Hokej Piłka nożna Piłka nożna kobiet Prasówka Siatkówka
Siatkarze GKS-u ustąpili dopiero w tie-breaku – przegląd mediów

Zapraszamy do przeczytania doniesień mass mediów, które obejmują informacje z ubiegłego tygodnia dotyczące sekcji piłki nożnej, siatkówki oraz hokeja GieKSy.
Drużyny piłkarskie GieKSy zakończyły rundę jesienną sezonu 2021/22. Trwa podsumowanie rozegranych do tej pory spotkań oraz ustalanie przygotowań i sparingpartnerów. Na weszlo.com obszerny wywiad z trenerem piłkarzy Rafałem Górakiem – zapraszamy do lektury całości stronie weszlo, gieksa.pl przytacza tylko fragmenty…
Siatkarze w ubiegłym tygodniu rozegrali jedno spotkanie, z Projektem Warszawa ulegając 2:3. Kolejne spotkanie zespół zagra z PGE Skrą Bełchatów, na wyjeździe. Mecz rozpocznie się w piątek 17 grudnia o godzinie 20:30.
Ze względu na stwierdzone zakażenia wirusem SARS-CoV-2 u dwóch hokeistów GieKSy i nałożone kwarantanny na następnych ośmiu, spotkania które drużyna miała rozegrać w tym tygodniu zostały przełożone: na 17 grudnia (z Re-Plast Unią Oświęcim) oraz na 30 grudnia (z Tauron Podhale Nowy Targ). Zarząd klub podjął decyzję o czasowym zawieszeniu treningów zespołu.
PIŁKA NOŻNA
kobiecyfutbol.pl – Tarnovia wycofuje się z ligi
Nie takiego prezentu mikołajkowego spodziewały się zawodniczki Tarnovii. Przed godziną Polskę obiegła wieść, że tegoroczny beniaminek zostaje wycofany z rozgrywek Ekstraligi.
Jako pierwszy informację podał serwis TEMI. Z informacji zamieszczonej w tekście dowiadujemy się, że zespół zostaje wycofany z powodów finansowych.
[…] Tarnovia po rundzie jesiennej zajmowała dziesiąte miejsce, zdobywając 9 punktów. Bilans spotkań to trzy zwycięstwa i osiem porażek, a bramkowy 13-40.
Tarnovia jednak zagra wiosną w Ekstralidze?! “Wyjść jest kilka”
W tym tygodniu nic nie emocjonuje w naszym kraju kibiców kobiecej piłki jak informacja o wycofaniu z rozgrywek Ekstraligi Tarnovii Tarnów. Okazuje się, że informacja przekazana przez prezes Magdalenę Pasek może okazać się zbyt pochopna i zespół z Małopolski zobaczymy wiosną w akcji na najwyższym poziomie.
[…] Okazuje się jednak, że rezygnacja z gry w elicie wcale nie musi dojść do skutku. O wszystkim mogą zadecydować… pieniądze. Nowe fakty przedstawił w tej sprawie Mateusz Miga na łamach TVP Sport. Na ich stronie internetowej czytamy bowiem, że w przypadku wycofania Tarnovii z Ekstraligi, klub musiałby oddać do Polskiego Związku Piłki Nożnej pierwszą transzę finansowego wsparcia, jakie od poprzedniego sezonu gwarantuje PZPN. Beniaminek otrzymał już z piłkarskiej centrali 50 tysięcy złotych, a drugie tyle dostałby w przypadku dalszej gry, w rundzie wiosennej. Jeśli faktycznie tarnowski klub wycofa się dalszej rywalizacji w tym sezonie, będzie zmuszony do oddania PZPN-owi wyżej wymienionej sumy. To w przypadku klubu, którego jednym z powodów upadku mają być rzekomo finanse, może okazać się ogromnym problemem. Warto także dodać, że tarnowski klub wysłał do Związku prośbę o zwolnienie z obowiązku zwracania tej kwoty, co jednak formalnie będzie niemożliwe.
Co więcej, ogromne zdziwienie wzbudza termin publikacji oświadczenia o wycofaniu drużyny z rozgrywek. Na podjęcie takiej decyzji, klub ma bowiem jeszcze sporo czasu, w którym można było postarać się o pozyskanie finansów na dalsze funkcjonowanie zespołu
[…] – Na jakiej podstawie klub twierdzi, że nie starczy pieniędzy, skoro magistrat nie zdecydował jeszcze o podziale środków na nowy rok? Od pani prezes dostaliśmy informację, że przy rozdziale miejskich środków będziemy w pierwszym koszyku, a więc można spodziewać się, że dotacja będzie przyzwoita. Klub spożytkował już pierwszą transzę od PZPN w postaci 50 tysięcy złotych. W jaki sposób? Nie wiem, ale przecież na wiosnę była zaplanowana druga rata od PZPN, w takiej samej kwocie. Do tego są sponsorzy. Część z nich przelała już pieniądze na drużynę kobiet za cały sezon i teraz czują się oszukani. Niektórzy twierdzą, że gdyby wiedzieli o problemach, byliby w stanie trochę dołożyć. Uważam, że za nami dobry rok, w którym otrzymaliśmy największą dotację w historii. Było biednie, jak na warunki Ekstraligi, ale łączyliśmy koniec z końcem – dodał w tym samym artykule trener tarnowianek, Michał Jarząb.
[…] Na chwilę obecną trudno przewidzieć jaki będzie finał tej sprawy. Kapitan beniaminka Ekstraligi, Katarzyna Tyrek zaznaczyła, że zespół chciałby grać dalej, jednak nie wie czy stanie się to pod szyldem Tarnovii, bowiem zaistniała sytuacja spowodowała, że wiele zawodniczek nie chce już mieć z tym klubem wiele wspólnego. Piłkarka dziesiątej obecnie siły Ekstraligi nie wyklucza jednak pozostania w dotychczasowych barwach.
– Wyjść jest kilka. Jeśli klub nie jest w stanie podołać finansowo, a nie chce robić krzywdy drużynie to można porozmawiać z innym podmiotem. Pójść do innego klubu, nawet w gminie Tarnów. No chyba, że celem było po prostu zniszczenie tego zespołu – zakończył trener Michał Jarząb.
dziennikzachodni.pl – GKS Katowice, Zagłębie Sosnowiec, GKS Tychy, Skra, GKS Jastrzębie i Podbeskidzie po półmetku. Kto dobrze wypadł, kto zawiódł? PODSUMOWANIE
[…] GieKSa po awansie w czterech pierwszych spotkaniach nie zdobyła kompletu punktów. Udało się to w 5. kolejce z Zagłębiem Sosnowiec po wygranej 3:2. Jednak potem katowiczanie doznali trzech porażek z rzędu, tracąc aż 11 bramek (przy trzech strzelonych). Ekipa trenera Rafała Góraka z czasem okrzepła w pierwszoligowych realiach i zaliczyła serię sześciu spotkań bez przegranych (zakończoną w Łodzi z ŁKS-em 0:1). Przed porażką przy Bukowej z Miedzią 2:3, GieKSa była niepokonana u siebie od czterech meczów (trzy zwycięstwa). Na koniec roku w Barbórkę katowiczanie zdobyli jeszcze stadion Podbeskidzia, w dobrych humorach udając się na zimowy odpoczynek.
sportdziennik.com – Filip Szymczak: Apetyt miałem na więcej
Rozmowa z Filipem Szymczakiem, 19-letnim napastnikiem wypożyczonym z Lecha Poznań do GKS-u Katowice.
Wygrana 2:1 z Podbeskidziem po pańskim dublecie – trudno było o lepszy scenariusz na zakończenie rundy jesiennej?
