy tu o dorobku, długiej grze, tylko walorach czysto piłkarskich. Uważam, że od czasu Przemysława Pitrego nie mieliśmy tak dobrego zawodnika, tyle że Bartek i od tego zawodnika jest dużo lepszy. To inny poziom, inna liga. Cieszmy się, że mamy takiego piłkarza w swoich szeregach. W poprzednim sezonie trochę kręciliśmy nosem, bo choć zawodnik imponował swoimi niekonwencjonalnymi zagraniami i również był efektywny, zaliczał asysty, to jakoś mieliśmy wrażenie, że jest tego za mało, jak na jego potencjał. Teraz ten potencjał wybuchł ze zdwojoną siłą. Zawodnik jest to wprost doskonały i dla takich ludzi dzieci zaczynają się interesować piłką nożną i wieszają plakaty nad łóżkiem. Po prostu mistrz.
W wywiadzie dla GieKSaTV Bartek powiedział, że pierwsza bramka to w zdecydowanej większości zasługa Marcela Wędrychowskiego. Mam z tym stwierdzeniem problem, bo zgadzam się, ale nie do końca. To znaczy uważam, że większość zasługi w tym golu jest i Marcela, i Bartka. Wiem, że to wbrew logice, ale trudno. Zaraz się skupię na Marcelu, ale to co zrobił Bartosz tym minięcie na spokoju przeciwnika to też był majstersztyk. Przecież gdyby uderzył od razu, ryzykowałby trafieniem w blokujących przeciwników. A tak zamarkował strzał, nawinął i już nie miał żadnych przeszkód, by trafić do siatki. To był jego kunszt. Wielu piłkarzy stosuje nadmierne dryblingi, nawet w takich sytuacjach, ale często są one zupełnie bez sensu. Tutaj było to działanie w ściśle określonym celu – zwiększenia prawdopodobieństwa zdobycia bramki. I to się udało perfekcyjnie.
W pierwszej połowie Bartek często stosował taki subtelny pressing, próbował przewidzieć błąd rywala, więc gdy Piekutowski miał piłkę, robił taki ruch, to w lewo, to w prawo, by ewentualnie przeciąć piłkę. Dosłownie pomyślałem sobie wtedy, że mało prawdopodobne jest, że coś takiego się uda, ale po chwili przyszła druga myśl: Pan Piłkarz Bartosz Nowak wie, co robi i skoro tak robi, to jest duża szansa, że w końcu będzie z tego efekt. I choć nie bezpośrednio, to jednak taki błąd przeciwnika wykorzystał właśnie Marcel Wędrychowski. To jak katowicki De Bruyne wyczuł i doskoczył do golkipera gości, to też była klasa. Liczyła się szybkość. I oczywiście geneza tego gola jest po stronie Marcela. A potem był już kunszt Nowego.
W ataku zagrał tym razem Ilja Szkurin. Zawodnik przepychał się z rywalami, walczył. Sytuacji przez sporą część meczu nie miał. Ale jak już przyszło do pokazania swoich umiejętności, to i tu Białorusin spisał się świetnie. Najpierw świetne przyjęcie klatką, potem asysta oczywiście od Nowaka, no i pozostało już pewne wykończenie. Choć przyznam, że bardziej niż ten gol, podobało mi się zachowanie Ilji, przy golu na 3:1. Poszedł jak ten dzik na Vitala i już sam nie wiem, czy nasz zawodnik dziubnął tę piłkę czy rywal, ale ta agresja to było coś wspaniałego i doprowadziła ona do tego, że piłka trafiła pod nogi Nowaka, a ten – znów w wybitny sposób – strzelił niczym bilą do łuzy. W ogóle mam wrażenie między Szkurinem, a Nowakiem jest jakaś chemia, to jak współpracują i cieszą się wspólnie po bramkach, ten uśmiech na ustach i radość – coś pięknego. A Ilja w ogóle jeszcze punktuje u mnie dodatkowo tym, że ma kota – ale to już prywata 😉
Około 80. minuty byłem też pod wrażeniem jednej rzeczy i bardzo ceniłem nasz zespół. Mianowicie za to, że nie cofnęliśmy się do głębokiej defensywy. Oczywiście kilka razy byliśmy bardzo głęboko, bo Jaga rzuciła na nas wszystkie siły, do Imaza dołączyli Pululu czy Pietuszewski i mając dwubramkową stratę, logicznym było, że ruszą na nas. I czasem zakotłuje się w polu karnym. Jednak GieKSa starała się jak tylko mogła oddalić grę i dość często to się udawało. Ceniłem to dlatego, bo nieraz w takiej sytuacji zespoły cofają się już na stałe w swoją szesnastkę i tylko czekają na wymiar kary. Zamiast po prostu grać swoje. Powiedziałem sobie wtedy w duchu – właśnie w tej 80. minucie – że jeśli GKS straci dwa gole, to nie będę miał żadnych pretensji za ten sposób gry, bo ostatecznie to zmniejsza ryzyko utraty bramek, a nie zwiększa. Ostatecznie Jagiellonia strzeliła gola z rzutu karnego, bo Rafał Strączek w drugim meczu z rzędu znokautował rywala (poprzednio Kuuska, teraz Pozo), ale to była jedyna bramka gości w tym spotkaniu. I Rafał się do tego przyczynił również, broniąc dobrze i pewnie.
