Dołącz do nas

Hokej Piłka nożna Piłka nożna kobiet Prasówka Siatkówka

Siatkarze GKS-u ustąpili dopiero w tie-breaku – przegląd mediów

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Zapraszamy do przeczytania doniesień mass mediów, które obejmują informacje z ubiegłego tygodnia dotyczące sekcji piłki nożnej, siatkówki oraz hokeja GieKSy.

Drużyny piłkarskie GieKSy zakończyły rundę jesienną sezonu 2021/22. Trwa podsumowanie rozegranych do tej pory spotkań oraz ustalanie przygotowań i sparingpartnerów. Na weszlo.com obszerny wywiad z trenerem piłkarzy Rafałem Górakiem – zapraszamy do lektury całości stronie weszlo, gieksa.pl przytacza tylko fragmenty…

Siatkarze w ubiegłym tygodniu rozegrali jedno spotkanie, z Projektem Warszawa ulegając 2:3. Kolejne spotkanie zespół zagra z PGE Skrą Bełchatów, na wyjeździe. Mecz rozpocznie się w piątek 17 grudnia o godzinie 20:30.

Ze względu na stwierdzone zakażenia wirusem SARS-CoV-2 u dwóch hokeistów GieKSy i nałożone kwarantanny na następnych ośmiu, spotkania które drużyna miała rozegrać w tym tygodniu zostały przełożone: na 17 grudnia (z Re-Plast Unią Oświęcim) oraz na 30 grudnia (z Tauron Podhale Nowy Targ). Zarząd klub podjął decyzję o czasowym zawieszeniu treningów zespołu.

 

PIŁKA NOŻNA

kobiecyfutbol.pl – Tarnovia wycofuje się z ligi

Nie takiego prezentu mikołajkowego spodziewały się zawodniczki Tarnovii. Przed godziną Polskę obiegła wieść, że tegoroczny beniaminek zostaje wycofany z rozgrywek Ekstraligi.

Jako pierwszy informację podał serwis TEMI. Z informacji zamieszczonej w tekście dowiadujemy się, że zespół zostaje wycofany z powodów finansowych.

[…] Tarnovia po rundzie jesiennej zajmowała dziesiąte miejsce, zdobywając 9 punktów. Bilans spotkań to trzy zwycięstwa i osiem porażek, a bramkowy 13-40.

 

Tarnovia jednak zagra wiosną w Ekstralidze?! “Wyjść jest kilka”

W tym tygodniu nic nie emocjonuje w naszym kraju kibiców kobiecej piłki jak informacja o wycofaniu z rozgrywek Ekstraligi Tarnovii Tarnów. Okazuje się, że informacja przekazana przez prezes Magdalenę Pasek może okazać się zbyt pochopna i zespół z Małopolski zobaczymy wiosną w akcji na najwyższym poziomie.

[…] Okazuje się jednak, że rezygnacja z gry w elicie wcale nie musi dojść do skutku. O wszystkim mogą zadecydować… pieniądze. Nowe fakty przedstawił w tej sprawie Mateusz Miga na łamach TVP Sport. Na ich stronie internetowej czytamy bowiem, że w przypadku wycofania Tarnovii z Ekstraligi, klub musiałby oddać do Polskiego Związku Piłki Nożnej pierwszą transzę finansowego wsparcia, jakie od poprzedniego sezonu gwarantuje PZPN. Beniaminek otrzymał już z piłkarskiej centrali 50 tysięcy złotych, a drugie tyle dostałby w przypadku dalszej gry, w rundzie wiosennej. Jeśli faktycznie tarnowski klub wycofa się dalszej rywalizacji w tym sezonie, będzie zmuszony do oddania PZPN-owi wyżej wymienionej sumy. To w przypadku klubu, którego jednym z powodów upadku mają być rzekomo finanse, może okazać się ogromnym problemem. Warto także dodać, że tarnowski klub wysłał do Związku prośbę o zwolnienie z obowiązku zwracania tej kwoty, co jednak formalnie będzie niemożliwe.

Co więcej, ogromne zdziwienie wzbudza termin publikacji oświadczenia o wycofaniu drużyny z rozgrywek. Na podjęcie takiej decyzji, klub ma bowiem jeszcze sporo czasu, w którym można było postarać się o pozyskanie finansów na dalsze funkcjonowanie zespołu

[…] – Na jakiej podstawie klub twierdzi, że nie starczy pieniędzy, skoro magistrat nie zdecydował jeszcze o podziale środków na nowy rok? Od pani prezes dostaliśmy informację, że przy rozdziale miejskich środków będziemy w pierwszym koszyku, a więc można spodziewać się, że dotacja będzie przyzwoita. Klub spożytkował już pierwszą transzę od PZPN w postaci 50 tysięcy złotych. W jaki sposób? Nie wiem, ale przecież na wiosnę była zaplanowana druga rata od PZPN, w takiej samej kwocie. Do tego są sponsorzy. Część z nich przelała już pieniądze na drużynę kobiet za cały sezon i teraz czują się oszukani. Niektórzy twierdzą, że gdyby wiedzieli o problemach, byliby w stanie trochę dołożyć. Uważam, że za nami dobry rok, w którym otrzymaliśmy największą dotację w historii. Było biednie, jak na warunki Ekstraligi, ale łączyliśmy koniec z końcem – dodał w tym samym artykule trener tarnowianek, Michał Jarząb.

[…] Na chwilę obecną trudno przewidzieć jaki będzie finał tej sprawy. Kapitan beniaminka Ekstraligi, Katarzyna Tyrek zaznaczyła, że zespół chciałby grać dalej, jednak nie wie czy stanie się to pod szyldem Tarnovii, bowiem zaistniała sytuacja spowodowała, że wiele zawodniczek nie chce już mieć z tym klubem wiele wspólnego. Piłkarka dziesiątej obecnie siły Ekstraligi nie wyklucza jednak pozostania w dotychczasowych barwach.

– Wyjść jest kilka. Jeśli klub nie jest w stanie podołać finansowo, a nie chce robić krzywdy drużynie to można porozmawiać z innym podmiotem. Pójść do innego klubu, nawet w gminie Tarnów. No chyba, że celem było po prostu zniszczenie tego zespołu – zakończył trener Michał Jarząb.

 

dziennikzachodni.pl – GKS Katowice, Zagłębie Sosnowiec, GKS Tychy, Skra, GKS Jastrzębie i Podbeskidzie po półmetku. Kto dobrze wypadł, kto zawiódł? PODSUMOWANIE

[…] GieKSa po awansie w czterech pierwszych spotkaniach nie zdobyła kompletu punktów. Udało się to w 5. kolejce z Zagłębiem Sosnowiec po wygranej 3:2. Jednak potem katowiczanie doznali trzech porażek z rzędu, tracąc aż 11 bramek (przy trzech strzelonych). Ekipa trenera Rafała Góraka z czasem okrzepła w pierwszoligowych realiach i zaliczyła serię sześciu spotkań bez przegranych (zakończoną w Łodzi z ŁKS-em 0:1). Przed porażką przy Bukowej z Miedzią 2:3, GieKSa była niepokonana u siebie od czterech meczów (trzy zwycięstwa). Na koniec roku w Barbórkę katowiczanie zdobyli jeszcze stadion Podbeskidzia, w dobrych humorach udając się na zimowy odpoczynek.

 

sportdziennik.com – Filip Szymczak: Apetyt miałem na więcej

Rozmowa z Filipem Szymczakiem, 19-letnim napastnikiem wypożyczonym z Lecha Poznań do GKS-u Katowice.

Wygrana 2:1 z Podbeskidziem po pańskim dublecie – trudno było o lepszy scenariusz na zakończenie rundy jesiennej?

Filip SZYMCZAK: – Satysfakcja była duża – przede wszystkim dlatego, że odnieśliśmy pierwsze zwycięstwo na wyjeździe, którego długo szukaliśmy. To pozytywny sygnał na przyszłość. Wiemy też, jaka była otoczka tego meczu. Trzeba wspomnieć o naszych kibicach. Cieszę się, że mogę reprezentować barwy takich klubów. W niedzielę oglądałem mecz Lecha w Lubinie, z Poznania przyjechało mnóstwo kibiców – tak jak w Bielsku-Białej był pełen sektor z Katowic. Graliśmy w Barbórkę, a jesteśmy przecież Górniczym Klubem Sportowym. Jako chłopak z Wielopolski coś tam wcześniej oczywiście słyszałem, ale dopiero będąc na miejscu, w Katowicach, poczułem ten klimat. Co do samej gry – wierzę, że w przyszłości będzie wyglądała jeszcze lepiej. Są rezerwy. GKS to klub, który rozwija się, ma ambicje wyższe niż miejsce w tabeli, które zajmujemy.