Filip SZYMCZAK: – Satysfakcja była duża – przede wszystkim dlatego, że odnieśliśmy pierwsze zwycięstwo na wyjeździe, którego długo szukaliśmy. To pozytywny sygnał na przyszłość. Wiemy też, jaka była otoczka tego meczu. Trzeba wspomnieć o naszych kibicach. Cieszę się, że mogę reprezentować barwy takich klubów. W niedzielę oglądałem mecz Lecha w Lubinie, z Poznania przyjechało mnóstwo kibiców – tak jak w Bielsku-Białej był pełen sektor z Katowic. Graliśmy w Barbórkę, a jesteśmy przecież Górniczym Klubem Sportowym. Jako chłopak z Wielopolski coś tam wcześniej oczywiście słyszałem, ale dopiero będąc na miejscu, w Katowicach, poczułem ten klimat. Co do samej gry – wierzę, że w przyszłości będzie wyglądała jeszcze lepiej. Są rezerwy. GKS to klub, który rozwija się, ma ambicje wyższe niż miejsce w tabeli, które zajmujemy.
[…] Sześć goli to dorobek, z którego jest pan zadowolony?
Filip SZYMCZAK: – Na samym starcie muszę zaznaczyć, że I liga jest może nie tyle specyficzna, co ciężka, mocna fizycznie, w której występuje duża waleczność, a to mój pierwszy sezon na tym poziomie. Wcześniej grałem w II lidze i ekstraklasie. Są pewne różnice, dlatego potrzebowałem trochę czasu, by się z I ligą oswoić. Dużo od siebie wymagam, dlatego nie ma co ukrywać: był apetyt na jeszcze lepsze liczby. Pamiętam mecz ze Stomilem, w którym zdobyłem dwie bramki, tyle że z minimalnych spalonych i cofnięto mi je po VAR-ze. Szanuję to, co mam, ale mam nadzieję, że ten dorobek zostanie jeszcze powiększony.
Czy dużo nauczył się pan przez pół roku gry w GieKSie?
Filip SZYMCZAK: – Zostałem wypożyczony do Katowic, by regularnie grać. Widzimy, co dzieje się w Lechu – to sezon mistrzowski, dlatego uważam, że moja szansa tam na regularną grę w ekstraklasie byłaby niewielka. Ktoś może powiedzieć, że zrobiłem krok do tyłu, odchodząc do I ligi, ale patrzę na to wręcz przeciwnie. Chodziło o mój dalszy rozwój, a w młodym wieku najważniejsza jest regularna gra. Różnica w stylu i funkcjonowaniu na boisku między Lechem a GKS-em musi być, nie ma co ukrywać. Lech rok w rok chce narzucać rywalom swoje warunki, dominować. Jesteśmy świadomi, że dla GieKSy to trochę taki sezon przejściowy – cieszę się, że jestem jego częścią – dlatego nie brakowało meczów, w których nie byliśmy faworytem, oddawaliśmy przeciwnikowi pole, ustawiając się w średniej albo niskiej obronie. Wiele nauczyłem się w poruszaniu w defensywie, między formacjami, co na pewno zaprocentuje w przyszłości. Nigdy też nie grałem w ustawieniu na dwie „dziesiątki” i jednym napastnikiem. Wcześniej drużyny, w których występowałem, zawsze miały też nominalnych skrzydłowych, a w GKS-ie przeszliśmy na wahadła. Te doświadczenia z gry w innym systemie będą dla mnie bardzo cenne.
[…] Idzie pan drogą Kamila Jóźwiaka, czy Tymoteusza Puchacza, dla których wypożyczenie z Poznania do Katowic było trampoliną do kariery.
Filip SZYMCZAK: – Po prostu wychodzę na boisko i staram się robić to, co potrafię. Czasem było lepiej, czasem gorzej, a bagaż doświadczeń z pierwszego półrocza w Katowicach biorę ze sobą i wierzę, że mi w przyszłości pomoże. Nie narzucam sobie presji. Przed wypożyczeniem rozmawiałem z chłopakami, bo zależało mi na jak najlepszym miejscu do rozwoju. Otoczka wokół Lecha i GKS-u pewnie nie jest taka sama, ale zbliżona do siebie. Naprawdę wiele się w Katowicach przez te miesiące nauczyłem, czuję się tu komfortowo, w klubie panuje rodzinna atmosfera. „Puszka” wypowiadał się pozytywnie o klubie, a gdyby w przyszłości ktoś zapytał mnie, to też polecę GKS. Złego słowa nie powiem.
Wraz z Patrykiem Szwedzikiem mieliście rywalizować jako młodzieżowcy, a w końcówce rundy obaj ciągnęliście ofensywę GieKSy. Zaskoczenie, że tak się rozwinął?
Filip SZYMCZAK: – Nie jestem w szoku. Patryk to bardzo fajny chłopak. Pamiętajmy, że na początku sezonu miał problemy zdrowotne, ale na treningach było widać, że idzie do przodu. Cieszę się jego szczęściem. Jest starszy o rok, obaj jako młodzi dajemy coś ofensywie GKS-u, mamy najwięcej bramek, złapaliśmy fajny kontakt, bo dogadujemy się też poza boiskiem. Musieliśmy się poznać, dotrzeć, ale z meczu na mecz nasza współpraca wyglądała lepiej. Trzymam za niego kciuki.
[…] Lech ma możliwość skrócenia pańskiego wypożyczenia już tej zimy. Czy to właściwy moment, by – zapytać, czy zostanie pan w Katowicach na rundę wiosenną?
Filip SZYMCZAK: – W najbliższej przyszłości to się wyjaśni. Pewne opcje są, zatem nie będę spekulował i niczego deklarował.
Dni pełnej laby
Dwa zgrupowania, dziewięć sparingów – to plany pierwszoligowego beniaminka z Bukowej na zimowy okres przygotowawczy.
[…] Drużyna spotykała się do środy. Na katowickiej AWF oraz u klubowych fizjoterapeutów dokonano kompleksowego podsumowania motorycznego piłkarzy, każdy z nich odbył też tradycyjną indywidualną rozmowę z trenerem Rafałem Górakiem. W zespole nie zapowiada się na większe zmiany – rozstać mogą się pojedyncze osoby z grona tych, którzy grali najmniej. Teraz przed zespołem 10 dni pełnej laby, podczas których mają zresetować się przy niewielkiej fizycznej aktywności. Już za tydzień, 18 grudnia, zaczną się mocne treningi indywidualne według przygotowanych rozpisek. Na Bukowej ponownie zawodnicy spotkają się 6 stycznia – w na tyle dobrej formie, by przejść kolejne motoryczne testy.
Zimą, jak to w ostatnich latach bywało, GKS zaliczy dwa zgrupowania. Jedno, krótkie, 3-dniowe – odbędzie się tradycyjnie w Bielsku-Białej, podczas którego drużyna w ramach treningu wbiegnie na Klimczok. Miejscem tego drugiego, 6-dniowego, też będzie Bielsko-Biała. Przy Bukowej mówią wprost, że na zagraniczne wojaże o tej porze roku jeszcze przyjdzie czas. Na okres przygotowawczy zaplanowano 9 sparingów, w tym próba generalna z ligowym rywalem, Odrą Opole. Prócz tego GieKSę sprawdzą też I-ligowcy z Jastrzębia i Bielska-Białej, krakowscy II-ligowcy Garbarnia i Hutnik, III-ligowcy LKS Goczałkowice, Rekord Bielsko-Biała i Pniówek Pawłowice oraz IV-ligowy Ruch Radzionków, z którym katowiczanie mierzyli się już podczas rundy jesiennej, wygrywając 6:0. Wiosna dla podopiecznych Rafała Góraka zacznie się od dwóch wyjazdów: 26 lutego do Nowego Sącza i 5 marca do Sosnowca, a na Bukową wrócą tydzień później, podejmując Chrobrego Głogów.
weszlo.com – Gdybyśmy nie zmienili kierunku, ten zespół poszedłby na rzeź
GKS Katowice rozegrał jesienią dwie zupełnie inne części. W pierwszej był chłopcem do wpuszczania goli, w drugiej stał się wyrachowany i trudny do pokonania dla każdego przeciwnika. Wszystko dzięki konkretnym zmianom wprowadzonym przez Rafała Góraka i jego sztab. Całościowo dało to w miarę spokojną sytuację przed wiosną w I lidze. Rozmawiamy ze szkoleniowcem śląskiego beniaminka. Co zmienił w grze swojej drużyny i dlaczego działo się to z dnia na dzień? Co mogło zgubić jego piłkarzy na początku sezonu? Czy mecz ze Stomilem traktował jako grę o posadę? W jakich okolicznościach obejrzał pierwszą czerwoną kartkę w karierze trenerskiej i czego mu brakuje u sędziów? Co GKS Katowice udowodnił jesienią jeśli chodzi o politykę transferową? Dlaczego w kadrze zespołu są sami Polacy? Co najbardziej stresowało Góraka wiosną, gdy ważyły się losy awansu na zaplecze Ekstraklasy? Zapraszamy.