Ten mecz miał kilka analogii ze spotkaniem z ekstraklasy z poprzedniego sezonu. Znów wygraliśmy 3:1. Znów gola strzelił Pululu. I znowu katowiczanie zdobyli bramkę po fatalnym błędzie rywali w wyprowadzaniu piłki. Wtedy Nowak odebrał piłkę Halitiemu i gola strzelił Adrian Błąd, tym razem to Nowy był egzekutorem po świetnym odebraniu od Piekutowskiego. I znów euforia.
Dodajmy, że to już druga bramka w tym sezonie, w której nasz piłkarz odbiera piłkę bramkarzowi przeciwnika. W Płocku Rafałowi Leszczyńskiemu futbolówkę sprzed nosa zgarnął Marcin Wasielewski. Pressing się opłaca!
Nie zapominajmy też o świetnej defensywie naszej drużyny. To była kontynuacja gry z meczu z Pogonią. Poświęcenie, żółty (w tym przypadku czarny) mur naszych piłkarzy, wślizgi, bloki i wybloki. To co było naszym mankamentem na początku sezonu, w dwóch ostatnich meczach stało się chlubą. Nasz zespół znakomicie gra w obronie. A jeśli dołożymy do tego fakt, że nie opieramy się tylko na kontrach, tylko budujemy ciekawie swoje akcje ofensywne, można powiedzieć, że rozwój tej drużyny trwa w najlepsze.
Kolejnym naszym problemem były tracone nałogowo bramki do szatni. Już o tym zapomnieliśmy, choć Pululu akurat trafił na kilka minut przed końcem. Ale ostatnio mamy mecze na zero z tyłu, tych goli do szatni też po prostu nie zaliczamy. A tymczasem trend się odwrócił. Gdy ja się cieszyłem, że mamy spokojne 0:0 do przerwy i jedna minuta doliczona, GieKSa przeprowadziła swoją skuteczną akcję. Dla mnie to był totalny bonus, bo mentalnie byłem przy remisie do przerwy. A potem w doliczonym czasie całego meczu Bartosz ponownie strzelił gola.
Euforia po tej bramce była niebywała. Z wszystkich spadło ciśnienie. Te okrzyki „GKS! GKS!” i „Loooo, lolo loooooooo” po bramce przypominały stare czasy, jeszcze z lat 90., kiedy właśnie tak celebrowało się bramki. Absolutnie piękna sprawa.
Trener oczywiście na konferencji jest „oficjalny”, więc gdy zapytałem go, czy ma satysfakcję, że utarli nosa Jagiellonii za ten mecz ligowy, który się nie odbył powiedział, że nie rozpatruje tego w takich kategoriach. Za to my, jako kibice możemy – bo to też jest kwintesencja kibicowania, takiego bym powiedział w stylu angielski, czyli takie prztyczki, docinki. Więc troszkę Jaga dostała za swoje za to, że nie przygotowali boiska i lekceważąco podeszli zarówno do naszej drużyny, jak i kibiców, którzy do Białegostoku przyjechali. Chytry traci. Więc nie było co kombinować, trzeba było w tamtą niedzielę zagrać. Choć może Jaga wiedziała, co ją czeka i po prostu się bała?…
Myślałem o takim performancie, żeby trenerowi Siemieńcowi wręczyć łopatę do odśnieżania po meczu, ale stwierdziłem, że nie będę takich cyrków robił, choć wydaje mi się to całkiem zabawne (ach, pamiętny Puchar Pepco). Jednak nawet gdybym już miał sprzęt przygotowany, to w ostatniej chwili bym zrezygnował. Widząc przybitego trenera gości, włączyłaby mi się empatia i po prostu bym mu już nie dowalał. Poza tym mógłbym z tej konfrontacji nie wyjść żywy 😉
Jesteśmy w ćwierćfinale. Po raz pierwszy od 21 lat. W końcu po latach upokorzeń, kompromitacji i pucharowych dramatów, przeszliśmy już trzy rundy i zagramy na wiosnę w tych rozgrywkach. Czy znów naszym przeciwnikiem będzie ekipa z ekstraklasy? A może jakaś drużyna z niższej ligi? W ósemce znalazły się Avia Świdnik, Zawisza Bydgoszcz i Chojniczanka. To byłyby bardzo ciekawe opcje. W każdym razie droga na Narodowy zrobiła się realna. Trzeba będzie walczyć o to ze wszystkich sił.
W niedzielę Raków. Na zakończenie roku. GKS Katowice ma obecnie sześć zwycięstw w siedmiu ostatnich meczach. Bilans to znakomity. Trochę osób wieszczyło, że po porażce z Piastem w pozostałych spotkaniach nie zdobędziemy już żadnych punktów, że wszystko przegramy. Tymczasem mecz w Białymstoku się nie odbył, a potem z Pogonią i Jagą GKS po bardzo dobrej grze odniósł zwycięstwa. Naprawdę – wierzmy w tę drużynę.
Oczywiście z Rakowem łatwo nie będzie, bo piłkarze Marka Papszuna złapali dobry rytm. Odprawili z kwitkiem Rapid Wiedeń i Arkę strzelając im po cztery gole, wyeliminowali także Śląsk Wrocław. Więc przeciwnik jest trudny, ale przecież w lutym pokonaliśmy go w Częstochowie. A GieKSa jest na tyle w dobrej dyspozycji, że nie ma powodów, by nie wierzyć, że przy Limanowskiego nasz zespół nie jest w stanie grać o zwycięstwo.



Najnowsze komentarze