[…] Sześć goli to dorobek, z którego jest pan zadowolony?

Filip SZYMCZAK: – Na samym starcie muszę zaznaczyć, że I liga jest może nie tyle specyficzna, co ciężka, mocna fizycznie, w której występuje duża waleczność, a to mój pierwszy sezon na tym poziomie. Wcześniej grałem w II lidze i ekstraklasie. Są pewne różnice, dlatego potrzebowałem trochę czasu, by się z I ligą oswoić. Dużo od siebie wymagam, dlatego nie ma co ukrywać: był apetyt na jeszcze lepsze liczby. Pamiętam mecz ze Stomilem, w którym zdobyłem dwie bramki, tyle że z minimalnych spalonych i cofnięto mi je po VAR-ze. Szanuję to, co mam, ale mam nadzieję, że ten dorobek zostanie jeszcze powiększony.

Czy dużo nauczył się pan przez pół roku gry w GieKSie?

Filip SZYMCZAK: – Zostałem wypożyczony do Katowic, by regularnie grać. Widzimy, co dzieje się w Lechu – to sezon mistrzowski, dlatego uważam, że moja szansa tam na regularną grę w ekstraklasie byłaby niewielka. Ktoś może powiedzieć, że zrobiłem krok do tyłu, odchodząc do I ligi, ale patrzę na to wręcz przeciwnie. Chodziło o mój dalszy rozwój, a w młodym wieku najważniejsza jest regularna gra. Różnica w stylu i funkcjonowaniu na boisku między Lechem a GKS-em musi być, nie ma co ukrywać. Lech rok w rok chce narzucać rywalom swoje warunki, dominować. Jesteśmy świadomi, że dla GieKSy to trochę taki sezon przejściowy – cieszę się, że jestem jego częścią – dlatego nie brakowało meczów, w których nie byliśmy faworytem, oddawaliśmy przeciwnikowi pole, ustawiając się w średniej albo niskiej obronie. Wiele nauczyłem się w poruszaniu w defensywie, między formacjami, co na pewno zaprocentuje w przyszłości. Nigdy też nie grałem w ustawieniu na dwie „dziesiątki” i jednym napastnikiem. Wcześniej drużyny, w których występowałem, zawsze miały też nominalnych skrzydłowych, a w GKS-ie przeszliśmy na wahadła. Te doświadczenia z gry w innym systemie będą dla mnie bardzo cenne.

[…] Idzie pan drogą Kamila Jóźwiaka, czy Tymoteusza Puchacza, dla których wypożyczenie z Poznania do Katowic było trampoliną do kariery.

Filip SZYMCZAK: – Po prostu wychodzę na boisko i staram się robić to, co potrafię. Czasem było lepiej, czasem gorzej, a bagaż doświadczeń z pierwszego półrocza w Katowicach biorę ze sobą i wierzę, że mi w przyszłości pomoże. Nie narzucam sobie presji. Przed wypożyczeniem rozmawiałem z chłopakami, bo zależało mi na jak najlepszym miejscu do rozwoju. Otoczka wokół Lecha i GKS-u pewnie nie jest taka sama, ale zbliżona do siebie. Naprawdę wiele się w Katowicach przez te miesiące nauczyłem, czuję się tu komfortowo, w klubie panuje rodzinna atmosfera. „Puszka” wypowiadał się pozytywnie o klubie, a gdyby w przyszłości ktoś zapytał mnie, to też polecę GKS. Złego słowa nie powiem.

Wraz z Patrykiem Szwedzikiem mieliście rywalizować jako młodzieżowcy, a w końcówce rundy obaj ciągnęliście ofensywę GieKSy. Zaskoczenie, że tak się rozwinął?

Filip SZYMCZAK: – Nie jestem w szoku. Patryk to bardzo fajny chłopak. Pamiętajmy, że na początku sezonu miał problemy zdrowotne, ale na treningach było widać, że idzie do przodu. Cieszę się jego szczęściem. Jest starszy o rok, obaj jako młodzi dajemy coś ofensywie GKS-u, mamy najwięcej bramek, złapaliśmy fajny kontakt, bo dogadujemy się też poza boiskiem. Musieliśmy się poznać, dotrzeć, ale z meczu na mecz nasza współpraca wyglądała lepiej. Trzymam za niego kciuki.

[…] Lech ma możliwość skrócenia pańskiego wypożyczenia już tej zimy. Czy to właściwy moment, by – zapytać, czy zostanie pan w Katowicach na rundę wiosenną?

Filip SZYMCZAK: – W najbliższej przyszłości to się wyjaśni. Pewne opcje są, zatem nie będę spekulował i niczego deklarował.

 

Dni pełnej laby

Dwa zgrupowania, dziewięć sparingów – to plany pierwszoligowego beniaminka z Bukowej na zimowy okres przygotowawczy.

[…] Drużyna spotykała się do środy. Na katowickiej AWF oraz u klubowych fizjoterapeutów dokonano kompleksowego podsumowania motorycznego piłkarzy, każdy z nich odbył też tradycyjną indywidualną rozmowę z trenerem Rafałem Górakiem. W zespole nie zapowiada się na większe zmiany – rozstać mogą się pojedyncze osoby z grona tych, którzy grali najmniej. Teraz przed zespołem 10 dni pełnej laby, podczas których mają zresetować się przy niewielkiej fizycznej aktywności. Już za tydzień, 18 grudnia, zaczną się mocne treningi indywidualne według przygotowanych rozpisek. Na Bukowej ponownie zawodnicy spotkają się 6 stycznia – w na tyle dobrej formie, by przejść kolejne motoryczne testy.

Zimą, jak to w ostatnich latach bywało, GKS zaliczy dwa zgrupowania. Jedno, krótkie, 3-dniowe – odbędzie się tradycyjnie w Bielsku-Białej, podczas którego drużyna w ramach treningu wbiegnie na Klimczok. Miejscem tego drugiego, 6-dniowego, też będzie Bielsko-Biała. Przy Bukowej mówią wprost, że na zagraniczne wojaże o tej porze roku jeszcze przyjdzie czas. Na okres przygotowawczy zaplanowano 9 sparingów, w tym próba generalna z ligowym rywalem, Odrą Opole. Prócz tego GieKSę sprawdzą też I-ligowcy z Jastrzębia i Bielska-Białej, krakowscy II-ligowcy Garbarnia i Hutnik, III-ligowcy LKS Goczałkowice, Rekord Bielsko-Biała i Pniówek Pawłowice oraz IV-ligowy Ruch Radzionków, z którym katowiczanie mierzyli się już podczas rundy jesiennej, wygrywając 6:0. Wiosna dla podopiecznych Rafała Góraka zacznie się od dwóch wyjazdów: 26 lutego do Nowego Sącza i 5 marca do Sosnowca, a na Bukową wrócą tydzień później, podejmując Chrobrego Głogów.

 

weszlo.com – Gdybyśmy nie zmienili kierunku, ten zespół poszedłby na rzeź

GKS Katowice rozegrał jesienią dwie zupełnie inne części. W pierwszej był chłopcem do wpuszczania goli, w drugiej stał się wyrachowany i trudny do pokonania dla każdego przeciwnika. Wszystko dzięki konkretnym zmianom wprowadzonym przez Rafała Góraka i jego sztab. Całościowo dało to w miarę spokojną sytuację przed wiosną w I lidze. Rozmawiamy ze szkoleniowcem śląskiego beniaminka. Co zmienił w grze swojej drużyny i dlaczego działo się to z dnia na dzień? Co mogło zgubić jego piłkarzy na początku sezonu? Czy mecz ze Stomilem traktował jako grę o posadę? W jakich okolicznościach obejrzał pierwszą czerwoną kartkę w karierze trenerskiej i czego mu brakuje u sędziów? Co GKS Katowice udowodnił jesienią jeśli chodzi o politykę transferową? Dlaczego w kadrze zespołu są sami Polacy? Co najbardziej stresowało Góraka wiosną, gdy ważyły się losy awansu na zaplecze Ekstraklasy? Zapraszamy.

20 meczów, 23 punkty, trzynaste miejsce w tabeli – nie jest to szczególny powód do dumy, ale biorąc pod uwagę pierwszą część jesieni w waszym wykonaniu i tak dobrze kończycie rok.