20 meczów, 23 punkty, trzynaste miejsce w tabeli – nie jest to szczególny powód do dumy, ale biorąc pod uwagę pierwszą część jesieni w waszym wykonaniu i tak dobrze kończycie rok.
Dokładnie. Zdecydowanie najtrudniejszy był dla nas okres od 6. do 10. kolejki. Sam start mieliśmy całkiem niezły. Punktowo może nie było tego widać, ale przegraliśmy wtedy tylko raz i graliśmy z ułańską fantazją. Na dłuższą metę okazało się to niebezpieczne. Po pierwszych dziesięciu meczach wiedzieliśmy, że znajdujemy się w trudnym położeniu.
Mieliście wtedy 23 stracone gole, czyli aż o sześć więcej niż drugi zespół w tej klasyfikacji. GieKSa gwarantowała rozrywkę, ale niekoniecznie w pożądaną przez was stronę.
To był koszmarny wynik, zwłaszcza że – jak pan wspomniał – drugi najgorszy zespół i tak miał sześć wpuszczonych bramek mniej. Nie było łatwo się z tego wygrzebać. Gdy już liga się zacznie i wpadnie się w taki dołek, to mecz goni mecz i możesz nie zdążysz zareagować, czas przeleci ci przez palce. Nam na szczęście udało się dojść do sedna problemu i pomóc drużynie. Nie było wyjścia, musieliśmy coś zmienić. Gdybyśmy ciągle szli w tym samym kierunku i próbowali ulepszać wszystko według wcześniejszych założeń, to poprowadzilibyśmy ten zespół na rzeź.
[…] Drużyna nie była na starcie zbyt pewna siebie? Po jednym z meczów zasugerował pan między wierszami, że przydałoby się więcej pokory. Rafał Figiel w dzienniku „SPORT” przyznawał, że był zszokowany słabym początkiem. Pan zapowiadał przed sezonem, że każdy punkt i każde zwycięstwo trzeba będzie wyszarpać, ale najwidoczniej w praktyce zawodnicy tak nie myśleli.
Być może tak było, ale nie chciałbym mówić dziś z pełnym przekonaniem, że chłopaki zbyt pewnie weszli w sezon. Moją rolą jako trenera było zareagowanie na sytuację, obojętnie, w którym momencie. Często trener najbardziej czujny musi być przy dobrej passie, po kilku wygranych z rzędu.
[…] No i wygraliście ze Stomilem w doliczonym czasie po analizie powtórek, ale w następnej kolejce straciliście w końcówce dwubramkowe prowadzenie z GKS-em Tychy. Nie bał się pan o mentalność zawodników, o to, że mogą zwątpić również w nową strategię?
Nie bałem się, ponieważ z niejednego trudnego momentu już razem wyszliśmy. Z większością pracowałem znacznie dłużej niż dwa miesiące w I lidze. Nic nie buduje tak, jak wygrana, ale mimo wszystko mecz z Tychami pokazał nam, że idziemy we właściwą stronę jeśli chodzi o sposób gry. Dzień później podczas analizy widzieliśmy tak dużo dobrego w naszej grze, że ciężko było spuszczać głowy. Jakby nie patrzeć, zdobyliśmy czwarty punkt w dwóch meczach i uznaliśmy to za dobry znak. Rywale poza stałymi fragmentami nic nie byli w stanie nam zrobić. Drugi gol to zwyczajnie fatalny przypadek.
[…] W pierwszych dziesięciu meczach GieKSa zdobyła siedem punktów, straciła 23 gole i znajdowała się w strefie spadkowej. Za okres od zmiany ustawienia byłaby trzecia w tabeli, a bramek straciła jedynie 10. Pojawiło się więcej pragmatyzmu w waszej grze, ale rozumiem, że to mimo wszystko okres przejściowy i docelowo chcecie wrócić do efektowniejszego futbolu?
W pierwszej kolejności chciałbym, żeby moją drużynę postrzegano jako grającą w piłkę, grającą ofensywnie i dającą dużo radości. Taki był nasz pomysł w II lidze i na początku po awansie. Nadal uważam, że również wtedy mieliśmy niezłe mecze. Musieliśmy jednak przypomnieć zespołowi o rozwadze w grze i tym, jak istotnym elementem jest bronienie. Teraz niekoniecznie trzeba zmieniać ustawienie, żeby prezentować efektowny futbol. Przy systemie z trójką stoperów możliwości ofensywne są olbrzymie, natomiast trzeba sobie jasno powiedzieć, że nad atakowaniem w tym systemie nie pracowaliśmy jesienią praktycznie wcale. Skupialiśmy się na obronie i w tym zakresie starałem się jak najwięcej metodycznie przekazać piłkarzom.
W przedostatniej kolejce, z Miedzią, też działy się rzeczy niemalże historyczne. Po raz pierwszy w trenerskiej karierze otrzymał pan czerwoną kartkę.
Czerwoną za dwie żółte, w ciągu dosłownie dwudziestu sekund zostałem dwukrotnie ukarany. Tak samo uzasadnione, tak samo opisane. Panu sędziemu chyba zadudniło w uszach, dlatego dostałem dwie kary. Do dziś nie wiem, za co wyleciałem.
Poczuwał się pan do winy, ale za pierwszą kartkę.
Opuściłem strefę dla trenerów, krzycząc: – Panie sędzio, za co jest ten faul?! Niczego teraz nie wygładzam, nie użyłem żadnego epitetu czy przekleństwa. No ale opuściłem strefę, więc na wniosek arbitra technicznego dostałem żółtą kartkę. Wróciłem do strefy, odwróciłem się w kierunku ławki, chcąc dosadnie poinstruować moich zawodników przed obroną rzutu wolnego i chyba wtedy sędzia zdecydował, że pokaże mi czerwoną kartkę. Cóż, młody facet, też się uczy i zbiera doświadczenie. Po meczu pogadaliśmy z 10 minut.
[…] Z zawodników sprowadzonych latem ważniejsze role odgrywali jedynie Dawid Kudła, Filip Szymczak i do momentu kontuzji Oskar Repka.
Repka na początku walczył o skład z Bartoszem Jaroszkiem i w pewnym momencie wywalczył sobie plac, ale niestety potem problemy zdrowotne sprawiły, że nie grał już do końca rundy. Kudła od razu wypełnił lukę w bramce. Szymczaka wypożyczyliśmy z Lecha Poznań. Choć to bardzo młody zawodnik, z rocznika 2002, to z dużym potencjałem, wszystko przed nim, ale również dużo pracy. Niewiele zmian zaszło w naszej kadrze, tak sobie zakładaliśmy i nie miałem potem pretensji, że chciałbym więcej transferów.
W przypadku Szymczaka mówił pan wręcz o sukcesie, że zdecydował się on na przyjście do Katowic.
Niewątpliwie znaczenie miała wcześniejsza współpraca GieKSy z Lechem. To tutaj ogrywali się Kamil Jóźwiak, Tymoteusz Puchacz i Bartosz Mrozek, którzy wydaje się tylko i wyłącznie na tym zyskali. Dla nas pozyskanie Filipa było dużą sprawą, jemu też to wypożyczenie wiele daje. Kilkanaście meczów w Ekstraklasie zdążył rozegrać, ogólnie jednak jego seniorskie doświadczenie ograniczało się głównie do II ligi. Przed nim jeszcze długa droga, ale idzie we właściwym kierunku.
[…] Z zawodników sprowadzonych latem ważniejsze role odgrywali jedynie Dawid Kudła, Filip Szymczak i do momentu kontuzji Oskar Repka.
Repka na początku walczył o skład z Bartoszem Jaroszkiem i w pewnym momencie wywalczył sobie plac, ale niestety potem problemy zdrowotne sprawiły, że nie grał już do końca rundy. Kudła od razu wypełnił lukę w bramce. Szymczaka wypożyczyliśmy z Lecha Poznań. Choć to bardzo młody zawodnik, z rocznika 2002, to z dużym potencjałem, wszystko przed nim, ale również dużo pracy. Niewiele zmian zaszło w naszej kadrze, tak sobie zakładaliśmy i nie miałem potem pretensji, że chciałbym więcej transferów.
W przypadku Szymczaka mówił pan wręcz o sukcesie, że zdecydował się on na przyjście do Katowic.
Niewątpliwie znaczenie miała wcześniejsza współpraca GieKSy z Lechem. To tutaj ogrywali się Kamil Jóźwiak, Tymoteusz Puchacz i Bartosz Mrozek, którzy wydaje się tylko i wyłącznie na tym zyskali. Dla nas pozyskanie Filipa było dużą sprawą, jemu też to wypożyczenie wiele daje. Kilkanaście meczów w Ekstraklasie zdążył rozegrać, ogólnie jednak jego seniorskie doświadczenie ograniczało się głównie do II ligi. Przed nim jeszcze długa droga, ale idzie we właściwym kierunku.
[…] Zimą również tylko kosmetyczne zmiany w składzie?
Odpowiadając naukowym językiem, zebraliśmy w tej rundzie ogromny materiał badawczy. Zimą raczej nie ma co liczyć na transfery bezgotówkowe, w tym względzie na rynku panuje wtedy totalna… zima. O transfery gotówkowe też trudniej niż latem. Parę rozmów prowadzimy, coś się dzieje w gabinetach, ale na pewno nie zatracimy swojej racjonalności i pragmatyczności w działaniach. Nie możemy doprowadzić do sytuacji, w której zmusimy się do jakiegoś ruchu wizją pięknego jutra. Musimy działać w oparciu o chłodną analizę, cierpliwość i konsekwencję.
[…] No to na koniec inny pozytyw: wreszcie ruszyła budowa nowego stadionu GKS-u Katowice.
Pracując w BKS-ie Bielsko, widziałem proces budowy bielskiego stadionu. Grało na nim nie tylko Podbeskidzie, ale też my. To zawsze jest kwestia sentymentalna. Mam nadzieję, że GieKSa będzie rosła razem z nowym stadionem i będę miał w tym swój udział.
SIATKÓWKA
siatka.org – Kontuzja Jakuba Szymańskiego
Jakub Szymański nie znalazł się w kadrze na wyjazdowe spotkanie GKS-u Katowice z Grupą Azoty ZAKSĄ Kędzierzyn-Koźle ze względu na odnowiony uraz barku i konieczność przeprowadzenia konsultacji lekarskich. Przyjmującego siatkarskiej GieKSy czeka przerwa w grze do końca tego roku.
Decyzją sztabu szkoleniowego Jakuba Szymańskiego czeka przerwa w grze do końca 2021 roku. Tym samym przyjmujący nie wystąpi w meczu GKS-u Katowice z Projektem Warszawa, wyjazdowym starciu z PGE Skrą Bełchatów (piątek 17 grudnia, godz. 20:30) i meczu 1/16 Pucharu Polski z pierwszoligową ZAKSĄ Strzelce Opolskie.
sportdziennik.com – Siatkarze GKS-u dopiero ustąpili w tie-breaku
To był niesłychanie twarde i emocjonujące spotkanie GKS-u Katowice z faworyzowanym zespołem ze stolicy.
Po 141 minutach gry (!) gospodarze ulegli w tie-breaku, zdobywając punkty. Walczące serca z Katowic długi fragmentami wznosili się na wyżyny swoich umiejętności i sprawili rywalom wiele kłopotów.
Oba zespoły przystąpiły do meczu w uszczuplonych składach. W GKS-ie zabrakło nie tylko przyjmującego Jakuba Szymańskiego, ale również środkowego Marcina Kanię. Tego pierwszego, niezwykle udanie zastąpił Gonzalo Quiroga, który nieźle przyjmował, ale również potrafił zaskoczyć w ataku. Na środku siatki obok Piotra Haina wystąpił Kamil Drzyzga, obdarzony dobrymi warunkami fizycznymi, ale był mocno usztywniony. Natomiast w zespole gości zabrakło Duszan Petković, ale Michał Superlak na pozycji atakującego spisywał świetnie i zasłużenie zdobył statuetkę MVP.
Jeżeli dobrze będzie funkcjonowała zagrywka to możemy się „zaczepić” w tym meczu – te słowa wypowiedział trener GKS-u, [Grzegorz Słaby]. Jednak oba zespoły, jak na ironię losu, w polu spisywały się poniżej oczekiwań i było sporo pomyłek. W miarę rozwoju meczu było nieco lepiej. To jednak w niczym nie przeszkadzało gospodarzom, po dobrym przyjęciu, wyprowadzać zabójczy atak. Jakub Jarosz wprost szalał przy siatce, a na drugim skrzydle mocno go wspierali Thomas Rousseaux oraz Quiroga. Goście byli zaskoczeni takim obrotem sprawy. Wprawdzie w I secie doprowadzili do remisu 19:19, ale końcowe fragmenty należały argentyńskiego przyjmującego (2 udane ataki) oraz jego kolegów.
Przyjezdni szybko wyciągnęli wnioski i w kolejnej odsłonie już unikali błędów w polu serwisowym. Jednak przede wszystkim zaczęli skutecznie grać blokiem. Tym razem potrafili powstrzymać nie tylko Jarosza, ale również pozostałych skrzydłowych. W drugiej części tej partii niepodzielnie panowali na parkiecie i doprowadzili do remisu.
Amerykański rozgrywający GKS-u niemal zaprzestał grać środkiem i może w tej sytuacji trener Słaby dokonał roszady na pozycji. Drzyzgę zastąpił debiutujący na tym szczeblu rozgrywek Jakub Lewandowski. Ta roszada okazała się strzałem w „10”. Lewandowski popisał się 2 skutecznymi atakami, 2 blokiem i dołożył asa serwisowego. Doświadczeni środkowi Projektu Andrzej Wrona – Piotr Nowakowski byli zaskoczeni, że ten debiutant tak sobie może poczynać. Gospodarze objęli prowadzenie 22:18 i spokojnie dokończyli seta. Jednak w kolejnej odsłonie gospodarze stracili koncentrację oraz zmęczenie dało o sobie znać. W zespole przyjezdnych miejsce Igora Grobelnego zajął Jan Fornal i odegrał istotną rolę w dwóch ostatnich partiach. Gdy goście w IV secie goście wysoko prowadzili i trener katowiczan dokonał zmian na pozycjach i przygotowywał się do tie-breaka. A w nim zaczęło się nieźle dla nich. Jednak od stanu 7:7 goście zdobyli 5 „oczek” blokiem i ostatecznie wygrali. Gospodarzom należą się słowa uznania za niesłychaną walkę oraz zdobyty cenny punkt.
GKS Katowice – Projekt Warszawa 2:3 (25:21, 22:25, 25:20, 18:25, 9:15)
HOKEJ
hokej.net – Przełożone mecze GieKSy. Pierwsze przymiarki do nowych terminów
Szefostwo GKS-u Katowice z powodu dwóch zakażeń koronawirusem i kwarantanny nałożonej na ośmiu zawodników poprosiło o przełożenie czterech ligowych spotkań, w tym niezwykle istotnej konfrontacji z Re-Plast Unią Oświęcim.
[…] Wyjazdowy mecz GieKSy z biało-niebieskimi miał wyłonić lidera Polskiej Hokej Ligi po trzech rundach, a co za tym idzie opracować terminarz piątej serii spotkań.
Regulamin Polskiej Hokej Ligi przewiduje, że terminarz dodatkowej, piątej rundy zostanie opracowany w oparciu o tabelę po 27 kolejkach. Do jej skonstruowania niezbędny jest wynik meczu oświęcimian z katowiczanami. Jeśli oświęcimianie wygrają za trzy punkty, to oni będą rozstawieni z pierwszego miejsca. Każdy inny wynik sprawi, że na pozycji lidera zostaną katowiczanie.