Dokładnie. Zdecydowanie najtrudniejszy był dla nas okres od 6. do 10. kolejki. Sam start mieliśmy całkiem niezły. Punktowo może nie było tego widać, ale przegraliśmy wtedy tylko raz i graliśmy z ułańską fantazją. Na dłuższą metę okazało się to niebezpieczne. Po pierwszych dziesięciu meczach wiedzieliśmy, że znajdujemy się w trudnym położeniu.

Mieliście wtedy 23 stracone gole, czyli aż o sześć więcej niż drugi zespół w tej klasyfikacji. GieKSa gwarantowała rozrywkę, ale niekoniecznie w pożądaną przez was stronę.

To był koszmarny wynik, zwłaszcza że – jak pan wspomniał – drugi najgorszy zespół i tak miał sześć wpuszczonych bramek mniej. Nie było łatwo się z tego wygrzebać. Gdy już liga się zacznie i wpadnie się w taki dołek, to mecz goni mecz i możesz nie zdążysz zareagować, czas przeleci ci przez palce. Nam na szczęście udało się dojść do sedna problemu i pomóc drużynie. Nie było wyjścia, musieliśmy coś zmienić. Gdybyśmy ciągle szli w tym samym kierunku i próbowali ulepszać wszystko według wcześniejszych założeń, to poprowadzilibyśmy ten zespół na rzeź.

[…] Drużyna nie była na starcie zbyt pewna siebie? Po jednym z meczów zasugerował pan między wierszami, że przydałoby się więcej pokory. Rafał Figiel w dzienniku „SPORT” przyznawał, że był zszokowany słabym początkiem. Pan zapowiadał przed sezonem, że każdy punkt i każde zwycięstwo trzeba będzie wyszarpać, ale najwidoczniej w praktyce zawodnicy tak nie myśleli.

Być może tak było, ale nie chciałbym mówić dziś z pełnym przekonaniem, że chłopaki zbyt pewnie weszli w sezon. Moją rolą jako trenera było zareagowanie na sytuację, obojętnie, w którym momencie. Często trener najbardziej czujny musi być przy dobrej passie, po kilku wygranych z rzędu.

[…] No i wygraliście ze Stomilem w doliczonym czasie po analizie powtórek, ale w następnej kolejce straciliście w końcówce dwubramkowe prowadzenie z GKS-em Tychy. Nie bał się pan o mentalność zawodników, o to, że mogą zwątpić również w nową strategię?

Nie bałem się, ponieważ z niejednego trudnego momentu już razem wyszliśmy. Z większością pracowałem znacznie dłużej niż dwa miesiące w I lidze. Nic nie buduje tak, jak wygrana, ale mimo wszystko mecz z Tychami pokazał nam, że idziemy we właściwą stronę jeśli chodzi o sposób gry. Dzień później podczas analizy widzieliśmy tak dużo dobrego w naszej grze, że ciężko było spuszczać głowy. Jakby nie patrzeć, zdobyliśmy czwarty punkt w dwóch meczach i uznaliśmy to za dobry znak. Rywale poza stałymi fragmentami nic nie byli w stanie nam zrobić. Drugi gol to zwyczajnie fatalny przypadek.

[…] W pierwszych dziesięciu meczach GieKSa zdobyła siedem punktów, straciła 23 gole i znajdowała się w strefie spadkowej. Za okres od zmiany ustawienia byłaby trzecia w tabeli, a bramek straciła jedynie 10. Pojawiło się więcej pragmatyzmu w waszej grze, ale rozumiem, że to mimo wszystko okres przejściowy i docelowo chcecie wrócić do efektowniejszego futbolu?

W pierwszej kolejności chciałbym, żeby moją drużynę postrzegano jako grającą w piłkę, grającą ofensywnie i dającą dużo radości. Taki był nasz pomysł w II lidze i na początku po awansie. Nadal uważam, że również wtedy mieliśmy niezłe mecze. Musieliśmy jednak przypomnieć zespołowi o rozwadze w grze i tym, jak istotnym elementem jest bronienie. Teraz niekoniecznie trzeba zmieniać ustawienie, żeby prezentować efektowny futbol. Przy systemie z trójką stoperów możliwości ofensywne są olbrzymie, natomiast trzeba sobie jasno powiedzieć, że nad atakowaniem w tym systemie nie pracowaliśmy jesienią praktycznie wcale. Skupialiśmy się na obronie i w tym zakresie starałem się jak najwięcej metodycznie przekazać piłkarzom.

W przedostatniej kolejce, z Miedzią, też działy się rzeczy niemalże historyczne. Po raz pierwszy w trenerskiej karierze otrzymał pan czerwoną kartkę.

Czerwoną za dwie żółte, w ciągu dosłownie dwudziestu sekund zostałem dwukrotnie ukarany. Tak samo uzasadnione, tak samo opisane. Panu sędziemu chyba zadudniło w uszach, dlatego dostałem dwie kary. Do dziś nie wiem, za co wyleciałem.

Poczuwał się pan do winy, ale za pierwszą kartkę.

Opuściłem strefę dla trenerów, krzycząc: – Panie sędzio, za co jest ten faul?! Niczego teraz nie wygładzam, nie użyłem żadnego epitetu czy przekleństwa. No ale opuściłem strefę, więc na wniosek arbitra technicznego dostałem żółtą kartkę. Wróciłem do strefy, odwróciłem się w kierunku ławki, chcąc dosadnie poinstruować moich zawodników przed obroną rzutu wolnego i chyba wtedy sędzia zdecydował, że pokaże mi czerwoną kartkę. Cóż, młody facet, też się uczy i zbiera doświadczenie. Po meczu pogadaliśmy z 10 minut.

[…] Z zawodników sprowadzonych latem ważniejsze role odgrywali jedynie Dawid Kudła, Filip Szymczak i do momentu kontuzji Oskar Repka.

Repka na początku walczył o skład z Bartoszem Jaroszkiem  i w pewnym momencie wywalczył sobie plac, ale niestety potem problemy zdrowotne sprawiły, że nie grał już do końca rundy. Kudła od razu wypełnił lukę w bramce. Szymczaka wypożyczyliśmy z Lecha Poznań. Choć to bardzo młody zawodnik, z rocznika 2002, to z dużym potencjałem, wszystko przed nim, ale również dużo pracy. Niewiele zmian zaszło w naszej kadrze, tak sobie zakładaliśmy i nie miałem potem pretensji, że chciałbym więcej transferów.

W przypadku Szymczaka mówił pan wręcz o sukcesie, że zdecydował się on na przyjście do Katowic.

Niewątpliwie znaczenie miała wcześniejsza współpraca GieKSy z Lechem. To tutaj ogrywali się Kamil Jóźwiak, Tymoteusz Puchacz i Bartosz Mrozek, którzy wydaje się  tylko i wyłącznie na tym zyskali. Dla nas pozyskanie Filipa było dużą sprawą, jemu też to wypożyczenie wiele daje. Kilkanaście meczów w Ekstraklasie zdążył rozegrać, ogólnie jednak jego seniorskie doświadczenie ograniczało się głównie do II ligi. Przed nim jeszcze długa droga, ale idzie we właściwym kierunku.

[…] Z zawodników sprowadzonych latem ważniejsze role odgrywali jedynie Dawid Kudła, Filip Szymczak i do momentu kontuzji Oskar Repka.

Repka na początku walczył o skład z Bartoszem Jaroszkiem  i w pewnym momencie wywalczył sobie plac, ale niestety potem problemy zdrowotne sprawiły, że nie grał już do końca rundy. Kudła od razu wypełnił lukę w bramce. Szymczaka wypożyczyliśmy z Lecha Poznań. Choć to bardzo młody zawodnik, z rocznika 2002, to z dużym potencjałem, wszystko przed nim, ale również dużo pracy. Niewiele zmian zaszło w naszej kadrze, tak sobie zakładaliśmy i nie miałem potem pretensji, że chciałbym więcej transferów.

W przypadku Szymczaka mówił pan wręcz o sukcesie, że zdecydował się on na przyjście do Katowic.

Niewątpliwie znaczenie miała wcześniejsza współpraca GieKSy z Lechem. To tutaj ogrywali się Kamil Jóźwiak, Tymoteusz Puchacz i Bartosz Mrozek, którzy wydaje się  tylko i wyłącznie na tym zyskali. Dla nas pozyskanie Filipa było dużą sprawą, jemu też to wypożyczenie wiele daje. Kilkanaście meczów w Ekstraklasie zdążył rozegrać, ogólnie jednak jego seniorskie doświadczenie ograniczało się głównie do II ligi. Przed nim jeszcze długa droga, ale idzie we właściwym kierunku.