Problemem jest jednak brak wolnych terminów. Wielkimi krokami zbliżają się Święta Bożego Narodzenia, a w dniach 27-28 grudnia został zaplanowany Turniej Finałowy Pucharu Polski. Zawodnicy do ligowych zmagań mają wrócić 4 stycznia, a wolnych terminów po prostu nie ma, bo liga będzie rozgrywana systemem wtorek-czwartek/piątek-niedziela.
Na domiar złego 16 stycznia mają odbyć się ostatnie mecze czwartej rundy, a piąta seria ma ruszyć już dwa dni później.
Tymczasem w dniach 16-18 grudnia w Bytomiu ma odbyć się turniej Christmas Cup, w którym reprezentacja Polski zmierzy się z Francją, Węgrami i Ukrainą. Na te spotkanie zostało powołanych dwóch zawodników Unii: Kamil Paszek i Łukasz Krzemień oraz Patryk Krężołek z GKS-u Katowice. Jeśli spotkanie biało-niebieskich z GieKSą zostanie rozegrane 17 grudnia selekcjoner naszej kadry będzie musiał przygotować plan B.
Kiedy mecz na szczycie PHL? Już w przyszłym tygodniu
Poznaliśmy nowy termin spotkania Re-Plast Unia Oświęcim – GKS Katowice. Oba zespoły skrzyżują kije jeszcze przed Świętami Bożego Narodzenia.
Przypomnijmy, że mecz na szczycie Polskiej Hokej Ligi miał pierwotnie odbyć się 5 grudnia, ale został odwołany z uwagi na fakt, że w ekipie GieKSy dwaj zawodnicy uzyskali pozytywne wyniki testów na obecność koronawirusa, a na kwarantannę trafiło kolejnych ośmiu graczy.
Oba kluby ustaliły, że to spotkanie odbędzie się w piątek 17 grudnia o godzinie 19:00. Czekają jednak na to, aż stosowne dokumenty podpisze Marta Zawadzka, prezes i komisarz spółki PHL.
Felietony Piłka nożna
8:8 i bal pękła

Tego jeszcze nie grali. GieKSa chyba lubi być pionierem. We współpracy z drugą Gieksą, która Gieksą oczywiście nie jest, bo „GieKSa je yno jedna”, jak mawiał niegdysiejszy prezes GKS Katowice Jacek Krysiak. Więc ten drugi klub to Gie Ka Es Tychy. Klub z ulicy Edukacji. W Tychach.
Miesiąc temu katowiczanie rozegrali sparing z Górnikiem Zabrze. Ten towarzyski Śląski Klasyk przyciągnął na Bukową rekordową liczbę kilku dziennikarzy. Był zamknięty dla kibiców, do czego się już przyzwyczailiśmy w przeszłości, natomiast nie było żadnych problemów z relacjonowaniem, pojawiły się nawet później na telewizji klubowej bramki.
Teraz we wtorek czy środę klub poinformował, że GieKSa zagra z Tychami mecz kontrolny w czwartek. Mecz zamknięty dla publiczności i przedstawicieli mediów. Okej – pomyślałem. Choć nadal wydaje mi się to dość absurdalnym rozwiązaniem, to tak jak wspomniałem – przywykliśmy.
Każdy jednak w tenże czwartek był ciekawy, jaki wynik padł w tych niesamowitych sparingowych bojach. Ja sprawdzałem sobie co jakiś czas w internecie, czy jest już podany rezultat. Dzień mijał, mijał, a wyniku nie było. Pomyślałem – kurde, może grają o 20.45 jak Polska z Nową Zelandią. Przy jupiterach, bo wiadomo, derby, mecz na noże i tak dalej. Odświętna atmosfera, tyle że bez kibiców i mediów.
No ale i po zakończeniu meczu „Orłów Urbana” z finalistą przyszłorocznego Mundialu, wyniku nie było. Kibicie już zaczęli się zastanawiać, czy sparing w ogóle się odbył. Zaczęły się pierwsze „śmiechy , chichy”. Że grają dogrywkę. Potem, że strzelają karne. Potem, że grają tak długo, aż ktoś strzeli bramkę, ale nikt nie może trafić do siatki… to akurat byłoby bardzo pozytywne, bo w końcu kilka godzin umielibyśmy zachować zero z tyłu.
No i nie doczekaliśmy się.
Za to w piątek po południu czy wczesnym wieczorem na Facebooku klubowym w KOMENTARZU do informacji zapowiadającej sparing kilka dni temu, czyli nawet nie w nowym, osobnym wpisie, pojawiła się informacja, że oba kluby uzgodniły, że nie będą do wiadomości publicznej podawały wyniku oraz składów.
I szczęka mi opadła i leży na podłodze do teraz.
W czasach czwartej czy trzeciej ligi trener Henryk Górnik prosił nas lub miał pretensje (już nie pamiętam dokładnie), że napisaliśmy o jakiejś czerwonej kartce, którą nasz piłkarz dostał w sparingu. Innym razem któryś trener w klubie miał pretensje, że wrzucamy bramki – chyba nawet z meczów ligowych (sic!), jak jeszcze prawa telewizyjne w niższych ligach nie były określone i była wolna amerykanka z tym. Trener Górnik na jednej z konferencji mówił, że gdzieś tam „może i nawet być k… sto kamer i coś tam”… Spoglądaliśmy na siebie wtedy z ludźmi z GKS porozumiewawczo. Już wtedy wygłaszałem twierdzenia, że przecież taka „Barcelona i Real znają się jak łyse konie, a my próbujemy ukryć, jak kopiemy się po czołach – i to jeszcze nieudanie”.
Żeby nie było – trener Górnik to legenda i GieKSiarz z krwi i kości, a wspomnianą sytuację przypominam z lekkim uśmiechem na tamte dziwne czasy.
Nie sądziłem, że w czasach nowoczesnych, w ekstraklasie, po tylu latach, jeszcze coś przebije tamten pomysł.
Jak po meczu z Lechem napisałem krytyczny wobec kibiców tekst dotyczący zbyt dużej „jazdy” po zespole i trenerze, tak tutaj trudno decyzję o niepodawaniu wyniku ocenić inaczej niż kabaret. Przecież tu nawet nikt nie oczekiwałby szczegółów przebiegu meczu czy materiału filmowego. Po prostu kibic jeśli wie, że jego drużyna gra mecz, chce poznać przynajmniej wynik i strzelców bramek. Ewentualnie składy. Nawet jakby był jakiś testowany zawodnik, to można to jakoś ukryć i po prostu dać info, że „zawodnik testowany”. Też śmieszne, ale to absolutnie nie ten kaliber, co całkowite odcięcie wiedzy o wyniku.
I tu nawet nie chodzi o sam fakt podania czy niepodania rezultatu. Tu chodzi o całą otoczkę i PR tej sytuacji. Przecież to jest tak absurdalne, że za chwilę wszystkie Paczule i Weszło będą miały niesamowite używanie po naszym klubie. To się kwalifikuje do czegoś, co jest określane „polskim uniwersum piłkarskim”, czyli wszelkie kradzieże znaków przez sędziów z ekstraklasy, dyskusje Haditagiego czy Królewskiego z kibicami i wiele innych.
Kibice już zaczęli drwić, że pewnie „Rosołek strzelił cztery bramki i żeby Legia go z powrotem nie wzięła, zrobiliśmy blokadę wyniku”. Ktoś inny, że zagraniczne kluby zaraz wykupią nam zawodników po tym wybitnym występie. Przecież taka informacja o… braku informacji to pożywka dla szyderców. Co przecież w kontekście słabych wyników w tym sezonie jest oczywiste, bo jakby GKS był w czubie tabeli, to wszyscy by machnęli ręką.
Strategia klubu też jest jakaś pomylona, bo przecież można byłoby o tym sparingu nie informować w ogóle. Wtedy nikt by o niczym nie wiedział, chyba że jakiś piłkarz by się pochwalił na swoich social mediach. A tak poszła jedna informacja o meczu, który się odbędzie i druga, że nie podamy wyniku. PR-owy strzał w stopę. Naprawdę chcemy w ekstraklasie klubu poważnego, ale też poważnego sztabu trenerskiego i piłkarzy.
Teraz można snuć domysły, dlaczego nie chcą podawać wyniku. Czy znów ktoś odniósł bardzo poważną kontuzję, tak jak Aleksander Paluszek ostatnio? A może GKS przegrał 0:5 i nie chcą podgrzewać negatywnych nastrojów? A może jeszcze coś innego? Tego na razie nie wiemy. Co może być tak istotnego w suchym wyniku spotkania, że aż trzeba go ukryć?
Mnie osobiście takie akcje niepokoją. Już mówię, dlaczego. Mam wrażenie i poczucie, że w futbolu, cokolwiek by się nie działo, czynnikiem, który pomaga, jest transparentność, a to, co zdecydowanie przeszkadza – tej transparentności brak. Ja nie mówię, że my musimy wszystko wiedzieć. Wiadomo, że są kwestie choćby taktyczne, które dla kibica i przede wszystkim przeciwników – mają być tajemnicą. Nikt też nie wymaga ujawniania rozmów transferowych z piłkarzami. Jednak są pewne podstawy.
I właśnie to mnie niepokoi, bo takie ukrycie wyniku dla mnie świadczy o dużej nerwowości, która panuje w zespole. Że po prostu to jest taki poziom lęku czy spięcia, że zaczynamy wymyślać jakieś dziwne zabiegi, w swojej istocie kuriozalne. To mało kiedy się kończy dobrze. Ostatnio zademonstrował to mistrz strategii Eduard Iordanescu, który wystawił mocno rezerwowy skład w Lidze Konferencji i efekt był taki, że co prawda z Samsunsporem przegrał, ale za to nie wygrał, ani nie zremisował z Górnikiem.
Nie oceniam tego komunikatu jako złego samego w sobie. Sam ten fakt niewiele zmienia w życiu piłkarzy, trenerów i kibiców. Bardziej chodzi o kuriozalność tej sytuacji i przyczynek do spekulacji. Kompletnie niepotrzebnych, bo ta drużyna przede wszystkim potrzebuje spokoju. Z Wisłą Płock i Lechem Poznań zagrali naprawdę niezłe mecze w porównaniu z poprzednimi. Po co to psuć głupotami?
Wiadomo, że jak GKS wygra z Motorem, to nie będzie tematu i wszyscy o tym zapomną. Ale jeśli naszemu zespołowi powinie się noga, to jestem przekonany, że ci kibice, którzy tak mocno jechali ostatnio po zespole i szkoleniowcu, teraz znów będą mieli mocne używanie.
Nie tędy droga.
Czekamy na piątek i to arcyważne starcie w Lublinie. Oby mimo wszystko ten sparing – cokolwiek się w nim nie wydarzyło – miał pozytywne przełożenie na mecz z Motorem. Punktów potrzebujemy jak tlenu.
PS Tytuł tego felietonu zapożyczony oczywiście od kibica GieKSy – Krista. Pasuje idealnie!
Felietony Piłka nożna
Post scriptum do meczu… z Tychami

Z alfabetycznego obowiązku (czyli jak się powiedziało A, to trzeba powiedzieć B) zamieszczamy wytłumaczenie zaistniałej sytuacji ze sparingiem z GKS Tychy. Po wczorajszym artykule na GieKSa.pl (tutaj) do sprawy odniósł się Michał Kajzerek – rzecznik prasowy klubu.
Błędy zdarzają się każdemu, a rzecznik GieKSy – jak wyjaśnił w twitcie, kierował się dobrą współpracą z tyskim klubem na poziomie klubowych mediów. Też został de facto postawiony w niezbyt komfortowej sytuacji.
Dlatego jeśli chodzi o naszą stronę sportową, czyli sztab szkoleniowy, uznajemy temat za zamknięty. I mamy nadzieję, że nigdy naszemu pionowi sportowemu nie przyjedzie do głowy zatajać tego typu rzeczy. Jednocześnie, jeśli istnieje jakiś tyski Shellu, to mógłby spokojnie artykuł w podobnym tonie, jak nasz, napisać w stosunku do swojego klubu. Mogą sobie nawet skopiować, tylko zmienić nazwę klubu. To taki żart.
Co prawda nadal istnieją niedomówienia i podejrzenia co do wyniku, choć idą one w drugą stronę – być może to Tychy mogły sromotnie ten mecz przegrać, co w kontekście fatalnej atmosfery naszego sparingowego derbowego rywala, mogło być przyczynkiem do zatajenia wyniku. Ale to tylko takie luźne domysły. I w zasadzie sportowo, nie ma to żadnego znaczenia.
Tak więc, działamy dalej i – to się akurat w kontekście wczorajszego artykułu nie zmienia – z niecierpliwością czekamy na piątkowy mecz z Motorem!
Felietony
Kibicu GieKSy, pamiętaj, gdzie byłeś…

Początkowo ten felieton miał dotyczyć stricte meczu z Lechem Poznań. Meczu przegranego, kolejnej porażki na swoim boisku w tym sezonie. Spotkania, które wcale nie musiało się tak zakończyć.
I kilka słów temu pojedynkowi poświęcę. Środek ciężkości zostanie jednak umiejscowiony gdzie indziej. Bo po meczu niepotrzebnie otworzyłem internet i…
Każdy z nas był rozgoryczony końcowym rezultatem tego starcia. Do końca wierzyliśmy, że katowiczanie odrobią jednobramkową stratę i przynajmniej jeden punkt zostanie na Nowej Bukowej. Nasz zespół walczył, gryzł trawę i w zasadzie – zwłaszcza w drugiej połowie – grał bez kompleksów. W końcu kilka swoich okazji mieliśmy, ale albo kapitalnie interweniował Bartosz Mrozek, jak w sytuacji, gdy z refleksem wybronił „strzał” swojego kolegi z zespołu, albo fatalnie przy dobitce swojego własnego uderzenia skiksował aktywny Borja Galan. Hiszpan trafił też w poprzeczkę i wcale nie jestem przekonany, że gdyby piłka szła pod obramowanie bramki, to golkiper Lecha by ją odbił.
Wiadomo, że naszym zawodnikom brakuje trochę okrzesania w końcówce akcji ofensywnej, gramy za bardzo koronkowo, a nie zawsze na to starcza umiejętności, zwłaszcza z tak silnym przeciwnikiem. A gdy już decydujemy się na prostą grę – co kilka razy miało miejsce – od razu są sytuacje. Mimo wszystko jednak spodziewałem się, że z gry będziemy mieli mniej. Że Lech nas zje taktycznie i piłkarsko. To się nie stało i naprawdę nie ma tu znaczenia, czy Lech – jak sugerują niektórzy – zagrał na pół gwizdka i pół-rezerwowym składem. Na konferencji pomeczowej trener Lecha Nils Frederiksen powiedział, że absolutnie nie miał odczucia , że jego zespół kontrolował to spotkanie. To rzadkość, bo zazwyczaj trenerzy lubią mówić, że kontrolowali. Jak choćby trener Rafał Górak po tym meczu, co dziwnie brzmi w przypadku porażki. To jest po prostu złe słowo, nieadekwatne, tak jak ostatnio trener Iordanescu, który stwierdził, że Legia kontrolowała mecz z Samsunsporem przez 90 minut z wyjątkiem sytuacji, gdy stracili gola…
Jednak jeśli jesteśmy już przy tym nazewnictwie, to tak – trener Kolejorza powiedział, że tej kontroli swojego zespołu nie czuł. I nie było widać, że to jakaś nadmierna kurtuazja. Przysłuchuję się od lat wypowiedziom trenerów przeciwników GKS i nieraz w głowie łapałem się… za głowę, słysząc tę cukierkową, fałszywą kurtuazję mówiącą o tym, z jakim to silnym przeciwnikiem się ich zespół mierzył, podczas gdy katowiczanie zagrali mecz fatalny. Więc słowa Duńczyka są cenne, podobnie jak w poprzednim sezonie Marka Papszuna po meczu w Katowicach.