[…] Zimą również tylko kosmetyczne zmiany w składzie?

Odpowiadając naukowym językiem, zebraliśmy w tej rundzie ogromny materiał badawczy. Zimą raczej nie ma co liczyć na transfery bezgotówkowe, w tym względzie na rynku panuje wtedy totalna… zima. O transfery gotówkowe też trudniej niż latem. Parę rozmów prowadzimy, coś się dzieje w gabinetach, ale na pewno nie zatracimy swojej racjonalności i pragmatyczności w działaniach. Nie możemy doprowadzić do sytuacji, w której zmusimy się do jakiegoś ruchu wizją pięknego jutra. Musimy działać w oparciu o chłodną analizę, cierpliwość i konsekwencję.

[…] No to na koniec inny pozytyw: wreszcie ruszyła budowa nowego stadionu GKS-u Katowice.

Pracując w BKS-ie Bielsko, widziałem proces budowy bielskiego stadionu. Grało na nim nie tylko Podbeskidzie, ale też my. To zawsze jest kwestia sentymentalna. Mam nadzieję, że GieKSa będzie rosła razem z nowym stadionem i będę miał w tym swój udział.

 

SIATKÓWKA

siatka.org – Kontuzja Jakuba Szymańskiego

Jakub Szymański nie znalazł się w kadrze na wyjazdowe spotkanie GKS-u Katowice z Grupą Azoty ZAKSĄ Kędzierzyn-Koźle ze względu na odnowiony uraz barku i konieczność przeprowadzenia konsultacji lekarskich. Przyjmującego siatkarskiej GieKSy czeka przerwa w grze do końca tego roku.

Decyzją sztabu szkoleniowego Jakuba Szymańskiego czeka przerwa w grze do końca 2021 roku. Tym samym przyjmujący nie wystąpi w meczu GKS-u Katowice z Projektem Warszawa, wyjazdowym starciu z PGE Skrą Bełchatów (piątek 17 grudnia, godz. 20:30) i meczu 1/16 Pucharu Polski z pierwszoligową ZAKSĄ Strzelce Opolskie.

 

sportdziennik.com – Siatkarze GKS-u dopiero ustąpili w tie-breaku

To był niesłychanie twarde i emocjonujące spotkanie GKS-u Katowice z faworyzowanym zespołem ze stolicy.

Po 141 minutach gry (!) gospodarze ulegli w tie-breaku, zdobywając punkty. Walczące serca z Katowic długi fragmentami wznosili się na wyżyny swoich umiejętności i sprawili rywalom wiele kłopotów.

Oba zespoły przystąpiły do meczu w uszczuplonych składach. W GKS-ie zabrakło nie tylko przyjmującego Jakuba Szymańskiego, ale również środkowego Marcina Kanię. Tego pierwszego, niezwykle udanie zastąpił Gonzalo Quiroga, który nieźle przyjmował, ale również potrafił zaskoczyć w ataku. Na środku siatki obok Piotra Haina wystąpił Kamil Drzyzga, obdarzony dobrymi warunkami fizycznymi, ale był mocno usztywniony. Natomiast w zespole gości zabrakło Duszan Petković, ale Michał Superlak na pozycji atakującego spisywał świetnie i zasłużenie zdobył statuetkę MVP.

Jeżeli dobrze będzie funkcjonowała zagrywka to możemy się „zaczepić” w tym meczu – te słowa wypowiedział trener GKS-u, [Grzegorz Słaby]. Jednak oba zespoły, jak na ironię losu, w polu spisywały się poniżej oczekiwań i było sporo pomyłek. W miarę rozwoju meczu było nieco lepiej. To jednak w niczym nie przeszkadzało gospodarzom, po dobrym przyjęciu, wyprowadzać zabójczy atak. Jakub Jarosz wprost szalał przy siatce, a na drugim skrzydle mocno go wspierali Thomas Rousseaux oraz Quiroga. Goście byli zaskoczeni takim obrotem sprawy. Wprawdzie w I  secie doprowadzili do remisu 19:19, ale końcowe fragmenty należały argentyńskiego przyjmującego (2 udane ataki) oraz jego kolegów.

Przyjezdni szybko wyciągnęli wnioski i w kolejnej odsłonie już unikali błędów w polu serwisowym. Jednak przede wszystkim zaczęli skutecznie grać blokiem. Tym razem potrafili powstrzymać nie tylko Jarosza, ale również pozostałych skrzydłowych. W drugiej części tej partii niepodzielnie panowali na parkiecie i doprowadzili do remisu.

Amerykański rozgrywający GKS-u niemal zaprzestał grać środkiem i może w tej sytuacji trener Słaby dokonał roszady na pozycji. Drzyzgę zastąpił debiutujący na tym szczeblu rozgrywek Jakub Lewandowski. Ta roszada okazała się strzałem w „10”. Lewandowski popisał się 2 skutecznymi atakami, 2 blokiem i dołożył asa serwisowego. Doświadczeni środkowi Projektu Andrzej  Wrona – Piotr Nowakowski byli zaskoczeni, że ten debiutant tak sobie może poczynać. Gospodarze objęli prowadzenie 22:18 i spokojnie dokończyli seta. Jednak w kolejnej odsłonie gospodarze stracili koncentrację oraz zmęczenie dało o sobie znać. W zespole przyjezdnych miejsce Igora Grobelnego zajął Jan Fornal i odegrał istotną rolę w dwóch ostatnich partiach. Gdy goście w IV secie goście wysoko prowadzili i trener katowiczan dokonał zmian na pozycjach i przygotowywał się do tie-breaka. A w nim zaczęło się nieźle dla nich. Jednak od stanu 7:7 goście zdobyli 5 „oczek” blokiem i ostatecznie wygrali. Gospodarzom należą się słowa uznania za niesłychaną walkę oraz zdobyty cenny punkt.

GKS Katowice – Projekt Warszawa 2:3 (25:21, 22:25, 25:20, 18:25, 9:15)

 

HOKEJ

hokej.net – Przełożone mecze GieKSy. Pierwsze przymiarki do nowych terminów

Szefostwo GKS-u Katowice z powodu dwóch zakażeń koronawirusem i kwarantanny nałożonej na ośmiu zawodników poprosiło o przełożenie czterech ligowych spotkań, w tym niezwykle istotnej konfrontacji z Re-Plast Unią Oświęcim.

[…] Wyjazdowy mecz GieKSy z biało-niebieskimi miał wyłonić lidera Polskiej Hokej Ligi po trzech rundach, a co za tym idzie opracować terminarz piątej serii spotkań.

Regulamin Polskiej Hokej Ligi przewiduje, że terminarz dodatkowej, piątej rundy zostanie opracowany w oparciu o tabelę po 27 kolejkach. Do jej skonstruowania niezbędny jest wynik meczu oświęcimian z katowiczanami. Jeśli oświęcimianie wygrają za trzy punkty, to oni będą rozstawieni z pierwszego miejsca. Każdy inny wynik sprawi, że na pozycji lidera zostaną katowiczanie.

Problemem jest jednak brak wolnych terminów. Wielkimi krokami zbliżają się Święta Bożego Narodzenia, a w dniach 27-28 grudnia został zaplanowany Turniej Finałowy Pucharu Polski. Zawodnicy do ligowych zmagań mają wrócić 4 stycznia, a wolnych terminów po prostu nie ma, bo liga będzie rozgrywana systemem wtorek-czwartek/piątek-niedziela.

Na domiar złego 16 stycznia mają odbyć się ostatnie mecze czwartej rundy, a piąta seria ma ruszyć już dwa dni później.

Tymczasem w dniach 16-18 grudnia w Bytomiu ma odbyć się turniej Christmas Cup, w którym reprezentacja Polski zmierzy się z Francją, Węgrami i Ukrainą. Na te spotkanie zostało powołanych dwóch zawodników Unii: Kamil Paszek i Łukasz Krzemień oraz Patryk Krężołek z GKS-u Katowice. Jeśli spotkanie biało-niebieskich z GieKSą zostanie rozegrane 17 grudnia selekcjoner naszej kadry będzie musiał przygotować plan B.

 

Kiedy mecz na szczycie PHL? Już w przyszłym tygodniu

Poznaliśmy nowy termin spotkania Re-Plast Unia Oświęcim – GKS Katowice. Oba zespoły skrzyżują kije jeszcze przed Świętami Bożego Narodzenia.