Daleki jestem od tego, żeby nasz zespół jakoś specjalnie chwalić po tym meczu, bo jednak tych punktów potrzebujemy jak tlenu, była szansa Lecha ukąsić, a tego nie zrobiliśmy. Jesteśmy w strefie spadkowej z mizerną liczbą punktów – zaledwie ośmioma. Kilka drużyn nam w tabeli odskoczyło, stworzył się peleton drużyn środka tabeli. Ten środek jest płaski, ale może być taki scenariusz, że wkrótce zostanie np. pięć drużyn zamieszanych w walkę o utrzymanie. I bycie w takiej grupie i wyżynanie się wzajemne byłoby najgorszym, co może nam się przydarzyć. Kolejne okienko międzyreprezentacyjne będzie niesamowicie istotne w tym zakresie, o czym pod koniec.
Jest frustrujące, że jako cała drużyna nie możemy zagrać na tyle dobrego meczu, żeby zarówno w defensywie, jak i ofensywie być efektywnymi. Piszę o tym dlatego, że zarówno w Płocku, jak i wczoraj ogólna gra defensywna była już lepsza niż w praktycznie wszystkich poprzednich spotkaniach (może poza meczem z Arką). Nadal to nie wystarcza do gry na zero z tyłu i jest mocno irytujące, że w każdym meczu tracimy gola. Katowiczanie nie ustrzegli się błędów. Bramka Fiabemy ostatecznie była jakaś… dziwna. Najpierw na radar go pilnował Jesse Bosch, i zawodnik był totalnie sam przed polem karnym, co było karygodne. Żaden z naszych zawodników nie zdołał go zablokować. Dodatkowo można zapytać, co zrobił w tej sytuacji Rafał Strączek. Może to jest jakaś szkoła bramkarska, by nie stać w środku światła bramki tylko gdzieś w ¾… W każdym razie przez to strzał w miarę w środek bramki został przepuszczony, przy czym dodatkowo Rafał interweniował tak, jakby piłka mu przeleciała pod brzuchem, schował ręce…
Można tego meczu było nie przegrać, można było w końcówce wyrównać i nie dać Lechowi czasu na strzelenie zwycięskiej bramki. Jednak to nie jest tak, że Kolejorz nic nie grał. Goście mieli swoje sytuacje. W pierwszej połowie kilkukrotnie rozpędzili się niczym Pendolino i było naprawdę widać sporo jakości, jak i… niedokładności. W drugiej części w końcówce, gdy GKS się odkrył, mieli już doskonałe sytuacje na 2:0. Nie strzelili.
Ostatecznie był to taki mecz, w którym wynik w każdą z dwóch stron – lub remis – byłby sprawiedliwy. Nie ma więc co na ten temat dywagować. Wygrała drużyna, która wykorzystała swoje doświadczenie i najwidoczniej – minimalnie była lepsza.
I na tym mógłbym zakończyć…
Niestety przejrzałem komentarze po meczu, czy to na naszym Facebooku czy na forum. I o ile byłem dość spokojny po meczu, to po tej – jakże fascynującej lekturze – ciśnienie mi się podniosło do granic możliwości. Wiele jestem w stanie wybaczyć, emocje, sam dałem im się nieraz ponosić w przeszłości. Jedno, czego jednak nie mogę dzisiaj opanować i chyba to nigdy nie nastąpi, to uodpornić się na… czystą głupotę.
W swojej dwudziestoletniej „karierze” przy mediach GieKSy miałem różne okresy i różnie byłem oceniany. W czasach trzeciej ligi (tak, był taki czas) byłem ochrzczony „obrońcą piłkarzy”. Wtedy gdy po remisie z Pogonią Świebodzin czy Stilonem Gorzów (tak, byli tacy rywale) nasz awans zawisł na włosku, uspokajałem, mówiłem, że będzie dobrze. Jechano po mnie za to. Były też inne momenty, kiedy mówiono mi, że przesadzam. Gdy za Jerzego Brzęczka dzwoniłem na alarm, od początku wiosny, że przegrywamy awans, twierdzono, że niepotrzebnie zaogniam atmosferę. Raz obrażali się na mnie piłkarze, raz kibice.
Nie dbam więc o to, co sobie krytykanci, których niestety jest bardzo wielu, pomyślą. O ile po Cracovii mój ton był jeszcze w stylu „niech się niektórzy pukną w głowę” to dzisiaj cisną mi się na usta zdecydowanie mocniejsze i nieparlamentarne epitety.
Pogrzebowa atmosfera, jaka rozpętała się po wczorajszym meczu w tych opiniach to jest takie kuriozum, że żadna taka czy inna bramka Strączka lub fatalne błędy w obronie w poprzednich meczach nie mają podjazdu. Po minimalnej przegranej z Mistrzem Polski, w której GKS nie był zespołem gorszym, naczytałem się, że jesteśmy na autostradzie do pierwszej ligi, większość składu jest „do wypierdolenia”, łącznie z „taktykiem Górakiem”. Już nie będę mówił o populizmach, żeby dać szanse „chłopakom z Akademii”, bo osoba która taki farmazon wymyśliła to zapewne zabetonowany i odporny na wiedzę wyborca jednej czy drugiej głównej opcji politycznej… Podobny poziom argumentacji.
Jest taka maksyma, że jeżeli nie znasz historii jesteś skazany na jej powtarzanie. Wiele osób zachowuje się tak, jakby jej naprawdę nie znało. A przecież to fałsz. To nie jest tak, że te osoby rzeczywiście nie wiedzą, w jakiej sytuacji była GieKSa choćby jeszcze dwa lata temu. I w jakiej byliśmy rok temu. Natomiast ta zbiorowa amnezja jest zatrważająca. Ja wiem, że łaska kibica na pstrym koniu jeździ, ale są pewne granice realizacji tego powiedzenia.
Przypomnę, gdzie byliśmy. Sześć lat temu GieKSa z hukiem jak stąd do Bytowa spadła do drugiej ligi. W ostatniej minucie ostatniego meczu po golu bramkarza. W dwóch poprzedzających sezonach walczyliśmy o awans do ekstraklasy i w końcowych fazach sezonów spektakularnie te awanse przewalaliśmy. Był gol z połowy zdegradowanego Kluczborka w doliczonym czasie gry. Była porażka z gimnazjalistami z Chorzowa, poprawiona porażką u siebie w następnym meczu z Tychami. Ale to spadek na trzeci poziom rozgrywkowy to była wyprawa w prawdziwą otchłań. Nie mieliśmy już nawet Tychów czy Podbeskidzia. Naszymi przeciwnikami była Legionovia, Gryf czy Błękitni. Pewnie wielu nowych kibiców nawet by nie potrafiła powiedzieć, z jakich miejscowości są wspomniane ekipy. Na Bukową nawet przyjechał Lech Poznań! Problem polegał na tym, że były to rezerwy wielkopolskiego klubu, które nawet Bułgarskiej nie powąchały, a swoje mecze rozgrywały we Wronkach. Stadiony, które dzisiaj są dla nas przygodą w Pucharze Polski – wtedy były codziennością.
I w pierwszym spotkaniu po spadku do tej drugiej ligi, będącym jednocześnie pierwszym meczem Rafała Góraka w drugiej jego kadencji, GKS Katowice przegrywał u siebie do przerwy ze Zniczem Pruszków 0:3. Do przerwy. Ze Zniczem. Zero trzy. W drugiej lidze.
Ostatecznie nasz zespół przegrał to spotkanie 1:3. To był początek próby wyjścia z otchłani. Z totalnej otchłani polskiej piłki. W pierwszym sezonie nie udało się awansować. Nie strzeliliśmy w końcówce z Resovią. W kiepskim stylu przegraliśmy baraż ze Stalą Rzeszów. Po roku z tą Stalą katowiczanie przypieczętowali powrót na zaplecze ekstraklasy.
I przez kolejne dwa lata awansu do ekstraklasy nadal nie było. Zbliżaliśmy się do dwóch dekad bez najwyższej klasy rozgrywkowej w Katowicach. W sezonie 2023/24 w pewnym momencie jesieni GKS złapał kryzys. Przez chyba dziewięć meczów nasza drużyna nie potrafiła wygrać meczu. Zaczęły się psuć nastroje, kibice tracili cierpliwość do trenera, pojawiło się słynne „pakuj walizki” i „licznik Góraka” odmierzający dni od ostatniego zwycięstwa GieKSy. Trener był przegrany, sam – ze swoją drużyną – przeciw wszystkim. Nie podał się do dymisji. A potem spektakularnie awansował do ekstraklasy.