Przypomnijmy, że mecz na szczycie Polskiej Hokej Ligi miał pierwotnie odbyć się 5 grudnia, ale został odwołany z uwagi na fakt, że w ekipie GieKSy dwaj zawodnicy uzyskali pozytywne wyniki testów na obecność koronawirusa, a na kwarantannę trafiło kolejnych ośmiu graczy.

Oba kluby ustaliły, że to spotkanie odbędzie się w piątek 17 grudnia o godzinie 19:00. Czekają jednak na to, aż stosowne dokumenty podpisze Marta Zawadzka, prezes i komisarz spółki PHL.

Kliknij, by skomentować
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

Odpowiedz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Piłka nożna Wywiady

Okiem rywala: kibicowski boom na GieKSę zachwyca

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

W ostatnich tygodniach relacje z Częstochowy zdominowały czołówki serwisów sportowych w Polsce. Sprawcą zamieszania był przede wszystkim trener Marek Papszun, ale forma sportowa Medalików również jest godna podkreślenia. Jak w tym wszystkim odnajdują się kibice pod Jasną Górą? Zapytałem Roberta Parkitnego ze stowarzyszenia „Wieczny Raków”, który po raz drugi odpowiedział na nasze zaproszenie. Jednocześnie zachęcam do lektury naszej poprzedniej rozmowy, w której poruszyliśmy wiele tematów związanych z historią Rakowa i naszych pojedynków.

Meczem w Częstochowie otwieramy rundę rewanżową. Jak podsumujesz postawę Rakowa w pierwszej części sezonu?
Na początku Raków stracił, ale później odrobił i teraz nasze miejsce jest mniej więcej takie, jak należy. Natomiast z kilku względów była to dla nas ciężka runda, stąd wiele osób wyraża się o Rakowie negatywnie, nie mając pełnej wiedzy o tym, co tak naprawdę dzieje się w klubie. Ja nie mam potrzeby mówić i pisać o wszystkim tylko po to, aby zebrać dodatkowe lajki. Przede wszystkim kadra nie była odpowiednio zestawiona, aby łapać punkty na wszystkich frontach. Niektórzy powiedzą, że doszły duże nazwiska, takie jak Bulat, Diaby-Fadiga czy Konstantópoulos, mimo to na początku nie grało to, jak należy. Moim zdaniem drużyna potrzebowała czasu, aby wszystko mogło się zazębić. Zmian w kadrze było dużo, do tego doszły kontuzje, dlatego początek sezonu był ciężki. W pewnym momencie pojawiały się nawet głosy nawołujące do zwolnienia trenera, ale kryzysy trzeba przezwyciężać i cała sztuka polega na tym, aby w takich momentach karta się odwróciła. Nam się to udało i dziś idziemy jak burza w Europie, a w lidze też wyglądamy coraz lepiej. Uważam, że tę rundę zakończymy jeszcze dwoma zwycięstwami, niestety m. in. waszym kosztem. Koniec końców runda jesienna w naszym wykonaniu była dobra, natomiast jako kibic polecam krytycznie podchodzić do informacji podawanych w Internecie. Czasem spotykam się z opiniami, że ktoś nie pamięta tak słabego meczu, odkąd kibicuje Rakowowi – wtedy wiem, że nie mamy o czym rozmawiać, bo sam doskonale pamiętam ciężkie czasy w naszej całkiem niedawnej historii.

A co sądzisz o formie GieKSy?
Wydaje się, że ten sezon jest dla was cięższy niż poprzedni, w roli beniaminka. Z drugiej strony takie mecze jak pucharowy z Jagiellonią pokazują, że w waszej drużynie jest potencjał i gdybyś zapytał mnie o kandydatów do spadku, to nie wskazałbym w tym gronie GieKSy. Myślę, że te niegdyś „ulubione” przez was pozycje 8-12 w 1. lidze są teraz w waszym zasięgu, jeśli chodzi o Ekstraklasę. Natomiast z zachwytem obserwuję kibicowski boom na GieKSę, spowodowany m.in. nowym stadionem. Miałem okazję być w waszym sklepie „Blaszok”, który wygląda okazale, co chwilę przychodzili ludzie nie tylko na zakupy, ale też pogadać i zapytać o bieżące sprawy. Gdyby taki stadion jak wasz powstał w Częstochowie, to również byłby to dla nas impuls do kibicowskiego rozwoju.

Pytając o GKS w tym sezonie, przeważały opinie, że głównym powodem słabszej formy na początku sezonu był transfer Oskara Repki. Jak ten zawodnik odnalazł się pod Jasną Górą?
Pierwsze wejście Repki do zespołu było bardzo dobre. Z czasem nieco przygasł, być może z tego względu, że Marek Papszun wymaga więcej niż w większości innych klubów, nie tyle w kwestii samego zaangażowania na boisku, ale przede wszystkim całej otoczki. Była taka sytuacja po naszym meczu z Górnikiem, przegranym u siebie 0:1, który był chyba najsłabszy w całej rundzie: gra była fatalna i gdy po meczu trener nie przebierał w słowach, to mocno oberwało się m. in. Repce. Oskar wylądował na ławce i było to trudne zderzenie z rzeczywistością Marka Papszuna. Być może w GieKSie wyglądało to inaczej – po porażce trener reagował w inny sposób, jak przystało na beniaminka, natomiast w Rakowie wylicza się każdy błąd. Sam nie zwracam dużej uwagi na aspekty piłkarskie, ale czytałem opinie, że w ostatnim meczu ze Śląskiem Repka był jednym z naszych najsłabszych ogniw. Dla mnie jest to piłkarz z ogromnym potencjałem, pozostaje jednak pytanie, czy na dłuższą metę dopasuje się do naszego stylu gry. Z drugiej strony za chwilę w Rakowie będzie nowy trener, więc rola Repki też może się zmienić.

Jest też piłkarz, który kiedyś próbował podbić Częstochowę, a dziś nie wyobrażamy sobie bez niego GieKSy. Uważasz, że patrząc na obecną formę Bartosza Nowaka, odpuszczenie go przez Raków było błędem?
Przede wszystkim Bartek jest fajnym człowiekiem – otwartym, uśmiechniętym, radosnym. Widać, że gra sprawia mu przyjemność. Trudno uważać jego transfer za błąd. Kiedyś przygotowałem dla trenera statystykę zawodników, którzy nie sprawdzili się w Rakowie – większość wylądowała w 2. lub 3. lidze. Tacy jak Nowak są wyjątkami, ale nie znam dokładnie kulis jego odejścia – może sam na to nalegał, a może naciskał agent. Ja widziałbym Bartka w Rakowie, ale w tamtym czasie rywalizacja na jego pozycji była ogromna. Ponadto czasem po prostu tak jest, że w jednym klubie zawodnik gaśnie, a gdzie indziej, przy innym trenerze rozkwita i taki transfer okazuje się strzałem w dziesiątkę.

Gdy pojawiła się informacja, że Papszun wraca, miałem mieszane uczucia, zastanawiając się, czy jest szansa po raz drugi napisać tę samą historię” – to twoje słowa z naszej poprzedniej rozmowy. Wszystko wskazuje na to, że twoje obawy były słuszne.
Mimo całego zamieszania, jakie od kilku tygodni trwa w Częstochowie, z Markiem Papszunem wciąż mam dobre relacje. Po jednym z ostatnich meczów porozmawiałem trochę dłużej z trenerem i poznałem jego punkt widzenia oraz odczucia co do obecnej sytuacji w klubie. Dlatego teraz, gdy spotykam się z innymi kibicami i słucham niepochlebnych opinii na temat trenera, to staram się tonować nastroje. Trener Papszun nie jest idealny ani bezbłędny, ale takie sprawy często mają drugie dno i nie inaczej jest w tym przypadku.