Człowiek inteligentny wyciąga wnioski. Człowiek inteligentny na podstawie jednej sytuacji odpowiednio ustosunkowuje się do podobnej w przyszłości.
GieKSa doświadcza takich problemów jak obecnie po raz pierwszy od dwóch lat. Mówiąc inaczej – od 24 miesięcy. W piłce do bardzo długo. Po latach upokorzeń, ostatnie dwa lata żyliśmy jak pączki w maśle. Cała wiosna 2024 zakończona awansem to był sen. A potem był cały sezon w ekstraklasie, w którym ani przez moment nie drżeliśmy o utrzymanie i zdobyliśmy niemal pół setki punktów. Nawet po matematycznym zapewnieniu sobie pozostania w lidze, GieKSa potrafiła wygrywać – z Cracovią czy Lechią, zremisowaliśmy z Lechem.
I teraz po 11 kolejkach czytam, że „wszyscy do wyjebania”, bo znaleźliśmy się w strefie spadkowej.
W dupach się poprzewracało od dobrobytu.
Jesienią 2023 byliśmy powiedzmy w podobnej sytuacji, ileś tam meczów niewygranych, kilka fatalnych spotkań i duży zawód. Wydawało się, że kolejny sezon spiszemy na straty. Przegrywaliśmy u siebie ze słabiutką Polonią Warszawa. I czy naprawdę tamta sytuacja – z której w taki sposób wyszedł trener z drużyną nie nauczyła was, że należy się z pewnymi opiniami wstrzymać? I przede wszystkim – tak po ludzku – dać mu szansę na to, żeby wyciągnął drużynę z dołka?
Nie mówię, że krytyki ma nie być. Sam jestem poirytowany niektórymi zawodnikami i niektórymi decyzjami trenera. Jednak jak znowu czytam, że „Górak ma wypierdalać”, to nie tyle poddaję w wątpliwość, co jestem pewien, że mam do czynienia z osobą niezbyt lotną, która jest w stanie takie coś ze swoich ust czy palców wyprodukować. Taka osoba musi mieć naprawdę smutne życie…
Niektórzy domagali się zwolnienia połowy drużyny w sytuacji, kiedy GKS byłby dwa razy z rzędu mistrzem, a w trzecim kolejnym zajął piąte miejsce. Albo gdyby zespół grał w Lidze Mistrzów i przegrałby u siebie np. 0:4 z Arsenalem. Jestem pewien, że znalazłoby się kilka osób, które by wylało wiadro pomyj, że przynieśliśmy wstyd i kilku piłkarzom powinniśmy podziękować.
Ja wyciągam wnioski. Wyciągam wnioski z tego, że jeśli ktoś, w kogo zwątpiłem, udowodnił raz, że się myliłem, to drugi raz nie popełnię tego błędu. Nie mówię, że nigdy już nie będę nawoływał do zmiany trenera. Nawet tego trenera. Jednak ten moment jest tak kompletnie nieadekwatny do tego, że trzeba być ostatnim frustratem, żeby takie tezy – jeszcze w taki bezceremonialny sposób – wygłaszać.
Czytałem opinię, że powinniśmy spojrzeć na taką Arkę, która potrafiła wygrać z Cracovią, z którą my przecież dostaliśmy srogie bęcki. Na Boga… Przecież my tę „wspaniałą” Arkę roznieśliśmy w puch i w pył i jesteśmy ich koszmarem z dwóch ostatnich meczów. Trzeba naprawdę mieć intelektualny tupet i pustkę, żeby takiego argumentu użyć.
Oczywiście, że to obecnie wiadro pomyj jest związane nie tylko z Lechem, ale całym obecnym sezonem, który jest na razie bardzo słaby. I nasza pozycja oraz dorobek punktowy też są słabe. Nie jest jednak to żadna sytuacja dramatyczna, w której mielibyśmy do kreski pięć punktów straty. Jesteśmy pod kreską, ale cały czas w kontakcie. Teraz trzeba zrobić wszystko, żeby tego kontaktu nie stracić. Gra ciągle daje duże nadzieje, że tak się stanie. Wszystko zależy od głów piłkarzy.
Jazda po drużynie stricte po meczu z Lechem jest kompletnie nieadekwatna. Bardziej uzasadniona krytyka byłaby wtedy, gdybyśmy znów przegrali 0:3, względnie zagrali jakieś fatalne spotkanie. Tymczasem GieKSa zagrała na tle Mistrza Polski naprawdę nieźle i było blisko zdobyczy punktowej.
Więc nakładają się tu dwie rzeczy, za które mam pretensje do kibiców. Od razu zaznaczę – nie wierzę, że to się zmieni i niektórzy pójdą po rozum do głowy. Liczę jednak, że pojawią się takie osoby, które jednak przypomną sobie właśnie – gdzie byliśmy jeszcze pięć lat temu, w jak głębokiej dupie – i gdzie jesteśmy teraz. I dzięki komu cały ten projekt istnieje, dzięki komu w ostatnich dwóch latach byliśmy w piłkarskim raju. Nie, to nie jest podziękowanie za zasługi. To jest z jednej strony ludzkie, a z drugiej ciągle merytoryczne podejście do tematu.
Ten mecz ze Zniczem… Przecież patrząc na samo tamto spotkanie, obawialiśmy się, że to pójdzie jeszcze dalej i GKS będzie się bronił przed spadkiem do… trzeciej ligi. Wtedy wydawało się, że – mimo przyjścia nowego-starego trenera – jesteśmy autentycznie pogrzebani. A to był początek czegoś wielkiego. Czegoś, czego owoce dzisiaj mamy – mogąc w ogóle emocjonować się szansą potyczek z największymi polskimi drużynami. Jesteśmy w czymś wielkim, a jednocześnie jesteśmy w trudnej sytuacji.
Teraz przed zespołem około półtora tygodnia przerwy. A potem przyjdą kluczowe mecze dla tej jesieni. Jakbym na ten moment miał typować ekipy do walki – wraz z nami – o utrzymanie i te które po prostu są dość słabe, to byłyby to Termalika, Motor i Piast. Dodałbym jeszcze Arkę.
I to właśnie zarówno z Motorem, jak i Piastem oraz Niecieczą będziemy się mierzyli w czterech najbliższych kolejkach. Tam już bezwzględnie będzie trzeba punktować za trzy. Nie wiem czy zdobędziemy komplet, raczej wątpię, bo będzie o to bardzo ciężko. Ale co najmniej dwa z tych trzech spotkań należałoby wygrać, żeby zyskać minimum spokoju. Pamiętajmy, że tam nie tylko chodzi o zdobywanie punktów, ale także o odbieranie ich rywalom. Klasyczne mecze o sześć oczek. Dodatkowo będzie spotkanie z mocną Koroną, która jest w górze tabeli, ale drużynie Jacka Zielińskiego mamy coś do udowodnienia.
Apeluję. Dajmy im pracować. To nie jest tak, że przegrywamy z kretesem mecz za meczem. Tak naprawdę zawaliliśmy totalnie dwa mecze – z Zagłębiem u siebie i Lechią na wyjeździe. Gdybyśmy mieli w tych spotkaniach 3-5 punktów więcej nasza sytuacja byłaby dużo lepsza.
To jednak przeszłość. Trochę nam ta nasza GieKSa nawarzyła piwa i w komplecie teraz ich głowa w tym, żeby to piwo wypić. Z naszym wsparciem. A nie bezsensowną jazdą.
Na koniec dodam, że ten felieton dotyczy zmasowanego „ataku” w sieci. Jeśli chodzi o to, co się dzieje na żywo – czyli stadion i trybuny – nie mam nic do zarzucenia. Doping zarówno u siebie, jak i na wyjazdach jest kapitalny. Wsparcie z trybun po nieudanych meczach – również wielkie. I oby tak dalej. W piłce decydują szczegóły. Jak VAR odwołujący karnego w derbach Trójmiasta. Tutaj takim szczegółem może być jedna przyśpiewka, po której zawodnikowi zadrży noga. Lub nie zadrży.
Najnowsze komentarze