Po ewentualnym odejściu Marek Papszun zachowa status legendy?
Pod koniec jego pierwszej kadencji byłem wśród inicjatorów uroczystego pożegnania trenera w naszym kibicowskim lokalu, wręczyliśmy mu też piłkę z napisem „trener – legenda”. Żegnaliśmy go jak króla, tymczasem niedługo później on wrócił. To dowód na to, że zarząd nie był przygotowany na jego odejście, decydując się na Dawida Szwargę. Poza tym nastroje byłyby inne, gdyby w poprzednim sezonie Raków zdobył mistrzostwo. Nie każdemu pasuje praca z Markiem Papszunem, ale trzeba pamiętać, że w tym, co robi, jest profesjonalistą i nawet w sytuacji, gdy jedną nogą jest w Legii, to jego piłkarze wychodzą na boisko przygotowani i wygrywają kolejne mecze. Po pamiętnej konferencji wielu w to zwątpiło – pojawiły się głosy, że piłkarze będą grać przeciwko trenerowi. Z kolei po wysokich zwycięstwach z Rapidem i Arką ci sami ludzie mówili: wygrali, bo chcieli zrobić na złość Papszunowi. Można oszaleć…

Po deklaracji trenera o chęci trenowania Legii studziłeś na Twitterze gorące głowy częstochowskich kibiców. Jakie uczucia dominują – zawód czy zrozumienie?
Zdecydowanie negatywnie odebrano tę wypowiedź trenera, przede wszystkim co do miejsca i czasu. Natomiast ja patrzę na to w inny sposób. Owszem, trener mógł to rozegrać inaczej, ale z drugiej strony, gdyby tego nie zrobił, a niedługo później wypłynęłaby informacja o jego przejściu do Legii, to spotkałby się z zarzutem, że nas zdradził i ukrywał prawdę. Wszyscy wiemy, że Papszun jest Legionistą, warszawiakiem i prowadzenie stołecznych zawsze było jego marzeniem. W Częstochowie zrobił kawał dobrej roboty, dlatego nie widzę w jego słowach aż tak dużej sensacji, jak przedstawiają to media.

Kwestia „transferu” Papszuna do Legii jest już oficjalna?
Nie mam pojęcia. Oficjalne jest porozumienie Rakowa z Łukaszem Tomczykiem – trenerem Polonii Bytom. Było już wiele wersji rozwoju sytuacji, natomiast jeśli miałbym obstawiać, to moim zdaniem Papszun zostanie w Częstochowie do końca rundy (kilka godzin później taką informację podał Tomasz Włodarczyk w serwisie meczyki.pl – przyp. red.).

W ostatnich tygodniach forma zarówno Rakowa, jak i GKS-u wyraźnie poszła w górę. To, co jeszcze nas łączy, to lanie od ostatniego w tabeli Piasta Gliwice. Jak do tego doszło w Częstochowie?
Na ten temat nie powiem zbyt wiele, bo choć w ciągu ostatnich 18 sezonów opuściłem zaledwie siedem domowych meczów Rakowa, to właśnie z Piastem był jeden z nich. Ani go nie oglądałem, ani też nie analizowałem tej porażki. Po pierwsze, Daniel Myśliwiec jest dobrym trenerem i szybko odcisnął swoje piętno na drużynie, a po drugie liga jest mega wyrównana i nawet tak niskie miejsce w tabeli jak Piasta nie znaczy, że nie potrafią się odgryźć. Inna sprawa, że Rakowowi zawsze lepiej gra się z drużynami z czołówki – nie wiem, czy to kwestia motywacji, czy czegoś innego. Mimo że Piast zdobył 6 punktów z naszymi drużynami, to uważam, że w końcowym rozrachunku znajdzie się mimo wszystko w trójce spadkowiczów.

Jeśli natomiast chodzi o czołówkę ligi, to wielokrotnie podkreśla się w mediach postawę Jagiellonii, która dobrze prezentuje się we wszystkich rozgrywkach. Tymczasem Raków radzi sobie równie dobrze, o ile nie lepiej, bo w przeciwieństwie do Jagi nadal ma szansę na Puchar Polski. Cele na ten sezon pozostają niezmienne?
Zdecydowanie. Zarówno trener, jak i piłkarze zarabiają takie pieniądze, że nie ma innego celu jak mistrzostwo. Pochwały dla Jagiellonii przypominają mi laurki dla Rakowa przy okazji marszu z 1. ligi do Ekstraklasy – jak to wszystko było doskonale poukładane. Jaga wygląda nawet lepiej – ogromny stadion, odpowiednie zaplecze infrastrukturalne i kibicowskie. Z kolei Raków jest w Polsce wyśmiewany przede wszystkim za brak stadionu. Mieliśmy swoje pięć minut zachwytów w mediach, a teraz każdy gorszy moment jest dodatkowo rozdmuchiwany. Nic się jednak nie zmienia: zarówno mistrzostwo, jak i Puchar Polski są dla nas mega ważne. Do tego jak najdłuższa gra w Lidze Konferencji. Po to sztab liczy tylu ludzi, by odpowiednio przygotować zespół do wszystkich rozgrywek, a wyniki muszą przyjść. Tym bardziej że w Pucharze robi się powoli autostrada do finału.

Musicie tylko uważać, by nie utknąć na bramkach z napisem „GKS Katowice”, ale przy odpowiednim zrządzeniu losu być może jeszcze będzie okazja o tym porozmawiać. Tymczasem skupiacie się na lidze i rozgrywkach europejskich. Czujecie się już w Sosnowcu jak u siebie?
W żadnym wypadku. Nie było tak ani w Bełchatowie, ani teraz w Sosnowcu. Trzeba być wdzięcznym włodarzom obu miast, że Raków miał gdzie grać, ale nie da się czuć dobrze poza Częstochową. Niby to tylko 60 kilometrów, ale każdy mecz w Sosnowcu bardziej przypomina bliski wyjazd niż mecz u siebie. Ciężko przyciągnąć tłumy na takie mecze, szczególnie tych najmłodszych – w Częstochowie byłoby to dużo prostsze. Sam stadion jest kapitalny do oglądania meczu, natomiast u siebie będziemy tylko w Częstochowie, choć na ten moment jest to nierealne. I pewnie w ciągu najbliższych lat się to nie zmieni.

Mimo że spodziewam się odpowiedzi, to i tak zadam ci to samo pytanie, co ostatnio: co nowego dzieje się w sprawie stadionu dla Rakowa?
Odpowiadam tak samo: nic się nie dzieje. Jakieś rozmowy się toczą, ale dopóki nie zobaczymy łopat na terenie budowy, to nie uwierzymy w żadne obietnice. Nie da się ukryć, że blokuje to rozwój klubu i Marek Papszun musi czuć to samo. Za każdym razem słyszy od prezesa, że rozmowy z Miastem są w toku – po pięciu czy sześciu latach można mieć już tego dość.

W poprzednim sezonie typowałeś gładkie 3:0 dla Rakowa w Częstochowie, tymczasem mecz potoczył się zupełnie inaczej.
Rzeczywiście, mój typ się nie sprawdził i po meczu śmiałem się w duchu, co ze mnie za znawca. Moim zdaniem tym meczem przegraliśmy mistrzostwo Polski, więc po czasie zabolało podwójnie. Szczególnie nie lubię przegrywać z Legią, Widzewem czy Lechem, a tutaj przyszła porażka z beniaminkiem. Mówi się trudno, bo takie wpadki się zdarzają. Myślę, że w najbliższą niedzielę 3:0 dla nas już musi być. Raków jest w gazie, a GieKSa będzie delikatnie podmęczona pojedynkiem z Jagiellonią, który musiał was sporo kosztować. Raków też co prawda grał ze Śląskiem, ale moim zdaniem wyglądało to trochę tak, jakby grał na pół gwizdka. Dlatego forma fizyczna będzie działać na naszą korzyść.

Wiem, że byłeś na Nowej Bukowej w pierwszej kolejce tego sezonu. Jak wrażenia?
Jak wspominałem w naszej poprzedniej rozmowie, tylko raz miałem okazję być na starej Bukowej – załapałem się na ostatni wyjazd w ubiegłym roku. W tym sezonie wiedziałem, że z powodu narodzin dziecka będę musiał odpuścić część wyjazdów, dlatego ucieszyłem się, że do Katowic jechaliśmy na samym początku i zdążyłem się do was wybrać. Miałem podobne odczucia jak z meczu w Lublinie – imponujący stadion, wszyscy ubrani na żółto, mnóstwo ludzi i kapitalny doping. Wielokrotnie podkreślałem, że doping ekip ze Śląska, takich jak GieKSa czy Górnik, to ścisły top w Polsce. Co do samego meczu to nie powiem za wiele, bo nie należę do tych, którzy szczególnie skupiają się na analizie boiskowych wydarzeń, najważniejsze było zwycięstwo 1:0. Cały wyjazd wspominam więc bardzo dobrze, z wyjątkiem incydentu z rozpylonym gazem, który wprowadził trochę zamieszania.

Kontynuuj czytanie

Felietony Piłka nożna

Plusy i minusy po Rakowie

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Po meczu z Rakowem można było odnieść wrażenie, że ktoś przewinął taśmę o kilka kolejek wstecz i z powrotem wrzucił GieKSę w tryb „mecz do ukłucia, ale nie do wygrania”. To nie był występ fatalny, ale zdecydowanie taki, który pozostawia po sobie uczucie niedosytu.

Kilka naprawdę obiecujących momentów w pierwszej połowie, trzy sytuacje, które aż prosiły się o lepsze ostatnie podanie lub dokładniejszy strzał, a jednocześnie za mało konsekwencji, by z Częstochowy wywieźć choćby punkt. Raków – drużyna w formie, w gazie, z szeroką kadrą – przycisnął po przerwie i to wystarczyło na jedno trafienie. Problem w tym, że my nie wykorzystaliśmy swoich szans wtedy, gdy mieliśmy ku temu przestrzeń. Zapraszam na plusy i minusy po meczu z Rakowem.

Plusy:

+ Pomysł na mecz w pierwszej połowie
Raków nie dominował od początku. GieKSa bardzo dobrze wyglądała w pressingu i w szybkim wyprowadzaniu piłki. Były momenty, w których to katowiczanie wyglądali dojrzalej – szczególnie do 30. minuty. Szkoda tylko, że z tego pomysłu nie udało się „wcisnąć” bramki.

+ Jędrych i Klemenz 
W pierwszych 30 minutach GieKSa miała sytuacje… po stałych fragmentach i dobitkach właśnie środkowych obrońców. Jędrych dwa razy huknął z powietrza tak, że gdyby piłka zeszła, choć o pół metra, mielibyśmy kandydata do gola kolejki. Klemenz czyścił kluczowe akcje Rakowa – chociażby Makucha z 19. minuty. Solidny występ tej dwójki, szczególnie w pierwszej połowie.

Minusy:

– Niewykorzystane setki
To jest największy grzech tego meczu. Sytuacja 3 na 1 w 37. minucie – Zrel’ák mógł strzelić albo wystawić, a nie zrobił… niczego. W drugiej połowie Marković z pięciu metrów trafił w poprzeczkę, mając przed sobą pół bramki. W takim spotkaniu, jeśli masz 2-3 okazje, to musisz coś z nich zrobić, jeśli chcesz myśleć o wygranej.

– Statyczna reakcja przy straconej bramce
To był gol, którego można było uniknąć, bo sama akcja nie była wybitnie skomplikowana. Niestety Galan był spóźniony, a Brunes zupełnie niekryty. Raków przyspieszył w drugiej połowie, ale to nie był jakiś huragan – po prostu konsekwentna i cierpliwa gra.

– Głęboko i chaotycznie w drugiej połowie
Po 60. minucie w zasadzie przestaliśmy utrzymywać piłkę. Oderwane akcje, straty, chaos, brak wyjścia do pressingu. Raków to wykorzystał i zamknął GieKSę na długie minuty. Paradoksalnie – nie tworzyli sytuacji seryjnie, ale całkowicie przejęli inicjatywę. A my nie potrafiliśmy odpowiedzieć.

Podsumowanie:

GKS nie zagrał w Częstochowie meczu złego. Zagrał mecz… do wzięcia. I właśnie dlatego jest tyle rozczarowania.

To spotkanie nie zmienia obrazu całej jesieni. Wręcz przeciwnie – potwierdza, że ta drużyna gra dobrze. 6 zwycięstw w 7 ostatnich meczach przed Rakowem to nie przypadek. 20 punktów po jesieni w tak spłaszczonej tabeli to naprawdę solidny wynik. GieKSa po fatalnym starcie wróciła do ligi z jakością.

Ten mecz można było zremisować. Można było nawet wygrać. Nie udało się – ale też nie ma tu powodu, by bić na alarm. Przy takiej dyspozycji, jak z Motoru, Korony, Niecieczy, Jagiellonii, Pogoni czy w pierwszej połowie z Rakowem – GKS będzie punktował. Wiosna zacznie się praktycznie od zera, bo cała dolna połowa tabeli wciągnęła się w walkę o utrzymanie.

GieKSiarz

Kontynuuj czytanie

Piłka nożna

Nowa Bukowa pisze swoją historię

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Gdy wydaje nam się, że i tak dużo przeżyliśmy w tym roku, GieKSa dokłada kolejną cegiełkę. Do wspomnień. Do historii. Do legendy. Rok 2025 to kolejny, który będziemy mogli wspominać z rozrzewnieniem i dumą. To nie jest jeszcze podsumowanie, bo czeka nas niedzielny mecz z Rakowem Częstochowa. Ale to, jak szybko Nowa Bukowa zaczęła pisać swoją historię, jest po prostu ewenementem. Ten stadion to już nie nowość i ciekawostka. To miejsce, w którym JUŻ przeżyliśmy piękne chwile, o których będziemy pamiętać na zawsze.

Wczorajsze późne popołudnie i wieczór było magiczne. Nie pamiętam tak głośnych i długich podziękowań i świętowania po meczu. Mimo mniejszej niż na meczach ligowych frekwencji było w tym tyle esencji, a euforia utrzymująca się po bramce Bartosza Nowaka była ciągle wyczuwalna. Nasz zespół osiągnął naprawdę wielki sukces ogrywając – nie waham się tego określenia użyć – obecnie najlepszą drużynę w Polsce. Tak, Jaga mimo chwilowego zawahania (które i tak nie jest naznaczone porażkami), jest w mojej opinii najlepiej i najrówniej grającą drużyną naszej ekstraklasy. I co najlepsze – GieKSa wygrała ten mecz zasłużenie. Znów żelaznym realizowaniem taktyki i przede wszystkim efektywnością w działaniu. Piłkarze Jagi dwoili się i troili próbując wejść w nasze pole karne, a wręcz bramkowe, ale zaraz mieli naprzeciw siebie gąszcz nóg i tułowi katowickich rywali. Nasi piłkarze byli jak smok, któremu w momencie obcięcia jednej nogi (czytaj minięciu jednego przeciwnika), wyrastały trzy nowe. Przez to Jaga nie stworzyła sobie bardzo klarownych sytuacji. Było kilka zamieszań, kilka strzałów z dystansu, kilka interwencji Strączka. Ale summa summarum, podobnie, jak w meczu z Pogonią, zagrożenia wielkiego z tej ofensywy Jagi nie było.

Pan Piłkarz Bartosz Nowak… Boże. Przecież to jest obecnie najlepszy piłkarz ekstraklasy. Inteligencja i efektywność tego zawodnika sprawia, że śmiało może on kandydować do najlepszego piłkarza GKS w ostatnim dwudziestoleciu. Przy czym nie mówimy tu o dorobku, długiej grze, tylko walorach czysto piłkarskich. Uważam, że od czasu Przemysława Pitrego nie mieliśmy tak dobrego zawodnika, tyle że Bartek i od tego zawodnika jest dużo lepszy. To inny poziom, inna liga. Cieszmy się, że mamy takiego piłkarza w swoich szeregach. W poprzednim sezonie trochę kręciliśmy nosem, bo choć zawodnik imponował swoimi niekonwencjonalnymi zagraniami i również był efektywny, zaliczał asysty, to jakoś mieliśmy wrażenie, że jest tego za mało, jak na jego potencjał. Teraz ten potencjał wybuchł ze zdwojoną siłą. Zawodnik jest to wprost doskonały i dla takich ludzi dzieci zaczynają się interesować piłką nożną i wieszają plakaty nad łóżkiem. Po prostu mistrz.

W wywiadzie dla GieKSaTV Bartek powiedział, że pierwsza bramka to w zdecydowanej większości zasługa Marcela Wędrychowskiego. Mam z tym stwierdzeniem problem, bo zgadzam się, ale nie do końca. To znaczy uważam, że większość zasługi w tym golu jest i Marcela, i Bartka. Wiem, że to wbrew logice, ale trudno. Zaraz się skupię na Marcelu, ale to co zrobił Bartosz tym minięcie na spokoju przeciwnika to też był majstersztyk. Przecież gdyby uderzył od razu, ryzykowałby trafieniem w blokujących przeciwników. A tak zamarkował strzał, nawinął i już nie miał żadnych przeszkód, by trafić do siatki. To był jego kunszt. Wielu piłkarzy stosuje nadmierne dryblingi, nawet w takich sytuacjach, ale często są one zupełnie bez sensu. Tutaj było to działanie w ściśle określonym celu – zwiększenia prawdopodobieństwa zdobycia bramki. I to się udało perfekcyjnie.

W pierwszej połowie Bartek często stosował taki subtelny pressing, próbował przewidzieć błąd rywala, więc gdy Piekutowski miał piłkę, robił taki ruch, to w lewo, to w prawo, by ewentualnie przeciąć piłkę. Dosłownie pomyślałem sobie wtedy, że mało prawdopodobne jest, że coś takiego się uda, ale po chwili przyszła druga myśl: Pan Piłkarz Bartosz Nowak wie, co robi i skoro tak robi, to jest duża szansa, że w końcu będzie z tego efekt. I choć nie bezpośrednio, to jednak taki błąd przeciwnika wykorzystał właśnie Marcel Wędrychowski. To jak katowicki De Bruyne wyczuł i doskoczył do golkipera gości, to też była klasa. Liczyła się szybkość. I oczywiście geneza tego gola jest po stronie Marcela. A potem był już kunszt Nowego.

W ataku zagrał tym razem Ilja Szkurin. Zawodnik przepychał się z rywalami, walczył. Sytuacji przez sporą część meczu nie miał. Ale jak już przyszło do pokazania swoich umiejętności, to i tu Białorusin spisał się świetnie. Najpierw świetne przyjęcie klatką, potem asysta oczywiście od Nowaka, no i pozostało już pewne wykończenie. Choć przyznam, że bardziej niż ten gol, podobało mi się zachowanie Ilji, przy golu na 3:1. Poszedł jak ten dzik na Vitala i już sam nie wiem, czy nasz zawodnik dziubnął tę piłkę czy rywal, ale ta agresja to było coś wspaniałego i doprowadziła ona do tego, że piłka trafiła pod nogi Nowaka, a ten – znów w wybitny sposób – strzelił niczym bilą do łuzy. W ogóle mam wrażenie między Szkurinem, a Nowakiem jest jakaś chemia, to jak współpracują i cieszą się wspólnie po bramkach, ten uśmiech na ustach i radość – coś pięknego. A Ilja w ogóle jeszcze punktuje u mnie dodatkowo tym, że ma kota – ale to już prywata 😉

Około 80. minuty byłem też pod wrażeniem jednej rzeczy i bardzo ceniłem nasz zespół. Mianowicie za to, że nie cofnęliśmy się do głębokiej defensywy. Oczywiście kilka razy byliśmy bardzo głęboko, bo Jaga rzuciła na nas wszystkie siły, do Imaza dołączyli Pululu czy Pietuszewski i mając dwubramkową stratę, logicznym było, że ruszą na nas. I czasem zakotłuje się w polu karnym. Jednak GieKSa starała się jak tylko mogła oddalić grę i dość często to się udawało. Ceniłem to dlatego, bo nieraz w takiej sytuacji zespoły cofają się już na stałe w swoją szesnastkę i tylko czekają na wymiar kary. Zamiast po prostu grać swoje. Powiedziałem sobie wtedy w duchu – właśnie w tej 80. minucie – że jeśli GKS straci dwa gole, to nie będę miał żadnych pretensji za ten sposób gry, bo ostatecznie to zmniejsza ryzyko utraty bramek, a nie zwiększa. Ostatecznie Jagiellonia strzeliła gola z rzutu karnego, bo Rafał Strączek w drugim meczu z rzędu znokautował rywala (poprzednio Kuuska, teraz Pozo), ale to była jedyna bramka gości w tym spotkaniu. I Rafał się do tego przyczynił również, broniąc dobrze i pewnie.

Ten mecz miał kilka analogii ze spotkaniem z ekstraklasy z poprzedniego sezonu. Znów wygraliśmy 3:1. Znów gola strzelił Pululu. I znowu katowiczanie zdobyli bramkę po fatalnym błędzie rywali w wyprowadzaniu piłki. Wtedy Nowak odebrał piłkę Halitiemu i gola strzelił Adrian Błąd, tym razem to Nowy był egzekutorem po świetnym odebraniu od Piekutowskiego. I znów euforia.

Dodajmy, że to już druga bramka w tym sezonie, w której nasz piłkarz odbiera piłkę bramkarzowi przeciwnika. W Płocku Rafałowi Leszczyńskiemu futbolówkę sprzed nosa zgarnął Marcin Wasielewski. Pressing się opłaca!

Nie zapominajmy też o świetnej defensywie naszej drużyny. To była kontynuacja gry z meczu z Pogonią. Poświęcenie, żółty (w tym przypadku czarny) mur naszych piłkarzy, wślizgi, bloki i wybloki. To co było naszym mankamentem na początku sezonu, w dwóch ostatnich meczach stało się chlubą. Nasz zespół znakomicie gra w obronie. A jeśli dołożymy do tego fakt, że nie opieramy się tylko na kontrach, tylko budujemy ciekawie swoje akcje ofensywne, można powiedzieć, że rozwój tej drużyny trwa w najlepsze.

Kolejnym naszym problemem były tracone nałogowo bramki do szatni. Już o tym zapomnieliśmy, choć Pululu akurat trafił na kilka minut przed końcem. Ale ostatnio mamy mecze na zero z tyłu, tych goli do szatni też po prostu nie zaliczamy. A tymczasem trend się odwrócił. Gdy ja się cieszyłem, że mamy spokojne 0:0 do przerwy i jedna minuta doliczona, GieKSa przeprowadziła swoją skuteczną akcję. Dla mnie to był totalny bonus, bo mentalnie byłem przy remisie do przerwy. A potem w doliczonym czasie całego meczu Bartosz ponownie strzelił gola.

Euforia po tej bramce była niebywała. Z wszystkich spadło ciśnienie. Te okrzyki „GKS! GKS!” i „Loooo, lolo loooooooo” po bramce przypominały stare czasy, jeszcze z lat 90., kiedy właśnie tak celebrowało się bramki. Absolutnie piękna sprawa.

Trener oczywiście na konferencji jest „oficjalny”, więc gdy zapytałem go, czy ma satysfakcję, że utarli nosa Jagiellonii za ten mecz ligowy, który się nie odbył powiedział, że nie rozpatruje tego w takich kategoriach. Za to my, jako kibice możemy – bo to też jest kwintesencja kibicowania, takiego bym powiedział w stylu angielski, czyli takie prztyczki, docinki. Więc troszkę Jaga dostała za swoje za to, że nie przygotowali boiska i lekceważąco podeszli zarówno do naszej drużyny, jak i kibiców, którzy do Białegostoku przyjechali. Chytry traci. Więc nie było co kombinować, trzeba było w tamtą niedzielę zagrać. Choć może Jaga wiedziała, co ją czeka i po prostu się bała?…

Myślałem o takim performancie, żeby trenerowi Siemieńcowi wręczyć łopatę do odśnieżania po meczu, ale stwierdziłem, że nie będę takich cyrków robił, choć wydaje mi się to całkiem zabawne (ach, pamiętny Puchar Pepco). Jednak nawet gdybym już miał sprzęt przygotowany, to w ostatniej chwili bym zrezygnował. Widząc przybitego trenera gości, włączyłaby mi się empatia i po prostu bym mu już nie dowalał. Poza tym mógłbym z tej konfrontacji nie wyjść żywy 😉

Jesteśmy w ćwierćfinale. Po raz pierwszy od 21 lat. W końcu po latach upokorzeń, kompromitacji i pucharowych dramatów, przeszliśmy już trzy rundy i zagramy na wiosnę w tych rozgrywkach. Czy znów naszym przeciwnikiem będzie ekipa z ekstraklasy? A może jakaś drużyna z niższej ligi? W ósemce znalazły się Avia Świdnik, Zawisza Bydgoszcz i Chojniczanka. To byłyby bardzo ciekawe opcje. W każdym razie droga na Narodowy zrobiła się realna. Trzeba będzie walczyć o to ze wszystkich sił.

W niedzielę Raków. Na zakończenie roku. GKS Katowice ma obecnie sześć zwycięstw w siedmiu ostatnich meczach. Bilans to znakomity. Trochę osób wieszczyło, że po porażce z Piastem w pozostałych spotkaniach nie zdobędziemy już żadnych punktów, że wszystko przegramy. Tymczasem mecz w Białymstoku się nie odbył, a potem z Pogonią i Jagą GKS po bardzo dobrej grze odniósł zwycięstwa. Naprawdę – wierzmy w tę drużynę.

Oczywiście z Rakowem łatwo nie będzie, bo piłkarze Marka Papszuna złapali dobry rytm. Odprawili z kwitkiem Rapid Wiedeń i Arkę strzelając im po cztery gole, wyeliminowali także Śląsk Wrocław. Więc przeciwnik jest trudny, ale przecież w lutym pokonaliśmy go w Częstochowie. A GieKSa jest na tyle w dobrej dyspozycji, że nie ma powodów, by nie wierzyć, że przy Limanowskiego nasz zespół nie jest w stanie grać o zwycięstwo.

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga